Wrócisz do mnie... (Część 2) - Sevmione

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pociąg zatrzymał się dla Hermiony po raz ostatni na stacji 9 i ¾. Ściskając w dłoni rączkę bagażu, patrzyła na miejsce, które przez tyle lat było jej domem. Hogwart – ten monumentalny zamek – krył w sobie wspomnienia zarówno triumfów, jak i strat, radości i bólu. Każda chwila, każdy uśmiech, bójka, noc w wieży Gryffindoru, każda rozmowa w zamkowych korytarzach niosła ze sobą ciepło, choć teraz jej serce było ciężkie od żalu.

Gdy w jej oczach zalśniły łzy, myśli Hermiony błądziły ku tym, których straciła – nie tylko fizycznie, ale także emocjonalnie. Wśród tych wspomnień był Ron. Ron, który zginął, chroniąc ją w bitwie. Każde wspomnienie jego rudych włosów, wesołych oczu, niezgrabnego śmiechu, który rozbrzmiewał w Zaklętych Łazienkach, teraz dźgało ją w serce niczym ostry nóż. Poświęcił się dla niej – zginął, aby ocalić jej życie, i choć próbowała z tym żyć, ta myśl przygniatała ją codziennie. Musiała teraz nieść jego dziedzictwo, żyć za nich oboje, nawet jeśli ten ciężar wydawał się niemożliwy do uniesienia.

Z drugiej strony była miłość, której nie mogła zrozumieć. Miłość, którą żywiła do człowieka, który stał się czymś więcej niż tylko nauczycielem – Severusa Snape'a. Człowieka, który ją odrzucił, zadał jej ból i złamał serce. Myśli o nim, choć bolesne, były równie nieuchronne, co powrót do jej dawnego życia.

Gdy patrzyła na Harry'ego i Ginny, splecionych w czułym uścisku, czuła ukłucie zazdrości. Oboje byli teraz wolni. Wolni od wojny, od lęku, wolni, by zacząć nowe życie razem. Widziała, jak patrzą na siebie z miłością, jak dzielą przyszłość pełną nadziei. Harry, choć zmęczony i zmieniony przez walkę, znalazł ukojenie w Ginny, a ich wspólne życie wydawało się być obietnicą czegoś lepszego. Hermiona, obserwując tę scenę, czuła samotność przenikającą ją do szpiku kości.

– Hermiono, idziesz? – zawołał Harry, trzymając Ginny za rękę. Jego uśmiech był ciepły, choć oczy wyrażały zrozumienie. On również stracił wiele, ale teraz miał Ginny, miał rodzinę, miał nowy cel.

Hermiona spojrzała na niego, czując, jak łzy palą jej powieki. Nie mogła jednak pozwolić sobie na to, by płakać przed przyjaciółmi. Wzięła głęboki oddech, zmuszając się do opanowania. Pokręciła głową.

– Idźcie beze mnie – powiedziała cicho, starając się, by jej głos brzmiał stabilnie. – Potrzebuję trochę czasu.

Harry zawahał się, ale zanim zdołał cokolwiek powiedzieć, Hermiona odwróciła się, znikając w tłumie. Tłum uczniów, rodziców i absolwentów poruszał się chaotycznie, jakby nieświadom jej obecności, jej cierpienia. Ginny, widząc niepokój w oczach Harry'ego, delikatnie pociągnęła go za rękę.

– Daj jej czas – szepnęła, patrząc w ślad za Hermioną. – Ona wróci, Harry. Musi przejść przez to po swojemu.

Harry przytaknął, choć niechętnie. Patrzył jeszcze przez chwilę na oddalającą się przyjaciółkę, a potem pozwolił Ginny poprowadzić się w stronę wyjścia. W jego głowie jednak wciąż tkwił obraz Hermiony – złamanej, samotnej. Myślał o tym, co się stało pomiędzy nią a Snape'em, o tym, jak to ją zmieniło. Wiedział, że Hermiona potrzebowała teraz wsparcia, ale równie mocno rozumiał, że musi sama znaleźć drogę do własnego serca.

~*~

  Hermiona leżała na łóżku w starej sypialni swoich rodziców, patrząc bezmyślnie na sufit. Miejsce, które kiedyś kojarzyło się z bezpieczeństwem, teraz wydawało się puste, jakby straciło swój dawny blask. Dom, który znała jako dziecko, nie był już schronieniem, a samotną fortecą, w której była zdana tylko na siebie. Jej myśli błądziły, próbując odnaleźć spokój, ale zamiast tego zderzały się z obrazami przeszłości, bólem, który nie dawał jej odpocząć.

  Kiedyś miała rodziców, których kochała nad życie. Ale teraz? Oni nawet nie wiedzieli, kim była. Zaklęcie Obliviate wymazało z ich umysłów wszystkie wspomnienia o niej, pozostawiając ją w poczuciu bezgranicznej pustki. Wiedziała, że to był jedyny sposób, by ich ocalić, by zapewnić im życie wolne od wojennego chaosu, ale świadomość, że już nigdy nie będą pamiętać o swojej córce, zdawała się rwać jej serce na strzępy.

  Krzywołap, jej wierny towarzysz, leżał obok niej, mrucząc cicho. Jego obecność była jedynym pocieszeniem, które miała. Gładziła go po miękkim futrze, czując, jak drżenie jej dłoni powoli się uspokaja.

– Przynajmniej ty mi zostałeś – wyszeptała, a jej głos załamał się, gdy łzy zaczęły spływać jej po policzkach.

  Zamknęła oczy, próbując odpocząć, ale obrazy przeszłości powracały z siłą lawiny. Widziała go – Severusa. Jego intensywne, czarne oczy, które kiedyś przeszywały ją na wskroś, teraz były tylko wspomnieniem. Pamiętała noce spędzone w jego gabinecie, przy kominku, kiedy oboje rozmawiali o wszystkim i o niczym, dzielili się cichymi chwilami bliskości, które wydawały się nierealne. Pamiętała, jak przez jego zbroję cynizmu i chłodu przebijała się delikatność, którą rzadko komu pokazywał. I wtedy... te słowa, które zniszczyły wszystko.

„Jesteś dla mnie nikim. Nigdy cię nie kochałem."

  Te słowa rozbrzmiewały w jej głowie, raniąc ją bardziej niż jakakolwiek fizyczna rana. Czuła, jak jej serce pęka na nowo, za każdym razem, gdy przypominała sobie tamten moment.

  Krzywołap nagle zasyczał, jego ciało napięło się, a sierść najeżyła. Hermiona otworzyła gwałtownie oczy, jej serce przyspieszyło, gdy strach uderzył w nią z pełną mocą. Sięgnęła po różdżkę, gotowa na najgorsze, kiedy drzwi do sypialni otworzyły się z trzaskiem. W progu stała postać, której się nie spodziewała. Snape. Severus Snape.

  Czarna peleryna, która teraz wydawała się wręcz połyskiwać w mroku, opadała wokół jego postaci niczym cień. Stał nieruchomo, a jego twarz, choć naznaczona latami walki, teraz wyrażała coś więcej – ból. Krzywołap zasyczał ponownie, ale Snape nie zwrócił na to uwagi. Jego wzrok natychmiast skupił się na Hermionie, a ona czuła, jak jej serce wali w piersi.

– Czego tu chcesz? – zapytała, odkładając różdżkę, choć w jej głosie pobrzmiewał strach.

  Snape wszedł do pokoju, jego ruchy były powolne, jakby każdy krok wymagał od niego ogromnego wysiłku. Usiadł na krawędzi łóżka naprzeciwko niej. Hermiona, choć zaskoczona jego przybyciem, czuła, jak coś w niej drży. Jego dłonie delikatnie dotknęły jej, a ona wstrzymała oddech.

– Przyszedłem po to, co należy do mnie – powiedział cicho, jego głos był ochrypły, a w każdym słowie kryło się napięcie.

  Hermiona spojrzała na niego z oszołomieniem, starając się zrozumieć sens jego słów.

– Co do ciebie należy? – zapytała, w jej głosie wyraźna była nuta bólu, ale jednocześnie ciekawości.

  Snape uniósł wzrok, jego oczy były pełne intensywności.

– Ty – wyszeptał. – Ty należysz do mnie, Hermiono.

  Jej serce przyspieszyło, a w duszy zaiskrzyła nadzieja. To, co usłyszała, sprawiło, że czuła się tak, jakby przez chwilę odzyskała wszystko, co straciła. Jednak w tym samym momencie obawiała się, że to tylko złudzenie, kolejna iluzja, która zniknie, gdy tylko wyciągnie rękę.

– Wybacz mi – kontynuował, a jego głos zadrżał. – Zraniłem cię, wiem. Zrobiłem to, ponieważ bałem się tego, co może się wydarzyć. Bałem się, że zniszczę twoje życie. Ale nie mogłem dłużej udawać. Kocham cię.

  To wyznanie, które od tak dawna nosiła w sercu, teraz było jak ożywcza woda, która zalewała ją, dając życie na nowo. Hermiona poczuła, jak cała jej determinacja pęka.

  Drżącą dłonią dotknęła jego policzka, wycierając łzy spływające po jego twarzy, czuła ciepło jego skóry, które rozprzestrzeniało się po niej, jakby miał moc przywrócenia jej do życia.

  Severus zamknął oczy, jakby chciał, by ta chwila trwała wiecznie. W ich spojrzeniach, w tej bliskości, Hermiona widziała nie tylko mężczyznę, ale również człowieka, który przez całe życie nosił na sobie ciężar przeszłości. Bał się miłości, bał się straty, ale teraz, w tej chwili, oboje zrozumieli, że to, co ich łączy, jest silniejsze od strachu.

– Hermiono – wyszeptał, jego głos był pełen desperacji. – Nie mogę bez ciebie żyć.

  Hermiona nie mogła już dłużej powstrzymywać emocji, które kumulowały się w niej przez tyle czasu. Uczucia, które przez długi czas starała się zignorować, teraz wybuchły w niej niczym wulkan.

– Severus – zawołała, jej głos był cichy, ale pełen siły. – Nie wiem, czy potrafię ci wybaczyć. Wiele przeszliśmy, wiele straciliśmy, ale musimy to razem naprawić.

  Przyciągnęła go do siebie, wtulając się w jego ramiona. Severus odpowiedział tym samym, obejmując ją mocno, jakby bał się, że jeśli puści, wszystko, co zbudowali, zniknie.

  I w tej chwili, w tym zamkniętym świecie, wszystko inne przestało istnieć. Nie było już bólu, żalu ani strachu. Była tylko ich miłość, która miała szansę przetrwać nawet w najciemniejszych czasach.

  Oboje wiedzieli, że przed nimi jeszcze długa droga. Musieli stawić czoła nie tylko swoim demonom, ale i trudnościom, które przyniesie życie. Ale w tej chwili, w objęciach Severusa, Hermiona czuła, że ma przy sobie kogoś, kto zrozumie, kto nigdy jej nie opuści. I to było wszystko, czego potrzebowała.

  Ich serca biły w jednym rytmie, a wspólna przyszłość, choć niepewna, jawiła się teraz jako nowa nadzieja. To był początek czegoś nowego.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro