2. Zatoki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

"Spotkanie po latach..."

ASIA POW. Dziś wracam do Wrocławia... W domu nie było mnie 5 lat... Ciekawe jak się mają tata, Marcin, no i Szymon.... Bardzo za nimi tęskniłam, a w szczególności za NIM... Nie mogłam wrócić wcześniej! Dla ich bezpieczeństwa wyjechałam i ukryłam się w Stanach, w Chicago. Musiałam to zrobić, bo inaczej pewni nieprzyjemni ludzie zrobiliby krzywdę osobą które kocham! Nie odzywałam się do nich przez ten cały czas, aby ich nie narażać. Ciekawe czy mi to wybaczą?! Ja tu tak gdybam, a zaraz wchodzę na pokład samolotu! Czeka mnie długi lot, ale mam nadzieję że jakoś go przeboleję...

X GODZIN PÓŹNIEJ
JUŻ WE WROCŁAWIU
-No to teraz do domu....- pomyślałam, gdy już z walizką w dłoni opuściłam gmach lotniska. Bez większego namysłu wyjęłam z kieszeni telefon i wezwałam taksówkę. W pół godzinki trafiłam pod właściwy adres, bo o dziwo nie było korków. Z duszą i sercem na ramieniu stanęłam pod drzwiami mojego starego, rodzinnego domu, a raczej mieszkania. Wzięłam głęboki wdech i zadzwoniłam dzwonkiem. 'Tata i Marcin nigdy nie reagowali na pukanie, tylko ja...' przypomniało mi się, przez co miałam łzy w oczach. Po chwili usłyszałam odgłos kroków i szczęk zamka. Gdy drzwi się otwarły ujrzałam w nich Marcina.
-Aaaa... Aśka?!- wydukał zszokowany widząc mnie w progu.
-Tak?!- odparłam niepewnie, patrząc mu w oczy. Brat bez słowa rzucił się na mnie i mocno do siebie przytulił obejmując obiema rękoma w pasie. Czując łzy na policzkach puściłam rączkę walizki i objęłam go ramionami za szyję, a on wygiął się do tyłu unosząc mnie do góry.
-Wróciłaś!- szepnął, po chwilce stawiając mnie na ziemi, ale nie puszczając z uścisku.
-Tak... Już raczej na stałe...- uspokoiłam go, odsuwając się o krok.
-Już nigdy nie rób niczego takiego! Baliśmy się z tatą i tęskniliśmy jak cholera! Nie wiedzieliśmy gdzie jesteś, nie odzywałaś się... Martwiliśmy się że może...
-Wiem Marcin, wiem!- przerwałam mu w pół zdania i dodałam- Ale to już przeszłość! Wróciłam i zostaję!- zapewniłam go szczerze, mając wielką wiarę w to że nie rzucam słów na wiatr....
-Wyrosłeś...- skomentowałam po przetaksowaniu go spojrzeniem.
-W końcu minęło 5 lat...- odparł skromnie po czym się zreflektował- Właź do domu i się rozgość! Pewnie jesteś zmęczona po podróży, gdziekolwiek byłaś...- powiedział zabierając się za moje walizki. Z uśmiechem to zrobiłam i weszliśmy do domu.
-TATO! ASIA WRÓCIŁA!- wydarł się Marcin, a ja zabrałam się za zdjęcie kurtki. Niby początek marca, ale nadal zimno... Brrr! Słysząc krzyk Marcina tata od razu ruszył do przedpokoju i po chwili go zobaczyłam.
-Asieńko!- pisnął podchodząc i mocno mnie przytulając.
-Tato....- wyjąkałam i oddałam uścisk.
-Moja córcia...- powiedział ze łzami na policzkach odsuwając się i całując mnie w czoło. Uśmiechnęłam się do niego przez łzy, a on znów mnie przytulił. Gdy go zobaczyłam ponownie, w dobrym zdrowiu, duży kamień spadł mi z serca...
-Chodź, zrobię herbaty i wszystko nam opowiesz...- powiedział po chwili puszczając mnie.
-Tato... A nie możemy jutro?! Daj Aśce odpocząć po podróży...- skarcił go Marcin wychodząc ode mnie z pokoju. Spojrzałam niepewnie na niegdyś moje drzwi robiąc krok w ich stronę.
-Wszystko zostało tak jak było... Dopilnowałem tego....- usłyszałam za sobą głos Marcina czując jego rękę na ramieniu. Odwróciłam się w jego stronę i ponownie go przytuliłam.
-Dziękuję...- podziękowałam mu i dodałam- Jak ty wyrosłeś....- znów skomentowałam, lekko targając mu grzywkę.
-Po twoim zniknięciu zrozumiałem jaka byłaś dla nas niezbędna, jak bardzo się dla nas poświęcałaś... Zrozumiałem że dla taty muszę dorosnąć skoro ciebie nie ma...- wzruszył mnie tymi słowami.
-Mądrze zrobiłeś...- dałam młodszemu bratu buziaka w czoło i się odsunęłam. Już dawno odwykłam od tego typu czułych gestów w jego stronę, no ale to nadal mój młodszy brat i przeze mnie mogła mu się stać krzywda...
Marcin poszedł do ojca, do kuchni, a ja odwróciłam się ponownie w stronę drzwi.
-Czas zmierzyć się z demonami przeszłości...- mruknęłam robiąc te ostatnie parę kroków i stając przed moimi drzwiami. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do środka. Brat miał rację, nic się nie zmieniło... Z westchnieniem otworzyłam walizkę, wyjęłam piżamę i poszłam do łazienki się umyć. Kąpiel zajęła mi 1.5 godzinki, potem wspólnie zjedliśmy kolację i mówiąc rodzinie dobranoc zamknęłam się u siebie. Weszłam do łóżka i spojrzałam na telefon. Na tapecie nadal miałam białe cyfry 007 na niebieskim tle... Jak zawsze gdy na nią patrzę wróciły bolesne wspomnienia.... Wspomnienia spokoju... szczęścia... bezpieczeństwa u boku zaufanego partnera na którego mogłam liczyć w każdej możliwej chwili.... Właśnie! Zieliński mi tego nie wybaczy!... Szczególnie tego listu, który zostawiłam na jego biurku w dzień odejścia...:

"Szymek!
W tym momencie możesz być na mnie wściekły i mieć do mnie żal, że nic ci nie powiedziałam, ale... Muszę odejść! Nie mogę ryzykować że coś zrobią tobie, tacie albo Marcinowi... Nie szukaj mnie! Ukryję się tak że mnie nie znajdą, a jednocześnie ich dorwę! Może kiedyś wrócę, gdy będziecie już bezpieczni... Tymczasem proszę cię abyś pamiętał o mnie i tych wszystkich szczęśliwych chwilach jakie przeżyliśmy razem... Jednak, również cię proszę żebyś się nie zmieniał, nie załamywał po mnie, bo kiedyś wrócę... Mam do ciebie prośbę. Zajrzyj czasem do mojego taty i brata, dobrze?! W końcu nie mam pojęcia co im do głów przyjdzie, gdy mnie nie będzie...
I jeszcze jedno! Pilnuj się, bądź bezpieczny na tyle na ile może być bezpieczny policjant, nie ładuj się w żadne kłopoty i najważniejsze... Znajdź sobie kogoś, bądź szczęśliwy... Dla mnie...
Na zawsze twoja...
Asia
P.S. Kocham cię..."

Te wspomnienia były dla mnie bardzo trudne, ale skoro już po wszystkim to może mogę spróbować wrócić... Tak! To zdecydowanie dobra decyzja!
Zdeterminowana wzięłam do ręki telefon i wykręciłam bardzo dawno nieużywany numer...
J: Halo, Młodszy inspektor Renata Jaskowska, słucham...
A: Dobry wieczór pani komendant... Znaczy...- zaczął mi się plątać język.
J: Asia?! Wszystko w porządku?! Gdzie jesteś?! Czemu się nie odzywałaś?!- zasypała mnie pytaniami jak lawiną.
A: Tak, to ja... Widzi pani, pani komendant... Wróciłam do Wrocławia i...- zaczęłam się.
J: Chciałabyś wrócić, czy tak?!- spytała z nadzieją w głosie.
A: Jeśli mogę i to nie jest problem...- trochę głupio mi było o to pytać, ale spróbować zawsze można...
J: Oczywiście że nie jest! Wszyscy tu za tobą tęsknimy...
A: To może zacznę od jutra?!- spytałam z nieukrywaną nadzieją.
J: Byłoby wspaniale! Bądź na komendzie o 8, ale wcześniej...
A: Wiem, mam się do pani zgłosić podpisać papiery i wszystko wytłumaczyć....
J:Dokładnie. Dobrej nocy Asiu...
A: Pani też... Do jutra...
J: Do jutra starszy posterunkowy Joanno Zatońska!- powiedziała i się rozłączyła. Nie zdążyłam jej poprawić, gdyż w czasie pobytu w Chicago dostałam awans, ale pomyślałam że wytłumaczę jej wszystko jutro... Odłożyłam telefon i nadal nie wierząc w to co się dzieje poszłam spać.

NASTĘPNEGO DNIA
GODZINA 7.20
-Raz kozie śmierć!- mruknęłam wchodząc do budynku komendy. Jakimś śmiesznym cudem udało mi się wejść do gabinetu komendant nie wpadając na nikogo znajomego... Ba! W ogóle nie spotkałam nikogo! Nawet ochrony! "Myślałam że jest trudniej się włamać na komendę pełną policjantów...?!"- pomyślałam z lekkim rozbawieniem, ale i nerwami. Mam tylko nadzieję że Renata się nikomu nie wygadała, że wróciłam...
-Już jestem pani komendant...- zwróciłam na siebie uwagę komendantki. Ku mojemu zdziwieniu Jaskowska wstała zza biurka i... mnie przytuliła!
-Cieszę się że nic ci nie jest i możesz do nas wrócić!
-Ja też się cieszę pani komendant...-odpowiedziałam jej z uśmiechem. Szefowa mnie puściła i wróciła za swoje biurko, a ja usiadłam na krześle przed nią.
-Trzymaj... Podpisz w wyznaczonych miejscach i witamy z powrotem...- podała mi gruby na pół centymetra plik kartek. Z szerokim uśmiechem na ustach podpisałam wszystko do ostatniej kropeczki i oddałam Jaskowskiej.
-To teraz mi wytłumacz co zmusiło cię do aż tak nagłego zniknięcia aż na 5 lat?! Oczywiście jeśli nie jest to dla ciebie trudne...- poprosiła mnie.
-Ależ nie! Mogę o tym opowiedzieć, bo już jest po wszystkim...- zgodziłam się od razu i opowiedziałam szefowej całą prawdę bez zająknięcia, czy zawahania. Gołym okiem było widać że Renata jest poruszona całą tą historią...
-Ale Asia... Czemu mi tego nie zgłosiłaś?! Przecież ruszyłabym odpowiednie procedury...- spytała, gdy skończyłam.
-Nic nie powiedziałam, bo grozili nie tylko mnie, ale i mojej rodzinie, przyjaciołom, pani, Szymonowi... Grozili że wysadzą komendę w powietrze, a moją rodzinę i Zielińskiego będą torturować... Po prostu nie mogłam zrobić inaczej! Nie mogłam ryzykować!- wytłumaczyłam gorączkowo.
-Rozumiem...- pokiwała ze zrozumieniem głową i dodała- Ale sprawa jest już zamknięta?!- spytała dla pewności.
-Tak. Zamknęłam ją z miejsca gdzie się ukryłam...- przytaknęłam.
-Ok... Leć teraz się przebrać, a potem do pokoju odpraw... Ty i Zieliński bezzwłocznie wracacie do patrolu numer 7...
-Jak to oboje?! Szymon się przeniósł?!-przerwałam jej lekko zszokowana.
-Tak. Gdy cię nie było jeździł w 09 z Emilią... Dowódcą siódemki był do roku po twoim odejściu... Potem nie potrafiłam dłużej patrzeć jak się tam męczy i go przeniosłam... Antonina Kossakowska, którą poznasz na odprawie i Wojtek Niedźwiedzki zajęli wasze miejsca w tym składzie...- wyjaśniła. Wstałam, wyszłam i szybko poszłam się przebrać. I tym razem nikogo nie spotkałam, to aż dziwne! Jest za 10 ósma, a na komendzie nikogo?!
Z uśmiechem weszłam do pokoju przylegającego do pokoju odpraw i zniecierpliwiona czekałam. Jaskowska miała mnie zawołać, anonsując jako nową policjantkę na komendzie... Byłam tak podekscytowana że nie mogłam ustać w miejscu! Krótki czas później wszyscy zaczęli się schodzić...Słyszałam Karolinę... Mikołaja... Zuzę... Wojtka... Krzyśka... Emilkę... I Szymona... Gdy usłyszałam jego głos tętno mi przyśpieszyło. Praktycznie od razu Jaskowska zaczęła odprawę. Rozpoczęła od spraw bieżących, a ja stanęłam pod drzwiami.
-...A! I jeszcze jedno! Mamy od dzisiaj nową policjantkę na komendzie... Będzie jeździła w patrolu nr. 7 z aspirantem Szymonem Zielińskim... Powitajcie ją ciepło...- gdy to mówiła otworzyłam drzwi i weszłam, a wszyscy się odwrócili w moją stronę.
-Poznajcie starszą sierżant Joannę Zatońską!- dokończyła zadowolona z siebie Renata.
-Hejka wszystkim...- przywitałam się niepewnie. Żadne z nich nic, a nic się nie zmieniło! Wszyscy tacy, jakich ich zapamiętałam! Przez moment wszyscy patrzyli się na mnie jak na ducha, po czym Zuza i Emilka poderwały się z krzeseł przewracając je z hukiem i mocno mnie przytuliły, a w ich ślady poszła reszta moich przyjaciół.
-Jak dobrze że wróciłaś!- powiedziała Emilka ściskając mnie porządnie.
-Cieszę się że żyjesz... Strasznie się o ciebie bałam!- dodała od siebie wyszczerzona Zuza.
-Ja też się cieszę dziewczyny...- uściskałam je.
-Witamy z powrotem młoda!- zaśmiał się Mikołaj również mnie przytulając, gdy tylko dziewczyny mnie puściły i odsunęły się na bok.
-Też się cieszę STARY!- zaakcentowałam ostatnie oddając uścisk. Wszyscy się zaśmiali i przybiłam jeszcze z Białachem żółwika.
-Gdzie cię wywiało na tyle lat, co?!- spytała wyszczerzona Karo ściskając mnie.
-Może kiedyś wam to opowiem- zbyłam temat szczęśliwa że wróciłam do domu.
-Tęskniliśmy!- powiedział Krzysiek. Również go mocno przytuliłam. Gdy puściłam Zapałę, przytuliłam jeszcze Wojtka, a zaraz potem przyszedł czas na najcięższą dla mnie konfrontację... Szymon...
Ku mojemu zdziwieniu Zieliński po prostu mnie do siebie przytulił.
-Brakowało mi ciebie... Czemu odeszłaś bez słowa?!- szepnął mi do ucha Szymek.
-Przepraszam... Wyjaśnię ci wszystko w pokoju, obiecuję...- odszepnęłam dając mu buziaka w policzek. Potem przybiłam piątkę jeszcze paru innym znanym mi kolegom z innych wydziałów i poznałam resztę nowych. Na tym zakończyło się witanie i wróciliśmy do odprawy. Słuchałam komendant tylko jednym uchem, cały czas skupiona na Szymonie. Nic, a nic się nie zmienił!!

PO ODPRAWIE
POKÓJ SŁUŻBOWY PATROLU NR. 7
-Jak dobrze wrócić!...- powiedziałam stając na środku pokoju i sprawdzając, czy aby na pewno nic się nie zmieniło. Był taki sam! Jedyną różnicą, jaką zauważyłam była zmiana na moim biurku, ale nie przejęłam się tym. W końcu teraz wszystko wraca na stare tory...
-Asia?! Możemy pogadać?!- zagadnął mnie Szymon stając obok. Odwróciłam się do niego przodem i z nie małym trudem, czując motyle w brzuchu, spojrzałam mu w oczy.
-Tak. Nawet musimy....- przytaknęłam i zanim cokolwiek powiedział zaczęłam mu opowiadać- Pamiętam to jak wczoraj....

5 LAT WCZEŚNIEJ
Weszłam do pokoju służbowego, bo zapomniałam telefonu. Na biurku, obok rzeczonej zguby znalazłam kolejną karteczkę. Identyczną jak te, które znajdywałam w moich rzeczach od ostatnich 3 miesięcy. Na tej pisało tak:
"Joanna! Teraz to na prawdę się doigrałaś! Zamknęłaś naszego przyjaciela! Za wszystkie te katusze jakie dozna w więzieniu odpowiesz ty! Albo nie... Zemścimy się na twoim partnerze! Będzie cierpiał i umierał straszną śmiercią! Połamiemy mu wszystkie kości, pozbawimy go oczu i straci wszystko co do teraz posiadał... Nie damy mu nic do jedzenia, ani picia... Jedynym czym będzie karmiony to tłumaczeniem że cierpi przez ciebie, że to twoja wina że tak skończył! Zieliński umrze z taką świadomością, jeśli nas nie posłuchasz!
Gdybyś odeszła i znikła od razu to byśmy o tym nie rozmawiali...
A jak już wykończymy jego to zabierzemy się za twojego brata i tatusia... Chyba nie chcesz, abyśmy zrobili im krzywdę?! Jeśli nie wyjedziesz do jutra z Polski to zaczniemy spełniać swoje groźby, a pierwszym co zrobimy będzie wysadzenie i podpalenie CAŁEJ komendy z WSZYSTKIMI w środku, a ich krew będzie na twoich rękach!
Zastanów się dobrze!
Anonim
P.S. Obserwujemy twój każdy ruch, czy krok... Nie kombinuj nic!"

Przerażona schowałam list do torebki, wyszukałam na biurku jakąś czystą kartkę i drżącą ręką napisałam list do Szymona. Niech wie chociaż połowicznie co się dzieje...
Gdy skończyłam zdałam broń, przebrałam się i pojechałam do domu. Tam spakowałam wszystko, zostawiłam kartkę tacie i Marcinowi, zabukowałam najbliższy lot do Rzymu i pojechałam na lotnisko. W Rzymie zostałam 3 dni. Praktycznie nie wychodziłam z hotelu. Potem wsiadłam w samolot do stanów i poleciałam do Chicago... Wszystkie połączenia od taty, brata, czy znajomych odrzucałam, bądź nie odpisywałam na smsy. Było mi z tym naprawdę ciężko... W dzień wylotu do Chicago przyszedł sms...:

"Grzeczna dziewczynka! Tak jak obiecaliśmy, zostawimy twoją rodzinę i przyjaciół w spokoju, ale pamiętaj! Nigdy nic nie wiadomo!
Anonim"

W Stanach wynajęłam mieszkanie i zaczęłam szukać pracy. Telefon wyłączyłam i zostawiłam w walizce, a za resztę pieniędzy z konta kupiłam nowy i nową kartę. Tydzień po przylocie zaczęłam pracę w Chicagowskiej policji... Nie było źle, chociaż tęskniłam za Polską... Nawet dostałam awanse!
Dwa lata po zniknięciu zaczęłam ich szukać, aby to zakończyć i móc przestać się bać... Poszukiwania zabrały mi dwa lata... Im głębiej w tym grzebałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu że muszę się ich pozbyć, aby ludzie byli bezpieczni... Na moje szczęście na parę miesięcy przenieśli się akurat do Chicago... Zaplanowałam to w najdrobniejszych szczegółach, nie mówiąc o tym nikomu... Nie wiedzieli nawet moi nowi przyjaciele i szef... Dokładnie 4 i pół roku po moim zniknięciu ich zabiłam... Zastrzeliłam ich... Najpierw strzeliłam im w brzuchy, aby czuli chociaż część mojego bólu, a potem... Z zimną krwią patrząc im głęboko w oczy ich zastrzeliłam! A to wszystko dlatego aby mieć pewność że nigdy nie skrzywdzą osób które kocham! Trochę ponad pół roku później zdecydowałam się na powrót, a o tej sprawie już dawno zapomniano...

TERAZ
-Musiałam ich zabić żebyś był bezpieczny!- kończąc opowieść wyjąkałam przez płacz, patrząc Zielińskiemu w oczy. Ku mojemu zdziwieniu również płakał...
-Nie darowałbym sobie, gdyby coś ci się przeze mnie stało!!- dodałam średnio zrozumiale przez płacz. Spodziewałam się że zacznie na mnie krzyczeć albo co, ale zrobił coś zupełnie innego! Szymon zrobił dwa kroki w moją stronę łapiąc mnie jedną ręką za biodro, a drugą kładąc na moim policzku, przyciągnął do siebie i namiętnie pocałował!
Poddałam się temu bez reszty obejmując go za szyję. Gdy tylko to zrobił moje uczucia do niego odżyły jak wybuchający wulkan... Całowaliśmy się aż do utraty tchu, wtedy wzięłam wielki haust powietrza i złączyłam nasze czoła.
-Też cię kocham... I już nigdzie nie puszczę samej!- szepnął dając mi buziaka w czoło.
-Jak znosiłeś nasz brak kontaktu?!- spytałam go cicho.
-Wytrzymałem w naszym patrolu rok. Ale ilekroć tylko słyszałem głos Tośki zamiast twojego traciłem humor... Mniej więcej wtedy dotarło do mnie w pełni że nic i nikt mi ciebie nie zastąpi, bo cię kocham...- wyznał mi szczerze.
-Już nigdy nigdzie nie pójdę... Obiecuję!- odpowiedziałam zamykając oczy i łącząc nasze nosy. Staliśmy tak dobrą chwilę, po czym zostaliśmy przez Jacka wysłani na patrol. Nie działo się na nim nic ciekawego, tylko 4 mandaty i jedna bójka uliczna... Za to ja cieszyłam się jak małe dziecko z tego że wróciłam do domu, do rodziny i przyjaciół, do ukochanej pracy i mam przy sobie osobę którą kocham i wskoczyłabym dla niego w ogień...
Teraz może być tylko lepiej...

NARRATOR: I Joanna miała rację! Ją i partnera spotykały tylko szczęśliwe chwile. Pół roku po jej powrocie Zieliński jej się oświadczył. Oczywiście powiedziała "Tak". Ślub wzięli w rok później, kiedy Asia była w 3 miesiącu ciąży z ich pierwszym dzieckiem. Urodził im się syn, Paweł Adam Zieliński. Dwa lata po nim rodzina Zielińskich powiększyła się o bliźniaczki, Nikolę Zuzannę i Magdalenę Emilię Zielińskie. Oboje twierdzili że nie mogli sobie wyobrazić lepszego życia! Ukochana praca, najlepsi partnerzy, wspaniałe dzieci... Należało im się po tym wszystkim!
KONIEC

Teraz przyszedł czas na Zatoki!
Podoba się?!
Napiszcie w komentarzach!
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro