Miniaturka 24. Serca odbicie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miniaturka stworzona dla oraz dzięki pomysłowi alekseusz ♥ Mam nadzieję, że nie zawiodłam!

____________

- Malfoy, słuchasz mnie?! – Hermiona zamachała ręką przed oczami blondyna, ale on wciąż wydawał się nieobecny, zamyślony. Starała się zwrócić jego uwagę od kilku minut, ale nadaremne. Ślizgon po prostu nie reagował, ignorując ją kompletnie. – Malfoy, do cholery! Mówię do ciebie!

Przystanęła w pół kroku z niezadowoloną miną i zmarszczyła brwi, patrząc na kolegę niechętnie. Może to nie było zbyt... normalne, ale martwiła się o niego. Ślizgon nigdy nie grzeszył jakąś przesadną grzecznością wobec niej, ale mimo wszystko coś się między nimi zmieniło. Odkąd wojna się skończyła i oboje wrócili do szkoły, postanowili zakopać topór wojenny. Może to dlatego, że oboje zostali mianowani Prefektami Naczelnymi i żeby nie utrudniać sobie życia, zdecydowali się na tak drastyczny krok? W każdym razie tolerowali się i byli zmuszeni spędzać w swoim towarzystwie o wiele więcej czasu niż sobie życzyli.

- Malfoy, kretynie! Mógłbyś w końcu choć przez chwilę udowodnić, że potrafisz samodzielnie myśleć, a co za tym idzie, także mówić?! – zirytowała się już do granic możliwości.

Gdy kolejna próba zwrócenia jego uwagi nie przyniosła pozytywnego skutku, podeszła do niego i chwyciła za ramię, odwracając w swoją stronę. Potrząsnęła nim mocno i z zadowoleniem odkryła, że blondyn ocknął się ze swojego wyimaginowanego świata.

- No na reszcie – warknęła. – Myślałam, że nie ma już dla ciebie nadziei.

- Nie dotykaj mnie, Granger – syknął w odpowiedzi i wyrwał się z jej uścisku jak oparzony.

Hermiona z zaskoczeniem wytrzeszczyła oczy i cofnęła się o krok. Chłopak patrzył na nią tak inaczej, tak dziwnie. Miała wrażenie, że zachowywał się jakby był speszony. Nigdy go takim nie widziała. Owszem, ciągłe kłótnie i zaczepki były na porządku dziennym, ale ta sytuacja wydawała się zupełnie inna. Malfoy raczej nie był typem chłopaka, który peszył się na dotyk jakiejkolwiek dziewczyny.

- A co, czyżbyś bał się ubrudzić szlamem? – syknęła.

- Żebyś wiedziała – odparł ostro. – Podobno roznosicie zarazki, a wolę nie ryzykować.

Szatynka zamachnęła się, ale jej ręka zatrzymała się cal przed twarzą Dracona. Chłopak trzymał ją za nadgarstek silnym uchwytem i zmarszczył groźnie brwi. Wpatrywali się przez chwilę na siebie wściekle, po czym Hermiona wyrwała się z uścisku jego dłoni.

- Zastanawiam się, kogo musiał przekupić twój tatuś, by zrobili cię Prefektem – warknęła i minęła go ze złością.

Weszli właśnie do ich Pokoju Wspólnego, wracając z wieczornego patrolu. Na dłuższą metę nie przeszkadzał im ten układ, ale właśnie w takich sytuacjach jak dzisiejsza, połączenie tej dwójki było wyjątkowo niebezpieczne. Kiedyś to wszystko było na początku dziennym, teraz jednak wszystko zmieniło się diametralnie, a oni sami starali się sobie nie skakać do gardeł. No ale jednak... wyjątki się zdarzają...

- Nie radzę być taka pyskata, Granger. To, że święty Potter, bohater narodowy, jest twoim przyjacielem, ci w niczym nie pomoże. Twój żałosny chłoptaś Weasley jest również głupszy od żaby Longbottoma. Nie wiem jak tym dwojgu udaje się przejść z klasy do klasy... Stadko debili.

- Oboje są w każdym calu lepsi od ciebie, Malfoy! – wysyczała i dźgnęła go palcem w pierś. – A Teodora jest ropuchą, niedouczony bezmózgu!

Chciała przejść, ale chłopak zastąpił jej drogę z kpiącym uśmiechem.

- A czy Król Chlewu, Wieprzlej, wie o tym, że przejawiasz niepoprawną skłonność chęci dotykania mnie?

- O czym ty mówisz, fretko? – zmarszczyła brwi, wpatrując się w niego z niezrozumieniem.

- Przecież dobrze wiem, Granger, że na mnie lecisz. Kochanie, wiem, że jestem przystojny, ale twoje macanie mnie jest po prostu niepoprawne. Rudy rzuci cię, jeżeli będziesz się tyle do mnie kleić.

Hermiona uniosła rękę do góry z ponownym zamiarem uderzenia go, ale po raz kolejny złapał ją sprawnie i przyciągnął do siebie. Wciągnęła głośno powietrze i pisnęła. Jej oddech przyspieszył, gdy znajdywała się tak blisko jego twarzy. Mogła przyjrzeć się jego idealnie wykrojonym rysom twarzy, stalowym oczom, które były okolone długimi rzęsami, a także... cieniom pod oczami. Tak, miała wrażenie, że od kilku dni nie sypia. Był zmęczony i nieobecny.

Ślizgon w tym czasie przyciągnął ją mocniej, chwytając w pasie. Teraz dzieliło ich już tylko kilka milimetrów. Przełknęła ślinę, nie odrywając od niego wzroku. Miała wrażenie, że jej ciało nie może się poruszyć.

- I widzisz, znowu to robisz – wyszeptał w jej usta. – Kleisz się.

- Wcale się do ciebie nie kleję! Brzydzę się tobą! – fuknęła i wyrwała się z jego objęcia, przypominając sobie, jak wykonać jakikolwiek ruch. – A Ron nie jest moim chłopakiem, więc nic go to nie interesuje!

- I myślisz, że ta informacja odmieniła moje życie? – zapytał drwiąco, na co się zmieszała i zarumieniła. Ślizgon roześmiał się i ruszył w kierunku wyjścia z pomieszczenia.

- A ty dokąd się wybierasz? Jest po ciszy nocnej! - krzyknęła za nim.

- Dzięki, Granger. Dzięki tobie to wiem. A teraz wybacz, mam coś do załatwienia. Muszę... załatwić coś ważnego.

- Spotykasz się z kimś? – zapytała na pozór obojętnie, ale jej warga delikatnie drgnęła. Nie miała pojęcia dlaczego jej serce nieznośnie przyspieszyło, jakby czekając na odpowiedź.

- Możliwe. Zazdrosna? – jego kącik ust uniósł się ku górze, kiedy zrobił krok w jej stronę.

- Marzenia są za darmo – odparła zarumieniona, na co prychnął i odwrócił się, wychodząc z pomieszczenia. Brązowe tęczówki odprowadziły go dopóki nie zniknął z pola widzenia. Hermiona Granger niemal pękała z ciekawości. Dobrze wiedziała, że to nie był pierwszy raz. Malfoy robił to co noc od kilku tygodni. Jaką tajemnicę skrywał ten podły Ślizgon?

~~*~~

Draco Malfoy przemierzał ostrożnie korytarze, by nikt go nie przyłapał. Fakt, że jest Prefektem Naczelnym nie zawsze wystarczał temu głupiemu charłakowi, a nie miał ochoty na użeranie się z nim. Dlatego uważnie skręcał w kolejne korytarze, od czasu do czasu chowając się za posągiem, by nie przyłapał go któryś z duchów.

Wszedł do jednej z opuszczonej sal i odetchnął. Znał drogę do tego miejsca już na pamięć. Co najmniej przez ostatni miesiąc przychodził tutaj co wieczór. Nie miał pojęcia dlaczego wracał. Za każdym razem coś go tutaj ciągnęło.

Wszedł w głąb pomieszczenia, podchodząc do stojącego po środku pięknie zdobionego lustra. Przesunął spojrzeniem po jego pozłacanych ramach i wyżłobionych znakach i runach. Następnie przeniósł spojrzenie na jego taflę i uśmiechnął się ponuro. Wyciągnął przed siebie rękę, dotykając dłonią widocznej w nim twarzy. Pojawiała się tutaj każdej nocy.

- Dlaczego tutaj wracasz za każdym razem? – wyszeptał. – Dlaczego to ty tutaj jesteś?

Spoglądał na uśmiechniętą dwójkę ludzi, a w jego głowie niczym film przewinęły się wspomnienia z kilku tygodni wstecz...

- Szybciej, Draco! Znaleźliśmy coś zajebistego!

- Co wyście znowu wymyślili? – jęknął, bo Teodor i Blaise znowu wpadli na jakiś głupi pomysł. Cała trójka była już po dwóch butelkach Ognistej, co oznaczało, że czas na jakieś niedorzeczności i głupoty się rozpoczął. W tym momencie jego przyjaciele jednak wydawali się o wiele bardziej podnieceni niż zazwyczaj.

- Wchodź tutaj, rusz się, stary! – Teo wepchnął go do pomieszczenia, które wydawało się tylko opuszczoną salą.

- I co, mogę już zacząć klaskać? A może wolicie piszczenie? – zapytał drwiąco, na co Blaise przewrócił oczami i pchnął go na sam środek, stawiając przed jakimś lustrem. Draco spojrzał na nie i zmarszczył brwi, a po chwili się zirytował.

- Jesteście nienormalni. Dlaczego, na Merlina, widzę przytulającą się do mnie Granger?! Zgłupieliście?! To nie jest zabawne! Jak wy to robicie?! – zerknął za lustro, ale nikogo tam nie było. Wciąż jednak widział w odbiciu uśmiechniętego siebie, trzymającą w ramionach Gryfonkę.

- Powiedziałeś „Granger"? – zapytali z niedowierzaniem, wytrzeszczając oczy. – Jesteś pewien?

- A dlaczego miałbym nie być? Chyba wiem jak wygląda! – oburzył się. – Nie widzicie jej?

- Nie – roześmiał się Blaise. – Ja tam widzę siebie na miotle, ubranego w szaty Armat. A naokoło mnie tyle pięknych kobiet krzyczących moje imię...

- A ja widzę moją mamę – wyznał drugi. – Nie wygląda tak, jak podczas, gdy Czarny Pan ją zabijał. Całkiem ładna laska z niej była.

- To dlaczego ja, do cholery, widzę Granger?! Możecie mi wyjaśnić o co tutaj chodzi?!

- Już ci mówię. To lustro pokazuje twoje pragnienia. Widocznie ktoś bardzo się zapatrzył w mądrą Gryfoneczkę. Niezły gust, Draco – zawył Zabini i poklepał go z radością po plecach. – To jak, pani Prefekt Naczelna nosi jakieś seksowne piżamki w tej waszej wspólnej klitce? Na widok jej uśmiechu zapiera ci dech w piersiach? Stary, a może wy ze sobą coś ten teges?

Blondyn spojrzał na przyjaciół z przerażeniem. Oboje ryknęli śmiechem na widok jego miny. Miał cichą nadzieję, że to tylko kolejny głupi dowcip, ale z kolejnymi dniami dowiedział się, że tak nie jest.

Od tego czasu bywał tutaj co noc. Aż do samego rana potrafił się w nią wpatrywać. Tak, jak się uśmiechała, potrafiła zrobić tylko tutaj. Stworzył im mały, intymny kącik. Ale chwili, gdy pierwszy raz zobaczył tę scenę, nie potrafił spojrzeć swojej współlokatorce w twarz. Ciągle wracał do tamtej Hermiony. Tej, która była na wyciągnięcie ręki.

~~*~~

- Świetnie, Malfoy! Wyglądasz jakbyś wrócił po cudownie spędzonej nocy! Spałeś chociaż? Wyglądasz jak trup! – warknęła na niego z samego rana. Właśnie chciała wyjść na śniadanie, gdy w przejściu pojawił się Ślizgon.

- Jesteś gorsza od mojej matki, Granger. – westchnął.

- To się skończy, rozumiesz?! Koniec z tymi nocnymi wyjściami! Jeżeli to wciąż będzie miało miejsce, zgłoszę to McGonagall!

Chłopak, jakby zupełnie ją ignorując, podszedł do niej i wyciągając rękę, poczochrał włosy. Po chwili jak gdyby nigdy nic, wszedł do swojego dormitorium. Gryfonka spojrzała za nim w szoku, próbując zrozumieć, co to właściwie miało znaczyć. Wbrew jej woli, czuła, że policzki robią się ciepłe. Chyba nie znała nikogo, kto by miał tyle różnych twarzy co Malfoy.

~~*~~

Kolejna z rzędu nudna lekcja. No bo ile można siedzieć na tych twardych krzesłach i wpatrywać się w nauczyciela, opowiadającego jakieś bez ładu i składu historie z „życia wzięte"? Bo niby komu ma się przydać ta cholerna transmutacja?

W każdym razie Draco Malfoy już dawno przestał zwracać uwagę na to, że znajduje się na lekcji. Jego wzrok skierował się bezwiednie na Gryfonkę siedzącą dwa stoliki dalej. Tak, ona zdecydowanie była skupiona na słowach kobiety. Tak się mogło zdawać przynajmniej, bo siedzący obok niej rudy chłopak bezczelnie próbował zwrócić na siebie jej uwagę. Draco nie ukrywał tego, że ten fakt go niezmiernie irytuje. Wpatrywał się w rudego pawiana z niesmakiem, zaciskając pięści.

- Spoko, Draco, on nie ma nawet knuta w skrytce. Nie poleci na niego. – mruknął Blaise.

- No i spójrz na te włosy. Okropność. – dodał Teodor.

- Nie wiem o co wam chodzi. – warknął blondyn, odwracając się.

- Stary, bierz ją. – szturchnął go Zabini. – Do końca szkoły będziesz obserwował jak rudy ją maca. Chcesz tego?

Malfoy westchnął i spojrzał na przyjaciół niepewnie. Widział w ich oczach rozbawienie, ale postanowił zaryzykować. Napisał na kawałku pergaminu kilka słów, po czym uważając, aby nauczycielka nie przyłapała go, wysłał go zaklęciem na stolik Granger.

Obserwował z drwiącym uśmiechem, jak dziewczyna rozwija pergamin, a po chwili wciąga powietrze i zgniata go w palcach. Odwróciła się do niego ze złością, niemal strzelając z oczu błyskawicami.

- Widzę, że chyba pan Malfoy i panna Granger mają w tej chwili lepsze zajęcie niż słuchanie mnie. – do rzeczywistości przywrócił ich głos profesor McGonagall. – Panno Granger, mogłabym zobaczyć to, co trzyma pani w ręku?

- To... to nic. – wymamrotała.

- Proszę mi to dać.

Szatynka zagryzła wargę i cała czerwona, podała zgnieciony papier kobiecie, która rozwinęła go i przeczytała ze zmrużonymi oczami:

Czy już wie, o tym, że lubisz się kleić? Jeżeli chcesz, to możemy to zrobić później.

- Wygląda na to, że panna Granger i pan Malfoy są siebie wyjątkowo stęsknieni. No cóż, w takim razie, Hermiono, przejdź do ławki pana Malfoya. Panie Nott, zapraszam tutaj.

Hermiona już teraz czerwona całkowicie, usiadła obok Dracona ze spuszczoną głową. Jednak gdy profesor McGonagall wróciła do prowadzenia lekcji, spojrzała na kolegę z ławki wrogo.

- Jesteś zadowolony? – syknęła.

- Nawet nie wiesz jak. – mrugnął do niej. – Skoro już tutaj jesteś, to pomóż mi i Zabiniemu. Oboje nie mamy wypracowania z zaklęć.

- Jesteś niemożliwy, Malfoy. Nie pomogę wam w niczym. Siedziałam nad nią bite dwie godziny, gdy ty włóczyłeś się po zamku!

- Nie bądź taka. Daj tylko spojrzeć. – pochylił się nad nią i wyciągnął z jej torby zwitek pergaminu. Bingo! To właśnie było to.

- Oddawaj to, fretko! – rzuciła się na niego, chwytając jego rękę. Draco zamarł, a po chwili spojrzał na nią radośnie.

- Znowu to zrobiłaś.

- To było przypadkowe, ty zatęchły...

- Granger i Malfoy! Albo się uspokoicie, albo stąd wyjdziecie! Nie będę akceptować takiego zachowania na mojej lekcji! Odejmuję waszym domom po dziesięć punktów!

Oboje się uspokoili, ale na twarzy Dracona wciąż widniał zadowolony z siebie uśmieszek.

~~*~~

- A ty dokąd znowu? – Draco przewrócił oczami i spojrzał ze znudzeniem na swoją współlokatorkę.

- Nie mówiłem ci już, że to nie twoja sprawa?

- A czy ja nie mówiłam, że to się skończy? Przez ciebie odjęto mi dzisiaj dziesięć punktów! Wiesz jak ciężko na to pracuję, aby je zdobywać?! – fuknęła.

- A co to ma wspólnego z moim wyjściem?

- Jestem Prefektem Naczelnym i nie pozwolę, aby łamano zasady na moich oczach!

- Świetnie, to mnie zgłoś – parsknął i wzruszył ramionami wychodząc.

Hermiona spojrzała za nim oburzona, ale była na to przygotowana. Już od wczorajszego wieczora wiedziała co zrobić. Wyciągnęła z torby pelerynę niewidkę pożyczoną od Harry'ego i nałożywszy ją na siebie, wyszła za blondynem. Serce biło jej jak oszalałe, gdy szła za nim krok w krok. Bała się, że ją usłyszy, ale na szczęście nic się takiego nie wydarzyło. Ciekawość ją rozsadzała, nie mogła wytrzymać, by w końcu dowiedzieć się, jaki sekret skrywa. Nie zmierzał w jakieś znane, uczęszczane miejsce. Po kilkunastu minutach wszedł do opuszczonej sali, idąc aż na sam środek.

Hermiona z zaskoczeniem odkryła, że Malfoy stoi przed lustrem Ain Eingarp. Nie widziała go od pierwszej klasy. Tak naprawdę, myślała, że zostało zniszczone. Jednak okazało się, że to nie prawda. Wiedziała, co owe lustro pokazuje. Teraz jednak jeszcze większa ciekawość uciskała ją w tym, co widzi w nim takiego MALFOY. Była gotowa zdradzić swoją tożsamość, byle tylko się tego dowiedzieć. Już prawie zdejmowała pelerynę, gdy do sali wszedł ktoś jeszcze.

- Znowu tutaj jesteś? – rozpoznała głos Zabiniego. – Przesadzasz, Draco.

- Nie wiem o co ci chodzi, Zabini.

- To chore, że ciągle tutaj przychodzisz. Ona nie wyjdzie z tego lustra, nie rozumiesz tego? Natomiast jest w tym zamku, na wyciągnięcie ręki.

W Hermionie zabiło mocniej serce. O kim oni mówią?

- Ale nie mogę w to uwierzyć, Zab. Dlaczego akurat ona? To nienormalne.

- To całkowicie normalne – wtrącił się Teo. – Po tych wszystkich rozkazach i zakazach twojego ojca i Czarnego Pana, ona wydaje się być taką osobą, która coś zmieni w twoim życiu. Możesz sobie w końcu pozwolić na takie marzenie, dlatego właśnie ona się tutaj pojawia. Bo to jej pragniesz. Chcesz trzymać ją w ramionach, bo jest dobra, wrażliwa, inteligentna i piękna.

- Słodka i zadziorna – dodał Draco, ale natychmiast odchrząknął. – Mowa tutaj o GRANGER. I co z tego, że jest w tym zamku? Nienawidzi mnie.

- To zmień to, a nie wgapiasz się w to lustro!

Hermiona wciągnęła ze świstem powietrze, ale natychmiast zatkała usta dłonią. Tym, co widzi Malfoy w lustrze była... ona? Twarz ją zapiekła, gdy spojrzała na chłopaków. Nie mogła w to uwierzyć. Malfoy? Przecież to było niemożliwe! Nigdy nie pomyślałaby, że ten Ślizgon coś może do niej czuć!

Czuła, że się zawstydza. Tego było dla niej za dużo. Odwróciła się szybko i niezauważalnie opuściła pomieszczenie, wracając szybko do dormitorium. Gdy dotarła bezpiecznie na miejsce, rzuciła się na łóżko, wpadając w wir przemyśleń. Chłopak wrócił do szkoły, zmienił stronę, tak, mieli lepszy kontakt, ale ostatnimi czasami zdarzały się między nimi zgrzyty. Do tego Malfoy był przystojny, ale nigdy by nie uwierzyła... Sama tak właściwie nie wiedziała co o tym sądzi. Z jednej strony czuła się podekscytowana, a z drugiej za to przerażona.

Wiedziała jedno. Nie przejdzie obok tego obojętnie.

~~*~~

Z samego rana Gryfonka zwlekła się z łóżka. Miała wrażenie, że jej oczy są całe podkrążone od braku snu. Przez całą noc rozmyślała, co ma z tym wszystkim zrobić. W końcu jednak doszła do wniosku, że czas sam pokaże, bo tak właściwie nie powinno tam jej być. Wiedziała, że to średnie podejście, ale gdyby miała nad tym rozmyślać dłużej, nigdy by nie była w stanie zasnąć.

Zwlokła się z łóżka i ubrała się, a następnie ruszyła do wyjścia. Na jej nieszczęście spotkała swojego współlokatora, wychodzącego z łazienki. Spojrzał na nią i uśmiechnął się, na co ona spłonęła rumieńcem niczym piwonia.

- Cześć, Malfoy – mruknęła i czmychnęła przez wyjście, a Draco popatrzył na nią z szokiem. Dziwnie się zachowywała.

Zmarszczył brwi, po czym ruszył w jej ślady. Jak na złość z samego rana eliksiry mieli wspólnie. Gdy tylko doszedł pod salę i na nią spojrzał, ona odwróciła się speszona, unikając jego spojrzenia. Przez cały ten czas nawet nie zerknęła na niego przelotnie.

Zdawał sobie sprawę, że go unika, ale nie miał pojęcia dlaczego. W jakiś sposób zaczęło go to irytować.

Okazja, aby z nią porozmawiać, zdarzyła się jeszcze tego samego dnia. Widział, że idzie naprzeciwko z książką, więc wpadł w nią, co skończyło się upadkiem na podłogę. Widział jak jej mina przemienia się w niezadowoloną, jednak gdy zobaczyła jego, natychmiast zrzedła.

Podał jej dłoń, którą ujęła niechętnie i pomógł wstać.

- Jak zwykle, gdy czytasz nie widzisz gdzie łazisz – mruknął.

- Przepraszam – odpowiedziała speszona.

- Co czytasz? – zapytał zaciekawiony, a jego wzrok powędrował na trzymaną w ręku książkę. Niemal się zachłysnął śliną, gdy spojrzał na jej tytuł. – Po co ci to?

- To nic. Muszę... napisać wypracowanie. Mamy napisać o znakach zdobiących ramy lustra Ain Eingarp – powiedziała szybko, ale przeklęła siebie w duchu, bo czuła, że zaczyna jej się robić duszno.

- No tak...

- Przepraszam, Malfoy, ale spieszę się i...

- O co ci chodzi, Granger? – zatrzymał ją.

- Nie rozumiem?

- Unikasz mnie?

- Wydaje ci się. Wybacz, ale naprawdę się spieszę, do zobaczenia na patrolu...

Nie wiedział dlaczego, ale czuł kłamstwo na kilometr. Nigdy się tak przy nim nie zachowywała. Była zadziorna i pyskata. Granger nie odpowiadał taki wizerunek. Nawet on wiedział, że coś ukrywa. I miał zamiar się dowiedzieć co to takiego.

~~*~~

Wspólny patrol wydawał się tym razem wyjątkowo męczący. Szatynka szła z opuszczoną głową, a Draco nie wiedział jak ją zmusić do rozmowy. Odpowiadała tylko krótkimi wyrazami, albo wcale. Była cicha, jak nigdy. Wolał już, jak na niego krzyczała, albo obrażała. Wtedy przynajmniej był pewien, że rozmawia z Granger.

- Granger, wiem, że to głupie pytanie, ale o co ci dzisiaj chodzi? Zachowujesz się dziwnie! – nie wytrzymał w końcu.

- O nic, po prostu... Och, o nic, naprawdę.

Chłopak westchnął i złapał ją za ramiona, przypierając do muru i pochylając się nad nią. Widział w jej oczach błyszczący strach, ale nie odsunął się. Hermiona natomiast zadrżała, a nogi się pod nią ugięły.

- Ukrywasz coś – szepnął i satysfakcją zauważył, że zagryza nerwowo usta. – A ja bardzo bym chciał wiedzieć co i uwierz mi, Granger. Dowiem się.

- Mógłbyś... nie dyszeć na mnie, proszę? – wyjąkała i odsunęła się od niego.

Draco opuścił ręce i przymknął powieki, próbując się uspokoić. Skoro nie chciała współpracować, da jej trochę czasu.

Reszta patrolu natomiast im minęła w grobowej ciszy, co obojgu nie do końca pasowało. Koniec wydawał się wręcz cudownym czasem. Doszli jednak tylko do Pokoju Wspólnego, a Draco odwrócił się i ruszył ku znanemu miejscu. Hermiona wiedziała gdzie idzie. Walczyła ze sobą kilka sekund, po czym postanowiła pójść za nim. Wiedziała, że to nie w porządku, ale coś ją do tego podkusiło.

Blondyn podszedł do lustra i westchnął głęboko. Hermiona niemal przestała oddychać. Czekała na jakikolwiek rozwój wydarzeń. Chciała znowu usłyszeć jak o niej mówi. I doczekała się.

- To koniec, Granger – wyszeptał chłopak do lustra. – To nasze ostatnie spotkanie. Tak nie może być. To nie jesteś ty.

- Nie jestem – również wyszeptała za jego plecami i zdjęła z siebie pelerynę, łapiąc go delikatnie za rękę. – Cieszę się, że tak uważasz.

- Co... od kiedy tutaj jesteś?! – wymamrotał. – Śledziłaś mnie?!

- Ja... byłam tutaj wczoraj i... przepraszam. Wiem, że nie powinnam, jednak...

- Nie, nie powinnaś – warknął. – Więc to dlatego się tak zachowywałaś.

- Tak – przyznała. – Ale nie miałam nic złego na myśli! Po prostu nie wiedziałam jak zareagować!

- Nie reaguj w ogóle – rzucił ostro i ruszył w stronę drzwi.

Hermiona natomiast spojrzała za nim z niedowierzaniem, ale nie zamierzała tak tego zostawić. Nie teraz.

- A nie łatwiej byłoby zaprosić mnie na kawę niż gapić się w cholerne lustro?! – krzyknęła. – Tylko ty masz jakieś dziwne, nienormalne, tchórzliwe podejście, Malfoy!

- Tchórzliwe?! – oburzył się. – Świetnie! Więc umów się ze mną!

- Dobrze! W sobotę o trzynastej pod Wielką Salą! Nie spóźnij się, fretko!

~~*~~

Pokój oświetlony przez delikatne światło lampki nocnej, a w nim na niewielkim łóżku śpi maleńka blondynka. Tuż obok niej śpi przystojny mężczyzna, trzymając ją w ramionach. Po chwili ktoś potrząsa jego ramieniem, wybudzając ze snu.

- Zasnęła już. – kobieta z brązowymi oczami uśmiechnęła się ciepło. – Chyba nieźle wam się razem spało.

- Nie kopie jak ty. – uśmiechnął się zadziornie. – Ta bajka była całkiem zabawna, ale mimo wszystko sen był mocniejszy od nas.

Draco wstał z łóżka i przeciągnął się, po czym wziął żonę w ramiona, składając na jej ustach namiętny pocałunek. Hermiona roześmiała się cicho i oparła o jego policzek, patrząc w lustro wiszące na ścianie.

- A wiesz, tak mi się teraz przypomniało, jak chodziłeś co noc oglądać mnie w lustrze. Ciekawe co teraz byś w nim zobaczył.

- Również ciebie – odpowiedział pewnie i uśmiechnął, obdarzając ją kolejnym pocałunkiem. – Ale teraz w zupełnie innej sytuacji.

- Jakiej? – zapytała zaskoczona.

- Hmm... w sumie... chciałbym mieć syna...

- Draco! – trzepnęła go w ramię.

- No co, skoro jedno pragnienie z lustra się sprawdziło, to dlaczego drugie miałoby się nie spełnić? – poruszył znacząco brwiami, ale nie dając jej czasu na odpowiedź, po prostu uniósł na ręce i tłumiąc jej chichoty, wyniósł z pomieszczenia.

Za kilka miesięcy w rodzinie Malfoyów pojawił się kolejny członek. Mały, uroczy Scorpius.

I kto teraz powie, że marzenia się nie spełniają?

________________________________________

Mam nadzieję, ze nie było tragicznie.

Kochana, wiem, że nie spełniłam jednego Twojego wymagania, ale mam nadzieję, że nie jesteś zła.

Nie będę Wam dzisiaj tyle pisać, bo chyba macie mnie dosyć, haha :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro