11. Milia- Karakorum

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NARRATOR: Aspirant sztabowy Miłosz Bachleda i jego partnerka, aspirant Natalia Mróz wiodą spokojne i niczym nie zakłócone życie. No prawie...! W końcu życie każdego policjanta jest pełne niespodzianek!Poznali się jak Miłosz został przeniesiony z gór i bardzo się zaprzyjaźnili. Po jakimś czasie otworzyli się przed sobą zupełnie i zaufali sobie całkowicie. Bachleda pomógł Natalii wyrwać się z łapsk okropnego męża, zdawała się być jego oczkiem w głowie, a ona pomagała mu się zaaklimatyzować w nowym miejscu i bardzo go wspierała.... M.in. pomogła mu w reszcie, po latach, uporać się że śmiercią żony. Amelia zginęła na przełęczy śmierci na Nanga Parbat 4 lata przed pierwszym spotkaniem Miłosza i Natalii. Bachleda nikogo więcej potem nie miał, aż pojawiła się Ona... Po nie całym roku zaczęli czuć do siebie coś, więcej, ale ukrywali to, tak długo jak się tylko dało. Dopiero po może 1.5 roku od pierwszego spotkania pozwolili sobie na coś więcej niż bliska przyjaźń. Byli naprawdę szczęśliwi...

MIŁOSZ POW. Od jakiegoś czasu czuję silną chęć do powrotu w góry Karakorum. Mam takie uczucie że aby w pełni oddać się miłości do Natalii muszę zamknąć poprzedni rozdział... Czyli pochować żonę, TAM. Na górze... Cały czas regularnie trenuję aby być w formie, jednak teraz trochę zmieniam trening... W końcu muszę być w formie jak tam wejdę! Ale najpierw muszę spytać Natalię... Nie mogę wyjechać bez jej zgody, nie mógłbym...
-Natalka?- zagaiłem ją, siadając obok niej na kanapie w salonie i łapiąc ukochaną za obie dłonie. Jak zawsze wyglądała przepięknie.... Nawet bez makijażu i idealnie dobranych ciuchów, w samym dresie i podkoszulce z rozwalającym się kokiem na czubku głowy.
-Tak?- odpowiedziała patrząc na mnie świecącymi się oczami i zaraz dodała- Coś się stało?- spytała lekko nerwowo, jakby widząc mój strach.
-To nic wielkiego... Tylko...- nie wiedzieć czemu zacząłem się plątać.
-Kochanie!? Przecież wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć!- ponagliła.
-Pamiętasz jak ci mówiłem o Amelii? Że ona...- zacząłem temat.
-Że zginęła na Nandze, pamiętam! Znów wróciły wyrzuty sumienia?!-spytała z troską.
-Nie ale... Chodzi o to że... Od jakiegoś czasu czuję że muszę tam wrócić, rozumiesz?! Pochować ją...-powiedziałem bojąc się jej reakcji. Po minie Mróz było widać że tego się nie spodziewała...
-Okej... I co zamierzasz z tym zrobić??- spytała lekko drżącym i niepewnym głosem po chwili ciszy.
-Jeśli mi pozwolisz to... Tam pojadę... I to zrobię... A wtedy będę już cały twój, i ciałem i całą duszą!- po moich słowach znów zapadła cisza.
-Pytasz mnie czy cię puszczę na Nangę?!- spytała retorycznie. Przytaknąłem ruchem głowy.
-Czy tego właśnie chcesz?!- spytała patrząc mi głęboko w oczy.
-Jak się nie zgodzisz to nie pojadę...- zacząłem się wycofywać.
-Nie Miłek! Ja cię pytam, czy tego naprawdę chcesz!? Kocham cię bardzo i nie chce stać na drodze do twojego szczęścia! Jeśli pochowanie żony tam gdzie ją straciłeś da ci ulgę to to zrób!
-Mówisz serio?!- nie dowierzałem.
-Tak. Jeśli tego potrzebujesz, to jedź!- powiedziała ze łzawym uśmiechem.
-Chodź tutaj!....- powiedziałem ciągnąc ją na swoje kolana i obejmując w tali. Natalia objęła mnie za szyję i patrzyliśmy sobie w oczy przez moment w zupełnej ciszy.
-Kocham cię. Tak najmocniej na świecie, wiesz?!- szepnąłem głaszcząc delikatnie jej policzek.
-Wiem. Ja ciebie też...- odparła na co ją pocałowałem. Tak bardzo namiętnie z dużą dozą uczucia. Te pocałunki poprowadziły nas do naszej sypialni, z której nie wyszliśmy do rana dnia następnego....

NARRATOR: Kolejne tygodnie mijały. Miłosz i Natalia okazywali sobie dużo miłości i przyzwyczajali się psychicznie do nieuchronnej rozłąki. Bachleda dał znać o wszystkim Renacie, która się na to zgodziła. Tygodnie do wyprawy minęły jak z bicza strzelił i zanim się obejrzeli, już Miłosz miał wyjeżdżać. Przyjaciele z komendy zrobili mu imprezę pożegnalną, na której wszyscy bawili się świetnie. Tylko Natalia była bardzo markotna...

ZUZA POW. Przez większość imprezy obserwowałam Natalię. W porównaniu do reszty z nas zachowywała się inaczej. Była cicha, wycofana, nieswoja... Jakby smutna... W końcu miałam tego dość, złapałam Asię Zatońską pod ramię i wspólnie poszłyśmy do siedzącej na uboczu Natalii. Stanęłyśmy przed nią bez słowa, ale ona w pierwszej chwili nas nie zauważyła.
-Natalka... Co jest? Boisz się o Górala?- zagadnęła ją Asia łagodnie. Dopiero wtedy Mróz wróciła na ziemię.
-Co? Przepraszam was, zamyśliłam się...- wymusiła uśmiech.
-Kochana! Nas nie oszukasz!-powiedziałam odważnie, z oburzeniem grożąc jej palcem.
-Właśnie! Wstawaj i idziemy pogadać!- zawtórowała mi Asia biorąc naszą przyjaciółkę pod ramię i razem z nią poszłyśmy do pustego pokoju prewencyjnego siódemki. Tam, po zamknięciu drzwi usadziłyśmy ją na Asinym krześle i dostawiłyśmy przed nie dwa inne i na nich usiadłyśmy.
-To teraz mów! Wszystko! Jak na spowiedzi u księdza!- powiedziała Asia uśmiechając się do niej łagodnie. Po chwili ciszy Mróz pękła...
-Ja się o niego po prostu boję!! Boję jak cholera!! Że nie wróci mi stamtąd!!- powiedziała bardzo nerwowo, prawie krzycząc.
-To mu nie pozwól- palnęła Asia, za co zmroziłam ją wzrokiem.
-Nie mogę! Poza tym tu chodzi o jego szczęście!! Niech jedzie jeśli wreszcie przestanie się obwiniać o jej śmierć!...
-Jej?- spytałam zanim się powstrzymałam.
-Miłosz przed pracą tutaj, jeszcze w górach miał żonę którą bardzo kochał... Połączyła ich wspinaczka wysokogórska... Pobrali się bardzo szybko, byli również bardzo młodzi... Żyło im się pięknie, aż nie ten wypadek... 4 lata przed przeniesieniem Góral wraz z Amelią i innymi zdecydował się na wspinaczkę na Nanga Parbat... I wszystko byłoby pięknie, tyle że on z niej zszedł...
-A ona nie...- dokończyłam za nią z westchnieniem, wiedząc już co chce powiedzieć.
-Właśnie... Cały czas się obwinia, że mógł zrobić coś aby jej pomóc!... Że mógł zrobić coś więcej niż zrobił! On ją tam reanimował przez dobre 2h... Mówił mi że jak się tu przeniósł to przestał o tym myśleć, zapomniał, ale teraz... To do niego wróciło jak boomerang... Ja nie mam pojęcia co zrobię, gdy on mi nie wróci z tej cholernej góry!!- załamała ręce ze łzami na policzkach.
-Aj Natalka!- jęknęłyśmy i wspólnie ją przytuliłyśmy.
-Miłosz wróci do nas! Zobaczysz! Jeszcze będziesz go miała dość!-spróbowała ją pocieszyć Asia.
-Mam taką nadzieję!- powiedziała, po czym przytuliła nas mocniej. Posiedziałyśmy wspólnie, aż nie przestała płakać, poprawiła makijaż, po czym jak gdyby nigdy nic wróciłyśmy do reszty. Zdawali się wgl nie zauważyć naszej nieobecności.... Reszta imprezy minęła w dużo lepszym humorze. Miłosz wyprzytulał i wycałował Natalię jak za wszystkie czasy. Uroczo wyglądali razem...
Na sam koniec imprezy życzyliśmy mu powodzenia i wszystkiego co można życzyć himalaiście przed wyprawą i rozeszliśmy się w swoje strony. Podejrzewam jednak że każdy w głowie miał teraz, aby trzymać kciuki za powodzenie wyjazdu Górala....

NASTĘPNEGO DNIA.
NATALIA POW. Wstaliśmy z Miłoszem o 4, gdyż o 6 miał samolot do Moskwy, a stamtąd do .... . Ubraliśmy się, umyliśmy, zjedliśmy śniadanie, Bachleda wziął walizki i udaliśmy się na lotnisko, gdzie spotkaliśmy się z resztą tej zwariowanej grupy. Gdy na nich patrzyłam uderzyło mnie nieuniknione. Że za parę minut puszczę go hen, hen daleko i nie będę miała wpływu na NIC co się z nim stanie! Nie to co w pracy, gdzie zawsze miałam na niego oko! Teraz nie będę w stanie nic zrobić!
Jednakże robiłam dobrą minę do złej gry, udając że wcale się o niego nie boje, choć prawda była zgoła inna... Przez ten cały czas Miłosz przytulał mnie do siebie, a ja próbowałam nacieszyć się tą bliskością, zatrzymać z niej jak najwięcej, na jak najdłużej się da. Z głębokiego zamyślenia wyrwał mnie głos Miłka:
-Lena, to jest moja dziewczyna Natalia. Natalka, to jest szefowa wyprawy, Lena Skrzypińska...- przedstawił nas sobie. Z delikatnym uśmiechem uścisnęłam kobiecie rękę.
-Miło poznać!- powiedziałyśmy jednocześnie. Potem gadaliśmy chwilę wspólnie. Lena opowiedziała mi z grubsza jak będzie wyglądać wyprawa i z jakim ryzykiem się ona wiąże. Szczerze mówiąc nie powiedziała mi nic czego bym już nie wiedziała od Miłosza. Lena w pewnym momencie spojrzała gwałtownie na Miłosza, jakby ją piorun trafił:
-Jesteś pewny że chcesz to zrobić??... Tak ryzykować?!...- spytała go i dodała- Masz wspaniałą dziewczynę i pracę!! Po co się tam znowu pchasz??!- spytała go retorycznie, z lekkim rozdrażnieniem w głosie.
-Pamiętasz jeszcze Amelię?- spytał ją bez namysłu. Skrzypińska od razu zmarkotniała.
-Pewnie że tak... Jak mogłabym o niej zapomnieć...- powiedziała dużo łagodniej.
-To wiedz że idę tam aby ją pochować! Robię to dla niej! Dla siebie i Natalii również!!
-Rozumiem...- powiedziała, a jej mina faktycznie mówiła że rozumie. W tej samej chwili rozległo się wołanie gdzieś tam w tle. Treść tego wołania zrozumiała tylko Lena.
-Zaraz startujemy, musimy iść...- powiedziała patrząc na mnie smutno i nieoczekiwanie mnie przytuliła. Zaskoczona oddałam uścisk.
-Pilnuj go tam dla mnie...!- poprosiłam ją cicho.
-Na pewno! Będę ci zdawać relacje na bieżąco!- obiecała i udała się do reszty grupy mówiąc- Czekamy na ciebie!- wskazała na Bachledę przez moment idąc tyłem i poszła. Chwilę staliśmy tak bez ruchu i patrzyliśmy za znikającą w tłumie Skrzypińską. W pewnym momencie Miłosz obrócił mnie tak że stałam przodem do niego. Twardo spojrzałam mu w oczy.
-Już czas...- mruknęłam zatapiając się w jego spojrzeniu, siłą utrzymując spokojną minę.
-Natalka... Ja wrócę! Obiecuję ci to!- powiedział kładąc rękę na moim policzku i głaszcząc go lekko, dodał- Pochowam Amelię i do ciebie wrócę! Obiecuję!- zarzekał się, a ja odruchowo wtuliłam twarz w jego rękę. Chwilkę tak staliśmy, patrząc sobie głęboko w oczy, po czym wyrwałam się z odrętwienia:
-Ostatni buziak?- powiedziałam niepewnie, a w następnej sekundzie już czułam wysilony uścisk na tali i jego usta na moich. Praktycznie bez namysłu podniosłam ręce do góry i objęłam mojego Górala za szyję. Całowaliśmy się mocno i namiętnie, dobrą chwilę, a gdy się od siebie odsunęliśmy uśmiechnęłam się lekko, na bezdechu.
-Idź już, bo inaczej wgl cię nie puszczę!- powiedziałam chcąc się od niego odsunąć. Jednakże Bachleda zatrzymał mnie w miejscu i pocałował mnie w czoło, po czym złożył na moich wargach krótkiego całusa, który sam w sobie był obietnicą powrotu. Potem już naprawdę się odsunął.
-Widzimy się za góra 3 miesiące!- powiedziałam machając mu na pożegnanie, gdy brał plecach na plecy.
-Kocham cię!- krzyknął również machając i idąc tyłem.
-Też cię kocham!- odkrzyknęłam ze łzami w oczach, których Miłosz na szczęście już nie mógł zdala zobaczyć. Stojąc w tym samym miejscu poczekałam aż zniknie mi z pola widzenia, po czym, czym prędzej opuściłam budynek lotniska. Szybkim krokiem podeszłam do samochodu, wsiadłam do środka i wybuchłam płaczem chowając twarz w dłoniach.
-Dlaczego ja mu na to pozwoliłam!!- powiedziałam do siebie. Trzęsło mną strasznie... Gdy po kwadransie się uspokoiłam zapaliłam silnik i pojechałam do pracy.

NA KOMENDZIE
W pracy działałam jak na automacie. Poszłam się przebrać, odebrać broń i poszłam do pokoju. Jednakże ledwo tam weszłam wszystko przypominało mi Miłosza. Przełknęłam w gardle łzy i usiadłam za biurkiem. Przejrzałam papiery i raporty, po czym wstałam i udałam się do Jacka. Rozmawiając z nim lakonicznie oddałam mu co musiałam i znów wróciłam do pokoju. Siedziałam w nim chwilę sama, a potem ktoś wszedł... Zamyślona podniosłam wzrok i ujrzałam przed sobą zmartwioną Kowal.
-Cześć...- mruknęłam.
-Poleciał...- bardziej stwierdziła, niż zapytała.
-Yhm...- odpowiedziałam i dodałam- Ja nie mam pojęcia jak będę bez niego pracować...- powiedziałam ze szklanymi oczami.
-Dasz radę! W końcu to tylko góra 3 miesiące!! Potem wróci!!- spróbowała mnie uspokoić.
-Ty będziesz ze mną dziś jeździć, czy nadal czekam na partnera?!- spytałam ją średnio miło, ale na szczęście Zuza nie wzięła tego do siebie.
-Ja, ja...- uspokoiła mnie i wspólnie poszłyśmy na odprawę, a 20 minut później wyjechałyśmy w miasto...
Na moje szczęście nie było zbyt dużo interwencji, więc nie musiałam być dla ludzi miła. Dla Zuzki owszem, starałam się, ale dla innych już nie miałam siły być...
Po męczących 10 godzinach pracy wróciłam do domu, zjadłam kolację, wykąpałam się i w piżamie wskoczyłam do łóżeczka. Poczytałam książkę, po czym gdy już chciałam iść spać zawibrował mi telefon. Ciekawa kto coś ode mnie chce o godzinie 22.40 wzięłam go ze stolika i odblokowałam. Na moją twarz od razu wpłynął uśmiech. To był SMS od Miłosza:
Miłek: Wreszcie dotarliśmy do obozu bazowego. Zamierzam zabić jet lag i pójść spać na parę godzin. Kocham cię i cały czas o tobie myślę ❤️❤️
A zaraz potem przyszedł drugi:
Miłek: Numer telefonu Leny: 60867**** ... Kocham cię mocno ❤️❤️
Od razu mu odpisałam:
Ja: Też cię kocham ❤️❤️❤️uważaj tam na siebie i wracaj szybko, bo już zaczynam tęsknić...
Bardzo szybko doszła mnie odpowiedź:
Miłek: Będę 😘 Dobranoc Kotek
Ja: Dobranoc Misiek- odpisałam mu, odłożyłam telefon i z uśmiechem na ustach poszłam spać.

MIESIĄC PÓŹNIEJ
Od miesiąca mój kontakt z Miłoszem jest sporadyczny. Na szczęście brak informacji uzupełnia mi Lena, więc nie martwię się zbytnio... Coraz bardziej za nim tęsknię... Dzisiaj wróciłam do mieszkania, wzięłam ciepły prysznic, wskoczyłam w piżamę i usiadłam pod kocem z herbatą i kolacją. Posiłek zjadłam niechętnie i obejrzałam wiadomości siorbiąc herbatę. Praktycznie od razu przypomniała mi ona o Miłoszu i o tym że on robi ją lepiej... Jednakże nadal czegoś mi brakowało... Nie musiałam zgadywać, żeby wiedzieć że brakuje mi właśnie Miłosza... Bez namysłu wstałam, poczłapałam do sypialni i wskoczyłam pod kołderkę po jego stronie, wtulając się w nadal wyraźnie pachnącą nim poduszkę. Leżałam tak gdy mój telefon zaczął dzwonić i wibrować na stoliku nocnym. Podniosłam się i sięgnęłam po niego. To SMS od Miłosza!
Miłek: Jak tam kochanie?! My założyliśmy obóz 3... Bardzo tęsknię, kocham cię! (emoji)
Ja: Też cię kocham! Nic wielkiego się nie dzieje, pracuję z Zuzką...- odpisałam z wielkim uśmiechem. Właśnie wtedy poczułam że potrzebuję czegoś więcej niż tylko jego poduszki... Wstałam, podeszłam do szafy i ubrałam jedną z jego bluz, nawijając mankiety rękawów na dłonie, po czym wróciłam do łóżka, zakopując się w pościeli. Akurat wtedy przyszedł kolejny SMS:
Miłek: Pilnuj telefonu! Zaraz zadzwonię!- głosił SMS. Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej, a chwilę potem mój telefon zadzwonił ponownie, a na wyświetlaczu była widoczna twarz Miłosza. Od razu odebrałam.
-Hej Kochanie!
-Hej... Jak tam?!- spytałam z troską, kiwając mu ręką.
-Zimno- odpowiedział od razu, co skwitowałam urywanym śmiechem.
-No to na pewno!
-A co tam u ciebie?! Jak w pracy?!- chciał wiedzieć.
-Nic nowego... Poza tym że mi ciebie brakuje...- odpowiedziałam smutno.
-Oj Kicia...! Wrócę za miesiąc, max 2!
-Kocham cię!
-Ja ciebie też! Bardzo mocno!- powiedział i dodał- Czy to moja bluza?!- spytał lekko rozbawiony. Odrobinę zażenowana spuściłam wzrok, mimo że wiedziałam iż reaguję jak nastolatka, a nie dorosła kobieta.
-Mówiłem ci już że pięknie wyglądasz w moich ciuchach?!- odparł na to.
-Parę razy się zdarzyło...-uśmiechnęłam się.
-No! Od razu lepiej wyglądasz!- skomentował z troskliwym i czułym uśmiechem.
-Tęsknię...- westchnęłam wbijając wzrok w jego niebieskie tęczówki.
-Ja też Kochanie, bardzo! Najchętniej bym cię teraz mocno przytulił...
-Nie wiem czy ty możesz, ale ja tak- odparłam i objęłam się ciasno ramionami. Wtedy jego zapach otoczył mnie całą.
-Pogadałbym dłużej, ale...- zająknął się, wyraźnie nie chcąc przerywać połączenia, ale mężnie dokończył- Już jest późno... Idź spać Kochanie... Dobranoc!
-Dobranoc! Buziak!- przesłałam mu buziaka w powietrzu, pomachałam ręką i się rozłączyłam. Z westchnieniem odłożyłam telefon na bok i nadal w jego bluzie poszłam spać, cały czas o nim myśląc...

NASTĘPNEGO DNIA
Wstałam rano, zjadłam śniadanie i przygotowałam się do pracy. Na komendzie pojawiłam się pół godziny przed odprawą. Ledwo się przebrałam, zaczepił mnie Jacek:
-Natalia!? Komendant chce cię widzieć...
-Dzięki Jacek. Od razu do niej pójdę!- odparłam i nie czekając chwili dłużej, udałam się we wiadomym kierunku.
Po chwili już stałam przed jej drzwiami. Zapukałam.
-Wejść!- krzyknęła komendant, więc to uczyniłam. Przed jej biurkiem siedział mężczyzna w czarnym mundurze patrolowym.
-O! Już jesteś Natalia!- powiedziała wesoło komendant.
-Chciała mnie pani widzieć...
-Wojtek wrócił z urlopu, więc Zuza wraca do patrolu nr. 8, co pozostawia cię bez partnera...
-Zgadza się pani komendant...- przytaknęłam.
-Właśnie dlatego znalazłam ci partnera... Marek, poznaj proszę, aspirant Natalia Mróz...
Mężczyzna wstał i stanął do mnie przodem. Wreszcie mogłam mu się przyjrzeć... Owszem, jest przystojny, ale nie w moim typie.
-Sierżant sztabowy Marek Baranowski- podał mi rękę. Uścisnęłam ją z rezerwą.
-Natalia...- burknęłam, patrząc nań krytycznie.
-Skoro już się poznaliście, szurajcie na patrol!- wygoniła nas Renata.
-Tak jest pani komendant- powiedziałam lekko chmurnie i odwróciłam się do wyjścia.
-A, i Natalia!?- zawołała mnie jeszcze.
-Tak?!- odwróciłam się do niej na wyjściu.
-Dowodzisz...
-Oczywiście- przytaknęłam i razem z Markiem poszliśmy do pokoju prewencyjnego. Usiadłam za biurkiem, a Marek zajął krzesło Miłosza.
-Ile pracujesz w policji?- spytałam go.
-Będzie już ze 6 lat...- odparł szczerze i dodał- A ty?
-9- powiedziałam z westchnieniem.
-Co jesteś taka nie w sosie?
-Tęsknię za moim partnerem- odpowiedziałam szczerze -Jeszcze przez 2 miesiące go nie będzie...- zwierzyłam mu się.
-Zżyliście się...- bardziej stwierdził, niż zapytał.
-Trochę tak...- burknęłam i dodałam, patrząc na zegarek -Chodź. Trzeba iść na odprawę...- rozkazałam i właśnie tak zrobiliśmy. Odprawa praktycznie niczym się nie wyróżniała. Z wyjątkiem takim, że Renata przedstawiła reszcie mojego tymczasowego partnera. Potem wyjechaliśmy na wspólny patrol. Pracowało mi się z nim nawet dobrze... Oczywiście to nie było to samo, co z Miłoszem, ale dało się przeżyć... Praca skończyła się szybko, a my nawet zaczęliśmy się dogadywać....

MIESIĄC PÓŹNIEJ
Przez ostatnie dni Marek zaczął się dziwnie zachowywać... Plus trochę mnie podrywa... Staram się to ignorować, wciąż tęskniąc za Miłoszem, ale do Marka nic nie dociera! A za Bachledą tęsknię tak bardzo, że dzisiaj przyszłam do roboty w jego bluzie!

Właśnie zjechaliśmy na przerwę, gdy do mojego pokoju wpadły Zuza i Karolina i mnie przytuliły. Zdziwiona oddałam uścisk.
-O co wam chodzi?!- spytałam je zdziwiona, gdy już mnie puściły.
-To ty nic nie wiesz?!- zdumiała się Zuzka, a ja pokręciłam przecząco głową.
-Mają problem TAM! Miłosz nie wrócił z góry do obozu...- wyjaśniła mi smutna Karolina. Wtedy poczułam się jakby ktoś mnie ogłuszył... Do tego dochodzą moje wahania nastroju przez ostatnie dni...
-Hej, Natalia?!- Zuza pomachała mi przed oczami ręką, gdy dłuższą chwilę nie reagowałam. Nie odpowiadając jej nic, spanikowana oklapłam na fotel, z którego wstałam, gdy tu wpadły, a oczy momentalnie mi się zaszkliły.
-Miłosz...- wymamrotałam z lekka nieświadomie.
-Wiem, że to ciężki szok, ale musiałyśmy ci powiedzieć...- powiedziała przepraszającym tonem Karo, ale ja nie słuchałam jej kompletnie. Jedyne o czym myślałam to walczący o życie na tej przeklętej górze Miłosz... Miłosz, który obiecywał mi że wróci cały i zdrowy!
Bezradna schowałam twarz w dłoniach i wybuchłam płaczem, a dziewczyny jednostajnie głaskały mnie po plecach i próbowały jakoś uspokoić.
-On wróci Nat! Góra nie zabije Górala!- zapewniła mnie Zuza, co prawda brzmiąc z lekka niepewnie.
-Nie masz 100% pewności!- wyburczałam, zanosząc się szlochem.
-Ale w to wierzymy!- poprała Kowal Rachwał.
W tej samej chwili do prewencyjnego wszedł Marek.
-A co tu się wyrabia?! Natalcia?! Czemu płaczesz?!
-Po pierwsze, nie mów do mnie "Natalcia"! A po drugie, nie wpierdalaj nosa w nie swoje sprawy!- wybuchłam, podrywając się na nogi i patrząc na niego gniewnie, mimo łez.
-Co tak ostro?! Powiedziałem coś nie tak?!
-Po prostu zamknij jadaczkę i się odpierdol ode mnie!- huknęłam.
-Talia, spokojnie!- zwróciła się do mnie Karo, z lekką konsternacją, wywołaną moim wybuchem.
-Nie! On musi wreszcie to usłyszeć! Znosiłam jego zachowanie cały miesiąc i mam dość!- powiedziałam, schodząc z tonu.
-Macie przerwę?!- spytała, ni z gruszki, ni z pietruszki Zuza.
-Tak, a co?- odpowiedziałam, już spokojnie i dodałam -Idziecie ze mną do stołówki?! Zgłodniałam z tego całego stresu...- powiedziałam smutno.
-Ja z tobą pójdę, a Zuzka załatwi pewną rzecz...- powiedziała Karolina, a Zuza dodała:
-Widzimy się za parę minut...- powiedziała i wyszła, a razem z Karo udałam się do łazienki, aby poprawić make up i nie wyglądać jak potwór, a potem do stołówki. Ilekroć kogoś spotykałyśmy, dostawałam współczujące spojrzenia i uśmiechy. Z całych sił starałam się je ignorować, ale średnio mi to wychodziło...
Gdy zjadłam dość sporą porcję makaronu z sosem bolońskim, zadzwonił mój telefon. Praktycznie na automacie wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz. Widząc numer Leny w pierwszej sekundzie spanikowałam, po czym od razu odebrałam.
-Halo, Lena?!
-Natalia...
-Co się tam u was dzieje, do cholery?!- spytałam, co jakiś czas wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z siedzącą naprzeciwko mnie Karoliną.
-Było okno pogodowe, ruszyli na atak szczytowy i...
-I?!- cisnęłam ją. Po prostu musiałam wiedzieć...
-Część ekipy nie wróciła do żadnego z obozów, przed załamaniem pogody... Miłosz był wśród nich...- powiedziała bardzo smutno.
-Macie z nimi jakiś kontakt?!- spytałam z rosnącą gulą w gardle, a do oczu napływały mi łzy.
-Niestety nie... Praktycznie nie ma z nimi kontaktu... Jak nie wrócą sami, to oczywiście ruszymy im na pomoc, gdy pogoda się trochę uspokoi...
-Znajdź go Lena! On obiecał wrócić!- zaczęłam histeryzować. Sama nie wiem co się ze mną działo...
-Znajdziemy, Natalia! Obiecuję ci że znajdziemy całą grupę!- obiecała solennie.
-Proszę cię! Znajdź go...- wypłakałam z siebie -Nie zabieram ci więcej czasu... Ratuj Miłosza i informuj mnie na bieżąco, błagam cię!- poprosiłam, czując jak po policzkach spływają mi łzy, a na ramieniu silny uścisk dłoni Karoli, która nie wiem kiedy wstała z krzesła.
-Oczywiście!- odparła Skrzypczak i dodała -Zaczynamy działać! Jesteśmy w kontakcie!
-W kontakcie...- burknęłam i się rozłączyłam. Schowałam telefon do kieszeni i ukryłam twarz w drżących z nerwów dłoniach.
-Chodź tu...- powiedziała Karo, dźwigając mnie na nogi i przytulając -Już kochana... Już cicho...!- spróbowała mnie uspokoić. Przylgnęłam do niej jak magnes do metalu, cała drżąc od szlochów.
-Chodźcie do pokoju... Tu się wszyscy gapią...- powiedziała Asia, pojawiając się przy nas jak znikąd. Odsunęłam się od Rachwał i skinęłam jej głową, po czym wszystkie 3 zrobiłyśmy tak jak powiedziała Zatońska. W moim prewencyjnym czekały już na nas Emilka i Zuza. Już w bezpiecznych ścianach Asia mnie mocno przytuliła i wszystkie dziewczyny pomogły mi się uspokoić. Nie wiem co bym bez nich zrobiła...
-Natalia... Wiem że w to nie uwierzysz, ale zrób go... Tak dla pewności...- powiedziała Zuzka, podając mi test ciążowy.
-Myślicie?!- spojrzałam na nie, odbierając od blondynki kartonik. Dziewczyny zgodnie pokiwały głowami na tak. Westchnęłam ciężko, po czym poszłam do łazienki. Po zamknięciu się w niej, zrobiłam test, podobnie jak drugi, "dla pewności". Gdy skończyłam, chowając oba do kieszeni spodni, wróciłam do dziewczyn, do pokoju.
-Teraz czekamy...- mruknęłam i dodałam -Czemu akurat Miłosz?!- zapytałam retorycznie.
-Nie mam pojęcia Talia, ale Bachleda na pewno wróci!- przytuliła mnie Karolina.
Potem dziewczyny starały się odwrócić moją uwagę od możliwej ciąży i Miłosza, zmieniając temat. Na jakiś czas im się to udało...
-Sprawdźmy...- mruknęłam, wyciągając kartoniki z kieszeni. Wystarczył mi jeden rzut oka, abym rozpłakała się ponownie.
-I?!- spytała Asia.
-Sama sobie sprawdź!- jęknęłam, podając jej testy i chowając twarz w dłonie.
-Gratulacje kochana!- ucieszyły się i zaczęły mnie przytulać.
-Nie ma się z czego cieszyć...- gdy sprzedały mi nierozumiejące spojrzenia, oświeciłam je -Skoro Miłosz może zginąć na tej jebanej górze i osierocić to maleństwo!?- prychnęłam przez łzy.
-Aj, nie mów tak! Trzeba się cieszyć!- powiedziała Emilka, przytulając mnie do siebie. Na moment oddałam uścisk.
-Muszę iść do lekarza i to potwierdzić...- burknęłam, odsuwając się od Zapały.
-Pojadę z tobą, tylko trzeba zgłosić Jackowi...- zaproponowała Karolina.
-Ale patrol?!- nie chciałam się zgodzić.
-Nie jesteś w stanie pracować!- zwróciła mi uwagę sceptycznie, ale z troską Joanna.
-To fakt...- westchnęłam ciężko, załamując ręce.
-Pójdę to załatwić...- powiedziała na to Emilka i opuściła prewencyjny, a my pogrążyłyśmy się w rozmowie. Zapała po chwili wróciła ze zgodą od Nowaka...
-Możecie jechać... Mikołaj pojedzie na resztę patrolu z Markiem...- wyjaśniła.
- Ok...- powiedziałam łapiąc się za głowę. Nagle zrobiło mi się słabo...
-Ej, Nat!? Wszystko ok?!- Asia przytrzymała mnie w miejscu, obserwując mnie z troską.
-Słabo mi...- wymamrotałam niewyraźnie, mając wrażenie że cały świat wokół mnie wiruje w zawrotnym tempie.
-Jedziemy do lekarza, ale to już!- powiedziała Karo i tak właśnie zrobiłyśmy.

KWADRANS PÓŹNIEJ
Byłyśmy w szpitalu. Lekarze widząc mój stan od razu zrobili mi pełną diagnostykę i dla pewności położyli mnie na oddział. Karolina cały czas była przy mnie. Niby podali mi jakieś tam leki, ale i tak w pewnym momencie odcięło mi wrotki...

>>>>

Gdy znów się obudziłam, czułam jak mój brzuch pokrywa zimny i kleisty płyn. Od razu się spięłam, ale uspokajający uścisk dłoni Karoli na mojej dodał mi otuchy.
-Witamy z powrotem!- zaśmiała się Hana i dodała- Gratulację! Jesteś na początku 3 miesiąca ciąży!- gdy to powiedziała, kolejny raz dzisiaj stanęły mi w oczach łzy.
-Ćśśś!- mruknęła Lola, ponownie uścisnąwszy moją dłoń. Podziękowałam jej za to spojrzeniem, podczas gdy Hana kontynuowała swój wywód:
-Maleństwa rozwiają się prawidłowo, są silne i zdrowe, wszystko przebiega rzekłabym podręcznikowo, mimo tej waszej roboty...- skomentowała ginekolog i coś tam jeszcze poklikała w komputerze.
-Dziękuję...- podziękowałam jej nerwowo, obierając od niej wydruki USG. I wtedy mnie trafiło...!
-Powiedziałaś, "maleństwa"?!
-Yhm- przytaknęła z szerokim uśmiechem -Nosisz pod sercem zdrowe bliźniaki!
-Mogę wyjść do domu?!- spytałam, jeszcze w mocnym szoku.
-Na twoje szczęście wszystkie wyniki masz w normie, więc tak, możesz- odpowiedziała szczerze.
-Naprawdę dziękuję Hana!
-Nie masz za co!- powiedziała wstając i dodała -Wytrzyj się i przygotuj, a ja idę po wypis...
-Ok- zgodziłam się i blondynka wyszła, a ja z pomocą Karoli się ogarnęłam.
-Wierzysz w to?! Jestem w bliźniaczej ciąży!- załamałam ręce, patrząc na przyjaciółkę. Lola usadziła mnie na łóżku, usiadła obok i mocno mnie przytuliła.
-Wszystko będzie dobrze, a to jest nic innego jak cud!- wyszeptała z uśmiechem.
-Masz rację...- odpowiedziałam, wtulając się w nią.
-Patrz na te kruszyny...- dodałam ze łzami w oczach, pokazując jej wydruk.
-Będzie dobrze...- powtórzyła i wspólnie wpatrywałyśmy się w zdjęcie, już potem bez słowa, nadal się przytulając. W takiej właśnie pozycji zastała nas Hana gdy wróciła. Szybko się z tym uwinęłyśmy i już po 10 minutach opuściłyśmy z Karolą szpital.

PÓŁ GODZINY PÓŹNIEJ
KOMENDA
Praktycznie na wejściu wpadłam na Asię i Emilkę.
-I?!- spytały równocześnie.
-Bliźniaki...- odpowiedziałam szeptem, ze słabym uśmiechem. Obie zapiszczały z radości jak małe dziewczynki.
-Gratulacje kochana!- wyściskały mnie.
-Tylko nikomu ani słowa!- zaznaczyłam poważnie.
-Ma się rozumieć!- zgodziły się gorliwie. Powiedziałam również Kowal, która zareagowała bardzo podobnie do dziewczyn.
-Lena się odzywała?!- spytałam Karolinę.
-Jeszcze nie... Ale nie panikuj! Może to dobry znak?!
-Może tak...- burknęłam. W następnej chwili zawibrował mój telefon. Od razu go wyjęłam z kieszeni i nerwowo odebrałam.
-Lenka?! Co jest?!- spytałam ją z walącym sercem.
-Mamy ich! Tylko że...- zacięła się.
-Że?!- mimo rosnącego szczęścia, czułam również niepokój.
-Nie mają siły schodzić... Nie wiemy jak ich przekonać....
-Połącz mnie z telefonem satelitarnym Miłosza!- rozkazałam od razu.
-Myślisz że to pomoże?
-Po prostu to zrób!- nalegałam.
-Okay...- odpowiedziała, a zaraz potem usłyszałam znajome "Natalka?!" (Dała na głośnik- dop. aut.)
-Miłek!- prawie krzyknęłam z radości, słysząc jego głos- Kochanie! Obiecałeś że wrócisz!
-Wiem Kicia... Tyle że sytuacja się troszkę skomplikowała...- westchnął bezsilnie.
-W dupie to mam! A raczej mamy! Masz do nas wrócić i tyle! Kochamy cię, rozumiesz?!- odruchowo mówiłam za siebie i dzieci.
-Ja ciebie też...- usłyszałam chrapliwą odpowiedź.
-Skoro tak, to ruszaj dupę i złaź stamtąd!- krzyknęłam, już płacząc.
-Nie płacz!- powiedział, a ja w tle usłyszałam skrzyp śniegu. Serce mi podskoczyło z radości.
-Przestanę jak stamtąd zejdziesz!
-Już schodzę Kochanie, nie płacz!
-Uwierzę jak wrócisz do domu!
-To trochę jeszcze potrwa...
-Nie wkurzaj mnie Miłosz!
-I tak kochasz!
-Najmocniej!
Rozmawialiśmy jeszcze długo, aż nie doszedł do obozu III. Wtedy się rozłączyłam, a dziewczyny się na mnie rzuciły.
-Natalia, cholero! Uratowałaś go!- krzyczały jedna, przez drugą. Za to ja się popłakałam ze szczęścia. 'Zmusiłam go... Zmusiłam go do walki i schodzi...'- pomyślałam z płaczem.
-Co się dzieje?!- spytał Mikołaj za wszystkich chłopaków.
-Natalia ściągnęła z Nangi Górala!- wykrzyknęła szczęśliwa Asia. Teraz to cała komenda się cieszyła i wszyscy mnie ściskali, a ja nadal płakałam.
Naraz dostałam SMSa:
Lena: Za góra 36, max 48h Miłosz będzie ponownie w Polsce...
Natalia: Dzięki bardzo Lenka!
Lena: Nie dziękuj mi, tylko samej sobie! To ty go zmusiłaś do walki!
Tylko już się nie denerwuj!
Natalia: Postaram się...

PARĘNAŚCIE GODZIN PÓŹNIEJ
Rano, ubrana w koszulę Miłosza zjawiłam się na komendzie. Mimo mojego słabego stanu zdrowia, z powodu ciąży, zdecydowałam się i dzisiaj pracować. Jak gdyby nigdy nic przebrałam się w mundur, chowając pod koszulką nieśmiertelnik Miłosza. Tylko tą rzecz, należącą do niego mogłam mieć przy sobie przez cały czas służby. Dzisiaj, jak zwykle, najpierw mundur i odebrać broń, potem odprawa i wyjechać na 10h patrol. Gdy już jeździliśmy ulicami, Marek ciągle się na mnie gapił.
-Matole patrz na drogę, a nie na mnie!- fuknęłam na niego ostro, nie będąc w humorze na te jego numery.
-Przecież patrzę! Co się ciskasz?!- burknął i po chwili dodał pod nosem:
-Chyba nikt cię dawno nie ruchał, bo taka spięta jakbyś miała kij od miotły w dupie!
Gdy to usłyszałam, nie mogłam się powstrzymać i zdzieliłam go z otwartej dłoni w twarz, gdy tylko na mnie spojrzał.
-Świnia!- prychnęłam i dodałam- Skup się lepiej na drodze, a myślenie zostaw mnie!- burknęłam i już się do siebie nie odzywaliśmy, z wyjątkiem interwencji. Mieliśmy trochę roboty, ale nic nadzwyczajnego...
Do czasu...
Około 16 zjechaliśmy na komendę, aby coś zjeść. Akurat byliśmy nie daleko, więc wybór był bardziej niż oczywisty. Gdy zajechaliśmy na parking, było na nim dziwne poruszenie. Zaparkowaliśmy na jednym z wolnych miejsc i wysiedliśmy. Marek od razu skierował swoje kroki do budynku, a mnie wmroziło w ziemię, gdy rozpoznałam bardziej niż znajomą postać...
-Natalcia?! Idziesz?!- zatrzymał się, gdy zczaił że za nim nie idę i odwrócił w moją stronę. Jednakże mnie interesował już ktoś inny...
-Miłosz!- krzyknęłam do ukochanego, ignorując pytanie "partnera" i ruszyłam w jego stronę. Bachleda spojrzał na mnie gdy usłyszał mój krzyk, jego twarz rozjaśnił uśmiech i ruszył w moim kierunku z otwartymi ramionami. Ze łzami w oczach i na policzkach rzuciłam się mu na szyję, z rosnącą ulgą w sercu czując jego silne ramiona zacieśniające się na mojej tali.
-Cholernie się o ciebie bałam!- wyszeptałam, obejmując go ramionami za szyję.
-Ale jest już wszystko ok! Wróciłem cały i zdrowy!- odpowiedział. odsuwając się odrobinę i patrząc mi głęboko w oczy.
-Tęskniłam! / Tęskniłem!- powiedzieliśmy jednocześnie i bez wahania się pocałowaliśmy. W tle słyszeliśmy oklaski i wiwaty naszych przyjaciół, ale nie zwracaliśmy na nich najmniejszej uwagi. Dla nas liczył się tylko ten moment...
Oczywiście, jak to zawsze bywa, ta piękna chwila nie mogła trwać wiecznie...
-Natalcia?! Kto to?!- wtrącił się Marek, poirytowanym tonem.  Niechętnie się od siebie odsunęliśmy i odwróciłam się w ramionach Miłosza tak, że stałam przodem do Baranowskiego, mając Górala za plecami i nadal czując jego ramiona na moim ciele. Przez obrót obejmował teraz mój brzuch. Posłałam Markowi ciężkie spojrzenie i sie odezwałam:
-To Miłosz Bachleda... Opowiadałam ci o nim...- odpowiedziałam szczerze.
-Chyba nie łączą was czysto służbowe stosunki...- bardziej stwierdził niż zapytał.
-Jak na to wpadłeś, SHEROLCK'U?!- prychnęłam będąc coraz bardziej rozdrażniona. Nie musiałam zgadywać, aby wiedzieć że to dzieci w moim łonie szybciej podnoszą mi ciśnienie...
-To dlatego mnie odrzucałaś! Bo cały czas myślałaś o nim!
-Odkryłeś Amerykę KOLUMBIE!- fuknęłam i dodałam -To nie twoja sprawa o kim myślę, a o kim nie i kiedy!!- gotowałam się coraz bardziej, a nasi przyjaciele zamilkli, patrząc na nas i czekając jak to się rozwinie.
-No chyba moja, skoro bujasz w obłokach!
-Nie mieszaj się w nie swoje sprawy, tyle razy ci mówiłam!- warknęłam ostro.
-Nie denerwuj się... Nie warto...- szepnął mi do ucha Miłek.
-Ja już nie powiem z kim chciałaś się przespać, aby chociaż na chwilę o nim zapomnieć!- warknął wtedy Marek. Teraz przegiął...
-W tym problem że ja pamiętam to CAŁKIEM inaczej!- warknęłam, a przez myśl przeszło mi to wspomnienie:

FLASHBACK:
Tydzień wcześniej
Siedzimy z Markiem w pokoju i wypisujemy papiery. Trochę jeszcze ich zostało, a tylko one dzielą mnie od wolnego...
-Tylko gdzie te akta!?- powiedziałam do siebie, nerwowo przerzucając papiery zaścielające moje biurko. Mimo usilnych wysiłków nie znalazłam ich.
-Może są w szafie?!- zaproponował Marek, nie podnosząc na mnie wzroku znad papierów.
-Możesz mieć rację- odparłam, trochę zaskoczona jego podzielnością uwagi. Nie czekając na nic, wstałam i podeszłam do odpowiedniej szafki, otwierając ją. Od razu zaczęłam szukać akt sprawy A105/31/04. Tak mnie to pochłonęło, że nie wyczułam czyjejś obecności za mną... Dopiero się zorientowałam gdy już było po przysłowiowych ptakach, moje plecy spotkały się z klatką piersiową Marka, a on jak gdyby nigdy nic zacisnął ręce na moich biodrach.
-Co robisz?!- warknęłam ostro, zamierając wpół ruchu.
-Próbuję ci pokazać żebyś się rozluźniła...- odparł jak gdyby nigdy nic i zaczął rysować powolne kółeczka na moich biodrach. Przeszedł mnie niemiły dreszcz.
-Zgłupiałeś?!- parsknęłam ostro, nadal czekając na jego ruch. Robiłam to z ciekawości, jak daleko będzie w stanie się posunąć...
-Rozluźnij się...- wyszeptał tuż przy moim uchu i zchodząc ustami na szyję dodał- Oboje tego potrzebujemy...- mruknął z ustami na mojej szyi, powoli przesuwając prawą rękę z mojego biodra na brzuch. Doskonale wiedziałam co chce zrobić... Bez słowa, czy wahania złapałam jego "wędrującą" rękę i ją boleśnie wykręciłam, odwracając się do niego przodem.
-Nie próbuj na mnie takich chwytów, bo źle się to dla ciebie skończy!- warknęłam ostro, patrząc bezpośrednio w jego oczy, aby "dotarło" i dwoma szybkimi ruchami wolnej dłoni uderzyłam go mocno w brzuch i twarz.
-Znajdź sobie inną, która ci się podda...- dodałam, puściłam go, złapałam poszukiwane akta i usiadłam za biurkiem, rozstawiając osłupiałego Marka na miejscu. Szybko acz zdecydowanie dodałam ostatnie sygnatury na kolejnych raportach, zebrałam wszystko co musiałam i opuściłam pokój prewencyjny. Jak wychodziłam, Marek nadal stał osłupiały w miejscu, trzymając się za obity policzek.
KONIEC FLASHBACKU

Bez wahania wyrwałam się Miłoszowi, w oka mgnieniu zmniejszyłam odległość nas dzielącą do może dwóch kroków i zdzieliłam go z "plaskacza" w twarz. Już drugi raz w ciągu paru godzin...
-Zamknij się lepiej Baranowski, bo jak widać nie masz nic mądrzejszego do powiedzenia!- krzyknęła na niego Joanna, wstawiając się za mną. W tej samej chwili Marek się zwinął i gruchnął na ziemię. Automatycznie spojrzałam w prawo i ujrzałam Miłosza. Bachleda był krótko mówiąc wkurwiony...
-Nigdy więcej nie powiesz ANI JEDNEGO złego słowa na moją partnerkę, rozumiesz!?- warknął, a gdy Marek nie zareagował, tylko jęczał z bólu, powtórzył -Pytałem czy to jasne!?- Tym razem Marek skinął głową, trzymając się za nos. Miłosz chyba mu go złamał... Zadowolony z reakcji Miłek przytulił mnie do siebie. Z ulgą się w niego wtuliłam, nie odwracając spojrzenia od Baranowskiego. Oboje wręcz się gotowaliśmy wewnętrznie z wściekłości...
-Wróćmy do środka...- zaproponował Mikołaj, pojawiając się przy nas razem z Karolą. Skinęliśmy głowami i tak też zrobiliśmy. Zaczęliśmy rozmawiać, a wraz z rozmową wróciła dobra atmosfera. Wspólnie (z nielicznymi wyjątkami) udaliśmy się do stołówki, wesoło rozmawiając. Wzięłam sobie dużą porcję makaronu szpinakowo-serowego. Miłosz cały czas mnie uważnie obserwował, ponad swoim jedzeniem. 'No tak! W końcu nie wie tego co ja...!'- pomyślałam, w trakcie jedzenia. Potem pogadaliśmy jeszcze jakiś czas ze wszystkimi, po czym poszliśmy do naszego pokoju. Na szczęście Marka w nim nie było...
-Chodź tu do mnie...- powiedział Miłosz, przyciągając mnie do siebie i całując czule. Sprawił że znów poczułam te bardziej niż znajome "motylki" w brzuchu...
-Kiedy do mnie wracasz?!- spytałam go, gdy już się od siebie odsunęliśmy i w miarę uspokoiliśmy oddech.
-Jeszcze nie rozmawiałem z Renatą, ale lekarz wystawił mi pozytywną opinię, więc...
-To chodź do niej od razu!- powiedziałam energicznie, chcąc już teraz wiedzieć.
-Dobrze- zgodził się rozbawiony i udaliśmy się do gabinetu Jaskowskiej. Szefowa praktycznie od razu nas wpuściła.
-Pani komendant...- powiedzieliśmy jednocześnie, stając przed jej biurkiem.
-Witamy z powrotem Miłosz...- powiedziała na to, wstając i uścisnęła mu rękę.
-Też się cieszę...- odpowiedział jej i dodał -Kiedy będę mógł wrócić na patrol?!- spytał, bardzo ciekawy, podobnie jak ja.
-A opinia lekarska...?!- odpowiedziała pytaniem na pytanie Renata, ponownie siadając za biurkiem.
-Pozytywna...- powiedział na to, wyciągając jakiś świstek papieru z kieszeni i jej go podając. Renata przerzuciła go wzrokiem i ponownie na nas spojrzała.
-W takim razie możesz zacząć nawet od teraz...- zdecydowała i dodała -Pojedziesz w patrolu 9, razem z Natalią...- wskazała na mnie.
-Dobrze- zgodził się, a ja dodałam:
-Dziękujemy pani komendant!- powiedziałam i wyszliśmy, zachowując służbową postawę aż do bezpiecznych 4 ścian naszego prewencyjnego. Tam stanęliśmy na środku i się przytuliliśmy.
-Nawet nie wiesz jak dobrze jest mieć cię z powrotem...- wyszeptałam mu do ucha.
-Wyobraź sobie że chyba wiem...- odparł na to i odsuwając się, pocałował mnie w czoło.
-Miłek...- zdałam sobie z czegoś sprawę -Muszę ci coś powiedzieć...- rzekłam wyswobadzając się z jego ramion.
-Co takiego kochanie?!- spytał, podczas gdy ja już szukałam pewnej rzeczy w kieszeni spodni. Gdy je znalazłam, po prostu wyjęłam wydruki USG z kieszeni i mu podałam, kładąc wolną rękę na brzuchu i patrząc nań wyczekująco. Bachleda wpatrywał się w nie przez dłuższy moment, nic nie mówiąc.
-Kochanie?! Powiesz coś?!- przywróciłam go na ziemię. Od razu na mnie spojrzał z iskierkami szczęścia w oczach i nic nie mówiąc, po prostu mnie pocałował. Na początku trochę zszokowana, oddałam ten pocałunek, biorąc jego twarz w obie dłonie.
-Ciszysz się?!- spytałam dla pewności, gdy już się od siebie odsunęliśmy.
-Nawet nie wiesz jak bardzo- odparł i puszczając mnie padł przede mną na kolana i lekko podwinął moją koszulkę.
-Witam moje skarby! To ja, was tata! Chciałem wam tylko powiedzieć, że bardzo mocno was kocham!- powiedział, pocałował mnie w jeszcze płaski brzuch i poprawił mi koszulkę, po czym wstał i mocno mnie przytulił.
-Przepraszam że was przestraszyłem...- wyszeptał, dając mi buziaka w policzek.
-To już nie ważne! Liczy się że wróciłeś do nas cały i zdrowy!- zapewniłam go szczerze. Wtedy się odsunął na krok i spojrzał mi głęboko w oczy, z uśmiechem grającym na ustach.
-Jak długo wiesz?!- spytał, kładąc jedną dłoń na moim brzuchu.
-Dwa dni, coś takiego...- odparłam i dodałam -Wcześniej nic nie zauważyłam, dopiero jak zaczął być problem z tobą moje wahania nastroju zaczęły być mocniejsze i...- na samą myśl o tych wydarzeniach do oczu napłynęły mi łzy.
-Nie płacz!- poprosił, od razu przytulając mnie do siebie.
-Nigdy więcej nie idziesz na takie eskapady!- burknęłam w jego ramię.
-To był ostatni raz. Obiecuję skarbie!- obiecał szczerze, głaszcząc mnie po plecach i całując krótko w skroń. Chwilę tak staliśmy, w zupełnej ciszy.
-Chodź... Jedziemy na patrol..- powiedziałam odsuwając się, gdy już się uspokoiłam.
-Ok- przyznał mi rację i tak właśnie zrobiliśmy. Gdy znów go miałam po lewej, od razu poczułam się bezpiecznie...

Po odpowiedniej ilości przepracowanych godzin wróciliśmy do domu. Ledwo pozbyłam się odzienia wierzchniego (kurtka i buty), zostałam zaciągnięta na kanapę. Z mojego gardła wydobył się zaskoczony pisk, a potem zaczęłam się śmiać. Oczywiście była to sprawka Miłosza... Bachleda przykrył mnie troskliwie kocykiem i położył się obok, tak że mogłam się w niego wtulić. Normalnie nie jestem taka "przytulalska", ale ostatnie miesiące rozłąki, plus moja ciąża trochę mnie "zmiękczyły"... W ramionach partnera wreszcie czułam się bezpiecznie, niczego więcej mi nie brakowało..
-Wreszcie jest tak jak być powinno...- skomentowałam, a Miłosz pocałował mnie w żuchwę.
-Kocham cię- mruknął, praktycznie się nie odsuwając.
-Ja ciebie też- odpowiedziałam szczerze- A mój brzuch to potwierdza- dodałam, za co dostałam buziaki w brzuch i czoło. 'Całe szczęście że Miłosz nie pyta o co chodziło Markowi...'- przeszło mi przez myśl w pewnym momencie. 'Nie pyta, bo ci ufa!'- odparł cichy głosik w mojej głowie. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wtuliłam w Bachledę.
Leżeliśmy tak z dobrą godzinę, w przyjemnej ciszy, po czym Miłosz się podniósł.
-Ty sobie leż, a ja zrobię dla nas kolację...
-Poprawka, my pójdziemy wziąć prysznic, a ty zrobisz kolację, kochanie- odpowiedziałam, również wstając spod mięciutkiego koca.
-Ok- zgodził się, dał mi buziaka w czoło i każde z nas udało się w swoją stronę, aby po jakiejś godzinie, znów spotkać się w salonie i zjeść wspólnie pyszną kolację, a krótko po niej poszliśmy spać. Leżałam wtulona w Miłosza, z wolną dłonią luźno ułożoną na brzuchu. Oboje zasnęliśmy bardzo szybko...

NASTĘPNEGO DNIA
-Ale jesteś pewna że chcesz pracować?!- spytał dla pewności Miłek.
-Tak kochanie- stałam przy swoim i dodałam- A poza tym z tobą jestem najbezpieczniejsza i najszczęśliwsza- odparłam, za co dostałam przelotnego buziaka w skroń.
Na komendzie praktycznie od razu wzięliśmy się do roboty. Była sprawa o włamanie, a zaraz potem żona i kochanka kłóciły się o testament umierającego w hospicjum męża. Żona posunęła się aż do tego, że chciała zabić swojego męża przed zmianą testamentu. Po przesłuchaniu kobiety i osadzeniu jej w PDOZ wróciliśmy do pokoju odpocząć.
-Możesz być pewna, że ja nigdy bym ci nie wywinął czegoś takiego!- mruknął mi do ucha Miłosz. Właśnie wtedy sobie przypomniałam sobie że nie oddałam mu nieśmiertelnika!
-Miłek, czekaj!- zatrzymałam go -Powinnam ci to oddać...- sięgnęłam pod kołnierzyk i wyjęłam nieśmiertelnik. Już chciałam go zdjąć, trzymając za blaszki, gdy Miłosz zacisnął rękę na mojej.
-Zostaw go sobie. Zależy mi na tym żebyś go miała!- powiedział patrząc mi głęboko w oczy.
-Ok...- zgodziłam się niepewnie, puszczając blaszki, a Bachleda ba powrót wsunął swój nieśmiertelnik za mój kołnierzyk, po czym krótko mnie pocałował. Z uśmiechem usiedliśmy do papierów, które wypełniliśmy bardzo szybko.
-Odniosę je do Jacka- zaoferowałam się, wstając zza biurka.
-Ok- zgodził się Miłek i podał mi swoją część papierów. Wizyta u Nowaka nie zajęła mi długo, a gdy wracałam, wpadłam na osobę, której już nigdy nie chciałam widzieć... Marek...
-O, Natalcia! Musimy pogadać...- powiedział przysuwając się niebezpiecznie blisko i łapiąc mnie za łokieć.
-Nie mamy o czym- chciałam się wyrwać, ale trzymał mnie mocno. Z braku laku posłałam mu karcące spojrzenie.
-Daj mi spokój!- spiorunowałam go wzrokiem.
-Chciałbym pogadać...- stał przy swoim, uparty jak osioł.
-A ja nie zamierzam z tobą o niczym rozmawiać!- prychnęłam zirytowana.
-Nie zachowuj się jak dziecko...
-A ty jak głuchy osioł! Jak powiedziała że nie, to nie!- powiedział znajomy głos. Chwilę później byłam wolna, a Baranowski leżał na ziemi pod wpływem mocnego uderzenia. Odwróciłam się o 180* i ujrzałam wkurzonego Miłosza.
-Czemu mi nie powiedziałaś że jesteś w ciąży!?- prychnął na to Marek z pretensją w głosie i dodał -Ja się nie zgadzam na zmianę partnera!
-To nie od ciebie zależy! Komendant przydzieliła mi Miłosza, a poza tym nie powiedziałam ci nic, ponieważ to nie jest twoja sprawa! Byłam już w ciąży, gdy ty się tu pojawiłeś, tylko o tym nie wiedziałam!- warknęłam ostro.
-Ja jestem twoim partnerem, a nie ten pożal się Boże Góral!
-Teraz to przesadziłeś!- burknęłam i zaprzedałam mu cios w twarz.
-Chodź stąd Natalia...- mruknął Miłosz łącząc nasze dłonie i splatając swoje z moimi. Skinęłam tylko głową i wróciliśmy do prewencyjnego. Ledwo doń weszliśmy, przyszedł Jacek z informacją że możemy już jechać do domu. Z wielką chęcią to zrobiliśmy.

Już w domu znów spędziliśmy wieczór na kanapie z herbatką.
-Maluchy się nie zdenerwowały?!- spytał z troska Miłosz, mając dłoń na moim brzuchu, w opiekuńczym geście.
-Chyba nie... Ruchów jeszcze nie czuję, a nie zmusiły mnie do wymiotowania, więc...- urwałam, bo mnie pocałował.
-To bardzo dobrze...- skomentował i resztę wieczoru nie myśleliśmy już o tym.

MINĘŁY 3 MIESIĄCE
Wybił mi 5 miesiąc. Już od jakiegoś miesiąca siedzę za biurkiem, a Miłosz jeździ nadal na patrolu. Renata przydzieliła mu Zuzkę Kowal, a Krzysiek ponownie dostał do teamu Alicję Nowak. Wielkie szczęście że Miłek jeździ na patrol z moją przyjaciółką, a nie z kimś obcym... Przynajmniej nie muszę się bać że mi go spróbuje podrywać...!
Właśnie weszłam do pokoju z aktami w rękach.
-To wasze- uśmiechnęłam się do Miłosza i Zuzy.
-No Kochana! Kwitniesz!- skomentowała Kowal z uśmiechem.
-Nie przesadzaj Zuzia!- skarciłam ją.
-Mówiłem ci już że pięknie wyglądasz w niebieskim?!- spytał mnie Miłosz, gdy podawałam mu jego część papierologii. Lekki rumieniec wpłyną na moje policzki.
-Powtarzasz to od miesiąca- odparłam.
-Bliźniaki cię nie wykańczają?!-
-Nie, jeszcze nie- odparłam, z lekkim uśmiechem kładąc dłoń na już widocznym brzuszku.
-W razie czego dzwoń, pamiętaj!
-Pamiętam, spokojnie!- uspokoiłam chłopaka i przyjaciółkę, po czym dodałam- Do pracy moi drodzy- zaśmiałam się i wyszłam w celu powrotu na recepcję. W drodze tam stwierdziłam że najpierw zrobię sobie herbaty z miodem i tak właśnie uczyniłam, po czym wróciłam na dół, do papierów. Na szczęście w większości siedzę za biurkiem, więc zbyt wielu ludzi mojego brzuszka nie widzi, a i maluchy, przez taki swobodny tryb funkcjonowania są spokojne. Od miesiąca również nie widuję na komendzie Marka i bardzo dobrze, ponieważ za nic w świecie nie mam ochoty go oglądać na oczy.
Parę razy musiałam pokierować ludzi na różne wydziały, ale na szczęście pomagają mi w tym mundurowi z dochodzeniówki. Gdy załatwiłam i zrobiłam wszystko, zaczęłam się bawić blaszkami nieśmiertelnika Miłosza, z którym się nie rozstaję od jego wyjazdu w góry. Około 19 skończyliśmy pracę i wróciliśmy do domu.
-Przebierz się w coś ładnego... Idziemy dzisiaj na kolację- przypomniał mi Miłosz. Praktycznie od razu zamknęłam się w łazience i wzięłam szybki prysznic, po czym przebrałam w zieloną, przylegającą sukienkę przed kolano. Założyłam do niej skórzaną kurtkę i pasujące koturny. Miłosz też się przebrał i pojechaliśmy do restauracji, gdzie spędziliśmy naprawdę miły wieczór. A miał być jeszcze lepszy...
Po wyśmienitej kolacji wróciliśmy do domu i usiedliśmy na kanapie.
-Mogę ci coś powiedzieć?!- spytałam w pewnej chwili.
-Pewnie kochanie.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też- odpowiedział i pocałowaliśmy się krótko.
-Przepraszam cię na moment...- powiedziałam po chwili przyjemnej ciszy, wstałam i udałam się do łazienki, gdyż któreś z bliźniaków nacisnęło mi na pęcherz. Załatwiłam co musiałam, umyłam ręce i wróciłam do salonu. Ledwo tam weszłam, zamarłam. Miłosz klęknął przede mną na jedno kolano i wyciągnął w moją stronę lewą rękę. Jak w transie podałam mu prawą.
-Natalka... Kocham was bardzo mocno, jesteście dla mnie najważniejsi na świecie i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, czy małych... Czy zostaniesz moją żoną?!
Na chwilę odebrało mi mowę, a po policzkach popłynęły łzy szczęścia.
-Tak- szepnęłam kiwając energicznie głową. Bachleda założył mi na palec przepiękny pierścionek zaręczynowy, po czym wstał i obejmując mnie w tali pocałował z uczuciem.
-Nie mógłbym być bardziej szczęśliwy...- wymamrotał, gdy się odsunął i pocałował mnie w czoło, po czym otarł moje policzki z łez.
-Ja też!- odpowiedziałam szczęśliwa.
Resztę wieczoru leżeliśmy przytuleni na łóżku i rozmawialiśmy o wszystkim i niczym za razem. Gdy zasnęłam, jak nigdy dotąd czułam że wszystko idzie w dobrym kierunku...

Kolejne miesiące były wypełnione przyjemną rutyną. Z dnia na dzień maluchy się rozwijały, więc mój brzuch się powiększał, a co za tym idzie, szybciej się męczę...
-Jak tam się Natalia czujesz?!- spytała mnie szefowa, gdy wpadła do mnie na recepcję.
-Bardzo dobrze, dziękuję- uśmiechnęłam się do niej szczerze.
-To się cieszę, a jak tam maleństwa?
-O dziwo są spokojni...- powiedziałam kładąc ręce na brzuchu.
-Kiedy ślub?!- spytała wskazując na pierścionek.
-Jak maleństwa podrosną... Może trochę po chrzcie, ale na ten moment nie mamy jeszcze wybranej daty- odpowiedziałam szczerze.
-Nie śpieszcie się z tym. To powinna być decyzja podjęta na chłodno, rozważnie- poradziła i dodała- Jakbyś się gorzej poczuła to zgłoś Jackowi i wróć do domu. Nie forsuj się...
-Oczywiście pani komendant- przytaknęłam szefowej i obie wróciłyśmy do swojej roboty. Odwiedziły mnie jeszcze Joasia i Karola, gdy miały przerwy. Bardzo miło nam się rozmawiało... Po zakończonej pracy wróciliśmy z Miłoszem do domu, zjedliśmy kolację i poszliśmy spać.

Gdy byłam w 7 miesiącu zaczęliśmy myśleć and imionami:
-A co powiesz na Piotr dla chłopca?
-Piotruś...- zamyśliłam się.
-Mnie się tam podoba!- zaznaczył i dodał- Myślałem też nad Pawłem, ale Asia coś mówiła że z Szymonem chcą tak dać ich synowi...
-Szczerze mówiąc to mi się bardziej podoba Piotrek niż Pawełek- odpowiedziałam szczerze i się krótko pocałowaliśmy.
-Skoro ja wybrałem imię dla synka, to ty wymyślaj dla córki- powiedział i dodał- Jak chcesz dać na imię naszej księżniczce?- spytał głaszcząc mnie po brzuchu.
-Nie mam pojęcia...- zamyśliłam się.
-Spokojnie, na pewno wymyślisz coś ładnego...- pocieszył mnie.
-Co powiesz na coś prostego i tradycyjnego za razem, jak np. Ania?!- zaproponowałam po namyśle.
-Piękne- zgodził się od razu i dwukrotnie ucałował mój brzuch.
-To teraz drugie imiona... Co prawda mamy czas do chrztu, ale można je już wymyślić zawczasu i wtedy przy urodzeniu od razu wpisać do akt...
-Masz coś konkretnego na myśli?!
-Małej chciałabym dać Karolina, aby uhonorować przyjaciółkę...- wyjaśniłam patrząc na narzeczonego z nadzieją, że się zgodzi.
-A ja bym chciał dać Piotrusiowi na drugie Mikołaj.
-Po Białachu- zrozumiałam. Miłek przytaknął.
-To doszliśmy do porozumienia- skomentowałam z uśmiechem.
-Jak zawsze- poparł mnie.
-Jak zawsze...- westchnęłam wtulając się w niego. Cały wolny dzień spędziliśmy bardzo wesoło.

Zarówno ciąża, jak i poród minęły bez zbędnych niespodzianek. Bliźniaki urodziły się planowo, z przyśpieszeniem zaledwie dwóch dni. Pierwszy urodził się Piotruś, a 10 minut po nim Anka. Byłam wtedy BARDZO zmęczona, ale też tak samo szczęśliwa że wreszcie mam moje skarby na świecie. Pielęgniarka położyła mi na piersi Anię, a Miłkowi podała Piotrusia.
-Nasze słoneczka- skomentował ze szczerą radością.
-Nasze i tylko nasze- potwierdziłam z szerokim uśmiechem, na co dostałam maleńkiego, acz czułego całusa w czubek głowy. Nasze maluchy były silne i zdrowe, z 8/10 punktów apgar. Już od następnego dnia po porodzie ciągle miałam jakieś wizyty, ktoś dzwonił z gratulacjami. Wróciłam z nimi do domu 48h po porodzie. Byliśmy naprawdę szczęśliwi...
Na początku opieka nad bliźniakami była dla nas trudna, ale z czasem nauczyliśmy się tego, kochając nasze brzdące każdego dnia mocniej. Ania i Piotruś byli totalnie różni! Piotrek był cichy, spokojny, bawił się sam, nic nie kombinował, a Ania?! Zupełne przeciwieństwo! Od samego początku wszystko chciała dotknąć, przeżuć, albo najlepiej jeszcze na to wejść, jeśli się dało... Jej pierwszym słowem było "Policia!", a Piotrka "Blata!", co oznaczało nasze odznaki, które w policyjnym żargonie są nazywane blachami.
Ślub wzięliśmy jak maluchy miały 6 miesięcy i wszystko się przepięknie udało w każdym calu. Chrzestnymi Ani zostali Karola i Miko, a Piotrusia Asia i Szymon. Nasze życie było szczęśliwe i poukładane, nie wyłączając paru niespodzianek. 2x zostałam świadkową na ślubie. Raz Karoliny, a drugi raz Asi. Dostałam też zaszczyt zostać matką chrzestną dwójki wspaniałych brzdąców, Honoraty Natalii Białach i Magdaleny Zuzanny Zielińskiej.
Nie moglibyśmy być bardziej szczęśliwi, będąc ze sobą na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, w płaczu i w śmiechu. Dożyliśmy wspólnie, ramię w ramię szczęśliwej starości lat 93, odchodząc w ukochanym gronie dzieci i wnucząt, wiedząc że TAM czeka nas tylko szczęście.
KONIEC.

Taki trochę terror, ale jednak końcówka urocza...
Co powiecie?
Podoba się?
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro