Ślub Asi i Dawida

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

ASIA POW. Z Szymonem nie jesteśmy razem już jakiś czas, ale nadal za nim tęsknię... Ostatnio w moim życiu ponownie pojawił się Dawid... Bardzo fajnie mi się z nim spędza czas i czasem nawet daję radę zapomnieć o moim uczuciu do Zielińskiego...
Po tym jak pomógł mi z moim ojcem zdecydowałam się dać mu szansę i zaczęłam się z nim umawiać...
Na początku starałam się tego nie zauważać, albo udawać że tego nie widzę, ale z biegiem czasu coraz częściej zaczynałam widzieć nie kiedy RAŻĄCE różnice między nim, a Zielińskim... Bolało to okropnie, ale stwierdziłam że MUSZĘ o NIM zapomnieć! Pójść dalej! Przecież już nie ma NAS, a on ma syna!

Któregoś dnia Szymon chodził jakiś przybity, wymięty, struty jakby, nie mógł się na pracy zbyt skupić, a na przerwie gdzieś uciekł. Nie musiałam zgadywać żeby wiedzieć że poszedł na dach. Tam też się udałam i bez trudu go znalazłam, stojącego przy krawędzi dachu. Podeszłam do niego i stanęłam w odległości może 3 kroków.
-Tu jesteś...- powiedziałam cicho, aby go nie przestraszyć.
-No, jestem- odpowiedział nie patrząc na mnie.
-Szymon...- westchnęłam -Co się dzieje?!- spytałam go z troską.
-Nic Asia...- westchnął, nadal patrząc na horyzont.
-Szymek... Przecież cię znam! Co się dzieje?!- spytałam partnera.
-Wszystko jest ok- szedł w zaparte.
-Będzie ci lepiej jak się wygadasz! Sam o tym dobrze wiesz!- nalegałam.
-Wszystko się spierniczyło, rozumiesz!? Iga dopuściła się sfałszowania testów... Tymek nie jest moim synem! A do tego my się rozstaliśmy! Życie mi się po prostu zawaliło, rozumiesz?!- powiedział odwracając się w moją stronę i płacząc zwierzył mi się ze swojego problemu.
-Szymek...- zamurowało mnie po prostu. Mi również zaczęły płynąc łzy po policzkach.
-Tak mi przykro!- wydusiłam z siebie łapiąc go za rękę. Staliśmy tak do czasu, aż Jacek znalazł nam wezwanie i wróciliśmy do pracy. O dziwo załatwiliśmy to szybko i po mniej niż 3h wróciliśmy na patrol. Panowała między nami cisza.
-Szymon...- zagadnęłam go -Jakbyś czegoś potrzebował... Możesz na mnie liczyć...- uścisnęłam jego rękę przez moment.
-Dziękuję...- mruknął w odpowiedzi, posyłając mi krzywy uśmiech. Potem znów zapadła cisza, która trwała już do zakończenia służby. Po napisaniu raportów każde z nas udało się do swojego domu. Mimo że ciałem siedziałam z tatą w salonie i grałam w karty, duchem dryfowałam gdzieś daleko...
-Asia- zwrócił moją uwagę tata.
-Co?!- wyrwałam się z zamyślenia.
-Co się dzieje kochanie?!
-Nic tato, zamyśliłam się po prostu...- zbyłam go i wróciliśmy do gry.
Kolejne dni mijały i nie działo się nic wielkiego... Aż któregoś wieczoru przyszedł do mnie Dawid. Na początku wydawało mi się to normalne, ale potem... Niespodziewanie, w obecności taty klęknął przede mną na jedno kolano. Poczułam się jakbym zanurzyła się w wodzie i zdystansowała się od wszystkiego... Ocknęłam się z tego stanu, gdy spytał:
-Asia, wyjdziesz za mnie?
Zamarłam na moment.
-Tak, wyjdę za ciebie- odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. Dawid wsadził mi pierścionek na palec i podnosząc się na nogi, pocałował mnie krótko. Tata się bardzo ucieszył...

Następnego dnia w robocie, ciągle ktoś mi gratulował zaręczyn. Nawet Szymon... Cieszyłam się że i on cieszy się moim szczęściem i jest przy mnie jako mój partner z patrolu i najlepszy przyjaciel...
A jeśli chodzi o pracę, to mieliśmy dziś naprawdę ciekawą sprawę. Dotyczyła ona podwójnej kradzieży klejnotów i biżuterii... Sprawa, której wspólnym mianownikiem był... SZAMAN. Tego jeszcze w naszej robocie nie widziałam!
Po rozmowie z okradzionymi kobietami, wzmocnieni o listy zaginionych przedmiotów pojechaliśmy do "gawry" tego szamana. Niestety go nie zastaliśmy, tylko jego asystentkę... Ku naszemu niezadowoleniu i ona nie wniosła nic do sprawy... Z braku laku zebraliśmy się i ruszyliśmy z powrotem na komendę, obgadać wszystko z Jackiem. W "gawrze" zostawiliśmy panu Szamanowi wezwanie, na przesłuchanie...

GODZINĘ PÓŹNIEJ
Pan "Szaman" stawił się niespodziewanie szybko, jak na to że ponoć miał "strasznie dużo" tych wizyt domowych!... Z ogromną dozą rozwagi i sceptycyzmu porozmawialiśmy z tym Szamanem. Mężczyzna nawet był konkretny, ale w pewnym momencie powiedział coś dziwnego...:
-Ładny pierścionek...- skomentował wskazując na moją rękę -Szkoda tylko że od niewłaściwego mężczyzny...
Na chwilę mnie zamurowało. Z resztą Szymona też...
Potem już skupiliśmy się na robocie i dziwna sytuacja z mężczyzną zeszła na drugi plan... Do czasu...
Jego słowa nie dawały mi spokoju, więc go dogoniłam na korytarzu, gdy już wychodził, po odebraniu bransoletki.
-Proszę pana!- zatrzymałam go -To co pan powiedział... o moim pierścionku...
-Co ja takiego powiedziałem?!
-Powiedział pan że... że szkoda iż nie jest od właściwej osoby... Co to znaczy?!- spytałam go z walącym sercem.
-Pani Joanno... Pani sama musi wiedzieć co miałem na myśli!- położył mi rękę na ramieniu -Niech pani spojrzy w głąb siebie i sama zdecyduje czego TAK NAPRAWDĘ chce...- powiedział i dodał- Miłego dnia pani życzę!- rzekł i sobie poszedł, a ja stałam jak wrośnięta w ziemię.
-Tobie też kazał się przytulać do drzew!?- spytała Emilka, zachodząc mnie od tyłu i również patrząc w stronę, gdzie odszedł Szaman.
-Nie- pokręciłam głową- Pogadamy kiedy indziej Emilka... Mamy z Szymonem dużo roboty...- przeprosiłam przyjaciółkę i wróciłam do pokoju, aby zakończyć sprawę. Nie spodziewałam się tylko, ze potrzebna nam będzie do tego Luna... Ale efekt się liczy, czyli rozwiązana sprawa! Już po może 2 godzinach od jej zakończenia wyjechaliśmy ponownie na patrol. Wcześniej jednak zajechaliśmy do mężczyzny, aby mu powiedzieć że zostało oczyszczony z zarzutów. Jak się okazało, "Szaman" cały czas wiedział, kto jest winien... Mimo tych wszystkich wariactw dzisiaj, jakoś mieliśmy oboje dobre humory...
Po napisaniu raportów i zakończeniu służby wróciłam do domu. Zaczęliśmy z Dawidem powolne przygotowania, a raczej planowanie ślubu i wesela...

Parę dni później, dzięki Julkowi, wpadłam na pomysł, aby poprosić Mikołaja o urzeczenie lokalu, na wesele. Na moje szczęście się zgodził z radością, więc od razu zadzwoniłam do Dawida, aby to z nim skonsultować. Był równie zadowolony co ja.
Później rzuciliśmy się z Szymonem w wir pracy, skupiając się na robocie. Po niej miałam się spotkać w "Świętym Mikołaju" z Białachem i zaprzyjaźnionym księdzem. Na całe szczęście Szymek zaoferował się pomóc i pojechaliśmy tam razem.
-"Naprawdę chcesz tutaj wyprawić wesele?!- Mikołaj nie dowierzał.
-Słuchaj, ja wiem że z reguły nie robisz takich imprez, ale jest masakra z terminami...- zaczęłam mu spokojnie tłumaczyć -Poza tym budżet... Zwyczajnie nie stać mnie na taką imprezę...
-Ale Asieńko, z wielką przyjemnością użyczę ci lokalu!- zgodził się z uśmiechem.
-Serio?!- teraz to ja byłam ta nie wierząca.
-No serio!- stał przy swoim- Mało tego! Jakbyś potrzebowała księdza to nie ma najmniejszego problemu!- zaoferował się.
-Serio?!- upewniłam się -Nawet nie masz pojęcia jak ci dziękuję! Naprawdę!- z tej wdzięczności, aż złapałam Białacha za rękę.
-Kochana, zobaczysz! To będzie wymarzony ślub! Naprawdę!- uśmiechnął się w odpowiedzi Mikołaj.
-No to, wypijmy za to!- uśmiechnął się Szymek i wszyscy wzięliśmy łyka kawy ze swoich kubków. W tej samej chwili do baru ktoś wszedł.
-Szczęś Boże!- powiedział... KSIĄDZ. No już lepiej być dzisiaj nie mogło!
-Szczęś Boże!- odpowiedział mu Mikołaj wstając.
-A co to widzę, jakieś święto panie Mikołaju !- zauważył, podchodząc do nas. Białach odsunął krzesło obok siebie, na którym ksiądz skwapliwie usiadł.
-A święto do to dopiero będzie, będzie!- poprawił go -Koleżanka za mąż wychodzi!- wskazał na mnie, na co się uśmiechnęłam.
-Aha! No to gratuluję!- uśmiechnął się promiennie.
-Dziękuję...
-A proszę mi powiedzieć, w takim razie, czy ślub cywilny, czy kościelny?!- zagadnął mnie.
-Kościelny- odparłam z uśmiechem.
-Jeśli chodzi o ten ślub, proszę księdza, to jest kilka spraw...- Mikołaj wziął się za "wypełnianie obietnicy".
-Zamieniam się w słuch!- odparł na to ksiądz.
-Chodzi o to że z narzeczonym mamy problem z terminami... We Wrocławiu są bardzo odległe, a Mikołaj wspominał że mógłby ksiądz coś pomóc...- zaczęłam wyjaśniać, bardzo niepewnie. Słabo mi się prosiło obcego księdza o coś takiego...
-A co? Śpieszy się młodym?!- spytał, patrząc sugestywnie na mój brzuch. Powiodłam za nim spojrzeniem i z odruchu położyłam tam obie dłonie, mówiąc:
-Nie, nie! To w ogóle nie o to chodzi!- zaprzeczyłam kategorycznie -Po prostu chcemy...
-Ah... No to w takim razie dobrze...- odparł, rozumiejąc i dodał- A narzeczony, to co taki... niemowa?- zwrócił się do Szymona. Jak ja się wtedy chciałam spalić ze wstydu!
-Nie, nie. Ja jestem tylko przyjacielem!- poprawił księdza Szymek, ratując mnie od tłumaczenia.
-A, dobrze!- odparł na to i otworzył swój kajecik -Zobaczymy co my tu mamy...- zajrzał do środka.
-Tak, tutaj tak...- zaczął sprawdzać -Tu Jaszkowski w końcu bierze ślub...- zaczął przerzucać kartki -Dobrze...- całą trójką patrzyliśmy na niego wyczekująco.
-Miałbym termin!- powiedział po chwili, pukając palcem w kartkę.
-A na kiedy?!- dopytałam ciekawa.
-Za dwa tygodnie!- odpowiedział z szerokim uśmiechem. Nie powiem, zszokowało nas to trochę... Trochę BARDZO...
-Za dwa tygodnie?!- upewnił się Szymek.
-Żyćko!- odpowiedział jak gdyby nigdy ksiądz, a ja nie miałam absolutnie pojęcia, co na to powiedzieć... Po prostu wbiło mnie w fotel...
-A co?! Młody potrzebuje czasu do namysłu?!- dopytywał się ksiądz, chyba rozbawiony. Nie umiałam powiedzieć... Aby ukryć moją rozterkę chwyciłam kubek w obie dłonie i napiłam się kawy.
-Słuchajcie, dajcie mnie znać do jutra- zakończył i spojrzał na Mikołaja -Dobre, co?! Hihi, panie Mikołaju!- powiedział, zamykając kajet na zamek.
-Czy znajdzie się coś dobrego dla księdza do jedzenia?!- zapytał Białacha.
-Jasna sprawa proszę księdza! To co zawsze, możnaby rzec"!- odpowiedział i znikł na parę minut w kuchni. Musieliśmy to wszystko przetrawić, więc Szymek udał się na moment do toalety, a ja wyszłam przed bar. Stałam tak sama nie wiem ile. 'Czy ja chcę wychodzić za Dawida TAK szybko?!'- pytałam samą siebie, ale nie potrafiłam odpowiedzieć na to nawet sobie.
Po jakimś czasie Szymon do mnie dołączył i staliśmy chwilę w ciszy, nie patrząc sobie w oczy. Tę ciężką chwilę przerwał Mikołaj.
-Już idziecie?!- spytał lekko zawiedziony.
-Musimy...- też nie chcieliśmy wracać, ale wyjścia nie było.
-Ok- uśmiechnął się i zwrócił do Szymka -W takim razie, na razie!- pożegnał się z nim.
-Na razie!- odpowiedział mu Zieliński, bez uśmiechu.
-Dzięki Mikołaj, naprawdę!- uścisnęłam przyjaciela z wdzięcznością, gdy zebraliśmy się do wyjścia.
-Nie masz za co Asieńko! To naprawdę będzie przyjemność!- uspokoił mnie z uśmiechem.
-Do za niedługo!- pożegnaliśmy się i Szymek odwiózł mnie do domu. Gdy stanął pod blokiem , siedzieliśmy chwilę w zupełnej ciszy.
-"Dzięki za podwózkę i że ze mną pojechałeś...- zwróciłam się do Zielińskiego, odpinając pas.
-Nie ma sprawy...- odpowiedział patrząc na mnie, ale nie puszczając kierownicy.
-Zgodzisz się na ten wariacki termin?!- spytał, jakby z wahaniem.
-Dwa tygodnie...- westchnęłam -W sumie czemu nie?! -Nie mam pojęcia czemu to powiedziałam!? Może chciałam aby jakoś zareagował, powiedział coś?! Nie mam bladego pojęcia...
Przez moment siedzieliśmy w ciszy, każde z nas patrzyło przed siebie.
-Myślę że Dawid będzie zadowolony...- przerwałam ją, bawiąc się umieszczonym na palcu pierścionkiem. Szymek praktycznie od razu na mnie spojrzał.
-A ty?!- spytał, jakby... z troską?! Nadal się o mnie troszczy tak samo, mimo iż już nie jesteśmy parą...
-Szymon...- nie wiem czemu tak zaczęłam. Sama się w sobie gubiłam...
-Wiem- odparł krótko i jakby... ostro, patrząc ponownie przed siebie -Wiem Asia, na spokojnie...- uspokoił mnie -Na pewno będziesz pięknie wyglądać...- rzekł, ponownie na mnie patrząc i dodał -I chcę żebyś była szczęśliwa...- powiedział i przez parę sekund zapadła cisza, po czym znów się odezwał -Ale nie licz na to że zostanę twoim świadkiem!- spojrzał na mnie z lekkim uśmiecham, a ja prychnęłam króciutkim śmiechem w odpowiedzi. Jak zawsze, bez trudu wywołał na mojej twarzy uśmiech...
-Wiem, ale i tak dziękuję...- powiedziałam i lekko spoważniałam -Za wszystko...- podziękowałam mu, a przed moimi oczami przeleciały nasze szczęśliwe i przede wszystkim WSPÓLNE wspomnienia, które jak nigdy wcześniej wydały mi się odległe... Aby się wyrwać z tej "matni", pochyliłam się do przodu i ucałowałam partnera w policzek. Gdy nasze spojrzenia znów się spotkały, wyglądał jak smutny, zbity psiak... A ja wiedziałam, że jeśli teraz nie wysiądę, to... Mogę popełnić błąd...
-Trzymaj się..."- powiedziałam z ręką na klamce i otworzyłam drzwi, po czym wysiadłam. Szymek już nic nie odpowiedział, tylko patrzył za mną smutnym wzrokiem. Widziałam że poczekał aż bezpiecznie dotrę do klatki, po czym dojechał, do swojego mieszkania. Gdy wchodziłam po schodach, serce mnie bolało równie mocno jak wtedy, gdy z nim zerwałam, ale ii tym razem, to ja sama nałożyłam na siebie ten ból... Musze po prostu o nim zapomnieć! Dla Dawida i dla samej siebie!!

Kolejne dni upłynęły jak na wariackich papierach. Załatwianie, planowanie, zamawianie, odbieranie, bieganie i cały ten ambaras... Mimo całego tego stresu byłam opanowana. Nie wiedziałam tego, ale powodem mojego spokoju była stała obecność Szymona... Mimowolnie uspokajał moje nerwy jak rumianek, czy melisa... Nerwy były, owszem, ale już mniejsze... Kolejny ambaras był z moją kiecką... "Ta jedyna" kosztowała 6 tysięcy, a ja nie mogłam sobie na nią pozwolić. Wstępnie wybrałam inną i wróciłam do domu.

Następnego dnia gdy weszłam do pokoju prewencyjnego, przygotowana do służby, na moim biurku ujrzałam pudło. Zdziwiona podeszłam bliżej i otworzyłam wieko. W pierwszej chwili nie mogłam uwierzyć... Moim oczom ukazała się TA suknia! Bezskutecznie szukałam jakiejś kartki, czy liścika, nic. W takiej sytuacji nie mogłam nie być szczęśliwa cały dzień. Szymon to widział i cieszył się razem ze mną.
Im bliżej było do ślubu, tym więcej było z nim roboty. Szymon też wydawał się inny niż zwykle... Jeśli chodzi o świadkową i panieński, to uratowała mnie Natalia. Mróz spędziła ze mną i alkoholem ostatnie godziny mojej "wolności" i oficjalnie została moją świadkową. Bardzo się zaprzyjaźniłyśmy...

Kolejnego dnia był TEN dzień... Dzień w którym miałam zamknąć moją przeszłość za sobą i powiedzieć Dawidowi tak. Stres mnie okropnie zżerał... Na szczęście Natalia przyjechała do mnie przed ceremonią i pomogła mi ogarnąć kieckę, welon i całą resztę związaną ze strojem.
-Ejże! Uspokój się!- zwróciła uwagę na moją minę -Wszystko na pewno będzie perfekcyjne!- spróbowała mnie pocieszyć.
-Wiem...- westchnęłam ciężko, przygładzając materiał sukienki.
-Co jest?! Masz wątpliwości?!- spytała mnie z troską. Mróz jako jedna z nielicznych wiedziała o moim nadal trwającym uczuciu do Szymona.
-Nie... Chyba nie...- powiedziałam nieprzekonana, patrząc na swoje odbicie w lustrze.
-Wiesz że jak zwiejesz teraz to jestem w stanie cię kryć, aż opuścisz Wrocław?- powiedziała ultra poważnie, łapiąc mnie za ramiona i patrząc mi w oczy w tafli. Uśmiechnęłam się.
-Sądzę że nie będzie to potrzebne, ale dzięki Natalia...- podziękowałam przyjaciółce. Wyraźnie zadowolona Mróz, dopilnowała ostatnich szczegółów, po czym udała się pod kościół, aby przypilnować gości i reszty rzeczy, a ja miałam jeszcze parę chwil na uspokojenie się. Gdy wybił czas zamknęłam mieszkanie i zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Dawid i wspólnie pojechaliśmy do kościoła. Mieliśmy "swoje wejście", po czym zaczęliśmy się witać ze wszystkimi gośćmi. Pierwsze były przy mnie dziewczyny i reszta przyjaciół z komendy. Wszystkich bez wyjątku wyściskałam.
-Ej, laski! Widziałyście gdzieś Szymona?!- spytałam je z lekka nerwowo, gdyż nigdzie nie widziałam mojego partnera.
-Jeszcze nie- odpowiedziała Natalia.
-Ale na pewno się zjawi!- uspokoiła mnie Emilka. Skinęłam tylko głową i starałam się o nim nie myśleć, pogrążywszy się w rozmowie z przyjaciółkami.
-O wilku mowa...- powiedziała parę chwil później Natalia, patrząc gdzieś za moje ramię. Spojrzałam w tamtą stronę i ujrzałam idącego w moim kierunku Zielińskiego.
-Cześć... / Hej....- powiedzieliśmy przytulając się.
-Pięknie wyglądasz...- skomplementował mnie ze słabym uśmiechem.
-Dziękuję...- odpowiedziałam szczerze.
-Życzę wam szczęścia, jeszcze raz...- powiedział szczerze. Zdołałam się tylko uśmiechnąć, a tata już zaczął "zagarniać" gości do kościoła.
-"Asia, Dawid! Dalej! Do kościoła!"
Gdy Szymon go mijał w drzwiach, tata go zatrzymał, wyszeptał mu coś do ucha, po czym puścił. Nie mogłam go zrozumieć... Dawid mnie zostawił i również wszedł do kościoła, a tata do mnie podszedł z uśmiechem i podał mi ramię.
-Pięknie wyglądasz... Mama byłaby dumna...- powiedział uścisnąwszy mi lekko ramię. W odpowiedzi uśmiechnęłam się szeroko. Tata odprowadził mnie przed ołtarz i "przekazał" Dawidowi, po czym usiedliśmy, a wtedy głos zabrał ksiądz:
-"Nie ma nic piękniejszego niż miłość, kiedy dwoje ludzi stwierdzi, że są sobie przeznaczeni... Joanno, Dawidzie... To jest wasz dzień...- powiedział, wskazując na nas, po czym się odwrócił, wziął materiał z ołtarza i odezwał się ponownie:
-Skoro zamierzacie zawrzeć sakramentalny związek małżeński, podejdźcie do mnie...- wskazał na nas machnięciem ręki i podchodząc bliżej, mówił dalej:
-Proszę wszystkich o powstanie...- gdy to powiedział, wszyscy wstaliśmy i ja z Dawidem stanęliśmy przed nim, twarzami do siebie. Natalia pomogła mi ogarnąć welon, aby się nie poplątał.
-Podajcie sobie prawe dłonie...- instruował nas ksiądz.
-Wobec Boga i kościoła...- mówił, owijając materiał wokół naszych złączonych dłoni -Powtarzajcie za mną słowa przysięgi małżeńskiej...- powiedział i wskazał na Dawida:
-Dawidzie...- zaczął ksiądz -Ja Dawid...
-Ja Dawid...- powtórzył za nim.
-Biorę sobie ciebie, Joanno za żonę...
-Biorę sobie ciebie, Joanno za żonę.
-I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...
-I ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską...
-Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci...
-Oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci...
-Tak mi dopomóż panie Boże wszechmogący...
-Tak mi dopomóż panie Boże wszechmogący...
-W trójcy jedyny...
-W trójcy jedyny...
-I wszyscy święci...
-I wszyscy święci.
-Joanno...- teraz zwrócił się do mnie. Spojrzałam na niego z rosnącą gulą w gardle, nie wiedziałam co do cholery się ze mną dzieje...?!
-Ja Joanna...- zaczął, a wtedy Szymek nie wytrzymał i wyszedł z kościoła z trzaskiem drzwi. Wszyscy popatrzyliśmy za nim. Jedni zdziwieni, inni z dezaprobatą, a jeszcze inni, np. ja, ze smutkiem. W tamtym właśnie momencie poczułam że moje serce rozpada się na miliard drobnych kawałeczków, a do oczu napływają mi łzy, które zamgliły mi na chwilę wzrok. Mimo to że serce mnie bolało, starałam się zrobić to co nakazywał mi rozum, to co powinnam, czyli wyjść za Dawida... Bez patrzenia w tył wiedziałam że Natalia dokładnie wie co się teraz ze mną dzieje...
-Ja Joanna...- zaczął od nowa ksiądz.
-Ja Joanna...- głos mi się trząsł.
-Biorę sobie ciebie, Dawidzie za męża...
-Ja Joanna...- za drugim razem już płakałam. Nie byłam w stanie powiedzieć niczego więcej...
-Nie rób tego, nie...- zaciął się, westchnął zwiesiwszy głowę i dokończył, patrząc na mnie -Nie rób tego jeżeli... Nie rób tego, jeżeli nie chcesz...- powiedział Dawid, puszczając moją rękę.
-Ale Dawid?!- nie potrafiłam zrozumieć. Czy on właśnie dawał mi odejść?!
-Asiu...- przełknął ślinę -Kocham cię.. Ale nie chcę żyć z kobietą, która kocha kogoś innego...- powiedział, też łamiącym się głosem, ale mniej niż łamał się mój -Jak to było?!- spojrzał na księdza przez przelotną chwilę -Miłość jest wtedy, kiedy dwoje ludzi stwierdzi, że są sobie przeznaczeni, tak?!- mówiąc każde słowo, patrzył mi w oczy -No właśnie...- Na moment zapadła cisza -To biegnij do swojego przeznaczenia...- skinął głową na drzwi.
-Dawid...- chciałam mu coś powiedzieć, jakoś go przeprosić, ale mi przerwał:
-Biegnij za nim...- powiedział, patrząc na mnie smutny, trochę spod byka.
-Przepraszam cię..."- powiedziałam, łapiąc go na moment za rękę, uścisnęłam ją, po czym puściłam, odwróciłam się, złapałam suknię w pięści i ruszyłam biegiem do drzwi, odprowadzana zdziwionymi spojrzeniami wszystkich gości.
-Asia...- zatrzymał mnie tata.
-Ja nie mogę...- spojrzałam na niego, prawie płacząc.
-Jest ok...- odsunął mojego ojca Dawid.
-Biegnij za swoim przeznaczeniem...- zwrócił się do mnie, powtarzając swoje poprzednie słowa. Posłuchałam go bez wahania i wybiegłam z kościoła z trzaskiem ciężkich drzwi, ani razu nie oglądając się za siebie. Od razu poszukałam wzrokiem Szymona. Zieliński właśnie znikał w alejce niedaleko mnie. Nie tracąc więcej czasu zbiegłam po stopniach i pobiegłam za nim co sił w nogach. O dziwo szpilki mi w tym nie przeszkadzały...
-Szymon!- krzyknęłam za partnerem. Zieliński zatrzymał się i odwrócił w moją stronę.
-Asia? Co ty robisz?!- spytał zdziwiony. Gdy spojrzałam mu w oczy, ujrzałam w nich łzy.
-Kończę coś co nie powinno mieć miejsca...- powiedziałam bardzo łamiącym się głosem- Nie powinno, ponieważ to ciebie kocham!!- powiedziałam szczerze, płacząc jak bóbr. W tej samej chwili Szymek objął mnie w tali i przyciągając do siebie, pocałował. Z rosnącą ulgą w sercu pogłębiłam pocałunek, biorąc jego twarz w obie, drżące dłonie. Całowaliśmy się dobrą chwilę...
-Przepraszam cię! To całe zamieszanie, to nie powinno się stać! Ja się po prostu pogubiłam...- zaczęłam tłumaczyć, z lekka nerwowo.
-Ćśśś! Nie tłumacz się skarbie! Nie potrzebnie!- przerwał mi, patrząc głęboko w moje oczy i głaszcząc mnie po policzku.
-Kocham cię- dodał szczerze, z uczuciem.
-Ja ciebie też- odpowiedziałam i pocałowaliśmy się ponownie. W tej samej chwili zawibrował telefon Szymona. Chwilę jeszcze się całowaliśmy, po czym Zieliński niechętnie się odsunął i z westchnieniem wyjął urządzenie z kieszeni.
-Kto to?!- spytałam go ciekawsko.
-Natalia... Pisze że razem z Góralem ogarną ambaras w kościele, a my możemy się zmywać, bo będą nas kryć...- powiedział, przytulając mnie do siebie.
-Ale gdzie?- spytałam go sceptycznie.
-Znam jedno miejsce...- odpowiedział z lekkim uśmiechem, a ja już podejrzewałam o czym myśli.
-Ok, tylko zajedźmy do mnie... Nie będę się przecież kisić w tej kiecce...
-To chodź!- zgodził się, daliśmy sobie buziaka, po czym ramię przy ramieniu udaliśmy się do jego samochodu. Bieganie w tych szpilkach szło mi coraz lepiej....
Tak jak prosiłam, przed wyprawą do domku ojca Szymona, zajechaliśmy na moment do mojego mieszkania. Wparowałam tam jak burza, wzięłam sporą torbę i nawrzucałam tam wszystko co było mi potrzebne na najbliższe parę dni, łącznie z pełną kosmetyczką i piżamą. Szymek podczas mojego chaotycznego pakowania stał przy drzwiach, na czatach, czy czasem nie wraca mój ojciec. Naprawdę nie miałam teraz ochoty i siły na konfrontację z nim... Pakowanie zajęło mi może z 10 minut max, po czym opuściłam mieszkanie.
-Wynośmy się stąd...- powiedziałam do Szymona, wychodząc na klatkę schodową.
-Z wielką chęcią- odparł biorąc ode mnie torbę i po zarzuceniu jej sobie na ramię wziął mnie za rękę i opuściliśmy mój blok. Jak na gentlemana przystało Zieliński otworzył mi drzwi, pomógł ogarnąć kieckę i je zamknął, po czym wsiadł za kierownicę i odjechaliśmy spod bloku z piskiem opon.
Całą drogę do domku za miastem trzymaliśmy się za ręce i posyłaliśmy sobie zakochane spojrzenia. Uśmiech nie schodził mi z twarzy i byłam bardzo szczęśliwa.

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ
POD WROCŁAWIEM
W DOMKU JANA ZIELIŃSKIEGO
Szymek zaparkował i wyłączył silnik.
-No to jesteśmy...- powiedział, patrząc na mnie z uśmiechem i ściskając moją rękę. Oddałam uśmiech.
-Wysiadamy?- spytałam ze śmiechem, chwilę później, przerywając ciszę.
-Wysiadamy, wysiadamy...- odparł i tak właśnie zrobiliśmy. Ledwo wysiadłam Szymek już był u mojego boku, z torbą na ramieniu.
-Nie ucieknę ci przecież!- zaśmiałam się, gdy objął mnie w tali, a chwilę później się pocałowaliśmy.
-Kocham cię...- powiedział szczerze.
-Ja ciebie też...- odparłam, a w tej samej chwili poczułam jak moje nogi odrywają się od ziemi.
-Szymek!- pisnęłam zaskoczona, mocniej obejmując go za szyję. Zieliński się zaśmiał.
-Spokojnie, nie puszczę cię przecież!- powiedział i jak gdyby nigdy nic zaniósł mnie do domku, na nogi stawiając dopiero na ganku.
-Wariat!- zaśmiałam się szczerze, nadal obejmując go za szyję.
-Twój- odparł bez zastanowienia, z lekkim uśmiechem i po otwarciu drzwi dodał- Zapraszam!- wskazał ręką do środka.
-Dziękuje- zaśmiałam się i weszłam, a on zaraz za mną.
-Rozgość się, a ja napalę w kominku...- rzekł i zabrał się do działania, a ja usiadłam sobie w fotelu i go obserwowałam. Przez moment trwała przyjemna cisza.
-Szymek...- zagadnęłam, wstając.
-Tak?- podniósł się z kucek i na mnie spojrzał.
-Wypiąłbyś mi to?- spytałam, wskazując na nadal tkwiący w lekko rozwianej fryzurze welon -Trochę mi zawadza...- gdy to mówiłam Zieliński podszedł bliżej, z lekkim uśmiechem.
-Pewnie, tylko się odwróć...- odpowiedział, a ja właśnie tak zrobiłam, zdając się na niego. Szymek chwilę majstrował przy spince bez słowa, a ja dałam moim myślą popłynąć. Już nie uważałam tego za ironię, że większość z nich była właśnie o nim... Po prostu znaczyło to że moje serce należy do nikogo innego, tylko właśnie do niego...
-Gotowe- powiedział z uśmiechem, kładąc welon na komódce, niedaleko której staliśmy. Odwróciłam się do niego i nasze spojrzenia znów się spotkały. Staliśmy tak blisko...
-Dziękuje- powiedziałam cicho, tonąc w jego oczach. Sama nawet nie wiem które z nas pochyliło się pierwsze, ale chwilę później nasze usta były złączone, obejmowałam go za szyję, czując jego silne ramiona wokół mnie. Pocałunki z każdą chwilą bardziej namiętniały, temperatura w pomieszczeniu rosła i raczej to nie przez kominek... Szybkimi ruchami pozbyłam się jego marynarki, rzucając ją na ławę, a jej los podzieliła moja krótko później. Praktycznie się od siebie nie odsuwaliśmy, tak pragnęliśmy swojej obecności, bliskości. Te dni, które spędziliśmy osobno, nawet chyba nam wyszły na dobre...
Zanim się zorientowałam, Szymek siedział na jednym z foteli, ze mną na kolanach. Gdy potrzebowaliśmy oddechu, Szymon zaczął całować moją szyję, więc odchyliłam głowę, aby dać mu do niej większy dostęp. Lekko drżącymi rękoma zaczęłam rozpinać jego koszulę, podczas, gdy on szybko poradził sobie z zapięciem od mojej sukni. Wtedy ponownie się pocałowaliśmy i Szymek uniósł mnie na rękach, jednocześnie wstając, jedną rękę mając pod moimi kolanami, a drugą obejmował moje plecy. Z dziecinną łatwością zaniósł mnie po schodach na piętro, gdzie weszliśmy do sypialni. Dopiero tam stanęłam ponownie na nogach i puściłam go, pozwalając aby suknia swobodnie ze mnie spłynęła, a gdy to się stało, z niej wyszłam. Dwoma ruchami pozbyłam się następnie jego koszuli. Gdy się nie całowaliśmy, nasze spojrzenia były "złączone", nie potrafiliśmy odwrócić od siebie wzroku... Za bardzo się za sobą stęskniliśmy... Szymek bez wahania poprowadził mnie tak, że po chwili moje kolana spotkały się z miękkim materacem łóżka, a sekundy później to samo spotkało moje plecy. Ledwo się nade mną pochylił, już całowaliśmy się namiętne, chcąc przelać w te pocałunki wszystkie, kotłujące się w nas uczucia. Nie wahaliśmy się ani chwili... Wtedy już nic nas nie zatrzymywało... Żadna bariera... Byliśmy tylko my i uczucie które między nami nie zgasło...

NASTĘPNEGO DNIA
Obudziłam się, wtulona w Szymona, używając jego klatki piersiowej jako poduszki. Wreszcie czułam się jak w domu... Westchnęłam i ponownie zamknęłam oczy. Chciałam zostać w tym momencie na zawsze... Biło od niego takie przyjemne ciepło... Gdy ruszyłam nogą, zorientowałam że nie mam na sobie piżamy! Moja pamięć była nad wyraz pomocna w tej chwili, gdyż wydarzenia dnia poprzedniego wróciły do mnie jak boomerang. Nie mogłam się nie uśmiechnąć... Poprzedniego dnia praktycznie nie wyszliśmy z łóżka...
Gdy ja tak sobie kontemplowałam, Szymek zaczął się przebudzać...
-Dzień dobry Kochanie...- powiedział lekko jeszcze zaspanym głosem. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
-Dzień dobry- gdy to powiedziałam, pocałowaliśmy się czule, acz krótko. Nam obojgu uśmiechy nie schodziły z twarzy. Chwilę patrzyliśmy sobie w oczy bez słowa.
-Tęskniłam za tym, wiesz...- przerwałam ją, kładąc rękę na jego klatce, na sercu.
-Ja też Kochanie... Nawet nie wiesz jak bardzo...- odparł, a z jego oczu można było wyczytać tylko i wyłącznie miłość. Nie musiałam pytać samej siebie, aby wiedzieć że z moich mógł wyczytać dokładnie to samo...
Pocałowaliśmy się czule i pozwoliliśmy tej chwili trwać i trwać... Trwałaby pewnie jeszcze dłużej, gdybyśmy nie zgłodnieli...
-Chyba czas na śniadanie...?- zaśmiałam się, wtulając się w Szymona. Zieliński czule obejmował mnie w tali, delikatnie muskając opuszkami palców mój bok.
-Chodź!- zgodził się ze mną i wspólnie wstaliśmy. Bez namysłu ubrałam pierwsze co wpadło mi w ręce. Okazała się to być Szymka koszula.
-Jak wyglądam?!- spytałam, stając przed nim. Szymek wdział już bokserki i naciągał na pas dresy.
-Wyglądasz cudnie- odparł, obejmując mnie w tali.
-Tak myślisz?!- spojrzałam w jego oczy z namysłem i psotnym uśmiechem.
-Tak- odparł i dodał -Jak dla mnie, jesteś najpiękniejsza na świecie!- powiedział i złożył czułego buziaka na moich ustach.
-Chodź już lepiej zrobić to śniadanie!- zaśmiałam się i łapiąc go za rękę udałam się do kuchni. Tam stworzyliśmy sobie dobre śniadanko. Oczywiście nie mogliśmy oddalić się od siebie nawet o metr... Ja przygotowywałam kanapki, a Szymek podawał mi składniki. Lecz nie potrzebowałam dużo, więc większość czasu Zieliński obejmował mnie od tyłu i patrzył mi przez ramię, co robię, co jakiś czas całując mnie to tu, to tam. Czułam się najlepiej na świecie...
Po śniadaniu w miarę się ubraliśmy i poszliśmy na spacer, po lesie. Wędrowaliśmy tak, przytuleni. Szymek obejmował moje ramiona ręką, a ja złączyłam nasze dłonie. Szliśmy i rozmawialiśmy sobie o wszystkim przyciszonymi głosami. Było naprawdę miło...
Nie wiadomo dlaczego, chyba z przyzwyczajenia, zabrałam ze sobą telefon. Telefon, który w pewnym momencie bardzo głośno zadzwonił, przebijając tą słodką bańkę prywatności i samotności, którą mieliśmy. Niechętnie przystanęliśmy.
-Kto to?!- spytał Szymek.
-Nie wiem, poczekaj...- odparłam i nie zmieniając pozycji, drugą ręką wyjęłam telefon z kieszeni. O dziwo był tu zasięg! Spojrzałam na wyświetlacz. Tata...
-Tata...- mruknęłam, wzdychając.
-Odbierz...- odparł, cały tężejąc.
-Nie- podjęłam decyzję, odrzuciłam połączenie i wyłączyłam telefon, po czym schowałam go na powrót do kieszeni.
-To nie jest teraz ważne!- powiedziałam z mocą, patrząc mu w oczy -Ważne jest to co się dzieje tutaj, między nami... To że ta miłość nie znikła...- odparłam szczerze, patrząc ukochanemu w oczy -Kocham cię!- dodałam na koniec -I ani mój tata, ani Dawid tego nie zmienią...!- chyba nigdy jeszcze, nie byłam tak szczera w swoich słowach. Ten jeden, jedyny raz serce i rozum były zgodne co do jednego...
-Ja też cię kocham...- odparł równie szczerze. Widziałam to w jego oczach... Po czym się pocałowaliśmy. Całus był słodki i pełen miłości.
Po krótkiej chwili wznowiliśmy spacer, tak jakby mój ojciec wcale do mnie nie dzwonił...
Spacerowaliśmy jeszcze parę godzin, ciesząc się swoją obecnością. W pewnym momencie doszliśmy nad ukryte jezioro, był tam dość długi pomost.
-Chodź!- uśmiechnęłam się do mojego chłopaka i zaciągnęłam go na sam koniec, gdzie stanęliśmy, przytuleni. Szymek obejmował mnie jedną ręką w tali i przytulał do siebie, a ja z chęcią położyłam głowę na jego ramieniu. Trwaliśmy tak w ciszy dobrą chwilę, patrząc na spokojną taflę jeziora. Każde z nas o czymś intensywnie myślało.
-Pomyśleć że o mało co byśmy nie mieli tego co teraz...- powiedziałam smutno, przerywając ją.
-Nie myśl o tym! Było i nie ma!- odparł Szymek, całując mnie w skroń.
-Ale ja mówię serio!- spojrzałam na niego -Przez to że się pogubiłam... O mało co wyszłabym za mojego Crasha z liceum!- byłam na siebie zła i to bardzo!
-Asia przestań! Nie myśl o tym!- stanął przodem do mnie i spojrzał mi głęboko w oczy -To co było to przeszłość! Żyj chwilą!- był stanowczy i szczery jak nigdy, trzymając dłonie na moich biodrach.
-Masz rację, przepraszam!- odparłam z lekką skruchą.
-Chodź do mnie i już o tym nie myśl!- rozkazał i mnie przytulił. Gdy zamknął mnie w silnym uścisku, po raz kolejny znalazłam różnice między nim, a Dawidem... To w ramionach Szymona czułam się bezpieczna i kochana... Jak w domu...
Potem wróciliśmy do domku i spędziliśmy wieczór, siedząc na fotelu, pod kocem, wpatrując się w kominek. 'Właśnie takie wieczory uwielbiam...'- pomyślałam z uśmiechem.

Przez kolejne parę dni nie odbierałam od nikogo telefonów. Szymon też nie. Napisałam tylko Natalii żeby się nie martwiła, że wszystko jest bardziej niż lepiej i że ma wszystkich uspokoić. Odpisała że cieszy się moim szczęściem i będzie skłonna do pomocy, gdy będzie potrzeba. Podziękowałam jej i wyłączyłam telefon ponownie. Chcieliśmy czasu tylko dla siebie i właśnie go mieliśmy... Nie wiedziałam tylko że Ojciec robi w tym czasie rozróbę i oskarża Szymona o porwanie mnie...

W kolejny poniedziałek, z ciężkim sercem opuściliśmy domek i wróciliśmy do Wrocławia. Wieczór wcześniej Szymek rozmawiał z Renatą i się dowiedział że wszystko jest jak po staremu i że Jaskowska nas nie rozdzieli. Podobno powiedziała coś o błędach przeszłości... Nie wiem, nie wnikałam...
Z domku pojechaliśmy prosto na komendę. Tam, po przebraniu się, odebraliśmy broń i poszliśmy na odprawę. Wszyscy których mijaliśmy patrzyli się na nas co najmniej dziwnie i szeptali po kątach.
-Chyba afera się już rozniosła...- szepnęłam do Szymka, z kwaśną miną. Zieliński tylko uścisnął moją rękę i do mnie mrugnął. Gdy szliśmy do radiowozu wyraźnie usłyszałam:
-To dla niego uciekła sprzed ołtarza!- powiedziała właśnie jedna z dziewczyn z drogówki. "ukradkiem" pokazując to na mnie, to na Szymka.
-Właśnie wiem! To takie romantyczne!- odparła druga z dziewczyn, zachwycając się -Jak ja bym chciała znaleźć kogoś kto będzie mnie kochał tak mocno!- Potem już ich nie słuchałam, gdyż wyszliśmy z budynku i pojechaliśmy na patrol...
Roboty było co nie miara, ale daliśmy radę. Jak zawsze z resztą... Zgrany team, nie potrzebujący komunikacji słownej, bazujący na spojrzeniach, zaufaniu i instynkcie... Dobre, znane uczucie...
Na przerwie zajechaliśmy na stołówkę. Wybraliśmy obiad i ruszyliśmy szukać wolnego stolika. W pewnym momencie zauważyliśmy grupkę naszych przyjaciół, siedzących przy dużym stole i rozmawiających. Postanowiliśmy do nich podejść.
-Cześć kochani- powiedziałam siadając na jednym z wolnych krzeseł, a Szymek usiadł o bok, również się witając, "Hej!".
-I wróciła nasza uciekająca panna młoda!- skomentował rozbawiony Krzysiek, odchylając się na krześle.
-Zapała!?- zwróciłam mu uwagę, siląc się na groźny ton, mimo iż chciało mi się śmiać -A w zęby chcesz?!- prychnęłam, posyłając mu ostre spojrzenie, po czym całą grupą się zaśmialiśmy.
'Wszystko jest tak jak być powinno!'- pomyślałam zadowolona.
-Gdzie wyście byli?!- spytała Natalia, patrząc na nas oboje.
-Tajemnica!- powiedziałam i spojrzałam na mojego partnera, zagryzając wargę na parę sekund. W zamian dostałam uśmiech...
-No weź!- jęknęli, zawiedzeni.
-Nie powiem, bo musiałbym was kropnąć!- odparł żartobliwie Szymek, przez co znów się śmialiśmy. Trwało to dobrą chwilę...
-Asia, co zrobiłaś z pierścionkiem?!- spytała mnie poważnie Emilka, gdy już się uspokoiliśmy.
-Szymek go ma. Ja nie chcę widzieć tej rzeczy na oczy!- odparłam szczerze, zgodnie z prawdą.
-Dobrze zrobiłaś. Ja np. moją obrączkę zamknęłam w pudle i schowałam do piwnicy!- odparła nonszalancko Natalia. Mróz rzadko mówi o swoim byłym mężu, ale jej się nie dziwię... Też bym nie chciała...
-I prawidłowo!- skomentowałam i przybiłyśmy sobie przez stół piątkę.

Gdy zakończyła nam się przerwa, wróciliśmy do pracy. A po niej pojechaliśmy do mnie. Jeszcze w domku stwierdziliśmy że fajnie by było gdybym się wprowadziła do Szymona. W końcu nie chcemy tracić więcej czasu... Dodatkowo, myślę że to w jakiś sposób ustabilizowałoby nasz związek...
Oczywiście musieliśmy wpaść tam na tatę. Bo jakżeby inaczej! Zaleta taka że przynajmniej Marcina nie było... Bez wahania, już od wejścia, kazałam Szymonowi mnie spakować, a sama skupiłam się na rozmowie z ojcem... Ale jakiej tam rozmowie! My się "pożarliśmy" i to ostro... Nie chciałam tego, ale on z drugiej strony ani trochę nie chciał mnie słuchać.
-Nie tato! Wyprowadzam się i koniec! Z Szymonem jestem szczęśliwa i nie zamierzam stracić tego co mamy! Nie drugi raz! A poza tym, to i tak cud że po tej aferze jeszcze możemy próbować coś stabilizować między nami!
-Asia to jest błąd! Popełniasz błąd!- denerwował się -Ja ci nie pozwolę marnować sobie życia z tym gnojkiem!
-Nie waż się nawet tak o nim mówić! Szymon to JEDYNE szczęście poza pracą w moim życiu, więc nie waż się go obrażać!!
-Asia, ten sukinsyn cię zbałamucił, czy ty nie widzisz tego?!!!
-Tato przestań!! Nie mów tak o nim, słyszysz!!- krzyknęłam, a w moich oczach zabłysły gniewne łzy- Z Dawidem nigdy bym nie była szczęśliwa!! Niech to wreszcie do ciebie dotrze! Nie kochałam go! NIE KOCHAŁAM!! Rozumiesz!!?- kontynuowałam i bez wahania dokończyłam -Nie będziesz za mnie decydował!! Nie będziesz kierował moim życiem!!
-Słyszysz co ty mówisz?! Asia! On ci namieszał w głowie! Ni wyjdziesz z nim nigdzie! Nawet jeśli będę cię musiał w domu zamknąć!!- stał przy swoim.
-Jesteś potworem!!- wrzasnęłam -Potworem i egoistą!! Masz moje szczęście głęboko w dupie i chcesz abym robiła to na co mi pozwolisz!! Jesteś kurwa najgorszym egoistą jakiego widziałam, a uwierz mi, widziałam wielu!!- teraz to po moich policzkach spływały łzy wściekłości -Nie masz ŻADNEGO prawa trzymania mnie jak więźnia w moim własnym domu!!! Jestem dorosła do kurwy nędzy!!!- naprawdę nie miałam na niego siły...
-Możemy jechać...- powiedział spokojnie i poważnie Szymek, pojawiając się w drzwiach. Odwróciłam się w jego stronę, słysząc to. Od razu ujrzałam w jego oczach, że chce wkroczyć, powiedzieć do słuchu mojemu tacie, ale świadomie pokiwałam głową na nie. Mój ojciec to mój problem...
-Świetnie!- uśmiechnęłam się przez łzy i odwróciłam w drugą stronę -Do NIE widzenia tato!- krzyknęłam ojcu w twarz i wyszliśmy z mojego mieszkania. Nie omieszkałam trzasnąć drzwiami najgłośniej jak tylko mogłam. Wręcz zbiegłam po schodach, a Szymek krok w krok za mną. Zawsze umie dotrzymać mi kroku...

Jazda do ego mieszkania trwała w zupełnej ciszy. Ja się podczas niej wypłakałam i uspokoiłam, a to za sprawą tylko obecności Szymka i malutkich kółeczek jakie rysował kciukiem na wierzchu mojej dłoni, cały czas trzymając ją w swojej. Wystarczyły tylko spojrzenia... Gdy tam dojechaliśmy, pomogłam mu wnieść wszystkie moje manatki na górę, do mieszkania. Wstępnie zostawiliśmy pudła w korytarzu, przy ścianie, aby nie zawadzały. Nie miałam humoru na rozpakowywanie... Nie po tej walce z ojcem...
-Spokojnie Kotek... Zrozumie w końcu...!- pocieszył mnie, kiedy już siedzieliśmy na kanapie w NASZYM salonie i przytuleni oglądaliśmy film.
-Oby Szymek, oby!- burknęłam i dodałam -Ale nie mówimy już o tym! To się już nie liczy...
Do końca dnia nie padło żadne słowo w temacie mojego ojca. Wreszcie byłam z Szymonem... Szczęśliwa...

Kolejne tygodnie przechodziły już do normalności sprzed "weselnej klapy" i gadanie o tym szło powoli w niepamięć... Ja i Szymon jesteśmy razem naprawdę szczęśliwi, nawet chyba szczęśliwsi niż przedtem... Przed Dawidem i Igą...
Po wielu rozmowach, przekonywaniach i niezliczonych kłótniach tata wreszcie (w jakimś stopniu) zaakceptował mój związek z Szymonem, choć nadal jest trochę sceptycznie nastawiony do mojego chłopaka... Na szczęście chyba widzi jestem z nim szczęśliwa, ponieważ zaczął się doń przekonywać i już nie twierdzi że popełniłam życiowy błąd, uciekając z kościoła... Co prawda uszczęśliwiony też nie jest... Szymek zaś, z całych sił stara się zyskać jego zaufanie, oraz sprawić abym była najszczęśliwsza na świecie. A prawdą jest że już jestem, gdyż mam go u boku, o czym daję mu do zrozumienia na każdym kroku. Nie mogę sobie wyobrazić co by było, gdybym wtedy faktycznie wyszła za Dawida....

Któregoś dnia, kiedy akurat wychodziliśmy z pracy, trzymając się za ręce, na parkingu spotkaliśmy nikogo innego, jak Dawida.
-Cześć...- przywitaliśmy się, podchodząc do niego. W powietrzu ziała trochę niezręczność.
-Cześć- odparł krótko.
-To chyba twoje...- powiedział Szymek oddając mu mój pierścionek zaręczynowy, po wyciągnięciu go z kieszeni. Dawid przyjął go i bezpiecznie schował do kieszeni.
-Prędzej czy później znajdziesz sobie taką, która odda tobie całe serce i będzie ciebie warta...- powiedziałam przytulając Dawida krótko, po tym jak puściłam rękę Szymka. Dosłownie na moment...
-Tak myślę...- odparł ze słabym uśmiechem, po czym dodał- Dbaj o nią... Jest tego więcej niż warta...- uścisnął Szymonowi rękę.
-Nie zrobiłbym inaczej...- zgodził się z nim Szymek, po czym rozeszliśmy się w swoje strony. Nie czekając dłużej pojechaliśmy do domu.

PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ
DACH KOMENDY
Siedzimy tu już jakiś czas, chowając się przed całym światem i Jackiem w szczególności i podziwiamy zachód słońca. (Mamy nocną zmianę.) Zajmuje nas niezobowiązująca rozmowa o wszystkim i o niczym. Ponownie siedzimy na jego krawędzi tak jak kiedyś, Szymek okrakiem, a ja tyłem, czyli bokiem do niego i trzymamy się za ręce. W pewnym momencie jednak Szymek spoważniał, puścił moją rękę i wstał.
-Szymek, co jest?!- od razu się zmartwiłam, nie rozumiejąc tak nagłej zmiany humoru u niego. Nie odpowiadając na moje pytanie Szymek klęknął przede mną na jedno kolano i wyciągnął z kieszeni pierścionek.
-Asia... Jesteś moim słońcem, jedyną stałą w moim życiu, najważniejszą jego częścią... Dzięki tobie potrafię codziennie wstawać rano i patrzeć na problemy innych, a po robocie żartować i się śmiać... Chciałbym abyśmy już zawsze byli wspólnie tacy szczęśliwi jak przez ostatnie pół roku... Wyjdziesz za mnie?!- spytał, patrząc mi głęboko w oczy. Ze szczęścia i zaskoczenia jednocześnie zaczęłam płakać i głos uwiązł mi w gardle. Byłam w stanie tylko skinąć głową na tak, czując łzy spływające po policzkach. Szymek słysząc to się uśmiechnął i założył mi pierścionek na palec. Był przepiękny, taki o jakim zawsze marzyłam... Srebrna, acz drobna obrączka, ale pięknie zdobiona z paroma diamencikami, chyba 3, ale nie mogłam stwierdzić jednoznacznie, gdyż wzrok mi się zamazywał. Wtedy wstaliśmy równocześnie, wzięłam jego twarz w drżące dłonie i się czule pocałowaliśmy, aż straciliśmy dech w piersiach.
-Kocham cię...- wydyszeliśmy, gdy się od siebie odsunęliśmy z szerokimi uśmiechami na twarzach.
-Ten jest właściwy...- mruknęłam pod nosem, patrząc na pierścionek.
-Co?!- zaśmiał się Szymek, obejmując mnie obiema rękoma w tali.
-Pamiętasz Szamana?!- odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Pewnie że pamiętam... Specyficzny człowiek...- zgodził się.
-Na przesłuchaniu powiedział... powiedział że ładny pierścionek, tylko szkoda że od niewłaściwego mężczyzny...- wyjaśniłam ukochanemu, patrząc mu głęboko w brązowe oczy.
-Czyli wiedział...- skomentował z iskierkami w oczach.
-Oj tak...- zgodziłam się, kiwając głową i dodałam -Tylko szkoda że on wiedział, a ja miałam dylemat, czy posłuchać rozumu, czy serca...- spuściłam wzrok.
-Ej, to już przeszłość kochanie!- powiedział i zmusił mnie łagodnie do spojrzenia mu w oczy, a gdy to zrobiłam pocałował mnie czule. Odruchowo zacisnęłam pięść na jego kamizelce.
-Ważne jest to co jest teraz... To co mamy... A nie to co było pół roku temu!!- podniósł mnie na duchu, nie odwracając spojrzenia od moich oczu. Znów w nich tonęłam... W tych kochanych czekoladowych tęczówkach...
-Nie zasługuję na ciebie...- mruknęłam pod nosem.
-Nie mów tak!- skarcił mnie- Kocham cię i tak będzie zawsze!
-A ja bezgranicznie kocham ciebie- odpowiedziałam szczerze i pocałowaliśmy się ponownie.
-Pochwalimy się reszcie, czy robimy z tego tajemnicę?!- spytał mnie z psotnym uśmieszkiem na ustach.
-Nie zamierzam się kryć z naszym szczęściem, czy tym jak bardzo cię kocham- odpowiedziałam i dodałam- Ale możemy poczekać z tym jakiś czas i zobaczyć kiedy się skapną...
-Jestem za kochanie- jeszcze jeden buziak i radośni wróciliśmy do pracy. Niby nic się nie zmieniło, ale na moim palcu znów lśnił pierścionek zaręczynowy... Jeszcze piękniejszy i bardziej wartościowy niż ten pierwszy...

>>>
Śmiejąc się radośnie wyszliśmy z kościoła trzymając się za ręce, w otoczce wiwatów i klaskania. Wreszcie złączeni na zawsze, nierozerwalnym węzłem małżeńskim. Rozbawieni unieśliśmy złączone dłonie w powietrze, patrząc błyszczącymi się oczami na naszych gości. Gdy to zrobiliśmy wiwaty stały się jakby... głośniejsze...?!
Szymek zaskakując mnie totalnie, nagle wziął mnie na ręce zamaszystym ruchem, przez co z mojego gardła wydał się niekontrolowany pisk, który rozbawił nie tylko naszą dwójkę, ale i wszystkich wokół. Szymon zniósł mnie ze schodów, zatrzymując się na ich końcu i pocałował mnie namiętnie w otoczce salwy honorowej. Postawił mnie na ziemi chwilę później i szczęśliwi zaczęliśmy odbierać życzenia od wszystkich gości. Duża część z nich życzyła nam szczęścia, zgodności małżeńskiej i pociech. Radosne uśmiechy nie schodziły nam z twarzy jeszcze długo.
Po ceremonii ślubnej było huczne wesele. Było sporo alkoholu, dobre jedzenie i dużo tańców. Oczywiście pierwszym z nich był nasz pierwszy taniec. Tak jak wcześniej nie mogliśmy się zdecydować jaką piosenkę chcemy, tak teraz byliśmy pewni że wybór "Heart by heart" Demi Lovato był dobrym pomysłem. Lepszym nawet niż "Thousand years" o której myśleliśmy wcześniej...
-Kocham cię...- szepnął mi w pewnym momencie do ucha- Moja żono...
-Ja ciebie też, mężu...- odparłam szczerze, odsuwając się odrobinę i po raz nie wiem który tonąc w jego czekoladowych tęczówkach.
Bawiliśmy się świetnie, dostaliśmy MNÓSTWO prezentów i stworzyliśmy WIELE pięknych i niezapomnianych wspomnień.
3 dni po ślubie mieliśmy sesję ślubną. Zrobiliśmy ją na łące w lesie i polu lawendowym. Zdjęcia wyszły przepiękne... Oprócz tych czysto romantycznych, zrobiliśmy też dużo zabawnych zdjęć... Np. poszliśmy na plac zabaw, gdzie wyszły super zdjęcia m.in. na huśtawkach czy zjeżdżalni, lub drabinkach. Było też parę nocnych w których klimat nadawały świeczki, kolorowe lampki i lampiony. Oczywiście sporo zdjęć zostało zrobionych już na ślubie, czy weselu! Były naprawdę ładne... Gdy mieliśmy trochę czasu wolnego po powrocie do pracy usiedliśmy do laptopa i wybraliśmy "najlepsze", które wywołaliśmy i zrobiliśmy z nich album.

W rok po ślubie, idealnie w rocznicę dowiedziałam się że jestem w ciąży z naszym pierwszym dzieckiem. Całe 9 miesięcy przebiegło bez zbędnych niespodzianek, poza tym że miałam wstręt do niektórych rzeczy, no i odeszłam na macierzyński gdy byłam w 5 miesiącu. Brzuszek już był wystarczająco widoczny żeby ludzie zaczęli gadać, a za biurkiem i tak siedziałam już od 3 miesięcy wcześniej, aby nie ryzykować życia naszego maleństwa. Urodził nam się synek. Daliśmy mu na imię Paweł Krzysztof Zieliński.
Natomiast dwa lata później, do naszego małego grona dołączyły bliźniaczki, Magdalena Natalia i Nikola Zuzanna Zielińskie. Nie moglibyśmy być bardziej szczęśliwi...

Gdyby w dzień ślubu z Dawidem ktoś mi powiedział że w wieku 60 lat odejdę ze służby mając wspaniałego męża i 3 dzieci, które każdego dnia bez wyjątku napawają mnie dumą, to bym mu się zaśmiała w twarz, ale teraz... Teraz wiem i jestem tego pewna, że nie zrobiłabym niczego inaczej... Bezgranicznie się cieszę tym co mam, co osiągnęłam i jakich ludzi mam wokół siebie...
KONIEC

Takie cudo na wprowadzenie w nowy, 12 SEZON!!
Zatoki są razem szczęśliwi, ale co nowego im scenarzyści wymyślą?!
Tego jeszcze nie wiemy! Miejmy tylko nadzieję że w tym sezonie trochę zluzują z kłopotami i wariacjami w życiu tej dwójki....
Tymczasem ja mówię wam:
Miłego dnia! / Dobranoc!
Fantazylovestory 😸

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro