Miniaturka 30. Roses

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Miniaturka dla Lirveni

______________

Orzechowe, wesołe oczy ukryte za wachlarzem rzęs ukazały się w lustrzanym odbiciu na mosiężnej szafie, pochłaniając widok obracającej się w różne strony kobiecej sylwetki, oceniającej swój wygląd. Długie włosy opadały kaskadami na plecy i ramiona, tworząc wodospad kręconych loków, a różane usta rozciągnęły się w uśmiechu, gdy opalona dłoń dotknęła delikatnie ledwie zauważalnego krągłego brzucha, ukrytego pod zwiewną sukienką.

- To już dzisiaj, kochanie. W końcu zobaczymy się z tatusiem i wszystko mu opowiemy – wyszeptała promieniejąca szczęściem szatynka, głaszcząc delikatnie brzuch. – Zobaczysz, że się ucieszy. On również nie będzie mógł się ciebie doczekać, Kruszynko.

Hermiona Granger okręciła się ostatni raz przed lustrem, podziwiając swoje odbicie, po czym zabrała z łóżka torebkę i wyszła z domu na oblane słońcem obrzeża Londynu. Z uśmiechem przemierzała ulice, obserwując świat dookoła. Nie potrafiła odciągnąć spojrzenia od biegających dzieci, czy spacerujących par. Czuła się taka szczęśliwa.

Dopiero dwa tygodnie temu poczuła, że w końcu los się do niej uśmiechnął, a na jej drodze zaczęły rosnąć kwiaty. W końcu mogła zacząć żyć pełnią życia. Pierwszym co przyczyniło się do tego, była informacja, że jej ukochany w końcu wraca do kraju na stałe. Kiedyś myślała, że poradzi sobie z kilkutygodniowymi rozłąkami, ale myliła się. Każde pożegnanie rozrywało jej serce, ale na tym miało się skończyć. Wracał, naprawdę do niej wracał.

Drugim powodem była informacja, że w ich życiu pojawi się ktoś zupełnie nowy. Maleńka osóbka, która odmieni ich życie, wykręcając je do góry nogami, która będzie owocem miłości. Dziecko. Skarb przyszłych rodziców.

Z początku, gdy Uzdrowiciel oznajmił, że jej złe samopoczucie spowodowane jest rozwijającą od dwóch miesięcy ciążą, przeraziła się. Oboje z narzeczonym nie planowali jeszcze rozbudowania rodziny, choć skrycie tego pragnęła. On jednak był zbyt zapracowany, często nieobecny. Bała wyznać się ukochanemu, że będą mieli dziecko. Jednak w tym momencie wszystkie obawy minęły. Wiedziała, że ją kocha, nie raz jej to udowadniał. Poza tym wracał, więc teraz będą mogli w końcu być prawdziwą rodziną. Wręcz nie mogła się doczekać, by wszystko mu opowiedzieć.

Weszła do eleganckiej, przytulnej, drewnianej restauracji Roses, która przyozdobiona była kwiatami. Uwielbiała to miejsce. To właśnie tutaj się wszystko zaczęło. To tutaj odbyli pierwszą randkę, tutaj wyznał jej miłość i tutaj jej się oświadczył. To miejsce było wyjątkowe, magiczne. I właśnie w nim miała wyznać kolejną, szczęśliwą nowinę.

Rozejrzała się po przytulnym pomieszczeniu, aż w końcu natrafiła na przystojnego blondyna siedzącego przy stoliku obok okna. Przez chwilę pochłaniała jego widok, czując, że serce niczym rozszalałe zaczęło tańczyć w jej piersi.

Mężczyzna również na nią spojrzał, a w szarych oczach coś zabłysnęło wesoło. Kącik ust podniósł się do góry, lecz nagle opadł, a oczy zaszły dziwną mgłą. Wstał, obserwując jak szatynka z promiennym uśmiechem zbliża się w jego stronę.

- Draco, tak się cieszę, że wróciłeś. Tak bardzo tęskniłam! – Hermiona podeszła do blondyna i uwiesiła się jego szyi. Ucałowała policzek pokryty delikatnym zarostem, czując, że mężczyzna poruszył się niespokojnie. Zaskoczona odsunęła się o krok i spojrzała uważnie na jego twarz. – Coś się stało?

- Hermiona... - zaczął cicho, ale po chwili odchrząknął. – Muszę ci coś powiedzieć.

- Dobrze, ale ja tobie również. Nie ważne co by to nie było, na pewno się ucieszysz i...

- Hermiona, to koniec – warknął, przerywając jej brutalnie.

- C-co? – zająknęła się, wbijając w niego niezrozumiałe spojrzenie.

- To koniec, rozumiesz? Ja... nie potrafię już z tobą być. Nie chcę. Musimy się rozstać.

- Draco... stało się coś? Zrobiłam coś nie tak? – jej wargi drżały, a oczy zaszkliły. Miała wrażenie, że serce krwawi i powoli się rozpada.

- Nie, to po prostu nie ma sensu. Zapomnij o mnie.

Hermiona wyciągnęła w jego stronę drżącą dłoń, ale odepchnął ją. Ich spojrzenia spotkały się na zaledwie sekundę. Wydawało jej się, że kryje się za nimi o wiele więcej, ale Draco odwrócił wzrok i bez słowa wyszedł, zostawiając ją samą.

Szatynka osunęła się na posadzkę, trzymając za brzuch, który zaczynał boleć wraz z nasilającym się szlochem. Była bezsilna, świat się zaczął walić. Nie mogła uwierzyć w to, co miało miejsce przez zaledwie kilkoma minutami. Przecież nie mógł jej zostawić, tyle przeszli ze sobą... Cała praca nad ich związkiem po latach poniżeń nie mogła być po prostu zapomniana... Mieli przecież stworzyć wspólnie coś pięknego.

I stworzyli. Nie mogła się teraz poddać. Miała dla kogo walczyć i żyć.

- Spokojnie, kochanie. Mamusia z tobą będzie – szepnęła, pozwalając popłynąć ostatni raz łzie. Od dnia dzisiejszego musiała być silna.

***

- Rosie! Zejdź już na śniadanie, bo się spóźnimy! – zawołała z dołu, niespokojnie zerkając na zegarek.

- Idę, idę! – odpowiedziała wesoło drobna blondynka, siadając przy stole i zabierając się za tosty leżące na talerzu przed nią. – Nie wiem dlaczego się tak denerwujesz, mamo. Przecież mamy jeszcze tyle czasu...

- Jeszcze powinnaś sprawdzić czy wszystko spakowałaś. Książki, ubrania... różdżkę, Clarę i...

- Spokojnie! Sprawdzałam już z dwieście razy, wszystko na pewno mam! A jak nie, zawsze mogę podwędzić komuś innemu! – poprawiła nonszalancko grzywkę, mrugając do matki. Hermiona zagryzła wargę na ten znajomy gest i pokręciła głową.

- Rose! – upomniała ją.

- Wiesz, że żartuję! – rzuciła szybko dziewczynka, by uniknąć kolejnego kazania. Potrząsnęła burzą blond loków i oparła się o stół. – Daj spokój, istnieje coś takiego jak sowy. Jak zwykle jesteś przewrażliwiona, mamo. Ale to nic, i tak cię kocham!

Pani Granger westchnęła i uśmiechnęła się do dziewczynki z niedowierzaniem. Była przyzwyczajona do jej dość szalonego stylu bycia. Rose, mimo iż lat miała tylko jedenaście, była dość... wybuchowym dzieckiem. Otwarta na znajomości, wesoła, wszędzie było jej pełno. Uwielbiała żartować, szybko zjednywała sobie przyjaciół. Odziedziczyła po niej również miłość do książek i nauki. Nie potrzebowała dużo czasu, by zrozumieć cokolwiek, co dawało jej ogromną przewagę nad innymi dziećmi. Rose także uwielbiała wszelakie sporty, a najbardziej quidditcha, do którego miała istną smykałkę. Już od maleńkiego ćwiczyła z dziećmi Weasleyów i Harry'ego.

- Zupełnie taka jak ojciec... - szepnęła do siebie i mimo, że po tylu latach serce wciąż ściskało ją na myśl o Nim, cieszyła się widząc takie podobieństwo w ich córce. – Już tutaj nie czaruj mnie słowami, tylko zabierz wszystko. Wujek Ron zaraz po nas będzie.

- Wujek Ron jedzie z nami? Super! Pokażesz mi tylko przed jego przyjściem jakieś przydatne zaklęcie, aby go uciszyć, gdy znowu zacznie opowiadać o tym, że powinnam trafić do Gryffindoru?

- Dlaczego nie chcesz być w Gryffindorze? – zapytała zaskoczona Hermiona.

- Przez wujka Harry'ego. Gryffindor jest przereklamowany. Każdy chce tam trafić, bo wujek tam był i pokonał Voldemorta.

Szatynka roześmiała się serdecznie i pogłaskała córeczkę po głowie. Tak, lubiła to podobieństwo do jej ojca, ale czasami wręcz powstrzymywała całą siłą woli, by się przy niej nie rozpłakać. To wszystko co jakiś czas kumulowało się w niej aż za bardzo.

- Mamo... - Rose zawahała się. – A w jakim domu był tata?

Hermiona zacisnęła usta w wąską linię, a jej ciało automatycznie zesztywniało. Miała żelazną zasadę, by nie ukrywać przed Rose wszystkich faktów. Owszem, dziewczynka nie wiedziała kto jest jej ojcem, zazwyczaj nie pytała o niego, ale były takie momenty, gdy po prostu miała potrzebę, by się czegoś dowiedzieć, dlatego Hermiona nie zamierzała ukrywać przed nią wszystkiego.

Spojrzała więc na nią bez wyrazu, a następnie odwróciła się, by nie ukazać swoich emocji.

- W Slytherinie – odpowiedziała na pozór obojętnie.

- Też bym chciała trafić do Slytherinu – szepnęła blondynka, a Hermiona ponownie na nią spojrzała ze zdziwieniem.

- Nie chciałaś trafić do Ravenclawu?

- Kiedyś tak, jednak rozmawiałam z Natalie, siostrą Alex i ona powiedziała, że Krukoni to straszni nudziarze i sztywniaki i tylko się uczą.

- Nie wszyscy, kochanie. To nie jest prawda. Poza tym, przecież lubisz się uczyć – zauważyła szatynka.

- Może i nie wszyscy, ale już nie chcę być Krukonką. A to, że lubię się uczyć nie znaczy, że muszę nią być. Ślizgoni też by mogli w końcu mieć w domu kogoś inteligentnego. Odebraliby na reszcie Puchar Domów Gryfonom. Chciałabym też za rok dostać się do drużyny. Marzę o tym, by zostać szukającą.

- A co z Puchonami? – głos Hermiony drżał. – Zazwyczaj trafiają tam bardzo dobrzy ludzie. Znam wiele osób, które...

- Mamo, Puchoni to podobno straszne fajtłapy i nic nie potrafią. Nie obraź się, ale wujek Ron by tam pasował.

- Rose, nie zapominaj się!

- Nie chciałam nikogo obrazić! – mruknęła niechętnie. – Po prostu chcę być Ślizgonką.

- I chyba się tam dostaniesz, bo masz iście ślizgoński charakter – Rose się rozpromieniła, a w całym domu rozbrzmiał dzwonek do drzwi.

- Otworzę! – dziewczynka podskoczyła i pobiegła do drzwi. – Cześć wujku! Dobrze, że się dzisiaj nie spóźniłeś, bo mama by cię usmażyła laserami z oczu!

- Czyżby się stresowała bardziej niż ty wyjazdem do szkoły? – zapytał Ron ze śmiechem, przytulając blondynkę.

- Dokładnie tak! Wczoraj dostała dziwnej histerii i gadała od rzeczy. Ale dzisiaj jest całkiem znośna.

- Dziękuję ci, Rose – usłyszeli za sobą, po czym spojrzeli na Hermionę, która opierała się o ścianę z założonymi rękoma i patrzyła na nich z uniesionymi brwiami, rozbawiona. – Idź po kufer i klatkę z Clarą. Lepiej być na dworcu prędzej niż za późno.

Rosie mrugnęła do Rona i wbiegła po schodach, odprowadzona wesołymi spojrzeniami matki i wujka. Hermiona natomiast podeszła do przyjaciela, ściskając go na powitanie.

- Cieszę się, że już jesteś. Naprawdę się stresuję. Nie myślałam, że to będzie tak ciężkie.

- Spokojnie, Hermiono. Rose jest silna i sobie poradzi. Zresztą znając jej charakterek, to zaraz załatwi sobie jakąś świtę... - zaśmiał się, a Hermiona mu zawtórowała. – W końcu będziesz miała trochę czasu dla siebie. Wiele będziesz mogła nadrobić.

- O tak, to na pewno, jednak i tak nie będę mogła się doczekać, aż wróci na święta. Wracanie do pustego domu nie należy do najprzyjemniejszego.

Ron skinął głową i chciał coś powiedzieć, ale między nimi pojawiła się Rose z bagażami oraz klatką z szarym kotem. Spojrzała na mamę podekscytowana, chwytając ją za rękę.

- Możemy już iść, szybko!

Podróż na dworzec King's Cross minęła im w przyjemnej atmosferze. Rose nie mogła się doczekać, by na niego dotrzeć, a przez całą drogę zagadywała matkę o panujące w Hogwarcie zasady, które co jakiś czas skwitowała komentarzem. Nie odbyło się także bez przekomarzania z Ronem, które stanowiło dla nich rutynę. Nie skończyli tego robić nawet wchodząc na peron. Dopiero, gdy stanęli przed czerwonym pociągiem, Rose zaniemówiła.

- No proszę, nie sądziłem, że istnieje coś, co przymyka ci buzię – stwierdził drwiąco Weasley, przez co blondynka zgromiła go wzrokiem.

- Mamo, czy ja mogę...

- Pożegnaj się chociaż ze mną – przerwała jej łagodnie i przyciągnęła do siebie, mocno przytulając. Łzy wzruszenia stanęły jej w oczach, gdy dziewczynka odwzajemniła uścisk. – Będę bardzo za tobą tęsknić, Rosie.

- Ja za tobą też, mamo. Będę pisać, obiecuję.

- Będę czekać i przyślę ci coś dobrego, ale zapewniam, że w Hogwarcie nie zgłodniejesz.

- Mamo... - wyszeptała dziewczynka, spoglądając jej w oczy. – Czy tata... byłby ze mnie dumny?

Hermiona zawahała się, ale spojrzała na nią łagodnie.

- Oczywiście, skarbie. Tak samo mocno jak ja.

Rose rozpromieniła się i ponownie wpadła w jej ramiona.

- Chciałabym, by z nami był. Wiem jednak, że nie może, ale... Mamusiu, możesz sobie znaleźć kogoś nowego. Mama mojej koleżanki także ma nowego męża. Też bym chciała jakiegoś tatę. I może być tak przystojny jak tamten pan. Szkoda, że ma żonę.

Hermiona podążyła spojrzeniem za wzrokiem córki i zamarła. Przez krótki moment nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Rose wskazywała na stojącą nieopodal rodzinę Malfoyów. Serce Hermiony zabiło mocniej na widok Dracona, przytulającego jakiegoś chłopca i uśmiechającego się do niego. Nie widziała go już od prawie jedenastu lat, nie licząc kilku przelotnych spotkań z daleka. Dlaczego więc jej serce zachowywało się jak serce gówniary, obserwującej swojego młodzieńczego idola?

- Ron, ty tutaj? – kobieta stojąca obok Draco odwróciła się i spojrzała na nich, machając do rudzielca. Draco również podążył za nią, a gdy tylko dostrzegł na kogo patrzy, przyuważyła poruszenie na jego twarzy. Podszedł jednak do nich wraz z kobietą i chłopcem, witając się. Hermiona miała jednak nieodparte wrażenie, że jego wzrok utkwiony jest tylko w niej, co peszyło ją wyjątkowo mocno. – Nie wspominałeś, że masz córkę. Też pierwszy raz do Hogwartu?

- Wujek nie jest moim tatą – odpowiedziała głośno Rose, zwracając na siebie wszystkie spojrzenia. – Mojego taty tutaj nie ma.

- Przepraszam, nie chciałam cię urazić – elegancka blondynka uśmiechnęła się. – Poznaj się ze Danielem, on również idzie do Hogwartu. Może traficie do tego samego domu.

Hermiona prychnęła cicho pod nosem, a jej brązowe oczy stopiły się z szarymi. Dreszcze przemknęły przez całe jej ciało, gdy zauważyła, że Draco Malfoy stanął wyjątkowo blisko niej. Dolna warga zadrżała, gdy uśmiechnął się delikatnie, jak gdyby nigdy nic. Godryku, jak bardzo tęskniła za tym uśmiechem, od którego kiedyś rozpływała się na miejscu.

- Mamo, możemy już iść? – szepnęła Rose, wyrywając Hermionę z transu. Szatynka spłoniła się delikatnie i odwróciła szybko spojrzenie z mężczyzny na córkę. Draco również przeniósł spojrzenie na nią i uśmiechnął się, pochylając w jej stronę.

- Czyżby przyszła Gryfonka po mamie? – zapytał łagodnie, ale jego brew uniosła się do góry, gdy identyczne oczy się spotkały.

- Nie, będę w Slytherinie jak mój tata – odpowiedziała dumnie Rose, na co Draco wcale nie krył zaskoczenia. – A pan gdzie był? Tylko niech pan nie mówi, że też w Gryffindorze...

- Byłem w Slytherinie – odpowiedział rozbawiony. – Dlaczego nie chcesz być Gryfonką, twojej mamie byłoby bardzo miło na pewno.

- Tak, ale Gryfoni są strasznie naiwni. Bez obrazy oczywiście.

Draco parsknął śmiechem, zerkając kpiąco na speszoną Hermionę.

- Gwarantuję ci, że trafisz do najpotężniejszego domu jakim jest Slytherin. Masz słowo najlepszego i najprzystojniejszego Ślizgona wszechczasów – mrugnął do niej. – Swoją drogą, byłem tam całkiem popularny.

- Dzięki. Jest pan super – wyszczerzyła się do niego, na co Draco ponownie się roześmiał. Gdy powrócił do swojej wcześniejszej pozycji, przyjrzał się jej w zastanowieniu, marszcząc brwi. Nie wiedział dlaczego, ale gdy na nią patrzył, kogoś mu przypominała...

Hermiona szybko pociągnęła ją za swoje plecy, niemal ze strachem wpatrując się w blondyna. Z popłochem zwróciła się w kierunku Rona, wykrzywiając się w uśmiechu.

- Pójdę z Rose do pociągu, spotkamy się później. Miło było poznać – skinęła głową w kierunku kobiety, a Draconowi rzuciła tylko przelotne spojrzenie. Pozwoliła Rose pożegnać się z obecnymi, a następnie ruszyła zamaszystym krokiem w kierunku jednego z wagonów, ciągnąc ją za sobą.

- Mamo, coś się stało? – zapytała dziewczynka.

- Nie, kochanie. Leć już, bo pociąg zaraz odjedzie. Poszukaj sobie przedziału, gdzieś powinien siedzieć James i Alex. Bądź grzeczna – ucałowała ją na pożegnanie i odprowadziła wzrokiem do jednego z przedziałów.

Po kilkunastu minutach pociąg ruszył, a jej serce rozpadało się na myśl, że jej jedyna, ukochana córeczka wyjeżdża na tak długo całkiem sama, bez niej. Ze łzami w oczach obserwowała jak macha jej z okna, a następnie znika, wyruszając rozpocząć własną przygodę, której ogromnie jej zazdrościła.

Gdy pociąg na dobre odjechał, odwróciła się z ciężkim sercem niczym z ołowiu i ruszyła w stronę wyjścia z peronu, czując na sobie gorące spojrzenie szarych, hipnotyzujących oczu...

***

Wpadła do domu cała roztrzęsiona, próbując znaleźć punkt zaczepienia, by móc się uspokoić. Złapała za blat stołu, ciężko dysząc i rozglądając wokoło. Dlaczego... dlaczego to akurat ON musiał tam być?! Po tylu latach... dlaczego po tylu latach wciąż działał na nią w ten sposób?! Gdy go zobaczyła, przypomniało jej się wszystko. Każda cudowna chwila, gdy była w jego ramionach. Dopiero wtedy poczuła, jak bardzo za nim tęskniła przez cały ten czas...

Usiadła na kanapie w salonie, obejmując trzęsącymi ramionami kolana. W jej głowie na nowo przewijała się jego rozmowa z Rose, jak się do niej uśmiechał, jak patrzył...

Pierwsze łzy wydobyły się spod jej powiek. Pojawił się. Pojawił się na nowo w jej życiu, choć przez tak długi czas chroniła swoją małą rodzinę przed nim. Miała nadzieję, że uniknie ponownie cierpień, uchroni córkę przed nadzieją. I wciąż miała na to szansę.

Wstała i podeszła do lustra, wiszącego na ścianie. Jej odbicie wyglądało doprawdy fatalnie. Blada twarz, zaczerwienione oczy i nos, poczochrane włosy, trzęsące, sine wargi. W tej chwili była cieniem siebie, ukrytym dotychczas gdzieś głęboko. Przecież obiecała sobie, że się nie podda. Nie mogła. I nie zamierzała.

Z samego rana wstała pełna większego entuzjazmu niż wczorajszego wieczora i zrobiła szybko śniadanie, zapominając, że jest w domu sama. Westchnęła smutno, przyzwyczajona do obecności kogoś jeszcze i zebrała się, wychodząc do pracy.

Wkroczyła do biura z uśmiechem, podchodząc do chichoczących i rozmawiających o czymś z entuzjazmem koleżanek.

- Cześć, dzieje się coś ciekawego? – zagaiła, na co dziewczyny pisnęły radośnie.

- Oj tak! Gregory podjął współpracę w końcu z jakąś firmą! Dzisiejszego dnia zaczynamy szkolenia!

- I co w tym takiego? Przecież wiemy już o tym od tygodnia – zauważyła zaskoczona.

- Tak, ale nikt nie spodziewał się, że te szkolenie będzie prowadził taki przystojniak!

- To prawda! – pokiwała gorliwie druga z dziewczyn. – Wygląda jak z okładki magazynu! Nawet tobie się spodoba!

Hermiona przewróciła oczami i pokręciła z rozbawieniem głową. Przyzwyczaiła się już, że koleżanki z jej pracy zachwycały się co nowym mężczyzną, który naprawdę rzadko pojawiał się w ich biurze.

- Drogie panie, zapraszam na salę, za chwilę zaczynamy szkolenie – za ich plecami stanął wesoły szef. – Hermiona! Dobrze, że już jesteś. Mam dla ciebie przydzielone zadanie. Podejmujesz się?

- Co prawda, wpierw powinnam zapytać jakie, ale zapewne i tak nie mam wyboru – odpowiedziała z rozbawieniem.

- Dlatego zawszę mówię wszystkim, że jesteś najlepsza! Zajmij się proszę naszym gościem. Powinien mieć kogoś, kto go wprowadzi, wytłumaczy na czym polega praca i tym podobne.

- Jasne, Gregory – skinęła głową. – Mam nadzieję, że nie będzie taki gburowaty jak ten ostatni. Tego bym już chyba nie wytrzymała...

Wkroczyli wspólnie do auli i podeszli na sam początek, gdzie zebrał się wianuszek pracownic, otaczający szkoleniowca, którego Hermiona starała się dostrzec znad ich głów. Nie dało jednak nic wychylanie i stawanie na palcach, więc zrezygnowała ze swoich zamiarów i stanęła grzecznie obok szefa.

- Proszę wszystkich o zajęcie miejsc! – krzyknął Gregory, na co kobiety zaczęły się rozchodzić, a mężczyzna podszedł bliżej. – Pozwoliłem sobie przydzielić panu osobistą asystentkę, która pomoże panu podczas pobytu tutaj. Proszę mi zaufać, nikogo lepszego pan by nie znalazł. Oto Hermiona Granger – serce i dusza naszej firmy.

Hermiona rozpromieniła się, posyłając uprzejmy uśmiech mężczyźnie, któremu w końcu udało się wyłonić z tłumu pracownic, ale mina zrzedła jej natychmiastowo, gdy przed nią stanął nie kto inny, jak Draco Malfoy we własnej osobie. Ten sam, którego postanowiła wymazać ze swojej pamięci oraz całego życia, a także ten sam, który był ojcem jej dziecka oraz dawnym narzeczonym.

W tej chwili stał przed nią, wwiercając swój srebrzysty wzrok w jej zszokowaną twarz, a na jego ustach pojawił się kpiący uśmiech. Szare oczy zamigotały wesoło, gdy pochylił się, całując delikatnie jej dłoń, czując, że zadrżała.

- Dziękuję bardzo, wierzę panu na słowo – skinął szefowi, po czym zwrócił się w kierunku Hermiony. – Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze pracowało.

Hermiona nie potrafiła mu odpowiedzieć. Wpatrywała się w niego z niedowierzaniem, mając ochotę rwać sobie włosy z głowy. Wiedziała, że musi wyglądać głupio z otwartymi ustami i rozszerzonymi oczami, ale zignorowała to. Przecież to było niemożliwe, by akurat ON tutaj był!

- Hermiono? Stało się coś? – usłyszała zmartwiony głos.

- Nie... nie... wszystko w porządku. Ja... usiądę sobie – wymamrotała, wymuszając słaby uśmiech.

- Proszę bardzo, siadaj, siadaj! – Gregory gorliwie wskazał na najbliższą ławkę.

Hermiona usiadła, mając nadzieję, że krzesło zapadnie się wraz z nią pod ziemię. Czuła się strasznie. Miała ochotę wybiec stąd jak najdalej, byle nie mieć przed oczami jego twarzy. Łzy rozpaczy same jak na złość się zbierały w jej oczach, ale nie pozwoliła im wypłynąć. W tej chwili chciała go nienawidzić. Nienawidzić tak bardzo, że byłaby w stanie wstać i tutaj, na środku auli, rozszarpać na strzępy.

Co takiego złego zrobiła, że pojawił się ponownie po jedenastu latach?! Przecież robiła wszystko, by Rose żyło się dobrze, próbowała zastąpić jej ojca... Ale on wrócił. I starał się namieszać w jej głowie, na co nie zamierzała mu pozwolić.

Zerknęła na niego całą siłą woli, czego natychmiastowo pożałowała. Mogło minąć nawet lat dwadzieścia, ale w jej oczach nie uległby zbytniej zmianie. Wciąż pozostał niebywale przystojny. Blond włosy ściemniały, ale nadal układały się w idealnie ułożoną fryzurę, szare oczy błyszczały w towarzystwie kpiących ogników, proste, białe zęby oszołamiały cudownym uśmiechem. Jego twarz wciąż była tak samo blada, jak zapamiętała. Delikatny zarost, który niegdyś tak uwielbiała, cały czas okalał jego brodę. Na wspomnienie, gdy drapał ją po policzkach, zrobiło jej się gorąco.

Odchrząknęła, czując, że jej twarz robi się ciepła. Próbowała skupić się na jego słowach, ale jak na złość, myśli szybowały w zupełnie odwrotnym kierunku.

- ... dlatego nasz szef, wyznaczył właśnie mnie – do rzeczywistości przywrócił ją w końcu dźwięczny śmiech blondyna.

- Myślałam, że pan jest szefem – Judith, koleżanka z pracy Hermiony, odezwała się zalotnie. – Pasuje pan idealnie.

Draco ponownie się roześmiał i oparł o jeden ze stolików, krzyżując ramiona. Hermiona starała się nie zwracać uwagi na to, że nawet w eleganckim, granatowym garniturze ten gest nie wydawał się być niedbały.

- Masz mnie – mrugnął w kierunku Judith. – Jestem szefem, ale możecie śmiało się do mnie zwracać po imieniu. Po prostu zwracajcie się do mnie Draco. To wiele ułatwi i rozluźni kontakty między nami. Co panie na to?

Kobiety obecne w pomieszczeniu rozchichotały się, tylko Hermiona wciąż milczała, wpatrując się w niego bez wyrazu, czy choćby cienia uśmiechu. Gdy na nią zerknął, przewróciła oczami, ignorując go i odwróciła się w zupełnie inną stronę.

- Więc... Draco, uważam, że ty również powinieneś zwracać się do nas imionami – stwierdziła Kate, siedząca w pierwszym rzędzie.

- Jeżeli żadnej z pań to nie przeszkadza, to chętnie. Czy ktoś jest przeciwko? – uniósł brew, rozglądając się po sali, ale nikt nie podniósł ręki. Na Hermionie skupił wzrok dłużej, a kąciki ust uniosły się w rozbawieniu.

Szatynka z niedowierzaniem rozejrzała się wokoło, ale pomimo ogromnych nadziei, jej ręka wystrzeliła samotnie w górę. Gdy koleżanki obok wykrzywiły się w jej stronę, prychnęła głośno, patrząc Malfoyowi zacięcie w oczy.

- Rozumiem, panno Granger. Proszę jednak, by do mnie zwracała się pani po imieniu.

- Nie ma takiej potrzeby, panie Malfoy – mruknęła złośliwie.

Draconowi drgnął policzek, ale skinął tylko głową i zwrócił się ku całej reszcie, wracając do wcześniejszego monologu. Hermiona natomiast wyszczerzyła się w myślach, dumna z samej siebie. W tej chwili z dziką satysfakcją obserwowała jego osobę, czekając na chociażby jedną oznakę słabości. Jednak z każdą chwilą zaczęła się coraz bardziej irytować, gdyż jej były narzeczony wzbudzał według niej o wiele za duże zainteresowanie wśród jej koleżanek z pracy.

Co za buc! – narzekała w myślach. – Myśli, że może sobie wejść, a wszyscy padną na kolana przed nim?! O nie, Malfoy, nie dam ci tej satysfakcji. Jeszcze poczekaj, na mnie już nie robi wrażenia twój zniewalający uśmiech, czy gorące spojrzenie. Jestem odporna! Nie to co te naiwne panny, które zamrugają przed tobą oczkami, bo będziesz się szczerzył jak totalny kretyn do wszystkich po kolei.

Z niechęcią wykrzywiła się, gdy uśmiechnięty blondyn puścił oczko do kolejnej koleżanki, wzbudzając w Hermionie niebezpieczne pokłady agresji. Prychnęła pod nosem, wbijając spojrzenie w stolik przed sobą.

- Panno Granger? – dopiero po chwili zorientowała się, że Draco Malfoy stoi przed nią, wpatrując się z rozbawieniem, które miała ochotę dosłownie zedrzeć z jego okropnej twarzyczki.

- T-tak? – zapytała opanowana, jednak piekące policzki prawdopodobnie zamierzały ją zdradzić. – Prze... przepraszam, zamyśliłam się. O co chodzi?

- Nie szkodzi. Powtórzę – odpowiedział kpiąco. – Pytałem, czy nie zechce pani zanieść papierów pańskiemu szefowi. Przyznam szczerze, że zapomniałem to zrobić, a prosił o doręczenie.

- Nie... nie ma problemu – odchrząknęła i wstała, nie patrząc w jego oczy. Draco natomiast wyciągnął w jej stronę pliczek dokumentów, po który natychmiast sięgnęła. W momencie, gdy go chwyciła, poczuła na swoich dłoniach inne, dużo większe i chłodniejsze. Wzdrygnęła się i pisnęła, szybko odciągając swoje, czując jak przechodzi przez nie przedziwny prąd.

Jej policzki przybrały jeszcze ciemniejszy kolor, ale odwróciła się bez słowa, wychodząc szybko z pomieszczenia. Miała wręcz ochotę biec, lecz dopiero po zamknięciu za sobą drzwi odetchnęła spokojnie. Ręce i nogi jej się trzęsły, gdy przemierzała korytarze firmy, zmierzając do biura szefa. Będąc z nim w jednym pomieszczeniu, miała wrażenie, że się dusi. Wszystko niebezpiecznie do niej powracało. Dawało o sobie znać w tak krytycznych momentach! Przecież nie mogła sobie na to pozwolić, nie chciała!

- Witaj, Hermiono, co cię sprowadza? – zapytała uśmiechnięta sekretarka szefa, gdy tylko szatynka wkroczyła do pomieszczenia.

- Cześć, Sammy. Przyniosłam jakieś papiery dla szefa od Malfoya. Nowemu nie chciało się przyjść samemu – wręczyła jej stosik dokumentów.

- Jaki on jest? Słyszałam, że jest boski! No wiesz, nie mówię tylko o wyglądzie, chociaż tutaj to akurat nie ma co narzekać...

- Nie daj się zmylić, Sam! To zakochany w sobie buc. Uwierz mi, to najgorszy typ faceta jaki istnieje, a znam się na tym! – warknęła ostro.

- Musiał ci nieźle zaleźć za skórę, zazwyczaj nie wypowiadasz się o kimś po zaledwie dwóch godzinach spędzonych razem.

- A żebyś wiedziała! – fuknęła i wyszła rozeźlona.

Wróciła szybkim krokiem do auli i stanęła jak wryta, gdyż w środku nie było już nikogo oprócz Malfoya, który siedział na jej ławce, wpatrując się przed siebie z zamyśleniem. Zawahała się przez krótką chwilę, ale nabrała powietrza i podeszła do niego pewnie.

- Gdzie wszyscy? – zapytała chłodno.

- Już skończyłem na dzisiaj. Pewnie poszli do swoich biur.

Hermiona już nic na to nie odpowiedziała, tylko zaczęła pakować swoje rzeczy do torebki, a następnie odwróciła się z zamiarem wyjścia. Podskoczyła, gdy uderzyła delikatnie w klatkę piersiową Draco i odsunęła się gwałtownie.

- Możemy porozmawiać? – zapytał cicho, na co Hermionie zabiło mocniej serce.

- Chodzi o firmę?

- Nie do końca. Chciałbym coś wyjaśnić. Coś, co zaszło między nami ponad jedenaście lat temu.

Hermiona prychnęła i spojrzała na niego z niedowierzaniem.

- Wybacz, ale spóźniłeś się o jakieś jedenaście lat – warknęła i wyminęła go, ale najwidoczniej nie zamierzał się poddać.

- Hermiona...

- Chyba uzgodniliśmy, że zwracamy się do siebie po nazwisku?

- Dlaczego nie dasz nic sobie wytłumaczyć?!

- A ty?! Odszedłeś bez słowa! Nie wytłumaczyłeś się, zostawiłeś mnie, jak gdyby nigdy nic! Jak tchórz! Teraz już na to za późno, jesteś dla mnie nikim!

Draco chciał coś powiedzieć, ale zamarł. Pozwolił, by odeszła. Po raz kolejny...

***

Usiadła wściekła przy stoliku w stołówce, zgniatając w palcach jakieś papierki. Nigdy, PRZENIGDY, by nie pomyślała, że Malfoy, bez jakiegokolwiek tupetu będzie chciał z nią porozmawiać na temat ich rozstania. Oczywiście, że była ciekawa dlaczego tak się stało, przecież stanowili tak zgraną parę, ale nie teraz, nie w taki sposób! To wszystko wciąż stanowiło pewną ranę na jej sercu, wspomnieniach. Kochała go. Prawdziwie i szczerze z nadzieją, że to odwzajemnia. Ale w pewnej, niezapowiedzianej chwili, to wszystko pękło.

Została sama z dzieckiem i cierpieniem, próbując przez jedenaście lat naprawić sobie życie w choć najmniejszym stopniu. Mimo, że kochała Rose, brakowało w jej życiu kogoś, kto by stał przy niej, trzymając za rękę i wspierając w najgorszych chwilach. Owszem, miała szansę z niejednym mężczyzną coś stworzyć, ale serce nie sługa. Nie potrafiła im oddać siebie w całości. Wciąż gdzieś w głębi mieszkał ktoś inny i nie miał zamiaru się wynieść, choćby próbowała go stamtąd wyrzucić miotaczem ognia.

Westchnęła przeciągle i zabrała się za powolne przeżuwanie posiłku. Nie mogła uwierzyć, że obudziła się z tak dobrym nastawieniem, a teraz ledwo siedziała na miejscu... Jednak ten dzień nie miał być do końca podły, gdyż w pewnej chwili podleciała do niej szara sowa, upuszczając list. Rozwinęła go i z uśmiechem zabrała się za lekturę, której narobiła jej zadowolona z przyjęcia do Slytherinu Rose.

Była tak zafascynowana treścią, że nie zauważyła iż do jej stolika ktoś się przysiadł i obserwuje jej śmiejące się do samej siebie usta. Dopiero gdy skończyła i uniosła głowę, spojrzała z przerażeniem na siedzącego naprzeciwko mężczyznę.

- Czego chcesz? – warknęła ostro.

- Zapomniałaś, że masz mnie wprowadzać? – uniósł brew, zabierając się za jedzenie.

- To nie znaczy, że muszę z tobą jadać.

- Nie krępuj się, Granger – rzucił i uśmiechnął się drwiąco, na co Hermiona skrzywiła się w gniewnym grymasie.

- Powiedz mi, Malfoy, naprawdę masz zamiar połączyć te firmy, czy przyszedłeś tutaj po to, by mnie gnębić swoją osobą? – nachyliła się w jego stronę.

- Tak się składa, że zamierzam stworzyć ogromną korporację, ale muszę przyznać, że możliwość spotykania cię na co dzień, również wydaje się kuszącą opcją – także się nachylił, licząc piegi na jej nosie. – Oczywiście, wtedy gdy na mnie nie warczysz.

- Jesteś okropny.

- Aż tak się zmieniłem? – uniósł kącik ust, na co Hermiona przygryzła wargę.

- Słuchaj, nie wracajmy do tego – jęknęła i złapała się za głowę. – Nie chcę, nie potrafię. W moim życiu tyle się od tego czasu zmieniło...

- Zgoda – westchnął i wyciągnął w jej kierunku dłoń. – Od tej chwili po prostu pracujmy. Kiedyś jednak będziemy musieli coś sobie wyjaśnić.

- Kiedyś – skinęła i ujęła ją niepewnie. – Teraz tylko praca.

Poczuła się naprawdę nieswojo. Mimo iż miało to ją trochę uspokoić, wciąż nie czuła się normalnie, bo po prostu to nie było możliwe. Nic nie wymaże tak po prostu sytuacji między nimi.

Zerknęła na niego kątem oka w zastanowieniu. Jej wzrok przeskoczył na jego talerz i nieświadomie sięgnęła do niego widelcem, wyrzucając z niego marchew. Niewinny, niepozorny i zwykły gest, który w tym przypadku był zupełnie nie na miejscu. Nim zorientowała się co robi, mruknęła z przejęciem:

- Przecież to marchew, nie możesz jeść marchewki, przecież wiesz...

I wtedy zrozumiała co robi. Spojrzała na niego z przerażeniem, ale on tylko uśmiechnął się drwiąco i dokończył wybieranie warzywa, cicho nucąc pod nosem.

Tak, ponownie dnia dzisiejszego miała ochotę zapaść się pod ziemię.

***

Usiadła na parapecie, patrząc tęsknie przez okno za odlatującą z listem sową. Już dawno nie czuła się tak samotna, jak dnia dzisiejszego. Minęły niecałe dwa dni, a już tęskniła za Rosie, z którą wieczorami zawsze siadała na kanapie, rozmawiając o wszystkim lub oglądając filmy. Nie była surową matką, starała się dać córce jak najwięcej ciepła, a ona odpłacała jej się z nawiązką.

Po dniu dzisiejszym czuła się wyjątkowo zmęczona. Oczywiście, wiedziała czego, a raczej kogo to zasługa, jednak miała nadzieję, że to wszystko to był tylko zły sen. Po prostu nie potrafiła tego zaakceptować, nie dochodziło wciąż do niej, że to może być prawda. Nie chciała tego, bała się.

Powracając myślami do niego, serce niebezpiecznie jej przyspieszało, a policzki rumieniły. W głowie przemknął jej jego wyraz twarzy, gdy chciał z nią porozmawiać, a następnie moment, gdy zaczęła wyjmować marchewkę z jego talerza.

Pokręciła szybko głową, a po sekundzie schowała ją w dłoniach i jęknęła płaczliwie.

- Hermiono! Uspokój się! Nie zapominaj co sobie obiecałaś, gdy odszedł! Co czułaś! On nie jest wart nawet twoich myśli! – zaczęła sobie powtarzać.

Po kilku minutach uniosła głowę i pociągnęła nosem, ocierając łzy. Była gotowa, by walczyć...

Z samego rana zasiadła przy swoim biurku, biorąc się do pracy. Z ochotą zaczęła czytać sprawę, którą miała przedstawioną w dokumentach, ale jak na złość, obok niej na krześle zmaterializował się najmniej oczekiwany gość. Wypuściła cicho powietrze i zwróciła się bez jakichkolwiek emocji w jego stronę.

- Pracuję – syknęła, choć nawet się nie skrzywiła.

- Widzę, jednak ja też bym chciał. Nie zapomnij, że...

- Przejdź do rzeczy – ponagliła go, przez co spojrzał na nią krzywo.

- Ile już prosperuje wasza firma?

Hermiona zmarszczyła brwi w zastanowieniu.

- Dziewięć lat na rynku pracy.

- W porządku, to już sporo – mruknął. – Macie jakiś większy wachlarz możliwości dla klientów?

- Nasi klienci mają naprawdę ciekawe oferty.

- Tak, ale wciąż stałe, od ośmiu lat, czy tak?

- Nasi klienci są bardzo zadowoleni z naszych usług, Malfoy, więc...

- Nie mówię, że tak nie jest – przerwał jej z irytacją. – Przerobiłem kilka danych statystycznych i owszem, posiadacie stałych klientów, lecz z roku na rok przybywa coraz mniej. Nie zrozum mnie źle, po prostu... na rynku wciąż pojawiają się nowe firmy, więc nasza nie może stać w miejscu, a powinna się wciąż rozwijać.

- Co masz więc na myśli? – zaciekawiła się.

- Słuchaj, wpadłem na taki plan... - streścił jej wszystko, a Hermiona uśmiechnęła się z podziwem, gdy skończył.

- Nieźle, to może naprawdę się udać.

***

- Słuchajcie – zaczął Draco, gdy spotkali się na kolejnym szkoleniu. – Wpadłem dzisiaj na pewien plan, jak połączyć nasze firmy, by najlepiej się uzupełniły i dodatkowo wzmocniły. Po konsultacjach z Hermioną, przepraszam, panną Granger, doszliśmy do wniosku, że naprawdę ma on szansę bytu – posłał Hermionie uśmiech, na który się speszyła. – Mianowicie, chodzi o to, byśmy spróbowali ułatwić pracę naszą, oraz współpracę z klientami. Jak? Już tłumaczę. Chciałbym, żebyśmy podzielili się w pary. Jedna osoba niech wcieli się za pracownika firmy, druga za klienta i uzgodnijcie między sobą najlepsze pomysły, jak udoskonalić waszą współpracę. Klient zazwyczaj oczekuje czegoś innego niż w ofercie posiada firma, ale możemy spróbować kompromisu. Myślę, że trzy tygodnie takiego projektu by starczyły. Co o tym myślicie?

- Świetny plan! Potrzebowałybyśmy jednak także dostępu do ofert twojej firmy – zapiała Judith.

- Oczywiście, wszystko już przygotowałem – zabłysnął zębami. – Od dzisiaj możemy zaczynać. Podzielmy się więc w pary.

Kilka kobiet spojrzało na niego z nadzieją, ale on przebrnął przez salę i dosiadł się do stolika Hermiony, uśmiechając się wesoło. Szatynka natomiast nie podzielała jego entuzjazmu, a wręcz zmroziła go wzrokiem.

- Malfoy, nie wykorzystuj tego, żeby ze mną porozmawiać! – syknęła.

- Nabierz trochę profesjonalizmu, Hermiona – mruknął. – Przecież uzgodniliśmy wczoraj, że łączy nas wyłącznie praca, a dzisiaj rano wydawało mi się, że pomysł który ci przedstawiłem przypadł ci do gustu, a wręcz czułem pracujące trybiki w twojej głowie, oznaczające perfekcyjne plany co do niego.

- Jeżeli tylko spróbujesz coś powiedzieć nie na temat, to...

- Nie ufasz mi? – uniósł brew, uśmiechając się drwiąco.

- Tak się składa, że nie – warknęła. – Zabierzmy się już do pracy, co proponujesz?

Ich współpraca okazała się mieć lepsze i gorsze dni. Każde chciało być ambitniejsze od drugiego, czasami z różnymi podejściami do całego projektu, co owocowało w drobne kłótnie i spory. Wszystko jednak profesjonalnie rozwiązywali po ostrej wymianie zdań i decydowali się na kompromis.

Hermiona z początku obawiała się duetu z Malfoyem. Nie z powodu złej współpracy, bo znała go na tyle, że wiedziała iż jest inteligentnym mężczyzną, a ze względu na wspólne wspomnienia. Ku jej miłemu zaskoczeniu, blondyn nie wtrącał spraw prywatnych do zawodowych. Starała się także nie zwracać uwagi na to, że czuje się onieśmielona, gdy siedzi tak blisko niej, że do nozdrzy docierają jego przyjemne perfumy, które zresztą ona dla niego wybrała tyle lat temu, albo że rozprasza ją, gdy wpatruje się w nią, słuchając jej pomysłów.

Tydzień więc minął im jak z bicza strzelił. Nie zdążyli się obejrzeć, a do końca projektu została już tylko połowa czasu. Oboje jednak mogli przyznać, że byli zadowoleni ze swojej dotychczasowej pracy.

- Słuchaj, Draco, a może by tak zrobić jakąś ankietę wśród ludzi? – zaproponowała, popijając kolejny kubek kawy. Była już zmęczona. Postanowili zostać do późna w pracy, co skutkowało tym, że zbyt dużo godzin spędziła bez snu. – No wiesz, pójdziemy na ulice, będziemy zaczepiać ludzi i przeprowadzać z nimi mini wywiad.

- Świetna myśl – zgodził się z entuzjazmem, również popijając trunek. – Możemy zrobić to jutro rano, tylko trzeba przygotować jakieś pytania ankietowe.

Hermiona zarumieniła się i skinęła głową. Przygotowanie im pytań oraz wzajemne konsultacje zajęły im kolejne dwie godziny, więc gdy Draco podniósł się z krzesła, dochodziła prawie pierwsza w nocy.

- Powinniśmy już kończyć, zobacz która godzina – zarządził i spojrzał na nią, uśmiechając się pod nosem, gdyż szatynka przysypiała na siedząco. – Chodź, odprowadzę cię.

- Nie, dzięki, trafię sama – rozbudziła się od razu i również wstała.

- Wybacz mi, ale nie pozwolę ci iść do domu samej o tej godzinie. Przecież cię nie zabiję – zażartował.

- Istnieje coś takiego jak teleportacja, która doprowadza mnie pod sam dom. Chyba, że ktoś ma się czaić pod moimi drzwiami i tylko na to czekać.

- To bardzo możliwe, idziemy – pociągnął ją za łokieć i wyprowadził z biura.

Hermiona była tak zmęczona, że dopiero pod drzwiami zorientowała się gdzie już jest. Nie pamiętała nawet czy to ona wspominała gdzie obecnie mieszka, czy to Malfoy ją śledził i znał nawet jej miejsce zamieszkania. Spojrzała na niego jednak i kiwnęła głową w geście podziękowania.

- Nie wyobrażaj sobie jednak za wiele – mruknęła śpiąco.

- Czy ja wiem, w końcu dziś nazwałaś mnie po imieniu – uśmiechnął się łobuzersko i nim zdążyła zareagować, zrobił krok w jej stronę, całując w policzek.

Szatynka wyprostowała się niczym struna i wciągnęła głośno powietrze, by krzyknąć na niego, ale jego już nie było.

***

Hermiona otworzyła drzwi, by wyjść do pracy, ale już na progu stanęła jak wryta. Na jej podjeździe stał luksusowy samochód, o którego maskę opierał się Draco Malfoy, uśmiechając się do niej tak, że nie jedną kobietę zwaliłby z nóg. Ona jednak dzielnie podeszła do niego, mierząc wzrokiem maszynę.

- Co to jest? – zapytała podejrzliwie.

- Samochód – wzruszył ramionami.

- Tyle widzę, ale dlaczego stoisz nim pod moim domem?

- Ponieważ jedziemy do miasta na wycieczkę. Wsiadaj – otworzył przed nią drzwi, ale ona tylko spojrzała na niego jak na wariata. – Daj spokój, robimy ankietę, a przecież nie deportujemy się tam. Tak zrobimy lepsze wrażenie.

Hermiona wciąż wpatrywała się w niego nieufnie, ale po chwili z niechęcią wsiadła, pozwalając zamknąć za sobą drzwi. Draco usiadł na fotelu kierowcy i odpalił auto, płynnie wyjeżdżając na ulicę. Miała ochotę zapytać kiedy nauczył się jeździć i kupił samochód, ale zrezygnowała. Jechali przez kilka minut w ciszy, po czym blondyn włączył radio i zaczął śpiewać. Mimo wszystko spojrzała na niego z delikatnym uśmiechem, a już po sekundzie śmiała się w niebogłosy, gdyż mężczyzna zaczął się wygłupiać, naśladować głosy i wykonując ruchy dziwacznego tańca.

- Jesteś nienormalny – skwitowała, gdy zatrzymali się na miejscu, na co Draco puścił jej oczko.

Wyszli na pełną ludzi ulicę i skinęli sobie głowami, rozchodząc się na różne strony. Przez kilka godzin biegali od jednego człowieka do drugiego, prosząc o wypełnienie ankiet czy chwilę rozmowy. Oboje uśmiechnięci, profesjonalni i kulturalni. Cieszyli się zainteresowaniem przechodniów, próbując udzielić wyczerpujących informacji.

Hermiona przystanęła na chwilę, by odpocząć. Bieganie w tą i z powrotem potrafiło wykończyć człowieka. Usiadła na jednej z ławek i wypatrzyła w tłumie Draco, który rozmawiał właśnie z jakąś starszą panią. Kobieta najwidoczniej była bardzo zainteresowana, bo prowadziła z nim ożywioną dyskusję. Draco miał doprawdy świetne podejście do ludzi, co musiała mu przyznać. Pracowało jej się z nim idealnie wręcz. Był wyrozumiały, choć ambitny. Tak samo jak ona.

- To ty jesteś jedną z tych oszustek, co?! – usłyszała za sobą. Odwróciła się, spoglądając na łysego mężczyznę, który wpatrywał się w nią groźnie. – Myślisz, że wyłudzisz ze mnie kasę? Głupia szmato! Nie jestem naiwny jak większość ludzi! Znikaj z tej ulicy, nim sam cię stąd wyrzucę!

Hermiona podniosła się z ławki, spoglądając na niego ze strachem. Nie mogła się obronić magią wśród tylu mugoli. Zrobiła krok do tyłu, gdy mężczyzna zaczął zbliżać się w jej stronę.

- Jakiś problem? – obok niej stanął Draco, wpatrując się w mężczyznę groźnie.

- Wynoście się z tej ulicy! – krzyknął łysol, przeskakując spojrzeniem raz na jedno, raz na drugie. Jego małe, świńskie oczka wyglądały, jakby był co najmniej pod wpływem alkoholu.

- Ma pan trzy sekundy, by przeprosić tą panią za nazwanie szmatą – syknął blondyn, zaciskając pięści.

Mężczyzna wpatrywał się w niego z gasnącą pewnością siebie. W oczach Dracona paliły się niebezpieczne ogniki, był gotów zaatakować. Minęło kilka sekund, gdy łysy mężczyzna cofnął się o krok.

- Przepraszam – burknął i odwrócił się, odchodząc.

- Nie... szkodzi... - pisnęła Hermiona i zwróciła się do Draco. – Zaczarowałeś go?!

- Tylko trochę, nie będę się bił na środku ulicy. Niech go tylko spotkam gdzieś na uboczu – warknął i spojrzał na nią łagodnie. – Nic ci nie jest?

- N-nie... jednak mam już na dzisiaj dość.

- To świetnie, idziemy coś zjeść – zarządził i otworzył drzwi jednej z restauracji.

Hermiona weszła do środka i stanęła jak wryta. Znała to miejsce. Doskonale. Nic się w nim nie zmieniło od tylu lat... Zadrżała, gdy spojrzała na stolik pod oknem, a przez jej myśli przemknęły wspomnienia...

- Nie, chodźmy gdzieś indziej – jęknęła.

- Zjedzmy tutaj, proszę – szepnął, na co jej ciało zadrżało. Usiadła przy najbliższym stoliku i wzięła w drżące ręce menu, czytając jego zawartość, lecz doskonale wiedząc, co zamówi.

- To co zwykle? – zapytał po kilku minutach, a ona kiwnęła potwierdzająco. Draco skinął na kelnera i zamówił, a gdy Hermiona usłyszała że podał wszystko z dokładnością, przygryzła boleśnie wargę. – Tamten facet to kretyn. Merlinie, mam ochotę się cofnąć.

- Daj spokój – mruknęła. – Nie był tego wart.

Draco robił wszystko, by rozluźnić atmosferę. Wiedział, jak działa to miejsce na nich obojga. Starał się rozmawiać, a gdy jedli, rzucał w nią groszkiem jak małe dziecko, byle tylko wzbudzić w niej jakieś emocje. I w końcu mu się udało. Na początku spojrzała na niego zirytowana, ale potem się uśmiechnęła. Wesoło i szczerze. Jej śmiech przyjemnie rozbrzmiał w jego uszach.

- Ta Judith zawsze się tak szczerzy? – zapytał rozbawiony.

- Nie, to tylko dlatego, że masz tak zabawną twarz – odpowiedziała kąśliwie.

- To nie było miłe – burknął, ale ona się roześmiała.

Nie zwrócili uwagi, że przesiedzieli razem większość popołudnia. Cóż, nawet Hermiona musiała przyznać w głębi siebie, że nie żałowała w tamtej chwili zupełnie niczego.

***

Pod koniec trzeciego tygodnia nadszedł czas, by sprawdzić wszystkie projekty. Draco chodził po auli, opowiadając o sukcesach jakie zaczęła robić firma, a także czytał co niektóre sprawozdania. Był przy tym tak interesujący, że Hermiona nie potrafiła oderwać od niego oczarowanego spojrzenia i wcale nie zawdzięczała tego ich polepszonym relacjom, a tak na pewno mogła je ująć. Wiele się zmieniło między nimi przez te trzy tygodnie i mimo, że nie do końca chętnie, była zmuszona to przyznać.

Draco zaczął podchodzić do stolików i nachylał się, czytając notatki innych, ale mimo wszystko, pomimo wielu westchnień kobiecych, jego wzrok kierował się ku pewnej szatynce. W końcu podszedł także do jej stolika i nachylił się za nią, udając, że czyta notatki, a ciepły oddech połaskotał jej ucho. Nie potrafił się powstrzymać, więc przygryzł delikatnie jego płatek, czując, że Hermiona zadrżała, a następnie wyprostował się szybko, by przypadkiem go nie uderzyła i odszedł zadowolony z siebie, ignorując mordercze spojrzenie.

- Świetnie! – zawołał zadowolony i stanął na samym środku. – Wszyscy mieliście cudowne pomysły! Teraz połączymy je w idealną całość i możemy wnieść w firmę naprawdę wiele owocnych świeżości! Ale teraz mam o wiele lepszy pomysł! Zapraszam wszystkich na obiad! Ja stawiam!

W sali zabrzmiały oklaski i głośne wiwaty, ale nagle do środka ktoś wszedł.

- Hermiona, Draco, dostaliście listy.

Szatynka spojrzała z zaskoczeniem na Dracona, ale wzięła kopertę do rąk z zaskoczeniem odkrywając, że list jest z Hogwartu. Szybko go odpieczętowała i przeczytała zawartość.

- Przepraszam, ale nie mogę iść z wami na obiad – zawołała. – Mam pilną sprawę do załatwienia.

- Chyba musimy go przełożyć, bo ja także – potwierdził Draco i zerknął na list. – Hogwart? Wzywają cię?

- Tak. Ciebie też?

- Tak, chodźmy razem – zaproponował. – Przepraszam, ale nasz obiad przełóżmy na jutrzejszy dzień.

Oboje szybko wybiegli z sali, zmierzając do wyjścia i tłumacząc wszystko po drodze Sammy, by przekazała szefowi ich dzisiejszą nieobecność. Chwycili się bez wahania za ręce i deportowali do wioski Hogsmeade, skąd w szybkim tempie pomaszerowali do Hogwartu. Hermiona nie potrafiła nawet chwili poświęcić na wspomnienia związane z tym miejscem. Jej głowa była tylko przy Rose.

- Co się mogło stać? – panikowała Hermiona. – Czy mogła stać im się jakaś krzywda?

- Nie, spokojnie – próbował ją uspokoić, ściskając mocniej dłoń, której nie puściła po teleportacji. W tej chwili delikatnie trzęsła się w jego uścisku.

Wbiegli do szkoły i ruszyli do gabinetu dyrektora, gdzie zastali profesor McGonagall z surowym wyrazem twarzy, oraz swoje dzieci z niewielkimi ranami na twarzy. Oboje siedzieli na krzesłach z głowami opuszczonymi ku posadzce.

- Rosie, co się stało?! – Hermiona podbiegła do córki i przyjrzała się zmartwiona jej twarzy. Dziewczynka jednak odwróciła głowę zawstydzona, nie odpowiedziawszy. Szatynkę zaniepokoiła taka reakcja. – Minerwo?

- Wasze dzieci wdały się w bójkę. Nie mogłam do nich dotrzeć, dlatego wezwałam was. Nie miałam już na to siły, Hermiono – powiedziała zrezygnowana. – Może wam uda się z nimi porozmawiać.

Hermiona z Draco spojrzeli po sobie zaskoczeni.

- Czy mogłaby pani nas zostawić samych z dziećmi? – zapytał grzecznie Draco, na co kobieta skinęła głową i opuściła pomieszczenie w którym przez dłuższą chwilę trwała cisza.

- Rose, co się stało, powiedz mi! Biłaś się z Danielem? – Hermiona szepnęła, zaciskając wargi. Jej córka zazwyczaj nie zachowywała się w ten sposób. Oczywiście, miała zadziorny charakterek, ale żeby aż tak?

- Nic się nie stało – burknęła. – Nie biliśmy się, jakby tak było, wyglądalibyśmy o wiele gorzej.

- Przecież widzę...

- To nie jest ważne! – krzyknęła i zasłoniła twarz.

Draco zerknął na syna porozumiewawczo, który wszystko mu wyjaśnił pospiesznie i podszedł do Hermiony, kładąc jej rękę na ramieniu.

- Mogę z nią porozmawiać? – zaproponował, ale ona spojrzała na niego głupkowato. Zerknęła jednak na córkę i westchnęła, wychodząc na korytarz. Nie wiedziała czemu, ale czuła się dość dziwnie z myślą, że Rose rozmawia z własnym ojcem, nie wiedząc o tym. Na samą myśl ścisnęło jej się serce.

- Rosie... - zaczął łagodnie Draco. – Porozmawiasz ze mną? Nie mam zamiaru krzyczeć, Daniel wszystko mi powiedział...

- To wszystko ich wina! – z oczu dziewczynki popłynęły łzy. – Powiedzieli, że nie mam taty, bo nikt by nie chciał, bym była jego córką!

- Kto tak powiedział? Już ja sobie z nimi porozmawiam...

- Nie zdążysz. Zamknęliśmy ich z Danielem w schowku na miotły. Trochę są poturbowani...

- Rose, ale nie możesz... - odpowiedział zaskoczony, ale blondynka mu przerwała.

- Zasłużyli sobie. Jeżeli znowu staną mi na drodze... Popamiętają mnie!

- Ślizgonka z krwi i kości – wyznał z dziwną dumą, a patrząc w jej oczy coś go natchnęło, więc przytulił ją mocno. Dziewczynka również zarzuciła mu ramiona na szyję, cicho szlochając. – Nie miałem jeszcze okazji pogratulować ci przyjęcia do Slytherinu.

- Słyszałam już tutaj o panu. Wcale pan nie żartował z tą popularnością.

- A nie mówiłem? – uśmiechnął się do siebie.

- Ale pana czas się skończył, teraz to ja mam zamiar rządzić tym domem. Zacznijmy od pognębienia paru Gryfonów...

- Czyżby syn Pottera? – uniósł brew i odsunął się od niej.

- Sam się o to prosi, ale nie, jesteśmy dla siebie jak rodzina.

Draco roześmiał się i otarł jej łzy, a także pogłaskał bo blond włoskach.

- Leć pogadać z mamą, bardzo się martwiła.

- Dziękuję panu – szepnęła i ucałowała go w policzek. – Jest pan naprawdę super, chciałabym, by mój tata także taki był.

Wybiegła, a Draco podążył za nią wzrokiem. Nie wiedział dlaczego, lecz coś miło rozgrzało serce. Ta mała tak bardzo przypominała mu samego siebie sprzed tylu lat...

- Nie mam pojęcia jak to zrobiłeś – stwierdziła Hermiona, wychodząc po godzinie ze szkoły. – Czasami naprawdę ciężko się z nią dogadać...

- Ślizgon ze Ślizgonem zawsze się dogada – mrugnął do niej. – Poza tym, Rose jest cudowna, zresztą poznałaś powód jej zdenerwowania.

- Tak, jednak nie jest wystarczający, by odbyło się bez kary – powiedziała groźnie, a Draco przewrócił oczami.

- Poza tym, kto by pomyślał, że twoja córeczka będzie taka zadziorna – zażartował.

- Och, to ma zdecydowanie po ojcu. Oboje jeste... byli tacy sami – poprawiła się szybko, ale jej policzki zabarwiły się na czerwono, co nie uszło uwadze Draco.

- Mam propozycję. Skoro nie udał się nasz obiad, to może wyskoczymy chociaż na drinka, co? – zaproponował, ale Hermiona nie wyglądała na przekonaną. – Nie bądź taka, Hermiona, nawet Rose i Daniel się dogadali.

- Mówiłam ci, że...

- To jak, dasz się namówić? – przerwał jej z łobuzerskim uśmiechem. Szatynka westchnęła i spojrzała na niego ze zrezygnowaniem, kręcąc głową, lecz wiedziała, że już na to za późno...

***

- Nie wierzę, że to zrobiłaś – Draco parsknął śmiechem, ale Hermiona się spłoniła. – Biedny Weasley.

- Nie chciałam tak tego zrobić, tak po prostu wyszło... - mruknęła, ale po chwili się roześmiała. Próbowała panować nad tym co mówi, ale kolejny drink jej w tym nie pomagał. Czuła, jakby robiła największą głupotę na świecie.

- Dobrze cię znam, potrafisz być zadziorniejsza niż ci się wydaje!

- Tak? – uniosła brew. – Ciebie za to nie pobiję w tym nikt.

- Ja po prostu magnetyzuję do siebie urokiem osobistym – posłał jej kolejny zniewalający uśmiech, który Hermiona odwzajemniła.

- Rose ciągle powtarza mi to samo.

- Mówi całą prawdę, jest słodka. Dobrze ją wychowałaś. Gdy z nią rozmawiałem, miałem uczucie, jakbym widział w niej dużą cząstkę ciebie.

- Ja widzę w niej tylko ojca. Dlatego tak bardzo ją interesuje co się z nim dzieje – westchnęła z niezadowoleniem.

- Gdzie on właściwie jest? – zapytał z ciekawością, przez co Hermiona odwróciła wzrok. – Związałaś się z kimś ze Slytherinu, o kim mowa?

- Zostawił nas, gdy byłam już w drugim miesiącu ciąży. Rose urodziła się na zimę i wychowywała od samego początku bez ojca. Nie chcę o tym rozmawiać.

- Jak mężczyzna może zostawić brzemienną kobietę? – zapytał oburzony, a Hermiona prychnęła. Miała ochotę wszystko mu powiedzieć, roześmiać mu się w twarz, ale tego nie zrobiła.

- Życie nie jest takie proste, jak nieraz byśmy chcieli. Czasami ma to swój słodki posmak, nie uważasz?

- O tak, to na pewno...

Przez kilka kolejnych drinków atmosfera między nimi ponownie wróciła do normalności. Hermiona śmiała się do rozpuku z historii opowiadanych przez Draco, nie potrafiąc się powstrzymać. Po raz kolejny siedzieli w swoim towarzystwie, nie bacząc na czas, który upływał niemiłosiernie szybko. W pewnym momencie szatynka wstała i zachwiała się.

- Czas wracać – powiedziała słabo, wpatrując się w blondyna. W chwili upojenia alkoholowego jej uczucia w stosunku do niego zaczynały być coraz bardziej wylewne.

- Odprowadzę cię – natychmiast powiedział i zarzucił marynarkę na jej nagie ramiona.

Wyszli z Roses na świeże powietrze, ale Hermiona nie czuła się najlepiej. Świat się jej rozmazywał, co chwilę stawiała nogę w nieodpowiednim momencie, prawie ją łamiąc i klnąc pod nosem. Draco z rozbawieniem zatrzymał ją i zaproponował, by weszła mu na plecy.

- Myślisz, że nie potrafię sama chodzić?! – oburzyła się.

- Oczywiście, że potrafisz, ale tak będzie wygodniej – odpowiedział spokojnie i nim się obejrzała, pomógł wejść na swoje plecy.

Oplotła go nogami w pasie i wtuliła się w niego, opierając głowę o kark. Draco uśmiechnął się delikatnie sam do siebie i szedł w kierunku jej domu, choć sam nie czuł się najlepiej. W głowie również mu szumiało. Nie zorientował się nawet, że już byli pod jej drzwiami.

Hermiona zeszła z niego i otworzyła drzwi, po czym odwróciła się do niego.

- Wejdziesz? – w jej oczach coś błyszczało. Coś, za czym tak bardzo tęsknił.

Nie potrafił się powstrzymać. Przylgnął do jej ust, całując je namiętnie, spragniony większej ilości. Nie była mu dłużna. Przyciągnęła go za koszulę i zatrzasnęła drzwi, zabierając się od razu do guziczków, które mimo wszystko odpięła dosyć zręcznie. Draco chwycił ją pod pośladkami i z jej pomocą i śmiechem namierzył sypialnię, by rzucić na łóżko, a następnie móc kontynuować pieszczoty, które trwały kolejne minuty, a może godziny.

Dwa nagie ciała, dwie dusze.

Wielbił ją, chciał sprawić, by czuła się dobrze i bezpiecznie. By tej nocy była cała jego. Obserwował z zadowoleniem jak wygina się w rozkoszy, krzyczy jego imię, błaga o więcej...

Najszczęśliwszy się jednak czuł, gdy wtuliła się w jego ramiona, zasypiając z uśmiechem na ustach.

***

Hermiona przebudziła się i rozciągnęła z uśmiechem, rozglądając wokoło. I wtedy to do niej dotarło. Drinki, śmiechy, dojście do domu, pocałunki, niebiański seks z MALFOYEM! Przeklęła soczyście i obeszła dom, ale jego już nie było. Usiadła na krześle, próbując się uspokoić, ale nie potrafiła. Sama nie wiedziała, czy lepiej by było, gdyby tutaj był, czy nie. Z jednej strony miała nadzieję, że go tutaj zobaczy, ale z drugiej... była przerażona, że do tego dopuściła. Jednak, gdy wracały do niej wspomnienia z poprzedniej nocy, to czuła, że robi jej się gorąco...

Schowała twarz w dłoniach i krzyknęła. Wszystko ponownie potoczyło się nie po jej myśli. Nie powinna pozwolić zbliżyć mu się od samego początku. Godryku, nic o nim nie wiedziała, miał żonę, miał syna!

Zebrała się w sobie i ubrała elegancko, wychodząc do pracy, mimo iż czuła, że się rozpada. Gdy weszła na salę, siedział tam. Spojrzał na nią w zamyśleniu, ale odwróciła głowę i usiadła spokojnie przy biurku. Nie zamierzała nawet na niego patrzyć, jakby nie istniał.

Nie było to jednak wcale takie proste, jak mogło się wydawać. Czuła na sobie palące spojrzenia przez cały dzień, jakby nad czymś głęboko myślał. Miała kilka chwil słabości, gdy chciała na niego krzyknąć, że ma zniknąć i dać jej spokój, ale nie poddała się. Dumna z siebie pod koniec dnia wstała i zaczęła pakować.

- Hermiona, zaczekaj – usłyszała, na co przymknęła powieki ze strachem.

- Chyba pan zapomniał, jak powinien się do mnie zwracać – odpowiedziała sucho.

- Chyba powinniśmy porozmawiać.

- Nie ma o czym – warknęła.

- Ależ jest – także warknął i zagrodził jej drogę. Dobrze wiedział, że nikt im teraz nie przeszkodzi, dlatego iż załatwił wcześniejszy obiad dla wszystkich. – O wczoraj, o ostatnich jedenastu latach.

- Mówiłam już, tutaj nie ma o czym rozmawiać! – wyciągnęła rękę, by go odepchnąć, ale złapał ją zwinnie i przyciągnął do siebie, gładząc palce.

- Wciąż nosisz pierścionek ode mnie – zauważył, obserwując z satysfakcją rumieniące się policzki. – I trzymasz nasze zdjęcie pod poduszką.

- Skąd...

- Pochlebia mi to – uśmiechnął się i wyszeptał: – A co do poprzedniej nocy... brakowało mi takich przez te jedenaście lat. Tęskniłem...

Ponownie wpił się w jej usta i trzymając za nadgarstki, posadził na biurku. Hermionie w głowie zawirowało, gdy oddała pocałunek z namiętnością i czułością, ale oderwała się, gdy Draco zaczął dłonią wjeżdżać pod jej spódniczkę.

- Nie – przerwała mu. – Zostaw mnie. Nie chcę już do tego wracać, to wszystko miało się skończyć już wtedy.

- Nie wiedziałem o tym, rozumiesz?! – wyszeptał w jej usta. – Nie wiedziałem, że jesteś w ciąży, wtedy bym nigdy...

- O czym ty mówisz?! – odsunęła się.

- Myślałem o tym, analizowałem... Rose jest moją córką, prawda?

- Nie, to nie jest prawda! – krzyknęła z paniką.

- Nie rób mi tego, nie okłamuj mnie. Zacznijmy od tego, że wygląda jak ja, a jej ojciec był w Slytherinie. Dobrze wiesz, że nawet ma mój charakter! Od razu poczułem z nią więź! Poza tym... sama powiedziałaś, że jej ojciec was zostawił, a ona urodziła się zimą. Nazwałaś ją Rose, podobnie jak w nazwie restauracji w której wszystko się zaczęło między nami. Roses, mówi ci to coś, prawda? To by także się zgadzało... Hermiona, nie odbieraj mi dziecka, nie krzywdź także jej! Potrzebuje ojca i dobrze o tym wiesz!

- Przez całe swoje dotychczasowe życie wychowywała się bez ciebie! Radziłam sobie! Starałam się być dla niej matką jak i ojcem! Wychowałam ją samotnie na taką osóbkę jaką jest, a ty nie masz w tym zasługi! Myśli, że jej nie chciałeś i niech tak zostanie! Nie możesz tak po prostu sobie wrócić do jej życia!

- Nie zostawiłbym cię, gdybym nie musiał! – wykrzyknął, a z jego oczu popłynęły łzy. Tak, Draco Malfoy płakał. – To wszystko przez ojca! Wciąż pałał nienawiścią do mugolaków, działał na rzecz śmierciożerców. Groził mi, że cię zabije! Jedyną szansą dla ciebie było zerwanie wszystkich kontaktów, bo nie mogłem cię uchronić! Nie mógłbym żyć w ciągłym strachu o ciebie! Gdybym mógł... wróciłbym i błagał o wybaczenie!

- Nie mogłeś mi tego powiedzieć?! – jej wargi zadrżały. – Nie masz pojęcia jak się czułam... jak oboje cierpiałyśmy... Zostawiłeś mnie jak zwykłą rzecz...

- Wybacz mi, Hermiono, wybacz...

- A co z twoją żoną? Danielem?

- Astoria nie jest moją żoną. Byliśmy małżeństwem przez dwa lata, ale potem wzięliśmy rozwód. Nie kochałem jej nigdy, byłem z nią ze względu na Daniela, zmuszony przez ojca... Ale on już nie żyje, chciałem cię odnaleźć...

Hermiona spojrzała na niego niepewnie, walcząc sama ze sobą. Z jednej strony bardzo chciała mu wybaczyć, chciała, by Rose miała ojca, ale z drugiej strony wciąż żyła bolesnymi wspomnieniami.

- Hermiona, błagam, daj mi szansę... - oparł swoje czoło o jej, patrząc w oczy. – Błagam...

***

- Stresuję się – wyznał Draco, chwytając Hermionę za rękę, gdy stanęli oboje na peronie 9 i ¾. – A co, jeżeli nagle stwierdzi, że mi nie wybaczy?

- Draconie Malfoyu, błagałeś mnie o szansę tyle miesięcy, chyba nie zamierzasz się wycofać? – uniosła brew.

- Nie, oczywiście, że nie... - odchrząknął. – Kochanie, już idą...

- Rosie! Tęskniłam za tobą! – Hermiona uściskała córkę i ucałowała w oba policzki, a następnie przywitała się z chłopcem stojącym obok. – Cześć, Danielku!

Chłopiec przywitał się z szatynką i ojcem, po czym pobiegł do matki, którą wypatrzył w tłumie. Draco natomiast zestresowany spojrzał na Rose, walcząc z samym sobą.

Obmyślił plan godny Malfoya, że ze względu na uczczenie wakacji, zabierze obie kobiety na obiad, więc wybrał tak dobrze znaną im restaurację Roses i zamówił dla każdego coś do zjedzenia. Atmosfera między nimi była wręcz rodzinna, ale w pewnym momencie Draco westchnął i zwrócił się ze strachem w kierunku blondynki.

- Hej, Rose... Możemy porozmawiać?

Dziewczynka skinęła wesoło głową i wzięła go za rękę, ciągnąc na bok, z daleka od matki.

- Coś się stało? Chcesz wziąć z mamą ślub, tak?

- Też, ale to nie to – westchnął ciężko. – Muszę ci coś wyznać. Coś bardzo ważnego...

- Ale ja wiem, że dorośli ze sobą...

- Rose! – rozejrzał się zaniepokojony. – Skąd wiesz takie rzeczy?

- Ale ja nie wiem o co ci chodzi – uśmiechnęła się łobuzersko. – Mów wreszcie, jestem jeszcze głodna!

- Dobrze, słuchaj... jestem beznadziejny w mówieniu...

- Oj nie przesadzaj, mama nie będzie na ciebie aż tak zła. Wiem, że czasami wyzywa, ale...

- Rosie, nie przerywaj mi proszę, bo mnie jeszcze bardziej stresujesz – burknął. – Chodzi o to, że... zgoda, zawaliłem. Skrzywdziłem ciebie i mamę, ale... jestem twoim tatą, kochanie – wydusił z siebie, nie owijając w bawełnę, jak miał w zwyczaju.

- Jeżeli weźmiesz ślub z mamą, to tak, ale...

- Nie, Księżniczko. Jestem twoim prawdziwym tatą. Wiem, że zawaliłem – powtórzył. - Możesz mnie nienawidzić, ale... nie chciałem was zostawiać. Gdybym tylko wiedział, zostałbym z tobą, żeby patrzeć jak rośniesz i wychowywać cię wraz z mamą.

Rose przez chwilę patrzyła na niego w szoku. Uwielbiała go, to prawda. Byli tak bardzo do siebie podobni. Oboje mieli blond włosy, szare oczy, nawet uśmiechali się podobnie! I... należeli do Slytherinu.

- Tata? – w jej oczach zabłysły łzy. – Naprawdę?

- Tak, maleńka... I nigdy bym się ciebie nie wstydził, jesteś najlepszą córeczką, jaką mogłem sobie wymarzyć...

Rose pisnęła i rozpłakała się, rzucając blondynowi na szyję. Wtuliła się w niego mocno, jakby nie mogąc w to uwierzyć.

- Zawsze marzyłam o tym, że do nas wrócisz! A jeszcze bardziej o tym, że to ty okażesz się moim ojcem! Czyli... - zawahała się. – Będziemy teraz rodziną?

- Tak, kochanie. Obiecuję, że będę się starał, byś ty i twoja mama zaufały mi i pozwoliły stworzyć wszystko od nowa. Teraz już będzie wszystko dobrze – z jego oczu popłynęły łzy szczęścia i wzruszenia, gdy po tylu latach mógł wziąć w ramiona swoją córkę, o której istnieniu pojęcia tak naprawdę nie miał. Był teraz najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Draco starał się z całych sił, by spełnić swoją obietnicę. Mimo, że Rose pokochała go od samego początku, a Hermiona dała szansę już dawno, nie zamierzał się poddać i dawał z siebie wszystko, by stworzyć wymarzoną rodzinę, którą odebrał im jedenaście lat temu. Teraz już wiedział, że na świecie nie ma większego szczęścia niż jego dwie kobiety i syn. To właśnie oni sprawili, że jego życie było czymś, czego nie śmiał nawet sobie wymarzyć.

Walka do samego końca w życiu człowieka jest najważniejszym czynnikiem do kolejnego kroku, by ulepszyć własny świat, który każdy z nas buduje. Rodzina i miłość to coś, dla czego warto burzyć kolejne mury, zasłaniające nam chwilowo światełko nadziei. Dlatego bez względu na wszystko, walczmy, a trud włożony w to wszystko, powróci do nas z nawiązką.

____________________

Witam, kochani!

Kolejna miniaturka za nami, mam nadzieję, że nie było tak źle.

Skromnie powiem, że temat mi się osobiście bardzo podobał, ale ciężko umieścić w jednym rozdziale wszystko, na tak obszerną historię. Albo po prostu ja wpadam na tak skomplikowane rozwinięcie...

Co do kolejnych miniaturek, nie powiem, że zawieszam... po prostu będą do połowy stycznia dodawane rzadziej, ale potem zapnę przysłowiowego pasa i nadrobię! 

Miłego wieczoru! :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro