Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minęło kilka miesięcy od ślubu Tess i  Clint'a. W tym czasie trochę się pozmieniało. Nie tylko w życiu Barton'ow, ale także avengersów.

Jakiś czas temu miało miejsce starcie pomiędzy drużyną, która podzieliła się, a to wszytsko przez protokół po akcji w Lagos. Rząd postanowił mieć pełna kontrolę nad nimi, aby już nic podobnego się nie wydarzyło.

Przez ten właśnie dokument drużyna się podzieliła. Część uważała, że to słuszna dezycja i powinni być pod czyjąś kontrolą. Do tej części należał Tony, Natasha, Rhodey i Vision. Natomiast osobami przciwnymi temu byli Steve, Sam i Wanda.

A rozpadowi drużyny przyczyniła się dodatkowo strawa z Barnes'em, który został wrobiony. Steve jako jego przyjaciel postanowił go bronić i nie pozwolić na jego aresztowanie.

Po stronie kapitana stanął Sam, Wanda, Scott Lang, a także Clint. Wiedział on, że to bardzo ryzykowne, ale musiał to zrobić.

Natomiast Stark'a poparł T'Challa i Peter Parker znany również jako Spider-Man.

Walka zakończyła się porażką drużyny Rogers'a przez co Wanda, Sam, Scott i Clint trafili do tajnego więzienia, którego położenie znało nieliczne grono osób. Za to Steve i Bucky uciekli i ukrywali się. Jednak Steve nie mógł zostawić swoich przyjaciół w więzieniu i uwolnił ich. Wanda i Sam postanowili również sie ukryć, za to Clint i Scott postanowili wrócić do swoich domów, do rodzin. Rząd jednak znalazł ich i nałożył na nich areszt domowy.

Oprócz tego w życiu Barton'ow również wiele się zmieniło i to przed tą całą wojna domową. Wydarzenia sprzed czterech miesięcy całkowicie zmieniły ich życie.

Tess doskonale pamiętała tamten dzień i nie wiedziała jak ma go wspominać. Z jednej strony to była najszczęśliwszy dzień w jej życiu, a z drugiej najgorszy.

*cztery miesiące wcześniej*


Tess jak zwykle była w pracy. Wyjątkowo dzisiaj w szpitalu był niewyobrażalnie duży zament. A to wszystko przez wypadek w xentrum miasta, gdzie na skrzyżowaniu doszło do zderzenia dwóch autobusów i kilku osobówek.

Teraz do szpitala przywożono co rusz nowych pacjentów. Cały szpital działał na pełnych obrotach. Ściągnięto nawet nocna zmianę, która pomagała ogarnąć wszytsko.

– Nie ma innych szpitali oprócz naszego?- zapytała zirytowana Tess przyjmując kolejnego pacjenta.

– Inne są przepełnione i nie ma miejsc.- odpowiedziała jej Maggie.

– A nasz to niby nie jest?- zapytała i zniknęła w sali.

Kartki podjeżdżały praktycznie co chwilę. Szpital w którym pracowała Tess znajdował się najbliżej miejsca wypadku i dlatego też większość poszkodowanych osób przywożono do tego akurat szpitala.

– Tess! - zawołała Maggie, która zauważyła wychodząca z sali kobietę- Telefon do ciebie.- powiedziała podając jej słuchawkę.

– Halo?

–...

–Co? Jak, kiedy? - zapytała niedowierzając to co słyszy.

– ...

– Żartujesz prawda?- zapytała a w jej oczach zaczęły zbierać się łzy.

Kiedy skończyła rozmawiać była załamana. Nie spodziewała się takich informacji. To nie działo się naprawdę. Oparła się rękami o blat i zawisila głowę w dół.

– Co się stało?- zapytała przerażona Maggie, a Barton pomału przeniosła wzrok na nią.

– Porwali go. Porwali Ethan'a.- powiedziała ledwo powstrzymując płacz.

Maggie była przerażona. To nie mogło się dziać na prawdę. Kto mógł porwać Ethan'a i po co.

***

Minęły trzy godziny od porwania Ethan'a. Po telefonie jaki dostała od Clint'a, który poinformował ją o tym przyjechał po nią I razem wrócili do domu. Od tego momentu Tess siedziała na kanapie w salonie i patrzała się w jeden nieokreślony punkt przed sobą.

– Jak to się mogło stać?- zapytała szeptem Tess. Była to jej pierwsze słowa od powrotu do domu.

– Nie mam pojęcia.- powiedział załamany Clint. On także to strasznie przeżywał. Miał odebrać chłopca z przedszkola, ale kiedy tam był i dowiedział się ze Ethan'a nie ma nie wiedział co robić. Poraz drugi w życiu czuł się bezsilny. Pierwszy raz tak się czuł po wypadku Tess, ale teraz to była zupełnie inna sytuacja.

– Nawet nie wiem kto mógłby to zrobić. Przecież nie ma nikogo takiego kto chciałby go skrzywdzić, prawda?- zapytała przenosząc wzrok na męża. Jej oczy były już czerwone od łez, która nadal leciały z jej oczu.

– Sam nie wiem kto mógłby to zrobić. To przecież bezsensu.- stwrdził.

– Nie wiem, ale przecież...- urwała nagle uświadamiając sobie jedną dość istotna rzecz.

– Co? O czym pomyślałaś?- zapytał zaciekawiony.

– Chyba wiem kto mógłby to zrobić, ale niezbyt potwierdzenie w to uwierzyć.- powiedziała pomału.

– Chyba nie masz na myśli?- zapytał ostrożnie.

– Tak. Mam na myśli właśnie jego.- powiedziała przerażona. Jeśli jej przypuszczenia są prawdziwe to jest bardzo źle.

– Poinformuję o tym policję.- powiedział wstając z kanapy i poszedł do kuchni zadzwonić.

Tess była przerażona tym wszystkim. Jeśli to prawda i ta osoba to zrobiła to dlaczego i po co? Przecież miała gdzieś to co dzieje się z małym i ogólnie z jej życiem, a teraz nagle po czterech latach wywija taki numer. Miała dość chciała aby to już się wszystko skończyło i aby jej syn by z nią.

***

Otworzyła pomału oczy I rozejrzała się po pomieszczeniu w którym się znajdowała. Nie była u siebie w domu w salonie tylko w szpitalu na sali. Starała sobie przypomnieć to co się stało, ale jedynie co pamiętało to jak nagle przed oczami zaczęło jej się robić ciemno, a potem już nic.

Po lewej stronie sali dostrzegła Mggie, która czegoś szukała.

– Maggie?- zapytał słabym głosem, na co kobieta się obruciła słysząc swoje imię.

– Tass jak dobrze, że się obudziłaś. Wystraszyłaś nas nie na żarty.- powiwdzial podchodząc do łóżka, na którym leżała.

– Co się właśnie stało?

– Poczekaj zawołam Sarę.- powiedziała wychodząc z sali.

Po chwili wróciła z lekarką zajmująca się Tess. Sara Jenkins była jednym z lekarzy pracujących na oddziale ratunkowym, głównie na nocnej zmianie.

– Dobrze, że się już obudziłaś.- zaczęła- Jak się czujesz?

– Dobrze. Jak to się stało, że się tu znalazłam?- zapytała zaciekawiona.

Zemdlałaś, ale ważne że się obudziłaś. To przez nadmiar emocji jakich dzisiaj doświadczyłaś. To normalne, że w takiej sytuacji twój organizm nie wytrzymał i postanowił się zbuntowac, że tak powiem. Nie wyobrażam sobie jak się czujesz z tym wszystkim.

– Jest tu Clint?

– Tak był przy tobie cały czas, ale wyszedł jakieś pięć minut temu na dwór się zadzwonić do kogoś. Nie martw się wróci do ciebie.- powiedziała Maggie.

– Kiedy wyjdę?

Niedługo. Zrobimy jeszcze kilka badań i jak wyniki wyjdą dobrze to dostaniesz wypis i będziesz mogła wrócić do domu. A narazie odpoczywaj.- powiedziała i wyszła z sali mijając się w drzwiach z Barton'em, który jak tylko zobaczyły, że jego żona jest przytomna to od razu do niej podszedł całując w usta.

– Jak się czujesz?- zaputal siadajcie na krześle obok łóżka.

– Dobrze. Powidz mi jak to się stało, że zemdałałam?

– Pamiętasz, o czym rozmawialismy po powrocie do domu?- zapytał na co kobieta skinęła głową- Po  poinformowaniu policji o naszych podejrzeniach wróciłem do salonu, a ty leżałaś nie przytomna. Nie widziałem co robić wiec zadzwoniłem na pogotowie, a oni przywieźli cie tu. Byłem z tobą jak byłaś nie przytomna, ale policja chciała, abym przyjechal na posterunek. Tyle co wróciłem, a ty się obudziłaś.

– Wiadomo coś? Mieliśmy...rację co do tej osoby?- zapytała niepewnie. Bała się odpowidzi.

– Najprawdopodobniej tak. Policja pojechał do hego mieszkania, ale było puste jakby ktoś uciekał w pośpiechu. Poza tym znaleźli kamery i mają stu procentową pewnością, że to Patrick stoi za tym.- powidzial to z wielkim bólem. Sam Bał się  że okazał się, że to ten idiota za tym stoi. Nie rozumiał go wogule, ani jego postępowania. Nie przyznawał się do dziecka nie interesował się nim, a teraz nagle mu się odwidziało i porwal go. Miał ochotę go zabić za to co zrobił. Za to co zrobił Tess i Ethan'owi.

Jakiś czas później do sali wróciła doktor Jenkins z uśmiechem na ustach.

– I jak?- zapytała Tess- Wszystko jest dobrze prawda?

– Tak w jak najlepszym. Za niedługo przyniosę ci wypis i będziesz mogła wrócić do domu.-wzięła wdech
i kontynuowała- Wiem, że jest wam teraz trudno z powodu obecnej sytuacji, ale postaram się ograniczyć stres. To może źle na was wpłynąć.- zakończyła tarzac z uśmiechem na koleżankę.

– Chwila. Na nas? Czy ja?- zapytała zdziwiona Tess.

– Tak jesteś w ciąży.- powiedziała Sara z uśmiechem.

Barton'owie nie wiedzieli co powiedzieć. W prawdzie od jakiegoś czasu starali się o dziecko, ale nie sądzili, że to nastapi tak szybko i to akurat w tak trudnym dla nich momencie. Sami nie wiedzieli, czy mają się cieszyć, bo w końcu jak mają się cieszyć skoro wciąż nie wiedzą co
z Ethan'em.

Po wyjściu Sary oboje zostali sami z swoimi myślami. Co mieli teraz robić? Wrócić do domu i cieszyć się ta wiadomością? Nie potrafiliby tak zrobić. Nie w tym w sytuacji, w jakiej się znaleźli.

Clint na chwilę wyszedł na zewnątrz, a Tess siedziała na łóżku i czekała na wypis, który za chwile miała jej przynieść Sara.

– Jak się czujesz? -zapytała wcześniej wspomniana kobieta.

– A jak mam się czuć? Sama nie wiem, czy mam się cieszyć, czy nie. Clint ma tak samo. Po prostu...to jest za wiele jak na jeden dzień.

– Musisz być pozytywnej myśli. Nie możecie się poddać. Poddanie się to najgorsze co można zrobić, w takim wypadku. Tu masz wypis. Jedź do domu i prześpij się na spokojnie.

– Masz rację. Nie możemy się poddawać.- przyznała wstając i odbierając wypis.

Po wyjściu z sali natknęła się na Maggie, która na nią czekała.

– Hej i jak?- zapytała.

– Dobrze.- odpowiedziała jedynie i  razem skierowaly się w stronę wyjścia.

Kiedy znazalu się przed szpitalem Tess stanęła w miejscu. Nie mogła uwierzyć w to co widzi. Miała wrażenie jakby wzrok płatał jej figle. Jej syn był tu cały i zdrowy.

– Mama!- zawołał i zaczął biec w jej stronę. Ona również ruszyła w jego stronę i porwała go w swoje ramiona I przytuliła mocno płacząc z szczęścia.

Clint, który rozmawiał z policjantami którzy przywieźli Ethan'a również podszedł do żony i syna i przytulił ich.

To wydarzenie na zawsze zmieniło ich życie, ale teraz kiedy Tess była już w szóstym miesiącu ciąży oboje woleli skupić się na dziecku, które miało przyjść na świat za trzy miesiące. Mimo że Clint miał areszt i nie mógł wychodzić poza teren domu to starali się o tym nie myśleć i żyć swoim codziennym życiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro