Miniaturka 38. Przeznaczeni

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


dla Klaudia0310

________________________

Hermiona wkroczyła do oświetlonej sali, kulejąc. W środku pomieszczenia siedziało około trzydziestu ludzi, którzy na jej widok wstali ze swoich miejsc, gromko klaszcząc. Szatynka uśmiechnęła się blado i uniosła rękę w geście powitania, rozglądając się po obecnych w pokoju twarzach. Zauważyła kilku przyjaciół oraz znajomych z czasów szkolnych machających do niej radośnie, więc ruszyła ku nim, opadając na jedno z wolnych krzeseł. Poczuła na swoich plecach dumne poklepywanie, przez co jej suche wargi zacisnęły się automatycznie z bólu. Nie zdążyła jednak nawet jęknąć, gdyż masywne drzwi ponownie się otworzyły, a do środka wpadł Harry Potter. Rozejrzał się w popłochu, a gdy tylko zauważył Hermionę, podbiegł do niej ze zmartwioną miną.

— Hermiona, żyjesz! — wydyszał z ulgą, dotykając jej policzka. Stęknął cicho, gdy jego spojrzenie padło na liczne rany zdobiące jej ciało, oraz czerwone od krwi ubranie.

— Nie planowałam umierać — uśmiechnęła się do przyjaciela promiennie i udała, że salutuje. — Misja zakończona sukcesem, generale Potter.

Harry'emu nie drgnął nawet kącik ust. Ani trochę nie odwzajemniał jej wesołkowatego humoru.

— Gratuluję — odpowiedział chłodno. — Złóż oficjalny raport Minerwie, a następnie udaj się do Uzdrowiciela. Gdy to zrobisz, idź odpocząć. Nie chcę słyszeć sprzeciwów, możesz traktować to jako polecenie.

Hermiona westchnęła ciężko, ale skinęła głową niechętnie. Wiedziała, że w tym momencie nie ma sensu z nim dyskutować. Harry od jakiegoś czasu zrobił się okropnie uparty, a nie chciała się kłócić, więc posłusznie wstała. Pomachała wszystkim na pożegnanie, a w pomieszczeniu ponownie wybuchła wrzawa oklasków. Harry pokręcił głową z niedowierzaniem, odprowadzając przyjaciółkę wzrokiem, dopóki nie zniknęła za ciemnymi drzwiami.

Składanie obszernego raportu zajęło jej około czterdziestu minut. Na misji była w końcu trzy długie, intensywne dni. Minerwa McGonagall uważnie i z przerażeniem zapisywała wszystko, co usłyszała z ust byłej uczennicy. Nie mogła uwierzyć, że niegdyś tak bardzo rozważna dziewczyna, tak się zmieniła. Jej wargi drżały, gdy Hermiona ze stoickim spokojem opowiadała każdy okrutny szczegół misji.

Gdy w końcu skończyły przesłuchanie, a kobieta pozwoliła jej odejść, Hermiona skierowała swoje kroki do jasnego pomieszczenia w końcu podłużnego korytarza. Weszła do środka ze zmęczonym uśmiechem, witając się. W pokoju siedział młody mężczyzna, na oko starszy od niej o cztery lata, oraz, tak jak się tego spodziewała, czekał tam na nią również Harry.

— Możesz mi powiedzieć, co tam się wydarzyło?! — natarł na nią, nim zdążyła choćby usiąść. — Dlaczego wyglądasz, jakby przeżuło cię stado wilkołaków?! Masz o wiele więcej ran niż wcześniej!

— Właśnie złożyłam czterdziestominutowy raport i... — mruknęła, ale widząc minę przyjaciela, westchnęła przeciągle. — Wpadłam w zasadzkę, otoczyli mnie. Przeceniłam ich umiejętności oraz liczebność, bo było ich więcej, niż się spodziewałam. Udało mi się zdobyć jednak przewagę, gdyż cały obszar zaczął wybuchać. Chyba sami się tego nie spodziewali.

— Co z zakładnikami?

— Na całe szczęście zdążyłam ich uratować, ale... — Hermiona przybrała poważną minę. — Bałam się, Harry. W tamtym momencie bałam się, jak nigdy. Ci wszyscy ludzie... Nie wiedziałam, ile czasu zostało, nim wszystko wokoło po prostu nas rozsadzi. Dotarliśmy w ostatnim momencie na bezpieczny punkt, gdzie odebrali nas nasi.

— A śmierciożercy? Nie ścigali was? — zapytał zaskoczony Potter.

— Ścigali, ale ich własny plan nawalił. Wszystkie pułapki, które zastawili, uaktywniły się na naszą korzyść. Stracili ponad czterech ludzi.

— Czterech śmierciożerców to i tak za mało, by wygrać tę wojnę...

— Jeszcze nie przegraliśmy, Harry. Wciąż mamy szansę — złapała go za dłoń pocieszająco i uśmiechnęła się do medyka, który podszedł do nich, zaczynając opatrywać jej rany. — Tom, dla ciebie też coś mam. Udało mi się zebrać trochę ziół holenderskich.

— Dzięki, Hermiona. Są naprawdę trudno dostępne, a została ich zaledwie garstka. Są niesamowite, jeżeli chodzi o paskudne rany jak twoje — odwzajemnił uśmiech.

— Nie ma sprawy — zawołała, a po chwili syknęła z bólu, gdy Tom dotknął jej nogi. Harry natychmiastowo uklęknął obok niej, pomagając podwinąć nogawkę. Gdy ich oczom ukazała się krwawa, paskudna rana, zacisnął wargi.

— Hermiona, co ci się stało w nogę?

— To nic, Harry. To tylko efekt uboczny misji. Uwierz mi, to tylko draśnięcie i...

— Tom? — przerwał jej Potter.

— Nie jest dobrze, Hermiono. Kilka centymetrów dalej, a straciłabyś nogę.

Szatynka westchnęła głośno. Przeczuwała, że tak to się skończy.

— Koniec z misjami — zarządził ostro Harry. — O wiele bardziej przydasz nam się tutaj. Tom sam nie nadąża nad uleczaniem chorych i rannych. Znasz się na medycznych zaklęciach lepiej niż ktokolwiek.

— Nie mogę zrezygnować z misji! — oburzyła się Hermiona i gwałtownie wstała. — Nie mamy nikogo, kto chciałby to robić, a ja...

— A ty ledwie wracasz żywa! — Potter również wstał, patrząc w oczy przyjaciółki twardo. — Dlaczego to zawsze ty pchasz się tam, gdzie jest najniebezpieczniej?! Wybierasz misje niemal samobójcze. Zawsze szalenie ryzykujesz. Hermiona, nie chce cię stracić. Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś ci się stało... — Harry złapał za jej dłoń opiekuńczo i ucałował jej wierzch.

— Nie stracisz, Harry. Nic mi się nie stanie, przecież wiesz, że jestem ostrożna... — wychrypiała, ale jej dłoń drgnęła. — Nie mogę tak po prostu zrezygnować. To by oznaczało, że się poddałam. Jeżeli nie podejmę się tych misji, to nasze szanse się zmniejszą praktycznie do zera. Przecież chcesz, żeby wszystko było jak dawniej...

— Tak, ale nie kosztem moich przyjaciół! Ron by nie chciał...

— Rona nie ma — przerwała mu chłodno. — Zginął w walce, ochraniając nas wszystkich. Nie pozwolę, by jego śmierć poszła na marne.

Harry widząc zaciętą minę przyjaciółki już wiedział, że nie da rady jej przekonać. Zacisnął dłonie w pięści, opuszczając głowę w dół. Był pewien tego, co za chwilę usłyszy i nie mylił się.

— Nie chcę dłużej zwlekać, Harry. Jestem gotowa na kolejną misję. Na szali stawiam własne życie.

***

— Kolejni zawalili. Czarny Pan jest wściekły. Niedługo nad twierdzą zawisną następne trupy — poinformował wesoło Teodor, wchodząc do pokoju, gdzie siedzieli Blaise z Draco. Obaj spojrzeli na przyjaciela z zainteresowaniem.

— Co tym razem? Zamaskowany Feniks samotnie pokonał cały oddział? A może przechytrzył wszystkie zasadzki? — zarechotał Zabini, podrzucając różdżkę. — Niech się cieszy, że jeszcze nie spotkał nas.

— Coś w tym stylu — wzruszył ramionami Nott. — Podobno uwolnił wszystkich zakładników, których przetrzymywaliśmy. Kilku naszych zginęło, wpadając na własne zasadzki. Cały obszar wybuchł, nic z niego nie zostało, a Feniks zwiał.

— Amatorzy. — parsknął Blaise i spojrzał na Draco, który uśmiechał się kpiąco. — Jestem ciekaw, kto kryje się pod maską. Może to Potter? To do niego podobne.

— Nie sądzę — odezwał się Malfoy. — Zakon Feniksa się boi. Mamy ogromną przewagę, nie pozwolą na samotną walkę swojemu przywódcy.

— W takim razie kto?

— Może chcesz się przekonać, Blaise? — zapytał Teo z cwanym uśmieszkiem. — Czarny Pan wyznaczył nagrodę dla tego, kto sprowadzi Feniksa pod jego oblicze. Żywego.

— Jeżeli nagrodą jest choćby smaczne żarcie do końca życia, to piszę się na to. W tym towarzystwie tylko Draco jada przyzwoicie — mruknął niezadowolony, a Draco zaśmiał się. — Pupilek. Jak to jest, że Czarny Pan tak cię lubi?

— Naucz się dobrze walczyć, to zobaczysz, jak to jest być w elicie — zadrwił.

— Kolana by mnie bolały od klękania — odgryzł się Blaise.

Teodor wybuchnął śmiechem czując słaby podtekst, a Malfoy po chwili skrzywił się groźnie, jakby dopiero dotarło do niego to, o czym mówił Zabini. Chciał wyszarpnąć różdżkę z kieszeni szaty, ale jego lewe przedramię zapiekło, przez co syknął z bólu. Gdy ból ustał, spojrzał na przyjaciół z krzywym uśmiechem, delikatnie się trzęsąc.

— Jak zwykle wypaplałeś, Zabini. Czas na nas — wychrypiał.

Byli Ślizgoni wstali i wyszli z pomieszczenia, kierując się ku masywnym drzwiom na szczycie twierdzy. W trójkę wkroczyli do środka, podchodząc do mężczyzny o twarzy węża i pokłonili się nisko. Czekali z opuszczonymi głowami na jakiś znak ze strony swojego Mistrza.

— Panie, wzywałeś — powiedział głośno Draco, starając się, by jego głos nie zadrżał.

— Tak, Draco. Wstańcie — odpowiedział spokojnie Lord Voldemort, patrząc na swoich uczniów krwistymi oczami. Sam widok jego źrenic przyprawiał o nieprzyjemne dreszcze. Mężczyzna był otoczony ciemną aurą okrutnej mocy. Przechadzał się po pomieszczeniu spokojnie, a tuż za nim, krok w krok, pełzał jego wąż.

— Co mogę zrobić dla ciebie, panie?

— Chcę, żebyś udał się na misję, Draco — wysyczał Voldemort, umieszczając na bladej twarzy Malfoya swój wzrok. Blondyn skinął sztywno głową. — Jesteś jednym z najlepiej wyszkolonych śmierciożerców. Jesteś oddany, posiadasz ogromną moc oraz spryt. Ufam, że mnie nie zawiedziesz.

— Zrobię wszystko, by tak się nie stało. Co mam zrobić?

— Od jakiegoś czasu jedna osoba ośmiesza moje oddziały — warknął, a siedzący w pobliżu śmierciożercy podskoczyli. — Złap dla mnie tego, który ciągle niszczy moje plany. Złap Feniksa i sprowadź go do mnie.

***

Hermiona pochyliła się, chowając za rozległym krzewem. Przyczaiła się cicho, obserwując okolicę, oraz przechodzących nieopodal ludzi. Ubrani byli w czarne peleryny, a na twarzach mieli założone srebrzyste maski. Wiedziała kim są, przez co za każdym razem jej serce przyspieszało, gdy tylko zbliżali się do jej kryjówki. Nie mogła wykonać żadnego gwałtownego ruchu, nawet jej oddech zrobił się płytszy.

W oddali zauważyła, że ktoś się poruszył. Do pala siedziała przywiązana dziewczynka. Cel jej kolejnej misji. Musiała ją uratować, odprowadzić do martwiących się rodziców. Naturalnie, wiedziała, że to miejsce jest dobrze strzeżone. George przekazał jej, że śmierciożercy przechowują tutaj jakąś tajną broń, nad którą pracują od długiego czasu. Gdyby udało jej się ją wykraść, mieliby ogromną przewagę.

Hermiona poczekała, aż wartownik odejdzie i zrobiła krok w przód. Chciała ruszyć dalej, ale poczuła ból. Z impetem wpadła na niewidoczną barierę, odbijając się od niej boleśnie. Przeklęła soczyście, gdy jej ucho podrażnił dźwięk kruszejącego szkła pod jej stopami. Wciągnęła głośno powietrze, zerkając pod swojego buta, po czym uniosła gwałtownie głowę, wypatrując wartownika, który przechodził tędy minutę temu. Odetchnęła z ulgą, gdy nie zobaczyła nikogo przed sobą.

— Tutaj jestem — usłyszała cichy głos w uchu i odwróciła się szybko, strzelając zaklęciem i uciekając na kilka metrów. Jej przeciwnik był jednak na to przygotowany i zablokował je wprawnie. Z jego różdżki wystrzelił zielony promień, który zgrabnie ominęła.

— Tym razem nie uciekniesz, dupku — z jej prawej pojawiła się kolejna osoba, a zaraz po niej jeszcze jedna. Otoczyli ją.

Hermiona rozejrzała się z przerażeniem, jak zbliżają się do niej. Rzuciła z rozpaczą kilka zaklęć, które zablokowali z szyderczym śmiechem. Ona również odbiła kilka, po czym skorzystała z zasłony dymnej, którą dostała od bliźniaków Weasley, zyskując kilka sekund czasu. Zaczęła biec, ale z każdym krokiem czuła, że brakuje jej sił. W jej głowie zawirowało, a przed oczami się rozmazało.

— Nie uciekniesz przed nami. Należysz do nas. Crucio!

Granger zawyła z bólu i ostatkami sił podniosła się do góry. Spojrzała na zbliżających się śmierciożerców i oparła o kamienną ścianę, stojącą za nią. Ciężko oddychając, wydyszała:

— Co... mi zrobiliście?

— Zaklęcie wysysania czynności życiowych, słonko — zarechotał jeden z nich. — W końcu ktoś cię dorwał, co? Sprytnie udawało ci się ujść z życiem, ale to koniec. Teraz należysz do Czarnego Pana.

Hermiona jęknęła, gdy silna dłoń złapała jej ramię i poczuła znajomy uścisk w pępku towarzyszący teleportacji. Kilka sekund później upadła na twardą posadzkę, nie wiedząc gdzie jest. Jej oczy musiały przywyknąć do nowego miejsca, a jej serce zabiło jak oszalałe, gdy spostrzegła kilkudziesięciu ludzi w srebrnych maskach.

— Panie, przyprowadziliśmy Feniksa — powiedział szorstko mężczyzna, który wciąż trzymał jej ramię. Silnym ruchem zmusił ją do powstania, a następnie szarpnął, pchając na podłogę kilka metrów dalej. — Klękaj, brudna szmato.

— Niesamowite, dobra robota, chłopcy. Należy wam się nagroda — szatynka uniosła głowę i wciągnęła powietrze. Zaklęcie, które wcześniej rzucili na nią śmierciożercy już nie działało, ale w tej chwili miała wrażenie, że jej serce samoczynnie zamiera. Patrzyła wprost na Voldemorta, zaczynając się trząść. — Chcecie się przekonać, kim jest osoba, która przez tyle czasu niszczyła nasze plany? Ukryta pod maską, niczym prawdziwy śmierciożerca...

— Tak, panie! Błagamy!

— A więc dobrze, przyjaciele. Zobaczmy jego twarz...— biała dłoń sięgnęła do maski na twarzy szatynki, którą zakrywała się od długiego czasu. Hermiona chciała się cofnąć, ale strach ją sparaliżował. Poczuła, jak zimne palce wślizgują się pod maskę i ciągną ją mocno, zrywając. Z nutką satysfakcji obserwowała zaskoczenie na twarzy Lorda Voldemorta oraz kilku innych osób, które nie miały na sobie masek. — Kobieta?!

— Panie, to nie jest zwykła kobieta — była Gryfonka rozpoznała głos oprawcy, przez którego tutaj trafiła. — To Granger. Przyjaciółka Pottera.

— Pottera? Myślisz, że Potter wysyłałby swoją przyjaciółkę na takie misje, Zabini? — warknął Voldemort.

— Zabini ma rację — odezwał się drugi z oprawców. — To Granger, panie. Szlama.

— Szlama? — zainteresował się Voldemort i podszedł do przestraszonej Hermiony, kucając naprzeciwko. Uśmiechnął się kpiąco i dotknął zimnymi palcami jej twarz, gładząc policzki. Hermionę z każdym ruchem przechodził dreszcz. — Jestem pod wrażeniem. Szlama, która posiada w sobie tyle inteligencji i siły... Możesz mi się jeszcze przydać, dziecko, tak...

— Nie będę ci służyć — Hermiona warknęła, a za plecami Voldemorta kilka osób się poruszyło. — Nigdy.

Tom Riddle zacmokał i zaśmiał się.

— Waleczna. Lubisz takie, Draco?

— Panie? — zapytał zaskoczony Malfoy. — Co masz na myśli?

— Dziewczyna należy do ciebie. To twoja nagroda. Świetnie się spisałeś.

Draco spojrzał na niego zaskoczony, po czym przeniósł spojrzenie na wystraszoną Granger. On również był w szoku, że to ona okazała się sławnym Feniksem. Czarny Pan wpatrywał się w niego oczekująco, jego oczy błyszczały niebezpiecznie.

— Jesteś zbyt łaskawy, panie — wykrztusił.

— To prawda. A teraz zabierz ją sprzed moich oczu — zarządził. — Już więcej nam nie zaszkodzi.

Draco po chwili wahania podszedł do dziewczyny i szarpnął za jej nadgarstek, zmuszając, by wstała. Pokłonił się swojemu panu i nie patrząc na Hermionę, wyciągnął z pomieszczenia. Prowadził ją przez kilka korytarzy nic nie mówiąc, a gdy dotarł do ładnie zdobionych drzwi, wepchnął ją do środka.

Szatynka rozejrzała się po pomieszczeniu nerwowo, po czym odwróciła się do swojego oprawcy.

— Co ze mną zrobisz? — zapytała cicho.

— To się jeszcze okaże — syknął. — Nie waż się jednak robić nic, co mi się nie spodoba, bo cię zabiję. Należysz teraz do mnie, więc będziesz mnie słuchać, oraz usługiwać moim zachciankom. W tym pomieszczeniu spędzisz resztę swojego nędznego życia. Nie masz prawa odzywać się niepytana, a także nie możesz mi przeszkadzać. Zrozumiano?

— Moi przyjaciele mnie znajdą — syknęła, a Draco uśmiechnął się pod maską kpiąco.

— W takim razie poczekamy na nich — prychnął. — Jeżeli złamią trzydzieści zaklęć ochronnych i przybędą na środek oceanu... osobiście cię wypuszczę.

Hermiona wytrzeszczyła oczy i zadrżała. Znajdowała się w ogromnym niebezpieczeństwie. Harry miał rację, nie powinna samotnie porywać się na takie misje.

— Mowę ci odebrało, Granger?

— Ja...

Hermiona nie dokończyła, gdyż do pomieszczenia wkroczyło dwóch chłopaków. Żaden z nich nie miał na sobie maski. Oboje wpatrywali się w nią z szokiem, jakby nie mogąc uwierzyć, że jest prawdziwa.

— Jestem pod wrażeniem — wyznał mulat, którego Hermiona natychmiastowo poznała. Byli na jednym roku w Hogwarcie. — Jak ci się to udało, Granger? Musisz być całkiem niezła, skoro tak sobie radziłaś do tej pory.

— Jestem zaskoczony, że Potter puścił swoją przyjaciółkę na taką misję. Ten kretyn nie wie, że mugolaki nie są już bezpieczne? — zapytał drugi, krzyżując ramiona.

— Potter nigdy nie grzeszył inteligencją, Teo. Granger chyba również, bo wpadła wprost do kryjówki wroga — uśmiechnął się Blaise i spojrzał na wciąż zamaskowanego kolegę. — Draco, co z nią zrobisz?

— To będzie uciążliwe, ale musi tu zostać, dopóki Czarny Pan nie zadecyduje inaczej — warknął chłopak i zdjął z siebie maskę. Hermiona zagryzła wargę, spoglądając wprost w zimne oczy Dracona Malfoya. — Nie mam zamiaru jej jednak odpuścić. Trafiła tu na własne życzenie.

— Może w końcu zaczniesz się więcej uśmiechać, Draco! Towarzystwo pięknej kobiety zawsze wprowadza mężczyznę w cudowny nastrój — ucieszył się Blaise i uklęknął naprzeciwko dziewczyny. — Nie trafiłaś najgorzej, Granger. Malfoy tak naprawdę jest łagodny jak baranek. To pozer.

— Zabini... — ostrzegł blondyn, ale Blaise machnął ręką.

— Przeszkadzasz.

— Właściwie — odezwał się głośno Teodor — dlaczego chodzisz samotnie na misje? Zakon nie ma obstawy, by wysyłać kogoś z tobą?

— To nie jest wasza sprawa — mruknęła Hermiona, odsuwając się kilka kroków. Towarzystwo byłych Ślizgonów ją przytłaczało.

— Pewnie się boją. Wiedzą, że nie mają szans — prychnął Zabini, klepiąc się po bicepsie. — Nie ze mną.

— Jesteśmy potężniejsi od was! — krzyknęła rozzłoszczona.

— Więc ilu was jest? Dwustu? Jeżeli jest was mniej, nawet nie opłaca wam się wystawiać nosa z bezpiecznej kryjówki.

— Zginiecie wszyscy — syknęła. — Osobiście tego przypilnuję. Jesteście tylko nic nie znaczącymi śmieciami, którzy nie liczą się z życiem innych. Pozwalacie umrzeć własnym towarzyszom!

— Uważaj na słowa, Granger — warknął Malfoy ostro. — Nie zapominaj, gdzie się znajdujesz.

— Ty jesteś najgorszy z wszystkich, Malfoy. Zdradziłeś Dumbledore'a, to zdradzisz i rodzinę! Będziesz jak zwykle chował się za spódnicą matki!

Draco podszedł do niej błyskawicznie, przykładając różdżkę do gardła. Szatynka jęknęła, gdy koniec patyka wbił się w jej skórę, ale nie odwróciła wzroku. Mierzyli się znienawidzonymi spojrzeniami kilka chwil, dopóki nie odezwał się Teodor.

— Daj spokój, Draco — powiedział spokojnie. — Jest przerażona.

— Gówno mnie to interesuje. Jest naszym zakładnikiem. Nie zapomnij o tym, Nott.

Draco wstał i odciągnął różdżkę, wciąż mierząc dziewczynę niechętnym spojrzeniem. Wykonał szybki ruch ręką i rzucił w stronę Hermiony brudną szmatę. Do kieszeni włożył jej różdżkę, którą zdążył odebrać przed teleportacją.

— Bierz się do roboty, Granger. Jak wrócę, to miejsce ma lśnić.

***

Hermiona rozejrzała się ponuro po pomieszczeniu i zwinęła w kłębek. Przez kilka miesięcy zwyciężała w każdej walce, a większość misji wykonywała bez poważniejszych obrażeń. Dzisiejszego dnia śmierciożercy byli jednak przygotowani. Dała się nabrać na tak prostą zasadzkę. Pluła sobie wściekle w brodę, że tego nie przewidziała.

Westchnęła, a spod jej powiek wypłynęła łza rozpaczy. Nie wiedziała, co zrobić, by się wydostać z tego miejsca. Sprawdziła drzwi oraz okna, ale Malfoy wszystko zabezpieczył, jak na wprawionego śmierciożercę przystało. Stąd nie było wyjścia. Nie, gdy on był czujny. Nie zamierzała się jednak poddać. Nigdy.

Przebrała się w szmatkę, którą jej rzucił, by pozbyć się swoich śmierdzących i przemoczonych krwią ubrań. Okazało się, że miała na sobie jego zniszczoną już koszulę, która sięgała do połowy jej uda. Czuła się niekomfortowo z myślą, że ma na sobie ubranie Malfoya, ale miała zamiar uśpić jego czujność. Gdy jej się uda, ucieknie.

Niechętnie sprzątnęła wszystkie rzeczy w pomieszczeniu, choć nie było tego dużo. Draco wydawał się ułożony i dość pedantyczny. Gdy skończyła, ponownie skuliła się w kącie pokoju, czekając na jego powrót.

Malfoy wrócił późno w nocy i spojrzał na nią niechętnie. Rzucił w jej stronę koc oraz poduszkę i położył na stoliku talerz z kanapką, a także szklankę wody. Przez chwilę lustrował jej ciało, po czym prychnął głośno.

— Możesz spać w tamtym kącie. Zjedz kolację i idź spać — zarządził. — I nie przeszkadzaj mi. Muszę odpocząć, jutro mam ważną misję.

Hermiona wykonała polecenie, ale nie zasnęła. Czekała dwie godziny, aż oddech chłopaka zwolni. Gdy była pewna, że śpi, cichutko wstała, zmierzając do stolika, gdzie leżała jego różdżka. Wyciągnęła po nią dłoń, czując na plecach kropelki potu. Zagryzła wargę, gdy jej palce dotknęły magicznego drewna, a po chwili pisnęła, gdy silna dłoń Malfoya zacisnęła się na przegubie jej ręki. Chłopak szarpnął nią wściekle, ciągnąć na łóżko i pochylił się nad nią. Hermiona oddychała głośno, wpatrując się z przerażeniem w twarz Malfoya, która wisiała nad nią zaledwie kilka centymetrów, również dysząc.

— Co... co ty odpierdalasz, idiotko?! — syknął.

— Puść mnie, zapluty śmierciożerco! — pisnęła, ale Malfoy złapał za oba jej nadgarstki, unosząc je nad głowę szatynki i zblokował swoimi kolanami jej kolana.

— Jeżeli nie chcesz żebym zabił cię w ciągu sekundy, zamknij się.

Hermiona spróbowała się wyrwać, ale blondyn okazał się za silny. Przygwoździł ją mocniej do łóżka, na co jęknęła cicho, a następnie wyprostował się, obserwując ją kpiąco z góry.

— Naprawdę myślałaś, że uda ci się zwiać? Jesteś głupsza, niż myślałem. Nie jestem naiwny, Granger. Wiem wszystko, co robisz i kiedy. Nie uciekniesz, jeżeli ci na to nie pozwolę.

— Jesteś potworem — warknęła.

— To dla mnie prawdziwy komplement — uśmiechnął się i wstał, szarpiąc ją mocno, zmuszając do podążenia jego śladami. Hermiona zagryzła wargę z bólu, gdy chłopak wzmocnił uścisk na nadgarstku. Odważnie podążyła wzrokiem za jego różdżką, którą wycelował w jej pierś. — To cię nauczy myślenia, nim zrobisz coś takiego jeszcze raz.

Szatynka krzyknęła, gdy jej przedramię rozpalił okropny ból. Miała wrażenie, że płonie. Malfoy najwyraźniej nie miał zamiaru przerwać tortur, bo bez wzruszenia kontynuował, obserwując krzywiącą się z bólu twarz dziewczyny. Po minucie cierpienie minęło, a Hermiona odważyła się spojrzeć na wciąż pulsujące przedramię i wytrzeszczyła oczy. Jej wargi zadrżały.

— Czy to... — wydyszała, a jej głos zadrżał, gdy wpatrywała się w maleńką literkę „M" lśniącą na jej nadgarstku.

— Dokładnie tak. Teraz jesteś moja, Granger. Nikt nie ruszy cię bez mojej wiedzy — odpowiedział chłodno, obserwując z satysfakcją jej minę.

— To jest namiar... — wypaliła głupio, a Draco roześmiał się.

— Lepiej. To pieczęć. Od teraz jesteśmy połączeni wyjątkową więzią. I uprzedzam cię raz jeszcze, nie rób nic głupiego, bo pożałujesz.

Hermiona zmierzyła go wściekłym spojrzeniem i bez słowa wróciła na swoje posłanie. Zwinęła się szczelnie pod zniszczonym kocem, a w jej oczach zalśniły łzy. Spojrzała z bólem na znak, który zdobił jej nadgarstek. Była zdruzgotana. Dobrze wiedziała, co oznacza. Czytała o tym już bardzo dawno temu. Zaklęcie, które rzucił Malfoy było klątwą, którą potrafił rzucić każdy czarodziej czystej krwi, pochodzący ze starego rodu. Niegdyś oznaczali tak niewolników czy służących, których chcieli zatrzymać przy sobie za wszelką cenę. Klątwa pozwalała poznać wszelkie uczucia, a czasami nawet myśli osobie, która umieściła znak. Malfoy ją naznaczył jako swoją własność. Należała do niego i zdawała sobie sprawę, że ich więź będzie czymś okrutnym. Nigdy się jej nie pozbędzie. Dopóki będzie żył Draco, znamię nie zniknie. A jeżeli któreś z nich umrze... klątwa zabije drugą osobę.

***

Hermiona nawet się nie poruszyła, gdy Malfoy wstał z łóżka i zaczął się szykować do wyjścia. Zerknął na nią przelotnie i prychnął, wchodząc do łazienki, ale ona wciąż nie drgnęła choćby o milimetr, gdy po dziesięciu minutach stamtąd wyszedł.

Od próby jej ucieczki minęły już dwa tygodnie. Cały ten czas spędziła w większości samotnie w komnacie Malfoya, kuląc się pod ścianą, śpiąc i jedząc. Przez te wszystkie dni praktycznie nie odzywali się do siebie, tylko mierzyli znienawidzonymi spojrzeniami, rzucając co jakiś czas opryskliwe uwagi. Tak naprawdę niewiele się widywali w ciągu dnia, co nie przeszkadzało szczególnie Hermionie, choć miała dość samotności.

Przerażał ją fakt, że mijał dzień za dniem, a na horyzoncie nie pojawił się żaden znak oznaczający ratunek dla niej. Bała się, że Malfoy może mieć rację. Nikt jej nie uratuje, zostanie tutaj na wieczność, bądź zginie.

— Jedz — Draco postawił przed nią talerz. Szatynka spojrzała na niego niechętnie i prychnęła, co go zirytowało. — Nie strój fochów, Granger. Zacznij w końcu zachowywać się jak na dorosłą kobietę przystało. Skończyłaś szkołę dwa lata temu, a wciąż mazgaisz się jak jedenastolatka.

— Cóż za złote rady, Malfoy. Myślałeś nad nimi kilka dni? Ostatnio ci to jakoś nie przeszkadzało — warknęła.

— Nie zasługujesz na to jedzenie, Granger. Jeżeli tak bardzo chcesz zdechnąć, proszę bardzo, droga wolna — wysyczał, prostując się. Dziewczyna potrafiła działać mu na nerwy wyjątkowo poważnie. — Idź się umyć, będziemy mieli gości.

Hermiona spojrzała na niego zaskoczona i zacisnęła wargi w wąską linię. Malfoy nigdy nie przejawiał oznak dobroci, czy ciepła. Był zawsze w stosunku do niej chłodny i opryskliwy. Nie potrafiła zrozumieć, co tak naprawdę kryje się w jego wnętrzu. Był bardziej skryty, niż się jej wydawało, lecz miała wrażenie, że to wszystko jest tylko doskonale dopasowaną maską bezwzględnego zabójcy.

Malfoy rozsiadł się bez słowa w fotelu, biorąc do ręki książkę. Hermiony to nie zdziwiło. Robił tak praktycznie co wieczór, gdy wracał do pokoju. Z początku faktycznie była zaskoczona, ale po kilku dniach przekonała się, że chłopak naprawdę sporo czyta.

Hermiona niechętnie wstała i ruszyła w stronę łazienki. Gdy znalazła się w środku, zabezpieczyła drzwi, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że Malfoy bez problemu mógł się tutaj dostać. Jej ubranie opadło na podłogę, a ona stanęła naga pod prysznicem, odkręcając kurek z ciepłą wodą. Gdy tylko woda dotknęła jej ciała, zaczęła się rozluźniać. W jej głowie wciąż pozostawała myśl, że zaledwie kilka metrów dalej siedzi jej wróg, a ona kąpie się w jego łazience, która przepełniona wręcz jest jego zapachem. Jej serce zabiło mocniej, więc pokręciła głową przerażona. Spojrzała na swoje przedramię, klnąc pod nosem. Nie chciała, żeby Malfoy usłyszał jej myśli albo emocje.

Wyszła spod prysznica, a jej ciało natychmiastowo przeszły dreszcze z zimna. Jej wzrok przykuło złożone, świeże ubranie na szafce. Stara, brudna koszula zniknęła. Po krótkim wahaniu ubrała się w nowe odzienie, stwierdzając z ulgą, że zakrywa o wiele więcej niż poprzednie.

Wyszła z łazienki, zatrzymując się w pół kroku. Zasłoniła się automatycznie, gdy siedzący na kanapie Zabini i Nott spojrzeli w jej stronę. Obaj uśmiechnęli się, a mulat zagwizdał z uznaniem, przez co policzki Hermiony zaczerwieniły się.

— Dla takich widoków warto żyć w tym miejscu — stwierdził Teodor, posyłając czarujący uśmiech dziewczynie. Jego oczy zabłysnęły. Hermiona czuła, że chłopak lustruje dokładnie całe jej ciało. W pewnym momencie jego mina uległa zmianie. Zerwał się z miejsca i szybkim krokiem podszedł do niej, łapiąc za rękę. Pełne wargi Notta zacisnęły się nerwowo, gdy obejrzał się na Malfoya.

— Przesadziłeś, stary — powiedział ostro. — Wiesz, co to oznacza.

— To nie twoja sprawa, Nott — odpowiedział Draco, mrużąc groźnie powieki. Przez chwilę mierzyli się spojrzeniami.

— Teodor ma rację. Nie powinieneś tego robić. Oboje możecie...

— Doskonale wiem, co zrobiłem. Chyba nie przyszliście po to, żeby prawić mi kazania? — warknął Draco, przeskakując z jednego na drugie. — Jeżeli nie macie nic więcej do powiedzenia, to...

— Wyluzuj — burknął Blaise i skinął Teodorowi, który puścił rękę Hermiony. Oboje powrócili na kanapę, biorąc potężnego łyka bursztynowego napoju. Hermiona miała jednak nieprzyjemne wrażenie, że Nott zerka na nią zmartwiony. — Musimy obgadać ostatnią misję. Tamten chłopak... widziałeś jego twarz?

— Widziałem, ale nie miał z nami szans. Przestraszyłeś się, Blaise?

— Nie masz chyba pojęcia z kim rozmawiasz — obruszył się Zabini, ale uśmiechnął się.

Hermiona ze znudzeniem przysłuchiwała się rozmowom chłopaków. Nie zwracali na nią zbytniej uwagi, co nie przeszkadzało jej zanadto. Zdążyła jednak wywnioskować, że Malfoy jest naprawdę silny i wyszkolony w walce. Na pewno, gdy założyli na nią zasadzkę, nie pokazał możliwości swoich mocy, aczkolwiek pamiętała, że jego ruchy były opanowane i bardzo szybkie. Przyjrzała się posturze chłopaka, analizując cicho. Zawsze, gdy wracał z misji, nie miał nawet draśnięcia.

— ... dodatkowo Zakon nie odpuszcza. Podobno ten mały, wątły chłopak, rzucił się na pięciu naszych. Nie dali mu wyboru, on...

— Zamknij się! – syknął Draco, widząc jak Hermiona unosi z zaciekawieniem głowę, wpatrując się w Blaise'a. Nadzieja w niej odżyła, gdy usłyszała o Zakonie.

— O kim mówisz? — zapytała głośno, a Blaise uśmiechnął się.

— Creevey.

— Czy on...

— Zabini, nie — powiedział głośno Draco, lecz Blaise go zignorował.

— Dlaczego nie? Przecież sam sprawiłeś, że będzie miała dostęp do twojej głowy. Nie uchronisz się przed tym.

— Powiedziałem, zamknij się, Blaise!

— Malfoy chyba nie jest taki zły, co Granger? — zapytał wesoło mulat, puszczając jej oczko. — Mimo, że jest jednym z głównych popleczników Czarnego Pana, wciąż żyjesz. Musisz być wyjątkowa.

Draco z zaciekawieniem przyjrzał się jej twarzy. Hermiona w duchu musiała przyznać Zabiniemu rację. Mogłaby być już dawno martwa, ale Malfoy wciąż trzyma ją z jakiegoś powodu przy życiu. Czuła, że nie ma z nim najgorzej. Nie głodził jej, nie marzła, miała gdzie spać. Gdyby trafiła do kogoś innego, jej życie mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej.

— Jeżeli faktycznie nie jest, to dobrze to ukrywa — syknęła jednak, a Teodor przysłuchujący się ich rozmowie roześmiał się.

— Jest waleczna. I do tego urocza. Chyba już znam powody Draco.

— Wypad stąd — Malfoy wstał, mierząc przyjaciół niechętnym wzrokiem. — Wszystko już wiecie. Widzimy się jutro na misji. Przygotujcie się, bo nie mam zamiaru ponownie ratować waszych tyłków.

Po wyjściu chłopaków, Malfoy opadł rozeźlony na fotel, dopijając swojego drinka. Był wściekły na przyjaciół i ich zachowanie. Nie potrafili pokazać nawet przed Granger, że oddanie służą Czarnemu Panu. Uśmiechali się do niej i rozmawiali, jakby była ich dobrą koleżanką z którą mogą poplotkować o tajemnicach służby.

Zerknął na nią niechętnie. Ona również się w niego wpatrywała, jakby czegoś oczekując. Jego wzrok mimowolnie opadł na znamię, które sam jej stworzył. Znał ryzyko, wiedział, co się z nim wiąże. Jeżeli nie przypilnuje sam siebie, ona to wykorzysta.

— Oni mnie szukają, prawda? — zapytała twardo.

— Nawet jeśli, nic to nie zmienia — odpowiedział sucho.

— Co z Collinem? Zabini mówił, że...

— Zabini zazwyczaj dużo mówi — przerwał jej ze złością, na co skrzywiła się.

— Nie wygracie tej wojny. Harry nie pozwoli, byście zwyciężyli.

Draco prychnął.

— Nie ważne, po której stronie stoisz, każda powie to samo. Każdy chce wygrać. Po każdej stronie są ofiary, Granger. To jest ta twoja cudowna zmiana świata?

— Tutaj chodzi o zwycięstwo nad złem!

— Nic nie wiesz o nas, Granger. Nie wiesz jacy ludzie zasilają szeregi Czarnego Pana i czym się kierują. Może chcą tego samego co ty, lecz nie mają tak cudownego wyboru? — wysyczał, a jego warga drgnęła, gdy Granger wytrzeszczyła oczy. — Wojna wszędzie wygląda tak samo.

Głowa Hermiony zabolała. Miała wrażenie, że ingerują w nią zupełnie obce myśli, uczucia... Czuła smutek, ból... Jej oddech przyspieszył, gdy Draco na nią spojrzał.

— Masz rację. Zakon cię szuka. Nie poddają się. Ale nie mają szans, by wygrać.

— Wojna się jeszcze nie skończyła. Uratują mnie. A potem... uratujemy tych, którzy na to zasługują.

— Jesteś naprawdę głupia — Draco westchnął i złapał za książkę. — A głupota nie pozwoli stać ci się silniejszą.

Hermiona przez chwilę obserwowała chłopaka. Wciąż była przerażona uczuciami, które ją zaatakowały. Czy mogły mieć coś wspólnego z klątwą?

— Słyszałaś kiedyś o prastarej magii? — zapytał nagle, wyrywając ją z myśli.

— Prastara magia? Co masz na myśli?

— Nić Przeznaczenia.

— Tak — odpowiedziała i zmarszczyła brwi. — Potężna magia, która występuje co pięćset lat. Podobno jest tak silna, że potrafi zniszczyć wszystko wokoło. Wiąże dwojga ludzi, którzy są sobie przeznaczeni. Legendy mówią, że łączy tylko...

— ...dwa odmienne światy. Kobieta i mężczyzna, którzy różnią się pod każdym względem. Odnajdują się wśród zła, łącząc czymś wyjątkowym, zmieniając swoje światopoglądy — dokończył. — Gdy się spotkają, nic nie jest w stanie im się przeciwstawić. A gdy ich krew się połączy... zniszczą wszystko, włącznie z sobą.

— Wierzysz w to, Malfoy? — prychnęła.

— Wiara, to potężne słowo — mruknął w odpowiedzi. — Podobno para, która uaktywniła nić przeznaczenia, umarła.

— Zniszczyła podziały, ale również siebie samych — zgodziła się Hermiona. — Ich pomnik stoi w Hogwarcie.

— To tylko legenda — zamknął książkę Draco.

— W każdej legendzie znajduje się ziarenko prawdy.

***

Hermiona oparła się o ścianę, ciężko wzdychając. Minął już miesiąc, odkąd trafiła do niewoli. Malfoy wciąż był wobec niej chłodny i opryskliwy, choć wiele się zmieniło. Zazwyczaj gdy wracał, rozmawiali ze sobą, jeżeli te kilka zdań można było nazwać rozmową. Wciąż był ostrożny względem niej, nie wspominał o misjach czy Zakonie Feniksa, ale dla Hermiony był to ogromny krok w przód. Blaise i Teodor również często wpadali, co irytowało Draco. Byli wobec niego za uprzejmi dla szatynki. Pewnego razu nawet przyłapał ich, jak grali wspólnie w karty. Granger, ku obopólnemu zdziwieniu, nie była spięta w ich towarzystwie, a z czasem również zaczęła i w jego czuć się odrobinę swobodniej.

Obojga przerażały czasami uczucia i emocje, które wkradały się co jakiś czas do ich umysłów. Hermiona upewniła się, że czuje emocje Malfoya, gdy usłyszała jego głos wewnątrz swojej głowy. Więź ta nie należała do najprostszych dla żadnego z nich.

Dzisiejszego dnia Hermiona również siedziała samotnie w komnacie Malfoya, przeglądając książki. Po czasie spędzonym tutaj zaczęła pozwalać sobie na więcej, lecz mimo wszystko uważała, by jej na tym nie przyłapał. Nie miała ochoty słuchać jego głośnych gróźb i wyzwisk.

Usiadła właśnie na miękkim łóżku, gdy do drzwi pokoju ktoś załomotał.

— Malfoy! Otwieraj!

Po kilku minutach walenie w drzwi nie ustawało, co zaniepokoiło szatynkę. Po drugiej stronie ktoś głośno przeklął.

— Cholerny dzieciak! Odsuń się, wchodzę.

Hermiona automatycznie schowała się w kącie, z niepokojem obserwując wejście. Nie znała tego głosu. Drzwi zadrżały, a po chwili otworzyły się na oścież. Do środka pomieszczenia wkroczył rosły mężczyzna o poniszczonej twarzy i obłąkanym spojrzeniu. Rozejrzał się wokoło, a gdy jego malutkie, świńskie oczka natrafiły na Hermionę, uśmiechnął się obrzydliwie.

— Kogo tutaj mamy? — zapytał zachrypniętym głosem, robiąc krok w jej stronę.

— Nie zbliżaj się! — pisnęła, wbijając się plecami w ścianę. Mężczyzna jednak nie posłuchał, tylko roześmiał się i podszedł do niej, dotykając szorstką dłonią jej twarzy. Hermiona zadrżała ze strachu.

— Jaka delikatna skórka... — wymruczał.

Była Gryfonka otrząsnęła się i uniosła rękę, wymierzając śmierciożercy siarczysty policzek. Mężczyzna zawył wściekle i złapał boleśnie jej dłoń. Drugą rękę bez ostrzeżenia włożył pod jej koszulę, ściskając mocno za pierś. Hermiona czuła, jak jego paznokcie ranią jej ciało.

— A więc ty jesteś tą sławną dziwką Malfoya. Ciekawe, czy ruchasz się tak dobrze, jak walczysz — syknął i ugryzł ją w szyję, na co Hermiona krzyknęła głośno, próbując się wyrwać. Po jej policzkach popłynęły łzy rozpaczy. Nie miała siły go odepchnąć.

Śmierciożerca rozerwał bez wysiłku osłaniającą ją koszulę, przyglądając się obleśnym spojrzeniem ciału szatynki, ale nagle wyraz na jego twarzy zamarł. Mężczyzna z sykiem opadł na podłogę, zwijając się w konwulsjach. Hermiona z dezorientacją zasłoniła się i spojrzała ze strachem, ale również ulgą, na wkraczającego do pomieszczenia Malfoya.

Blondyn podszedł rozwścieczony do śmierciożercy i złapał go za szatę, ciskając na ścianę. Szybkim ruchem różdżki sprawił, że jego ciało zaczęły pokrywać krwawe pręgi, a mężczyzna zaczął się dusić, łapiąc za gardło. Malfoy był jednak niewzruszony. Z ogromną rządzą śmierci wzmacniał zaklęcia. Hermiona była w szoku, widząc jak ogromną moc posiada. Był tak szybki, że ledwie nadążała za jego ruchami.

— Czego tu, kurwa, szukałeś?! — ryknął i uderzył jego głową o ścianę. Śmierciożerca zaskomlał.

— Nie chciałem, wybacz... — wydyszał, chwytając za gardło. — Czarny Pan...

— Spierdalaj, śmieciu. Nie chcę cię więcej tutaj widzieć.

Draco puścił go i odwrócił się powoli w stronę trzęsącej Hermiony. Wyczuł jej strach, to ona go tutaj zwabiła. Nie miał pojęcia, że jej emocje tak silnie będą oddziaływać w nim samym.

Hermiona opadła na kolana, płacząc. Draco rzucił w nią chustką i usiadł wściekły na łóżku.

— Przeszukiwał pokój?

Hermiona pokręciła głową.

— Nie zdążył...

— Zrobił ci coś? — Hermiona ponownie pokręciła głową. Draco zauważył jednak malutkie ranki na piersiach, które zakryła już koszulą.

— Dziękuję, Malfoy, ja...

— Nie zrobiłem tego dla ciebie, szlamo.

Hermiona spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami, ale chłopak wstał i wyszedł bez słowa z pomieszczenia.

***

Hermiona spojrzała na drzwi pokoju, po czym westchnęła, opierając brodę o kolana. Draco nie wracał już drugi dzień. Czuła, że burczy jej w brzuchu z głodu, a głowa potwornie ją bolała. Miała złe przeczucia. Znamię Malfoya piekło, a w środku czuła, że dzieje się coś niepokojącego.

Gdy myślała, że w końcu eksploduje, drzwi otworzyły się. Hermiona uniosła głowę i wciągnęła głośno powietrze. Draco wtoczył się do pomieszczenia, przyciskając dłoń do rany, która rozlewała się po jego brzuchu. Zrobił krok, po czym upadł na kolana ciężko dysząc.

— Malfoy?! — Hermiona podbiegła do niego. — Co ci się stało?!

— Nie zbliżaj się, Granger! — wysyczał. — To nic...

Hermiona zagryzła wargę, gdy chłopak krzyknął. Wiedziała, że cierpi. Czuła to. Jej głowa niemal pękała na dwie części. Dzieliła z nim ból, jaki przechodzi.

— Potrzebuję twoją różdżkę — szepnęła.

— Nie bądź śmieszna, nie jestem kretynem! — warknął i znowu krzyknął.

— Będziesz, jeżeli w tej chwili mi jej nie dasz!

Hermiona nie wiedziała dlaczego, ale nie chciała pozwolić mu umrzeć. Była mu winna ratunek. W końcu gdyby nie on, tamten mężczyzna bez wahania by ją zgwałcił, a może nawet i zabił.

Spojrzała na Malfoya niepewnie i wyrwała różdżkę z jego dłoni. Nie sprzeciwił się, choć posłał jej niepewne spojrzenie nim kolejny ból rozszedł się po jego ciele. Całą siłą woli przetransportowała go na łóżko, gdzie zaczęła akcję ratunkową. Próbowała ignorować ogromny ból, który sama czuła. Gdy widziała jego cierpiącą minę, postanowiła mimo wszystko działać szybko. Nie miała dużo czasu. Czuła, że słabnie.

Draco stękał głośno, gdy Hermiona w pocie czoła próbowała pozbyć się jego gorączki i zatamować wciąż krwawiącą obficie ranę. Z przerażeniem obserwowała skutki okropnej klątwy. Wiedziała jednak, że może jej zapobiec. Jej różdżka świsnęła, emitując z siebie żółte światło. Hermiona przymknęła powieki, skupiając się całą sobą. W czeluściach jej głowy majaczył plan ucieczki, który starał się ją rozproszyć. Mogła wykorzystać różdżkę Malfoya do ucieczki, lecz wiedziała, że nie ma to sensu. Śmierciożercy złapaliby ją, nim zdążyłaby choćby znaleźć wyjście.

Po dwóch godzinach opadła zmęczona na podłogę, ciężko dysząc. Opanowała sytuację, ale była bliska tego, że sobie nie poradzi. Do pomocy miała tylko różdżkę, która na całe szczęście wystarczyła. Spojrzała na śpiącą twarz blondyna, czując ulgę. Uśmiechnęła się do siebie, czując, że jej siły wyczerpały się. Oparła głowę o materac łóżka, a już po chwili zasnęła. Równie szybko co sen, przyszła jednak pobudka.

— Granger, wstawaj! — Hermiona przebudziła się, rozglądając z niepokojem na boki. Wszystko ją bolało i czuła, że nie spała najlepiej. Jej wzrok spoczął na Malfoyu, który wciągał właśnie bluzę przez głowę. Automatycznie spojrzała na jego brzuch.

— Jak się czujesz? — zapytała cicho, pełna podziwu, że zregenerował się w ciągu kilku godzin. Widziała grymas bólu na jego twarzy, ale nie zamierzała tego komentować.

— Lepiej — mruknął i westchnął głęboko, jakby nad czymś myśląc. — Dzięki.

Hermiona skinęła głową.

— To była klątwa, prawda? Kto ci to zrobił?

— Czarny Pan — odpowiedział i odwrócił się, wpatrując w okno. Po chwili usiadł na łóżku i spojrzał na nią poważnie. — Zakon Feniksa zaatakował jedną z ważnych baszt. Zrobiła się panika.

— Czy ktoś... zginął? — zapytała ze strachem.

— Dwanaście osób. Siedmiu naszych, pięciu Feniksów — odpowiedział chłodno i pokręcił głową. — Zwariowałem. Nie powinienem ci tego mówić, ale to moje podziękowanie.

Draco ponownie wstał i zarzucił na siebie pelerynę.

— Niedługo wszystko się okaże. Zobaczymy, kto jest lepszy.

— Co... co masz na myśli?

— Wojna powoli się zaczyna, Granger.

***

Kolejne dni wydawały się Hermionie wyjątkowo niespokojne. Malfoy jak zwykle wychodził wczesnym porankiem, a wracał późną nocą. Między nimi jednak atmosfera odrobinę się zmieniła. Blondyn najwyraźniej był jej wdzięczny za uratowanie życia, bo gdy wracał, zdawał jej relacje z ruchów Zakonu. Robił to jednak z chłodną obojętnością, lecz to się dla niej nie liczyło. Była mu wdzięczna za informacje o przyjaciołach i cieszyła się, że sobie radzą.

— Dzisiaj wiele się zmieni, Granger — uśmiechnął się drwiąco, zakładając na twarz srebrną maskę.

Hermiona nie wiedziała o co mu chodziło. Blondyn wydawał się od rana zdenerwowany. Wyszedł jednak jak co dzień z komnat, zabezpieczając drzwi zaklęciami.

Szatynka podeszła do okna, chwytając się za serce. Miała złe przeczucia. Niebo nad twierdzą zrobiło się jeszcze bardziej ponure, a ocean, który ją otaczał, zaczął się burzyć. Mijała godzina za godziną. Na oceanie wkrótce rozpętał się sztorm, a niebo rozjaśniła błyskawica, której towarzyszył potężny grzmot.

I wtedy to poczuła. Jęknęła i zwinęła się z bólu. Jej głowę przeciął potworny ucisk. Wciągnęła gwałtownie powietrze, starając się oddychać. Zatrzęsła się, gdy kolejna fala bólu w nią uderzyła. Nie potrafiła powstrzymać drżenia ciała, które powoli zaczynało trząść się w konwulsjach.

Krzyknęła i gdy myślała, że to już koniec, niebo przecięła kolejna błyskawica. Ledwie uniosła głowę, gdy drzwi otworzyły się na oścież. Jej emocje stały się tak potwornie wyczuwalne, że wiedziała, kto wszedł do środka.

Dźwignęła się całą siłą woli, obserwując Draco Malfoya, otoczonego ciemną aurą. Chłopak był brudny od krwi i bitewnego pyłu. Spojrzał na nią z wściekłością, przez co przeszły ją dreszcze. Czuła jego nienawiść i ból. Zbliżył się do niej, więc zagryzła wargę. W jej głowie przemknął okrutny widok, na który wytrzeszczyła oczy. Jej ręka zadrżała, gdy przyłożyła ją do ust.

— Malfoy, czy on... czy Nott...

— A więc widziałaś to — wychrypiał, a w jego oczach pojawił się obłęd, który przeraził Hermionę. Chciała się cofnąć, ale nie mogła. — Więc widziałaś, kto go zabił, prawda?

— Nie...

— To był Potter. To ten kretyn zabił mojego przyjaciela — Malfoy wyciągnął ze świstem różdżkę. — Co zrobi, jeżeli się zemszczę? Jeżeli to ja zabiję jego przyjaciółkę?

Hermiona jęknęła. Czuła całą sobą jego smutek oraz wściekłość. Wiedziała, że ledwie panuje nad sobą. Chciał zemsty. W jej stronę bez ostrzeżenia pomknął czerwony promień, a ona wrzasnęła. Jej krzyk odbił się wśród czterech ścian.

— Wstań, Granger! Patrz mi w oczy!

Kolejne zaklęcie świsnęło, a Hermiona opadła na kolana ciężko dysząc. Następnym zaklęciem Draco sprawił, że ponownie wstała, a jej gardło zacisnęło się.

— Dlaczego ty masz żyć, skoro on nie może?

— Ja też... — wydyszała — straciłam kogoś... ważnego... Ron... to Zabini go...

Draco zmrużył powieki, wpatrując się w nią zaskoczony. Nie wiedział, że Blaise zabił Weasleya.

— Wiem, jak to... boli. Czuję twoje cierpienie... Widziałam... to — spod jej powieki wypłynęła łza. — Widziałam, co... zrobił Voldemort z... jego ciałem. To było... okropne.

Draco poczuł jej żal, a jego różdżka drgnęła. Hermiona spojrzała na niego brązowymi oczami w których lśniły łzy. Mimowolnie jego zaklęcie poluzowało się.

— Zakon Feniksa nie postępuje tak ze zmarłymi — szepnęła. — Otrząśnij się, Draco. Nie jest jeszcze za późno. Możemy ci pomóc.

— Już dawno nie ma dla mnie nadziei, Granger — również szepnął, opuszczając różdżkę.

Hermiona zadrżała, gdy jego dłoń dotknęła delikatnie jej policzka. Przesunął opuszkami palców aż do jej warg. Otworzyła automatycznie usta, przełykając ślinę. Obserwowała go uważnie. Jego oczy były dziwne, wiąż tkwiło w nich coś niepokojącego.

— Jesteś taka naiwna, Granger... — mruknął. — Taka delikatna...

Serce szatynki podskoczyło, gdy Draco ją pocałował. Jego ciepłe wargi wręcz z brutalnością zaczęły pieścić jej wargi. Pisnęła, próbując go odepchnąć, ale chłopak przylgnął do niej, ignorując jej próby. Nieznajome uczucie zaczęło rozlewać się po dwóch sercach.

— Puść... — wydyszała, gdy na chwilę się odsunął.

— Robię co chcę. Pamiętasz, że należysz do mnie? — warknął. — Weasley też tak robił, co?

Hermiona uderzyła go w pierś z wściekłością.

— Wyjdź z mojej głowy! Przestań! — krzyknęła. — O niczym nie masz pojęcia!

Draco uderzyła emocja strachu, która niewątpliwie należała do Hermiony. Puścił jej ręce i odsunął się, nie patrząc na nią.

— Więc nie był tak idealny, jak go opisują — prychnął. — Kochałaś go pomimo tego, co ci zrobił?

— To był błąd... — odpowiedziała cicho.

Malfoy roześmiał się i usiadł na parapecie, wpatrując się w wichurę szalejącą na zewnątrz. Hermiona czuła, jak jego emocje opadają, a na ich miejsce wkracza smutek. Malfoy wykazywał naprawdę silne, ludzkie uczucia. Podeszła do niego niepewnie, wciąż czując smak jego ust na swoich i usiadła obok. Ich serca zaczęły łączyć te same bolesne wspomnienia.

— Ty też nie masz o niczym pojęcia, Granger. Nigdy nie przeżyjesz tego, co ja przeżyłem.

W Hermionę ponownie uderzyły potworne wspomnienia Malfoya. Była przerażona ich brutalnością i realizmem. Przerażał ją fakt, że ich więź nabiera na sile.

— Mylisz się. Czuję znacznie więcej, niż się tego spodziewasz. Całą sobą czuję twój ból, to jak cierpisz po stracie przyjaciela. Widzę to wszystko bardzo dokładnie... — szepnęła. — To, co tutaj przeżyłeś jest nieludzkie.

Jej znamię pulsowało boleśnie, a głowa ponownie zaczęła tętnić emocjami. Dotknęła niepewnie jego ramienia trzęsącą się dłonią.

— Łzy nie są wstydem, Draco.

Sapnęła, gdy Malfoy chwycił jej dłoń i przyciągnął mocno do siebie, wtulając twarz w jej włosy. Poczuła łzy, ściekające po jego policzkach. Nie poruszyła się, pozwalając mu się wypłakać, tak jak kiedyś pozwalała na to Harry'emu i Ronowi.

— Uwolnię cię, Granger — powiedział nagle, a jej ciało się spięło. — Uwolnię cię i pomszczę Teodora, choćby miało mnie to kosztować życie.

Hermiona uśmiechnęła się delikatnie, a w jej oczach po raz kolejny zabłysły łzy. Już od dawna jej serce nie było tak lekkie.

***

— Musisz być szybsza, Granger! — warknął Draco, a Hermiona spięła się, oddychając ciężko. Otarła usta zmęczona, wpatrując się w Malfoya niechętnie.

— Nie potrafię... — jęknęła, opadając na podłogę. — Nie mam sił, Malfoy!

Draco uśmiechnął się kpiąco i podszedł do niej, klękając naprzeciwko.

— Nie mam pojęcia, jak udawało ci się przez ten cały czas.

Hermiona zmrużyła oczy, odwracając się ze złością i wstała. Ćwiczyli zaklęcia już od kilku dni i musiała przyznać, że Malfoy był naprawdę niezły. Nie dawał jej żadnych szans. Do dnia wczorajszego ćwiczył z nimi również Zabini, który musiał wyruszyć na samotną misję, ku zawodowi Hermiony. Przynajmniej z nim miała jakiekolwiek szanse.

— Jesteś zbyt pewny siebie, Malfoy! Jeszcze cię dopadnę!

Draco zaśmiał się szyderczo i nim zdążyła zareagować, stanął za nią i złapał w pasie, przykładając jej różdżkę do gardła.

— Jesteś martwa — szepnął. — Jeżeli nie będziesz szybsza, to zginiesz w pierwszym ataku.

Hermiona odepchnęła go i zaatakowała, ale Malfoy ze znudzeniem odbił serię zaklęć, które posłała ku niemu. Schowała się za szafką, gdy odbił ostatnie, po czym wyskoczyła zza niej, znowu atakując. Czuła, że jej moc się zwiększyła i z uśmiechem natarła na chłopaka, czując, że tym razem jej się uda.

— To twój... — zaczęła i wciągnęła powietrze. Malfoy podbiegł do niej i przycisnął do ściany. Pochylił się nad nią, dzieliły ich tylko centymetry.

— Jesteś martwa — powtórzył i uśmiechnął się. — Za dużo analizy, Granger. Działaj instynktownie. Przeciwnik nie będzie czekał na to, aż przemyślisz atak.

Hermiona znowu go odepchnęła i również się uśmiechnęła, oddychając ciężko. Podobało jej się jego szkolenie. Z każdym dniem czuła, że jest silniejsza.

— To jeszcze nie koniec, Malfoy. Jeszcze raz!

Draco westchnął, unikając ataku dziewczyny i przewrócił oczami, widząc jej zawahanie. W mgnieniu oka zaatakował, a Hermiona pisnęła. Minął dzielącą ich odległość i wziął na ręce, rzucając plecami na łóżko. Pochylił się nad nią, wpatrując w brązowe tęczówki.

— Znowu martwa.

Hermiony serce zabiło mocniej, widząc jak blisko siebie się znajdują. W jej głowie zamajaczyło wspomnienie ich pocałunku. Chwyciła go za ramiona i pociągnęła w swoją stronę. Korzystając z jego zaskoczenia, przerzuciła go na plecy, siadając na nim.

— Jesteś martwy, Malfoy — uśmiechnęła się z satysfakcją, obserwując jego zaskoczoną minę. Nie zdążyła jednak zareagować, gdy blondyn nagle złapał ją pod pośladkami i podciągnął się do góry, podnosząc ją ze sobą. Hermiona pisnęła i automatycznie oplotła go nogami w pasie. Ponownie dnia dzisiejszego przycisnął ją do ściany, uśmiechając się drwiąco.

— Za szybko, Granger. Nie spoczywaj na laurach — szepnął w jej usta. — Ze mną nie wygrasz.

Opuścił ją na podłogę, a Hermiona wciąż w szoku, usiadła na krześle i rozejrzała się po pomieszczeniu. Pokój Draco był, jak zwykle po ich treningu, cały zniszczony.

— Dokończymy jutro — odpowiedziała słabo. — A wtedy nie dam ci szans.

***

Trening Hermiony i Draco trwał już dwa tygodnie. Przez ten czas była Gryfonka zrobiła ogromny postęp. Coraz częściej z łatwością odpierała zaklęcia Draco, a zdarzyło się jej nawet go znokautować. Sam Malfoy był również zadowolony. W końcu powstawał ktoś, z kim mógł się równać.

— Jeszcze raz i kończymy na dzisiaj! — zarządził. — Ale postaraj się, Granger!

— Już po tobie — otarła wierzchem dłoni i usta i przystąpiła do ataku. Z jej różdżki wyleciał fioletowy promień. Spojrzała na niego z nadzieją i skrzywiła się gwałtownie, chwytając za serce. Jej klatkę piersiową przeciął ostry ból, przez co opadła na posadzkę. Zrobiło się jej gorąco, a jej oddech zaczął tracić rytm.

— Granger, słyszysz mnie?! — Draco podbiegł do niej i potrząsnął jej ramieniem. Hermiona spojrzała na niego, po czym straciła przytomność.

Malfoy przeklął soczyście i sprawdził jej puls. Miał wrażenie, że dziewczyna coraz bardziej niknie. Jej twarz zaczęły pokrywać kropelki potu, więc przyłożył rękę do rozgrzanego czoła i zmarszczył brwi. Miała wysoką temperaturę.

Wziął ją na ręce i przeniósł na łóżko, szczelnie przykrywając. Powrócił myślami do początku tygodnia, gdzie Hermiona wyglądała już na chorą. Myślał jednak, że to wyjątkowo intensywny trening ją wykończył.

Gdy jego ręka przesunęła się na jej szyję, zamarł. Tydzień temu wrócił z misji, gdzie przebywał w mugolskiej wiosce. Całe miejsce było wtedy otoczone kwarantanną z powodu choroby. Śmiertelnej choroby. To śmierciożercy, uodpornieni, wstrzyknęli ją do poszczególnych ciał. A co, jeżeli przeniósł wirusa na nią?

— Granger! — krzyknął nerwowo, zaciskając dłoń na jej ramieniu. Spróbował sobie przypomnieć, czym objawiała się tamta choroba. Przyłożył ponownie dłoń do jej czoła i już wiedział. Jej temperatura wciąż się podnosiła i nie skończy dopóki dziewczyna nie umrze.

Wycelował w jej pierś różdżką, skąd zaczęło wypływać jasno zielone światełko, nabierając na sile. Starał się ogrzać zaklęciem jej ciało, lecz ono po kilku minutach ponownie powracało do stanu pierwotnego, wzmacniając na sile. Spróbował także eliksiru, ale on również nie podziałał. Potrzebował coś, co ogrzeje ją, być może wyciągając z niej wirusa.

Przez kilka minut obserwował jej bladą, mokrą twarz, jęczącą przez sen. Z każdą chwilą traciła siły, czuł to. Wiedział jakie okropne tortury rozgrywały się właśnie w jej ciele.

Nie wiedział dlaczego, ale postanowił. Ściągnął z siebie ubranie i wszedł do łóżka, rozbierając ją ostrożnie. Po chwili wahania przylgnął ciałem do jej ciała, mocno obejmując. Z początku uderzyła w niego fala gorąca, ale po godzinie poczuł, że jej ciało się rozluźnia, a ona sama przestała się trząść. Automatycznie przekręciła się mrucząc i wtulając w jego nagą klatkę piersiową. Dotknął jej czoła i odetchnął z ulgą. Gorączka opadała.

Przymknął powieki, skupiając się na jej bijącym sercu i z uczuciem ulgi, zasnął.

***

Hermiona obudziła się i jęknęła. Wszystko ją bolało i czuła się okropnie. Rozejrzała się z dezorientacją po pokoju, próbując sobie coś przypomnieć i usiadła na łóżku. Pisnęła, gdy zorientowała się, że jest cała naga, a w dodatku... leży w łóżku Malfoya. Ze strachem spojrzała w bok, gdzie spał blondyn. On również był nagi, więc Hermiona przymknęła powieki, powracając wspomnieniami do ich wczorajszego treningu. Ostatnim, co pamiętała, było to, że zrobiło jej się słabo...

Przez jej głowę przemknęło wspomnienie... różdżka, eliksir, przyjemne ciepło... Pamiętała, że gdy otwierała oczy, widziała jego zmartwioną twarz, krzyczał do niej...

Niepewnie spojrzała na śpiącego mężczyznę i po krótkiej chwili wahania dotknęła jego twarzy. Pomógł jej, uratował. Wyglądał tak spokojnie i niewinnie, gdy spał. Przełknęła ślinę, czując, że robi jej się ciepło. Był przystojny. Wojna w ogóle nie odcisnęła piętna na jego ciele. Przesunęła palcami aż do mocno zarysowanej szczęki, podziwiając go w ciszy. Tak wiele zmieniło się między nimi przez ostatnie kilka miesięcy.

Z początku się nienawidzili, a z czasem wszystko się zmieniło. Pomogli sobie wzajemnie, pozwalając zagościć zupełnie nowym uczuciom. Jej myśli wbrew niej powędrowały do Rona. Był zupełnie inny od Malfoya. Łagodny, wesoły, delikatny... Czasami wybuchał i był zbyt zazdrosny. Przeciwieństwo chłodnego, zdystansowanego Dracona, który nie miał wiele ciepła w swoim życiu. A mimo wszystko na myśl o ich treningu, pocałunku i więzi poczuła mocniejsze łomotanie serca.

Potrząsnęła głową. Nie powinna czuć tego wszystkiego.

Draco niespodziewanie otworzył oczy, na co Hermiona pisnęła i odciągnęła rękę od jego twarzy. Malfoy jednak chwycił ją mocno, nie pozwalając się odsunąć.

— A więc żyjesz — wychrypiał.

— Żyję — skinęła głową.

— Myślałem, że już po tobie, że to ja cię zabiłem.

— Nie zabijesz mnie tak łatwo, Malfoy...

Wytrzeszczyła oczy z zaskoczenia, gdy Draco podniósł się i pocałował jej usta. Wpił się w nie zachłannie, jakby z ulgą pochłaniając ją całą. Hermiona mimowolnie oddała pocałunek, przybliżając się do niego jeszcze bardziej. Po ich ciałach prześliznęło się coś chłodnego, co po chwili zaczęło się rozgrzewać i powiększać. Ich myśli i emocje zmieszały się. Słyszeli siebie bardzo wyraźnie.

— Co... się dzieje? — wyszeptała Hermiona, obserwując swoją dłoń, która rozgrzała się do czerwoności. Z dłoni Draco zaczęła wydobywać się delikatna poświata.

— To niemożliwe... — mruknął Malfoy, spoglądając na nią. Ciało Hermiony również zaczęło pokrywać się światłem. — To tylko cholerna bajka...

— Ty też to czujesz, prawda? Twoja krew wrze, ta moc... — Hermiona spojrzała na niego i dotknęła jego twarzy. Gdy to zrobiła, wszystko wokoło nich odleciało z ogromną siłą. Ich ciała połączyła złota wstęga. — Ta więź... to Nić... Przeznaczenia. „...dwa odmienne światy. Kobieta i mężczyzna, którzy różnią się pod każdym względem. Odnajdują się wśród zła, łącząc czymś wyjątkowym, zmieniając swoje światopoglądy..."

— To nie jest możliwe! To tylko klątwa, którą rzuciłem! — wydyszał, choć czuł, że to coś większego. W tym momencie jego Mroczny Znak zapiekł boleśnie. Spojrzał na Hermionę niepewnie. — Jeżeli to prawda, to...

— To znak. Jestem gotowa — oznajmiła i Draco wiedział, że miała rację. Przeznaczenie się zapętliło.

***

Stanęli ramię w ramię na wzgórzu, obserwując z góry okolicę. Ucieczka z twierdzy nie stanowiła dla nich żadnego problemu. W środku nie było nikogo, jakby czując, co dzisiaj ma się wydarzyć. Na polu bitwy w dole zbierało się już wojsko Śmierciożerców oraz Zakonu Feniksa. Każdy z przeciwników zebrał imponującą ilość sprzymierzeńców, lecz wygrany mógł być tylko jeden. W końcu nadszedł czas Bitwy Ostatecznej.

Walka rozpoczęła się na dobre, a pierwsze zaklęcia przecięły polanę, wywołując ofiary. Polała się krew, a powietrze rozniosło echem ludzkie krzyki. Hermiona z zaciśniętym sercem obserwowała to wszystko. W końcu jednak spojrzała na Malfoya odważnie.

— Już czas.

Draco skinął głową i złapał za jej dłoń, ciągnąc ją za sobą. Oboje wylądowali miękko, zaczynając atakować. Raz za razem ich różdżki śmigały z ogromną prędkością, strzelając barwnymi promieniami. Czuli ogromny przypływ mocy, który zaczął przepełniać ich ciała.

— Teraz! — krzyknął Draco, a trzech śmierciożerców padło na ziemię. Hermiona zaśmiała się.

— Wiesz, że oficjalnie zostałeś zdrajcą? — szepnęła mu na ucho.

— Wiem — mruknął niechętnie. — Ale nie tylko ja!

Hermiona rozejrzała się, obserwując, jak Zabini pomaga wstać Ginny i uśmiecha się do niej.

— Uważaj!

Koło jej ucha śmignął zielony promień. Hermiona wzdrygnęła się i spojrzała wdzięcznie na Malfoya. Ten tylko skinął głową i ponownie pociągnął w wir walki.

Wojna wydawała się nie mieć końca. Hermionie udało się wypatrzyć w tłumie walczących Harry'ego, lecz ku ogromnym chęciom, nie udało jej się z nim przywitać po długich, przepełnionych tęsknotą miesiącach. Mimo wszystko, wojna wydawała się stać murem po stronie Zakonu Feniksa. Wszystko przebiegało wyjątkowo sprawnie, dopóki na pole bitwy nie dołączył Lord Voldemort.

Hermiona z przerażeniem obserwowała, jak przewaga w zawrotnym tempie przechyla się na stronę Śmierciożerców. Nawet wzmocniona moc, którą dzieliła z Malfoyem na niewiele się zdawała. Starali się coś zrobić, nie oszczędzając sił, ale Voldemort wciąż wydawał się nad nimi górować.

W pewnym momencie po polanie rozdarł się głośny krzyk. Hermiona i Draco rozejrzeli się w popłochu szukając jego źródła, a ich wzrok padł na młodego chłopca, który został właśnie brutalnie zamordowany przez Lorda Voldemorta. Mężczyzna odwrócił się, a jego krwistoczerwone spojrzenie zwróciło się prosto na nich. Jego blade wargi wygięły się w namiastce drwiącego uśmiechu. Tom Riddle ruszył powolnym krokiem w ich stronę, zabijając po drodze osoby, które napatoczyły się pod jego nogi. Hermiona widząc to, złapała za rękaw szaty Draco, ciężko oddychając.

— Jest sposób, wiesz o tym — wydyszała do ucha Draco, a on tylko skinął głową, nie odrywając spojrzenia od swojego pana. — Przepowiednia się dopełni, jeżeli...

— ...zmieszamy naszą krew — dopowiedział i spojrzał na nią uważnie. Widział jej zaciętość, ale czuł znacznie więcej. Bała się. — Wiesz, co się wtedy stanie, prawda?

Granger kiwnęła głową i bez zbędnego czekania wycelowała różdżką we wnętrze dłoni. Krew pociekła jej po palcach, skapując na trawę i barwiąc ją na czerwono. Draco powtórzył jej gest, robiąc to samo. Wyciągnął w jej kierunku swoją rękę, którą pochwyciła niepewnie. Gdy tylko ich dłonie się złączyły, poczuli, jak ich krew zaczyna się w nich gotować. Brudna, mugolska krew, zmieszała się z szlachetną czarodziejską.

— Skoro i tak mam umrzeć, to niech ten koniec będzie choć trochę przyjemny — wychrypiał Draco i ignorując fakt, że Voldemort jest już przed nimi, unosząc różdżkę, pocałował Hermionę z całej siły. Przygryzł jej dolną wargę, a wokół nich wszystko eksplodowało.

Hermiona i Draco nawet się od siebie nie oderwali, choć mieli wrażenie, że rozpadają się na drobne kawałeczki. Jedynym, co czuli, były swoje rozgrzane usta oraz płonące ciała. Krzyki otaczające ich ustały, a zastąpiła je głucha cisza...

***

— Ciiicho, chyba się budzą! — pisnął cichy głosik, który podrażnił ucho Hermiony. — Hermiono, słyszysz mnie?

Hermiona zamrugała zaskoczona, spoglądając w brązowe oczy swojej najlepszej przyjaciółki. Ginny rzuciła się jej na szyję szlochając i ściskając mocno. Szatynka spojrzała na otaczających ją przyjaciół. Uśmiechnięty Harry, bliźniaki, Lupin, Tonks, a nawet Blaise. Wszyscy tutaj byli. Zerknęła również na Draco, który zbudził się przez hałas, który powstał na szpitalnej sali. Widząc tyle osób wokół siebie, zaczął automatycznie szukać różdżki. Dopiero, gdy zorientował się, co się dzieje, spojrzał po wszystkich zaskoczony.

— Dlaczego wy wszyscy tutaj jesteście? — zapytał głupio i spojrzał na Hermionę, szukając wyjaśnień. Ona jednak wzruszyła ramionami.

— Co się stało? Dlaczego żyjemy? — zapytała głośno przyjaciół. — To znaczy... my powinniśmy...

— To cud, że żyjecie — powiedziała poważnie Ginny. — Jak to zrobiliście? Zaczęliście się świecić, niemal płonęliście i nagle wszystko zaczęło wybuchać. Śmierciożercy ginęli, gdy dziwny, czarny ogień zaczął ich spalać na popiół. Nawet Voldemort. Wasza moc była potężna, myśleliśmy, że po nas...

— To... — Hermiona się zawahała i zerknęła na dłoń, gdzie połączyła swoją krew z krwią Malfoya. W miejscu przecięcia pojawiło się nowe znamię. — Wiem, że to zabrzmi głupio, ale to chyba była Nić Przeznaczenia. Tylko zgodnie z legendą powinniśmy umrzeć wraz z połączeniem krwi, więc dlaczego...

— Nić Przeznaczenia? — zainteresował się stojący w drzwiach Lupin. — Hermiono, ona nie pojawiła się od... pięciuset lat — dokończył i przyjrzał im się z podziwem. —Więc... to was wybrała? Jesteście Wybrańcami przeznaczenia.

— Wybrańcami przeznaczenia? — zapytali oboje.

— Tak. Przeznaczone wam było się spotkać od narodzin. Widocznie Przeznaczenie uznało, że będziecie wyjątkowi. Hermiona, urodzona w mugolskiej rodzinie, oraz Draco, urodzony w starym rodzie czarodziejów. Dwa różne rodzaje krwi, swoje przeciwieństwa. Wasza więź jest niesamowicie potężna. Dodatkowo... wasz pocałunek stworzył swojego rodzaju ochronę. Różniliście się od ostatniej pary Przeznaczonych. Oni chcieli po prostu wszystko zniszczyć, a wy... uratować.

— A co teraz? Czy my nadal...? — zapytała Hermiona, ponownie patrząc na znamię. Wiedziała, że Malfoy ma identyczne.

— Myślę, że sami powinniście sobie na to odpowiedzieć — powiedział tajemniczo Lupin. — W każdym razie, jesteśmy wam wdzięczni. Uratowaliście nas wszystkich. A teraz powinniście zostać sami i odpocząć.

Wszyscy posłusznie opuścili pomieszczenie, machając im wesoło. W środku został tylko Harry. Spojrzał na przyjaciółkę z bólem i przytulił ją mocno do siebie.

— Martwiłem się o ciebie, Hermiona. Miałem ochotę zabić wszystkich, którzy mówili, że nie żyjesz. Szukałem cię tyle czasu, nigdy nie uwierzyłem, że coś ci się stało. Byłaś taka silna — szeptał, po czym wybuchnął. — Przecież mówiłem ci, żebyś nie chodziła na te cholerne misje! — uśmiechnął się delikatnie. — Cieszę się, że żyjesz. Dziękuję ci. Jesteś bohaterką.

Gdy zamknęły się drzwi za Harrym, Hermiona i Draco spojrzeli na siebie. Czuli, że więź ich łącząca wciąż działała i wręcz wzmocniła się na sile.

— Więc żyjemy — stwierdził Draco, na co Hermiona skinęła głową.

— I co dalej? Wojna się skończyła, nie jestem już twoim więźniem — zagryzła wargę i zarumieniła się. — Jeżeli chcesz, to możesz mnie dalej uczyć walczyć.

— Właściwie, to chyba jesteśmy na siebie skazani, Granger — wskazał na ich znamiona.

— Słowo „przeznaczeni" brzmi lepiej — uśmiechnęła się nieśmiało.

— A przeznaczenia nie wolno zmieniać — Draco odwzajemnił uśmiech, po czym bez ostrzeżenia zanurzył się w jej ustach z nadzieją, że właśnie tak smakuje nowy początek.  

______________________

Noo, poszło mi szybciej niż ostatnio :3
I w sumie to nawet jestem zadowolona. Oby wena trzymała dalej, haha :D
Całuski :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro