Nasza miłość jest wieczna (Część 1) - Sevmione

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Dlaczego mi to robisz? — Hermiona wychrypiała słowa, które ledwie przeszły przez jej ściśnięte gardło. Stała na skraju polany, wpatrując się w Severusa, który, jak nieruchomy posąg, tkwił na granicy Zakazanego Lasu. Jego postać stapiała się z ciemnością, jakby sam stał się jej częścią, a jego wzrok wbity był w nieskończoną otchłań między drzewami.

  Milczał. Ani jeden mięsień na jego twarzy nie drgnął, jakby jej pytanie nie miało dla niego żadnego znaczenia. Hermiona poczuła, jak jej serce zaczyna bić coraz szybciej. Strach ogarniał ją, przytłaczał, przypominając, że to, co miało się wydarzyć, było nieuniknione. Bała się. Bała się nie tylko o siebie, ale przede wszystkim o niego. Wiedziała, że wciągał ją coraz głębiej w swoje plany, nie mówiąc o wszystkich szczegółach. Ale on? On nie bał się o siebie. To była najgorsza część – widzieć jego bezduszność wobec własnego losu.

— Chcesz, żeby Czarny Pan pokonał Pottera? — Jego głos, pozbawiony jakiejkolwiek emocji, przeciął powietrze jak ostry sztylet, zmuszając Hermionę, by skupiła się na jego słowach, a nie na drżących myślach.

  Zamarła na chwilę, zaskoczona tym pytaniem, ale w głębi wiedziała, że to tylko test. Jego sposób, by ją odsunąć, by sprawdzić, jak bardzo jest gotowa poświęcić dla niego.

— Oczywiście, że nie — odpowiedziała, próbując utrzymać spokój w głosie, choć drżał on lekko pod ciężarem jej emocji.

— Więc przestań się wtrącać w to, co muszę zrobić — jego ton zmienił się. Teraz był ostry, pełen gniewu, jakby każde słowo było przesiąknięte bólem, który starał się stłumić. Severus spojrzał na nią w końcu, a jego ciemne oczy były pełne lodowatego chłodu, choć za tą maską czaiło się coś, czego nikt poza nią nie potrafił dostrzec — cichy, ukryty strach.

  Zobaczył to w jej oczach. Zobaczył, jak łzy zaczynają zbierać się na rzęsach, choć dzielnie próbowała je powstrzymać. Oczy pełne czekoladowego odcienia, które patrzyły na niego z takim zaufaniem i troską. Jak mogła się tak martwić o kogoś takiego jak on? Był potworem, mordercą, człowiekiem, który przez całe życie balansował na krawędzi mroku. A jednak ona była jedną z nielicznych osób, które naprawdę się o niego troszczyły, które widziały w nim więcej niż tylko maskę, którą tak starannie budował przez lata.

  Zrobił krok do przodu, zmniejszając dystans między nimi. Powoli, jakby każde jego ruchy były przemyślane i ostrożne, podniósł jej podbródek, zmuszając, by spojrzała mu w oczy. Ich spojrzenia spotkały się, a w tej jednej krótkiej chwili, Hermiona zobaczyła prawdziwego Severusa — nie nauczyciela, nie szpiega, ale mężczyznę, który był rozdarty wewnętrznie. Który chciał jej ochronić, ale jednocześnie wiedział, że to niemożliwe.

— Nie mam innego wyjścia, Hermiono. — Jego głos był nagle miękki, niemal czuły, choć wciąż kryło się w nim coś mrocznego. — Wiesz o tym. Gdybym tylko mógł... zrobiłbym wszystko, żebyś była bezpieczna. Ale to nie jest możliwe.

— Ale ja boję się — wyszeptała, drżąc, ledwo trzymając się na nogach. — Boję się, że jutro zobaczę, jak umierasz. Że staniesz przed nim, a ja będę bezradna.

  Jej słowa uderzyły w niego, jakby każda sylaba rozcinała jego już i tak zranioną duszę. Severus odetchnął głęboko, zmuszając się do zachowania opanowania, choć wewnątrz kłębiło się w nim tysiąc różnych emocji.

— Może to właśnie mój los. Może muszę umrzeć, żeby coś się zmieniło. — Jego ton był twardy, niemal bezlitosny, jakby mówił o czymś nieistotnym. — Nie mogę ci obiecać, że oboje przeżyjemy. Nie w tej wojnie.

  Hermiona przyciągnęła go do siebie, wtulając się w jego ciało, które zawsze wydawało jej się tak odległe, niemal nieosiągalne. Teraz, gdy jego ciepło rozchodziło się po jej drobnym ciele, poczuła, jak bardzo go kocha. Była gotowa umrzeć u jego boku, jeśli to było konieczne, choć serce jej krzyczało, by nigdy nie dopuścić do tego, by coś mu się stało.

   Severus stał chwilę w bezruchu, niepewny, jak odpowiedzieć na ten gest. Był tak długo odcięty od ludzkiej bliskości, że teraz, kiedy trzymał ją w ramionach, czuł się, jakby trzymał w dłoniach coś kruchego, delikatnego, czego nie mógł zrozumieć. Ale po chwili, jego ramiona opadły na nią, obejmując ją, choć wciąż z pewnym dystansem.

  Dlaczego wszystko musiało być takie trudne? Dlaczego miłość zawsze przychodziła wtedy, kiedy już nie było na nią miejsca? Hermiona kochała go, tak nagle, tak nieoczekiwanie, że sama nie wiedziała, jak to się stało. Ale czy kiedykolwiek miało to znaczenie? Ten świat, rozdarty wojną i strachem, nie miał miejsca na takie uczucia. Ludzie patrzyli na nich z pogardą. Harry i Ron, jej najbliżsi przyjaciele, odwrócili się od niej, gdy odkryli prawdę. Weasleyowie, których traktowała jak rodzinę, również ją odtrącili. Jakby jej miłość była zdradą, grzechem, którego nie mogli jej wybaczyć. A przecież nie mogła wybrać serca, prawda?

— Muszę już iść — Severus wyszeptał, jego głos był ledwo słyszalny, ale jego ciało wciąż trzymało ją blisko siebie.

— Proszę... jeszcze chwilę — błagała, wtulając się w jego tors jeszcze mocniej, jakby mogła go zatrzymać siłą swojej miłości. Czuła, że ich ostatnie chwile razem są jak kruchy sen, który może wyblaknąć w każdej chwili. Severus czuł jej drżenie, ciepło jej ciała blisko siebie, i choć starał się być nieugięty, jego serce było zranione widokiem jej rozpaczy.

— Proszę, nie odchodź jeszcze — wyszeptała, jej głos drżał, jakby każdy dźwięk mógł rozpaść się na kawałki. — Nie mogę znieść myśli, że to już koniec.

  Severus na chwilę zamknął oczy, jakby próbował znaleźć w sobie siłę, by przetrwać ten moment. Mimo że chciał ją pocieszyć, wiedział, że każde jego słowo mogło okazać się fałszywą obietnicą. Na powierzchni jego twarzy wciąż malował się beznamiętny wyraz, ale wewnątrz walczył z chaosem. Każdy ruch Hermiony, każdy jej szept, był jak ostrze wbite w jego duszę, przypominając mu o tym, co stracił i co może jeszcze stracić.

— Nie mogę... — zaczął cicho, ale przerwał, gdy poczuł, jak jej łzy wsiąkają w jego ubranie. — Muszę iść.

— Wiem — odpowiedziała, jej głos był ledwo słyszalny, pełen bólu. — Ale chociaż jeszcze chwilę... Ostatni raz. Proszę.

  Severus zerknął na nią, a jego wzrok był miękki, choć pełen determinacji. Znał tę potrzebę. Widział ją w oczach ludzi, którzy stawali przed obliczem nieuchronnego losu. Ale nigdy nie spodziewał się, że będzie musiał zmierzyć się z nią w ten sposób. W tej chwili, każdy oddech Hermiony był dla niego jak błaganie, które trudno było zignorować.

— Obiecuję ci coś — powiedział w końcu, niepewnie, ale stanowczo. — Obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wrócić.

  Jej oczy zabłysły na chwilę, jakby usłyszała coś, czego potrzebowała do przeżycia tej nocy. Jednak w głębi duszy, oboje wiedzieli, że obietnice w tym świecie mogły być tylko cienką warstwą nadziei, niewystarczającą w obliczu niepewności.

  Severus pochylił się ku niej, czując jej ciepło i zapach, który przypominał mu chwile, gdy ich świat był prostszy, mniej naznaczony tragedią. Delikatnie ujął jej twarz w dłoniach, a ich usta spotkały się w pocałunku, który miał być zarówno pożegnaniem, jak i obietnicą. Był to pocałunek pełen bólu i nadziei, spędzający wieczność w chwilach, które trwały zbyt krótko.

  Gdy oderwał się od niej, zauważył, jak jej twarz pełna jest łez, a oczy pełne bezsilnego smutku. Spojrzał jej w oczy ostatni raz, starając się w nich zatrzymać obraz tej nocy, w której znalazł coś, czego nie szukał, ale co teraz było dla niego najważniejsze.

— Idź już, Severus — wyszeptała, jej głos pełen był cichych łkań, które ledwie utrzymały się na granicy słyszalności. — Idź i wróć do mnie.

  Severus skinął głową, a jego twarz, choć wciąż kamienna, zdradzała drobne oznaki emocji, które próbował ukryć. Wziął głęboki oddech, odwrócił się i ruszył w stronę lasu. Każdy krok oddalał go od niej, od jej miłości, ale i od nadziei, że może kiedyś wszystko będzie inaczej.

  Pozostała na skraju polany, patrząc, jak jego sylwetka znika w ciemnościach. Upadła na kolana, znów zakrywając twarz dłońmi, gdy bóle serca przeplatały się z uczuciem straty. Wiedziała, że jutro wszystko się zmieni. Świat, który znali, już nigdy nie będzie taki sam. I choć jej serce krzyczało, że powinno go zatrzymać, rozum wiedział, że jego droga była już wytyczona, a ona mogła tylko czekać na to, co przyniesie jutrzejszy dzień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro