16 {Nowa jakość}

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kilka miesięcy później

Jest piąta czterdzieści, a mój organizm budzi się sam z siebie. Jest już przyzwyczajony do wstawania o tej godzinie, że nawet nie potrzebuje budzika. Przewracam się na drugi bok, ale jej już nie ma w łóżku. Słyszę hałas dobiegający z dołu, więc szybko się ubieram i schodzę na dół.

– Cześć, ranny ptaszku – mówię do niej i całuję w tył głowy – Już zrobiłaś śniadanie?

– A ty już wstałeś? – odpowiada.

Przed poznaniem jej byłem zorganizowany, ale chyba nie rozumiałem tego słowa tak jak rozumie je ona, ponieważ ma zaplanowaną każdą minutę swojego dnia. Jest lekarzem, może to dlatego. Podoba mi się fakt, że oboje ratujemy życia.

– Przed budzikiem.

– Okej, idę się przebrać i idziemy biegać.

Jak zawsze o szóstej gdy nie jesteśmy w pracy.

*

– Mówiłam ci, że dasz radę pobiec w tym maratonie! – krzyczy gdy przebiegamy najdłuższy dystans bez problemów – Cholera, pobiegniesz w tym! – uderza mnie w pierś z wyrazem swojego entuzjazmu.

– Cholera, a ty to chyba wygrasz – klepie ją w ramiona.

– Nabijasz się.

– Nie, skąd – kolejny pocałunek w głowę.

– Jestem spocona, nie całuj mnie.

Przewracam oczami, co zostało mi ze znajomości z Giną.

– Nie to nie.

Odwracam się napięcie i ruszam biegiem do mojego domu, a ona za mną. Odszedłem od przekonywania kogokolwiek do czegokolwiek.

– Hej, zaczekaj. Pamiętasz, że twoja rodzina przychodzi na kolacje?

– Jest zapisane to w kalendarzu na lodówce, kochanie.

– Jesteś zły, że ich zaprosiłam?

Wzruszam ramionami. Poznały się przypadkiem, jak to bywa z moją mamą, która wpada do mnie, kiedy jej się żywnie podoba i ona zaprosiła ją na obiad, żeby się lepiej poznały. Wiedziałem, że mamie spodobała się od pierwszej chwili, co mnie zirytowało i poczułem się, jakbym miał osiemnaście lat i chciał się sprzeciwić mamie, tylko po to, żeby przypomnieć, że jestem już całkiem dużym chłopcem.

Jest we mnie walka, która mnie przeraża, ponieważ czuję, jakbym był dwiema osobami i odkąd jestem z Marią jestem jeszcze bardziej rozdarty. Moje życie dzieli się na przed Giną i po Ginie i nie potrafię już tego zmienić. Nie potrafię wykreślić tej części siebie.

– Jesteś – mówi – Chcę poznać twoją rodzine czy to źle? – jakbym słyszał siebie kilka miesięcy temu.

Muszę wziąć głęboki oddech i przypomnieć sobie, dlaczego tamto nie wyszło i dlaczego to ma szanse wyjść.

– Nie, to bardzo dobrze – uśmiecham się do niej – Z moją ostatnią dziewczyną się nie polubiła, więc mam nadzieję, że tym razem będzie inaczej.

– Też mam taką nadzieję! Dałabym ci buziaka, ale jesteś spocony!

Pieprzyć to.

Przyciągam ją do siebie i całuję, ale nieszczególnie jej się to podoba.

Gina

– Więc mówisz mi, że zdradziłaś Oliego z Thomasem?

Właśnie w ten sposób nie wydaję sekretu przyjaciela.

– Tak, a ja bardzo ją kocham i mam bardzo dużo pieniędzy.

Szturcham go łokciem.

Gdy mówi, że mnie kocha nie wiem, czy jest szczery. To znaczy nie wiem czy naprawdę to czuje, bo zazwyczaj mówimy to właśnie w tego typu sytuacjach albo pół żartem, pół serio. Nigdy go o to nie zapytałam, średnio prowadzimy poważne rozmowy. Najpoważniejszą było to, żebym olała rodziców i ich kasę i fałszywy związek z Olim, bo to, co ma mi wystarczy. Nowa ja nie chciała się zgodzić. Moja głowa była skupiona na tym, co powiedziałby Luke, na czasie trwania naszej znajomości i na tym, co się stanie, jeśli zaczniemy być poważni, ale ta strona mnie nie pomogła mi zbytnio w życiu, więc wracam do ryzyka.

– Nie umiesz żyć bez pieniędzy, co? – to mama – Rzuciłaś tego nieudacznika Luke'a, rzucasz Oliego, bo co, bo on ma więcej kasy?

Bo jest prawdziwy.

– Z Olim bylibyście właścicielami połowy Bostonu! Razem! Po ślubie! Jesteś już w tym wieku!

– Wybacz, kotku, ale ślubu na razie nie będzie, obrączka zbyt by mnie paliła.

On naprawdę mówi to na głos przy moich rodzicach, a to ja raczej powiedziałabym coś takiego mamie Luke'a.

– Co to za facet, co nie chce się żenić?

– Mamo, przyszłam powiedzieć, że to koniec z Olim i tyle – mówię w końcu – Nie chcecie mieć kontaktu z dziećmi, wolicie tylko siebie i kasę to okej. Nic już od was nie chcę.

– Jesteś taka sama! I na dodatek tego nie widzisz! – ta, to ostatnie, co do mnie mówią, zanim stamtąd wychodzimy.

– To co? Lecimy na te narty w Alpy? Ten ich chłód, przypominał mi, że dawno nie bawiłem się w śniegu.

Patrzę na niego, jakby postradał rozum.

– Naprawdę z tego żartujesz?

– Pieprzyć starych, no chodź, kupiłem ostatnio samolot.

– Co zrobiłeś?!? – wrzeszczę.

– Jeszcze zamierzam zrobić uprawnienia pilota na helikopter. Moglibyśmy się tam bzykać, wiesz?

– O mój Boże, ty jesteś niespełna rozumu.

– Za to mnie kochasz – i mnie całuje, mocno, stanowczo, chyba z miłością.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro