Ja cię denerwuje?! - Sevmione

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  Hermiona siedziała w fotelu w przytulnym salonie, otulona szarym, miękkim kocem, który dawał jej nie tylko ciepło, ale też poczucie bezpieczeństwa. W dłoniach trzymała książkę, jednak jej myśli dryfowały daleko od liter, od historii, która nie mogła już jej tak pochłonąć jak dawniej. Teraz miała mniej czasu na czytanie. Odkąd na świecie pojawiła się Eileen, dni stały się krótsze, a noce jeszcze bardziej męczące. Szybko odnalazła się w roli matki, ale Severus... Severus wciąż nie potrafił poradzić sobie z rzeczywistością, która go przerosła.

  Zerknęła na zegar, jego wskazówki powoli zbliżały się do siódmej. Wiedziała, że zaraz będzie musiała wstać, by nakarmić małą. Jej płacz potrafił rozbrzmiewać tak głośno, że czuła go w kościach, przeszywający, jak ból, który przypominał jej, że czas płynie, a życie stawia przed nimi wyzwania, którym nie zawsze potrafią sprostać.

— Już jestem — usłyszała jego głos zza drzwi. Punktualny, jak zawsze.

— Jestem w salonie — odpowiedziała, wstając z fotela. Gdy Severus pojawił się w progu, spojrzała na niego z cichą troską. — Znowu jakiś uczeń dał ci się we znaki?

— Jak każdy cholerny Gryffon. — Jego głos był ostry, a twarz napięta od gniewu, który nosił w sobie każdego dnia.

  Podeszła bliżej, jej ciepło kontrastowało z jego lodowatą postawą. Pocałowała go delikatnie w policzek, chcąc rozproszyć ciemność, która zdawała się otaczać jego duszę.

— Trzeba nakarmić Eileen — powiedziała cicho, choć wiedziała, że to nie tylko obowiązek, który trzeba wypełnić, ale także próba zbliżenia się do niego, wciągnięcia go w świat, który stworzyli razem.

— To nakarm. W czym problem?

  Zamarła na chwilę, uderzona chłodem jego słów. Myślała, że on będzie chciał, że będzie próbował być bliżej swojej córki.

— Myślałam, że ty będziesz chciał — odparła cicho, z nutą smutku w głosie. Mistrz Eliksirów westchnął ciężko, jakby każda chwila spędzona w tym domu była dla niego ciężarem, który musiał dźwigać.

— To też twoja córka — dodała, próbując zmusić go do refleksji.

— W końcu nie zrobiłem jej przez przypadek, Granger.

  Gryfonka poczuła, jak coś w niej pęka. Tyle lat minęło, a on wciąż nazywał ją tym nazwiskiem, jakby chciał przypomnieć jej, kim była dawniej, a nie kim stała się teraz.

— Mam inne nazwisko... — zaczęła, ale on przerwał jej lodowatym uśmiechem.

— Ale Granger pasuje do ciebie, tak samo jak moje.

  Zacisnęła zęby, próbując powstrzymać narastający gniew, który mieszał się z bólem.

— Coś ty taka wściekła?

— Bo mnie denerwujesz... — wyszeptała, czując, jak łzy wzbierają jej pod powiekami.

— Ja cię denerwuję?! — warknął, a jego głos przeszył powietrze jak ostry sztylet. Hermiona nie chciała dalej tego słuchać. Ominęła go szybko, nie patrząc na niego, i wyszła z pomieszczenia.

  Stojąc w kuchni, nalała mleko do garnka. Ciepło ognia pod palnikiem rozpraszało jej myśli, ale tylko na chwilę. Zawsze wiedziała, że związek z Severusem będzie trudny. Kochała go, ale zdawała sobie sprawę, że on wciąż nie dojrzał do roli, jaką miał teraz pełnić. I choć czasami widziała w nim cień człowieka, którym mógłby być, to teraz przypominał jej swojego ojca — zimnego, odległego, niezdolnego do okazania uczuć.

  Kiedy nagle pojawił się w drzwiach kuchni, niemal podskoczyła z zaskoczenia.

— Obudzisz Eileen, jak będziesz tak krzyczeć — rzucił, jakby jego obecność wcale nie była przyczyną jej zdenerwowania.

— To nie wyłaniaj się jak duch! — odparła z irytacją, podając mu butelkę, którą trzymała w dłoniach. Jego twarz złagodniała na chwilę, co zaskoczyło ją bardziej niż cokolwiek innego.

— Masz po części rację — powiedział cicho, jakby w końcu docierało do niego, co oznacza bycie ojcem.

  Spojrzała na niego, zmieszana. Nie rozumiała go. Nigdy nie rozumiała.

— Też jestem rodzicem — dodał, a jego głos był pełen ciężaru, jakby te słowa ważyły więcej niż mógł unieść. — Powinienem się nią zająć.

  Stała oparta o blat kuchenny, wpatrując się w miejsce, gdzie Severus zniknął na schodach. Czuła, jak jej serce bije szybciej, a myśli chaotycznie krążą wokół tego, co właśnie się wydarzyło. Próbowała zrozumieć, dlaczego z nim jest, dlaczego mimo tych wszystkich trudnych chwil, wciąż go kocha.

  Severus był inny. Zawsze wiedziała, że będzie trudny. Ale to, co ich łączyło, było czymś głębszym. Czymś, czego nie potrafiła zdefiniować słowami, a co jednocześnie wiązało ją z nim w sposób, który wydawał się nierozerwalny.

  Usłyszała stłumiony dźwięk dobiegający z góry. Eileen zaczynała płakać. Młoda czarownica westchnęła, czując, jak zmęczenie zaczyna ją przytłaczać. Była wykończona. Każda noc, pełna trosk, niepokoju i bezsenności, powoli odbierała jej siły. Jednak wciąż szła naprzód – dla niej, dla Eileen, dla niego.

  Wrócił do kuchni, tym razem trzymając na rękach ich córkę. Widok jego ciemnej sylwetki z małą w ramionach sprawił, że Hermiona zadrżała wewnętrznie. Było coś niesamowicie sprzecznego w tej scenie – mroczny, zimny czarodziej, którego ręce zwykle trzymały różdżkę, teraz trzymał coś tak kruchego, jak dziecko.

— Przestała płakać — powiedział cicho, patrząc na Hermionę z wyrazem twarzy, który był dla niej nieodgadniony.

  Podeszła do niego powoli, niemal niepewnie, jakby to, co widziała, mogło nagle zniknąć, rozwiać się w powietrzu.

— Chcesz ją nakarmić? — zapytała, starając się, by jej głos brzmiał spokojnie, choć w środku czuła burzę emocji.

— Ja... — Severus zawahał się, jakby nie był pewien, co powinien zrobić. Nigdy nie czuł się pewnie w tych sytuacjach. Był przyzwyczajony do świata, w którym decyzje podejmowało się szybko i bez emocji, a teraz stał przed czymś, czego nie rozumiał. — Możesz to zrobić.

  Kobieta skinęła głową i delikatnie wzięła Eileen na ręce. Córka wtuliła się w nią, a jej ciepło przypomniało Hermionie, dlaczego to wszystko było tego warte. Podeszła do fotela, usiadła, a mała od razu zaczęła ssać butelkę. Severus stanął z boku, opierając się o ścianę. Jego ciemne oczy obserwowały każdą chwilę, jakby próbował zrozumieć, co powinien czuć.

— Zawsze bałem się, że nie będę potrafił... — zaczął Severus, a jego głos był ledwie słyszalny, pełen niepewności, której rzadko u niego doświadczała. Uniosła wzrok, zaskoczona jego słowami.

— Czego się boisz? — zapytała, wiedząc, że każde jego otwarte wyznanie było dla niego walką z samym sobą.

— Bycia ojcem. Bycia człowiekiem, który powinien umieć chronić i kochać — odpowiedział, jakby każde słowo ważyło więcej niż samo życie. — Całe życie byłem zimnym mężczyzną. Nie umiem... nie potrafię być tym, kim chciałbym dla niej być.

  Poczuła, jak jej serce zaciska się z bólu. Odkąd pamiętała, Severus nigdy nie pozwalał sobie na takie wyznania. Zawsze trzymał wszystko w sobie, ukrywał pod maską obojętności. Teraz, gdy ta maska powoli pękała, Hermiona zobaczyła w nim coś, czego wcześniej nie dostrzegała – lęk przed porażką, przed byciem ojcem, którego nikt nie nauczył, jak kochać.

— Ona cię potrzebuje, Severusie — powiedziała cicho, patrząc na niego z czułością, której nigdy nie mogła powstrzymać. — I ja też.

  Jego spojrzenie stało się nieco miększe, choć wciąż pełne niepokoju. Podszedł bliżej, jakby chciał dotknąć tej bliskości, której przez całe życie unikał. Jego dłoń delikatnie przesunęła się po głowie Eileen, która właśnie skończyła pić i teraz wtuliła się w pierś swojej matki, spokojna i pełna zaufania.

— Nie wiem, czy potrafię... — powiedział Severus, jakby te słowa miały ostatecznie rozstrzygnąć, kim dla nich będzie.

— Potrafisz — odpowiedziała, patrząc mu prosto w oczy. — I jesteś najlepszym człowiekiem, jakiego mogłam wybrać na ojca dla niej.

  Mistrz Eliksirów spojrzał na nią, jakby chciał coś powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mu w gardle. Hermiona wstała, podchodząc bliżej do niego, wciąż trzymając Eileen w ramionach. Stała naprzeciwko niego, patrząc mu w oczy, które teraz były pełne emocji, których nie potrafił już ukrywać.

— Zostaniesz z nami? — zapytała cicho, jej głos pełen był nadziei, ale i strachu przed jego odpowiedzią.

  Nie odpowiedział od razu. W jego oczach dostrzegła walkę, którą toczył wewnątrz siebie. W końcu, powoli, jego dłoń sięgnęła do jej ramienia, dotykając jej delikatnie, jakby próbował uchwycić coś, czego nie potrafił jeszcze zrozumieć.

— Tak — odpowiedział cicho, a jego głos był pełen zmęczenia, ale i czegoś nowego – nadziei.

  Hermiona poczuła, jak łzy wzbierają w jej oczach, ale tym razem były to łzy ulgi. W tej chwili wiedziała, że pomimo wszystkich trudności, mimo wszystkich mroków, które wciąż ich otaczały, mieli siebie. I to wystarczało, by przetrwać.

  Wtuliła się w niego, czując, jak jego ramię obejmuje ją delikatnie. Wciąż było między nimi wiele niewypowiedzianych słów, wiele ran, które potrzebowały czasu, by się zagoić. Ale teraz, w tej chwili, byli razem. A to było najważniejsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro