Miniaturka 34. Świąteczne podboje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ufff... Miniaturka dla: ImasAww    ❤ Mam nadzieję, że chociaż odrobinę udało mi się zahaczyć o Twoje zamówienie. Tylko tyle udało mi się z siebie wykrzesać. Liczę na to, że będziesz zadowolona!

___________________________________________________________

Po korytarzach Hogwartu rozległ się stukot stóp, gdy Blaise Zabini wesoło nimi przemierzając, skierował się ku lochom. Podskakiwał co jakiś czas, przybijając piątkę zbrojom stojącym w kątach i wykrzykiwał wesołe powitania w stronę mijających uczniów, dziko im machając. Całkowicie ignorował zdumione spojrzenia, którymi co rusz był obdarowywany. Wydawał... wydawał się wyjątkowo szczęśliwy, o wiele bardziej niż zazwyczaj, a to już naprawdę musiało być COŚ.

Na jego twarzy dnia dzisiejszego można było zauważyć kilka zmian.Jakich? Z jego ust jak zwykle nie znikał wesoły uśmiech, choć w tej chwili był prawdopodobnie jeszcze bardziej zaraźliwy; ciemne oczy błyszczały diabelskim blaskiem zdecydowanie intensywniej, nawet nos wydawał się podskakiwać w rytm jakiejś skocznej melodii, którą słyszał zapewne tylko on sam.

- Siemanko, Billy! – ryknąłdo przechodzącego Puchona i potargał jego włosy. – Jak tam życie? Wszyscy zdrowi, uszy umyte?

- Jestem Josh... - jęknął, ale Blaise puścił go i ucałował dłoń towarzyszącej mu blondynce.

- Uszanowanko, piękna pani! Mam nadzieję, że nie broiliście za wiele w składziku Filcha? Ale co tam, trzeba szaleć, jesteśmy młodzi! Niech kwiatki rosną na ścieżce miłości! Żegnam was! Wesołych Świąt!

Tak, przystojny Ślizgon w całej swojej szlacheckiej okazałości wydawał się nie tylko szczęśliwszy, ale jakby czymś niezwykle podekscytowany. Jego wejście do pokoju wspólnego Ślizgonów również musiało wywołać niemały szum. Uniósł ręce, by oznajmić swoje przybycie, a następnie radośnie rzucił się na kanapę obok przyjaciela. Skutkowało to ponurym burknięciem Malfoya, który zmierzył czarnoskórego niechętnym spojrzeniem.

- Cześć, Draco! – Blaise krzyknął uradowany przytulając przyjaciela. Chciał również złożyć siarczysty buziak na chłodnym policzku blondyna, jednakże ten przeczuwając zachowanie mulata, odsunął się od niego na bezpieczną odległość.

- Zabieraj tę paszczę! – syknął i zasłonił się. – Twoja ruda towarzyszka życia będzie zazdrosna jak będziesz się tak do mnie kleił.

- Mój anioł? W życiu!

- Dopasowaliście się idealnie. Anioł i Diabeł. Wyczuwam miłosne spory. Może w końcu stwierdzi, że wcale nie udajesz i naprawdę jesteś taki głupi.

Blaise zwęził oczy. Przechyliwszy się do tyłu, oparł się o kanapę, by po chwili z niewymuszonym wdziękiem się rozciągnąć. Ten leniwy ruch opiął koszulkę na jego klatce piersiowej, co spowodowało, iż część kobiet domu węża zachichotało, a parę westchnęło. Blaise zdawał się jednak tego nie zauważać.

- Stary, wiesz co się zbliża? – wbił w Draco podekscytowane spojrzenie. – Jest grudzień, spadł śnieg, w szkole powoli zaczną rozwieszać ozdoby, będzie romantycznie i klimatycznie! Zbliżają się święta!

- Ojej, Blaise! – Draco pisnął nienaturalnie i podskoczył wraz z przyjacielem, a następnie uśmiechnął się wrednie. – Mam to gdzieś.

Blaise pokręcił głową zirytowany i nachylił się w jego stronę.

- Czas wyluzować, blondasku! Masz okazję stać się lepszym człowiekiem! No wiesz, miły, uczynny, wrażliwy, zabawny, wesoły – tak jak ja!

- O tak, to wszystko brzmi przekonująco. Zawsze chciałem zamienić mózg na galaretkę – burknął. – Nienawidzę świąt!

- Szkoda – mruknął Blaise i westchnął. – Tak się składa, że pewna osóbka, bardzo ładna, dodatkowo mądra, urocza, ale nie lubiąca gburów i która de facto podoba ci się, podobno uwielbia święta.

- Granger wcale mi się nie podoba! – wybuchnął blondyn.

- A ti ti! Przecież nie wspomniałem o niej, słońce! – mulat wyszczerzył się kpiąco. – Ale w sumie, skoro to TY o niej wspomniałeś...

- Przymknij się, Zabini i daj mi już spokój. Mam cię już dosyć – naburmuszył się.

- Dlaczego udajesz, że ci się nie podoba? Przecież przy niej jesteś zupełnie innym człowiekiem, mnie nie oszukasz! A pamiętasz, jak w wakacje cię z wrażenia zalało?

Draco przewrócił oczami, ale jego myśli pomknęły ku wspomnianemu wydarzeniu...

Siedzieli wówczas w ogrodzie państwa Granger. Zabini zmusił go szantażem i niemal siłą, by razem z nim tam pojechał. Mimo, że zapierał się rękami i nogami, Blaise okazał się być sprytniejszy. Draco dobrze wiedział, że związek Zabiniego z rudą Weasley dopiero zaczął się rozwijać i mimo, że z początku był przeciwnikiem tego romansu, postanowił wspierać kumpla. Właśnie dlatego przeżywał ciche katusze siedząc z nim i ojcem Granger na ogrodowych ławkach, słuchając ich nudnawych rozmów.

W pewnym momencie wstał i podszedł do basenu, byle tylko pozbyć się dziwnego uczucia, które mu towarzyszyło od czasu przybycia tutaj. Sam pobyt w tym miejscu był dla niego zupełnie nowym doświadczeniem. Nigdy nie miał dużej styczności z mugolskim światem. Co do obecności Granger, to można powiedzieć, że odrobinę przywyknął, gdyż był na nią skazany przez jej przyjaciółeczkę oraz Blaise'a.

- W końcu, co wyście tam robiły?! – usłyszał rozbawiony głos Zabiniego, więc odwrócił się w stronę wejścia do domu i zaniemówił. Ledwie udało mu się przełknąć ślinę, gdy Granger spojrzała na niego zawstydzona, na co wskazywały rumiane policzki. Jego wzrok prześlizgiwał się po jej zgrabnym ciele, odzianym tylko w bikini koloru białego. Musiał przyznać, że wyglądała... no cóż, nieźle.

- Dłużej się nie dało? – wychrypiał.

- Nie marudź, Draco. Chyba nam wynagrodziły czekanie, co? – Blaise poruszył znacząco brwiami, na co dziewczyny się rozchichotały.

Trójką podeszli do basenu, stając obok blondyna, który nie potrafił powstrzymać zachłannych spojrzeń rzucanych ukradkiem na szatynkę. Miał ochotę zdzielić się w myślach, ale nawet tutaj był bezsilny.Po prostu... pożerał ją wzrokiem.

- Halo, Malfoy? – Hermiona pomachała przed jego twarzą, przez co zamrugał zdezorientowany.

- Czego chcesz, Granger?

- Zabini pytał, czy idziesz się przebrać.

- Tak, idę... - odpowiedział szybko i odwrócił się. Zapomniał jednak o najważniejszym. Dom Hermiony znajdował się z drugiej strony. Zdążył tylko przymknąć powieki, gdy wpadł do basenu.Krztusząc się, wypłynął na powierzchnię, krzywiąc się na dźwięk ryczącego ze śmiechu Zabiniego.

- To był widok – westchnął rozbawiony Blaise, gdy Draco wrócił do rzeczywistości, gdzie ponownie znajdował się w pokoju wspólnym Ślizgonów. – Nieźle cię wtedy zatkało.

- Odpuść sobie, Blaise. Ona nie jest dla mnie - powiedział Malfoy smętnym głosem, po czym podniósł się z kanapy i skierował się w stronę drzwi, nie zważając na spoczywające na nim zawiedzione spojrzenie Zabiniego.

- To się jeszcze okaże...

###

- Blaise! – mulat odwrócił się i wyszczerzył idealnie białe ząbki na widok biegnącej w jego stronę rudej osóbki. Chwycił dziewczynę w pasie i cmoknął w usta namiętnie. Zamruczał z zadowoleniem, gdy Ginny Weasley objęła jego szyję. – Jak poszło?

- Kiepsko – mruknął z niezadowoleniem. – Draco jest uparty. Jak ci poszło z Hermioną?

- Też nienajlepiej – westchnęła. – Wiesz jaka jest. Ma swoje zdanie na ten temat, nie przyjmuje nawet najbardziej konstruktywnych przykładów. W sumie uważam, że się po prostu boi. Z jednej strony nie ma się czemu dziwić, ale z drugiej... przecież wszyscy widzą, że jest coś na rzeczy!

Blaise skinął głową i zamyślił się. Miał przecież tak daleko sięgające plany... Pełne miłości, zabaw, spotkań. Znał swojego przyjaciela najlepiej na świecie i wiedział, co siedzi w jego głowie! Nie może odpuścić, wiedząc, że Draco to ograniczony idiota! Gdyby tylko miał pomysł, jak mu pomóc... uświadomić, ułatwić...

- Chyba na coś wpadłem... - powiedział powoli i spojrzał na swoją dziewczynę z budzącą się w oczach ekscytacją. – To będzie strzał w dziesiątkę! Ginny, wszystko ci wyjaśnię niedługo, muszę iść!

Weasleyówna spojrzała za nim zaskoczona, ale nawet nie zdążyła skinąć głową, gdyż Ślizgon ucałował ją w czoło i zniknął za rogiem korytarza.

Zabini stanął przed ciemnymi drzwiami, przybierając wyluzowany wyraz twarzy. Poprawił szatę i uśmiechnął się cwanie, pukając mocno. Po kilku sekundach oczekiwania w wejściu stanął Severus Snape, patrząc ciemnymi oczami na podopiecznego z zaintrygowaną miną. Wąskie usta wykrzywiły się zniecierpliwione.

- Czego chcesz, Blaise?

- Piękny dzień, prawda, profesorze? – mulat przeszedł obok mężczyzny, wchodząc do środka jak do siebie i rozejrzał wokoło. Wzrok ulokował na czarnej kanapie, gdzie po chwili usiadł i złapał za jedno z ciasteczek, leżących na stoliku przed nim.

- Nie wydaje mi się, bym pozwolił ci wejść, Zabini – wysyczał Snape, mierząc go spojrzeniem.

- Mam pewną sprawę i... fuj! – wypluł z ust kawałki ciastka, a Severus wykrzywił się drwiąco.

- Prezent świąteczny od dyrektora. Ręcznie robione. Nie smakują ci, Blaise?

- Zawsze wiedziałem, że ten mężczyzna gdzieś głęboko w głowie pragnie wymordować nas wszystkich. Nie spodziewałem się jednak, że zacznie od ciebie, profesorze.

- Chyba nie spodziewałeś się, że od ciebie? Uznane by to zostało za rasizm – prychnął i usiadł naprzeciwko. – Czemu więc ZAWDZIĘCZAM twoją wizytę, Zabini? Raczej nie często wpadasz na ciasteczka.

- Mam sprawę.

- Nim zapytam o co chodzi, chcę wiedzieć, co będę z tego miał.

- Nie wiedziałem, że obok bycia mistrzem eliksirów jest pan również mistrzem w robieniu interesów, profesorze – Blaise prychnął.

- Przejdźmy do sedna. Za dziesięć minut zaczynam zajęcia z Gryfonami. Szkoda by było nie odjąć Longbottomowi punktów za spóźnienie – wygiął kąciki ust i wyprostował się. – Więc? Co z tego będę miał, Blaise?

- Zacznę chodzić na eliksiry, a jak już przyjdę, to obiecuję, że nie wysadzę sali. Zacznę również odrabiać zadania domowe i nawet napiszę je samodzielnie! Nie będę również rozsyłał anonimowych listów o pańskim romansie z dyrciem i... dam panu spokój do końca roku szkolnego. A, i może... nie będę całował się z Ginny w pańskim składziku.

Snape zwęził niebezpiecznie oczy.

- Przestaniesz również wchodzić tutaj jak do siebie, nie będziesz ubierał moich szat, a także przestaniesz podkradać mój szampon do włosów.

- I tak go pan nie używa, więc nie wiem co za problem...

- ZABINI! WYPAD STĄD!

- Już! Już jestem grzeczny! Rany, gdzie pańskie poczucie humoru?

- Masz szczęście, że przyjaźnię się z Twoją matką, niewdzięczny gówniarzu. Mów szybko, o co chodzi? To musi być coś, skoro tak się „poświęcasz".

Blaise odetchnął, po czym wypowiedział szybko:

- Niech pan pomoże mi spiknąć Malfoya z Hermioną.

Snape wydał z siebie dźwięk podobny do śmiechu, po czym prychając, powiedział - Z Granger? Zgłupiałeś? Jakbym miał to zrobić? Wyjdź i przestań marnować mój czas takimi głupotami!

- W zamku chodzą plotki, że jest pan dla Draco jak ojciec chrzestny! Profesorze, to jak autorytet! Dodatkowo... nikt nie posiada takiej władzy jak pan...

- Zabini...

- Błagam! Wystarczy... robić to, co ja powiem. Wchodzi pan, profesorze?

###

Draco wraz z Blaise'em dotarli pod salę, gdzie odbywała się lekcja eliksirów i rozejrzeli się wokoło, przeszukując spojrzeniem korytarz. Czarnoskóry wyskoczył nagle niespodziewanie w powietrze, co oznaczało, że znalazł to, czego szukał. Pociągnął za sobą niezadowolonego blondyna, przedzierając się przez tłum uczniów i stanął obok dwóch Gryfonek.

- Witamy piękne panie! – wyszczerzył się w stronę stojących obok dziewczyn. Nachylił się w kierunku Ginny i po obdarowaniu dziewczyny słodkim niczym miód buziakiem, rozłożył ręce i porwał Hermionę w pełnym przyjacielskiej miłości uścisku.

Draco natomiast skinął rudej głową niechętnie. Na chwilę zawiesił wzrok na starszej Gryfonce, patrząc jej prosto w oczy, które w tym momencie przybrały kolor bursztynu. Po chwili Ślizgon wyrwał się z amoku. Hermiona zmierzyła go swoim czujnym wzrokiem. Nie wiele myśląc, oboje, niemalże w tym samym momencie prychnęli pod nosem i nie zważając na nic, obrócili głowy w przeciwnym kierunku.

- Powiało chłodem – zażartował Blaise. – Może okażecie sobie odrobinę czułości? Ciepła? No wiecie, tak, żeby śnieg przestał na nas już padać i zamrażać nasze serca?

- A to da się zamrozić serce Malfoya jeszcze bardziej? – spytała Hermiona głosem pełnym sarkazmu, na co Draco posłał jej mordercze spojrzenie.

- Nie możecie w końcu wyluzować? – zaproponowała cicho Ginny. – Chcielibyśmy chociaż raz spędzić normalnie dzień, bez waszych warknięć w swoją stronę.

- To Granger zaczyna – Draco wykrzywił się w bezczelnym uśmiechu.

- Ja?! Chyba coś ci się pomieszało, ty skretyniały...

- Stop! – Blaise uniósł wysoko ręce, by przestali. – Ciągle się obrażacie o to, kto zjadł ostatnie ciasteczko dyniowe? Jak dzieci.

- I kto to mówi. Ten najbardziej dorosły – burknął blondyn pod nosem, na co Zabini zmiażdżył go wzrokiem.

Profesor Snape stanął w drzwiach od sali eliksirów. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy wpuścił Gryfonów oraz Ślizgonów do wnętrza swojego królestwa.

Westchnął ciężko i zamknął za nimi drzwi.

- Malfoy, Ty i Granger pracujecie dzisiaj razem. Zapraszam do pierwszej ławki – rozkazał, po czym nie zważając na zdziwione miny uczniów podszedł do biurka.

- Co?! Dlaczego?! – krzyknęli niemal równocześnie.

- Bo ja tak powiedziałem. Siadaj.

Draco spojrzał na ulubionego profesora z niedowierzaniem, lecz ten najwyraźniej nie miał zamiaru zwrócić na niego uwagi. Machnął różdżką, a na tablicy za jego plecami zaczął pojawiać się plan na dzisiejsze zajęcia.

- Mądrzejsi z was, zapewne zauważyli, że na dzisiejszych zajęciach będziecie ważyć eliksir wzbudzający euforię. Nie należy on do skomplikowanych, jednak zważając na niektórych z was... - skupił wzrok na Harrym - może dojść do niespodziewanego samozapalenia tejże świątyni. Jednakże, będziecie pracować w parach. Po skończeniu, każdy z was go wypróbuje. Zaraz podzielę was wszystkich tak, byście nie potruli się wzajemnie. Chociaż patrząc na niektórych z was, uważam, iż byłaby to całkiem kusząca wizja.

Mężczyzna zaczął chodzić po sali, tworząc pary. Harry z niezadowoleniem spojrzał na swoją partnerkę, którą okazała się być Parkinson. Blaise na swoje nieszczęście musiał usiąść z Ronem, co wywołało u Dracona złośliwy rechot. Gdy Snape przeszedł jednak obok ich stolika, nawet się nie zatrzymując, zawołał za nim:

- Profesorze, a co ze mną?!

- Przecież masz już parę, Draco – Severus prychnął.

- I jak my mamy się niby wzajemnie nie potruć?

- Ostatnio twoje oceny z eliksirów się pogorszyły, więc stwierdziłem, że panna Granger będzie odpowiednią kandydatką.

Draco wytrzeszczył oczy, a siedząca obok Hermiona parsknęła śmiechem.

- Co cię tak bawi, Granger? – warknął.

- Chyba jednak nie jesteś tak idealny, jak ci się wydawało, Malfoy. Dlatego rób, co mówię, bo nie chcę skończyć w Mungu.

- Nie mądruj się, Granger – wysyczał, ale za nim ponownie stanął Snape.

- Cisza! Możecie zaczynać.

Hermiona z Draco spojrzeli na siebie spode łba, lecz posłusznie wzięli się do pracy. Szatynka zaczęła wyciskać cytryny, pozostawiając dla blondyna obranie fig Abisyńskich. Chłopak westchnął i niechętnie chwycił nóż do ręki.

Przez krótki moment wydawało się, że ich współpraca nie będzie wcale tak ciężka, jak im się wydawało. Wszystko jednak zmieniło swój tor w ekspresowym tempie.

- Malfoy, źle to robisz! Nie obcinaj tych końców!

- Ślepa jesteś? Zobacz do podręcznika! – natarł na nią.

- Patrzę i to chyba ty jesteś ślepy. Zobacz! Czy według ciebie, to wygląda jak to coś, co trzymasz w dłoni?!

- Co się tutaj dzieje? – usłyszeli oschły głos przed sobą, więc oboje podnieśli głowy.

- Nie mogę z nią pracować!

- A ja z nim! Nie stosuje się do moich poleceń!

- CISZA –warknął Snape. – Jest to ćwiczenie polegające na współpracy. Moglibyście więc łaskawie przestać krzyczeć na całą salę i zabrać się do roboty?

Gryfonka i Ślizgon mruknęli cicho, lecz powrócili do swoich zadań. Nie minęło jednak kolejne piętnaście minut, a Draco z satysfakcją syknął:

- Nie oddzieliłaś listków poprawnie, Granger.

- Co?! – zmarszczyła brwi, wpatrując się w stosik mięty niepewnie. – Na pewno robiłam wedle instrukcji! O czym ty mówisz, fretko?!

- Czyżbyś nie potrafiła się przyznać do błędu, Granger?

- Malfoy i Granger. Szlaban – zarządził obojętnie Snape. Draco spojrzał na niego z oburzeniem.

- Za co?!

- Przeszkadzacie na moich zajęciach. Jeszcze chwila, a zdobędziecie szlaban na cały rok szkolny.

Malfoy opadł na krzesło z irytacją i sięgnął po nożyk. O tym samym również pomyślała zdenerwowana Hermiona. Zimne palce blondyna zacisnęły się na jej dłoni, co spowodowało jakieś dziwne prądy. Odskoczyli od siebie jak oparzeni, a policzki Hermiony zarumieniły się. Odchrząknęła, unikając jego wzroku.

- Jacy oni są przewidywalni – westchnął Blaise, uśmiechając się pod nosem.

- O czym ty bredzisz, Zabini? – sarknął Ron, patrząc na niego jak na wariata, ale Blaise zignorował go. Pokazał za to kciuka Snape'owi, który burknął tylko pod nosem.

- Granger i Malfoy na środek. Nalejcie sobie dwie fiolki z eliksirem.

Wykonali polecenie i stanęli na środku, niechętnie patrząc na zawartość fiolek, a następnie na siebie. Przymknęli powieki i jednym, krótkim ruchem opróżnili zawartość. Przez chwilę nic się nie wydarzyło, ale po kilku sekundach Hermiona zaczęła się niekontrolowanie śmiać i uśmiechnęła się szeroko do Malfoya.

- Nie wiem czy to tak miało działać, ale całkiem dobre było!

- Tak – odwzajemnił szeroko uśmiech. – Czuję się taki lekki... Granger, masz ładny nos.

Wszyscy zamrugali, gdy Draco złapał za jej nos, a Hermiona się roześmiała wesoło i chwyciła również za jego.

- W porządku, siadać – mruknął znudzony Snape. - Łapanie za nosy, to tylko efekt uboczny. Za chwilę minie. Po lekcjach zostaniecie jeszcze na chwilę. Zabini i Weasley, teraz wy.

Mulat wyszedł na środek z niezadowolonym rudzielcem. Po chwili obaj łyknęli eliksir ze swoich fiolek. W odróżnieniu do eliksiru Hermiony i Draco, ten wydawał się odrobinę mętniejszy.

Nie minęło pięć sekund, a po całej sali rozległ się dźwięk śpiewu Zabiniego. Ron z błogim uśmiechem zaczął mu przyklaskiwać. Na domiar złego, Draco wstał ze swojego miejsca i również zaczął klaskać, śmiejąc się wesoło.

- Koniec – Snape wstał i zakrył dłonią twarz. – Wszyscy wyjść. Nie chcę słyszeć więcej. Granger i Malfoy – wskazał na nich palcem - wy zostajecie.

Uczniowie opuścili salę, a w środku został tylko Snape z Draco i Hermioną, śmiejącymi się do siebie.

- Och, wypijcie to! – warknął Mistrz Eliksirów i popchnął w ich kierunku dwie fiolki ze złotym płynem. Gdy wypili ich zawartość, ich miny uległy natychmiastowej zmianie.

- Czy mogę wziąć jedną dla Zabiniego? – zapytał zszokowany Draco.

- Nie – Snape obnażył zęby w podłym uśmiechu. – Panu Zabiniemu przyda się odrobinę rozrywki.

- O tak, bo na pewno ma jej za mało – westchnął Draco. – Co z tym szlabanem?

- Oboje będziecie pomagać skrzatom domowym w kuchni do zbliżających się świąt. Oczywiście, musicie pracować razem. Na razie dwa wieczory powinny wystarczyć.

- Co?! Mam robić za skrzata domowego?! – oburzył się blondyn.

- Właśnie tak, panie Malfoy. Życzę powodzenia. A teraz, WYNOCHA!

###

- Ten stary nietoperz zwariował! – Draco kopnął w szafkę. – Mam robić za skrzata domowego! I to jeszcze z kim? Z tą dziewicą orleańską? Z Granger!

- W sumie nie taka zła opcja, co? – wyszczerzył się Blaise. – Pobędziecie sami, może coś ciekawego się wydarzy... Hej, może dołączysz do „wszy"!

- Do czego? – Draco wytrzeszczył oczy. – Skrzaty domowe mają wszy?! Nie, nie mogę tam iść z moimi lśniącymi włosami!

- To jest coś, co założyła Hermiona. Ginny wspominała, że walczy o wolność skrzatów domowych. Uważa, że powinny zarabiać za swoją pracę, czy coś.

- Co za głupota. To mogła tylko Granger wymyślić.

- Ale słodka głupota, co? – Zabini się wyszczerzył.

- Ta... - zamrugał i otrząsnął się. – Powiedz mi, Zabini, którego słowa w zdaniu „ona mnie nienawidzi" nie rozumiesz?

- Ja uważam, że na ciebie leci. Stary, otrząśnij się! Jesteś Draco Malfoy! Jesteś drugim najprzystojniejszym facetem w Hogwarcie!

- Drugim? – Draco uniósł brew.

- Chyba nie miałeś nadziei na pierwsze miejsce? – prychnął. – Tylko spójrz! Dziewczyny, która kocha Blaise'a?

Ślizgonki podniosły ręce do góry, śmiejąc się, a Blaise wyszczerzył się do przyjaciela.

- Widzisz? Ale nie martw się, grzałem ci miejsce za sobą. To co z Hermioną?

- Ona jest inna.

- A nie mówiłem, że masz się odgburowić? Miałeś być milszy, weselszy, a wciąż pozostajesz Malfoyem. Walcz o nią, tygrysie!

- Zabini... mówił ci ktoś, że jesteś idiotą?

- Nie. Jesteś pierwszy.

Draco westchnął i opadł ciężko na kanapę, kryjąc twarz w dłoniach. Spomiędzy jego palców wydobyło się tylko głuche:

- Zabij mnie, Blaise.

###

- Zabij mnie, Ginny – jęknęła Hermiona, opadając na fotel w pokoju wspólnym. – Co ja takiego złego zrobiłam w zeszłym życiu? Nie mam pojęcia o co chodzi Snape'owi, przecież Malfoy to jego ulubieniec!

- Przesadzasz, Hermiono. Przecież lubisz pomagać skrzatom.

- Owszem, ale Malfoy? Wyobrażasz go sobie tam?

- Nie będzie tak źle. Może będziecie się całkiem dobrze bawić. Wiesz, idą święta, ludzie się zmieniają – pocieszyła ją.

- Człowiek taki jak Malfoy ma się zmienić tylko dlatego, że idą święta? – prychnęła. – Już szybciej Dumbledore ubrałby się w różowy szlafrok, a Snape zaśpiewałby kolędy. On mnie nienawidzi, Ginny! Myślałam, że jest inaczej, ale myliłam się...

- A ja uważam, że mu się podobasz. Po prostu... musicie się na siebie otworzyć! Ślizgoni są z natury zamknięci w sobie i dość opryskliwi.

- Tak, a Blaise na samym czele? – uniosła brwi.

- Blaise jest wyjątkiem. I to wielkim wyjątkiem. A teraz rozchmurzamy się i ruszamy dumnie do kuchni! Zobaczysz, jeszcze wspomnisz moje słowa!

###

Hermiona weszła do kuchni z uśmiechem witając się ze skrzatami. Zjadła kilka ciasteczek, które jej podarowały, a następnie pomogła postawić na stół kilka talerzy. Nie pierwszy raz to robiła. Często przychodziła z nimi porozmawiać i pomóc. Jednak zawsze była sama. Spojrzała na zegarek, sprawdzając godzinę.

W tej samej chwili drzwi otworzyły się, a przez nie przeszedł Draco Malfoy we własnej osobie. Szatynka zerknęła na niego i roześmiała się głośno. Chłopak jednak zmarszczył brwi groźnie.

- Co ty masz na włosach, Malfoy?

- Czepek ochronny – warknął, ale poczuł, że jego policzki płoną, więc ściągnął go. – Na wszelki wypadek, gdyby coś miało zaatakować moje włosy.

- No tak, bo w tej kuchni wszystko wręcz poluje na nie – zadrwiła. – Zacznijmy już, a szybciej stąd wyjdziemy. Musimy rozłożyć talerze i sztućce na wszystkich stołach.

Nakrywanie stołów przebiegało im w spokojnej atmosferze. Następnie jeden ze skrzatów wręczył im przepis i poprowadził do szafki, gdzie mieli zacząć robić ciasteczka. Oboje byli skupieni na swojej pracy. Hermiona kręciła magicznym mikserem, a Draco przygotowywał blaszkę i kolejne składniki, wsypując je do miski Hermiony.

- Stop! Za szybko! Jeszcze muszę wkręcić jeden składnik! – Hermiona zatrzymała jego rękę. Draco przymknął powieki, ciężko wzdychając.

- Kobieto, błagam, nie zaczynaj... - wycedził przez zęby.

- Te ciastka będzie jadł cały Hogwart!

- I na pewno się zatrują jak dodasz cukier trzy sekundy za szybko – zirytował się.

- Czy oni potrafią się kłócić o wszystko? – zapytał z niedowierzaniem Blaise, chowając się za lodówką i wyciągnął różdżkę, celując nad nich. – Zaraz im trochę poprawię humory.

- Blaise, co ty... - zaczęła Ginny, ale było już za późno. Zaklęcie wystrzeliło, a mąka, która stała na szafce nieopodal Hermiony i Draco, spadła prosto na ich głowy, brudząc tym samym wszystko dookoła nich.

- Co to, na Merlina, było?! – blondyn rozejrzał się wokoło, ale usłyszał tylko głośny wybuch śmiechu szatynki.

- Trzeba było zatrzymać ten czepek. Jednak coś postanowiło zaatakować twoje włosy.

Draco dotknął drżącą ręką głowy i jęknął. Wziął garść mąki w dłoń i spojrzał ponurym wzrokiem na Hermionę, która złapała się za brzuch, wciąż śmiejąc. Skrzywił się i nim zdążył się pohamować, cisnął trzymaną mąką prosto w twarz szatynki. Hermiona otworzyła szeroko usta, wpatrując się w niego morderczo. Zgarnęła również odrobinę białego pyłu, automatycznie cisnęła nim w blondyna, rozpoczynając tym samym wojnę na mąkę.

Pięć minut później po całej kuchni walała się mąka, a wśród niej Ślizgon i Gryfonka, rzucając się z dzikimi okrzykami i śmiechem.

Draco powalił Hermionę na podłogę, obsmarowując jej twarz białym proszkiem, śmiejąc się przy tym bezczelnie. Gryfonka nie pozostawała mu dłużna. Czuli się jak małe dzieci, ale w tej chwili im to nie przeszkadzało.

Blaise i Ginny również cieszyli się, obserwując z satysfakcją przyjaciół.

- Malfoy, błagam, koniec!

Draco pomógł wstać Hermionie i otrzepał się. Spojrzał na jej białą twarz i z uśmiechem ściągnął odrobinę mąki z jej włosów.

- Pomoc skrzatom jest całkiem fajna. Może powinienem zapisać się do wszy.

Hermiony oczy zaświeciły.

- Słyszałeś o W.E.S.Z? Jestem założycielką! To naprawdę super sprawa! Mogę cię zapisać jak chcesz, tylko wpisowy, to jeden galeon!

Draco uśmiechnął się, a do środka pomieszczenia wszedł Severus Snape, omiatając podłogę groźnym spojrzeniem.

- Co tu się dzieje?!

- Robimy ciasteczka, profesorze – odpowiedział kpiąco Malfoy, powodując u mężczyzny niezadowolony grymas.

- Doprawdy? – wycedził. – Nie słyszałem o świątecznych ciasteczkach, które częściowo są nadziewane ludzkim potem, śliną i brudem z podłogi. Zaraz sprzątniecie to wszystko. Ręcznie.

- Na gacie Merlina, co się tutaj wydarzyło?! – za Snape'em stanął Dumbledore, otulony różowym, puchatym szlafrokiem.

- Czy coś się stało... dyrektorze? – Severus krytycznie zmierzył jego wygląd, ale staruszek zdawał się tego nie zauważać.

- Przyszedłem tylko po herbatkę i trochę wiśniowego ciasta! Nie ma nic lepszego niż porządna wiśnia przed snem!

- Naturalnie – Snape wycharczał i przeniósł spojrzenie na uczniów. – A co do was, to zaraz zaczniecie się uwijać. Przypominam, to jest szlaban...

- A czy na szlabanie nie można dobrze się bawić? – wpadł mu w słowo Albus. – Severusie, wygląda na to, że panna Granger z panem Malfoyem chcieli upiec ciastka! Może my też powinniśmy spróbować?

- Nie wydaję mi się...

- Oj, daj spokój! Jesteś mistrzem eliksirów! Poradzisz sobie z ciastkami! Chodź, zrobimy kilka! A wy – spojrzał na Hermionę i Draco – chyba powinniście się już zbierać do łóżek.

Nie czekali ani chwili. Uśmiechnęli się kpiąco pod nosami i ruszyli do wyjścia. Nie zaszli jednak daleko, a usłyszeli głos profesora, osnuty złością.

- NIE. TAK. SZYBKO. Jutrzejszy wieczór spędzicie na strojeniu zamku. Mam nadzieję, że to nie sprawi wam, aż takich problemów – warknął, ale Dumbledore cisnął w niego mąką, chichrając się. Hermiona z Draco również parsknęli śmiechem, widząc jego minę, ale nim zdążyli zarobić kolejny szlaban, wybiegli z kuchni.

- To nie było coś, co chciałem zobaczyć – wykrztusił Draco.

- Ja chyba też nie – przytaknęła ze śmiechem. – Ale widziałeś jego minę? Dobrze, że jutro nie mamy eliksirów.

- Może jutro nawet nie będzie w stanie wstać. Dumbledore może chcieć szaleć całą noc w kuchni – wzdrygnął się, na co Hermiona znowu się zaśmiała.

- Jutro jednak musimy stroić szkołę. Dobrze, że większość już wyjeżdża na przerwę świąteczną

Stanęli przed schodami i spojrzeli na siebie w milczeniu. Dopiero teraz zdali sobie sprawę, że spędzili w swoim towarzystwie kilka godzin i nie pozabijali się wzajemnie, a wręcz przeciwnie. Zgodnie mogli przyznać, że wspólny czas minął całkiem przyjemnie.

- To... do jutra, Granger – posłał jej niepewny uśmiech, który odwzajemniła.

- Tak, do jutra.

Draco odprowadził ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła za rogiem i pozwolił sobie na szerszy uśmiech. Odwrócił się i ruszył w kierunku lochów, czując przyjemną lekkość na sercu. Wszedł po cichu do dormitorium, gdzie spali już Crabbe i Goyle, lecz łóżko Zabiniego było puste. Nie zdziwiło go to zbytnio, Blaise lubił włóczyć się nocami z Weasley po zamku.

Położył się na łóżku, wpatrując w baldachim i powrócił myślami do minionego szlabanu. Żaden z nielicznych szlabanów jakie miał przyjemność doświadczyć w swoim życiu, nie były tak przyjemne jak ten, z którego właśnie powrócił. Było śmiesznie, a Granger okazała się być całkiem ludzka. Ciekawiło go, jak zachowa się jutro.

Nie zdążył przebrać się w piżamę, a już poddał się objęciom Morfeusza.

###

- Czekam na relacje! – Draco skrzywił się, gdy z samego rana zobaczył siedzącego na jego łóżku Blaise'a. Mulat wpatrywał się w niego z oczekiwaniem i ekscytacją. – Jak szlaban z Hermioną? Mogę już do niej wołać: „ej, Malfoy! Chodź tutaj!"?

- Zabini, czy ty nie możesz sobie znaleźć ciekawszego zajęcia? – blondyn jęknął i zakrył głowę poduszką. – Nic się nie wydarzyło, rozumiesz? A Granger wciąż pozostaje tylko Granger.

- Szkoda – Blaise westchnął. – Dzisiaj również macie szlaban?

- Tak, ale zaczynamy stroić szkołę. Snape ostatnio ma coś z poczuciem humoru. Znowu coś mu zrobiłeś?

- Nie, to nie ja! – zaprzeczył szybko i wstał, unikając jego wzroku. – No cóż, może tym razem ci się poszczęści.

Czas do wieczora minął w ekspresowym tempie. Zanim Draco zorientował się, stał już u progu Wielkiej Sali wraz z Hermioną, rozwieszając świąteczne ozdoby. Według niego było to upokarzające, więc gdy tylko ktoś zmierzał w ich kierunku, natychmiastowo chował się za najbliższą zbroją. Obserwował również z zaintrygowaniem, jak szatynka uważnie dobiera kolory, marszczy brwi w zastanowieniu i uśmiecha się pod nosem. Dla niej widocznie dzisiejsza część szlabanu wydawała się przyjemniejsza niż dla niego.

- Malfoy, skończ się obijać i pomóż mi. Jakbyś nie zauważył, przed nami cały Hogwart, a ja nie mam zamiaru nocować na korytarzu!

Blondyn westchnął ciężko i jednym ruchem różdżki zawiesił łańcuch nad wejściem. Nie wkręcił się w to jak Hermiona, ale po czasie zmuszony był przyznać, że ciemne, zimne mury nabrały weselszego klimatu.

- Słyszałaś kiedyś, że jeżeli bombka nie będzie powieszona na każdym kroku, to wcale nie będzie to przestępstwo i wbrew pozorom nie zamkną cię w Azkabanie? – zadrwił, opierając się o ścianę i obserwując jak Gryfonka wychyla się z wysokiej drabiny, by powiesić kolejną do kolekcji ozdobę. – Poza tym, Hagrid wstawia z rana choinki.

- Więc będzie jeszcze piękniej – odpowiedziała zadowolona. – Przestań się obijać i spójrz jak elegancko!

Draco uśmiechnął się, ale jego mina natychmiast uległa zmianie. Drabina, na której stała dziewczyna zadrżała, gdy korytarzem przemknął z dzikim piskiem Irytek, trącając wszystko, co miał pod ręką. Rzucił w ich kierunku kilkoma śnieżkami, tańcząc w powietrzu kankana. Skończyło się na tym, że Hermiona runęła wraz z drabiną w dół i pisnęła, przymykając powieki. Draco skoczył w jej kierunku, łapiąc w ostatnim momencie i upadając na posadzkę.

Poltergeist spojrzał wodnistymi oczkami na leżącą dwójkę i zarechotał.

- Granger skacze po drabinach, dalej spada na blondyna! Ale ubaw!

- Zjeżdżaj stąd, zanim przerobię cię na duchową sałatkę! – zagroził z dołu Draco, a duszek odleciał głośno się śmiejąc. Ślizgon potarł ramię i zwrócił się do dziewczyny. – Nic ci nie jest?

- Nie... - wydyszała, lecz spojrzenie wciąż było przerażone. – Dzięki, że mnie złapałeś.

- Nie ma za co – westchnął i wstał, łapiąc ją w pasie. – Ten cholerny pajac tutaj nabrudził.

Hermiona podążyła za jego spojrzeniem, ale zaniemówiła. Centralnie nad ich głowami zaczęła wyrastać jemioła. Wpatrywała się w nią jak urzeczona. Gdy Draco również ją zauważył, jego oczy rozszerzyły się do wielkości dwóch spodków.

- Skąd to się wzięło? – wychrypiał i zerknął na nią. Jej brązowe oczy również były w nim utkwione. Miał wrażenie, że błyszczą w jakiś uroczy sposób. Zrobił niepewny krok w jej stronę.

- Udało się! Ginny! Udało się! – pisnął Blaise, obserwując zza rogu sytuację. Stojąca obok Weasley uśmiechnęła się triumfalnie i schowała różdżkę za pazuchę.

- Oczywiście, ze się udało. Przynajmniej prawie nie zabiłam Hermiony.

- Irytek to złodziej! Wziął ode mnie dwa galeony za pomoc. Rozumiesz to?! DWA GALEONY za to, że prawie ją połamał!

- Cicho! Obserwuj, jak tworzy się nowa historia! – pisnęła i zasłoniła usta.

Usta Hermiony i Draco dzieliły już tylko milimetry, gdy nagle odskoczyli od siebie jak oparzeni. Severus Snape u boku z Albusem Dumbledore'em, patrzyli na nich z mieszaniną emocji. Nauczyciel eliksirów uniósł brew z niedowierzaniem, za to dyrektor zachichotał pod nosem zadowolony, świdrując ich zarumienione twarze błękitnymi oczami. Szkoda tylko, że nie usłyszeli jęknięcia zawodu z gardeł dwójki uczniów, schowanych kilka metrów dalej.

- Granger i Malfoy, czy wy potraficie zrobić cokolwiek? – warknął czarnowłosy, wskazując ręką na bałagan wokoło.

- Panie profesorze, to był Irytek!

- Jesteście dorosłymi ludźmi podobno, a zachowujecie się jak błazny skaczące na koncercie Fatalnych Jędz – przewrócił oczami. – Widocznie wam za mało. W takim razie poznacie moje dobre serce. Wasz szlaban przedłużam do dnia jutrzejszego.

- Ale profesorze...

- Teraz ja mówię, panie Malfoy – wyszczerzył się wrednie. – Właśnie profesor Dumbledore opowiadał mi o ciekawym pomyśle na jutrzejszy dzień. Profesorze, znalazłem chętnych.

- Doprawdy? – staruszek się ożywił. – Wspaniale, nawet nie wiecie jak bardzo historyczny dzień to będzie dla Hogwartu!

- Historyczny? To znaczy? Co będziemy musieli robić?

###

- On sobie chyba żartuje! Nie wyjdę w tym!

W jednym z dormitoriów Slytherinu można było usłyszeć głośny wrzask pewnego blondyna. Draco Malfoy przyglądał się swojemu odbiciu z niedowierzaniem, a obok na łóżku Teodor Nott i Blaise Zabini zwijali się ze śmiechu, ocierając łzy.

- Czemu nie? Podkreśla twoje wdzięki – powiedział poważnie Teo, lecz po chwili ponownie ryknął śmiechem.

- Nie będziesz mógł się odpędzić od kobiet! – zawtórował mu Zabini.

Draconowi jednak nie było do śmiechu. Spojrzał na wciąż śmiejących się przyjaciół spojrzeniem zimnym jak lód, po czym powrócił do lustra. Zawsze wiedział, że Snape posiada wyjątkowe poczucie humoru, jednakże to, co tym razem zafundował blondynowi, zmroziło arystokracie krew w żyłach. Z samego rana na krześle przy jego łóżku leżał strój, który w tej chwili młody dziedzic rodu Malfoyów miał na sobie. Dzwoneczki, zielone barwy, rajstopy – tego dnia musiał odegrać rolę elfa, roznoszącego prezenty i słodycze.

- Nie wyjdę w tym. Nie ma mowy – jęknął i opadł obok nich. – Zabijcie mnie, chłopaki.

- Daj spokój, ja bym cię brał – wyszczerzył się Nott. – A ty, Zabini?

- No przecież! – zachichotał i potrząsnął dzwoneczkiem na czapce Malfoy z uciechą. – Jakie super! Nic, tylko wyrywać kobiety! Ruszaj na podbój, wróżko!

- Jestem elfem – warknął, ale widocznie jego koledzy tego nie dosłyszeli, gdyż po raz kolejny dnia dzisiejszego ryknęli śmiechem.

Minęło dużo czasu, nim Draco odważył się wyjść z dormitorium. Opuścił głowę w dół, starając się ignorować śmiechy wśród uczniów i dotarł do Wielkiej Sali. Granger już na niego czekała, ubrana w podobny strój. Patrzyła na niego równie zażenowana, co chwile obciągając podwijającą się krótką spódniczkę. Mimo wszystko musiał przyznać, że na niej ten strój wyglądał o wiele lepiej.

- Gotowy? – zapytała cicho, na co skinął tylko niechętnie głową.

Przez cały dzień chodzili po szkole roznosząc prezenty i upominki dla znajomych. Nie spodziewali się, że będzie ich tak wiele, ale bardzo szybko okazało się, że wszystko to, to zasługa Blaise'a. Mulat bawił się wybornie. Ubrany w mikołajową czapkę, wysłał wszystkim świąteczne kartki, które roznosił Dracon.

- Wróżko, wróżko, co masz dla mnie? – Draco, usłyszał głos swojego przyjaciela za sobą i już po chwili ciężka kulka śniegu obiła się o jego plecy.Obejrzał się wściekły, ale Hermiona złapała jego przedramię.

- Daj spokój. Ignoruj ich, chcą cię tylko zezłościć. Ja uważam, że wyglądasz bardzo pociągająco – mrugnęła do niego.

- Tak? - wypiął dumnie pierś. – Tobie też nieźle w tych bucikach, Granger.

Hermiona roześmiała się i spojrzała na swoje okazałe, puchate buty.

- Wracamy do pracy?

- Niech to się skończy – westchnął. – Po wszystkim zabiję tych kretynów. Teraz trzeba roznieść prezenty! Ruszamy!

Draco wciąż czuł się kretyńsko w swoim przebraniu, ale o wiele lepiej niż przedtem. Pokrzepiał go uśmiech Hermiony, która krążyła gdzieś w jego pobliżu, ignorując gwizdy na swój widok. Pomachała mu z drugiej strony sali, wysypując na Zabiniego cały koszyk złotych, brokatowych konfetti. Mulat nie potrafił pozbyć się brokatu, aż do samego wieczoru, co bardzo spodobało się Draconowi.

Po męczącym dniu, opadli na puste ławki znajduję się w Wielkiej Sali, ciężko przy tym oddychając. Draco zdjął z siebie czapkę z dzwoneczkiem i cisnął gdzieś w kąt. Rozprostował nogi i zerknął na Hermionę.

- Nigdy więcej. Snape mnie popamięta.

- Daj spokój, było całkiem zabawnie – zaśmiała się. – Widziałam, że Blaise przytulił się do niego. Wiesz co to oznacza, prawda? Nasz ukochany profesor błyszczy teraz na złoto.

- Czyli są jakieś plusy tego cholernego szlabanu, Granger. – Nie wiedząc dlaczego, puścił do niej oko, a jej blada cera pokryła się szkarłatnym rumieńcem. – Masz rację, gdy teraz o tym myślę, ten dzień był całkiem zabawny.

###

Blask grudniowego słońca obudził Draco. Chłopak rozciągnął mięśnie po minionym śnie, po czym rozejrzał się wokół. Minęła druga w nocy, kiedy Filch przyłapał jego i Hermionę rozmawiających w Wielkiej Sali. Na samo wspomnienie ich rozmów i jej śmiechu, sam nie potrafił powstrzymać własnego.

Z nieznaną mu radością narzucił na siebie koszulę, po czym zmierzył wzrokiem stos prezentów leżący niedaleko łóżka. Przejrzał ich zawartość, zakładając szary krawat, który znalazł w elegancko zapakowanym pudełeczku.

Zszedł do Wielkiej Sali, gdzie odbywało się śniadanie bożonarodzeniowe i rozejrzał wokoło. Cztery stoły zniknęły, a zamiast nich stanął jeden długi, który bez problemu pomieścił wszystkich pozostających na święta w Hogwarcie.

Blaise pomachał do niego, więc ruszył w tamtym kierunku i usiadł obok. Jak się okazało, naprzeciwko niego siedziała Hermiona. Uśmiechnęli się do siebie nieśmiało, co nie uszło uwadze ich przyjaciół.

- Ładny krawat – zauważyła z błyskiem w oku, ale Draco nie zdążył jej odpowiedzieć.

- Skoro już wszyscy jesteśmy, to możemy zaczynać! – zawołał dyrektor, gdy wszyscy zajęli miejsca. – Wesołych świąt, kochani! Może zaśpiewamy kolędę?

Uczniowie wymruczeli pełne dezaprobaty słowa pod nosem. Po chwili jednak, większa część znajdującej się młodzieży zaczęła śpiewać. Sam Albus wydawał się zachwycony. Wymachiwał różdżką niczym batutą, a sztućce wokół niego dźwięcznie podskakiwały.

- Severusie! Głośniej! Wysil się trochę!

Snape spojrzał na niego niezadowolony, ale jego usta nie poruszyły się nawet o milimetr. Dumbledore wsadził na jego głowę rogi renifera, jednakże nie spowodowało to żadnej reakcji mistrza eliksirów.

- Cukierki niespodzianki! Podzielmy się z osobą siedzącą naprzeciw!

Wzdłuż stołu lewitował kapelusz, skąd jedna osoba wyciągała cukierka, dzieląc się z kolegą naprzeciwko. Hermiona również chwyciła jednego i wyciągnęła w kierunku Draco. Rozerwali go wspólnymi siłami, a ze środka wyskoczyła czerwona wstążka, łącząc ich ręce niczym sidło.

- Oho! Mamy pierwszą pułapkową! – zaklaskał Dumbledore. – Severusie, świetny pomysł!

- Co mamy zrobić? – zapytała Hermiona cicho Ginny, która uśmiechała się wesoło.

- Wstążka puści was, gdy wyznacie sobie jakąś prawdę. Pogadajcie po prostu.

Szatynka spojrzała zarumieniona na Ślizgona, ale ten wstał i nakazał jej iść za nim. Nie było to najprostsze zadanie, biorąc pod uwagę, że musieli przejść z rękoma w górze przez pewną długość stołu. Usiedli przy kominku w drugim końcu sali i spojrzeli na swoje złączone dłonie niepewnie.

- Więc... wystarczy, że się coś wyzna, tak?

- Podobno tak – skinęła głową. – To idiotyczne.

- Przepraszam, Granger. Przepraszam, że zrobiłem ci w życiu tyle przykrości.

Hermiona wytrzeszczyła oczy i uśmiechnęła się.

- Ja również przepraszam. Czasami byłam równie nie miła.

Ślizgon westchnął i poczuł, że wstążka rozluźniła się. Nie zamierzał jednak jeszcze poprzestać na jednym wyznaniu.

- Podobasz mi się, Granger - dziewczyna zaniemówiła. – Cholernie mi się podobasz.

Nie potrzebowali więcej słów. Hermiona z uśmiechem wskazała na wiszącą na nich jemiołę i zbliżyła się do niego.

- Może tym razem się uda?

Pocałowała go. Ich usta połączyły się w gorącym pocałunku, przynosząc ulgę, niesamowite szczęście. Gdzieś w oddali zapiał z radością Blaise i rzucił się na Snape'a z okrzykiem.

- Udało się, profesorku! Jesteś najlepszy! Powinienem pobierać od ciebie nauki!

Hermiona z Draco spojrzeli na nich z niezrozumieniem. Po chwili jednak Draco ponownie wpił się w jej ciepłe wargi. Nie obchodziło go również to, że kilka merów dalej siedzi grono nauczycieli. W końcu poczuł, że ma powód aby naprawdę polubić święta. Tym powodem była dziewczyna o oczach niczym gorąca czekolada.

_________________________________

Witam wszystkich, którzy dotrwali do końca!

Miniaturka może nie najwyższych lotów, ale chciałabym się pokłonić mojej kochanej menc01, za ogromną pomoc, bo inaczej to by skończyło się masakrą. Dziękowałam już, ale zrobię to jeszcze raz. Twój wolny czas, mądra główka i cierpliwość pozwoliła mi to dzisiaj opublikować! Jesteś betą bezkonkurencyjną! DZIĘKUJĘ! ♥♥♥♥

Chciałam również podziękować WAM! Kurczę, stuknęło mi już ponad 500 obserwatorów (526!). To dla mnie wielkie osiągnięcie, jesteście wspaniali!

Zrobię też kącik zapraszający do innych opowiadań:

- jedna z czytelniczek SmallBlackAngel66 zaczęła pisać miniaturki, które mają oprowadzać nas po całym Hogwarcie. Serdecznie zapraszam!

- zapraszam również do Martuniad93, która również zaczęła swoją przygodę z pisaniem Dramione! Wspierajmy się! ♥

Całuję, zawsze oddana Ayaka! :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro