Miniaturka 35. Dla Ciebie wszystko

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miniaturka dla Szalonyhipogryfxox! ♥ Kochana, naczekałaś się, ale mam nadzieję, że to Cię chociaż odrobinę usatysfakcjonuje! :( 

______________________________________________________

- Jesteś tylko nic nie wartym, arystokratycznym, zakochanym w sobie dupkiem, Malfoy! Mam cię dosyć!

Draco Malfoy westchnął ciężko, przymykając powieki. Potarł zmęczonym gestem skronie, starając się powrócić do rzeczywistości. Leżał bezczynnie już godzinę, pozwalając gnębić się wspomnieniem zdenerwowanej Granger, której głos odbijał się echem w jego głowie. Dopiero niedawno położył się do łóżka po kolejnym patrolu z Gryfonką. Patrolu, który niewątpliwie mógł zaliczyć do tegorocznych katastrof. Najgorsze było jednak to, że wcale nie zamierzał jej zdenerwować, wręcz przeciwnie. To wszystko zaczęło dziać się tak nagle, wypadło spod kontroli. Chyba nigdy nie pozbędzie się brzydkiego nawyku naigrywania się z Hermiony Granger.

- Blaise? - zapytał w przestrzeń. Odpowiedziało mu mruknięcie, co oznaczało, że Zabini jeszcze nie śpi. - Jak uważasz, co powinienem zrobić?

- Zacznij od tego, że powiesz o co chodzi, bo tak się składa, że w twoich myślach nie siedzę. I dzięki ci za to, Merlinie!

Draco przewrócił oczami.

- Chodzi o Granger.

- A! - mulat ożywił się, co Draco poznał po szeleście na łóżku znajdującym się nieopodal niego. - Panna Idealna! Co z nią? Czyżbyś znowu zaszedł jej za skórę swoimi elokwentnymi słówkami?

- Obraziła się – Draco westchnął, kładąc dłonie pod głową.

- O co tym razem? Nazwałeś ją tradycyjnie szlamą, szlamcią, szlameczką, szlamusią, czy może obraziłeś jej przyjaciół? Albo nie! Nie podpowiadaj! Powiedziałeś, że ma krzywe zęby lub nierówno obcięte paznokcie! A może to też nie to? Wiem! Dziewczyny strasznie nie lubią, jak im się mówi, że mają włosy w nosie! Ostatnio powiedziałem tak do Parkinson i przez tydzień leczyłem czyraka, którego mi zrobiła w...

- Zabini - przerwał mu szybko blondyn. - Jak mam ją prze...prosić?

Blaise w ułamku sekundy zaczął się dusić, nie mogąc uwierzyć w zadane pytanie. Jego ręka uderzała w klatkę piersiową ostentacyjnie, a gardło wydało z siebie piszczące dźwięki. Reakcja chłopaka nie spodobała się Draconowi, który skwitował ją skrzywionym grymasem na twarzy. Chciał coś powiedzieć, ale Zabini okazał się szybszy.

- Czarny Pan źle cię dotknął, czy co? A może to twoja walnięta ciotka? Nie słyszała nigdy o złym dotyku? - zapytał zszokowany, ale odchrząknął, słysząc w ciemności ciche warknięcie. - Skoro jednak to nie to... Okej, dam ci mały instruktaż. Podchodzisz do niej, robisz smutną minkę niczym twój ojciec za każdym razem patrzący na Czarnego Pana i mówisz słowo, które zaczyna się na "p", a kończy na "m".

- P...elikan?

- Oczywiście, oszołomie. Przecież "pelikan" kończy się na literę "m". Że też ja na to wcześniej nie wpadłem - zironizował. - A mówią, że to ja jestem ten głupszy. Dobrze, że zazwyczaj dodają, iż również diabelsko przystojny – odchrząknął. - Ale skończmy mówić o mnie! Draco, tym trudnym słowem jest "PRZEPRASZAM". Słówko wielu zastosowań, jednak najpopularniejszym są przeprosiny za przykrość, której się dopuściło.

- To jedyny sposób? – jęknął Malfoy żałośnie.

- Zostają jeszcze piosenki grane na gitarze, czekoladki, kwiaty i inne duperele, ale biorąc pod uwagę, że to Granger... Stary, przygotuj się na Piekło. Nie martw się jednak, ja wciąż przy tobie będę!

- To doprawdy pocieszające... – mruknął. - W porządku. Zrobię to. Przeproszę Granger.

###

Przez cały kolejny dzień Draco przechadzał się szkolnymi korytarzami niepewnie, jakby zza najbliższego rogu miała wyskoczyć Hermiona. Szczerze powiedziawszy, nie pałał entuzjazmem na jakiekolwiek spotkanie z nią. Gryfonka co prawda nie znała planów prefekta domu węża jej dotyczących, więc na pewno nie stanęłaby na jego drodze naumyślnie. Czuł jednak pochodzący z nieznanego źródła wewnętrzny niepokój. Postanowił zrobić poważny krok w ich relacjach. Krok, którego w normalnych warunkach by nie uczynił w żadnym wypadku.

Pech, a może sprzyjające szczęście sprawiło, że nie widział jej praktycznie wcale, nie licząc posiłków, gdzie przesiadywała w gronie swoich przyjaciół. Pomimo, szturchania Blaise'a, który co chwilę powtarzał blondynowi, aby ten podszedł i porozmawiał z Gryfonką, Malfoy nie odnalazł w sobie wystarczających pokładów woli, by tego dokonać. Wszystko posiadało swoje żelazne granice.

- Kiedy zamierzasz z nią porozmawiać? Z każdym dniem się starzeję, a chcę to jeszcze zobaczyć! - zapytał Blaise z pełnymi ustami.

- Prawdopodobnie na kolejnym patrolu, który odbędzie się po jutrze - mruknął niechętnie, wyobrażając sobie ten nieszczęsny moment. – Nie wiem, czy chcę dożyć jutra.

###

Okazja do rozmowy nadarzyła się jednak szybciej, niż mógłby się tego spodziewać. Wracał z Blaise'em z wieczornego treningu quidditcha, gdy przyjaciel po raz kolejny go szturchnął, wskazując głową na siedzącą na murku samotną postać. Musiał się lepiej przyjrzeć, by rozpoznać w niej skuloną Hermionę. Policzył do pięciu i skinął na mulata, by poszedł przodem, a sam skierował się powolnym krokiem w stronę dziewczyny.

- Baranie stadko cię przegoniło? – zapytał, nim zdążył ugryźć się w język. Obserwował jak ciało szatynki spięło się gwałtownie, i mógł przysiąc, że widział ruch dłoni ocierającej policzki. Hermiona odwróciła się w jego kierunku z groźną miną, lecz podpuchnięte oczy ją zdradziły. Płakała.

- Czego chcesz, Malfoy? Znowu będziesz próbował mi uświadomić, że osoby takie jak ja nie mają prawa żyć? Lepiej sobie oszczędź i stąd idź.

Malfoy zatopił się przez krótką chwilę w brązowych tęczówkach przypominających gorącą czekoladę i nie zważając na protesty Gryfonki, usiadł obok niej.

- Płakałaś - stwierdził obojętnie, patrząc na Zakazany Las.

- Bystry jesteś - syknęła. - Pobierasz nauki u Crabbe'a? A może Goyle'a?

- Dlaczego płakałaś?

Hermiona spojrzała na niego zdumiona. Nie mogła uwierzyć, że Draco Malfoy zadał jej tak ludzkie, a jednocześnie tak niedorzeczne pytanie.

- Od kiedy cię interesują takie rzeczy, co? - zapytała agresywnie. Odkąd tylko sięgała pamięcią, Dracon był zawsze wobec niej arogancki i wulgarny. Nie zważając na jego pytanie, które w pierwszym momencie wytrąciło ją z równowagi, postanowiła zachować czujność.

- To przeze mnie, tak? - skrzywił się i zmusił do spojrzenia na jej podpuchniętą twarz. - Przyszedłem tutaj nie bez przyczyny, Granger. Sądzę... uważam, że powinniśmy zakopać nasz topór wojenny.

- Że co proszę? - zrobiła głupią minę. - Tak po prostu? Po latach poniżeń, drwin i przykrych słów, chcesz udawać, że tego nie było? Chyba żartujesz, to...

- Przepraszam - powiedział głośno, przerywając jej. - Przepraszam za wszystko. Nie powinienem był... z resztą nie ważne, to i tak nie ma sensu. – dodał podrywając się gwałtownie do góry. Miał zamiar odejść i zapomnieć o tym, co przed chwilą się wydarzyło, lecz stanowczy, a zarazem przyjemny głos dziewczyny go zatrzymał.

- Zaczekaj.

Twarz Gryfonki wręcz mieniła się emocjami. W końcu również wstała i zrównała się z blondynem, wyciągnęła w jego stronę dłoń niepewnie.

- Zgoda – odparła, mierząc go z błyskiem w oczach. - Masz rację, od czegoś trzeba zacząć, ale nie oznacza to jednak, że zapomnę to, co wydarzyło się między nami przez te wszystkie lata. - Malfoy otworzył usta, lecz ta gestem dłoni poprosiła, by pozwolił jej kontynuować. - Wiedz, że to co się działo między nami, ta cała niechęć, która była obecna na każdym kroku, ona nie zniknie wraz z twoimi przeprosinami. Na to potrzeba czasu. Uważam jednak, że moglibyśmy spróbować zakopać, ten jak to nazwałeś, "topór wojenny" - dodała spokojnie.

Malfoy posłał delikatny uśmiech w jej stronę, przyglądając się równocześnie oczom dziewczyny. Po chwili odchrząknął i z cwaniackim uśmiechem na twarzy powiedział:

- Więc, zawieszenie różdżek, Granger?

- Zawieszenie różdżek Malfoy.

Ślizgon skinął głową, pozwalając sobie na delikatny uśmiech. Uścisnął jej filigranową dłoń, ciesząc się w duchu. Nie miał pojęcia, że zaleje go tak potężna fala ulgi.

- Wydajesz się... inny - usłyszał. Bystre spojrzenie szatynki jakby próbowało przejrzeć go na wylot. - To jednak może okazać się ogromnym plusem. Do zobaczenia jutro, Malfoy.

###

- I tak po prostu sobie poszła? - zapytał z niedowierzaniem Blaise. - Smoku, to brzmi jak z jakiegoś dramatu! Teraz powinno się okazać, że macie wspólną matkę, albo zaginionego brata.

- Zabini, kim chcesz zostać po ukończeniu budy? - Draco zmienił temat. Blaise podrapał się po brodzie.

- Najlepszym ścigającym, ma się rozumieć. Kiedyś chciałem zostać hodowcą kóz, ale...

- Zacznij pisać książki. Gwarantuję ci, że zostaniesz bożyszczem nastolatek.

- Ale po co? - czarnoskóry uniósł brew. - Skoro już nim jestem?

###

- Ty po prostu pękasz, Malfoy! – Hermiona parsknęła głośnym śmiechem, obserwując zaczerwienioną twarz Ślizgona z satysfakcją. Między nimi kontakty poprawiły się o całą milę świetlną. Od pierwszego wspólnego patrolu po przeprosinach chłopaka minęło już kilka miesięcy. Draco do teraz powracał wspomnieniami, gdy szedł na spotkanie zdenerwowany, nie wiedząc jak się zachować. Jednak obawiał się niepotrzebnie. Granger przyszła, uśmiechnęła się nieśmiało i pomimo, że z początku było dość sztywno, z każdym kolejnym patrolem było tylko lepiej.

- Oszalałaś, Granger?! Ja?! Pękać?! – oburzył się, lecz na widok miny Gryfonki uśmiechnął się pod nosem. Lubił ją taką. Wesołą, zadziorną. – I co się głupio uśmiechasz?

- Wytłumaczmy coś sobie – Hermiona zmrużyła niebezpiecznie powieki. – Słowo „głupio" nie istnieje w opisie mojej osoby, jasne?!

- Może... - Ślizgon uśmiechnął się drwiąco. Przechodzili właśnie obok kilku zbroi i Draco mimo wszystko się wzdrygnął. Miał dziwne wrażenie, że stalowi rycerze obserwują każdy jego ruch. Starając się zignorować uczucie, ponownie skupił się na Hermionie. – A jakie w takim razie jest słowo opisujące ciebie?

Szatynka widocznie się zarumieniła i odchrząknęła. Chłopak ponownie się uśmiechnął i już chciał coś powiedzieć, gdy obok nich coś prychnęło. Jak na zawołanie wyszarpnęli z kieszeni różdżki i rozglądnęli się wokoło, przeczesując spojrzeniem korytarz. Wzrok Draco skierował się na stojące nieopodal zbroje.

- Też ci się wydaje, że jedna z tych zbroi prychnęła? – zapytał głupio blondyn, robiąc niepewny krok.

- Nie bądź głupi, Malfoy. Zbroje nie prychają – szepnęła.

- Ale ta najwyraźniej tak.

- Czyżbyś się bał? – uniosła brew z satysfakcją.

- Nie ma takiej opcji! Ale chodźmy już stąd, to było na pewno co innego! Masz rację, przecież normalne zbroje nie prychają...

- Normalne nie, ale witamy w Hogwarcie – wyprostowała się, a jej różdżka przecięła powietrze. Żółte światło błysnęło pomiędzy dwoma posągami, wskazując kogoś jeszcze. Blaise Zabini stał w bezruchu z uniesionymi rękoma.

- Widzimy cię, Zabini – Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem. Draco natomiast zamrugał kilka razy i podszedł do przyjaciela.

- Zabini?! Co ty tutaj... ej, stary! – Draco dźgnął go palcem w pierś.

Blaise opuścił ręce i jak gdyby nigdy nic, poprawił szatę, stając obok nich z szerokim, śnieżnobiałym uśmiechem.

- Cześć, Draco! I Granger! Co za niespodzianka! Co porabiacie?

- To pytanie powinniśmy zadać pierwsi – Hermiona przyjrzała mu się podejrzliwie. – Co kombinujesz, Zabini?

- Ja? Nic a nic! Chciałem... poczuć się jak zbroja, tak... sztywno! Nieźle mi szło, co?

Malfoy spojrzał na niego jak na kretyna, lecz mulat nic sobie z tego nie zrobił. Uśmiechnął się znacząco i poklepał przyjaciela po ramieniu, kierując spojrzenie ciemnych oczu na Hermionę.

- Ładnie dzisiaj wyglądasz, Granger. Mówił ci już to ktoś?

- Nie... - zarumieniła się, kątem oka zerkając na Draco. – Ale dziękuję.

- Draco, co z tobą nie tak? – zganił przyjaciela, nie odrywając wzroku od szatynki. – Prostowałaś włosy, co? I pasuje ci ten kolor szminki! Powinnaś częściej malować usta. Są wtedy takie... kuszące! Prawda, Draco?

Blondyn mruknął coś pod nosem, unikając spojrzeń towarzyszy. Zabini najwyraźniej zamierzał ignorować markotną minę kumpla, bo kontynuował luzacko komplementację zawstydzonej Gryfonki.

- Draco, możesz za mną? – za ich plecami rozniósł się cichy, spokojny głos. Na jego dźwięk cała trójka podskoczyła. Severus Snape jednak utkwił spojrzenie czarnych oczu w Malfoyu, który momentalnie cały się spiął. Hermiona i Blaise również na niego zerknęli.

- Czego znowu? – warknął Ślizgon w odpowiedzi, wzbudzając zaskoczenie w Hermionie. Dziewczyna nigdy nie słyszała, by Draco zwracał się w ten sposób do swojego ulubionego nauczyciela.

- Możemy porozmawiać? – nauczyciel nie odpuszczał.

- Nie mamy o czym. Mówiłem już, poradzę sobie.

- Draco – Snape naciskał, więc Ślizgon westchnął głośno i skinął na niego, odchodząc kilka metrów od Zabiniego i Hermiony. Granger podążyła za nimi ciekawskim spojrzeniem. Była zaintrygowana tym wydarzeniem. Co mógł chcieć od Malfoya Snape, że chłopak tak się zdenerwował? W tej chwili warczeli na siebie przyciszonymi głosami nieopodal, lecz do jej uszu nie doleciał nawet najkrótszy dźwięk.

- Hej, Granger – Zabini szturchnął ją łokciem w bok i poruszył brwiami. – To jak tam ci idzie z Draco, co?

Hermiona gwałtownie odwróciła w jego stronę głowę i wytrzeszczyła oczy. Jej policzki automatycznie przybrały czerwony odcień, a głos zadrżał.

- Co masz na myśli? Co Malfoy ma ze mną niby wspólnego?

- Nie udawaj. Widzę, że coś się kroi, nie potraficie udawać. Lecicie na siebie jak Parkinson na przeceny w sklepie. Ale to dobrze, pasujecie do siebie. Ktoś musi poskromić jego ognisty temperament.

- Nie wiem o czym mówisz – mruknęła. – Mnie i Malfoya nic nie łączy.

- Oczywiście, że nie. Przecież ci wierzę. Draco zaskakującym trafem odpowiada tak samo. Czerwieni się jednak odrobinę mniej.

Szatynka spojrzała ponownie na blondyna, który widocznie zaczął tracić cierpliwość, rozmawiając z nauczycielem. Jej ciekawość się powiększyła.

- Co od niego chce Snape? – zapytała Zabiniego. Mina czarnoskórego na chwilę uległa zmianie, a Hermiona miała wrażenie, że Ślizgon się zaniepokoił. Szybko się zreflektował, gdyż ponownie się uśmiechnął w jej kierunku.

- Zapewne mają romans.

Gryfonka zmarszczyła brwi, ale mulat spojrzał na nią z niedowierzaniem.

- Co ty, nie oglądasz telewizji? Ostatnio oglądałem z mamą, jak uczennica próbowała poderwać swojego nauczyciela. Zrobiła dla niego nawet cycki. Mugolki są dziwne.

- Oglądasz telewizję? – dziewczyna nie kryła zdziwienia. Blaise pochodził z pokolenia czystokrwistych czarodziejów, a w ich domach telewizja na pewno nie należała do normalności.

- Oczywiście. Moja mama ogląda te wszystkie dziwaczne mugolskie seriale. Muszę przyznać, że czasami oglądam z nią... Wiedziałaś, że te ludki w telewizorze nazywają siebie aktorami?

Hermiona chciała odpowiedzieć, ale obok nich stanął Draco. Blondyn znacznie zbladł i wydawał się być roztrzęsiony. Nie powiedział jednak ani słowa, tylko ruszył do przodu. Blaise wzruszył ramionami w stronę Hermiony i ruszył za przyjacielem. Jej jednak coś nie pasowało. Wpatrywała się w plecy Dracona z rosnącym wciąż zainteresowaniem i niepokojem.

- Nie obraź się Granger, ale skończymy na dzisiaj? – zwrócił się do niej blondyn, gdy doszli pod Wielkie Schody. Była tak zamyślona, że nawet nie zorientowała się, kiedy tutaj trafili. Skinęła głową sztywno i zmusiła do krzywego uśmiechu. Ślizgon podszedł do niej powoli i dotknął dłonią jej głowy, czochrając długie włosy. Hermiona westchnęła, a jej uśmiech się poszerzył. Z początku ją to irytowało, ale Draco robił tak na pożegnanie od jakiegoś czasu. – To do zobaczenia po jutrze.

###

Hermiona miała wrażenie, że umrze z ciekawości. Obserwowała Dracona na lekcjach eliksirów i chłopak na pewno nie pałał już tak ogromną sympatią do nauczyciela, jak we wcześniejszych latach. Snape starał się ignorować jego niechęć, ale widać było, że coś go niepokoi.

- Mówię ci, Hermiono. Malfoy coś kombinuje – usłyszała w prawym uchu i przekręciła oczami. Zwróciła twarz w stronę Harry'ego, który wbijał ponure spojrzenie w Malfoya siedzącego w pierwszej ławce.

- Jesteś stanowczo przewrażliwiony, Harry – westchnęła. – Patroluję z nim co dwa dni i naprawdę nie zauważyłam, by miał mordercze zamiary. Właściwie, to odrobinę znormalniał.

- Znormalniał? – wtrącił się Ron. – Hermiono, on dzisiaj rano rzucił w pierwszoroczniaka łajnobombą!

- To był Zabini, a poza tym, Fred i George uważali to za sport i nikomu to nie przeszkadzało.

- Czy ty go bronisz? Nie porównuj moich braci do tego gada! Uważam, że to dziwnie, że zrobił się taki miły. A jeżeli coś planuje?

- Wy zawsze widzicie coś podejrzanego – wysyczała przez zamknięte zęby, ale jej wzrok powędrował na zamyślonego blondyna. W jednym chłopcy mieli rację. Malfoy się zmienił i to było dosyć podejrzane...

###

- Jesteś jakaś cicha dzisiaj – głos Malfoya wyrwał ją z rozmyślań. Przeniosła na niego orzechowe spojrzenie i zmusiła się do uśmiechu.

- Martwię się – szepnęła w przestrzeń.

- Czym? – zatrzymał się i oparł o ścianę, przyglądając uważnie jej zmartwionej twarzy. Miał dziwne wrażenie, że to, co usłyszy, nie będzie zwiastowało niczego dobrego.

- Katie Bell trafiła do Munga. Dotknęła... przeklętego naszyjnika. Dodatkowo Ron... zatruł się winem – jej wzrok niemal wwiercał się w jego bladą twarz. – To wszystko stało się tak nagle... to nie mógł być przypadek. Ktoś próbował zaatakować, a ja się boję, że w końcu dojdzie do tragedii.

- Masz podejrzenia, kto mógł za tym stać? – głos Dracona był bezbarwny, a szare oczy zmatowiały. Miał wrażenie, że jego ręce pocą się niemiłosiernie, gdy oczekiwał na jej odpowiedź. Dziewczyna jednak pokręciła głową i skuliła się pod ścianą.

Draco nie wiedział, co ma powiedzieć. Przyglądał się twarzy Gryfonki niepewnie, jakby próbując z niej wybadać najważniejsze informacje. Czy coś podejrzewała? Czy miała do tego jakiekolwiek preteksty?

- Dlaczego tak mi się przyglądasz? – zapytała nagle, a jej policzki zaróżowiły się. – Mam coś na twarzy?

- Głupią minę – wyszczerzył się drwiąco. Gryfonka prychnęła i chciała go wyminąć, lecz Draco złapał jej nadgarstek i pociągnął z powrotem, odwracając w swoją stronę. Zrobił krok, zmniejszając między nimi odległość do kilku centymetrów i wbił spojrzenie stalowych oczu w jej oczy, błyszczące fascynacją. Gdy się odezwał, miał wrażenie, że jego głos drży. – Boisz się, Granger?

- Z początku wydawało mi się, że nie. Teraz jednak wiem, że to kłamstwo – szepnęła. – Boję się, tak bardzo się boję.

Ślizgon przygarnął ją szybkim ruchem w swoje ramiona, układając policzek na puszystych, pachnących truskawką włosach. Hermiona zadrżała, ale po kilku sekundach wahania, objęła go trzęsącymi się rękoma. Pod piersiami czuła umięśnioną klatkę piersiową chłopaka i bijące w szybkim tempie serce.

- Nie bój się, Granger. Nic ci się nie stanie. Nie pozwolę na to. Ze mną jesteś bezpieczna. Obiecuję.

###

Za każdym razem, gdy Draco Malfoy pojawiał się w zasięgu wzroku Hermiony, jej serce niemal eksplodowało. Ślizgon zachowywał się wobec niej naturalnie, jakby jego ostatniej obietnicy nie było. Naśmiewał się, żartował, wygłupiał. Widziała jednak, że to wszystko przychodziło mu z jakimś trudem. Ostatnimi czasy Draco zmizerniał. Jego twarz z każdym kolejnym patrolem szarzała, chłopak wydawał się zmęczony i często odlatywał gdzieś daleko w myśli, nie słysząc jej pytań. W końcu zmienił się do nie poznania. Hermiona jednak nie wiedziała, że tak bardzo ją to dotknie.

- Wszystko w porządku? – zapytała cicho. – Ostatnio wydajesz się inny...

- Już raz mi to powiedziałaś – uśmiechnął się blado. – Chyba nie wyszło ci to na złe, co?

- To nie jest wcale zabawne! Wyglądasz jak śmierć!

- Nie dramatyzuj, kobieto! Weasley i tak wygląda o wiele gorzej.

Hermiona westchnęła przeciągle i usiadła na schodach obok Draco, który zarządził przerwę. Oparła brodę o kolana, obejmując ramionami nogi. Siedzieli w ciszy kilka minut, póki Ślizgon nie wypalił:

- Wybaczyłabyś mi, gdybym zrobił coś głupiego?

- Co masz na myśli? – wyprostowała się, wbijając w niego zaintrygowane spojrzenie. Nie uzyskała jednak odpowiedzi. Jego głowa opadła na jej ramię, a blondyn już spał...

###

Draco oparł się plecami o ścianę, wpatrując w grupkę rozmawiających o czymś przyciszonymi głosami osób. Jego spojrzenie jednak było skupione wyłącznie na jednej z nich. Hermiona opowiadała coś z przejęciem Potterowi i Weasleyowi, nie zwracając uwagi na otaczający ją świat. Ślizgonowi uniosły się kąciki ust, gdy na wargach szatynki rozpostarł się szeroki, uroczy uśmiech. Fascynował go, pochłaniał całą uwagę. Draco stracił rachubę czasu, tyle się działo. Nie miał nawet pojęcia, kiedy to wszystko się stało. Nim się obejrzał, zbliżał się koniec szkoły. Od zawieszenia różdżek z Hermioną minęło osiem miesięcy. Kto by pomyślał, że tak się do siebie zbliżą. Wiedziała o nim więcej, niż by tego chciał. Musiał przyznać, że przyciągała go do siebie pod wieloma względami. Uwielbiał jej charakter, osobowość i to, jakim była dobrym człowiekiem. Za dobrym. Byli swoimi przeciwieństwami. Wiedział, że go znienawidzi, czego nie potrafił przyjąć do siebie. Ale ona była taka wyjątkowa...

- Stary, już czas - obok niego stanął Blaise. Na jego twarzy tym razem nie było wesołego uśmiechu, który zwykle mu towarzyszył. Mulat wyglądał na zmartwionego. On również podążył spojrzeniem do Hermiony, a jego ciemne oczy zmatowiały. – Musimy już iść. Pożegnaj się z nią.

- Nie - powiedział twardo Draco, odwracając wzrok. - Chodźmy, Blaise. Nie możemy tutaj dłużej zostać.

- Ale...

- Nie chcę tego robić. Nie ma na to czasu – przerwał mu ostro i odwrócił się.

Ślizgoni przemierzali przez korytarze Hogwartu, nawet się nie rozglądając. Na ich twarzach panowała maska niepewności połączonej ze strachem i niechęcią. Skierowali się na siódme piętro, przekraczając wrota Pokoju Życzeń i podeszli do mosiężnej, ciemnej szafy. Mebel wydawał się być na swój sposób mroczny. Czarne, zdobione drewno nadawało mu tajemniczości i złowrogości, a wszystko to, było osnute skrzypieniem z jego wnętrza.

- Myślisz, że to zadziała? Próbujesz już tyle miesięcy... - szepnął niechętnie Blaise.

- Musi zadziałać. To jest jedyna szansa. Jeżeli nie, On... - Draco urwał i skrzywił się. Jego głos wydawał się tak żałośnie wystraszony. W lustrze obok odbijała się jego biała, wynędzniała twarz, w tej chwili przypominająca trupią. Misja, którą musiał wykonać, spędzała nie tylko z powiek jego sen.

- O której zaczynamy?

- Jest dwudziesta – blondyn zerknął na zegarek. - Za trzy godziny. Przez ten czas Dumbledore nie wróci do szkoły. Słyszałem, że gdzieś wylatuje.

- Hermiona nie byłaby zadowolona, gdyby wiedziała do czego używasz informacje, które zapewne wyznała nieplanowanie. Czy ona o czymś wie?

- Nie - Draco przymknął powieki, ignorując kłucia w sercu. - Uważasz, że powiedziałbym jej powiedzieć o czymś takim? Jest przyjaciółką Pottera. Gdyby coś mu powiedziała... I tak wie za dużo, mogła się czegoś domyśleć... ma swoje podejrzenia.

- Jest inteligentna. Poza tym, nawet jeśli czegoś się domyśliła, to nie wydała cię nikomu. Wiesz, co to oznacza?

Malfoy zignorował Zabiniego i podwinął rękawy szaty. Wycelował różdżką w szafę i wypowiedział formułkę zaklęcia. Nic się jednak nie wydarzyło. Przeklął soczyście, powtarzając wcześniejszy ruch.

Mijały godziny, a Draco coraz bardziej zaczął się denerwować. Nic się nie wydarzyło odkąd przyszli do Pokoju Życzeń, oprócz głośnego huku kilka minut temu. Blaise nawet nie śmiał się odezwać, widząc stres i determinację na twarzy przyjaciela. Domyślał się co czuje. Przecież dobrze wiedział, co go czeka, gdy nie wykona zadania. W końcu Draco opadł na rozwalające się krzesło i zakrył twarz dłońmi.

- To na nic. Nie zrobię nic więcej, to bez se...

- Na nieumyte włosy Snape'a! - przerwał mu Blaise, gwałtownie wstając i patrząc na mebel. - Draco...

W tej chwili oboje z przerażeniem obserwowali, jak drzwi szafki zniknięć otwierają się, a z ich wnętrza wychodzi kilkoro śmierciożerców. W końcu wszyscy stanęli obok siebie, rozglądając się z fascynacją, kończąc na dwójce Ślizgonów, przez co Zabini cofnął się o krok i zadrżał.

- Hogwart... - wyszeptała Bellatriks, a jej krwistoczerwone usta wykrzywiły się w zachwycie. - Znakomita robota, Draco. Czarny Pan cię wynagrodzi.

- Ruszajmy - warknął Greyback. – Koniec tych komplementów. Chłopak ma coś jeszcze do zrobienia. W tej szkole jest tyle młodych, szlamowatych ciałek... nic nie może się zmarnować. Tak się składa, że jeszcze nie jadłem kolacji.

Kroki śmierciożerców odbijały się echem po uśpionych korytarzach zamku, niczym najgłośniejsze strzały. Draco czuł, że coś ściska go w klatce piersiowej, gdy rozglądał się z niepokojem dookoła. W jego głowie rozbijała się ciągle myśl o Hermionie. Co powie, gdy się dowie co zrobił? Przecież okłamywał ją tyle czasu, w pewnym sensie wykorzystywał w zbieraniu informacji. Na powrót go znienawidzi...

- Wchodźcie pierwsi i pospiesz się, Draco! Nie będziemy czekać wiecznie! - Bellatriks pchnęła go na schody prowadzące na Wieżę Astronomiczną, rechocąc.

Malfoy miał wrażenie, że jego nogi zaczynają dygotać. Każdy kolejny krok sprawiał mu coraz więcej trudności. Nie miał pojęcia, jak mu się udało dotrzeć na górę. Spojrzał na stojącego obok Blaise'a niepewnie, ale ten bez słów wskazał przed siebie.

Ślina ledwo przepłynęła przez ściśnięte ze strachu gardło młodego Ślizgona, gdy wykonał szybki ruch różdżką, wykrzykując zaklęcie rozbrajające. Podszedł bliżej, czując za sobą wsparcie Zabiniego, który również wyciągnął różdżkę, celując w Albusa Dumbledore'a.

- Draco, Blaise? A co wy robicie o tej porze poza łóżkami? - zapytał pogodnie staruszek, uśmiechając się. - Pewnie czekacie na jakieś dziewczyny? Ach, ci młodzi...

- Przymknij się! - krzyknął Draco, niemal panicznie. - Przyszedłem cię zabić, więc przestań to utrudniać i siedź cicho!

- Dlaczego miałbyś to zrobić, Draco? –niebieskie oczy dyrektora błyszczały. - Ach, więc jednak? To ty dałeś ten zaklęty naszyjnik Katie Bell? I prawie zamordowałeś Rona Weasleya? Chciałeś dotrzeć do mnie, czy tak? Już wszystko rozumiem... To nie było zbyt mądre posunięcie... W międzyczasie mogłeś się wydać. Ktoś mógł cię zobaczyć.

- Wszystko przemyślałem! Gdyby nie ta głupia Gryfonka i nauczyciel, udałoby się! Byłbyś już martwy!

- To nie jest prawda... bałeś się. Dlatego próbowałeś takich cichych uczynków. Ale teraz... Nie musisz tego robić. Mogę pomóc ci pokonać ten strach.

Różdżka drżała w ręce Dracona. Miał wrażenie, że jest ciężka jak ołów.

- Nie boję się! To ty klęczysz jak bezbronny mugol! Zaraz umrzesz, a to wszystko będzie moją zasługą! Czarny Pan mnie wynagrodzi!

- Jesteś na to za dobry, Draco. Twoje serce jest czystsze niż myślisz. Nie chcesz być jednym z nich. Odłóż różdżkę, porozmawiamy.

- Nie! Muszę cię zabić! Nie mam wyboru! To twój koniec, starcze! Jeżeli tego nie zrobię... ON zabije mnie! Powiedział, że to zrobi... zemści się za mojego ojca... za to, że go zawiódł! Ale ja jestem od niego lepszy...

Za ich plecami rozbrzmiały huki i krzyki. Twarz dyrektora stężała, ale wciąż się uśmiechał. Draco natomiast wzdrygnął się.

- Przyprowadziliście przyjaciół?

- Śmierciożercy są właśnie w twojej szkole. Wtargnęli tuż pod twoim nosem, a ty nie możesz nic z tym zrobić! Prawdopodobnie ktoś zaraz straci życie. Albo już stracił...

- Daj sobie pomóc, Draco... Pomogę ci, dam ochronę. Blaise, tobie również. Twoja matka będzie bezpieczna.

- Draco... - szepnął Blaise do jego ucha. - Ja... ja nie dam rady. Nie zrobię tego... Skończmy z tym, może...

- Nie możemy się poddać, nie teraz! Blaise, on nas zabije!

- Więc na co czekacie? - głos Dumbledore'a przywołał ich do porządku. - Jestem bezbronny. Dlaczego mnie nie zabijecie, tylko rozmawiacie o tym wszystkim? Nie chcecie tego zrobić i zdajecie sobie z tego sprawę. Zakon Feniksa da wam ochronę.

- Nie mogę... – Draco wydyszał i chciał już opuścić różdżkę, gdy obok nich ktoś stanął. Spojrzał na Snape'a i kilku śmierciożerców z niedowierzaniem. Mistrz Eliksirów jednak wpatrywał się tylko w dyrektora.

- Dumbledore w pułapce! Co jest, staruszku? Czujesz śmierć na plecach? Dyszy ci już do ucha? – Bellatriks zrobiła krok w jego stronę. – Dalej, Draco! Zabij go!

- Mnie również miło cię widzieć, Bellatriks – mężczyzna uśmiechnął się do kobiety, po czym przeniósł wzrok na Snape'a. Jego głos natychmiastowo się zmienił – Severusie, błagam...

Czarne oczy Snape'a wpatrywały się w niego z wściekłością. Draco stał jak sparaliżowany, a krzyki jego ciotki nie dochodziły do niego. Nim ktokolwiek się zorientował, Severus Snape uniósł różdżkę.

- Avada kedavra!

Błysnęło zielone światło, a wszystko wokoło się wyciszyło. Draco wraz z Blaise'em patrzyli jak sparaliżowani, gdy ciało Albusa Dumbledore'a ześliznęło się z wieży. Poczuli tylko zimną dłoń na swoich karkach, a nauczyciel eliksirów wysyczał im prosto do uszu:

- Zjeżdżać stąd, szybko! Na błoniach czeka świstoklik. Sytuacja wymknęła się spod kontroli. Z nikim nie rozmawiać, ruszajcie!

Draco chciał się kłócić, ale Blaise pociągnął go za rękaw szaty. Widząc jego minę nawet nie zaprotestował. Nigdy nie widział przyjaciela tak przerażonego.

- Chodź, stary!

Zbiegł wraz z Zabinim z wieży, kierując się w stronę błoni. Za sobą usłyszeli krzyki, huki zaklęć i śmiech ciotki Bellatriks. Po plecach Dracona przeszedł zimny dreszcz. W tej chwili ktoś mógł ponownie umrzeć.

W całym zamku panował popłoch. Ślizgoni biegli przed siebie, przepychając się przez tłum uczniów, wskazujący na niebo nad zamkiem. Mroczny Znak spowijał się nad Wieżą Astronomiczną upiornie lśniąc. Blondyn spojrzał automatycznie w prawo, jakby coś go do tego zmusiło, a jego serce zamarło. Hermiona walczyła z jednym z śmierciożerców, starannie unikając jego ataków. Chciał tam zawrócić, pomóc jej, ale Blaise ponownie go pociągnął.

- Nie możesz! Przepraszam, Draco. To już nie może mieć dla nas znaczenia.

Draco przymknął powieki, ale skinął głową i całą siłą woli pobiegł dalej, czując że coś niebezpiecznie go rozsadza w środku. Nie potrafił sobie wybaczyć. Już nie.

- To tam! – Blaise przekrzyczał huki, wskazując na jakieś urządzenie. Spojrzeli na siebie niechętnie i skinęli głowami na znak, że muszą to zrobić. Odetchnęli głośno, gdy za nimi ktoś krzyknął.

- Malfoy!

Blondynowi po plecach przeszły kolejne dreszcze. Odwrócił się szybko, wpatrując w wystraszoną, niedowierzającą i zawiedzioną twarz Hermiony Granger. Gryfonka wyglądała okropnie. Jej wargi trzęsły się od kapiących kropelek krwi, włosy miała poczochrane, jakby dopiero wstała, a ubranie było pogniecione i również poplamione krwią oraz brudem.

- Dokąd idziesz? – zapytała, robiąc krok w jego stronę.

- To nie jest twoja sprawa, Granger. Zjeżdżaj stąd – wysyczał, rozglądając się ze strachem. Domyślał się, że reszta śmierciożerców może się tutaj pojawić w ciągu kilku minut.

- Zaufałam ci! – krzyknęła, a jej oczy zaszkliły się. – Nie chciałam uwierzyć Harry'emu, że naprawdę możesz być jednym z NICH! Byłam taka głupia... Dlaczego? DLACZEGO MI TO ZROBIŁEŚ?!

Draco przełknął ślinę, gdy po jej policzkach popłynęły rzewne łzy. Miał ochotę je otrzeć, ale na to już za późno. Westchnął i wycelował w nią różdżką.

- Uciekaj stąd, Granger! Idź stąd i nie każ, bym zrobił ci krzywdę.

- Co ty robisz? – Blaise wytrzeszczył oczy, nie wierząc w to, co widzi. – Zranisz ją!

Gdy mulat wypowiedział ostatnie słowa, rozbłysło żółte światło, a wokoło zrobiło się cicho. Na błoniach Hogwartu pozostał już tylko mrok...

###

Hermiona otworzyła oczy, czując, że wszystko wokoło wiruje. Miała wrażenie, że głowa zaraz jej pęknie z bólu, więc mimowolnie zacisnęła na powrót powieki, pozwalając wypłynąć łzom. Poruszyła się, orientując, że nie tylko głowa daje się we znaki. Całe ciało miała obolałe i zmarznięte, co skutkowało jęknięciem i ostrym kłuciem w każdej części ciała. Gdy wydawało jej się, że gorzej być nie może, coś mocno ścisnęło jej ramiona, potrząsając gwałtownie.

- Granger! Żyjesz?! Nic ci nie jest?!

- Wszystko mnie boli...- wysapała i zmusiła się do otwarcia oczu, wpatrując wprost w stalowe tęczówki Malfoya. – Gdzie... gdzie jestem?

- Kurwa, przecież kazałem ci uciekać! Dlaczego ty nigdy nie słuchasz?!

- Gdzie...

- W moim pieprzonym domu! – Hermiona z bólem w oczach obserwowała, jak chłopak kopie w ścianę. – Bellatriks cię tutaj sprowadziła.

- Co z resztą? Co się dzieje w Hogwarcie?!

- Nie wiem, Granger. Nie mam pojęcia...

- Czy to ty... zabiłeś... - zaczęła, ale Ślizgon jej przerwał, kręcąc głową.

- To nie byłem ja. To był...

- Draaaaco! Cukiereczku! Wyjdź z tych podziemi, bo przemienisz się w futrzastego kreta! Przecież Nott mówił, że Hermiona... o! Hermiona! – Blaise Zabini pojawił się w zasięgu ich wzroku i niemal natychmiast podbiegł do szatynki, biorąc ją w ramiona. – Jak się czujesz, mała? Cieszymy się, że się obudziłaś! Draco wychodził już z siebie. śNic nie mogło go przywołać do porządku!

Draco posłał przyjacielowi gromiące spojrzenie, ale mulat nic sobie z tego nie zrobił. Uścisnął natomiast jeszcze raz Hermionę, po czym spoważniał i skierował się do przyjaciela.

- Czarny Pan cię wzywa. Podejrzewam, że będziesz musiał zabrać ze sobą Hermionę. Niecierpliwi się.

Blondyn westchnął i ukląkł przy Hermionie, obserwując jej ciało z niezadowoleniem.

- Powiem, że jeszcze się nie zbudziła. Załatwię nam odrobinę czasu. Zajmij się nią, Zabini. Zaraz wracam.

Draco wyszedł z lochów i ruszył w kierunku salonu, gdzie oczekiwał go Lord Voldemort. Mimo iż miał za chwilę stanąć twarzą twarz ze śmiercią, jego serce w końcu odżyło. Kilka ostatnich dni obawiał się, że Hermiona już nie wypowie ani słowa. Nie uśmiechnie się, nie spojrzy na niego nawet ze złością, do której ma absolutne prawo. Nie miał pojęcia, że tak ogromna fala ulgi i radości zaleje go na jej widok.

Nim się zorientował, stanął przed wrotami prowadzącymi do salonu. Wciągnął powoli powietrze, oczyszczając umysł. Nie mógł pozwolić na okrutną penetrację jego głowy przez Czarnego Pana. Tym razem musiał być o wiele ostrożniejszy.

Złapał dłonią za lodowatą klamkę i pchnął wrota, wkraczając do pomieszczenia. Nienawidził tego miejsca z całego serca. Od zawsze było jego zmorą. Wychowywanie w idei czystości krwi nie było wcale tak łatwe, jak większości mogło się wydawać. To tutaj słyszał jako dziecko nagany i nauki ojca, a po latach swojego pana. Ta rezydencja widocznie musiała mieć w sobie coś mrocznego i złego.

- Panie, wzywałeś? - pokłonił się nisko przed mężczyzną odwróconym w stronę okna. Lord Voldemort otoczony był jak zwykle ciemną aurą, która wydawała się spowijać całe jego ciało. Gdy odwrócił się powoli, wbijając szkarłatny wzrok w Dracona, blondyna przeszedł zimny dreszcz. Tęczówki Czarnego Pana zdawały się przeszywać go na wylot.

- Draco, jak się czuje nasz gość? Doszły mnie słuchy, że dziewczyna się przebudziła.

Blondyn drgnął, ale na jego twarzy wciąż pozostawała maska opanowania. Nie miał pojęcia jak Voldemort dowiedział się o tym tak szybko. Od przebudzenia dziewczyny minęło przecież tylko zaledwie kilkanaście minut! Nie chcąc powodować podejrzeń, skinął niechętnie głową.

- Tak, niedawno. Żyje, ma tylko kilka drobnych ran, jednak nie powinny zagrażać jej życiu. Czy zechcesz ją zobaczyć, panie?

Czarny Pan machnął ręką lekceważąco.

- Szlama należy do ciebie, Draco. Zajmij się nią. Harry na pewno przybędzie po swoją przyjaciółkę. Musi być gotowa na spotkanie z nim. Za kilka dni wezwę was do siebie, a teraz wyjdź. Tylko nie bądź zbyt łaskawy. Niech pozna gościnność śmierciożerców.

- Tak jest - Malfoy ponownie pokłonił się i wyszedł z pomieszczenia z zaciśniętym sercem. Przebywanie nawet krótkiej chwili w towarzystwie Lorda Voldemorta przyprawiało go o niekontrolowane pokłady strachu. Zawsze tak było. Uczucie ulgi w tej chwili jednak przejęło kontrolę nad Draconem. Zyskali odrobinę czasu, zanim będą musieli ponownie pojawić się przed Jego obliczem.

Blondyn wpadł do piwnicy służącej za loch, gdzie przetrzymali Hermionę i bez słowa do niej podszedł, klękając obok. Dziewczyna siedziała już oparta o ścianę, rozmawiając z Zabinim. Oboje spojrzeli na niego ze strachem.

- Co powiedział Czarny Pan? - szepnął Blaise, rozglądając się wokoło, jakby obawiając się podsłuchu.

- Już wie - Draco nie powiedział nic więcej, tylko złapał w blade dłonie pukiel włosów Hermiony. Spojrzał w jej oczy, po czym krótkim ruchem ściął je, wywołując tym głośne wciągnięcie powietrza z ust dziewczyny. - Blaise, wysmaruj jej twarz czymś brudnym.

Hermiona zadrżała, gdy Blaise bez pytania wstał i z dziwnym wyrazem twarzy podniósł węgiel z rogu jej celi, a następnie wrócił do niej.

- To dla twojego dobra. Nie chcemy cię skrzywdzić. Jest tak, jak ci opowiedziałem. Wierzysz mi?

Hermiona przyglądała się niepewnie jego twarzy, jakby bijąc z własnymi myślami. Nie było w tym nic dziwnego. Po ośmiu miesiącach dobrych kontaktów, okazało się, że oboje ją okłamywali.

- No weź, jestem słodkim ciastkiem z nogami! Podobno kobiety ufają słodyczom! - Blaise załkał sztucznie, wykrzywiając usta w podkówkę. - Nadal jestem tym Blaise'em, który cię zawsze rozśmieszał! Tym uroczym, który opowiadał najlepsze historie życia i dowcipy! WCIĄŻ MAMY WSPÓLNE WSPOMNIENIA!

Draco westchnął z irytacją, ale ku jego zaskoczeniu, Hermiona uśmiechnęła się krzywo i pochwyciła dłoń Zabiniego. Przeniosła ją na swoją twarz, zachęcając do ruchu. Mulat z uśmiechem rozkruszył węgiel zaklęciem i naniósł go na policzki dziewczyny, delikatnie rozsmarowując również po brodzie i czole. Następnym miejscem były ramiona, które również oznaczył czarnym pyłem. Zawahał się przez moment nad odsłoniętymi nogami, lecz w końcu odsunął się od niej, unosząc brwi przepraszająco.

- Wyjdę na erotomana, stary - zwrócił się do Malfoya, ale ten bez słowa wstał i ściągnął z siebie nieskazitelnie białą koszulę. Nie zwracał uwagi na zaskoczenie Hermiony, pochłaniającej nieświadomie ten widok i prychnięcie Blaise'a, który mruknął pod nosem: "popisuje się jak zwykle". Porwał koszulę w kilku miejscach i rzucił ją Gryfonce, która pochwyciła ją palcami, nie wiedząc, co zrobić. Draco wydawał się inny. O wiele chłodniejszy niż w Hogwarcie przez kilka ostatnich miesięcy.

- Przebierz się w to - rzucił chłodno Draco. - Nie mogą widzieć, że trzymasz się za dobrze.

Ślizgoni odwrócili sie, a Hermiona drżącymi dłońmi nałożyła na siebie porwaną i brudną koszulę, która wciąż pachniała Malfoyem. Mimo iż materiał przysłaniał jej ciało, czuła się obnażona. Zapięła guziczki i dała znać, że mogą na nią spojrzeć. Miała wrażenie, że w oczach blondyna coś zaświeciło, jednak bardzo szybko przygasło.

- Seksowna więźniarka - Blaise poruszył brwiami, ale Malfoyowi wciąż nie było do śmiechu. Wyciągnął ze sterty śmieci zniszczony koc i podał go szatynce.

- Dlaczego nie mogłam zatrzymać swojego ubrania? – zapytała.

- W tym miejscu przebywa wiele osób. Każdego więźnia musimy traktować tak samo, bo inaczej mogliby się czegoś domyśleć, a tego chcemy uniknąć – odpowiedział jej cicho. Po chwili niepewności, ponownie się odezwał, patrząc prosto w czekoladowe tęczówki. - Wyciągniemy cię stąd.

Sprawiało mu ból patrzenie na nią. Miał poczucie winy, bo gdyby nie on, to by się nie wydarzyło... Teraz jednak musiała siedzieć tutaj, brudna, zmarznięta, ze strachem oczekując tego, co sie z nią stanie. A on nie mógł jej w żaden sposób pomóc.

Hermiona nie potrafiła odciągnąć od niego spojrzenia. Bała się. Potwornie. I nie wiedziała, na ile może im uwierzyć. Chciała móc im zaufać. Chciała wierzyć, że się stąd wydostanie. Całą siłą woli przeniosła spojrzenie na Blaise'a, który mrugnął do niej i uśmiechnął się pocieszająco. W jej głowie przemknęła ich wcześniejsza rozmowa.

- Wrócimy rano. Dobrej nocy - pomachał jej, nie zdając sobie sprawy, jak jego słowa niedorzecznie brzmią...

###

- Stary, skończ się zachowywać jak Snape junior – zaczął Blaise, gdy zmierzali do swoich pokoi. - Wystraszysz ją. Nie widzisz, że ona teraz potrzebuje wsparcia?

- To moja wina, Zabini! – warknął Draco w obronie. - To przeze mnie się tutaj znalazła! Nie chcę, by coś jej się stało!

- W takim razie świetnie ci idzie –zironizował i zaklaskał mulat. - Startuj na miss niechcenia, czy coś w tym stylu.

- To było bez sensu.

- Ty też jesteś bez sensu i ci nie wypominam.

Draco przewrócił oczami ze zniecierpliwieniem i wykrzywił się. Wypominki Zabiniego w tej chwili nie były zbyt potrzebne w jego życiu.

- Słuchaj, Zabini. Nie potrzebuję drugiej matki, jasne? Jedna już dość mi truje dupę. A teraz wybacz, ale mam na dzisiaj dość tego całego szajsu. Do jutra, stary.

- Czasami nie poznaję cię, Draco – wycedził Blaise, po czym odwrócił się i odszedł.

Malfoy poczekał aż Zabini zniknie z jego oczu i kopnął w ścianę ze złością. Czuł się bezsilny jak nigdy... I mimo iż wiedział, że Blaise ma rację, nie potrafił spojrzeć w jej oczy.

Ta noc nie należała do najprostszych...

###

Z samego rana Draco zszedł do pomieszczenia, gdzie przetrzymywana była Hermiona. Oczy go szczypały po nieprzespanej nocy, a dłoń bolała od ataków na agresywną ścianę. Szatynka siedziała skulona w kącie, ale na jej twarzy majaczył się delikatny jak piórko uśmiech. Obok niej siedział Blaise, wesoło coś jej opowiadający i klepiący delikatnie po ramieniu. Malfoy wiedział, co próbuje zrobić mulat. Chciał ją pocieszyć, podnieść na duchu, czego nie był w stanie zrobić on sam. Nie potrafił rzucić w jej stronę nawet głupich przeprosin.

- Draco! Dobrze, że jesteś! - zawołał Blaise na jego widok, posyłając dziwne jak na niego spojrzenie. Zabini raczej na co dzień nie okazywał jakichkolwiek przejawów agresji - Właśnie opowiadałem Hermionie, że nie najlepsi z nas śmierciożercy.

- Mów za siebie. Zresztą... nietrudno się tego domyślić - odparł blondyn, z zadowoleniem odkrywając na twarzy szatynki kolejny nieśmiały uśmiech. Na jej zmęczonej, bladej twarzy, był niczym promień słońca. Widocznie ona również nie spała zbyt wiele tej nocy. Wcale się temu nie dziwił.

- Hermiona, a napisałaś już wypracowanie z transmutacji na temat zmiany kształtu uszu?

- Było na piątek - szepnęła, a oczy jej się zaszkliły. Blaise zmarkotniał na widok jej miny, lecz mimo to podskoczył.

- Salazarze! Przecież to miało być na za tydzień!

- Tak, ponad tydzień temu...

Draco westchnął i pokręcił głową z niedowierzaniem. Blaise był beznadziejny w pocieszaniu.

- Czy... – wyrzuciła z siebie cicho, nim któryś ze Ślizgonów zdążył się odezwać. Jej głos w ciszy, która nastała, brzmiał niczym grom. - Czy będę miała jeszcze szansę, by kiedykolwiek stąd wyjść? Wrócić do szkoły? Czy uda mi się w ogóle przeżyć? Co, jeżeli śmierciożercy mnie zabiją?

Ślizgoni zmarkotnieli po jej pytaniach i spojrzeli po sobie przygaszonymi spojrzeniami. Blaise chciał już coś powiedzieć, ale Draco go uprzedził. Podszedł do niej powoli i wyciągnął rękę.

- Wstań - polecił.

Hermiona jednak popatrzyła na niego krótko, po czym opuściła wzrok i potrzasnęła głową, kuląc się pod ścianą w szczelnym uścisku. Blondyn jednak westchnął i szybko zrównał się z nią, łapiąc za zamarznięte ramiona. Zmusił do spojrzenia w swoje oczy, próbując dodać sobie, a także jej, siły.

- Wyciągnę cię stąd, rozumiesz? Nie odpuszczę i cię wyciągnę, obiecuję.

###

- Siema, Draco. Jakiś plan? – Blaise złapał w korytarzu Dracona, który skrzywił się na jego widok. Minął już tydzień, odkąd uciekli z Hogwartu, a w podziemiach rezydencji Malfoyów przebywała Hermiona. Przez cały ten czas Ślizgoni starali się znaleźć sposób, by pomóc szatynce, ale niestety, wydawało się to niemożliwością.

- Niestety nic – blondyn pokręcił głową, mając ochotę uderzyć w twarz przyjaciela, gdy ten wydał niezadowolony odgłos. Blaise starał się ze wszystkich sił towarzyszyć większość dnia Hermionie, co nie zawsze odpowiadało Malfoyowi. On sam zobowiązał się jej pomóc, a z każdym dniem obawiał się, że nie uda się spełnić obietnicy. – Zabini, ojciec wzywa mnie do siebie. Wiesz dobrze, że jestem ograniczony czasowo.

- Obiecałeś jej.

- WIEM – Draco warknął, po czym przymknął powieki. – Pamiętam, Zabini. Jednak nie potrafię na razie tego zrobić. Nie znaczy to jednak, że nie mam zamiaru spróbować.

- Ty się boisz – zauważył mulat. – Jednak musisz wybrać, co jest ważniejsze. Tylko... nie zrób błędu, bo uwierz mi, że mimo wszystko nie chcę bić kumpla.

- Wpierw musiałbyś trafić – Draco uśmiechnął się, przybijając z Blaise'em przyjacielską piątkę. – Zajmij się nią jeszcze trochę. Wymyślę coś.

Gdy tylko Blaise odszedł w stronę obecnych loków, Draco westchnął i niechętnie ruszył do komnat swojego ojca. Wszedł do środka, spoglądając na Lucjusza Malfoya, siedzącego na zdobionym fotelu pod oknem. Mężczyzna palił waniliowe cygaro i wpatrywał się w słoneczny krajobraz za oknem w zamyśleniu. Palce prawej dłoni dudniły o oparcie fotela jakby ze zniecierpliwieniem.

- Jesteś w końcu – warknął Lucjusz, gdy drzwi za Draconem się zamknęły. – Ile można czekać?!

- Wybacz, ojcze – Draco skłonił głowę. – Musiałem załatwić coś po drodze.

- Jak śmiesz kłamać prosto w oczy, gówniarzu?! – starszy z Malfoyów wstał. – Dobrze wiesz, że nasza rodzina nie ma już niczego do powiedzenia w tym domu! Niżsi rangą śmierciożercy śmieją się i plują nam w twarz! Wszystko przez to, że nie potrafiłeś wykonać tak banalnego zadania, jak zabicie tego głupca, Dumbledore'a. Dodatkowo teraz zostałeś niańką brudnej szlamy.

- Czarny Pan osobiście...

- Myślisz, że Czarny Pan wyznaczył cię do tego zadania, bo wierzy, że sobie poradzisz? Mylisz się. Śmieje się z ciebie, bo przecież co trudnego jest w pilnowaniu śmiecia bez magii?

Draco zacisnął pięści nerwowo, ale nawet nie drgnął. Ojciec jednak nie zamierzał odpuścić. Zaczął przechadzać się gwałtownie po pokoju, co rusz klnąc i z nienawiścią wpatrując się w okno. Draco przyuważył na stoliku pod oknem butelkę whisky.

- Musimy odzyskać nasz szacunek, synu! Ród Malfoyów nie może być zhańbiony przez takie ścierwa! Ale spokojnie, jeszcze powrócimy do gry. Idź już, Draco. Mam dla ciebie kilka spraw do załatwienia.

Draco złapał w ręce czarną teczkę i westchnął z irytacją. Bez słowa pokłonił się prawie niezauważalnie i wyszedł z pomieszczenia. Gdy tylko znalazł się poza zasięgiem ojca, soczyście przeklął. Sprawy śmierciożerców, które winien był wypełniać jego rodzic, po raz kolejny spadły na niego, co nie było zbyt optymistyczną opcją.

- I on śmie mówić, że to ja hańbię rodzinę. Zapijaczony kretyn – warknął blondyn.

Praktycznie cały dzień minął Draconowi na załatwianiu spraw dla śmierciożerców, w tym dla samego Czarnego Pana. Nie każdy był przychylnie nastawiony do jego osoby i Draco dobrze sobie zdawał sprawę, że większość z nich specjalnie utrudnia jego zadania. Jego ojciec miał rację – poplecznicy Lorda Voldemorta naśmiewali się z ich rodziny. Bieganie od jednego do drugiego nie sprawiało mu więc przyjemności, a wręcz przeciwnie, było katorgą. Gdy w końcu odhaczył ostatni punkt z listy, niemal z ulgą wpadł do swojego pokoju z zamiarem snu po ciężkim dniu. Nie spodziewał się jednak, że Blaise Zabini ma wobec niego zupełnie inne plany.

- Stary, gdzieś ty się podziewał?! – mulat wpadł do pomieszczenia, lustrując przyjaciela ciemnymi oczami. – Wyglądasz koszmarnie. Zawsze miałeś tyle pryszczy na twarzy, czy e końcu dojrzewasz?

- Blaise... - jęknął Draco, pocierając skronie. – Daj mi tylko jeden, cudowny wieczór.

- Tylko jeden?! – Blaise zakrył dramatycznie usta. – Draco, ja jestem o wiele bardziej zachłanny i głodny! Wspominałem kiedyś, że jara mnie, gdy masz na sobie szare koszule? Wyglądasz tak seksownie! Brałbym!

- Zabini, kurwa!

- Dobra, już. Przecież żartowałem. W zielonych wyglądasz lepiej. Pasują ci do... właściwie, to do niczego. Ale już kończę! – uniósł ręce w obronnym geście, widząc groźne spojrzenie przyjaciela. – Szukałem cię pół dnia. Powinieneś zerknąć do Hermiony.

- Co z nią? Źle się czuje? – zaniepokoił się blondyn.

- Nie, ale nie mogłem z nią zostać cały dzień, wezwali mnie. Ale nie jest źle, nawet raz się uśmiechnęła! Nie wiem dlaczego, ale dopiero wtedy, gdy powiedziałem, że jesteś obślizgły niczy...- urwał i odchrząknął. – A właściwie, to chyba cię wyczekiwała. Cały cza zerkała z nadzieją na drzwi. Możliwe, że chciała się mnie pozbyć, ale ja uważam, że chyba ktoś kogoś bardziej niż luuuuubi!

- Po tym, co przeze mnie przechodzi, to mogę spodziewać się tylko większej nienawiści.

- Mylisz się, przyjacielu. Ale co powiesz na to, byśmy ją odwiedzili przed snem? Wiesz, musi mieć słodkie sny, a tak się składa, że mój widok właśnie tak działa na ludzi.

- Granger przeżywa już wystarczający koszmar. Nie musisz się jej pokazywać – zironizował Malfoy, ignorując oburzoną minę Blaise'a. Wstał jednak z łóżka i wskazał na drzwi. – Zgoda. Idziemy.

Ślizgoni zeszli wspólnie do lochów, zmierzając w kierunku celi Hermiony. Obydwoje przekomarzali się wesoło, pozwalając sobie na chwilę normalności. Weszli do środka z uśmiechami, ale ich miny szybko zrzedły. Rozejrzeli się w popłochu wokoło, ale po Hermionie nie było śladu.

- Gdzie ona jest?! – ryknął blondyn w przestrzeń. – Granger?!

- Nie mogła przecież uciec... - Blaise również wpadł w panikę. – Nie jest głupia. Przecież wie, jakie to by było ryzykowne i niebezpieczne. To samobójstwo.

- Panie Malfoy, panie Zabini – usłyszeli za sobą skrzekliwy głos jednego ze skrzatów domowych, na co się wzdrygnęli. – Czarny Pan wzywa wad do salonu.

###

Draco z Blaise'em zerkali na siebie przez całą drogę do salonu niespokojnie. Czy Hermiona uciekła, a ktoś ją złapał? Czy obwinią ich o jej ucieczkę? W głowie Dracona przewijały się okrutne scenariusze, a mimo to, gdy tylko przekroczył próg salonu, zamarł.

Jego spojrzenie automatycznie powędrowało do skulonej na podłodze szatynki. Hermiona cała się trzęsła, a po jej policzkach spływały rzewne łzy. Krótkie, postrzępione włoski pozlepiane były jej własną krwią, spływającą z kilku ranek na ciele. Koszula, którą jej dał, a raczej jej strzępki, marnie na niej zwisały, więc dziewczyna nieudolnie próbowała zakryć swoją nagość dłońmi, co powodowało salwy śmiechu wśród śmierciożerców obecnych w pomieszczeniu. Ręce Dracona drżały na ten widok, a serce niebezpiecznie kołatało w piersi. Był przerażony.

- Draco, Blaise. Dobrze, że już jesteście – Lord Voldemort wyszczerzył się, na co Ślizgoni się wzdrygnęli. Niepewnie się pokłonili, ciężko dysząc. – Draco, pozwoliłem sobie sprowadzić tutaj twoją podopieczną na krótką rozmowę. Widzisz... Harry wciąż nie przybył, co mnie martwi. Zastanawiałem się więc, czy nie pospieszyć trochę jego przybycia.

Zaklęcie świsnęło, a Granger krzycząc, uklękła. Spojrzała wystraszonym spojrzeniem na bladego Malfoya, po czym odwróciła się w stronę Czarnego Pana.

- Panie, czy mógłbym coś z tym zrobić?

- Zastanawiałem się więc, czy może nie wysłać młodemu Potterowi jakiejś części ciała jego przyjaciółki... - kontynuował, ignorując jego pytanie. – Co, gdyby tak ten drobny paluszek spadł w jego miskę z płatkami podczas śniadania?

- Błagam... nie... - Hermiona jęknęła, gdy biała różdżka Voldemorta przejechała pomiędzy jej piersiami, zatrzymując się na pępku. Spod jej przymkniętych powiek wypłynęły kolejne łzy.

- Postanowiłem jednak dać mu jeszcze odrobinę czasu, a szlamę przesłuchać. Tak się jednak składa, że dziewczyna jest twarda. Zobacz tylko, Draco. Widzisz te wszystkie rany? To za nieposłuszeństwo.

Mężczyzna bez ostrzeżenia zamachnął się, policzkując Hermionę. Szatynka pisnęła, ponownie upadając na posadzkę i kuląc się w sobie. Brązowe oczy utkwiła w Draconie, czekając na jakikolwiek ruch.

- Byłeś dla niej zbyt łaskawy, Draco. Pokaż jej, na co cię stać. Spraw, by cierpiała – wysyczał, a jego oczy zabłysły.

Draco skamieniał. Jego ręka zadrżała, gdy wyciągnął z kieszeni szaty różdżkę i wycelował w Hermionę. Siła jej spojrzenia niemal zwalała z nóg. Miał ochotę uciec stąd, ale nie mógł. Wszyscy wokoło wpatrywali się w niego z oczekiwaniem.

- Crucio.

Jej krzyk rozsadzał jego głowę, a także serce. Starał się nie odwrócić, gdy ciało szatynki wygięło się w łuk. Gdy przerwał zaklęcie, z przerażeniem obserwując jej dygocące ciało, miał nadzieję, że to starczy. Nie wiedział jednak, że to dopiero początek.

- Cudownie. Teraz ponownie sobie porozmawiamy – Czarny Pan roześmiał się i ukląkł przy Hermionie, odgarniając jej z twarzy włosy. – Dziecinko, czas przestać kłamać. Bądź grzeczna.

Draco nie potrafił zliczyć ile razy słyszał jej krzyk. Voldemort zadawał jej pytania, a on na brak odpowiedzi, musiał zadać jej ból. Nie było to łatwe, ani przyjemne. Nie potrafił spojrzeć na nią, ani na Blaise'a. Był tchórzem, ale nie miał wyjścia.

Przesłuchanie zakończyło się, gdy Hermiona zemdlała. Lord Voldemort dotknął bosą stopą jej ciała, po czym prychnął.

- Koniec na dzisiaj. Złamię ją prędzej czy później. Jeżeli nie, to Potter przyjdzie uratować trupa.

###

Nie pamiętał jakim cudem znalazł się ponownie w podziemiach razem z Granger. W jego wspomnieniach majaczył tylko podchodzący do niego Blaise, pomagający mu wstać z posadzki. To on również pomógł przynieść tutaj Hermionę i położyć na zniszczonych kocach. Mimo, że był mu wdzięczny, szybko odprawił go do pokoju. Zabini przez chwilę stał w miejscu, obserwując go niepewnie.

- Błagam... nie dzisiaj. Porozmawiajmy jutro.

Nie mógł w to uwierzyć, ale Blaise odszedł. Z jednej strony czuł ulgę, a z drugiej pustkę. Był dupkiem. Spojrzał na omdlałe ciało dziewczyny i ukląkł obok. Przeciągnął różdżką po głębszych ranach, starając się je uleczyć, po czym bez słowa wybiegł. Wiedział, że jest jej coś winien, ale nie potrafił. Stchórzył.

###

Jeden łyk, drugi, trzeci, dziesiąty. Młody Malfoy zaczął tracić rachubę czasu. Butelki Ognistej Whisky pustoszały z minuty na minutę, ale jego głowa wciąż pozostawała pełna bólu, krzyków i wspomnień. Wierzch jego dłoni wciąż krwawił, jakby chcąc go ukarać. Wyrządził jej tyle krzywdy... to przez niego.

Spraw, by cierpiała...

Draco krzyknął i złapał twarz w dłonie, próbując się uspokoić. W pewnym momencie wstał gwałtownie i wyszedł z pokoju, idąc w stronę podziemi. Nie wiedział dlaczego to robił, nogi same go ciągnęły. Musiał tam iść, musiał sprawdzić, być pewien, że nic jej nie jest...

Wpadł do środka, obijając się o ściany i usiadł pod kratami jej celi. Wyciągnął dłoń, dotykając jej twarzy, głaszcząc opuszkami palców opuchnięte policzki. Gdy z jej ust wydobyło się ciche jęknięcie bólu, załkał. Nawet się nie zorientował, gdy po jego twarzy popłynęły łzy.

- Wybacz mi, Granger... Już niedługo, obiecuję... - szepnął i poczuł, że drobna rączka dotyka jego większej.

- Draco...

- Hermiona... ja... musisz wytrzymać, rozumiesz?! Nie możesz się poddać...

- Możesz do mnie wejść? – zapytała słabo, na co skinął głową. Wszedł szybko do środka, siadając obok. Ich palce złączyły się delikatnie w uścisku. Przyłożył je sobie do twarzy, całując wierzch jej drobnej dłoni, po czym wtulił w nią twarz. Nie miał pojęcia, że ten gest może być tak osnuty namiętnością...

###

Draco przebudził się, a jego wzrok natrafił na brązowe, ciepłe oczy. Uniósł głowę, oceniając miejsce położenia. Wszystko go bolało od spędzonej nocy na zimnej podłodze, ale mimo wszystko uśmiechnął się nieśmiało do leżącej obok Gryfonki, która odwzajemniła uśmiech.

- Jak się czujesz? – zapytał cicho, na co wzruszyła ramionami.

- Jakby mnie porozcinali na żywca – odpowiedziała.

- Pokaż się, opatrzę cię.

Dziewczyna posłusznie usiadła, lecz szybko zakryła się rękoma, zapominając o porozdzieranej koszuli. Draco westchnął i zdjął swoją, narzucając na jej ramiona. Usiadł za jej plecami, powoli lecząc ranki na szyi i ramionach. Zajęło mu to wszystko około godziny, ale po wszystkim uśmiechnął się.

- Niestety, ale nie mogłem ich doleczyć do końca.

- Wiem – odpowiedziała spokojne i spojrzała mu głęboko w oczy. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Ich serca zabiły w tym samym rytmie, gdy Draco nachylił się w jej stronę, przymykając powieki. Pogładził jej ranki palcami, a ich usta już prawie się stykały.

- Widzę, że dzionek zaczynacie całkiem nieźle? – odskoczyli od siebie, gdy w wejściu stanął, opierając się nonszalancko ramieniem, Blaise Zabini. Mulat uśmiechał się kpiąco, mierząc ich rozbawionym spojrzeniem. – Wybaczcie, że przerywam to rande vu, ale niestety muszę. Hermiona musi coś zjeść i się nawodnić, i ty również, mój romantyku. Byłem u ciebie, ale tam zastałem tylko świszczącą pustkę. Przyniosłem również leki od Notta. No szybko, szybko! Na całowanie czas przyjdzie za chwilę!

Hermiona z zarumienionymi policzkami zjadła przyniesione przez Zabiniego jedzenie, oraz zażyła leki, oddychając z ulgą. Draco posłał jej pocieszający uśmiech, co nie uszło uwadze Zabiniego.

- Jeżeli macie zamiar się migdalić, to błagam. Oszczędźcie mi tego.

###

Minęło zaledwie kilka dni, a Hermiona ponownie stanęła przed obliczem Lorda Voldemorta. Mimo iż wiedziała co ją czeka i że Draco również będzie musiał brać w tym udział, nie przyszło jej to łatwo. To spotkanie jednak nie było jedynym. Było ich jeszcze kilka, a mimo to, Hermiona nie upadła. Każde z nich cierpiało na swój sposób, lecz starało się tego nie okazywać, by nie krzywdzić się wzajemnie. Próbowali być dla siebie wsparciem, starając przezwyciężyć przeciwności.

Życie śmierciożercy również nie było tak łatwe, jak mogło się zdawać z początku. Draco oraz Blaise czuli, że nie są zbyt lubiani w towarzystwie. Byli młodzi, niewyszkoleni, posiadali zupełnie inne wartości. Szybko również się przekonali, że przed nimi stanie ogromna próba nie tylko służby w gronie popleczników Czarnego Pana, ale także w przyjaźni...

Młody Malfoy przemierzał właśnie przez korytarze swojej rezydencji, ciężko dysząc. Kuśtykał, co utrudniało i przedłużało podróż do komnaty. Co kilka metrów musiał przystanąć by nabrać siły i powietrza, zmuszając się do ruszenia. Gdy tylko dotarł na miejsce, z ulgą wszedł do środka. Jęknął z bólu i padł na łóżko, uważając na rany, które ozdabiały jego ciało.

- Draco!

Chłopak uniósł się gwałtownie do pozycji siedzącej, powodując obolały grymas na twarzy. Jego oczy spotkały się z przerażonymi twarzami Hermiony i Blaise'a. Szatynka natychmiast do niego podbiegła i uklękła przy łóżku, oglądając rany. Po ocenie szkód, zwróciła się do niego, uważnie mu się przyglądając.

- Co się stało? Zrobili ci krzywdę?

- Życie śmierciożercy nie jest łatwe – syknął, bo dziewczyna za mocno ściskała jego nadgarstek. – Poza tym, co wy tutaj robicie?! Zabini, czy ciebie do reszty pogięło?! Ktoś mógł was zobaczyć!

Blaise jednak wzruszył ramionami.

- Zmusiła mnie! Z kobietami się nie dyskutuje. Tak powiedziała. Myślałem, że wydrapie mi oczy, jest naprawdę niebezpieczna!

Draco prychnął i uśmiechnął się do zmartwionej dziewczyny. Pogłaskał ją czule po głowie i ucałował ją, po czym znowu jęknął, gdyż ta wzięła się za opatrywanie jego ran.

- Zaprzyjaźniłam się z jednym ze skrzatów. Mam potrzebne leki – zaśmiała się cicho, na co chłopcy pokręcili z niedowierzaniem głowami.

- Powiesz prawdę, czy masz zamiar udawać, że nic się nie stało? – zapytał w końcu Zabini, mierząc uważnie przyjaciela spojrzeniem. Draco zrobił zaskoczoną minę, ale mulat nie zamierzał się na to nabrać. – Za co oberwało ci się tak mocno?

- Brak dyscypliny. Dobrze wiesz, że nie lubię słuchać Yaxleya. Lizodup Czarnego Pana.

- Nie wysilaj się. O wszystkim wiem. To moja wina, więc przestań być taki honorowy, stary. Wiem, że chcą się mnie pozbyć, więc skończ się stawiać. Torturuj mnie, zabij, czy co oni tam jeszcze chcą.

- Nie ma nawet takiej opcji. Czas coś zmienić w tym śmietniku.

###

- Jak stąd uciekniemy, zabiorę cię na randkę – mrugnął do Hermiony, na co się uroczo zarumieniła. Podobała mu się nawet teraz, gdy była cała poraniona. Była po prostu śliczna i cieszył się, że mimo tego wszystkiego, tak to się między nimi potoczyło. Mieli sobie jeszcze wiele do wyjaśnienia, ale obiecali to zrobić po wszystkim.

- Taka z kwiatami, kolacją i tańcami? – zaśmiała się, więc skinął rozbawiony głową. Chciał już ją stąd wyciągnąć. To był jego plan. I był tego blisko, lecz jeszcze nie chciał zapeszać. – Niesamowite. Draco Malfoy zabierze na randkę Hermionę Granger, szlamę i najlepszą przyjaciółkę jego wroga.

- Napiszą o tym w Proroku, gwarantuję ci.

Pocałował ją. Namiętnie i z uczuciem. Pokochał ją już w szkole, lecz teraz więź między nimi wzmocniła się. Musieli przejść wiele trudności, by w końcu coś zyskać.

Nagle coś obok trzasnęło, więc Draco poderwał się do góry i wyciągnął różdżkę. Chwilę później kraty celi otworzyły się, a do środka został wrzucony Zabini. Mulat upadł na kolana i oparł się dłońmi o posadzkę. Ciężko oddychał, a z jego ust ciekła krew. Wypluł jej odrobinę na posadzkę, po czym wstał, chwiejąc się. Cała jego twarz była opuchnięta i obita.

- Zabini?! Co ci się stało?! – Draco podszedł do niego i złapał za ramiona.

- Zabini Blaise zostaje skazany na śmierć jako zdrajca Czarnego Pana i wspólnik Zakonu Feniksa – odezwał się kpiący głos Augustusa spod krat. – Wraz z szlamą oraz Potterem zostaną straceni, gdy tylko Potter przybędzie ratować swoją szlamowatą przyjaciółkę. Teraz ty, Malfoy, dostajesz go pod opiekę. Macie się stawić wieczorem przed obliczem Czarnego Pana.

Gdy tylko śmierciożerca wyszedł, Draco spojrzał z niedowierzaniem na przyjaciela. Oparł się o ścianę bezradnie, nie mogąc wypowiedzieć ani słowa. Blaise unikał jego wzroku, lecz w końcu westchnął i usiadł na zimnej posadzce.

- No, to zostaliśmy współlokatorami, Hermionka! Będzie fajnie, zobaczysz.

- Zamknij się – syknął Draco. – Choć raz bądź poważny. Co ty, kurwa, zrobiłeś, że skazali cię za zdradę?!

- Powiedziałem, że nie zabiję mugola – westchnął i potarł czoło. – Jak widać, nasi znajomi nie tolerują odmowy. No cóż... teraz tylko czekać, co wymyśli Czarny Pan.

###

Draco ze ściśniętym sercem wprowadził do pomieszczenia skutego Blaise'a, a zaraz po nim Hermionę. Stanął między nimi, zmuszając do pokłonienia się. Lord Voldemort ucieszył się na ich widok i skinął, by na niego spojrzeli.

- Blaise, jaka szkoda. Miałem nadzieję, że będziesz lepszym śmierciożercą. Zapowiadało się, że będziesz doskonałym zabójcą.

- Tak? To zaskakujące, biorąc uwagę, że jeszcze nikogo nie mam na sumieniu. No cóż, kto wie, może niedługo...

Błysnęło, a Blaise upadł na kolana, ciężko dysząc. Z jego ust jednak nie zszedł uśmiech. Wpatrzył się z satysfakcją w Czarnego Pana, nie dając mu powodu do wyższości.

- Wydaje mi się, Zabini, że nie będziesz miał okazji. Sprowadziłem was tutaj, gdyż musimy wyjaśnić parę spraw. Draco, podejdź.

Malfoy wykonał polecenie i stanął przed swoim panem ze strachem. Mężczyzna położył mu dłoń na ramieniu i uśmiechnął się.

- Jesteś mi wierny, prawda?

- Oczywiście, panie.

- Zrobisz dla mnie wszystko?

- Tak, panie.

- Zabij Zabiniego. Teraz.

Draco zdębiał i wpatrzył się w czerwone oczy z niedowierzaniem. Cofnął się o krok i odwrócił w stronę przyjaciela. Blaise spoglądał na niego z uśmiechem, jakby zachęcając do współpracy.

- No dalej, Draco. Nie będziemy czekać wiecznie – warknęła kpiąco Bellatriks.

- Nauczyć cię formułki zaklęcia, dzieciaku? – usłyszał gdzieś z boku.

- Nie da rady. Jest za słaby – powiedział ktoś jeszcze.

Draco wyprostował rękę z różdżką, ale opuścił ją wzdłuż ciała. Nie opuścił ani na chwilę spojrzenia z przyjaciela.

- Nie zrobię tego – powiedział głośno. – Nie zabiję naszego sojusznika.

- Draco, Draco, Draco... - Voldemort stanął obok niego. – Jesteś jeszcze młody, musisz się wiele nauczyć. A nauka i służba w moich szeregach wymaga bólu i poświęceń.

Czarny Pan wyciągnął różdżkę nim ktokolwiek zdążył zauważyć i w ekspresowym tempie nią zamachnął. Z jej końca wyleciał zielony promień. Draco krzyknął i zamarł. Twarz Hermiony zastygła w przerażeniu. W pomieszczeniu nastała głucha cisza, wszystko trwało jak na zwolnionym tempie. Blondyn wpatrywał się w ciało tak ważnej dla niego osoby z bólem. Nie mógł uwierzyć, to stało się tak nagle. Dlaczego... dlaczego jego matka?! Po krótkiej chwili Czarny Pan roześmiał się i wyszedł, zostawiając w pomieszczeniu tylko Draco z Zabinim i Hermioną, a także Lucjuszem. Malfoyowie podbiegli do ciała kobiety, ale wiedzieli, że już za późno na ratunek.

- To twoja wina, gówniarzu! Wszystko twoja wina! – krzyknął Lucjusz i odepchnął syna. – Nie masz prawa jej dotykać! Zostaw nas! Odejdź! Zabiłeś ją!

Draco wstał, trzęsąc się i patrząc na kobietę z bólem. Ktoś jednak położył mu rękę na ramieniu, co zmusiło go do odwrócenia się. Hermiona z czerwonymi oczami złapała go za rękę, ciągnąc do wyjścia. Poddał jej się, mimo iż serce ciągnęło go do rodzicielki.

Gdy wrócili do lochów, Dracona opuściło całe opanowanie. Usiadł pod ścianą i rozpłakał się. Poczuł, że drobne ciałko przytula go do siebie, więc wtulił się w nie mocniej, nie kryjąc emocji. W środku niego panowała cała gama emocji. Czuł gniew, strach, nienawiść, a zarazem wdzięczność i ulgę, że wciąż przy nim ktoś jest. Mimo iż jego życie nie należało do najprostszych, żyła w nim dwójka ludzi, którzy tworzyli cały jego świat.

Blaise wpatrywał się w nich ze smutkiem i poczuciem winy. W pewnym momencie przeklął i podszedł do krat, szarpiąc je wściekle.

- Zasrany Voldek! Musimy stąd zwiewać... Gdzie się podziewa ten Potter?!

- Zapewne nie wie, gdzie ma szukać tej kryjówki.

Blaise podskoczył, gdy obok niego usiadł Draco. Odwrócił jednak szybko wzrok, nie chcąc mu się narzucać. Zerknął na śpiącą na podłodze Hermionę.

- Nie potrafię nikomu bliskiemu pomóc – Malfoy westchnął.

- Daj spokój, to moja wina. Dlaczego mnie nie...

- Nie zabijam przyjaciół. Wiesz dobrze, że nie zrobiłbym ci krzywdy, Blaise. W całym tym życiu mam tylko dwa bolesne punkty, przez które mogliby mnie złamać. A ja nie mam zamiaru im na to pozwolić – wstał i otrzepał się. – Nie poddamy się. Wrócę jutro, opiekuj się Hermioną.

Draco pocałował w czoło Hermionę, po czym opuścił celę, zostawiając w powietrzu niepewność, obawę i strach.

###

- Zabini! Wstawaj!

- Co?! – Blaise usiadł, przecierając oczy. – Co się dzieje, która godzina?

- Nie ma czasu! Hermiona!

Draco podbiegł do śpiącej dziewczyny i potrząsnął jej ramieniem. Gdy otworzyła oczy, pomógł jej wstać. Szatynka pisnęła, zobaczywszy na twarzy blondyna świeże rany. Dotknęła ich delikatnie z wystraszoną miną.

- Co się dzieje?

Gdzieś za nimi coś wybuchło, powodując krzyki. Hermiona wraz z Blaise'em wbili w Dracona spojrzenia pełne pytań, lecz ten potrząsnął głową.

- Nie teraz. Wychodzimy.

Złapał rękę Hermiony, a Zabiniego wypchnął z celi. Biegli przed siebie do wyjścia, unikając co nowych wybuchów i zaklęć, lecących w ich stronę. Draco wręczył przyjacielowi różdżkę, na co Zabini odżył.

Wybiegli z lochów, a przed sobą zobaczyli kilkunastu ludzi, zajętych zagorzałą walką. Wokoło unosiło się pełno kurzu i dymu. Powietrze co rusz rozdzierały krzyki i formułki zaklęć, a także kolorowe promienie.

- To... Zakon! – Hermiona wydyszała, nabierając nadziei. Uśmiechnęła się przez łzy i spojrzała na Draco. – Ale jak...?

- Pottera trzeba było odrobinę naprowadzić – ucałował szybko jej usta i ponownie za sobą pociągnął.

- Nie tak szybko! – przed nimi stanęło dwóch śmierciożerców, celując w nich różdżkami. – Zdrajco! Zginiesz pierwszy!

- Soreczki, koreczki, ale macie zaszczyt być moimi pierwszymi! – Blaise posłał im buziaka, a następnie z jego różdżki wystrzeliły dwa zielone promienie, uderzając w zaskoczonych przeciwników. Mulat wyprostował się i spojrzał obojętnie na przyjaciół – Idziemy dalej?

Draco pokręcił z niedowierzaniem głową, ale uśmiechnął się i skinął głową. W kolejnym pomieszczeniu również trwała walka. Wraz z Blaise'em udało się zlikwidować kilku śmierciożerców, ratując przy tym członków Zakonu. Nie odbyło się jednak bez ofiar. Przechodząc dalej minęli kilka znajomych ciał, co powodowało ciarki na całym ciele.

- Przyjaciele... - wyszeptała Hermiona.

- Nie możemy tutaj zostać – Draco złapał ją za ramiona i spojrzał prosto w oczy. – Muszę cię stąd wydostać.

- Ale...

- Hermiona! - Szatynka odwróciła się gwałtownie, a po sekundzie wpadła w ramiona przyjaciela. Załkała, gdy Harry mocno ją przytulił do siebie i pogłaskał po krótkich włoskach. – Tak się cieszę, że nic ci nie jest! Przepraszam, że tyle to trwało! Szukałem cię, przysięgam!

- Wiem, Harry! Wiem! – załkała. – Dobrze znów cię widzieć. Gdzie Ron?

Brunet odsunął się od niej. Umazany był od krwi, ale wciąż się uśmiechał. Odetchnęła z ulgą, widząc go całego.

- W sali obok. Musimy do niego dołączyć. Chodźmy! – wystrzelił srebrnego patronusa z różdżki, co zaskoczyło Hermionę. Harry jednak nie zamierzał trzymać jej w niepewności. – To znak, że stąd zwijamy.

Wbiegli na korytarz, gdzie zauważyli Rona. Rudzielec zrobił w ścianie dziurę, najprawdopodobniej tworząc drogę ucieczki. Na ich widok wyszczerzył się i pomachał.

- Zrobiłem nam przejście! Nie ociągajcie się! – zawołał. – Herm, dobrze ci w krótkich włos...

Hermiona krzyknęła, ale było za późno. Promień zaklęcia uderzył w plecy Rona. Chłopak wytrzeszczył oczy w zaskoczeniu, po czym runął na posadzkę. Hermiona zaczęła biec w jego stronę, ale Draco złapał ją w pasie i przytulił mocno do siebie.

- Nie możesz mu pomóc, Hermiona! Błagam, przestań!

Potter zaatakował śmierciożercę, po czym podszedł do ciała przyjaciela. Draco widział tylko, jak po jego policzkach płyną łzy, robiąc korytarzyki na brudnej od pyłu twarzy. Brunet jednak nie zwlekał. Wziął jego ciało, po czym z bólem podszedł do nich.

- Zabierajmy się stąd. Szybko... Zgredku... - wyszeptał.

Obok nich pojawił się Zgredek. Skrzat spojrzał po wszystkich z zaskoczeniem i pisnął na widok Draco, a następnie Rona. Rozejrzał się wokoło, ale bez zwlekania wyciągnął dwie rączki przed siebie. Jedną z nich złapał Draco, a drugą Harry.

Minęła sekunda, a pięć osób zniknęło ze zniszczonego korytarza rezydencji Malfoyów, pozostawiając za sobą złe wspomnienia...

###

Stali na polance, ubrani na czarno. Niebo płakało, spowite szarymi chmurami, gdy ponad pięćdziesięciu ludzi stanęło nad trumną, deszcz spowijał ich całych, mocząc doszczętnie. Gdzieś w oddali słyszeli głos duchownego, który żegnał Ronalda Weasleya. Hermiona już nie mogła tego słuchać. Pożegnanie z przyjacielem wiele ją kosztowało. Łzy nie potrafiły przestać zalewać jej policzków. Harry stał całkiem z przodu, również nie potrafiąc się uspokoić. Dlaczego żniwo wojny postanowiło zabrać akurat Rona?

- Nie chcesz iść do przodu? – zapytał łagodnie Draco, ale ona potrząsnęła głową. – Potter cię potrzebuje.

- Chce być sam – westchnęła Hermiona. – Poza tym, Ginny i Blaise są z nim. Ja... nie potrafię tam iść. Nie chcę na niego patrzeć. Chciałabym tylko... porozmawiać z nim. Dlaczego nie mogę już tego zrobić?

Draco nie odpowiedział, tylko splótł ich palce. Hermiona spojrzała na nie krótko, po czym wzmocniła uścisk.

- Dziękuję, Draco – szepnęła. – Wiesz jednak, że to nie jest jeszcze koniec, prawda?

- Oczywiście, że nie. To dopiero początek – skinął głową i pociągnął ją za sobą. Stanęli na klifie, patrząc na wzburzone morze. – Jeszcze nie mogę cię zabrać na tą randkę, ale to zrobię. Obiecuję.

- Musisz podnieść poprzeczkę – uśmiechnęła się przez łzy.

- Dla ciebie wszystko.

Spojrzeli w niebo, na którym pojawiły się prześwity słońca. Z każdą chwilą, przejaśniało się. Przynosiło nową nadzieję. A oni byli gotowi, by walczyć. Walczyć o przyszłość, o pokój. O to, by pomścić bliskich. Bo warto.

_______________________________________________

Witam wszystkich moich kochanych czytelników, jeżeli jeszcze ktoś tutaj zagląda! 

Zanim zacznę się tłumaczyć, to powiem Wam, ze baaaaardzo tęskniłam za Wami! ♥♥♥

No, ale chcę błagać o wybaczenie, za tak długą nieobecność! Ostatnio w moim życiu trochę się dzieje, ale nie chcę Wam tutaj zanudzać. 

Miniaturka... hmm... ciężko mi ocenić. Starałam się, ale szła mi naprawdę opornie. Mam nadzieję jednak, że nie zrobiłam głupich błędów, bo szczerze... nie sprawdziłam jej. Nie chcę zawracać póki co głowie mojej becie, a sama nie miałam już na to sił po tylu godzinach pisania dzisiaj. 

Co do dalszych zamówień. Będę pisała, postaram się je zrealizować. Czekajcie na prywatne wiadomości!  

Co ile będą się pojawiać, trudno określić. To wszystko zależy od mojego czasu, ale również od samego zamówienia. Miniaturka może być obszerna lub krótka. Zabawna albo trochę cięższa, jak powyższa. Wiadomo, niektóre zamówienia po prostu wymagają tak długiego rozwinięcia. 

No, z mojej strony to tyle! 

Buziaki, Wasza Ayaka ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro