Miniaturka 14. Uważaj o co się zakładasz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Miniaturka dla CocoJoko ♥


-Daj spokój, Ron. To jest żałosne.

-Mylisz się, Hermiono. Jestem pewien wygranej, bo te śmierdzące węże z tchórzofretką na czele nie mają z nami szans!

Hermiona przewróciła zirytowana oczami. Nienawidziła takiej pychy, przechwalania się i zbyt dużej pewności siebie. Ron uparł się, że drużyna Gryffindoru jest niepokonana i w świetnej formie, więc mogą olać treningi, bo drużyna Slytherinu nie jest dla nich żadnym zagrożeniem. A na dodatek uważa, że sam gra na poziomie zawodowców i nie ma czym się przejmować. Dlaczego więc obie drużyny właśnie walczyły o to, by móc dalej brać udział w bitwie o puchar?

-Jesteś zbyt pewny siebie, Ronaldzie. Nie wiesz, że przeciwników się nie ignoruje? Malfoyowi jako kapitanowi również zależy na pokonaniu was, chyba, że jest tak samo obłudny jak ty i również ma zamiar robić te same błędy.

-Czyżbyś uważała, że jesteśmy słabi?

-Nie, tego nie powiedziałam. -warknęła już rozeźlona. -Próbuję ci tylko wytłumaczyć, że nie wygracie jeżeli nie będziecie trenować!

-Powinnaś nas wspierać, a ty po prostu twierdzisz, że te robaki mogłyby nas pokonać! Nie ma mowy, aby Malfoy i jego słaba drużynka zwyciężyła.

Hermiona prychnęła. Nie było sensu się kłócić z Rudzielcem, gdyż jeżeli chodziło o quidditcha, to był bardzo uparty. Nawet ona wiedziała, że w Ślizgonach mają ogromnych rywali, a „słaba drużynka Malfoya" wcale nie była taka słaba.

-A może jakiś zakładzik, co? -zapytał z wrednym uśmiechem Ron. Szatynka zmierzyła go spojrzeniem od stóp do głowy.

-Jaki? -zapytała z nikłym zainteresowaniem, ale w jej oczach pojawiły się buntownicze iskierki. Zazwyczaj nie dawała się podchodzić przyjacielowi w ten sposób, ale widziała, że był zbyt pewny siebie, a ona nie miała ochoty słuchać tego, że tchórzy. To by zbyt bardzo wjechało na jej ego.

-Jeżeli wygramy, to wykonasz zadanie, które ja wyznaczę, a jeżeli twój ukochany Slytherin wygra, to zadanie dla mnie wybierasz ty.

-Nie kocham Slytherinu. -syknęła przez zaciśnięte zęby, patrząc morderczo na Rona. -Jakie to zadania?

-Wyznaczymy po meczu.

-Nie. Zrobimy to teraz. Chcę wiedzieć jaki muszę mieć powód, aby kibicować gorąco Malfoyowi i jego kolegom.

-W porządku. -uśmiechnął się Ron z satysfakcją. -A więc, masz jakiś pomysł?

-A mam. -Hermiona odwzajemniła uśmiech. -Jeżeli wygram, to zaprosisz na bal bożonarodzeniowy Jęczącą Martę.

Przysłuchujący się wymianie zdań Harry parsknął śmiechem, a Ron spojrzał na nią niedowierzająco. Po chwili jednak roześmiał się głośno i spojrzał z satysfakcją na przyjaciółkę. Na ten widok Hermionie zrobiło się aż słabo.

-A jeżeli ja wygram, to zaprosisz na bal... Malfoya.

-Że co?! -wykrzyknęła z oburzeniem Hermiona. Mogła się spodziewać wszystkiego, dosłownie WSZYSTKIEGO, ale nie TEGO. -Chyba żartujesz!

-Nie, nie żartuję. Podejdziesz do niego po meczu i zapytasz czy pójdzie z tobą jako osoba towarzysząca. Zrobisz to oczywiście publicznie.

-To jest oczywiste, że się nie zgodzi!

-To jak, tchórzysz?

-Nie ma mowy!

Hermiona wiedziała, że popełnia największy błąd życia, ale nie miała zamiaru się poddać. O nie. Nie da Ronowi tej satysfakcji. Pokaże mu, że nie może być zbyt pewny siebie i nie należy ignorować przeciwników. Teraz również pokładała ogromne nadzieje w Malfoyu. I tutaj był największy problem. Samo to, że musi mu kibicować było już najgorszą karą życia.

-Harry, musimy wzmocnić treningi, bo jak Hermiona wygra... Nie ma mowy żebym miał się pokazać z Martą! Jęczałaby przez cały bal, a potem by oznajmiła wszystkim, że jesteśmy zaręczeni, albo co gorsza... jest w ciąży.

Harry roześmiał się.

-Przecież ona nie może być w ciąży. Poza tym... czy wasz zakład nie obejmuje tego żeby właśnie nie ćwiczyć? Jej chyba chodziło o to, że jesteś zbyt pewien wygranej bez trenowania.

-Hermiona nie musi o tym wiedzieć. Błagam cię, stary! Chyba nie chcesz być ojcem chrzestnym hybrydy człowieka z duchem?

Brunet wzdrygnął się z obrzydzeniem i pokręcił głową. Wiedział, że jeżeli Hermiona się o tym dowie, to go zabije, ale... nie może też zawieść Rona. Choć z drugiej strony nie chciał patrzeć jak jego przyjaciółka poniża się zapraszając Malfoya na bal. Stał właśnie między młotem a kowadłem...

~~*~~

Dzień meczu nadszedł nieubłagalnie szybko. Hermiona nigdy nie stresowała się tak bardzo jak dnia dzisiejszego. Nawet egzaminy nie przerażały jej tak bardzo jak możliwość zaproszenia Malfoya na bal bożonarodzeniowy. To by ją zniszczyło doszczętnie. Nie dość, że zrobiłaby z siebie pośmiewisko, Ron by nie dał jej spokoju do końca życia, przegrałaby zakład, to jeszcze na dodatek Malfoy na pewno odprawił by ją z tak brutalnym i wulgarnym kwitkiem, że na samą myśl robiło jej się niedobrze.

Usiadła na trybunach między Luną a Nevillem w oczekiwaniu na mecz. Jeszcze nigdy z takim zapałem nie kibicowała Slytherinowi. Gdy tylko drużyna srebrno zielonych wyszła na murawę, to gorąco zaczęła piszczeć i głośno krzyczeć. Czuła się z tym głupio, ale w tym momencie wręcz w myślach błagała o ich wygraną...

Mecz się rozpoczął, a szatynka siedziała cała nerwowa, kurczowo ściskając w dłoniach swój szalik. Jeszcze nigdy z taką uwagą nie oglądała meczu, nigdy nie była tak pełna emocji, strachu i radości, gdy tylko któryś ze ścigających Ślizgonów trafił przez obręcz. Wręcz skakała, gdy punkty były przyznawane Ślizgonom.

Z satysfakcją zauważyła, że Ron zaczął się denerwować. Zaczął przepuszczać kafla coraz częściej, przeklinał pod nosem i aż nim nosiło. W tym momencie oboje chcieli swojej wygranej, nie ważne w jaki sposób.

Obie drużyny tak naprawdę miały wyrównaną grę. Hermiona z rosnącym niepokojem wodziła za ścigającymi, trzymając mocno kciuki. Gol dla Gryfonów, gol dla Ślizgonów... Tak było na przemian, więc cały czas żyła w ogromnym strachu. Po chwili jednak Gryffindor zdobył ogromne prowadzenie. To już był koniec. Wtedy to usłyszała. Głośne westchnięcia, krzyki.

Rozejrzała się po boisku i zauważyła, że Harry i Malfoy lecą w kierunku złotej piłeczki, wyciągając równocześnie ręce. Nie było między nimi żadnej różnicy. Oboje byli na tej samej wysokości, teraz liczył się tylko refleks. Cały mecz jakby się zatrzymał. Hermiona i Ron wstrzymali oddechy obserwując w oczekiwaniu i z bijący sercem ostatnie sekundy rozgrywki.

Złoty znicz znalazł się w jednej dłoni. Rozległ się gwizdek. Tłumy ryknęły z zadowoleniem, bądź jęknęły z zawodu. Hermiona jednak wyskoczyła z radości w górę. Tak. Draco Malfoy trzymał w ręku znicza. Slytherin wygrał!

I wtedy to się stało... krótkie spojrzenie na tabelę wyników i dezorientacja większości osób. Na tabeli widniał remis.

Obie drużyny rzuciły się na siebie, walcząc o dalsze miejsce w rozgrywkach, choć tak naprawdę niczym nie wskórają.

Hermionie w głowie kłębiły się myśli. I co teraz? Co w przypadku remisu? Nie ustalali nic takiego!

Zbiegła na murawę do przyjaciół i spojrzała pytająco na Weasleya.

-Nikt nie wygrał, prawda? Czyli zakład odwołany!

Rudzielec popatrzył przez chwilę na panią Hooch w oczekiwaniu. Kobieta rozmawiała z Harrym, który podszedł do nich z przybitą miną.

-Ani my, ani Ślizgoni nie przechodzimy dalej. Oboje mieliśmy mniej punktów od Puchonów, co oznacza, że wypadamy z gry.

-I co teraz?

-Zakłady w magicznym świecie mają swoją zasadę, Hermiona. -odezwał się Ron, a w jego oczach tkwił ból. -Oboje prawnie przegraliśmy, co oznacza, że oboje musimy wykonać swoje zadania.

-Nie... to niemożliwe. -wyszeptała przerażona. Miało być tak pięknie, przecież Ślizgon złapał znicza. Nie mogła przecież zapytać o bal! Spojrzała z lękiem na drugą stronę boiska, gdzie w tym momencie Draco Malfoy cisnął ze złością swoją miotłą i zaczął krzyczeć na członków drużyny. Tak, to będzie zdecydowanie najgorszy moment jej życia...

~~*~~

Hermiona siedziała właśnie przy stole Gryffindoru i patrzyła ponuro na wściekłego Dracona Malfoya. Wiedziała, że zaraz musi to zrobić, choć nie miała na to najmniejszej ochoty. Blondyn bez takiego humoru był okropny, a co dopiero, gdy właśnie zabijał każdego wzrokiem.

Po chwili przysiadł się obok niej Ron, który miał kwaśną minę, a także Harry, który wręcz nie mógł przestać się śmiać.

-Co jest? -zapytała cicho.

-Ron właśnie wykonał swoje zadanie i w sobotę pojawi się na balu z Martą. -Harry nie wytrzymał i wybuchnął głośnym śmiechem, co Ron skwitował krzywym spojrzeniem w jego stronę.

-Teraz twoja kolej, Hermiona. Może chociaż to poprawi mi humor. -mruknął rudzielec, a Hermiona poczuła jak z jej twarzy zaczyna odpływać krew. Nie miała jednak wyboru, więc wstała i na trzęsących się nogach ruszyła do stołu Slytherinu. W jej głowie przelatywały myśli co ma zrobić, czy uczniowie przestaną się z niej nabijać do końca szkoły.

-Malfoy? -te słowa ledwie słyszalnie wyszły z jej ust, a miała wrażenie, że cała szkoła je usłyszała i w tym momencie wpatrywała się w nią z zaciekawieniem.

-Czego chcesz, Granger? -warknął, patrząc na nią ze złością. Hermiona aż się wzdrygnęła, gdy chłód jego spojrzenia zaczął przeszywać jej oczy.

-Czy ty.. czy... my... bal...

Malfoy uniósł wysoko brew, a w jego oczach błysnęło lekkie rozbawienie.

-Masz zamiar powiedzieć o co ci chodzi, czy będziesz tak sepleniła przez cały dzień?

Szatynka się zarumieniła, ale wypuściła powietrze i spojrzała na niego buntowniczo.

-Pójdziesz ze mną na bal?

Na około było słychać gwizdy i buczenie, ale Hermiona stała dzielnie i wpatrywała się w Ślizgona, czekając na odpowiedź. Malfoy wpatrywał się w nią tylko nieodgadnionym wzrokiem, ale po chwili uśmiechnął się kpiąco.

-Jasne, Granger. Bądź gotowa na dziewiętnastą. Ubierz się znośnie.

Gryfonka otworzyła szeroko oczy nie wierząc w to co słyszy. Zgodził się? Idzie z nią na bal? Idą RAZEM na bal?! Przez chwilę poruszała ustami jak rybka, nie potrafiąc wydać z siebie chociażby jęknięcia, ale po chwili odwróciła się i wybiegła czym prędzej z Wielkiej Sali.

~~*~~

Następne dni były dla Hermiony katorgą. Ron nie dawał jej spokoju, co chwilę wypominał, że Malfoy się chyba w niej zakochał, bo normalnie nigdy by się nie zgodził na pójście z nią na bal. Jej jednak te docinki nie bawiły. Była tym wszystkim przerażona. Nie potrafiła sobie wyobrazić chociażby minuty sam na sam w towarzystwie Malfoya. Wiedziała, że chłopak uchodzi za chłodnego i chamskiego, a ona chciała ten wieczór spędzić sympatycznie. Jedyną pociechą było to, że za każdym razem jak spojrzy na Rona i Martę, będzie miała sobie czym poprawić humor. Ciekawa była tego, jak uda im się wspólnie zatańczyć. To będzie na pewno niezapomniany widok i już zdążyła porozmawiać z Colinem, aby przyniósł swój magiczny aparat.

W dzień balu jej przerażenie sięgnęło zenitu. Gdy zaczęła przygotowania, ręce trzęsły jej się niemiłosiernie. Postanowiła jednak nie dać nikomu satysfakcji i zrobić tak, aby wyglądać na opanowaną, pewną siebie, a przede wszystkim piękną.

Sama przed sobą musiała przyznać, że jej wygląd robił wrażenie. Grube loki zamieniły się w lekkiego koczka, z którego wychodziło parę kosmyków, twarz miała podkreśloną delikatnym makijażem, a sukienka miała kolor fioletowy. Nie była zbytnio wyzywająca, tylko elegancka a zarazem bardzo kobieca i delikatna.

Wyszła z dormitorium z dosyć dobrym nastawieniem, ale pewność siebie zaczęła ją opuszczać przed schodami prowadzącymi do Wielkiej Sali. Wiedziała, że jeżeli wyjdzie zza rogu, to gdzieś tam na dole miał czekać na nią Malfoy, z którym miała spędzić cały dzisiejszy wieczór.

Wciągnęła głośno powietrze i z uczuciem galaretowatych nóg, przestąpiła próg i stanęła na szczycie schodów.

Pierwszym co zauważyła byli jej przyjaciele. Parsknęła aż śmiechem, gdy zauważyła skwaszonego Rona, do którego była przyczepiona Jęcząca Marta (jeżeli duch może się w jakiś sposób uczepić), a także Harry'ego, któremu towarzyszyła Ginny. Oni też jak na zawołanie na nią spojrzeli i otworzyli z zaskoczeniem usta. Uśmiechnęła się lekko widząc ich reakcję. I wtedy właśnie zauważyła wpatrujące się w nią stalowe tęczówki. Draco Malfoy stał i patrzył na nią w osłupieniu i z widocznym zachwytem. Jego reakcja jeszcze bardziej ją ucieszyła, bo to właśnie jemu chciała pokazać, że potrafi wyglądać ładnie.

-Hermiono, wyglądasz... -zaczęła Ginny.

-Nieźle, Granger. -dokończył Draco, podchodząc do nich i wyciągając w jej kierunku ramię. Gryfonka musiała przyznać, że w granatowym garniturze wyglądał zabójczo. Nie dziwiła się, że tyle dziewczyn patrzyło w ich kierunku z zazdrością. Pochwyciła niepewnie jego ramię i usłyszała gniewne prychnięcie Rona. Draco spojrzał w jego kierunku kpiąco.

-Weasley, żywe laski cię nie chcą? Biedaczek... może jak popełnisz samobójstwo, to wtedy będziesz mógł z Martą pływać już wiecznie w kanalizacji?

Nie czekając na odpowiedź kipiącego ze złości Rona, skierował się z drwiącym uśmiechem do wejścia Wielkiej Sali, ciągnąc lekko za sobą niepewną Hermionę.

-Uśmiech, Granger. To będzie najlepszy bal, na jaki miałaś okazję pójść.

Wkroczyli pod ramię do sali, a wszystkie oczy patrzyła na nich z niedowierzaniem. Draco jednak nie wyglądał na przejętego tym i pociągnął ją na sam środek, gdzie tłoczyły się pary, aby zatańczyć wprowadzający taniec.

-Mam nadzieję, że dotrzymasz mi kroku. -uśmiechnął się łobuzersko, wywołując tym u niej rumieńce na policzkach. Złapał ją również delikatnie w talii, a drugą ręką złapał za jej dłoń. Taniec się zaczął, a oni sunęli po parkiecie, prawie, że latając. Tak właśnie czuła się Hermiona. Delikatna jak piórko. Nie sądziła, że ten taniec będzie tak naturalny, przepełniony łagodnością. Była także zaskoczona tym, że nie brzydził się jej dotknąć.

Kątem oka widziała, że wpatruje się w nich Ron, który wydaje się być wściekły, a ciska błyskawicami, gdy tylko Malfoy pochylał się w jej stronę, aby coś do niej powiedzieć. Nie była to jednak jej wina, sam wpadł na pomysł, że ma go zaprosić.

Po skończonym tańcu lekko się od niego odsunęła z zamiarem pójścia się napić.

-A ty dokąd? -złapał ja za łokieć, przyciągając w swoją stronę.

-Napić się. -odpowiedziała lekko zaskoczona. Myślała, że będzie chciał się jej jak najszybciej pozbyć.

-Ależ kochanie, to jest bal i tutaj się tańczy. Nie jesteś na nim z Łasicem, który przyszedł z duchem, tylko ze mną. Pokażę ci, jak się bawi.

Zaciągnął ją ponownie na środek parkietu. Muzyka zmieniła się już na bardziej młodzieżową, co Draco skwitował leniwym, seksownym uśmiechem. Zdjął z siebie marynarkę zostając w samej koszuli i przyciągnął szatynkę blisko siebie.

Prowadził ją po parkiecie bardzo pewnie. Hermiona była zachwycona jego szarmanckością, a także uwaga... poczuciem humoru! Tak! Draco Malfoy miał poczucie humoru! Musiała przyznać, że bawiła się z nim cudownie. Nie był nachalny, nie obmacywał jej. Trzymał rękę profesjonalnie w pasie i swobodnie pozwalał jej ciału wirować. Z jej ust nie znikał uśmiech. Cały czas się śmiała, gdy Draco rzucił jakąś uwagę o najładniejszej parze na balu (Ron i Marta), albo o tym, że zazdrości partnerki, choć Rudy pewnie nie ma za co złapać.

Hermiona przeklinała na siebie w duchu, że tak dobrze się z nim bawiła. Czuła się trochę jak zdrajczyni, bo w końcu to był Malfoy. Chciała jednak spędzić miło ten wieczór. Musiała też przyznać przed samą sobą, że już rozumiała skąd takie zainteresowanie płci przeciwnej Malfoyem. Potrafił być czarujący, miał takie magnetyczne oczy, cudowny uśmiech i naprawdę przyjemne perfumy.

-Dobra, Granger. Idź się napić, a ja idę zapalić. Zaraz cię znajdę.

Gryfonka z lekką niechęcią ruszyła w stronę stolika, gdzie siedzieli Harry z Ronem. Usiadła niepewnie obok widocznie naburmuszonego Rudzielca.

-Jak się bawicie? -zapytała cicho.

-Chyba nie tak dobrze jak ty. -odwarknął Ron. -Jak tam nowy chłopak Malfoy?

-O co ci znów chodzi, Ron? -wycedziła przez zęby. Harry w tej chwili czując wybuch poprosił Ginny do tańca. -I Malfoy nie jest moim chłopakiem!

-O co chodzi?! O co mi chodzi?! A o to, że przyszłaś tu z Malfoyem, z naszym wrogiem!

-Jakbyś chciał wiedzieć, to TY kazałeś mi go zaprosić, już nie pamiętasz?!

-Może i tak, ale nie sądziłem, że się zgodzi! I do tego obściskujesz się z nim jak taka...

-No dalej, dokończ, Weasley. -warknął Draco, który pojawił się momentalnie obok nich. Przeniósł swój parzący wzrok na Martę. -Nie widzisz ciemniaku, że twoja partnerka się nudzi? Weź Martę na parkiet, zaraz się zacznie jakiś przytulaniec. Granger, wracamy tańczyć?

Hermiona kiwnęła ledwie zauważalnie głową, ale ruszyła za nim na parkiet. Tym razem jednak wyglądała na nieobecną i zdenerwowaną.

-Nie denerwuj się, Granger. Weasley to bezmózgi wiewiór. A i tak na marginesie to wiedziałem o waszym zakładzie.

Szatynka wyglądała na zaskoczoną.

-Dlatego się zgodziłeś ze mną pójść?

-I tak i nie. -odpowiedział tajemniczo. -Z jednej strony wiedziałem, że ten gumochłon się wkurzy, więc chciałem mu zrobić na złość, a z drugiej podziwiałem twoją odwagę. Nie żałuję, że się zgodziłem. Jest miło.

Hermiona wytrzeszczyła oczy, ale uśmiechnęła się delikatnie.

-To prawda. -wyszeptała zarumieniona. -Zaraz będzie ostatni taniec.

Jak na zawołanie na sam koniec został puszczony powolny kawałek. Draco uśmiechnął się szeroko i pociągnął ją tak, że byli na widoku Rona. Przyciągnął ja tak blisko, że stykali się ciałami. Wtulili się w siebie wzajemnie, kołysząc się delikatnie w rytm dźwięków.

Po skończonym balu, Ślizgon postanowił ją odprowadzić aż pod portret Grubej Damy wiedząc, że za nimi idzie cały czas Ron.

-Dzięki za zaproszenie, Granger. Było bardzo miło. Może kiedyś powtórzymy. -posłał jej wesoły uśmiech i ucałował ją kurtuazyjnie w dłoń na pożegnanie. Hermiona spłoniła się na ten gest, ale zmusiła się do wysłania mu zawstydzonego uśmiechu. Ostatnim co widziała, to wściekłego Rona, który uderzył z barku przechodzącego blondyna, a później mijającego ją bez słowa.

~~*~~

Następnego dnia Hermiona weszła do Wielkiej Sali na drugie śniadanie, siadając przy stole Gryffindoru. Spojrzała przelotnie na stół Slytherinu, gdzie siedział już Draco Malfoy, ale ten nie spojrzał na nią ani razu. Zachowywał się jakby nic się nie wydarzyło, a wczorajszego balu nie było. Trochę jej się zrobiło przykro, ale czego mogła się spodziewać?

-I co, Hermiono? Twój wspaniały partner teraz się pewnie z ciebie naśmiewa, bo wczoraj tak się do niego kleiłaś, że aż mi wstyd było za ciebie.

Jak na zawołanie przy stole Ślizgonów wybuchły śmiechy i wszyscy spojrzeli w ich stronę. Hermionie zabłysły łzy w oczach.

-Nie martw się. Malfoy to świnia i na pewno wszyscy zapomną już niedługo. Chyba nie miałaś nadziei, że teraz się tobą zainteresuje, co? Wybacz mi, ale tacy jak on nie spojrzą na mugolaczkę...

Hermiona wzdrygnęła się, gdy poczuła jak ktoś całuje ją delikatnie w policzek. Spojrzała za siebie, natrafiając na wzrok Dracona Malfoya.

-Zjadłaś już, Granger? Guzdrzesz się, a przecież byliśmy umówieni na spacer. -uśmiechnął się pod nosem widząc jej minę. -O, Weasley. Właśnie o tobie rozmawialiśmy z chłopakami. Po balu z Martą poszliście do ciebie czy do jej łazienki? Z tego co rozpowiadała dzisiaj w lochach, to bardzo się ślinisz i w sumie to nie masz czym się pochwalić, jeżeli wiesz o czym mówię.

Ron spłonił się aż po cebulki i tak już rudych włosów. Zacisnął mocno pięści, aby rzucić się na Malfoya, ale Hermiona szybko wstała i odciągnęła Dracona na bok.

-Tak, Malfoy. Zjadłam. Przepraszam, zapomniałam, ale już możemy iść.

Nie spojrzawszy na przyjaciela, po prostu chwyciła dłoń Ślizgona i wyprowadziła z Wielkiej Sali, po drodze mijając zaskoczonego Harry'ego.

Brunet usiadł obok Rona, który wciąż trząsł się z wściekłości.

-Ona... ona odeszła z nim, Harry! Widziałeś to?!

-Widziałem. Dziwisz się? To wszystko twoja wina, stary. Pamiętaj, trzeba uważać na to, o co się zakładasz.

KONIEC.

_______________________________

CocoJoko –mam nadzieję, że się podobało :* Jak nie to wybacz mi :( Starałam się :(

A teraz uwaga! Będę błagała o przebaczenie!

Kredenss kochanie, wyyybacz mi, błagam! Wiem, że zamówiłaś pierwsza, ale po prostu tą było mi łatwiej napisać. :( Ale przysięgam, że mam już idealny pomysł i tylko muszę przelać go w zdania! Zreflektuję Ci się długością! Masz do wyboru: podzielona na dwie części albo jedna długaśna. Wybór jest Twój! Taki fajny temat ogarnęłam, że mogłabym napisać z tego całe opowiadanie xD Ale niestety, nie mam na to czasu, bo jakbym się wkręciła to całe dnie bym pisała :D A po drugie jeszcze by mi powiedzieli, że Cię faworyzuję czy coś, (ciii, nikt się nie dowie, że tak jest :D) bo inni dostają miniaturkę krótszą/ dłuższą, a tutaj dla Ciebie całe opowiadanie na 500 stron, haha ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro