Walentynki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

NARRATOR POW.: Dziś jest 14 luty. Niby zwykła data, lecz kryje się za nią pewne święto... Mowa tu oczywiście o żadnym innym niż WALENTYNKI. Tak, walentynki, świętego Walentego, dzień zakochanych, różne ma nazwy, a jednak wszystkie znaczą to samo. Jest to też jeden z bardziej mroźnych dni, gdyż zima ma w tym roku swoją kulminację właśnie w lutym. Już od początku tego miesiąca cała Polska wręcz "tonie" w śniegu przy minusowych temperaturach, a Wrocław nie jest wyjątkiem. Na termometrach można dzisiaj odczytać -12*C, a odczuwalne -10. 

Mimo to jednak wiele jest takich zawodów, które mimo zimna na zewnątrz, nie mają wolnego. Jednym z nich jest właśnie policja. Toteż na komendzie miejskiej, jak zazwyczaj, mimo iż jest niedziela, "wrze jak w ulu", gdyż każdy gdzieś się spieszy. Oddział patrolowo-interwencyjny nie jest wyjątkiem i wszyscy którzy mają dzisiaj służbę, albo już dotarli na komendę, lub się do tego szykują, gdyż mają na późniejszą godzinę.

Mimo wczesnej pory, jaką jest godzina 7, można już spotkać tam patrol 5, czyli Podkomisarz Karolinę Białach i jej męża, a za razem partnera patrolowego, Aspiranta sztabowego Mikołaja Białacha. "Piątka" właśnie kieruje się ku szatni, aby przebrać się z munduru w swoje cywilne ubrania, gdyż właśnie skończyli służbę. Mieli "nockę", czyli 10h patrolu w nocy, od 21 do teraz. Oboje są dość mocno zmęczeni, gdyż mieli tej nocy sporo wezwań, mimo właśnie tej zimnicy szalejącej za oknami. Było sporo zgłoszeń do awantur, czy zbyt głośnych imprez, oraz mandatów za jazdę pod wpływem alkoholu. 
-Moja głowa...!- jęknęła Karolina, rozpuszczając dość ciasno związaną wysoką kitkę i pozwalając aby włosy spłynęły jej naturalnie lokami na ramiona.
-Może czas na zmianę fryzury w takim razie?- zaproponował łagodnie Mikołaj, idąc ramię w ramię z żoną przez korytarz. Za co oczywiście dostał krzywe spojrzenie, przez co się szczerze zaśmiał, a ona dołączyła do niego chwilę później.
-Jak Boga kocham, o niczym innym nie marzę jak wrócić na ranczo i wziąć ciepłą kąpiel...- powiedziała blondynka, wzdychając z tęsknotą, gdy już przestali się śmiać.
-To się przebieraj szybciej. Jak dojedziemy do domu, to zrobię ci ciepłą kąpiel i śniadanko- obiecał żonie Mikołaj, całując ją przelotnie, po czym sam znikając w męskiej szatni, gdyż już do nich dotarli. Słysząc to Karolina pokręciła głową z rozbawieniem, a po części dlatego aby "roztrzepać" włosy i sama znikła w damskiej szatni.
-Cześć Talia!- przywitała się z przyjaciółką, którą zastała w środku, podchodząc do swojej szafki i ziewając przeciągle.
-Cześć Karo, jak nocka?- zainteresowała się wiążąca włosy w dobierańca Wieczorek.
-Nic mi nie mów! Było tyle wezwań że ja się zastanawiam kiedy ci ludzie śpią!?- odpowiedziała na to, z lekka gorzko, blondynka, otwierając szafkę.
-Ciesz się że masz wolne. Ja i Góral się będziemy z nimi użerać przez najbliższe 12h...- odparła na to szatynka, przeglądając się w lusterku, wiszącym po wewnętrznej stronie drzwiczek.
-Nie polecam- skomentowała Karolina, zdejmując z siebie górną część munduru i składając ją, po czym chowając do szafki. Wtedy też panie wdały się w miłą, niezobowiązującą rozmowę o pracy i rzeczach prywatnych. 
Naraz jednak Karolinę coś natchnęło:
-Apropo Górala... Powiedziałaś mu?!- spojrzała na przyjaciółkę z namysłem, odwracając wzrok od swojego odbicia w dość sporym lustrze, wiszącym na ścianie szatni.
-Ale że o czym?
-Nie rób ze mnie debilki Talia, przecież wiem co do niego czujesz!- prychnęła w odpowiedzi, wywracając oczami Białach, wracając do poprawiania lekko rozmytego makijażu. Nie dostała jednak odpowiedzi, więc odwróciła się do przyjaciółki przodem, opierając dłonie na biodrach -No?! Powiedziałaś mu, czy nie?!
-Nie...- odpowiedziała z westchnieniem Natalia, siadając na ławce i opierając łokcie o kolana.
-Czemu?
-To naprawdę świetny przyjaciel i nie chcę tego zmieniać. Z resztą, gdy pierwszy raz się poznaliśmy, wyraźnie wyznaczył granicę że nie chce aby cokolwiek między nami się działo prywatnie...?!- była bardzo niepewna, mówiąc to. Karolina widziała że szatynka w tamtym momencie toczy w sobie walkę serca z rozumem. Czy pozwolić uczuciu "przejąć stery" i niech się dzieje co chce, czy może posłuchać rozumu i siedzieć cicho?! Była widocznie rozdarta i nie było to ani trochę łatwe...
-Talia...- westchnęła ciężko Białach, po czym przeszła przez szatnię, wrzuciła kosmetyczkę do torebki i usiadła obok przyjaciółki -Jestem pewna że powinnaś mu o tym powiedzieć. Nawet jeśli się okaże że on cię nie kocha, przecież nic to nie zmieni między wami, a ty przynajmniej będziesz wiedziała na czym stoisz!?
-Nie wiem, zupełnie nic nie wiem!- jęknęła, po czym oparła czoło na prawej dłoni -Z jednej strony chcę mu powiedzieć o wszystkim, gdyż nie wiem co się z nami stanie kolejnego dnia, a z drugiej za bardzo się boję, że stracę jego przyjaźń!- wyjaśniła jej szczerze, wpatrując się w podłogę -Kruca, czemu to takie trudne!?
-Nawet mówisz jak on...- zauważyła przytomnie Karo, tonem "apropos", nie odwracając od niej wzroku.
-Co!?- podniosła na nią zdziwione spojrzenie, prostując się.
-Właśnie powiedziałaś "Kruca", a tego sformułowania o ile się nie mylę używa na tej komendzie tylko Góral...!?- wyjaśniła jej, z lekkim uśmiechem.
-Grrrr!- prychnęła tylko Natalia, próbując w ten sposób zrzucić z siebie chociaż trochę negatywnych emocji, po czym schowała twarz w dłoniach, pochylając się do przodu. Czynem tym rozbawiła nieźle przyjaciółkę, przez co blondwłosa prychnęła śmiechem.
-Mówię serio Miśka, powiedz mu o tym! Może szczęście ci dopisze i faktycznie on czuje to samo!?- powiedziała, klepiąc Wieczorek po kolanie, po czym wstała, zebrała swoje rzeczy i skierowała się do wyjścia -Ja spadam, a ty pomyśl i zrób tak, jak zdecydujesz. Trzymaj się!- powiedziała na koniec i już jej nie było, a Natalia została w szatni sama ze swoimi myślami.
Karolina zdała broń u Tomasza, po czym wróciła do prewencyjnego i widząc brak rzeczy męża domyśliła się że czeka na nią w samochodzie. Toteż ubrała się szczelnie, po czym wzięła swoje graty i również opuściła komendę, żegnając się na wyjściu z już pracującą za recepcyjnym biurkiem Zośką. Kuzynka Emilki pożyczyła blondynce wesołego święta zakochanych, rozbawiając ją, po czym wróciła do swojej roboty, gdyż miała jej mnóstwo. Za to Karola opuściła komendę i dołączyła do męża w samochodzie, po czym wspólnie wyjechali na Wrocławskie ulice, aby wrócić do domu...

GODZINĘ PÓŹNIEJ
RANCZO BIAŁACHÓW POD WROCŁAWIEM

Gdy już zajechali pod dom, zaparkowali na podjeździe i zamknęli bramę za sobą. Potem wzięli swoje plecaki i udali się do środka, nie mając najmniejszej ochoty na dłuższe przebywanie na zimnie, niż było to potrzebne. W domu się rozgościli i Mikołaj przygotował żonie obiecaną kąpiel, oraz gorącą herbatę jeżynową dla obojga.
Po chyba pół godzinnej kąpieli, Karolina wskoczyła w piżamę i udała się do sypialni, gdzie czekał już na nią przebrany w domowe ciuchy Mikołaj, z herbatą i śniadaniem, która miała dla nich bardziej wymiar kolacji, gdyż zamierzali iść spać, aby odespać nockę.
-Jesteś aniołem, wiesz?!- spytała męża Karo, wślizgując się pod ciepłą pierzynę obok niego.
-Wszystko dla mojej księżniczki- odpowiedział jej na to pewnie, całując ją w głowę, gdy się przytuliła. Leniwie sobie rozmawiając zjedli posiłek i wypili cieplutką herbatę, która od razu ich rozgrzała. Wtedy też Mikołaj na moment zostawił żonę i sam poszedł wziąć prysznic. Jednakże wrócił do pokoju nie z pustymi rękami, a ogromnym bukietem róż, liczącym ich aż 20. Wziął tym Karolinę bardzo z zaskoczenia.
-Dla ciebie Kochanie- uśmiechnął się do niej, wracając do łóżka.
-Mikołaj.... Nie musiałeś!- powiedziała mu, odbierając od niego bukiet.
-Nie musiałem ale chciałem!- odpowiedział na to, po czym dodał -Najlepszego święta zakochanych Skarbie!
-Dziękuję, są przepiękne!- mruknęła w odpowiedzi, pochylając się lekko do przodu i całując go czule. Małżonkowie poddali się pieszczocie dłuższą chwilę, po czym się od siebie oderwali.
-Ja też mam coś dla ciebie...- powiedziała Karo, odwracając się do swojego stolika nocnego, na którym położyła róże i sięgnęła do szuflady. 
-Tak?
-Zamknij oczy- odpowiedziała mu na to, chyłkiem wyciągając zeń niewielkie pudełeczko. 
-Ok- zgodził się Mikołaj i uczynił to co mu kazała. Wtedy blondynka położyła mu pudełko na kolanach.
-Już możesz otworzyć- powiedziała, całą swoją siłą woli pozostając spokojną, aby się nie zdradzić. Białach posłuchał żony, po czym wziął pudełko w obie dłonie.
-Co tam jest?
-Jak otworzysz, to się dowiesz...- odpowiedziała mu spokojnie, uśmiechając się lekko Karolina. Słysząc to Mikołaj otworzył wieczko i zamarł na dłuższą chwilę, widząc jego zawartość.
-Mówisz serio?!- spojrzał na nią ze łzami szczęścia w oczach, drżącą ręką wyciągając zeń parę malutkich, białych bucików. 
-Tak. To 10 tydzień...- potwierdziła Karolina cicho, jakby bojąc się że jeśli powie to głośniej, to okaże się to wszystko snem. Zanim poznała Mikołaja, sądziła że ciąża i rodzina nie jest dla niej, szczególnie po tym co wywinął jej Kamil Serocki, ale Białach udowodnił że się myliła...
-To najcudowniejsza wiadomość!- odpowiedział jej na to Mikołaj, całując ją czule, ale i namiętnie. Gołym okiem można było stwierdzić że się cieszył, co uspokoiło Karolinę dosyć mocno. Blondynka oddała pocałunek, czując jak po twarzy jej męża spływają łzy.
-Nie płacz...!- prychnęła, sama czując że ma mokre policzki.
-W takim razie ty też!- odpowiedział jej, delikatnie ścierając płynące po jej policzku łzy palcem.
-Ja mogę, bo to sprawka dzidzi!- obroniła się, ze śmiechem.
-Tak pani podkomisarz sądzi?!
-Owszem, aspirancie sztabowy!- pociągnęła grę blondynka, przez co oboje się zaśmiali, a następnie pocałowali ponownie. Byli bardzo szczęśliwi z tej nowiny...

PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ 
NA KOMENDZIE

Patrol 006, w składzie Sierżant sztabowa Emilia Drawska-Zapała jako dowódca i Starszy sierżant Krzysztof Zapała, czyli jej służbowy partner, a w życiu prywatnym również mąż, wzięli przerwę od pracy. Przysługuje im w ciągu 12 półtorej godziny, a na ten moment wzięli tylko pół, gdyż chcieli odpocząć trochę, a Jacek nie miał dla nich nic nowego od momentu zakończenia poprzedniej, dotyczącej włamania. Toteż Krzysiek i Emilka postanowili zostać na komendzie i wziąć się już za część papierów, które i tak, prędzej czy później, musieli napisać. 
W prewencyjnym panuje wręcz niezdrowa cisza, przerywana zaledwie ci głośniejszym westchnieniem któregoś z policjantów, lub szelestem przekładanych kartek, czy teczek. Oboje mają dość zagracone tym wszystkim biurka, więc chcą się z nimi uporać jak najszybciej się da. Cisza ta jest dość niezdrowa, gdyż para przechodzi drobny kryzys małżeński. Zdarzyło im się już parę kłótni, ale policjanci starają się aby ich problemy domowe nie ingerowały w skuteczność pracy. Oczywiście nie przekłada się to na efekty, ale atmosfera jest bardzo ciężka i uciążliwa...
-Mam dość, idę po kawę- westchnęła Emilia, przerywając ciszę i odsuwając się od biurka z stukotem kółek od fotela -Tobie też przynieść?- spytała siedzącego na drugim końcu pokoju męża, wstając z krzesła. Może i mają cięższy okres, ale Drawska nadal go bardzo kocha, więc nie ma jak się o niego nie troszczyć.
-Poprosiłbym- odpowiedział spokojnie Krzysiek, uśmiechając się do niej słabo.
-Ok, zaraz będę- przytaknęła brunetka i opuściła pokój, zamykając za sobą drzwi z cichym szelestem. Krzysiek poczekał, aż kroki żony ucichną na korytarzu, co było znakiem że poszła już do kuchni, po czym zostawił papiery i wstał szybko zza biurka. Podszedł do swojej szafki i wyjął z niej dość sporego misia z serduszkiem w łapkach, do którego przyczepiona była kartka z napisem "Przepraszam" i serduszkiem. Postawił go żonie na biurku, tak aby go widziała, po czym usiadł sobie na jej fotelu, przyglądając się mu. Miał nadzieję że spodoba się Emilce...
Gdy usłyszał ponownie kroki brunetki (umiał je odróżnić od innych pracowników), szybko wstał i schował się w pokoju przesłuchań, za ścianą, zostawiając uchylone drzwi, aby podglądać co się dzieje w środku. Na całe szczęście pomieszczenie to było puste, bo inaczej jego plan by się nie udał... Tak jak podejrzewał, chwilkę później jego żona weszła do pokoju z dwoma kubkami kawy i zamknęła za sobą drzwi nogą, z wyraźną wprawą. W końcu robiła to już nie raz...
-Wróciłam... Krzysiek?!- uważnie rozejrzała się po pomieszczeniu, gdyż nie zauważyła nigdzie męża -Krzyś?!- zapytała raz jeszcze, z marnym skutkiem -Gdzie on znów poszedł?!- spytała samą siebie, odkładając jeden kubek kawy na jego biurko, a z drugim podeszła do swojego. W tamtej właśnie chwili zauważyła misia -A co to takiego?!- zainteresowała się, odkładając naczynie na blat i biorąc pluszaka do ręki -Miś?! Od kogo?- mruknęła zaskoczona, a chwilę później na jej twarz wpłynął lekki uśmiech, który trwał tam kilka sekund, po czym zbladł -Pewnie znów poszedł do Julii...- mruknęła, niezadowolona, a Krzyśka to wyraźnie ukuło, gdyż zrobił smutną minę.
-"Przepraszam. P.S. Kocham cię"- odczytała na głos liścik Emilka, po czym westchnęła -Mówi że kocha i myśli że zamydli mi tym oczy... Ciekawe ile już trwa ta zdrada?!- burknęła, patrząc na trzymanego w rękach beżowego misia z brązowymi oczami i czerwonym sercem w łapkach. Była tak zamyślona, że nie zauważyła, ani nie usłyszała, jak Zapała wszedł do pokoju i podszedł do niej. Ocknęła się z tego dopiero, gdy usłyszała obok siebie jego głos:
-Nie zdradziłem cię...
-Co?!- powiedziała automatycznie, podnosząc szybko na niego wzrok i spotkała się ze smutnym spojrzeniem tak znajomych czekoladowych tęczówek.
-Nigdy cię nie zdradziłem- powtórzył, podchodząc jeszcze bliżej -Emilka, to ty jesteś moją żoną i tylko ciebie kocham. Nie byłbym wstanie cię zdradzić!
-A Julia?! Ostatnio dużo czasu z nią spędzasz?!- prychnęła niepewnie, ale pozwoliła się złapać za dłoń.
-Nigdy się dla mnie nie liczyła. A że jest nowa, to Jacek poprosił mnie abym miał na nią oko, tyle.
-A nie mógł tego zrobić np. Mikołaj, czy Góral?! Przecież są wyżsi stopniem?!- nadal się wahała, nie wiedząc czy mu wierzyć. Serce chciało od razu, ale umysł w połączeniu z "policyjnym nosem" pozostał czujny.
-Sam tego nie rozumiem, ale wiem jak to jest być nowym z porównywalnie niskim stopniem, więc mnie o to poprosił. Nawet niezbyt ją lubię, nie mówiąc już o jakiejś zdradzie, Emilka! Ja bym nie potrafił, przecież mnie znasz!? Liczycie się dla mnie tylko ty i dzieciaki!?- w tych słowach był naprawdę szczery, słychać to było w głosie i widać we wręcz błagalnym spojrzeniu -Proszę cię Kochanie, uwierz mi i przestań się złościć!
-Nie złoszczę się...- odpowiedziała mu na to Emilka, spuszczając wzrok na trzymanego w ręku misia.
-Złościsz, przecież widzę! A z resztą, przecież od 3 dni jesteśmy pokłóceni. Ja już nie mogę tak dłużej! Uwierz mi, Kochanie!- stał przy swoim, wolną ręką chwytając delikatnie jej brodę i zmuszając brunetkę aby spojrzała mu w oczy.
-Możesz tak na mnie nie patrzeć!?
-Ale jak?
-Tak!- odparła, mając na myśli minkę alla zbity psiak, która właśnie malowała się na twarzy Krzyśka -Dobrze wiesz że nie umiem z nią walczyć...!- dodała, a na jej twarz wkradł się długo wstrzymywany uśmiech.
-To jak?! Wierzysz mi?- ponownie spytał, patrząc na nią błagalnie.
-Wierzę, ale tylko dla tego że mega mocno cię kocham!- odpowiedziała poważnie, na co Krzysiek pochylił się do przodu i pocałował ją czuje, acz namiętnie, wyrażając tym pocałunkiem wszystkie swoje uczucia. O mało co nie zaczął skakać z radości, gdy poczuł że Emilka oddała ten pocałunek, a na dodatek uwolniła rękę i objęła go za szyję, przyciągając bliżej. Wtedy Krzysiek objął żonę jedną ręką w tali, trzymając ją w ten sposób przy sobie, podczas gdy drugą delikatnie obejmował jej policzek.
Para całowała się tak dłuższą chwilę, aż do utraty tchu, po czym się od siebie odsunęli i dysząc ciężko spojrzeli sobie w oczy.
-Kocham cię Krzysiu...- prychnęła Emilka, przekładając dłoń z karku męża na jego policzek i głaszcząc go delikatnie.
-Ja ciebie też Emilka. Tylko ciebie..- odparł, po czym ucałował żonę w czoło, w czułym geście. Następnie Zapałowie się przytulili i wiedzieli już że "kryzys" został zażegnany...
-Wesołego święta zakochanych Skarbie- szepnęła Drawska brunetowi na ucho, uśmiechając się i patrząc na nadal trzymanego w ręku misia.
-Dla ciebie też Skarbie..- odpowiedział Krzysiek, odsuwając się na tyle, że mógł spojrzeć jej w oczy, a wtedy znów ją czule pocałował, ale krócej niż poprzednio.
Potem już małżeństwo "wyplątało" się ze swoich ramion i wrócili do biurek, aby skończyć papiery, jednocześnie krzyżując spojrzenia przesyłane sobie nawzajem przez pokój, a następnie się zebrać i wrócić na zatłoczone jak zwykle ulice Wrocławia. Wtedy już atmosfera w radiowozie była ZUPEŁNIE inna...!

W TYM SAMYM CZASIE
W DYŻURCE

Starszy aspirant Jacek Nowak jak zwykle siedzi za zawalonym biurkiem i ma multum roboty. Ciągle ktoś mu coś komunikuje przez radio, lub zapisuje patrolom kolejne zgłoszenia, po czym przekazuje je drogą radiową, jednocześnie wypełniając leżące przed nim papiery. Na komendzie o Jacku mówi się dwie rzeczy:
1) Że jest takim jakby "sekretarzem" komendant Jaskowskiej,
2) Jest królem multitaskingu.
Toteż zakopany w codziennych obowiązkach, dopiero po chwili zobaczył swoją żonę stojącą w progu i opierającą się o framugę drzwi. Ala obserwowała go już dłuższą chwilę, z lekkim uśmiechem na twarzy, po czym postanowiła "ujawnić" swoją obecność poprzez krótkie zapukanie w drzwi.
-Ala! Wejdź kochanie!- od razu uśmiechnął się na jej widok. Blondynka uczyniła dokładnie to, podchodząc do niego i pochylając się nad biurkiem, całując Nowaka czule, po czym usiadła na stojącym po drugiej stronie krześle.
-Co cię do mnie sprowadza?- spytał, patrząc na nią błyszczącymi oczyma.
-Jak wiesz, byłam dzisiaj na wizycie kontrolnej, apropo mojego samopoczucia ostatnio i...- zaczęła temat, wyciągając z torebki brązową teczkę, po czym kładąc ją przed nim na papierach.
-I?! Co powiedział lekarz?!- dopytał Jacek, wyraźnie zdenerwowany. Prawdą było że w ostatnich dniach Alicja czuła się gorzej, więc oboje bali się że może to być nawrót białaczki. Po domowej dyskusji, blondynka zgodziła się pójść na wizytę do lekarza i to sprawdzić, aby raz na zawsze rozwiać wątpliwości i albo zaprzeczyć, albo potwierdzić diagnozę...
-Nie wiem. Powiedział tylko że nie muszę zostawać w szpitalu i że dowiem się stąd- odparła, wzruszając ramionami -Boję się Jacek... Boję się że choroba wróciła...- dodała, łapiąc męża za rękę i mocno ją ściskając, jednocześnie patrząc mu głęboko w oczy. Wyraźnie była przerażona i Jacek to widział.
-Ala, Kochanie...! Nie ważne czy białaczka wróciła, czy nie, jesteśmy w tym razem. Kocham cię- odpowiedział na to oddając uścisk i uśmiechając się pocieszająco.
-Ale co jeśli?!
-Nie wróciła. Wierzę w to. A zaraz się dowiemy czy moja wiara się potwierdza, ok?!- zaproponował, biorąc kopertę do lewej ręki -Nie bój się! Będzie dobrze!- zapewnił jeszcze raz, oddając uścisk dłoni przelotnie, po czym ją puścił, aby otworzyć papier i wyciągnąć jego zawartość. Gdy to zrobił oboje wzięli głęboki oddech, naprawdę bojąc się diagnozy.
Jacek szybko przeleciał tekst wzrokiem, a jego twarz nie mówiła nic.
-Jacek, i co?! Mam nawrót?- spytała męża blondynka, z walącym sercem. W odpowiedzi Nowak rzucił papiery na biurko wstał, podszedł do żony i ciągnąc ją delikatnie, acz stanowczo na nogi, mocno przytulił. Dopiero gdy oddała uścisk, trochę zaskoczona, wyszeptał jej do ucha:
-Wyniki są negatywne... Nie masz nawrotu...- powiedział cicho i poważnie, trochę tak jakby sam jeszcze w to do końca nie wierzył. Ala na moment zamarła, po czym przytuliła się mocniej.
-Matko boska! A już się bałam....?!
-Nie było czego! Lekarz stwierdził że to tylko jakieś mocniejsze przeziębienie, lub coś w tym guście...- odpowiedział, odsuwając żonę odrobinę od siebie i stykając ich czoła, jednocześnie patrząc jej głęboko w oczy.
-Kocham cię!- powiedziała szczerze Morawska-Nowak, patrząc blondynowi w oczy z uśmiechem.
-Ja ciebie też Kochanie!- odpowiedział jej Jacek, po czym się pocałowali namiętnie.
A gdy już się od siebie odsunęli, usiedli na obrotowym fotelu (Jacek posadził Alę na swoje kolana) i przegadali kolejne pół godziny o zwykłych, przyziemnych rzeczach. Potem jednak, Jacek musiał wracać do pracy, więc pocałowali się po raz ostatni i Nowak wrócił do swoich obowiązków, a Alicja do domu, obiecując mężowi pyszną kolację gdy już wróci. W ten sposób, mimo rewelacji, dzień znów zaczął mijać swym zwykłym trybem...

PODCZAS GDY NA PATROLU
Podkomisarz Zuzanna Kowal i jej partner, Sierżant Wojciech Niedźwiecki, którzy wchodzą w skład patrolu ósmego, od samego rana patrolują zaśnieżone ulice Wrocławia. Akurat dostali jeden ze spokojniejszych rewirów, na "granicy" miasta. Dlatego mijają prywatne osiedla i las. Jak na razie wypisali tylko 2 mandaty za nieuzasadnione wezwanie, podczas sąsiedzkiej kłótni.
Naraz jednak miłą ciszę, akompaniowaną muzyką z radia, przerywa głos Jacka w krótkofalówkach:
-00 do 08 odbiór!?
-Zgłaszam ósemka, co mamy?- odpowiedziała Zuza, patrząc przelotnie na partnera.
-Strzelaninę niedaleko ++++++++++++, jedźcie tam jak najszybciej!
-Będziemy do 5 minut- odpowiedziała mu na to blondynka, patrząc na Wojtka. Niedźwiecki szybko ocenił długość trasy i jej przekazał odpowiednie informacje.
-Ok, tylko zachowajcie ostrożność!
-Jak zawsze Jacku. Bez odbioru!- przytaknęła mu Kowal i rozmowa się zakończyła.
-Kto uskutecznia strzelanki w Walentynki?- prychnęła blondynka, odkładając krótkofalówkę do kamizelki.
-Nie mam pojęcia...- odpowiedział jej z westchnieniem brunet, nie odrywając wzroku od drogi. Z racji wszechobecnego śniegu, na drogach w wielu miejscach była ślizgawica i trzeba było uważać. W końcu jednak patrol 8 dojechał na miejsce i znów usłyszał strzały. Porozumieli się wzrokowo, po czym wysiedli, z brońmi w rękach. Nie wiedzieli czy czasem nie będą musieli ich użyć, jeśli sytuacja będzie tego wymagała...?!
Bazując na słuchu, pobiegli truchtem w stronę dźwięku. Zobaczyli dwóch mężczyzn. Jeden stał przy drzewie, przywiązany do niego, a drugi stał przed nim, z bronią w ręku i krzykiem mu nią groził, raz po raz strzelając albo w jego kierunku i nie trafiając, lub w powietrze. Sytuacja była dość podbramkowa...
-Co robimy?- szepnął do Zuzy Wojtek, gdy schowali się za dość grubym pniem dębu.
-Nie mam pojęcia...- odszepnęła mu, z walącym sercem -Musimy nie dopuścić, aby polała się krew...
-Tyle to ja też wiem!- prychnął na to Niedźwiecki, ale się uśmiechając. Dostał za to mordercze spojrzenie niebiesko-zielonych tęczówek blondynki. Odkąd komendant znów kazała im razem jeździć, po tym jak Wojtek powiedział Zuzie że się w niej zakochał, patrole były dość niezręczne dla obojga, ale teraz już powoli się do siebie "przyzwyczaili" ponownie...
-To pewnie głupi pomysł, ale innego nie mam!- szepnęła nagle kowal, gdy zobaczyli jak facet z bronią strzelił w miejsce jakieś 3 cm od głowy drugiego z mężczyzn, a tamten zaczął go błagać o litość.
-Litość?! Spałeś z moją żoną ty kutasie!- odkrzyknął mu uzbrojony blondyn.
-Przysięgam ci, nigdy nie tknąłbym Moniki w taki sposób! Jesteście przecież moimi przyjaciółmi!- kajał się tamten, ze strachu że zaraz straci życie.
-Ale jaki?!- zdołał spytał Wojtek, gdy Zuza wyszła zza drzewa, z bronią wycelowaną przed siebie i krzyknęła:
-Dość tego panowie! Policja! Odłoży pan tę broń, a nikomu nic się nie stanie!- krzyknęła, patrząc na obu karcąco. Wtedy czas jakby zwolnił i cała czwórka miała wrażenie jakby znalazła się w gigantycznej misce pełnej niewidzialnej galaretki.
-Uważaj Zuza!- krzyknął do partnerki Wojtek, więc blondynka odwróciła się na ułamek sekundy do tyłu. To wystarczyło aby mężczyzna z bronią wypalił w jej stronę, działając pod presją i zaczynając uciekać. Niedźwiecki znalazł się przy Kowal w chwilę, wystrzelił w stronę tamtego, jednocześnie ciągnąc partnerkę na ziemię. Huk wystrzałów jeszcze unosił się chwilę echem po lesie, a oprócz tego było słychać jęki postrzelonego w udo mężczyzny i głośne, przyspieszone oddechy partnerów, patrzących sobie w oczy bez słowa.
-Jesteś cała?- spytał blondynkę cicho Wojtek, jeszcze dysząc lekko.
-Chyba tak...- odpowiedziała mu równie cicho, uśmiechając się lekko. Wtedy pomogli sobie nawzajem wstać i Kowal ruszyła do przywiązanego, a Wojtek zajął się postrzelonym, skuł go i wezwał potrzebną karetkę. W oczekiwaniu na nią, przesłuchali obu panów i dowiedzieli się wszystkiego. Okazało się że pan Marcin (ten przywiązany) został przez pana Adama oskarżony o sypianie z jego żoną, a że ten miał pewne "napady" agresji, to wpadł na taki debilny pomysł, jak strzelanina w lesie. Oboje byli tym "głupstwem" załamani, ale nic nie powiedzieli. W końcu to nie była część ich pracy... Spisali panów dokładnie i ich wstępne zeznania, po czym oddali obu pod opiekę lekarzy. Okazało się że trzeba było oboje wziąć do szpitala, więc Zuza z Wojtkiem musieli na jakiś czas odłożyć tą sprawę, zapewniając że jeszcze ich odwiedzą. 
Gdy karetki odjechały, partnerzy wrócili do radiowozu i streścili całe zajście Jackowi. Nowak nie był zbyt zadowolony z takiego obrotu spraw, ale też się zgodził z nimi że to i tak najlepsze co się mogło wydarzyć. Następnie kazał im wrócić na dalszy patrol, gdyż nic dla nich nie miał, więc tak zrobili.
W radiowozie przez dłuższy czas znów panowała cisza, gdy już wyjechali z powrotem na ulice. Każde myślało o czymś gruntownie, nie patrząc na drugie. W pewnym momencie jednak, Zuza się przemogła i patrząc na Niedźwieckiego, zagadnęła go:
-Wojtek....?
-No co tam?!- odpowiedział jej spokojnie, cały czas patrząc na drogę.
-Dzięki. Uratowałeś mi życie...
-Nie masz za co. W końcu od tego mnie masz?- odparł, po czym oboje wybuchli krótkim śmiechem.
-Nie Wojtek, ja mówię serio. Gdyby nie ty, to pewnie by mnie teraz wieźli do szpitala z raną postrzałową...- stała przy swoim blondynka, nie odwracając od niego wzroku.
-Ja też mówię serio- odpowiedział jej, korzystając z tego że stoją na czerwonym świetle i patrząc jej w oczy -Nie musisz mi dziękować. Gdyby sytuacja się odwróciła, zrobiłabyś dla mnie to samo...- powiedział z prostotą, uśmiechając się lekko.
-Może to niezbyt dobry moment, ale... Chciałabym cię przeprosić za tamto...- nie musiała mówić dokładnie, brunet wiedział o jaką sytuację chodzi -Źle zareagowałam...
-Nie Zuza. Zrobiłaś tak, jak czułaś, a ja wyciągnąłem z tego lekcję. Z resztą, to już dawno zapomniane- wciął jej się w zdanie, z poważną miną.
-Mówisz serio?!
-Tak. Mówię serio- przytaknął, przez co oboje się uśmiechnęli.
Potem już rozwinęła się między nimi luźna, niezbyt prywatna rozmowa. Oboje się cieszyli, że uda im się znów odbudować ich przyjaźń, gdyż trochę im tego brakowało...
Reszta patrolu minęła im w zdecydowanie lepszych humorach i to nie za sprawą walentynek... Tak na dobrą sprawę nawet nie zdawali sobie z nich sprawy tak do końca, do czasu...

GODZINĘ PÓŹNIEJ
NA KOMENDZIE

Patrol 9, czyli Starsza aspirant Natalia Wieczorek i Aspirant sztabowy Miłosz Bachleda właśnie wrócili do swojego pokoju prewencyjnego z PDOZ, dokąd zaprowadzili sprawcę kradzieży, gdy tylko się przyznał. Wobec tego że jest już około 15, a oni pracują od samego rana, ciągiem, dyżurny zgodził się aby odebrali przerwę. Było im to bardzo na rękę, a i w ich rewirze akurat zapanowała cisza, co dzieje się bardzo rzadko, gdyż jeżdżą dzisiaj po Centrum, a tam, jak wiadomo, non stop coś się dzieje.
Partnerzy poszli zjeść do stołówki, gdzie zdecydowali się na drugie danie, po czym z kubkami soku w rękach udali się do swojego pokoju, kontynuując luźną rozmowę, która ich pochłonęła. Jednakże nie wszystko mogło być tak piękne, gdyż gdy szli korytarzem, zza nich wybiegła Luna, a zaraz za nią krzyczący na sukę Julek. Para zupełnie się tego nie spodziewała, a impet był dość spory, więc ledwo udało im się złapać równowagę (Góral chwycił Natalię na łokieć, aby nie poleciała na kolana), ale szklanki już nie miały tego szczęścia... Obojgu wypadły z rąk i roztrzaskały się na podłodze, rozlewając wszędzie sok.
-Julek!? / Juliusz!?- krzyknęli za Poniatowskim zirytowani, ale niższy stopniem kolega był tak zaaferowany psem, że nie zareagował, tylko odbiegł dalej, w dosłownie parę chwil znikając im z oczu.
-Zabije go kiedyś!- warknęła Natalia, pochylając głowę i opierając czoło na prawej dłoni.
-Spokojnie Natalia. Zaraz to posprzątamy...- odpowiedział jej na to Miłosz, na moment kładąc dłoń na jej ramieniu i je lekko ściskając. Potem, nie czekając na jej reakcję, ruszył w stronę schowka dla sprzątaczy, aby wziąć miotłę, zmiotkę i szufelkę, oraz mopa. W końcu trzeba było ogarnąć ten bajzel, aby nikt się przez to nie zabił...?!
-Czekaj, pomogę ci!- otrząsnęła się z tego Natalia i dogoniła partnera w połowie korytarza. O dziwo, pokój sprzątaczy był otwarty, więc dostali się tam bez trudu. Było to dość wąskie, ale długie pomieszczenie, wypełnione praktycznie wszystkim i niczym. Góral zapalił światło, aby dokładnie wiedzieli co ich otacza i żeby na nic nie wpadli, po czym weszli do środka.
-Szukaj zmiotki i szufelki, a ja mopa i miotły...- poleciła partnerowi Wieczorek, rozglądając się po dość okurzonym pokoju.
-Nie zapomnij o wiadrze ze środkami czystości. Sama woda nie wystarczy, aby zmyć ten sok...- odparł Bachleda, czyniąc to samo co partnerka.
-Taki jest plan- przytaknęła szatynka, nie patrząc na niego, tylko przerzucając wzrokiem stojące przed nią pułki z różnymi przedmiotami. "Dziewiątka" miała wrażenie że jest tam dosłownie WSZYSTKO...
-Mam mopa!- powiedziała naraz Natalia, biorąc do ręki przedmiot, jednocześnie przerywając ciszę, jaka zapadła w czasie szukania.
-A ja wiadro z środkami czystości...- odpowiedział jej Góral, stawiając rzeczone wiadro obok prawej nogi.
-Jak tak dalej pójdzie nam to szukanie, to chyba nie posprzątamy tego do końca służby!- prychnęła szatynka, za nic nie mogąc znaleźć miotły.
-Na pewno nie będzie tak źle!- pocieszył ją Miłosz z nietęgą miną, również nadal szukając zmiotki i szufelki. Nim jednak Wieczorek cokolwiek odpowiedziała, rozległ się huk, po czym drzwi do pokoju się zatrzasnęły, zostawiając ich w środku.
-Co do cholery?!- spojrzeli na siebie zszokowani, po czym usłyszeli chrzęst klucza w zamku. Od razu przypadli do drzwi.
-Hej! Proszę otworzyć!- krzyknęła Natalia, uderzając w drzwi.
-Najpierw pogadajcie, moi drodzy! Bo to co wyczyniacie jest już nudne!- zaśmiał się Poniatowski, po czym jak gdyby nigdy nic odszedł korytarzem, ignorując krzyki Natalii i Miłosza. Nic mu nie zrobiły ani prośby, ani groźby z ich strony, Juliusz miał "misję" i zamierzał ją osiągnąć. Toteż zostawił ich tam, zadowolony i udał się spokojnym krokiem do PDOZ, z Luną przy nodze.
-Naprawdę, zabiję go kiedyś!- prychnęła Natalia, opierając się plecami o drzwi -Jak Boga kocham, dorwę i zabiję!- dodała, ściskając ręce w pięści -Nawet wywalenie z policji mnie przed tym nie powstrzyma!- pomstowała pod nosem, skupiając wzrok na czymś przed sobą.
-Natalia spokojnie, wyjdziemy stąd!- przerwał jej Miłosz, odbijając się od drzwi i stając przodem do niej, aby położyć obie dłonie na jej przedramionach -A Julek jeszcze się doigra, ale takie twoje pomstowanie na nic się teraz nie zda!- spróbował ją uspokoić.
-Masz rację...- westchnęła, zgadzając się z nim i na moment spuszczając wzrok -Ale co robimy w takim razie?!
-Nie wiem...- odpowiedział jej, kręcąc przecząco głową.
-Wiesz może o czym mówił Julek?! Gadał coś o tym, abyśmy porozmawiali...- naszło Natalię, z walącym sercem. Miała nadzieję że koledze nie chodziło o to, o czym właśnie myślała... "Przecież nie mógł słyszeć mojej rozmowy z Karoliną!?"- przekonywała się w myślach.
-Julek gada dużo rzeczy...- odpowiedział, drapiąc się po karku.
-To to ja wiem! Ale może wiesz CO tym razem miał na myśli?- nie wiem czemu tak na niego naciskała, ale tak wyszło. Jakaś wewnętrzna jej część chciała wiedzieć...
-Wydaje mi się że tak...- odpowiedział poważnie, patrząc mi w oczy -Tyle że nie wiem czy chcę o tym rozmawiać....- dodał, niepewnie. Natalia złapała go za obie dłonie i je lekko uścisnęła.
-Cokolwiek to jest, możesz być ze mną szczery, naprawdę!- uśmiechnęła się do niego szczerze.
-Wiem Natalia...- zgodził się ze nią, po czym ciężko westchnął.
-Góral...- mruknęła szatynka, zbierając się na odwagę -Pewnie zauważyłeś że w ostatnich tygodniach coś się między nami zmieniło, prawda?- zaczęła, cała drżąc z niepewności, ale nie dawała po sobie tego poznać. Bachleda skinął głową i spojrzał jej w oczy, nic nie mówiąc.
-Zmieniło się, bo...- nie wiedzieć czemu, ale Wieczorek nie potrafiła tego z siebie wydusić. Coś ją przed tym powstrzymywało... W tej samej chwili Góral zaskoczył ją kompletnie. Nie mówiąc nic, pochylił się w jej stronę i złączył ich usta w czułym pocałunku! Natalia była tak zszokowana, że aż skamieniała. Miłosz źle odczytał jej reakcję, gdyż od razu się odsunął.
-Przepraszam cię Natalia, ja...- i więcej nic nie powiedział, gdyż tym razem to on pocałowała jego, zdecydowanie namiętniej. Od razu mogła wyczuć że się uśmiechnął, plus objął ją w tali, trzymając przy sobie. Całowali się dłuższą chwilę, i pewnie robiliby to dłużej, gdyby nie to, że płuca zaczęły ich palić z braku powietrza.
-Zmieniło się, bo cię kocham...!- dokończyła myśl Natalia, dysząc lekko i patrząc mu w oczy.
-Też cię kocham Misia- odpowiedział na to Miłosz, całując ją ponownie. Oboje uśmiechnęli się szczerze, nie odsuwając się od siebie. 
-Na razie nikomu nic nie mówmy na razie... Muszę cię mieć na oku!- powiedział Miłek, uśmiechając się szczerze, gdy oparli o siebie czoła.
-A ja nie chcę nikogo innego niż ciebie- przytaknęła, nie mogąc odwrócić wzroku od jego błyszczących oczu. Wtedy zamilkli, a ich spojrzenia mówiły zdecydowanie więcej, niż by podejrzewali. Z tej "zakochanej bańki" wyrwał ich dźwięk szczęku klucza w zamku. Od razu od siebie odskoczyli, odsuwając się również od drzwi, które po chwili stanęły otworem, ukazując panią Krysię, komendową sprzątaczkę.
-Jezus Maria! A co wy tu robicie dzieciaki?!- zdziwiła się starsza pani, aż łapiąc się za serce.
-Zbiliśmy szklanki na korytarzu, więc chcieliśmy to posprzątać, a wtedy nasz kolega nas zamknął, aby zrobić nam kawał- wyjaśniła jej w skrócie Natalia, wychodząc z pomieszczenia. Miłosz uczynił to samo, z lekkim uśmiechem na twarzy. Mimo wszystko, nie zamierzali siedzieć w tym schowku dłużej, a pani Krysia jakby spadła im z nieba.
-Niech zgadnę, Juliusz?!- odpowiedziała, jakby wszystko wiedząco.
-Dokładnie..!- westchnął ciężko Góral.
-Ten gagatek nigdy nie dorośnie!- fuknęła staruszka, wyraźnie rozbawiona, po czym dodała, patrząc na nas -Wracajcie na służbę, bo Jacek się już niepokoi, że nie ma z wami kontaktu...
-A ten sok...?
-O to się nie martw Natalko, ja to załatwię!- puściła nam perskie oko, po czym jak gdyby nigdy nic weszła do środka.
-Chodź, bo Jacek nas prześwięci!- zwrócił się do partnerki Góral, kryjąc uśmiech.
-Masz rację- zgodziła się z nim, po czym szybkim krokiem udali się wspólnie do swojego prewencyjnego, gdzie czekał już na nich zirytowany Jacek.
-No wreszcie!! Gdzie wyście byli!?- powiedział zdenerwowany, widząc ich w progu.
-Julek nas zamknął w schowku na środki czystości, nie pytaj!- ukróciła to Natalia, wyraźnie niezadowolona z zajścia. Wewnętrznie jednak, nadal się uśmiechała i cieszyła jak małe dziecko z tego co tam się stało...
-Że co zrobił!?- zdziwił się Nowak.
-Zamknął nas w schowku dla sprzątaczy- powtórzył cierpliwie Miłosz, po czym dodał -Jacek, co mamy?!
-Wezwanie do włamania na Rezedową 25, zgłaszała właścicielka mieszkania...
-Ok, jedziemy tam- zgodzili się natychmiast, a 5 minut później, już w pełnym umundurowaniu, wyjechali na ulice Wrocławia, na interwencję. Jedynym różniącym się szczegółem był fakt, że Góral pozwolił sobie położyć prawą dłoń na udzie partnerki, kiedy tylko nie zmieniał biegów, a Natalia położyła na jego ręce swoją, ze szczerym uśmiechem na twarzy. Czyli jednak te walentynki nie były takie znów najgorsze....?!

PARĘ GODZIN PÓŹNIEJ
WIECZOREM
MIESZKANIE SZYMONA I JOANNY

Patrol 7, czyli Sierżant Joanna Zatońska i jej partner, Aspirant Szymon Zieliński 2 godziny temu skończyli służbę i wrócili do domu. Jeszcze na patrolu, Zieliński "zaprosił" ukochaną na kolację po służbie, w domowym zaciszu, a ona się z wielką chęcią zgodziła. Toteż, ledwo wrócili, Joanna zajęła łazienkę, w celu przygotowania się, a jej chłopak przebrał się w koszulę i ciemne spodnie, po czym zaczął "robić nastrój" oraz gotować obiady. W związku z tym, że Szymon mistrzem gotowania nie jest, byli skazani na pesto ze szpinakiem i łososiem, ale i tak im to pasowało. Oczywiście do kolacji musiał być "klimacik", więc brunet pozapalał w całym mieszkaniu te "mniejsze" światła i pododawał do tego jeszcze świeczki, dwie z nich kładąc między talerzami na stole. Szymon cały dzień się stresował, ale miał nadzieję że udało mu się to przed ukochaną ukryć. Idealnie mu się udało, że wszystko było gotowe, gdy Asia opuściła łazienkę. Zieliński musiał przyznać po raz kolejny, że jego dziewczyna jest przepiękną kobietą, nie tylko duszą, ale też na zewnątrz. Asia postawiła tym razem na bordową sukienkę z dość sporym dekoltem i wcięciem na udzie, sięgającą przed kolano i czarne szpilki, a jeśli chodzi o włosy i makijaż to, "wyczarowała" na głowie piękne loki, a usta pomalowała czerwoną szminką, oczy zostawiając łagodne, takie jak pomalowała rano, do pracy.
-Wow... Jak ty to wszystko...?!- zacięła się, oglądając piękny wystrój z błyskiem w ciemnych oczach.
-Wszystko dla ciebie Skarbie- odpowiedział z uśmiechem Zieliński, podchodząc do niej i delikatnie obejmując ją w tali -Szczęśliwych walentynek...- dodał, patrząc jej głęboko w oczy.
-Tobie też- przytaknęła Asia, po czym bez większego namysłu pocałowała ukochanego czule i namiętnie, ciesząc się niezmiernie że ma go obok. Zakochani całowali się dłuższą chwilę, po czym się od siebie odsunęli.
-Zapraszam do stołu...- brunet wskazał nakryty stół i wspólnie tam podeszli. Szymon odsunął Asi krzesło, jak na gentlemana przystało, po czym pomógł jej się przysunąć do stołu i sam zajął miejsce naprzeciwko niej. Obojgu wtedy świeciły się oczy, a wzrok mówił więcej niż 1000 słów, podczas gdy na ustach malowały się lekkie uśmiechy.
-Smacznego- powiedzieli sobie jednocześnie, w tym samym czasie sięgając po leżące przed nimi sztućce. Sprawiło to że oboje prychnęli śmiechem, nie będąc w stanie odwrócić od siebie wzroku chociaż na krótką chwilę. 
Posiłek minął im bardzo szybko, w akompaniamencie miłej i nad wyraz luźnej rozmowy, oraz pełnych miłości i uczucia spojrzeń. Byli naprawdę szczęśliwi...
Naraz jednak, Szymon strącił na ziemię widelec, z dość głośnym brzękiem, przez co oboje się zaśmiali.
-Uważaj Kochanie!- zaśmiała się Asia, posyłając Zielińskiemu rozbawione spojrzenie.
-Daj mi chwilę!- odpowiedział jej Szymon przez śmiech, schodząc z krzesła i sięgając pod stół po rzeczony przedmiot. Niespełna chwilę później widelec leżał już na stole, lecz Zieliński nie wstał, tylko klęknął przed ukochaną na jedno kolano.
-Asiu...- zaczął, wyraźnie zdenerwowany.
-Co ty kombinujesz Szymek?!- spytała go Asia, częściowo się domyślając co zamierza zrobić jej ukochany, ale jeszcze w to nie wierząc.
-Asiu... Cały dzień myślę o tym co ci powiedzieć, jak ubrać to co czuję w słowa, ale nie dałem rady znaleźć właściwych...- mówił niezrażony, łapiąc Zatońską za rękę i lekko ją ściskając, nie odwracając spojrzenia od jej błyszczących oczu -Dlatego postanowiłem że jak już przyjdzie pora, to powiem to co myślę...- tymi słowami sprawił że brunetka prychnęła śmiechem -Kocham cię Asia, bardzo mocno i podejrzewam że o tym wiesz... Nie mieliśmy łatwo, ale mam nieodparte wrażenie że jeśli tylko będziemy razem, to przezwyciężymy wszystko inne na naszej drodze...! Kocham cię i nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie, więc mam do ciebie pytanie...- tu zrobił pauzę, aby wyjąć z kieszeni marynarki czerwone pudełeczko i je otworzyć, ukazując przepiękny, skromny, acz kobiecy pierścionek zaręczynowy -Czy zgodzisz się spędzić resztę swojego życia ze mną, jako moja żona?!- dokończył, z nadzieją z głosie i spojrzeniu, czując jak bardzo wali mu w tym momencie serce.
-Szymek...- westchnęła brunetka, patrząc na partnera oczami pełnymi łez -Oczywiście że tak!- odpowiedziała mu bez wahania, padając na kolana i całując ukochanego czule. Zieliński uśmiechnął się szczerze, obejmując ją mocno w tali i trzymając przy sobie, oddając ten pocałunek jeszcze namiętniej.
-Wiem że to ciche, że zrobiłem to dzisiaj, ale...
-Ćśśś! Nic nie mówi!- skarciła go, zakrywając mu usta drżącą dłonią -To najlepszy wieczór i najlepsze walentynki jakie miałam w całym moim życiu!- powiedziała mu poważnie Asia, po czym odsuwając rękę od jego twarzy, wpiła się w jego usta namiętnie.
Pocałuenk z chwili na chwilę coraz bardziej namiętniał, aż para nie była w stanie dłużej i musieli się od siebie odsunąć chociaż na chwilę, aby zaczerpnąć powietrza. Wtedy oparli czoła o siebie i Szymon założył ukochanej pierścionek na palec, uśmiechając się szczerze.
-Kocham cię!- powiedzieli sobie, praktycznie jednocześnie, uśmiechając się do siebie. Wtedy też wrócili do czułych, pełnych miłości i radości pocałunków, które po chwili "zebrały" ich z podłogi, na której nadal klęczeli, po czym przenieśli się do sypialni. Tam już wiadomo co się z nimi działo, gdyż nie opuścili jej aż do rana, ale bynajmniej nie z powodu zmęczenia i snu...

.....
Podsumowując, dla każdej z par tegoroczne walentynki były zupełnie odmienne, ale myślę że równie szczęśliwe. Nowy człowiek, zaręczyny i odnowienie przyjaźni to tylko jedne z pozytywów dzisiejszego dnia, który policjanci komendy miejskiej zapamiętają na długo i będą się nim cieszyć... Ciekawe co jeszcze przyniosą im kolejne dni...?!
KONIEC

Takie tam walentynkowe słodkości...

Mam nadzieję że wam się podobała...?
Z tego miejsca chcę również życzyć wam wszystkiego co najlepsze w tym dniu, czy macie drugie połówki, czy też nie. Bądźcie szczęśliwi i obdarujcie miłością ważnych dla was ludzi, a wtedy ta dobroć i miłość do was wróci...!

Szczęśliwego i bez wątpienia CZERWONEGO dnia zakochanych!
Miłego dnia! / Dobranoc!

F.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro