69. Wybuch

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NARRATOR POW: Dzień rozpoczął się jak zawsze. Nic nie odbiega od rutyny, szczególnie jeśli mowa tu o policjantach z komendy miejskiej we Wrocławiu. Wszyscy którzy są w pracy, wykonują swoje obowiązki, pomagając ludziom i innych karząc za popełnione zbrodnie. Wszystko jest takie jak zwykle, nikt nie przeczuwa tragedii która się dzisiaj wydarzy....

Praktycznie cała patrolówka jest postawiona na nogi, gdyż mamy już początek wakacji, przez co wezwań jest zdecydowanie więcej... Każdy gdzieś pędzi, czy to do wezwania, czy z interwencji, do domu, lub dopiero na służbę. W całej komendzie wrze jak w ulu, a emocje są dość wysokie...
A pośród tej całej bieganiny, znalazł się dość postawny, zakapturzony mężczyzna z pakunkiem w ręku. Nic nie mówi, tylko idzie w sobie znanym kierunku. Jest tak niezauważalny w wszechobecnym harmidrze, że nikt nie zwraca na niego uwagi....
Zadowolony stanął na półpiętrze jednego ze skrzydeł i odłożył pakunek do porzuconego przez którąś ze sprzątaczek swój pakunek.
-Skoro ja jej nie mam, to ty również...!- mruknął pod nosem, zadowolony z siebie. Obejrzał jeszcze raz swoje "dzieło" i chowając ręce do kieszeni odszedł, aby jak najszybciej ewakuować się niezauważony z budynku. Na jego szczęście dyżurująca na recepcji Zosia Drawska-Jaskowska akurat udała się do pani komendant z jakimiś papierami i nie było jej przy biurku. Mężczyzna tylko pokręcił głową z politowaniem i opuścił budynek miejskiej. Przeszedł przez parking, aby schować się w małym "parku" tuż obok i zza drzew obserwować całe "przedstawienie"... Chwilę jeszcze przyglądał się komendzie, z lekkim uśmiechem na ustach. Potem jednak wyjął z kurtki pewien przedmiot, oglądał go chwilę, po czym zadowolony nacisnął wbudowany weń guzik. Zaraz potem w budynku naprzeciw niego rozległ się gigantyczny huk i cała konstrukcja się zatrzęsła. Włączył się również alarm, z wielu okien powypadały szyby, wszędzie unosił się dym. Nie trzeba było długo czekać, aż ludzie zaczną wychodzić zeń szybkim krokiem...

W TYM SAMYM CZASIE
NA PATROLU
Patrol 7 akurat wracał na komendę. Chwilę wcześniej dogadali się z dyżurnym że wezmą przerwę na kawę i uzupełnią raporty.
-Jak tam Aśka? Radzi sobie po macierzyńskim?- spytał partnera uśmiechnięty Góral.
-Oj tak! Z tego co mówiła Lena, to nic się nie zmieniło. Asia działa zupełnie tak, jakby nie miała tej półtorarocznej przerwy...- odpowiedział dumny Szymon, patrząc na ekran telefonu. Na wyświetlaczu miał zdjęcie uśmiechniętej żony, trzymającej na rękach ich prawie rocznego synka.
-To dobrze- potaknął Miłosz i dodał -Ty, Szymon...?!
-No, co tam?- Zieliński na początku nie ogarnął.
-Czy to nie dym?- powiedział nerwowy Góral. Byli w tamtym momencie może 5 minut drogi od komendy.
-Cholera, tak! Wezwę straż!- zgodził się z nim Szymon, czując coraz silniejsze poddenerwowanie.
-Tak zrób, a ja wywołam Jacka!- zgodził się z partnerem szatyn. Jednakże Nowak nie reagował, co jeszcze bardziej zdenerwowało chłopaków...
-O Kruca! / Kurwa!- wyrwało się obu w osłupieniu, gdy zajechali przed płonącą i dymiącą się komendę. Szybko zaparkowali i wręcz wybiegli z radiowozu.
-Muszę znaleźć Aśkę!- krzyknął Szymon do Górala i nie czekając na jego odpowiedź rzucił się między ludzi stojących na parkingu. Bachleda tylko słyszał coraz bardziej oddalające się krzyki partnera, z imieniem jego żony na ustach. Sam postanowił poszukać przyjaciół, sprawdzić czy są cali, a potem spróbować pomóc. O niewielu musieli się martwić, gdyż nie wszyscy byli w pracy. Białachowie na urlopie, Zuza na macierzyńskim, Wojtek chory... Do "znalezienia" zostali tylko Zapałowie, Aśka, Lena i Natalia z Alicją oraz Jacek. Na parkingu był ogromny chaos...

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ
Miłosz z ulgą w sercu ujrzał bardziej niż znajomą szatynkę w tłumie policjantów, podtrzymującą pod ramię innego policjanta. Od razu do niej podbiegł.
-Natalka!
-Góral! Jak dobrze nic ci nie jest!- wyraźnie odetchnęła z ulgą. W tej samej chwili podeszli do nich ratownicy i zabrali krztuszącego się mężczyznę do karetki, zostawiając przyjaciół samych. Miłosz nie myśląc wiele objął przyjaciółkę i mocno ją do siebie przytulił.
-Bałem się o ciebie...!- wyszeptał jej do ucha, mówiąc szczerze.
-Ja o ciebie też!- odpowiedziała i oboje się uśmiechnęli.
-A jak reszta?! Gdzie Ala, Jacek, Aśka?!- spytał nerwowo, puszczając ją.
-Jacek z Alicją w szpitalu, biedna nawdychała się zbyt dużo dymu, więc ją wzięli...
-Ale nic im nie jest?!
-Powierzchownie nie- przytaknęła i dodała -A Lena jest tam!- wskazała na stojącą parędziesiąt kroków od nich blondynkę. Jak na ironię, Kamińska znów kłóciła się z Darkiem.
-A ci tradycyjnie widzę!?- prychnął Góral, patrząc w tym samym kierunku.
-Jak widać!- potwierdziła Natalia i oboje wybuchli krótkim śmiechem, po czym szybko się uspokoili i wrócili do pomagania innym, jednocześnie szukając najlepszych przyjaciół....

......
Szymon kręcił się po tym tłumie ludzi przerażony. Cały czas nie mógł znaleźć swojej żony i przerażało go to. Naraz jednak, bardzo blisko siebie usłyszał:
-Szymek!- od razu odwrócił się w tamtą stronę i odetchnął pełną piersią, z wyraźną ulgą. W jego stronę, powierzchownie cała, biegła Aśka.
-Asia!- skomentował i mocno przytulił do siebie żonę, czując jak brunetka się w niego wtula.
-Bałam się o ciebie!
-Ja o ciebie też Skarbie i to cholernie!- potwierdził i pocałował ją w skroń, ciesząc się że nic jej się nie stało... -Nic ci nie jest?- spytał z troską, odsuwając ją od siebie na tyle, że patrzyli sobie w oczy i mógł z łatwością objąć jej policzek dłonią.
-Nie, jestem cała Kochanie- zapewniła go, pewna siebie, nie odwracając spojrzenia od jego oczu.
-To dobrze...- Zieliński po raz kolejny odetchnął z ulgą, po czym ignorując chaos dookoła nich, pocałował żonę namiętnie. Aśka od razu oddała ten pocałunek, równie szczęśliwa że jemu nic nie jest. Oboje zwyczajnie nie widzą bez siebie życia....
-Asia, gdzie Jacek? Ala? Krzysiek i Emilka?- spytał ukochaną Szymon, gdy się od siebie odsunęli.
-Jacek i Ala w szpitalu, a Krzyśka i Emilki nigdzie nie widziałam. Mogą nadal być w środku...- odpowiedziała szczerze, wyraźnie tym strapiona.
-Znajdą się cali i zdrowi, nie martw się!- pocieszył żonę brunet, pocałował raz jeszcze, po czym oboje rzucili się w ten chaos, aby pomóc jak tylko mogli, licząc że podczas tego znajdą również brata i bratową Zielińskiej....

TYM CZASEM W ŚRODKU
-Pomocy! Ratunku!- krzyczała Marika, jedna z policjantek kryminalnych, klęcząca obok przygniecionej metalowymi szafkami Emilii. Jej krzyk usłyszał Krzysiek, więc od razu tam pobiegł. Gdy ujrzał ten obrazek, miał wrażenie że świat się zatrzymał...
-Emilka!- mając nogi jak z waty, podszedł do ledwo przytomnej żony i obok niej klęknął.
-Krzyś...- wychrypiała brunetka, unosząc prawą dłoń w jego kierunku. Krzysiek od razu ujął ją w swoją i pocałował jej wierzch.
-Jestem Emilka, jestem! Wytrzymaj jeszcze trochę! Wyciągnę cię stąd!- zapewnił żonę solennie Zapała i dodał -Leć Mari po strażaków! Nie uniesiemy tych szafek sami!- polecił koleżance, która od razu poderwała się z ziemi i wybiegła z pokoju.
-Zimno mi...
-Wiem Dziubek, wiem! Trzymaj się, ok!? Dla mnie, dla Tośka, dla Gai!
-Kocham was, wiesz o tym?
-Wiem Kochanie! My ciebie też!- odpowiedział i pochylając się do przodu, pocałował ją czule -Wytrzymaj jeszcze moment, pomoc jest w drodze!
-Nie mogę Krzysiu... Tak mi się chce spać....- było widać że Emilia jest coraz słabsza, coraz bardziej bielała na twarzy, co było złym znakiem...
-Oszczędzaj siły Dziubek, nic nie mów! Wszystko będzie git, musisz tylko chwilę jeszcze wytrzymać! Wiem że możesz!- dopingował ją ze łzami w oczach, cały czas ściskając jej dłoń w swojej.
-Krzysiu...?
-Tak Kochanie?
-Obiecaj mi...
-Cokolwiek zechcesz Dziubek, cokolwiek!
-Obiecaj mi że będziecie...- zakrztusiła się krwią -Że będziecie szczęśliwi... Ty i dzieciaki...
-Obiecuję Emilka, obiecuję!- obiecał solennie, głaszcząc ją po głowie.
-Kocham cię Krzysiu...
-Ja ciebie też- zdołał odpowiedzieć, po czym ujrzał jak rysy jego ukochanej zamierają, a jej oczy się zamykają.
-Nie Emilka! Nie możesz umrzeć, Kochanie! Kochanie, spójrz na mnie! Proszę cię, Emilka...!- spanikował, a na imię żony głos mu się załamał. Nie zareagowała jednak... Potem wystarczyła zaledwie chwila, aby Sierżant Krzysztof Zapała zupełnie się załamał i ściskając powoli chłodniejącą dłoń żony w swoich, pogrążył się w okropnym, rozdzierającym serce płaczu... A pomoc przyszła właśnie w tamtej chwili...

......
Akurat Aśka oddała jednego z bardziej pokiereszowanych kolegów ratownikom, gdy usłyszała przerażony krzyk bratanka.
-Mama!!? Tato!!!?- młody Zapała był naprawdę przerażony, podobnie jak trwająca u jego boku, zaledwie 8 letnia Gaja.
-Zajmij się nim!- powiedziała do ratowników i od razu ruszyła ku dzieciakom brata.
-Tosiek! Gaja!- krzyknęła, aby zwrócić na siebie ich uwagę. Zanim jednak go nich dotarła, ujrzała zmianę na twarzach obojga, jakby usłyszeli jakąś wstrząsającą wieść. Gaja wybuchła ogromnym płaczem i rzuciła się w jej stronę biegiem, nie oglądając się za siebie, a Tosiek wplątał dłonie we włosy, zacisnął je mocno i upadł na kolana, na ziemię.
-Co się stało Gajeczko?!- spytała zszokowana Zielińska, gdy mała z płaczem się w nią wtuliła.
-Mama!! Ona nie żyje!! Nie!! Mamo!!- plątała się Gaja, w spazmach płaczu. Gdy prawda dotarła do Aśki, sama brunetka zaczęła płakać, tuląc do siebie bratanicę.
-Już ok Gaja! Już ok!- próbowała ją uspokoić, głaszcząc po głowie i plecach, sama załamana. Dobrze wiedziała ile Emilia znaczy dla jej brata, dzieciaków, czy niej samej...
-Nie!! Mamo!! Ja się nie zgadzam!!- szarpała się Gaja, chcąc iść w stronę komendy. Asia jej jednak nie pozwoliła, trzymając dziewczynkę w mocnym uścisku.
-Ćśśśś Gajka! Cichutko...!- próbowała za wszelką cenę uspokoić bratanicę, cały czas nie spuszczając oka z Tośka. Nic innego się wtedy dla Zielińskiej nie liczyło...
W pewnym momencie bardziej niż znajomy kobiecie brunet kucnął obok chłopaka, kładąc mu rękę na ramieniu. Tamci pogadali chwilę, po czym wstali. Nastolatek przytulił mężczyznę na moment, po czym podeszli do Joanny i płaczącej w niebogłosy Gai.
-Ciocia...- jęknął tylko Zapała i również wtulił się w ramiona ciotki, a Gaję przejął Szymon.
-Ja muszę tam iść!! Mama!!- krzyczała w niebogłosy Gaja, ale szarpiąc się już mniej. Przerażona i zrozpaczona ośmiolatka powoli opadała z sił.
-Nie możesz! To zbyt niebezpieczne!- odpowiedział jej bez cienia sprzeciwu Szymon i dodał -Musicie tu zostać!
-Mamo!!- Szymon spojrzał na żonę z pytaniem. Tosiek nic mu nie powiedział, poza tym że zawalił mu się świat. Po stanie Gai mógł się tylko domyślać stanu rzeczy, ale chciał jeszcze się upewnić, więc zwrócił się z tym do żony. Płacząca cicho Joanna tylko pokręciła głową przecząco...

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ
-Co teraz będzie ciociu?- spytał cicho Tosiek, gdy siedzieli z Aśką na ławeczce. Na kolanach brunetki leżała wymęczona płaczem, okryta kocem Gaja. Dziewczynka była w tak silnych emocjach, że za zgodą wujostwa, oraz pełnoletniego już brata dostała silne leki uspokajające i zasnęła krótko później. Tak jak Zielińska chciała iść tam i pomagać, wiedziała że jej bliscy potrzebują jej zdecydowanie bardziej, więc puściła tam męża, a sama została z bratankiem i bratanicą w bezpiecznym miejscu. Na tamten moment wszędzie kręcili się jeszcze strażacy i ratownicy, ale większość ludzi już albo pojechała do domu, przebadana przez lekarzy pogotowia, albo została zawieziona do szpitala.
-Nie wiem Tosiek...- odpowiedziała z westchnieniem i uścisnęła jego dłoń w swojej -Wiem na pewno to, że twój tata będzie załamany i zrozpaczony... Będziesz mu musiał pomóc z siostrą, wiesz o tym?!
-Wiem...- również westchnął i zapatrzył się na powoli pustoszejącą komendę -To jedyna rzecz którą wiem na pewno...- pokręcił głową przecząco i kontynuował -To takie nierealne... Rano widziałem się z mamą jak wychodziłem na studia, uściskałem ją i pocałowałem w policzek jak zawsze, życząc jej łatwej i miłej służby, a teraz...?!- załamał mu się głos -A teraz... A teraz jej nie ma...
-Uwielbiała to... Te poranki... I wieczory... Nawet jak z Gają chorowaliście, albo się buntowałeś... Właśnie wy liczyliście się dla niej najbardziej...- powiedziała cicho, po czym pocałowała bratanka w skroń. Jak dziś pamiętała, gdy Emilia jej to powiedziała. Że rodzina i jej dobro jest dla niej najważniejsze...
-Będzie dziwnie... Bez niej...- mruknął smutno Antoni i starł płynącą łzę.
-Będzie dobrze... Pomożemy wam z wujkiem... I nie tylko my..- uspokoiła go i ponowie uścisnęła. W tej samej chwili ujrzeli jak Szymon i Góral wręcz wyciągając z resztek komendy Krzyśka, cali w pyle i dymie.
-Tata!- Krzyknął Tosiek i nie oglądając się na siostrę, podbiegł do ojca. Widząc młodego Zapałę, Miłosz puścił przyjaciela i podszedł do Aśki.
-Jak się trzymasz?- spytał z troską, zajmując miejsce Tośka.
-Jest źle... Ale teraz się liczą te dzieciaki. Ja sobie popłaczę później!- odpowiedziała i uśmiechnęła się słabo.
-Idź tam...
-A Gaja?
-Popilnuję jej. Idź- zapewnił ją Góral bez uśmiechu.
-Dzięki Góral- uścisnęła mu przelotnie rękę, po czym zostawiła śpiącą Gaję pod opieką przyjaciela i szybkim krokiem podeszła do swojej rodziny.
-Krzysiek!- westchnęła i mocno przytuliła brata do siebie, podczas gdy Szymon wrócił z Antonim do jego siostry, dając rodzeństwu chwilę "sam na sam".
-Ona nie żyje Aśka! Zmarła mi na rękach!- burknął i wybuchnął płaczem -Powiedziała... Powiedziała że mamy być szczęśliwi... I że mnie kocha... A potem...
-Wiem.... Ćśśśś! Cicho! Wszystko będzie ok! Zobaczysz!- pocieszyła go szczerze, głaszcząc po plecach.
-Nic nie będzie ok! Moja Emilka odeszła!- nic do niego nie docierało...
-Wiem Krzysiek, wiem!- zapewniła go Joanna i tuliła tak długo, aż nie skończyły mu się łzy, cierpliwie uspokajając.
-Emi by nie chciała, abyś rozpaczał...! Musisz być silny dla dzieciaków!
-Ja już nic nie wiem!- Zapała był wyraźnie rozbity.
-Spokojnie! Jestem tu i będę! Masz mnie i Szymona, nie ważne co!- pocieszyła brata i po raz kolejny pocałowała w głowę. Teraz to ona musiała grać tą starszą, mimo iż była różnica między nimi 5 lat...
-Dzięki Asia... Że jesteś...- wyszeptał, gdy już ochłonął i otarł ostatnie łzy, patrząc na siostrę z wdzięcznością.
-Zawsze będę- potwierdziła, pocałowała go w policzek, po czym dodała -Chodź! Zgarniamy dzieciaki i jedziemy do domu! Gaja jest wycieńczona, a i wy dwoje potrzebujecie snu..!
-Masz rację!- zgodził się i rodzeństwo wspólnie dołączyło do Tośka, Gai, oraz Szymona i Górala z Natalią. Po krótkiej rozmowie Zielińscy i Zapałowie się pożegnali i udali się do domu. To był bardzo ciężki dzień i wszyscy byli tego świadomi...

.....
Wszystko zakończyło się w miarę szczęśliwie. Dawid Marczak został osadzony w więzieniu na długie lata, za spowodowanie sporego uszczerbku na zdrowiu wielu ludzi, zamach bombowy oraz zabójstwo 3 policjantów na służbie. Joanna z wielką chęcią zeznawała przeciwko niemu razem z mężem, w imieniu Krzyśka i jego dzieci. Nie mogła uwierzyć że jej były narzeczony posunął się do czegoś takiego...?!
Co do Zapałów właśnie, dość długo nie mogli się podnieść po stracie, nawet mając pomoc najbliższej rodziny i przyjaciół. Krzysiek był załamany, wpadł w depresję. Naprawdę ją kochał... Tosiek również był załamany śmiercią mamy, ale dobrze wiedział że musi pomóc ojcu z Gają, która przyjęła to chyba najgorzej... W końcu była bardzo zżyta z matką...?!
Taka tragedia, poniosła wiele ofiar, nie tylko śmiertelnych, ale też psychicznych... Wielu policjantów zrezygnowało ze służby po tym jak życie przeleciało im przed oczami.. Byli wstrząśnięci i załamani...
Starsza sierżant Emilia Drawska-Zapała została pośmiertnie awansowana na Sierżanta sztabowego, podobnie jak dwójka pozostałych zmarłych, za zasługi. Dla wszystkich była to słodko-gorzka wiadomość, patrząc na okoliczności...
Po wybuchu niestety komendy nie udało się odbudować, więc policjanci zmuszeni zostali przenieść się w zgoła inne lokum, podczas gdy zgliszcza poprzedniej zostały zrównane z ziemią. Może kiedyś, gdy życie pójdzie do przodu, stanie tam inny budynek?! Co jeszcze czeka policjantów z komendy miejskiej?! Zobaczymy....
KONIEC

One Shot zainspirowany odcinkiem 810 serialu "Na dobre i na złe"...
Mam nadzieję że się podoba...?
Jakbyście mieli jakieś inne pomysły, to śmiało dajcie znać w komentarzach!
Miłego dnia! / Dobranoc!
F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro