Miniaturka 28. Zmienię czas, by z Tobą być

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miniaturka dla nacpanaczarami, mam nadzieję, że sprostałam jakimś oczekiwaniom! :*

________________________

Hermiona Granger raz za razem zerkała z niepokojem w kąt Pokoju Życzeń. Stała wraz z całą Gwardią Dumbledore'a, oczekując na rozwój wydarzeń. Nie tylko ona była niespokojna. Każdy z członków tkwił w niepewności, ale także niechęci. Wojna zbliżała się do Hogwartu ogromnymi krokami, a oni wciąż stali w miejscu. Czarodziejski świat z każdą godziną zostawał odbierany przez rosnących w siłę śmierciożerców.

- Czy Harry zgłupiał? – usłyszała niezadowolony głos Seamusa. – Przecież wie, kim byli, a może wciąż są.

- Harry na pewno wie, co robi – mruknęła cicho Hermiona, chociaż musiała przyznać, że sama w to odrobinę wątpiła. Szczególnie dnia dzisiejszego. – Jest świetnym przywódcą. Gdyby nie on...

- Zgadzam się. Jest doskonałym czarodziejem, ale, nie obraź się, lecz głupi jak but Neville'a.

Szatynka westchnęła i zmrużyła powieki, próbując się uspokoić. Wiedziała dlaczego wszyscy członkowie się denerwują. Ona również nie czuła się komfortowo w tej sytuacji i nie popierała zdania swojego przyjaciela. Zerknęła jednak krótko przez ramię, po czym powróciła spojrzeniem do obecnych przed nią ludzi.

- Słuchajcie, wiem, że się boicie, ja również. Skupmy się jednak na wojnie. Jesteśmy świetnie na nią przygotowani, nie możemy przegrać!

- Hermiona ma rację, ćwiczyliśmy cały rok – poparła ją Luna, której posłała wdzięczny uśmiech. – Nigdy nie czułam, że jestem gotowa na to wszystko, ale dzisiaj czuję się silna. Jesteśmy świetnie wyszkoleni!

Członkowie GD mruknęli zgodnie, posyłając sobie dumne uśmiechy, ale po chwili zmarkotnieli, gdy z kąta pokoju doszły do nich denerwujące, podniesione szepty.

Hermiona ponownie zerknęła przez ramię ze zmarszczonymi brwiami na swojego przyjaciela, który w kącie Pokoju Życzeń rozmawiał przyciszonym głosem z dwojgiem chłopaków. Całą trójką pochylali się w swoją stronę z niebezpiecznymi i zirytowanymi minami. Widziała zaciętość w każdym z osobna, choć tak bardzo się od siebie różnili.

W pewnym momencie jeden z nich się odwrócił, a ich oczy się spotkały. Trwało to zaledwie sekundę, gdyż puścił oczko w jej stronę, na co gwałtownie się odwróciła, czując, że jej policzki zaczynają płonąć. Odchrząknęła, pozwalając długim włosom opaść na twarz.

- Słuchaj, Potter. Gówno mnie interesuje to, że nam nie ufasz – wszyscy obecni zwrócili się w stronę Pottera oraz jego towarzyszy. – Jak mam ci to udowodnić? Paść na kolana i wylizać stopy? Już wymieniliśmy ci z Zabinim wszystkie plusy, jeżeli nas przyjmiesz do tego swojego śmiesznego stadka. Znasz nasze powody. Chyba wiem, po której stoję stronie. Nie jestem kretynem, jak co poniektórzy.

Hermiona patrzyła raz na jednego, a raz na drugiego. Widocznie ich wcześniejsza rozmowa w końcu zirytowała Dracona Malfoya, który w tej chwili patrzył z wściekłością na bruneta. Nie miała pojęcia czego oczekiwał on i Zabini, ale najwyraźniej Harry w końcu postanowił odpuścić, gdyż głośno westchnął.

- Zgoda, ale będę miał was na oku.

Członkowie GD wydali z siebie niezadowolone pomruki, ale dwójka Ślizgonów się tym nie przejęła. Posłali sobie zadowolone uśmiechy, po czym podeszli za Potterem do całej reszty. Hermiona miała wrażenie, że stalowe oczy Dracona uwiesiły się na niej o wiele za długo. Stojący obok niej Ron, poruszył się niespokojnie.

- Słuchajcie, przyjaciele – zaczął niechętnie Harry. – Malfoy i Zabini nam pomogą. Jednak nie wprowadzimy ich od razu w nasze plany, zaufajcie mi. Musicie się czymś wykazać, abyśmy wam zaufali – z ostatnim zdaniem zwrócił swój wzrok na chłopaków, którzy wymienili się spojrzeniami.

- Co mamy zrobić, Potter? Zacząć w sukienkach baletowych biegać po Hogwarcie i śpiewać, że  śmierciożercy śmierdzą? – zapytał z drwiną Blaise.

- Nie – odrzekł spokojnie Harry. – Udowodnijcie, że z nimi już nie jesteście.

- Znamy plany śmierciożerców, jeżeli o to ci chodzi – warknął Draco, uciszając gestem swojego przyjaciela, który chciał już odpowiedzieć coś kąśliwego do okularnika. – Ale coś za coś. Co mi z tego, że powiem ci coś o nich, skoro po wszystkim kopniesz nas w dupę?

- Co proponujesz?

- Zaprowadzę do jednej z ich kryjówek jedno z was. I nie, nie ciebie.

- W porządku. Weźmiesz Rona.

- Nie, chcę Granger – powiedział głośno, a kącik jego ust wykrzywił się w cynicznym uśmiechu.

Hermiona wciągnęła ze świstem powietrze, a w pomieszczeniu powstało poruszenie. Czuła, że Ronald przysuwa się bliżej niej, że Ginny patrzy na nią zaskoczona, a Harry zagryza nerwowo wargę.

- Nigdzie z wami nie pójdzie – syknął w jej obronie Ron. – Nie puszczę jej z takim zapchlonym kretynem...

- Daruj sobie, królu Smrodzie. Blaise zostanie tutaj z wami. Przecież jeżeli byłbym śmierciożercą i chciał ją porwać, nie pozwoliłbym zostać tutaj z wami mojemu kumplowi. No, ale przecież, ty w ogóle nie myślisz.

Ron zagotował się i zacisnął dłoń na różdżce, ale Harry powstrzymał go przed rzuceniem się na blondyna. Przeniósł za to niepewny wzrok na przyjaciółkę, jakby oczekując jej odpowiedzi.

- Hermiono? Zrobisz to?

Szatynka przygryzła wargę i przymknęła powieki, lecz wzdychając ciężko, skinęła głową. Wiedziała, że nie ma wyboru. Mimo iż Harry nie powiedział tego głośno, liczył na nią. Prawdopodobnie była w tej chwili jego jedyną nadzieją, by ruszyć wprzód.

- Zrobię. Ale nie robię tego z żadną przyjemnością. A ty, Malfoy, lepiej nic nie kombinuj, bo nie przeżyjesz tego.

- Oczywiście, jak sobie życzysz, Granger.

~~*~~

Hermiona stawiała każdy krok z niepewnością. Nie, Draco Malfoy na pewno nie należał do towarzysza, przy którym czuła się bezpiecznie, a wręcz przeciwnie. Już od samego początku czuła wewnętrzny niepokój. Dodatkowo fakt, że gestem dłoni wskazał jej Zakazany Las, nie polepszył nic w jej samopoczuciu. Nie zamierzała jedna pokazać przed nim, że się boi. O nie. Weszła w głąb drzew z zadartą głową, nie zauważając jego kpiącego uśmiechu, gdy wszedł za nią.

Szli w ciszy, otoczeni tylko szumem drzew lub hałasami przebiegających w pobliżu stworzeń. Szatynka rozglądała się niepewnie na boki, starając dostrzec się coś nieodpowiedniego. Draco, gdy zerknął przez ramię na jej minę, parsknął kpiącym śmiechem.

- Nie wiem co cię tak bawi, Malfoy – syknęła groźnie.

- Twoja mina. Nie martw się, nie zginiesz.

- Tego nie jestem taka pewna – mruknęła cicho, lecz blondyn to dosłyszał.

- Potter ma Zabiniego, a nie chciałbym, by mojemu kumplowi się coś stało, bo jakaś nawiedzona sowa wydrapała ci oczy. Dlatego wyluzuj, Granger.

- Wiesz, jakoś ci nie ufam.

Draco westchnął, a Hermiona syknęła z bólu. Miała już dość tej podróży. Przez większość czasu potykała się o jakieś wystające gałęzie, wkurzające krzaki, które wyrastały znienacka na jej drodze, albo wchodziła w pokrzywy. Po godzinie drogi nie potrafiła już zliczyć na swoich nogach, a także ramionach, malutkich ranek.

- Daleko jeszcze? – syknęła zirytowana.

- Jeszcze trochę. Śmierciożercy mają wszystko przemyślane. Gdybyś szła tędy sama, nawet nie zauważyłabyś ich kryjówki.

- No tak, przecież ty jesteś tak genialny, że... - nie dokończyła, tylko pisnęła i upadła na ściółkę leśną, głośno przeklinając. – Cholerne korzenie!

- Patrz pod nogi, Granger – Draco z rozbawieniem wyciągnął dłoń w jej stronę. Hermiona popatrzyła na nią z zaskoczeniem, a następnie odepchnęła i podniosła się o własnych siłach. Malfoy przewrócił oczami, ale nie skomentował tego.

- Przestań pieprzyć, Malfoy i przyznaj, że się zgubiliśmy! – krzyknęła i wyminęła go z wściekłością. Chłopak popatrzył za nią z rozbawieniem. Szła zamaszystym krokiem, więc szybko potruchtał za nią, powstrzymując się od głośnego śmiechu.

- A ty wiesz dokąd iść?

- Nie, ale zaraz nas stąd wyprowadzę!

- Granger, uważaj na... - nie dokończył, bo Gryfonka zachwiała się i zaczęła lecieć przed siebie. Draco dziękując w duchu za swój refleks, doskoczył do niej i złapał w pasie. - ...nogi.

Hermiona ciężko dyszała, a dodatkowo zamarła w bezruchu. Miejsce, gdzie trzymał ją Malfoy, wydawało się w tej chwili dziwnie gorące... Chłopak, wykorzystując sytuację, obrócił ją tak, że teraz pochylał się nad nią w pozycji, jakby tanecznej.

- Jesteś strasznie niezdarna – wyszeptał jej na ucho. Gryfonka zamrugała szybko i spłoniła się, po czym szybko wyprostowała, poprawiając swoją szatę.

- Nie zbliżaj się do mnie więcej! – krzyknęła, ale nie potrafiła ukryć niechcianych rumieńców. Jak na złość, syknęła, gdyż jej noga wykrzywiła się w nienaturalnym kierunku.

- Nie krzycz tak głośno, wariatko. To tutaj. Jesteśmy na miejscu.

Hermiona zakryła usta ręką, po czym szybko obejrzała się dookoła. Na pierwszy rzut oka nic nie dostrzegła, dopiero, gdy Malfoy machnął różdżką, powietrze zawirowało, a jej oczom ukazało się coś strasznego.

- Schowaj się – rozkazał, ale szatynka spojrzała na niego speszona.

- Nie mogę, moja noga...

Malfoy westchnął i ponownie się uśmiechnął, biorąc ją szybkim ruchem na ręce. Spojrzał na jej rumianą twarz, ale nie skomentował tego, tylko zaprowadził za drzewo, sadzając na kamieniu.

Hermiona wyjrzała zza gałęzi, z przerażeniem obserwując drewniany domek, przed którym stało z pięciu śmierciożerców. Mężczyźni śmiali się głośno z leżących przed nimi ludzi. Szatynka wiedziała, kim są. Byli to mugole.

- Co oni robią? – szepnęła.

- Trenują – odpowiedział Draco. – Śmierciożercy porywają całe tłumy mugoli, by trenować na nich czarną magię, torturować i zabawiać się.

- To nie są worki treningowe, to żywi ludzie!

- Nie dla nich.

Hermiona nie potrafiła odwrócić spojrzenia od zmasakrowanego ciała jakiejś dziewczyny, która bez jednej nogi starała się uciec, czołgając. Wiedziała, że nie mogła jej pomóc, choć tak bardzo by tego chciała...

Pod płotem inny z nich gwałcił jakąś nastolatkę prawdopodobnie na oczach jej rodziny. O drzwi chatki leżał oparty w kałuży krwi jakiś dziadek. Najwidoczniej z nim skończyli już swoje chore zabawy.

- Nie patrz już na to – usłyszała cichy głos w uchu, który przyprawił ją o dreszcze. - Przyszliśmy tutaj po coś, co powinno cię zainteresować.

- Xavery, teraz twoja kolej, nie będę już dłużej pilnował tego gówna. Mam dość! – w drzwiach chatki pojawił się kolejny śmierciożerca, który rzucił czymś złotym w swojego towarzysza.

- Nie rzucaj tym, idioto! Czarny Pan by nas zabił, gdybyśmy...

- To nie działa. Od miesięcy próbuje go naprawić i nic...

Hermiona wytężyła spojrzenie, próbując dostrzec co takiego trzyma mężczyzna. Gdy udało jej się to, wytrzeszczyła oczy.

- Czy to... zmieniacz czasu? – zapytała cicho i choć nie widziała twarzy Malfoya, czuła, że skinął głową.

- Dokładnie tak. Jedyny, który się ocalił. Podobno Czarny Pan pracuje nad nim, aby móc wrócić szesnaście lat wstecz i zabić Pottera, nim ten zniszczył jego siłę.

- To niemożliwe! Cały świat się zmieni...

- Dokładnie tak, Granger. Wszystko się zmieni. Nawet ty.

- Błagam, wracajmy do zamku. Muszę o tym powiedzieć Harry'emu – jęknęła. Po chwili za sobą usłyszała kolejny syk bólu jednego z mugoli. – Nie mogę już na to patrzeć.

- No to idziemy, pospiesz się – zażartował, na co posłała mu zirytowane spojrzenie.

- Dobrze wiesz, że nie dam rady.

- Nie? Wiesz, wydaję mi się, że coś będę musiał z tego mieć – zamyślił się teatralnie. – Umów się ze mną na kawę, Granger.

- Zwariowałeś? – spojrzała na niego jak na wariata, ale chłopak roześmiał się tylko głośno.

- Coś za coś...

- Malfoy, błagam, ja już nie wytrzymam tutaj – jej głos drżał. Chłopak zerknął na nią i nie powiedział nic już więcej. Ponownie wziął ją na ręce, po cichu cofając się w las. Hermiona czuła niesamowitą ulgę na powrót. Widok tych ludzi, pozostał na długo w jej myślach...

~~*~~

- Czyli mówisz, że Voldemort chce... powrócić do przeszłości? – zapytał zaskoczony Harry.

- Tak, a jeżeli mu się to uda, to będziemy zgubieni.

- Więc trzeba odbić ten zmieniacz – odpowiedział twardo. – Cieszę się, że udało wam się dotrzeć bez większych uszkodzeń.

- Tylko nie każdy o własnych siłach – roześmiał się blondyn, ale Harry zignorował go. Tylko Gryfonka zarumieniła się na jego słowa.

- Malfoy, udowodniliście, że stoicie po naszej stronie. Hermiono, wprowadzisz go w nasze plany. Zabinim zajmę się osobiście.

- Ale... - jęknęła, na co Draco parsknął pod nosem.

- Nie ma na to czasu. Poradzisz z nim sobie, wierzę w ciebie.

Hermiona skrzywiła się, ale wiedziała, że po raz kolejny została postawiona przed faktem dokonanym...

~~*~~

Minęło już dokładnie dziewięć dni, odkąd Hermiona została skazana na towarzystwo blondyna. Z początku było jej wyjątkowo ciężko znosić jego obecność. Wprowadziła go dokładnie w ich plany, niepewności, zadała kilka pytań, na które, ku jej zaskoczeniu, odpowiedział wyczerpująco. Dzięki niemu, wiele jej podejrzeń się sprawdziło, lub całkowicie zmieniło.

Poza tym, Malfoy zmienił się. Może nie był już tą samą osobą, która obrażała ją na każdym kroku, ale jego obecność ją rozpraszała. Musiała jednak przyznać jedno – Draco Malfoy nie należał do głupich osób. Był bystry i sprytny. Miał wiele pomysłów lub teorii i co dziwnie, pracowało jej się z nim całkiem nieźle.

- Co właściwie cię skłoniło do opuszczenia śmierciożerców? – zapytała nagle, gdy rozpisywał mapę jakiegoś miejsca.

- Nie bawią mnie ich sposoby, Granger. Nie chcę siedzieć grzecznie na stołku i słuchać wszystkiego, co rozkaże ci Czarny Pan. Jeżeli się zbuntujesz, zabiją cię. To nie jest coś, co może zachęcać.

Hermiona była pod wrażeniem. Jeszcze jakiś czas temu była przekonana, że blondyn uwielbia moc oraz władzę, którą władał Lord Voldemort. U jego boku mógł wiele zdziałać i zyskać, a jednak postawił na zupełnie inną kartę.

- Jednak jeszcze nikt nie wie, że zdradziłem. Potter chce, bym robił za podwójnego agenta. Na całe szczęście jeszcze nie miałem okazji, by się zaprezentować po którejś ze stron.

Hermiona skinęła głową. Zamyśliła się przez chwilę, a Draco przyjrzał jej się uważnie. Po krótkiej pauzie, dźgnął ją delikatnie palcem w policzek, próbując przywołać ją do rzeczywistości.

- Mózg ci paruje – stwierdził zabawnie. – Chodźmy już, Granger, mam już dosyć na dzisiaj.

Ruszyli wspólnie przez ciemne korytarze zamku. Hermiona dusiła się ze śmiechu, łapiąc co chwilę za brzuch. Co jak co, ale Draco posiadał niesamowite poczucie humoru.

- Weasley zawsze wygląda jak myślący nad sensem życia orangutan? Tak notabene, chyba jest o ciebie zazdrosny.

- Dlaczego tak uważasz? – zapytała rozbawiona.

- Za każdym razem jego twarz, gdy widzi nas razem, po prostu płonie. Wygląda jak pomidor na haju.

Hermiona wiedziała, że nie powinna śmiać się z przyjaciela, ale nie potrafiła się powstrzymać. Nawet się nie obejrzała, gdy stali już pod portretem Grubej Damy.

- Do zobaczenia jutro, Malfoy – rzuciła i chciała przejść przez obraz, ale blondyn złapał za jej nadgarstek, przyciągając do siebie.

W tej chwili stykali się ciałami, na piersiach czuła jego unoszącą się i opadającą klatkę piersiową. Chłopak uśmiechnął się szarmancko i pogłaskał jej policzek, bawiąc się przy okazji luźnym kosmykiem włosów.

Działał na nią niepokojąco pociągająco.

- Będę tęsknił – wymruczał, trącając nosem czubek jej głowy. – Może tą noc spędzimy razem?

- Malfoy, co ty...

- Obyś śniła o największym przystojniaku w tej szkole.

- Mam cię dość, nie pozwolę, żebyś jeszcze nawiedzał mnie we śnie – wymamrotała, na co Draco roześmiał się głośno.

- Ty to powiedziałaś, ale pochlebiasz mi. Dobranoc – ucałował ją w głowę, po czym nachylił się do jej ucha, uśmiechając się kpiąco na widok jej miny i wyszeptał: - Za tobą stoi Weasley, wszystko słyszał.

Hermiona wytrzeszczyła oczy i szybko się odwróciła, wpatrując w przyjaciela z przerażeniem. Rudzielec wpatrywał się w nią zraniony. Nie mógł uwierzyć w to, co widzi.

- Ron... - zaczęła niepewnie.

- Nie tłumacz się, Hermiona. Widziałem i słyszałem wystarczająco.

Nie, nie dał jej szans na wytłumaczenie, ani nie został, Po prostu odwrócił się bez słowa, a Hermiona miała w tej chwili tak ogromną ochotę, by zabić Malfoya, jak nigdy wcześniej w całym życiu...

~~*~~

- Dzień dobry, kwiatuszku, jak się spało? – usłyszała, gdy tylko weszła do sali w której pracowała wspólnie z Malfoyem. – Śniłem ci się?

- To, co zrobiłeś wczoraj, nie było zabawne! – wykrzyknęła i z wściekłością opadła na krzesło naprzeciwko niego.

- A właśnie, że było – uśmiechnął się łobuzerko. – I nie zaprzeczaj, że ci się nie podobało.

- Bo nie podobało!

- Zanim zaczniesz kłamać dalej, powiem ci, że wpadłem na nowy plan. Nie jest jednak najprostszy, a Potter może się nie zgodzić...

- Opowiadaj.

Draco streścił jej cały swój plan, a z każdym słowem, jej mina robiła się coraz bardziej przerażona. Gdy zapytał co o nim myśli, zagryzła nerwowo wargę, długo się namyślając.

- To nienormalne, ale muszę przyznać, że jest świetny. Musimy porozmawiać z Harrym. I to natychmiast.

- I to rozumiem – jego białe, równe zęby błysnęły z zadowolenia.

W Pokoju Życzeń znaleźli się w ciągu dziesięciu minut, zdyszani. W środku byli zebrani już chyba prawie wszyscy. Ron spojrzał na nich z wściekłością, na co Hermiona się zmieszała, ale nie miała teraz czasu, by się tym przejmować. Wraz z Draco postanowili przejść od razu do rzeczy. Szybko streścili swój plan Potterowi, który nie przyjął tego z tak wielkim entuzjazmem.

- No nie wiem, Hermiono. To niebezpieczne.

- Daj spokój, Harry. Poradzimy sobie z Draco – zapewniła go łagodnie. – To może być jedyna tak doskonała okazja, by odwrócić ich uwagę od tego zmieniacza.

- Tak, ale to nie jest dziecinna zabawa. Będziecie sami we dwoje, wśród praktycznie wszystkich śmierciożerców. A co, jeżeli was zdemaskują?

- Wszystko dopniemy na ostatni guzik, Harry!

Brunet przyglądał im się przez dłuższą chwilę, po czym potarł skronie.

- W porządku, ale nie chcę mieć żadnego z was na sumieniu. Żadnego!

~~*~~

Przygotowania Hermiony i Dracona trwały kilka kolejnych dni. Mało spali, pochłonięci pracą. Rzadko się widywali z kimś innym. Większość czasu spędzali tylko w swoim towarzystwie, co bardzo ich zbliżyło. Nawet nie zdawali sobie sprawy, kiedy zaczęli rozmawiać o sprawach prywatnych, związanych z rodziną, związkami czy przyjaźnią. Na swój sposób dla obojga stanowiło to jakąś ważną część planu i nie tylko. Wiedzieli jednak, że to bardzo ważne. Na włosku wisiało ich życie, a mieli tylko jedno.

- A co, jeżeli nie starczy nam czasu?

- Daj spokój, zadbamy o takie szczegóły.

- A jeżeli ktoś zrozumie, że..

- Nic takiego się nie wydarzy, będziesz tam ze mną.

Spojrzeli sobie głęboko w oczy i Hermiona już wiedziała. Zaufała mu. Jemu, Draconowi Malfoyowi. Lecz czy był odpowiednią osobą, by zawierzać mu aż tyle?

Po kolejnych kilku dniach, byli gotowi na najgorsze. Stanęli przed Harrym Potterem, obserwując jego reakcję. Widać było w jego zielonych oczach strach, ból. Czuł, jakby wysyłał dwójkę niewinnych osób na pewną śmierć.

- Jesteście pewni, że chcecie to zrobić?

- Jesteśmy – odpowiedzieli jednocześnie.

- Uważajcie na siebie i powiedzenia – szepnął, a oni tylko skinęli głowami, wychodząc z pomieszczenia.

Ich kolejnym celem był dwór Malfoyów. Teleportowali się tuż pod jego bramę. Draco, ubrany w czarny garnitur, wyciągnął ramię do towarzyszącej mu blondynki, o pięknych jak ocean oczach. Hermiona w tej postaci nie czuła się swobodnie, jednak wiedziała co robić. Ujęła jego ramię i uśmiechnęła się pocieszająco.

Oboje wypuścili szybko powietrze i ruszyli przed siebie, przechodząc przez bramę, witani przez skrzaty domowe. Weszli do środka, uważnie rozglądając się wokoło. W całym dworze zgromadziło się kilkudziesięciu popleczników Lorda Voldemorta z rodzinami. Draco skinął niektórym głową, witając się co rusz i przedstawiając swoją towarzyszkę.

W końcu podeszli do nich jego rodzice.

- Ojcze, matko, to moja ukochana – Caroline Watson.

- Miło mi poznać – odpowiedziała spokojnie, pozwalając, by Lucjusz Malfoy ucałował jej dłoń. – Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

- Dziękuję bardzo, dziecko i zapraszamy, abyście się rozgościli.

Hermiona poczuła, że robi jej się gorąco. Dobrze wiedziała, na co się pisze, ale widok tych wszystkich śmierciożerców na około, mroził jej krew w żyłach. Poczuła, że Draco ścisnął delikatnie jej dłoń, co przyniosło jej odrobinę uwagi.

- Chodź, usiądziemy gdzieś.

Usiedli przy podłużnym stole, rozglądając się po wszystkich. Dobrze wiedzieli, że muszą zapamiętać jak najwięcej ważnych szczegółów. Nie byli tutaj towarzysko, a mieli przed sobą misję.

- Spokojnie, damy radę – usłyszała przyjemny szept w uchu.

- Wiem – mruknęła, choć była coraz mniej pewna siebie.

Zjedli posiłek, który Hermiona popijała co chwile sokiem wielosokowym. Wolała nie dmuchać na zimne. Przeskakiwała wzrokiem co chwilę wzrokiem z jednego gościa na drugiego. W tej chwili wszyscy wydawali się zwykłymi ludźmi, którzy przybyli na bankiet.

- Przybył Czarny Pan – usłyszeli podniecone szepty, a po chwili przez wrota do salonu wkroczył sam Czarny Pan. Wszyscy obecni padli na kolana, więc Draco i Hermiona poszli w ich ślady. Hermiona poczuła przeszywające całe jej ciało zimno.

- Spokojnie, Granger, spokojnie... - słyszała obok, ale miała wrażenie, że drży.

Na całe szczęście, mężczyzna zajął miejsce całkowicie po drugiej stronie pomieszczenia, obok solenizanta.

- Draco, nie mów, że nie zaprosisz tak pięknej damy do tańca! – kobieta siedząca naprzeciw, błysnęła białymi zębami.

- Masz rację, ciociu, zachowałem się nie odpowiedzialnie. Caroline, pozwolisz?

Hermiona z niedowierzaniem ujęła jego zimną dłoń, pozwalając poprowadzić się na parkiet. Objął ją w pasie, przyciągając do siebie i uśmiechając znacząco. Nie potrafiła nie odwzajemnić uśmiechu. W tej chwili całkowicie zapomniała, gdzie się znajduje. Pozwoliła się prowadzić niczym piórko w pełnym emocji tańcu. Czuła, że wirują, śmiejąc się do siebie. Była oczarowana jego ruchami, cudownym uśmiechu. Wyglądał tego wieczora naprawdę niesamowicie...

- Nieźle, Granger. Nie spodziewałem się, że będę tańczył z tobą w pomieszczeniu pełnym śmierciożerców.

- Tak się składa, że ja także nie, a nie mam tak ograniczonego myślenia.

Chłopak roześmiał się i okręcił ją wokół własnej osi, powodując, że za chwilę i tak wpadła ponownie w jego ramiona. Wtuliła się w jego klatkę piersiową, zapominając się i pozwalając kołysać w rytm spokojnej melodii.

- Wyjdziemy się przewietrzyć? – po jej karku przeszły przyjemne dreszcze, ale skinęła głową.

Wyszli na oświetlony świecami balkon i spojrzeli w niebo, na którym było widać doskonale gwiazdy.

- To chore. Nie powinniśmy się bawić w takim miejscu, z takimi ludźmi – jęknęła Hermiona.

- Potraktuj to, jako całkowite oddanie misji – mrugnął do niej, na co się roześmiała, a po chwili zadrżała. Jej ciało pokryły dreszcze.

- Zimno ci – stwierdził blondyn i zdjął z siebie marynarkę, narzucając na jej zarznięte ramiona. Teraz stali naprzeciwko siebie, patrząc głęboko w oczy. Było w nich coś elektryzującego, magnetycznego i takiego zaczarowanego...

Pochylił się nad nią, zbliżając do jej ust. Był tak blisko... Czuła jego przyjemny zapach... Przymknęła powieki, czekając.

- To Potter! Przyjaciele! – usłyszeli z wewnątrz, przez co odskoczyli od siebie. – Przyjaciele! Ruszamy na Hogwart!

~~*~~

Teleportowali się niedaleko bramy i pobiegli ile sił w nogach do szkoły. W środku rozpętało się już piekło. Hermiona, już pod swoją prawdziwą postacią, ruszyła po schodach na siódme piętro. Minęła krzyczących uczniów i nauczycieli, ale nie zatrzymała się. Szukała przyjaciół.

Uniknęła śmigających w jej stronę zaklęć, a następnie na kogoś wpadła. Spojrzała w pierwszym momencie ze strachem w zielone oczy swojego przyjaciela. Uściskała go mocno z ulgą, a on wzmocnił uścisk jeszcze mocniej.

- Nic ci nie jest?! – dotknął jej twarzy, a Hermiona pokręciła głową. – To się dzieje, Hermiono. Najważniejsza walka w życiu. Muszę... coś ci dać.

Włożył w jej ręce złoty zmieniacz czasu, na który popatrzyła z niedowierzaniem.

- Ale jak...

- Później ci opowiem. Weź go i zaopiekuj się nim.

Nie mówiąc nic więcej, po prostu ją ominął i pobiegł w tylko sobie znaną stronę. Szatynka rozejrzała się wokoło, ale nie widziała wokół siebie nikogo ważnego. Z paniką rozejrzała się na Draconem z którym rozstała się w przedsionku. Postanowiła go poszukać.

Zbiegła dwa piętra niżej, strzelając na oślep zaklęciami. Gwałtownie się odwróciła, gdy poczuła na sobie mocny uścisk. Jej oczy spotkały się z czarnymi jakiegoś śmierciożercy, który uśmiechał się paskudnie.

- Gdzie biegniesz, dziecinko? – sarknął i rzucił ją na ścianę brutalnie, a następnie wyciągnął nóż, który przyłożył jej do gardła. – Wyglądasz tak podniecająco w tej sukience...

Hermiona zamknęła powieki, spod których wypłynęły pierwsze łzy. Dusiła się, a obleśny śmierciożerca zaczął wjeżdżać łapskiem pod jej sukienkę. Nie było dla niej ratunku...

W momencie, gdy myślała, że to koniec, jego uścisk się rozluźnił. Otworzyła wystraszone oczy, obserwując jak jego ciało opada na posadzkę. Rozejrzała się wokół siebie, by podziękować wybawcy, gdy poczuła uderzenie w ramię. Ściana za nią zaczęła się walić, a ona patrzyła na nią tylko jak zahipnotyzowana.

Na jej ramieniu ponownie coś się zacisnęło, wyciągając ją w odpowiednim momencie. Jej oczy natrafiły wprost na stalowe spojrzenie Dracona Malfoya.

- Draco...

- Granger, ty...

- Wiesz, chyba się zastanowię nad tą kawą – wpadła mu w słowo, na co on pokręcił z niedowierzaniem głową i roześmiał się. Ponownie tego wieczora pochylił się, by sięgnąć jej ust, lecz tym razem los również nie miał być dla nich łaskawy.

Ze ścian rozległ się nieprzyjemny syk, który należał do Lorda Voldemorta. Obecna dwójka ze strachem przysłuchiwała się każdemu słowu, nie odrywając od siebie spojrzenia.

- Harry... - wymamrotała tylko Hermiona, a w jej oczach zabłysły łzy.

Draco nie potrzebował większej zachęty. Splótł ich dłonie i pociągnął za sobą, prowadząc biegiem na dziedziniec, skąd nawoływał syk.

Na zewnątrz znajdowali się wszyscy uczniowie oraz nauczyciele. Draco wraz z Hermioną przepchnęli się na sam przód, patrząc z niedowierzaniem na leżące ciało Pottera. Malfoy musiał mocniej chwycić dłoń dziewczyny, by nie wyrwała mu się.

- Przyjaciele! Powtórzę raz jeszcze! Dam wam szansę! W tej chwili możecie dołączyć do mnie! Ta wojna nie musi kończyć się waszą klęską!

Nikt się nie poruszył. Wszyscy wpatrywali się w Voldemorta z nienawiścią tak ogromną, że każdy normalny człowiek by się przestraszył. Ale on nie był już człowiekiem. Był zwykłym potworem, mordercą.

Ciszę przerwał jednak krzyk. Krzyk kobiety.

- Draco! Draco, chodź do nas!

Wszyscy skupili wzrok na młodym Malfoyu, ale on ani przez chwilę nie poluźnił swojej dłoni, wciąż trzymając mniejszą – Hermiony. Jedynym ruchem, który wykonał, było objęcie dziewczyny. Tak. Zbuntował się. Opowiedział po jednej ze stron.

- Co ty wyprawiasz, Draco?! – wykrzyknął Lucjusz, ale było za późno.

Promienie zaklęć rozbłysły na nowo. Wojna wciąż trwała, dopóki jeden ostatni czarodziej walczył. Draco z Hermioną kontratakowali ramię w ramię. Powoli przemieszczali się w kolejne miejsca, eliminując wrogów.

Mijali martwe ciała wrogów, ale i przyjaciel. Pourywane kończyny. Nie, ta wojna nie była prosta i nie powinna. Bo nie jest to widowisko, które chciałoby przeżyć którekolwiek z was.

Draco poczuł, że ręka Hermiony go opuszcza, a dziewczyna przystąpiła do ataku na dwoje śmierciożerców. Zwrócił się w tamtą stronę, by jej pomóc, ale ktoś inny przykuł jego uwagę.

Jego ojciec stał na moście zwodzonym, patrząc na niego z szaleństwem w oczach.

- Zabiję cię, gówniarzu!

- Spróbuj. Zobaczymy, komu się uda.

Walka między ojcem a synem była wyrównana. Nikt nie zamierzał przegrać, to była walka na śmierć i życie. Do Lucjusza przyłączyło się jeszcze dwóch śmierciożerców. Draco ledwie nadążał nad odseparowaniem zaklęć. Z kolejnym promieniem, nie zdążył. Klątwa trafiła w jego ciało, powodując głośne sapnięcie.

Za jego plecami rozległ się krzyk, a most zaskrzeczał groźnie. Hermiona. Patrzyła wprost na niego z oczami pełnymi łez. Wiedział, że nie powinien tego robić, ale spojrzał wprost na nią. W tym momencie drugie zaklęcie ugodziło go w plecy. Poczuł przeszywający ból, rozrywający go na kawałeczki.

Hermiona krzyknęła jeszcze głośniej, a z jej oczu wypłynęły kolejne kaskady łez. Chciała ruszyć w jego stronę, ale silne ramiona ją złapały, skutecznie powstrzymując.

- Nie pomożesz mu – usłyszała głos Rona.

Upadła na kolana, nie wierząc w to. Dlaczego nie mogła mu pomóc?! Przecież stoi tuż przed nią! Ale wiedziała, że jej przyjaciel ma rację. Wiedziała to w chwili, gdy Draco uśmiechnął się do niej, z jego ust pociekła kaskadami krew, oczy również zaszły nią, a ciało zaczęło pokrywać się czerwonymi smugami. Nie, to nie była zwykła krew. Z każdą sekundą było jej coraz więcej.

- Draco, chodź tutaj, błagam cię! – krzyczała, wciąż trzymana przez przyjaciela. – Dasz radę, dasz! Zgadzam się na kawę, rozumiesz?! Tylko wróć tutaj do mnie!

Chłopak zrobił krok w jej stronę, a trzecie zaklęcie trafiło w jego ciało, powodując zachwianie. Hermiona szarpnęła się, lecz na nic. Jej oczy rozszerzyły się z przerażenia. Z różdżki Dracona wystrzeliło zaklęcie.

Spojrzał na nią po raz ostatni, nim most opadł w przepaść, zabierając za sobą Ślizgona, wraz z trzema śmierciożercami.

Hermiona zawyła i opadła z sił. Wyrwała się z furią Ronowi i pochyliła nad krawędzią, pozwalając, by jej łzy poleciały za nim. Trzęsła się cała. Nie wiedziała co zrobić.

Odwróciła się z nienawiścią i wycelowała w Rona różdżką.

- Mogłam go uratować!

- Nie mogłaś, to było zaklęcie gorsze niż sama Avada!

Ręka szatynki ścisnęła mocniej różdżkę z której wypłynęło zaklęcie. Odrzuciło rudzielca w tył, ale nie spojrzała za nim, tylko przebiegła przez tłum ludzi, nie widząc nic przez płynące łzy.

Biegła ile sił, strzelając na oślep zaklęciami torturującymi. Wbiegła do zamku, kierując się na najwyższą wieżę. Gdy tam wbiegła, rozejrzała się po całych błoniach. Dla takiego widoku warto było walczyć? Tyle ludzi straciło życie... ON stracił życie...

Emocje w niej buzowały, nienawidziła tego świata, nienawidziła swojego przyjaciela... Chciała zabić, skrzywdzić...

Chciała, by wrócił. Wrócił do niej.

Z kieszeni wyciągnęła złoty zmieniacz czasu, patrząc na niego z rosnącą nadzieją. Pogładziła jego żłobienia. Draco mówił, że nie działa, ale ona czuła jego moc.. Przechodziła przez nią całą...

 Postanowiła.

Zwrócę ci życie, Draco. Zwrócę je, zabierając je innemu. I zmienię go. Zmienię czas, by z tobą być.

_______________________________

Dum, dum, duuum! 

Napisałam ją dzisiaj i mimo, że bardzo nie lubię wojennych miniaturek, to ta mi się szczerze nawet podoba. :3 Może nie jest najlepsza, ale osobiście jestem z niej dumna i mam nadzieję, że Wam również przypadła do gustu!

Za wszelkie błędy przepraszam, pisałam to kilka godzin i już pod koniec nie miałam siły ani sprawdzić, ani poprawić, więc jak mam napisaną jakąś głupotę, zabijcie mnie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro