Miniaturka 39. Zemsta

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dla mojej cudownej wialys♥ 

___________


— Tato! Zaczekaj na mnie!

Po lesie rozniósł się dziecięcy głosik. Pięcioletnia dziewczynka ze śmiechem wpadła w ramiona wysokiego mężczyzny, przytulając się do niego mocno. Brązowe loczki opadły na jej twarz, a ciemne niczym czekolada oczy zaświeciły wesoło. Mężczyzna ucałował czubek głowy swojej córki i wziął ją na ręce, sadzając sobie pewnie na ramionach. Drobna szatynka zaśmiała się w niebogłosy, machając w powietrzu nóżkami, usiłując zrzucić różowe sandałki, które zdobiły jej niewielkie stópki.

— Jesteś coraz szybsza, księżniczko — pochwalił ją mężczyzna, na co dziewczynka przybrała dumną minę. — A gdzie mama? Mam nadzieję, że znowu jej nie uciekłaś. Wiesz, jak się o ciebie martwi.

— Wiem, wiem — westchnęła dziewczynka, przytulając się do głowy ojca. — Powiedziała, że jak nie przyjdziemy w ciągu pół godziny, to nie dostaniemy ani jednego naleśnika z bitą śmietaną!

— W takim razie powinniśmy się pospieszyć. Twoja mama robi najlepsze naleśniki pod słońcem, nie uważasz? — zapytał, a szatynka skinęła głową z entuzjazmem. — Ścigamy się?

— Przegrasz ze mną, tatusiu! Niedługo będę szybsza od jelenia! — zawołała, na co jej tata roześmiał się i zdjął ją z pleców.

— Już jesteś jak mała sarenka, kochanie — pogłaskał jej loczki i uśmiechnął się zadziornie. — Ale tym razem nie wygrasz!

Po lesie ponownie rozniósł się głośny śmiech dwójki osób, biegnących ile sił w nogach pomiędzy drzewami. Unikali sprawnie pajęczyn, przeciskając się przez najwęższe krzewy i drzewa. Oboje bawili się znakomicie, a gdy na ich horyzoncie pojawił się maleńki domek, mężczyzna dogonił córkę i wziął ją w ramiona, podrzucając do góry. Dziewczynka zapiszczała radośnie.

— W końcu jesteście! — zawołała młoda kobieta na ich widok. Miała ciemne blond włosy oraz brązowe, bystre oczy. Podeszła do przybyłych, kręcąc głową i całując każdego w policzek. — Macie szczęście, właśnie skończyłam obiad. Siadajcie.

— Tatuś znowu przegrał — poinformowała szatynka, siadając na jednym z krzeseł przy stole. Jej rodzice spojrzeli po sobie z uśmiechami. — Chyba się starzeje.

— Albo ty robisz się coraz lepsza — mrugnął do niej. — Kochanie, nasza córka staje się małą kobietą.

Blondynka uśmiechnęła się do męża i skinęła głową.

— Ale jak będę dorosła, to nie zostawicie mnie, prawda? Będziemy już zawsze razem? — zapytała nagle brązowooka. Zacisnęła malutką rączkę w pięść i opuściła głowę w dół.

— Oczywiście, skarbie — szatynka spojrzała z radością na matkę, która pogłaskała ją po włoskach. — Będziemy zawsze kochać cię tak mocno, jak teraz.

Dziewczynka wstała od stołu, rzucając się w ramiona rodziców, mocno ich przy tym przytulając. Obydwoje odwzajemnili jej uścisk.

— Ja też zawsze będę was kochać. I nigdy się nie rozstaniemy.

Po twarzy Hermiony spłynęły łzy. Ścisnęła w dłoni zdjęcie przedstawiające ją i jej rodziców i załkała. Od ich śmierci minął już rok, ale wspomnienia z nimi związane wydawały się być wciąż świeże i okropnie bolesne. Tęskniła za nimi każdego dnia, i choć starała się żyć normalnie, nie potrafiła. Codziennie jej głowę nawiedzały urywki z ich wspólnych wycieczek, które tak uwielbiali, rozmów, zabaw. Państwo Granger stanowili dla niej najważniejszą część życia. Jednak gdy zostali zamordowani w bestialski sposób przez śmierciożerców, Hermiona czuła, że już nigdy nie będzie tak samo.

— Hermionko, jesteśmy z ciebie tacy dumni!

— Nie mogę się doczekać, aż zaprowadzę cię do ślubnego kobierca, córciu. Twój wybranek musi być wyjątkowy.

Szatynka pociągnęła głośno nosem i bezskutecznie próbując otrzeć wierzchem dłoni łzy, które potoczyły się potokiem po rumianej twarzy. Z jej gardła wydobył się donośny szloch, który starała się za wszelką cenę stłumić.

— Hermiona? — usłyszała za sobą cichy głos. Odwróciła się z krzywym uśmiechem w stronę Rona, który dotknął niepewnie jej ramienia. — Kochanie, wszędzie cię szukam. Wszystko w porządku?

— Tak, oczywiście — złapała jego dłoń. — Stało się coś?

— Harry pytał, czy nie skoczysz z nami na kufel kremowego piwa. Idzie z nami jeszcze kilka osób. Dawno nigdzie razem nie byliśmy i pomyślałem...

— Dziękuję, ale nie — przerwała mu, spoglądając na swoje kolana. — Nie mam ochoty.

— Hermiona! Zamknęłaś się w pokoju i ukrywasz się w nim już kilka miesięcy! Wiem, że cierpisz. Jednak musisz żyć. To nie jest normalne zachowanie. Każdy codziennie kogoś traci. Ludzie idą jednak do przodu i żyją — zirytował się rudzielec, zaciskając ze złością dłonie. — Wszyscy chcemy ci pomóc, jednak musisz nam na to pozwolić!

— Przecież nie zabraniam wam niczego! — krzyknęła i wstała gwałtownie z krzesła. Ruszyła w kierunku drzwi, próbowała ominąć chłopaka, lecz ten złapał ją za nadgarstek.

— Wiem, że za nimi tęsknisz. Nie możesz jednak przez całe dnie rozpaczać! Czas ruszyć do przodu, Hermiona! Masz nas: Harry'ego oraz mnie... twojego narzeczonego. Pamiętasz? Na wiosnę chcieliśmy się pobrać...

— To nie jest najodpowiedniejszy moment na ślub — wycedziła przez zęby, wyrywając się z jego uścisku. — I nie sądzę, aby przez kilka kolejnych lat się jakiś pojawił.

— Kochanie, w tej sukience będziesz wyglądała cudownie. Ron oszaleje na twój widok. — przez głowę Hermiony przemknął głos matki, która obserwowała ją ze wzruszeniem. — Tak się cieszę, że będziemy mogli zobaczyć cię w takim dniu.

— Ronald to dobry chłopak, jednak jesteś pewna, że to ten, z którym chcesz dzielić życie? — pan Granger przytulił córkę mocno do siebie, po czym spojrzał uważnie w jej oczy. — To jeden z ważniejszych wyborów w życiu, i jaki nie będzie, zaakceptujemy go.

— Hermiona... oni umarli. Nie wrócą. Każdy umiera i nie ma sensu, by... — głos Rona przywrócił ją do rzeczywistości. Wzdrygnęła się, słysząc jego słowa, a jej serce zakłuło boleśnie.

— Nie rozumiesz, co znaczy stracić rodziców. Twoi wciąż żyją! — warknęła i nie czekając na jego reakcję, wyszła z pomieszczenia trzaskając drzwiami. Ciężko oddychając opuściła dom, teleportując się w znane sobie miejsce.

Rozejrzała się po okolicy i westchnęła. Weszła do malutkiej kwiaciarni i wybrała bukiet składający się z dziesięciu białych róż. Ruszyła powolnym krokiem kamienną dróżką prowadzącą przez cmentarz. Po kilku minutach dotarła do celu i uklękła przed marmurowym nagrobkiem, wkładając do wazonu kwiaty. Uśmiechnęła się delikatnie, zmiatając ręką z grobu kilka listków, które opadły z pobliskiego drzewa.

— Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, tatusiu — szepnęła, przygryzając wargę i walcząc z napływającymi łzami. — Mam nadzieję, że razem z mamą dobrze się bawicie w tej chwili. Może upiekła ci tort czekoladowy, który tak lubisz...

Hermiona wpatrywała się przez chwilę w nagrobek, gdzie były wyryte imiona jej rodziców. Czuła w piersi ból. Tęskniła za nimi. Chciałaby spędzić urodziny jej ojca jak co roku, wspólnie. Miała również nadzieję, że Ron ją wesprze, lecz najwyraźniej się myliła. Ich relacje popsuły się z dniem, gdy jej rodzice odeszli z tego świata.

Szatynka przymknęła powieki, a jej głowę nawiedziło znienawidzone, okrutne wspomnienie, które dręczyło ją niemalże co noc. Znowu znajdowała się pod Zakazanym Lasem, a powietrze przecinały promienie zaklęć oraz głośne wrzaski. Ona jednak biegła przed siebie, rozglądając się w popłochu i przepychając przez walczących, jakby ich nie widząc. Dobiegła na sam skraj lasu, a tam zamarła, rażona strachem.

— Mamo! Tato! — ryknęła, a czwórka ludzi spojrzała w jej stronę. Dwoje z nich uśmiechnęło się drwiąco.

— Hermionko, uciekaj! — krzyknęła jej matka, ale natychmiastowo została uciszona mocnym uderzeniem w tył głowy, przez trzymających ją śmierciożerców. Hermiona zrobiła krok w ich stronę, zaciskając palce na różdżce. Wiedziała, kim są zakapturzeni śmierciożercy. Poznała ich w rezydencji Malfoyów. Nie miała jednak pojęcia, jak udało im się sprowadzić tutaj jej rodziców. Była pewna, że zapewniła im bezpieczeństwo.

— Zdychaj, zdziro!

Hermiona nie zdążyła zrobić nawet kroku. Czuła, że jej ciało zostało potraktowane zaklęciem paraliżu. Wrzasnęła przerażająco, gdy różdżka Mulcibera świsnęła, a jej matka krzyknęła z bólu. Hermionę przeszedł dreszcz. Ciało jej mamy było całe od krwi, a ubranie porozrywane na strzępy. Kobieta klęczała na brudnej ziemi, wpatrując się ze spokojem w twarz swojej córki, a stojący nad nią śmierciożerca co rusz kopał je bez skrupułów. Czuła, że to nie było najgorsze, co jej ukochana mama przeżyła tej nocy. Widziała to po jej oczach. Na samą myśl, jaką krzywdę zrobiły jej te bestie, rozsadzało ją od środka.

Szatynka wciągnęła gwałtownie powietrze, a z jej oczu wypłynęły łzy, gdy ciało jej matki w jednej sekundzie opadło na ziemię. Kobieta wydusiła z siebie ostatni jęk, wciąż spoglądając na córkę i zmusiła się do posłania jej pogodnego uśmiechu. Po chwili jej oczy zamarły, wpatrując się w Hermionę bez życia.

— Mamo... — Hermiona spróbowała poruszyć choćby różdżką, ale bez rezultatu. Drugi ze śmierciożerców zarechotał na widok jej miny i chwycił za włosy jej ojca.

— Teraz moja kolej — wychrypiał z obleśnym uśmiechem. — Obserwuj dziecinko, jak ulatuje życie twojego tatusia!

— Nie... Tato...

— Nie martw się, księżniczko — wychrypiał jej ojciec z uśmiechem. — Spotkamy się nied...

Mężczyzna nie zdążył dokończyć, gdyż ostry sztylet wbił się w jego gardło boleśnie. Z rany wypłynęła czerwona krew, mocząc wszystko wokoło. Hermiony oczy się zamgliły, miała wrażenie, że umiera wraz z rodzicami...

Szatynka zacisnęła dłonie w pięści tak mocno, że jej knykcie zbielały. Wspomnienie obudziło w niej na nowo falę wściekłości, bólu oraz nienawiści. Pragnęła pomścić rodziców. Za wszelką cenę chciała zadać tak samo ogromny ból śmierciożercom, jaki oni zadali jej rodzinie. Bez skrupułów chciała przyczynić się do ich śmierci. Zdawała sobie jednak sprawę, że to nie będzie proste.

Przeczesała brązowymi oczami ostrożnie okolicę, jakby oczekując, że zza pobliskiego drzewa może wyskoczyć śmierciożerca. Na cmentarzu jednak panowała cisza. Mimo iż Lord Voldemort poległ w walce już rok temu, czasy wciąż były niespokojne. Wielu jego popleczników nadal przebywało na wolności. Wiedziała, że grasują po okolicy, próbując trwać w świetle swojego dawnego pana, kontynuując jego idee. Każdego dnia świat informowany był o kolejnym morderstwie, porwaniu czy ataku. Dopóki wszyscy nie zostaną wytępieni, czasy pozostaną mroczne.

Wstała więc, wzdychając cicho i pożegnała się z rodzicami, ruszając w stronę wyjścia. W pewnym momencie jej wzrok padł na stojącego samotnie nad pięknym, czarnym nagrobkiem mężczyznę. Hermiona zatrzymała się niepewnie, przyglądając się mu z ciekawością. Niewiele osób zapuszczało się w to miejsce samotnie w tych czasach. Mężczyzna podniósł niespodziewanie głowę, patrząc wprost na nią, a jej serce na chwilę zamarło.

Przed nią stał Draco Malfoy. Jego szare oczy przewiercały ją na wylot, blond włosy odbijały się w bladym słońcu, a kpiący uśmiech rozciągnął się na jego twarzy, gdy tylko podeszła bliżej. Mimo iż Draco podczas ostatniej wojny stanął po stronie Zakonu Feniksa, nie ufała mu. Nie była pewna swoich uczuć w stosunku do tego aroganckiego chłopaka. Zbyt wiele łączyło ich bolesnych wspomnień.

Odetchnęła głęboko i ponownie ruszyła przed siebie, przechodząc bez słowa obok niego. Czuła na sobie jego przeszywające, chłodne spojrzenie, ale nawet się nie wzdrygnęła. Przystanęła jednak, gdy jego głos odbił się w jej uszach.

— Znów tutaj jesteś, Granger. Chyba niebezpiecznie jest przychodzić tutaj samej w tych czasach — zakpił.

— Nie twoja sprawa co robię, gdzie i z kim, Malfoy — odpowiedziała chłodno i odwróciła się w jego stronę. Jej spojrzenie opadło na nagrobek stojący za chłopakiem, gdzie wygrawerowane było imię Narcyzy Malfoy. Hermiona zagryzła wargę, spoglądając na blondyna.

— Jesteś za słaba na zemstę — powiedział obojętnie, na co Hermiona wytrzeszczyła oczy.

— Co? Skąd... — wyjąkała, po czym wściekła się. — Wyłaź z mojej głowy, kretynie! Nikt ci nie pozwolił czytać w moich myślach!

Zamachnęła się, chcąc go uderzyć, ale Malfoy bez problemu złapał jej rękę.

— W ten sposób nigdy ich nie pomścisz. Śmierciożercy działają w zupełnie inny sposób, niż normalny człowiek — powiedział drwiąco. — Zginęłabyś, zanim uniosłabyś na nich różdżkę.

— Coś o tym wiesz, co? — warknęła, wyrywając się. — Wciąż chodzisz na kawkę z byłymi przyjaciółmi?

— Nie, ale jak chcesz, mogę iść z tobą. Niedaleko podają całkiem niezłą.

Hermiona prychnęła, ale nie odpowiedziała nic. Odwróciła się tylko na pięcie i nie zwracając uwagi na śmiech Malfoya, wróciła do domu, przeklinając go pod nosem. Chłopak mimo całej wojny wydawał się niewiele zmienić. Wciąż był arogancki, cyniczny i chamski.

Usiadła na kanapie z ciepłą herbatą, wciąż myśląc o krótkim spotkaniu z Malfoyem. W jej głowie tłukły się słowa, jakie wypowiedział. Czuła się dotknięta, ale były Ślizgon miał rację. Na tę chwilę była za słaba.

Nagle wpadł jej do głowy pomysł. Wiedziała, że to głupota, ale to mogła być jej ostatnia szansa. A tonący brzytwy się chwyta.

Przecież Draco Malfoy był śmierciożercą.

~~*~~

Hermiona z samego rana wparowała do biura Aurorów, rozglądając się twardo na boki. Harry, stojący przy stanowisku sekretarki z dokumentami w rękach, spojrzał na przyjaciółkę zaskoczony, lecz mimo to uśmiechnął się do niej delikatnie.

— Cześć, co cię sprowadza? Szkoda, że nie było cię z nami wczoraj, ale...

— Szukam Malfoya. Jest już w pracy? — przerwała mu beznamiętnie, wciąż się rozglądając. Zignorowała zdziwione spojrzenie przyjaciela.

— Malfoya?

— Tak. Draco Malfoy: wysoki blondyn z irytującym uśmiechem, arogancki dupek. Podobno pracujecie razem, czego kompletnie nie rozumiem — odpowiedziała głośno.

— Niekulturalnie jest obrażać kogoś od samego rana w jego własnym biurze, Granger.

Hermiona obróciła się na pięcie, wpatrując w Malfoya niechętnie. Mężczyzna stał oparty barkiem o futrynę drzwi, uśmiechając się kpiąco. Kobieta zmarszczyła brwi i podeszła do niego zamaszystym krokiem, dźgając palcem w pierś.

— Musimy porozmawiać — syknęła, a jasne brwi Dracona uniosły się z rozbawieniem.

— Musimy? Nie przypominam sobie, bym MUSIAŁ coś z tobą robić. Poza tym, właśnie nazwałaś mnie aroganckim dupkiem — zironizował, ale mimo wszystko odsunął się, wskazując jej dłonią wejście do swojego biura. — Jednak skoro nalegasz...

Hermiona niepewnie weszła do pomieszczenia, nie zwracając uwagi na zainteresowanie Harry'ego. Draco zamknął za nimi drzwi i skrzyżował ręce na klatce piersiowej, opierając się plecami o ścianę. Wpatrywał się w jej zmieszaną twarz z rozbawieniem, czekając na rozwój wydarzeń.

— Malfoy, czy...

— Przejdźmy do rzeczy, Granger — przerwał jej. — Potrzebujesz mocy oraz informacji. Chcesz zemścić się na śmierciożercach, a ja mam ci w tym pomóc. Co jednak będę miał z tego, że będę cię szkolił i uczył walki?

— Cena nie gra roli — warknęła, rozciągając palce. Wiedziała, że ponownie penetruje jej myśli, ale zignorowała to. Przez całą noc myślała o tym wszystkim. Potrzebowała go. Potrzebowała informacji oraz siły, którą dysponował. Słyszała pogłoski o jego umiejętnościach i zadecydowała, że jest w stanie poświęcić wszystko dla zemsty. Chciała zostać Mścicielem.

Draco zlustrował jej ciało uważnie i westchnął przeciągle. Doskonale rozpoznawał jej emocje, oraz uczucia.

— To nie będzie zabawa dla małych dziewczynek, Granger. Jeżeli wyczuję, że się nie nadajesz, zrezygnuję — mruknął i spojrzał w jej oczy, uśmiechając się cynicznie. — Czekaj na mnie wieczorem na Pastwiskach Śmierci.

~~*~~

Hermiona stanęła na polanie, rozglądając się niepewnie. To miejsce omijano zazwyczaj szerokim łukiem z powodu szemranych opinii. Podczas Wielkiej Bitwy, właśnie w tym miejscu zginęło najwięcej czarodziejów. Na samą myśl okrutnych przeżyć, jakie miały tutaj miejsce, przechodziły ją dreszcze strachu. Gdy po kilku minutach dołączył do niej Malfoy, wcale nie poczuła się pewniej.

— Gotowa? — zapytał, wyciągając różdżkę, a Hermiona bez słowa uczyniła to samo, kiwając głową.

Z różdżki Malfoya bez ostrzeżenia, niczym pocisk, wystrzeliło zaklęcie, zmierzając z ogromną prędkością w stronę szatynki. Dziewczyna z piskiem rzuciła się w bok, a promień minął ją zaledwie o cal. Hermiona jęknęła cicho, spoglądając na obdarte kolano, a Draco stanął tuż nad nią.

— Śmierciożercy nie będą czekać na twoją reakcję, Granger. Nie będą też patrzeć na to, czy zraniłaś się w kolanko. Ich jedynym celem jest twoja śmierć. Dla nich jesteś nikim.

— Przecież uniknęłam ataku! — zirytowała się.

— W tym czasie mogłem uśmiercić cię już dwukrotnie. Musimy popracować nad twoją szybkością. Wstawaj — zarządził, obserwując, jak była Gryfonka podnosi się z ziemi.

Hermiona niechętnie spojrzała na blondynka i zmarszczyła brwi. Chcąc go zaskoczyć, zrobiła kilka kroków w tył i zaatakowała zaklęciem mrożącym. Mężczyzna jednak nawet nie mrugnął, tylko odparował je bez żadnego wysiłku. Jego usta wygięły się w kpiącym uśmiechu.

— Naprawdę tylko na tyle cię stać, Granger? — prychnął. — Skup się!

Była Gryfonka syknęła wściekle pod nosem. Starała się z całych sił, jednak mimo jej usilnych prób, Draco odbijał każdy jej kolejny atak, niewiele ruszając się z miejsca. Obserwowała go i wiedziała, że nie stoi naprzeciwko niej żaden amator. Jego ruchy były szybkie i pewne, a siła zaklęć ogromna. Z każdą chwilą zaczęła opadać z sił, a on wciąż wydawał się niewzruszony i najwidoczniej znudzony jej żałosnymi próbami.

— Jesteś słabsza, niż myślałem. Naprawdę chcesz się zemścić? Co najwyżej, możesz od razu się poddać bez walki.

— Jeszcze... nie pokazałam... na co mnie stać! — mruknęła, ciężko dysząc po ostatnim ataku Malfoya. Złapała za biodro, uciskając je delikatnie. Poprzedni cios mężczyzny okazał się boleśniejszy, niż jej się wydawało.

— To zrób to w końcu! Od godziny tylko pokładasz się na ziemi — zakpił, a Hermiona momentalnie zacisnęła dłonie w pięści ze złością. Draconowi nie zszedł drwiący uśmiech z twarzy nawet wtedy, gdy rzuciła się w jego stronę, posyłając serię kolorowych zaklęć.

Szatynka wpadła w istny szał. Denerwowała ją pewność siebie blondyna, oraz fakt, że do walki z nią nawet się nie wysilał. Bez problemu się bronił przed każdym jej atakiem, a gdy atakował, ona za każdym razem upadała. W tej chwili włożyła jednak w swoje ruchy maksimum mocy, przez co z uśmiechem natarła na jego znudzoną twarz. Krzyknęła głośno, ale Malfoy tylko westchnął i szybko odbił zaklęcie za zaklęciem.

Hermiona wytrzeszczyła oczy, widząc jak jego ruchy precyzyjnie obroniły go przed chociażby małym zadrapaniem. Była w szoku, widząc, że spowija go jakaś niebieska energia, jakby dodająca mu sił. Próbowała przyjrzeć się temu zjawisku, ale energia zniknęła.

— Samokontrola, Granger! W takim stanie, to najwyżej zrobisz krzywdę tylko samej sobie!

Szatynka odskoczyła od niego i uklękła, ciężko dysząc. Ból w biodrze nasilił się, ku jej niezadowoleniu. Przyjrzała się swojemu przeciwnikowi z nadzieją, ale Malfoy wciąż wyglądał na znudzonego. Prawdopodobnie nie udało się jej nawet strącić włosa z jego platynowej głowy.

— Jeszcze raz! — zawołał. — Skup się, kobieto!

Hermiona ze złością podniosła się, patrząc na niego wrogo. Nie zamierzała się jednak poddać. Zacisnęła dłoń na różdżce i przymknęła powieki, próbując się skupić. Gdy się uspokoiła, przystąpiła do kolejnego ataku. Po polanie rozniósł się świst zaklęć. Draco uśmiechnął się do siebie. Wiedział, że trening dziewczyny jeszcze się nie skończył. Była silna, czuł to.

Walczyli do późnej nocy. Hermiona pomimo zmęczenia wciąż wytrwale atakowała Malfoya. Chłopak widział jej zaciętość. Musiał przyznać, że robiła ogromne postępy. Po kolejnych dwóch godzinach zaczęła bardziej się kontrolować, przez co w końcu musiał się wysilić do samoobrony. Jej zwycięski uśmiech zabłysnął w świetle księżyca, gdy próbowała zwalić go z nóg następnym zaklęciem. Draco jednak nie zamierzał dać się pokonać. Szybkim ruchem różdżki, kontratakując, wprowadził ją w zaskoczenie, a już po chwili znalazł się przy niej. Hermiona pisnęła, gdy jego lewa dłoń zacisnęła się na nadgarstku jej prawej ręki, przyciągając do siebie. Jej twarz znalazła się przed zadowoloną twarzą Draco Malfoya, ledwie oddychając.

— Całkiem nieźle — pochwalił, z satysfakcją obserwując minę szatynki. Ręka Draco wciąż zaciskała się na jej nadgarstku. — W końcu zmusiłaś mnie do poruszenia się. Gratulacje.

— Zaskoczony? — zapytała z zadowoleniem, po czym znowu pisnęła. Malfoy pociągnął ją tak, że przywarła ciałem do jego ciała.

— Nie do końca — nachylił się w jej stronę. Jego usta znalazły się tuż przy jej uchu, przez co zadrżała. Bliskość blondyna wydała jej się niesamowicie poruszająca. — Wymagam od ciebie znacznie więcej.

Szatynka krzyknęła. Dłoń Draco zaczęła się rozgrzewać, a jego różdżka smagnęła powietrze. Po chwili Hermiona poczuła ogromną moc, która uderzyła w jej ciało. Odleciała do tyłu na kilka metrów, i przeturlała się. Nim się podniosła, wciągnęła gwałtownie powietrze. Nigdy wcześniej nie widziała takiej siły.

— Jak... — wydyszała. Podniosła się ociężale z ziemi, przyglądając Malfoyowi. — Jak to... zrobiłeś?

— Jeżeli będziesz grzeczną dziewczynką, zdradzę ci to za jakiś czas — roześmiał się. — Na dzisiaj kończymy.

— Nie! — krzyknęła. — Jeszcze nie skończyłam, ja...

Hermiona nie dokończyła. Jej biodro zapiekło, a przed oczami zrobiło się ciemno. Nim zrobiła krok, padła wyczerpana na ziemię. Draco podszedł do niej powoli i wziął na ręce, spoglądając na uśpioną twarz. Hermiona była cała brudna, jej ubranie w kilku miejscach było podarte. Malfoy jednak uśmiechnął się pod nosem.

— Będą z ciebie ludzie, Granger — szepnął, a po kilku sekundach po polanie rozległ się huk teleportacji. Dwójka ludzi zniknęła, zostawiając po sobie ślady ostrej rywalizacji.

~~*~~

Hermiona zakryła twarz dłonią, osłaniając się przed światłem, które drażniło jej oczy. Gdy przyzwyczaiła się do jasności, rozejrzała się po swoim pokoju z zaskoczeniem, próbując sobie przypomnieć, jak się tutaj znalazła. W jej głowie panował istny mętlik, a całe ciało było obolałe. Ostatnim, co pamiętała z poprzedniego dnia, był trening z Malfoyem. Już wtedy czuła, że jej siły są na wyczerpaniu i nie wytrzyma długo, jednak wciąż chciała z nim walczyć. Prawdopodobnie nie dała rady.

Westchnęła głośno, powracając myślami do wczorajszej nocy. Draco okazał się naprawdę silny. Był szybki, opanowany, a jego moc przerosła oczekiwania Hermiony. Przerastał ją pod każdym względem, ale jej nadzieje urosły na sile, gdy w końcu udało jej się go zmusić do zwiększenia czujności na jej ataki. Mimo, iż nie był łatwym człowiekiem, mógł okazać się dobrym nauczycielem. W głębi serca cieszyła się, że to właśnie jego poprosiła o pomoc.

Szatynka usiadła na łóżku, całą siłą woli ignorując uciążliwy ból i zamarła. Spojrzała na swoją koszulkę, którą zawsze ubierała do snu. Wątpiła, czy w nocy miała tyle siły, by się samodzielnie przebrać. Zerknęła na otwarte na oścież okno i przygryzła wargę. Na jej policzki wstąpiły rumieńce wstydu, oraz złości. Jeżeli to Malfoy śmiał ją rozebrać, przypłaci życiem! Na samą myśl, że miał ją dotknąć, gdy ona była bezbronna i nieprzytomna, przechodziły ją nieprzyjemne dreszcze. Jednak fakt, że widział ją pół nagą, sprawiał, że umierała ze wstydu.

Wstała, czując, że jest jej gorąco, a na szafce obok łóżka zauważyła złożoną karteczkę. Otworzyła ją, czując, że jej wściekłość wybucha niczym wulkan.

— Co za... przebrzydły... kretyn! — syknęła. — Zabiję go. Już nie żyjesz, Malfoy.

Jednym ruchem różdżki, krótki liścik zaczął płonąć. Widniejące na nim trzy krótkie zdania:

„Dobrze ci się spało, Granger? Jutro, o tej samej porze.

PS. Ładnie ci w czerwonym.",

zalśniły po raz ostatni, nim pochłonął je ogień.

Hermiona ściągnęła ze złością koszulkę, a zaraz po niej na podłogę opadł jej czerwony biustonosz. Nie zamierzała dać się sprowokować. Będzie silniejsza, niż Malfoy się tego spodziewa! Z dodatkową energią wyszła z pokoju, z zamiarem zrobienia sobie śniadania.

— Hermiona, wstałaś już? — Hermiona spojrzała z zaskoczeniem na siedzącego przy stole w kuchni Rona. Nie spodziewała się go tutaj. Rudzielec podszedł do niej i ucałował w policzek. — Gdzie wczoraj byłaś? Wszędzie cię szukałem.

— Musiałam coś załatwić — mruknęła, robiąc sobie kanapkę.

— Wyglądasz jakoś inaczej. Źle się czujesz? — zapytał łagodnie.

— Wydaje ci się. Co tutaj robisz tak wcześnie rano?

Ron zmarszczył brwi, obserwując ją niepewnie.

— Chciałem porozmawiać. Wczoraj... nasza rozmowa... wyszła dość nie w porządku.

— Przepraszam, ale nie chcę na razie o tym wspominać — wpadła mu w słowo. — Poza tym, mam dzisiaj dużo do zrobienia. Porozmawiamy kiedy indziej.

Ron z zaskoczeniem obserwował, jak jego ukochana pochłania kanapkę, związuje włosy w niedbałego kucyka i wybiega z domu, nawet się nie żegnając. Westchnął więc głęboko i podążył jej śladami.

Czuł, że z Hermioną dzieje się coś złego. Coś, czego nie mógł pojąć nawet on.

~~*~~

— Więc jednak przyszłaś? Myślałem, że zrezygnowałaś — Draco Malfoy roześmiał się na jej widok.

— Nigdy — syknęła wściekle, stając naprzeciwko niego. Blondyn najwidoczniej czekał na nią już od jakiegoś czasu.

Deszcz padał tego dnia wyjątkowo mocno, zalewając całą polankę, ale jego krople odbijały się od Malfoya. Chłopak zlustrował mokrą koszulkę, oraz włosy Hermiony, które kleiły się jej do twarzy i pokręcił głową z niedowierzaniem.

— Używasz czasem magii? — zapytał drwiąco i machnął różdżką, a krople deszczu, które na nią spadły, natychmiastowo się odbiły. Dziewczyna wytrzeszczyła oczy, na co Draco prychnął. — Zaskoczona? A podobno taka zdolna z ciebie czarownica.

— Muszę przyznać, że potrafisz więcej, niż myślałam — uśmiechnęła się — ale już nie musisz się popisywać. Zacznijmy w końcu walczyć.

— Szybka jesteś — Draco również się uśmiechnął. — Wpierw powiedz, jak się czujesz. Wczoraj nie wyglądałaś najlepiej. Chyba przeliczyłaś swoją siłę. Gdy kładłem cię do łóżka, nawet nie mruknęłaś przez sen.

— Ty... — mruknęła, czując, że jej policzki czerwienieją. — Czy ty... mnie... jak mogłeś?!

— Daj spokój, myślisz, że nigdy nie widziałem nagiej kobiety? — prychnął blondyn, na co Hermiona trochę się uspokoiła. Mimo wszystko, wciąż czuła się zawstydzona.

— Ale... my nie...

— Naprawdę uważasz, że zrobiłem ci coś, jak byłaś ledwie żywa? — Malfoy roześmiał się głośno. — Nie jestem nekrofilem, Granger.

Szatynka odetchnęła i skinęła głową.

— Zaczynajmy — mruknęła cicho. Po chwili bez ostrzeżenia zaatakowała Malfoya, który odbił leniwie jej zaklęcie. Uśmiechnął się łobuzersko i zrobił kilka kroków w jej stronę.

— Ale wiesz... — mruknął, a oczy mu błysnęły. — Naprawdę ładnie ci w czerwonym. Jeżeli przykro ci, że tak wczoraj wyszło, możemy się wybrać po treningu do mnie...

Hermiona na słowa mężczyzny zareagowała jak czerwona płachta na byka. Kolejne zaklęcie wystrzeliło z jej różdżki i nawet Malfoy ledwie go uniknął. Szatynka wyciągnęła przed siebie rękę, zmuszając blondyna, by się oddalił. On się roześmiał głośno, odpychając jej następny atak.

— Zaczynaj, mała — szepnął sam do siebie, przybierając bojową pozycję. — Może w końcu zaczniemy na poważnie.

Hermiona posłała ku niemu dwie serie zaklęć, które wszystkie odbił. Tym razem jednak nie czekał na jej kolejny ruch, tylko również machnął różdżką, posyłając w kierunku byłej Gryfonki barwną wiązankę uroków. Dziewczyna nie zdążyła zrobić nawet uniku, tylko upadła na kolana, podpierając się dłońmi.

— Na pewno dasz radę walczyć, Granger? — zapytał Draco z uniesioną brwią.

— Dam radę! — pisnęła i szybko się podniosła, atakując.

Strzelali do siebie zaklęciami około godzinę. Hermiona po każdym ataku Malfoya upadała, ciężko dysząc. Nie czuła się najlepiej. Wciąż była osłabiona po wczorajszym treningu, poza tym, nie potrafiła się skupić. Wydawało jej się, że w końcu udało się trafić chłopaka, lecz ten w ostatniej chwili odbijał jej zaklęcie. Nic nie pomagały przeróżne kombinacje, ani zaskoczenie.

Po kolejnych dwudziestu minutach, gdy ona ponownie wylądowała na brudnej ziemi, Draco podszedł do niej i uklęknął obok, obserwując, jak się denerwuje.

— Granger — zaczął i złapał jej ręce w mocnym uścisku, by na niego spojrzała. — Zrozum w końcu, że musisz do KAŻDEGO przeciwnika podchodzić z szacunkiem do jego umiejętności. Musisz obserwować je, wysnuwać wnioski. To nie jest walka w szkole, gdzie każdy strzelał na oślep, byle trafić. Tutaj potrzebujesz szybkiej i trzeźwej analizy. Potrafisz to zrobić.

Hermiona z zaskoczeniem wpatrywała się w jego szare, zimne oczy. Nie wiedząc czemu, skinęła głową. Draco posłał jej cwany uśmiech i pociągnął do góry, pomagając wstać.

— Pokaż, że potrafisz, Gryfonko — puścił jej oczko i ponownie się oddalił, przygotowując do ataku.

Hermiona zaczęła myśleć trzeźwo. Spróbowała analizować jego ataki, siłę, szybkość i to, jak się poruszał. Przypominała sobie wszystko z wczorajszego treningu, oraz dzisiejszego. Malfoy miał rację. Przygotowała się, zbierając siły i skinęła głową na znak, że jest gotowa. Blondyn uniósł różdżkę, a z jej końca wystrzelił srebrny pocisk, kierując się wprost na Hermionę. Dziewczyna zebrała się w sobie, wyczarowując magiczną barierę. Gdy myślała, że ponownie zaklęcie w nią uderzy, ono się odbiło, zmieniając kierunek.

— Całkiem nieźle — pochwalił ją Draco i kiwnął głową z uznaniem.

— Udało się... — wydyszała ciężko, ale mimo to na jej twarzy rozlał się ogromny uśmiech.

— Dokończymy za dwa dni. W tym samym miejscu, o tej samej porze. Do zobaczenia, mała — kiwnął jej i posłał drwiący uśmiech, znikając z głośnym trzaskiem.

~~*~~

Wspólny trening Draco i Hermiony ciągnął się tygodniami. Młody Malfoy z zadowoleniem obserwował postępy, jakie robiła jego podopieczna. Była Gryfonka z każdym dniem poruszała się coraz szybciej i sprawniej, raz za razem odpierając z większą łatwością jego ataki. Kilka razy, ku jej ogromnemu zadowoleniu, udało jej się go nawet zaskoczyć.

— Zaskoczony? — zapytała z satysfakcją, gdy stanęła tuż za nim, przykładając mu różdżkę do pleców.

— Było blisko, Granger — mruknął i nim zdążyła zareagować, odwrócił się, w mgnieniu oka łapiąc jej rękę i wyrywając z niej różdżkę. Z triumfem obserwował zmieniającą się minę na jej twarzy. Nachylił się w jej kierunku tak, że teraz byli na równym poziomie, a dzieliło ich tylko kilka centymetrów. — Skoro potrafisz w końcu zapanować nad sobą, zaczniemy uczyć się fajniejszych sztuczek.

Hermiona z radością przyjęła jego słowa. Od dnia, kiedy zaczęła sobie z nim radzić, miała nadzieję, że nauczy ją czegoś nowego. Cały czas przed oczami miała tamtą niesamowitą energię, którą się posłużył.

— Świetnie, w końcu coś, co się przyda — zironizowała, a Draco prychnął.

— Mam zamiar nauczyć cię nowych zaklęć służących obronie i atakowi. Nie będą jednak takie, jak uczyłaś się w Hogwarcie — blondyn zbliżył się do niej i dźgnął palcem w czoło. — Musisz panować nad nimi głową, oraz — dźgnął ją palcem w lewą pierś — oraz ciałem. Musisz się skoncentrować o wiele bardziej, niż ćwiczyłaś przez ostatni miesiąc. Potrafisz to zrobić?

Hermiona skinęła odważnie głową, patrząc na niego ze zniecierpliwieniem. Draco dobrze się bawił, grając na jej rozdygotanych od emocji nerwach.

— W porządku — mruknął w końcu. — Zaklęcia te są wyjątkowe, bo wpływają nie tylko na psychikę twojego przeciwnika, ale również kondycję fizyczną. Możesz spowodować nimi uszkodzenie całego ciała lub poszczególnego organu. Z czasem możesz kontrolować również przepływ krwi czy oddechu. Najwyższą formą jednak jest panowanie nad jego mózgiem. Jeżeli źle je wykonasz, bądź będziesz za słaba, by nad nimi zapanować...

— ...odbiją się rykoszetem. Mogę zginąć, prawda? — dokończyła za niego z poważną miną. — Jak mam w takim razie się ich nauczyć?

— Nie myślisz chyba, że powiedziałbym ci o nich, nie przygotowując cię wcześniej? — pokręcił z niedowierzaniem głową Malfoy. — Nauczyłaś się kontrolowania emocji, oraz mocy. Potrafisz też się skupić. Cały czas będę cię kontrolował. Gotowa?

Hermiona wypuściła powoli powietrze i ponownie skinęła głową. Draco machnął różdżką, a przed nimi stanęła marionetka w kształcie człowieka. Hermionę przeszły dreszcze.

— On nie jest prawdziwy, prawda? — zapytała niepewnie.

— Nie. To tylko fantom, na jakim uczą się Uzdrowiciele. Ma w sobie wszystko, co posiada prawdziwy człowiek — oprócz życia.

Hermiona z fascynacją obserwowała skomplikowane ruchy, jakie wykonywał Malfoy, oraz słuchała przedziwnych formułek zaklęć. Jej oczy rozszerzyły się z zaintrygowaniem, gdy z końca różdżki nie wyleciał żaden promień, a mimo wszystko fantom stojący naprzeciwko zaczął skręcać się w każdą stronę.

— Te zaklęcia... są straszne — szepnęła, gdy Malfoy skończył przedstawiać możliwości nowo poznanych uroków.

— Są — potwierdził. — Używają ich śmierciożercy. Jeżeli kiedykolwiek miałabyś jakiegoś z nich użyć, chciałbym, żeby to było tylko na jednym z nich.

Hermiona spojrzała na fantom i zacisnęła palce na różdżce. Jeżeli miała załatwić śmierciożercę, to z największą przyjemnością zrobi to ich własną bronią. Przymknęła powieki, próbując się uspokoić i skupić. Zadrżała, gdy poczuła dłonie Malfoya na swojej talii.

— Wypuść powietrze — jego dłoń przesunęła się na jej brzuch. — Rozluźnij się. Będę tutaj za tobą, jak poczuję, że coś idzie nie tak, przerwę to.

Całą siłą woli była Gryfonka zaatakowała fantom, wykonując dokładnie takie same ruchy, co przedtem Malfoy. Z jej ust wydobyły się słowa, które sprawiły, że marionetka zaczęła się wić. Gdyby potrafiła wydawać dźwięki, na pewno by krzyczała.

— Dobrze! Nie rozpraszaj się — szepnął jej do ucha. Gdy poczuł, że dziewczyna zaczyna drżeć, wymówił szybko formułkę, a zaklęcie ustało.

Hermiona dyszała, jak po biegu, ale spojrzała na blondyna z radością.

— Udało... się?

— Jestem pod wrażeniem — wydukał z zaskoczoną miną. — Niewielu udało się to za pierwszym razem. Brawo, Granger. Chyba cię nie doceniłem.

Hermiona pisnęła wesoło i podskoczyła, na co Draco pokręcił głową. Szatynka spojrzała w jego oczy z satysfakcją i złapała za przód koszulki, która opinała jego tors.

— Jest pan dumny, profesorze?

— Nie masz pojęcia jak, Granger — mruknął, na co Hermiona się uśmiechnęła jeszcze szerzej. Draco przyjrzał się jej zadowolonej twarzy, zastanawiając się nad czymś głęboko. — Mam propozycję.

— Hm, jaką? — zapytała, a oczy jej zaświeciły. Czekała na jego odpowiedź w napięciu.

— Muszę wyjechać na kilka dni. Dostałem misję z Biura Aurorów. Co powiesz na to, by wybrać się na nią razem ze mną? — uśmiechnął się kpiąco, widząc jej zmieszaną, niepewną minę. — To nie będzie misja dla tchórzy. Co ty na to?

~~*~~

— Wybierasz się gdzieś? — Hermiona odwróciła się, patrząc z szokiem na Rona, opartego o futrynę drzwi. Jej ręka zawisła nad plecakiem, do którego właśnie wkładała grubą bluzę.

— Ja... — zawahała się. — Wyjeżdżam na kilka dni. Niedługo wrócę.

— Hermiona, porozmawiaj ze mną! — zirytował się rudzielec. — Znikasz od miesiąca nie wiadomo gdzie, nie widujemy się, nie mówisz co się dzieje! Martwię się o ciebie!

— Niepotrzebnie — mruknęła. — Przez jakiś czas powinniśmy odpocząć od siebie.

— Co?! — wykrzyknął i zbliżył się do niej.

— Wybacz, Ron. Próbuję wszystkiego, by ułożyć sobie życie na nowo. Wiele się pozmieniało i nie wiem, czego chcę — Hermiona ominęła go, wychodząc przed dom. Tam czekał na nią Malfoy, oparty o ścianę z kpiącym uśmiechem.

— Ciężkie poranki? — zapytał drwiąco, co Hermiona zignorowała, odwracając się z niepokojem za siebie. Nie miała ochoty, by Ron dowiedział się o wspólnej misji z Malfoyem.

Teleportowali się we dwoje do niewielkiej uliczki, gdzie czekała na nich już czwórka ludzi. Draco przedstawił ich sobie i ponownie nakazał teleportację. Tym razem wylądowali w malutkiej wiosce, która wyglądała na opuszczoną. Hermiona spojrzała na blondyna z zaciekawieniem.

— Co w ogóle jest celem tej misji?

— Szukamy mężczyzny, który jest podejrzany o pracę z śmierciożercami. Mieszkańcy tej magicznej wioski znikają co jakiś czas i już nie wracają żywi. Podobno po miesiącu w łóżku pojawia się ich trup. Potter kazał nam to sprawdzić. Prawdopodobnie mamy styczność z kimś, kto się wzoruje na śmierciożercach.

Hermionę przeszedł dreszcz, gdy spojrzała po zabitych deskami oknach.

— Jest jeszcze wcześnie — dodał. — Dopiero jutro wieczorem możemy zacząć śledztwo. W tej chwili wysłałem swoich ludzi, by przeczesali okolicę. My idziemy na trening, Granger.

— Trening? — zapytała zaskoczona.

— A co, myślałaś, że będziesz się obijać? Nie ma mowy, ruszaj się — zarządził drwiąco.

Hermiona podążyła za nim, stając nieopodal mrocznego lasu. Rozejrzała się wokoło, obserwując podejrzaną okolicę, ale nie zwróciła uwagi na nic dziwnego.

— Nie chcę, żebyś zawadzała nam w misji, więc nauczę cię nasłuchiwać i wykrywać wroga. Nazwijmy to treningiem śledczym. Skupimy też się na samoobronie, bo jesteś w tym kiepska — zaśmiał się, na co Hermiona zacisnęła usta i zmarszczyła brwi niezadowolona.

— Nie masz pojęcia, z kim rozmawiasz, ty...

Kilka włosów z jej grzywki opadło na trawę, a ona sama stanęła jak rażona piorunem. Draco w oka mgnieniu znalazł się przy niej, trzymając różdżkę przy jej głowie. Zerknęła na niego z przerażeniem. Nie miała pojęcia, jak osiąga taką nieludzką szybkość.

— Bądź grzeczna — pogłaskał ją po włosach. — Nie koniecznie chcę, byś zaszła na zawał, więc do roboty.

Hermiona poddała się kolejnemu treningowi, z ulgą obserwując, że idzie jej całkiem nieźle. Treningi z Malfoyem były trudne, ale efektowne. Sam Draco był naprawdę dobry w nauczaniu i lubiła spędzać z nim czas. Wiele się już przy nim nauczyła. Nie miała pojęcia, że uda jej się tak szybko poprawić swoje umiejętności.

Gdy zaczęło już zachodzić słońce, a ona miała powoli dosyć, zauważyła, że Malfoy czegoś wypatruje. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem, z zamiarem zaatakowania go. Podeszła kilka kroków, wyciągając przed siebie różdżkę. Była cicha, starała się, by jej nie zauważył. Wypowiedziała formułkę zaklęcia, które pomknęło w stronę blondyna, a po chwili pisnęła przerażona. Wokół niego powstała złota energia, która odepchnęła zaklęcie, a on sam ruchem ręki spowodował, że coś błysnęło, a Hermiona znalazła się przy nim.

— Jak... — wydyszała ze strachem, a Draco uśmiechnął się. Dotknął palcami jej policzek, patrząc prosto w brązowe oczy. Zjechał opuszkiem kciuka do jej warg, delikatnie je pieszcząc. Hermiona stała jak zahipnotyzowana.

— Już niedługo, Granger — mruknął i poklepał ją po głowie z tajemniczym uśmiechem. — Wracajmy do wioski. Czas coś zjeść.

Hermiona z mieszanymi uczuciami podążyła za blondynem, wchodząc do małej chatki. W środku pomieszczenia czekali już na nich pozostali aurorzy, spożywający kolację. Wokół nich chodziła starsza kobieta, nakładająca na talerze kolejną porcję posiłku.

— Siadajcie, bo wystygnie! — zawołała na ich widok.

Hermiona usiadła obok Malfoya i podziękowała kobiecie, która uśmiechnęła się do niej wesoło.

— Ciężko pracujesz złociutka, musisz więcej jeść! — zawołała, a Hermiona pokręciła głową, próbując ją powstrzymać przed kolejną porcją.

— Jedz, Granger, bo znikniesz — stwierdził Draco, przytrzymując jej ręce.

— Twój chłopak ma rację, kochana. Jesteś bardzo ładna, ale żeby mieć więcej siły, musisz porządnie się odżywiać! — pokiwała jej ręką przed twarzą. — Chyba nie chcesz, by spojrzał przez to na jakąś inną pannę?

Hermiona zaczerwieniła się, nie patrząc na Malfoya.

— To nie jest... — wydukała cicho, ale mężczyzna ponownie poklepał ją po włosach i roześmiał się cicho.

— Nie musisz się o to martwić, mała. Nie każda jest tak bojowa jak ty, a to jest jeszcze lepsze.

Przez cały posiłek Hermiona zerkała na blondyna kątem oka. Śmiał się wesoło, rozmawiając z innymi Aurorami, lecz co chwilę również zerkał w jej stronę, żartując. Pierwszy raz widziała go w takiej odsłonie. Przyzwyczaiła się do jego cynicznych żartów, ale takiego Draco również była w stanie zaakceptować.

— Przygotowałam wam pokoje. Jako, że mam tylko trzy, musicie spać parami — zaskrzeczała starsza kobieta.

— To nie stanowi problemu, bardzo dziękujemy za gościnność — powiedział pogodnie Malfoy i spojrzał z kpiącym rozbawieniem na siedzącą obok Hermionę, która w tej chwili przybrała kolor dorodnego pomidora.

— Chyba nie myślisz o...

— Zawsze możesz iść z którymś z nich — Draco skinął brodą na swoich towarzyszy, a Hermiona szybko pokręciła głową.

Weszła z Malfoyem do małego pomieszczenia, gdzie stało niewielkie łóżko dla dwóch osób, stolik, krzesło i szafka. Hermiona nakazała mu się odwrócić, przebierając szybko w koszulkę do spania i wskoczyła pod puchatą kołdrę. Chłopakowi zabłysły oczy i z drwiącym uśmiechem położył się obok.

— Tylko nic nie kombinuj, Malfoy — syknęła, odsuwając się na bezpieczną odległość.

Blondyn posłał jej łobuzerski uśmiech.

— Dzisiaj też na czerwono? — wymruczał.

— Malfoy!

Chłopak przybliżył się do niej jednym ruchem tak, że znalazł się tuż nad nią. Hermiona wciągnęła głośno powietrze, a jej serce zaczęło walić o ścianki klatki piersiowej jak oszalałe. Chłopak położył się na niej, a jego szare oczy hipnotyzowały.

— Zejdź, zboczeńcu!

Mężczyzna jednak niewiele sobie z tego robiąc, przybliżył swoje usta do jej ucha, dotykając uprzednio jej szyi. Obserwował z zadowoleniem, jak w miejscu dotknięcia pojawiają się ciarki.

— W czarnym jeszcze lepiej.

Hermiona odepchnęła go od siebie wściekła i spojrzała na lusterko, które wisiało na ścianie. Gdy kazała mu się odwrócić, prawdopodobnie i tak widział wszystko w odbiciu. Z czerwonymi policzkami spoglądała na jego rozbawioną twarz, ale nie powiedziawszy nic, odwróciła się na drugi bok, plecami do Malfoya, ignorując jego cichy śmiech.

Nim zasnęła, poczuła jak jego palec przyjemnie nakreśla wzorki na jej plecach.

~~*~~

— Niewyspany? — zapytała Hermiona z satysfakcją, gdy blondyn rozciągnął się i ziewnął. Oboje wstali skoro świt, postanawiając kontynuować trening.

— Nic dziwnego, jak leży obok ciebie półnaga kobieta — burknął pod nosem, ignorując jej zaczepkę. — Dzisiaj nasz trening będzie zupełnie inny, niż dotychczas.

— To znaczy? — zapytała zaintrygowana.

— Potrafisz o wiele więcej, niż na samym początku. Powinnaś już się nauczyć wykorzystywać to w prawdziwej walce. Dzisiaj zostanę twoim przeciwnikiem, śmierciożercą. Zobaczymy, czy sobie poradzisz.

— Czyli po prostu mam skopać ci tyłek, tak? — zakpiła, a Draco uśmiechnął się drwiąco.

— Dokładnie tak, Granger. Pokaż, co potrafisz.

Hermiona nie potrzebowała większej zachęty. Przystąpiła do ataku na byłego Ślizgona, z satysfakcją obserwując, że musiał wykonać unik. Kolejną partię zaklęć zablokował, ale zauważyła na jego twarzy skupienie. W pewnym momencie Malfoy kontratakował, lecz ona bez problemu zablokowała jego atak, posyłając mu triumfujące spojrzenie. Szło jej lepiej, niż się tego spodziewała.

Walczyli bez przerwy pół godziny i dopiero wtedy Hermiona poczuła, że zaczyna się męczyć. Draco wykorzystał to i szybkim ruchem związał zaklęciem jej ręce i szybko złapał ją w pasie, przykładając różdżkę do szyi. Po chwili zjechał nią do piersi dziewczyny. Hermiona poczuła, że robi jej się gorąco.

— Gratulacje, Granger. Egzamin zaliczony — mruknął jej do ucha.

— Ale... przecież... — wyjęczała.

— Dobrze sobie poradziłaś — uśmiechnął się do siebie. — Mam zamiar pokazać ci coś jeszcze. Zasłużyłaś.

Koniec jego różdżki zabłysnął, a wokoło powietrze oszalało. Hermiona czuła, jak wokół nich zaczęła powstawać przedziwna energia, która wydawała się słuchać poleceń Malfoya. Szatynka obróciła się, patrząc z szokiem na jego twarz.

— To... żywioły... ale jak?! To nie jest możliwe!

— Jest — szepnął, a wszystko wokoło ustało. — I mam zamiar cię tego nauczyć.

~~*~~

Odkąd Draco pokazał Hermionie swoją niezwykłą umiejętność, ona nie chciała przestać trenować. W pocie czoła starała się poruszyć powietrze, ale na niewiele jej się to zdawało. Zostawała sama, by skupić się całą sobą na poleceniach, które pozostawił jej Malfoy. Panowanie nad powietrzem było według niego najprostszym z żywiołów, lecz okazało się cięższe, niż Hermiona myślała.

— Granger, wyluzuj trochę. Masz czas — mruknął zirytowany czwartego dnia ich pobytu w wiosce. Hermiona poprzedniej nocy nie wróciła nawet na noc do chaty i nie wyglądała zbyt dobrze.

— Nie! — syknęła. — Jestem już blisko! Nie poddam się!

— Jak chcesz, ale nie licz, że będę cię odklejał z ziemi, jak już padniesz.

Hermiona zignorowała jego zaczepkę i ponownie przymknęła powieki, wsłuchując się w panującą wokoło ciszę. Jej zadaniem było poczuć jedność z powietrzem, oddać się jego powiewowi. Odetchnęła więc cicho, rozluźniając wszystkie mięśnie i zaciągnęła się, pozwalając powietrzu zająć wszystkie komórki w jej ciele.

Uniosła powoli rękę, chcąc po raz kolejny spróbować użyć mocy żywiołu, gdy coś za nią zaszeleściło. Natychmiast otworzyła oczy, odwracając się gwałtownie i w porę unikając pędzącego w jej stronę zaklęcia. Jej różdżka śmignęła, posyłając w kierunku wroga salwę zaklęć, ale ten odbił wszystkie ze śmiechem.

— Było blisko — otarł usta zdyszany i uśmiechnął się bezczelnie. — Nie stawiaj oporu, a nie zaboli, dziecinko.

— Zrób krok, a cię zabiję! Kim jesteś?! — wykrzyknęła, przybierając bojową pozycję.

— Nikim ważnym, ślicznotko. Ja i moi... przyjaciele — zza jego pleców wyszło kilku rosłych mężczyzn — chcieliśmy się tylko przywitać.

Hermiona zrobiła krok w tył, obserwując z niepokojem okrążających ją przeciwników. Jej serce niebezpiecznie uderzało w jej piersi. Była sama, a ich ośmiu.

— W końcu się ujawniliście, co? — ciało Gryfonki rozluźniło się, gdy usłyszała znajomy, chłodny głos. Spojrzała z ulgą na Draco, który stał wraz z resztą Aurorów, uśmiechając się kpiąco do mężczyzny, który z początku zaatakował Hermionę. — Trochę to trwało, ale doczekaliśmy się. Chłopaki, bierzemy go ze sobą.

Wszyscy zgodnie ruszyli do walki, a wokół Hermiony wybuchł popłoch. Niepewnie obserwowała walczących, starając się pomóc swoim kompanom. Kolorowe zaklęcia rozświetlały okolicę, powodując szkody i krzyki. Hermiona również raz za razem posyłała uroki w stronę wroga, z zadowoleniem eliminując dwóch. W pewnym momencie jednak spojrzała ze strachem na trzech aurorów, którzy opadli na ziemię, krzycząc. Nad nimi stanęło trzech mężczyzn, rechocząc potwornie. Była za daleko, nie miała szans trafić w nich zaklęciem.

Szatynka wzięła głęboki wdech i chwyciła mocniej różdżkę, starając się skupić. Automatycznie wykonała krótki, szybki ruch, czując, że jej krew wrze, a wokoło robi się ciepło. Zaczęła biec w stronę aurorów, wyciągając przed siebie bezradnie rękę. Widziała, jak ich przeciwnicy unoszą różdżkę, a ich oczy świecą z triumfem.

— Nie! — zgodnie z kierunkiem jej ręki, pomknęło powietrze. Hermiona wydała z siebie zaskoczony okrzyk, gdy fala powietrza ugodziła w mężczyzn, odsyłając ich kilkanaście metrów dalej. Nie mogąc w to uwierzyć, zatrzymała się, ciężko dysząc. Użycie jednego z żywiołów prawdopodobnie wiązało się z ogromnym wyczerpaniem energii. Uśmiechnęła się jednak szczęśliwa, nie potrafiąc opanować swojej dumy. Udało jej się!

— Granger, padnij! — Hermiona jęknęła, gdy Draco skoczył w jej stronę, powalając na ziemię i zasłaniając swoim ciałem. Kątem oka widziała, jak zielony promień zaklęcia mija ich o kilka cali. Widziała również, jak ich przeciwnik pada na ziemię z jękiem bólu.

— Dziękuję — szepnęła, rumieniąc się.

— Zapomniałaś o czujności, do cholery! — syknął, po czym uśmiechnął się zadziornie. Dopiero teraz oboje zorientowali się, że blondyn znajduje się ustami tuż naprzeciwko jej ust. Na widok jej zaczerwienionej twarzy, pochylił się, niemal stykając wargami. — Bardzo się bałaś?

— Nie bałam się! — wydyszała ledwie słyszalnie, ale Draco roześmiał się i wstał z niej, podając rękę. Ona, nie patrząc na niego, rozejrzała się po polu bitwy.

— Chyba sprawa załatwiona. Musimy zabrać tamtego — Draco wskazał ręką na mężczyznę leżącego na kamieniu — do Pottera na przesłuchanie i odczarować jego osiłków. Prawdopodobnie to właśnie oni znikali z wioski.

— Malfoy... — Hermiona zagryzła wargę. — Widziałeś, że...

— Tak — skinął głową i uśmiechnął się kpiąco. — Udało ci się. Dałaś radę, Granger. Gratulacje.

~~*~~

— Jesteś pewien, że to już? — zapytała niepewnie Hermiona, spoglądając na swoje palce. Słowa, które powiedział przed chwilą jej Malfoy, wzbudziły w niej bardzo skrajne emocje.

— Tak. To twój ostatni trening. Jesteś gotowa — zadecydował. — Teraz zrobię ci mały egzamin. Chłopaki?

Na polanę wkroczyli ludzie Malfoya, a także aurorzy, którzy byli z nimi na misji kilka tygodni temu i uśmiechnęli się do Hermiony wesoło. Ona również posłała im niepewny uśmiech, zerkając z zainteresowaniem na Draco.

— Nie oszczędzajcie jej — powiedział spokojnie Malfoy, a wszyscy skinęli głowami.

Hermiona z piskiem odskoczyła, gdy pierwsze zaklęcie śmignęło w jej kierunku. Nie czekając, kontratakowała, trafiając w jednego z przeciwników. Z zadowoleniem poczuła, że ma siłę to zrobić. Mimo, iż była ich czwórka na nią jedną, była silna. Po dwóch miesiącach treningów z Malfoyem naprawdę poczuła, że jej moc oraz szybkość się zwiększyła.

Draco również obserwował ich walkę z zadowoleniem, pełen dobrego wrażenia. Z każdym treningiem obserwował jej postępy, ale teraz był pewien, że byłaby dla niego godną przeciwniczką. Raz za razem eliminowała swoich przeciwników, nie wahając się. Młody Malfoy uśmiechnął się do siebie i westchnął.

— Czyż to nie ideał? Agresywna, silna i do tego przy tym taka seksowna.

— Panie Malfoy, pierwszy raz słyszę takie słowa z pana ust — mężczyzna stojący obok niego również się uśmiechnął. — W każdym razie ma pan rację. Ta kobieta ma ogromny potencjał i jest niezaprzeczalnie piękna. Proszę się pospieszyć, bo takie kobiety zazwyczaj nie bywają długo samotne.

Draco posłał zaskoczone spojrzenie swojemu towarzyszowi i zaśmiał się cicho. Miał rację.

— I jak mi poszło? — Hermiona stanęła naprzeciwko nich, ledwie zdyszana i szczęśliwa. Jej przeciwnicy natomiast dyszeli głośno, próbując się doprowadzić do porządku po atakach Hermiony. — Chcesz być kolejny, Malfoy? A może się boisz?

— Następnym razem, Granger — Draco uśmiechnął się drwiąco. — W każdym razie egzamin zaliczony, a twój trening skończony. Teraz możesz śmiało dążyć do swojego celu.

— Tak... — była Gryfonka zmarkotniała. — Dziękuję, że mi pomogłeś...

— Nie bądź taka ckliwa, bo się zaraz rozpłaczę — zironizował. — Trzeba to jakoś uczcić. Zabieram cię ze sobą na kolację dziś wieczór.

— Ale...

— Nie przyjmuję odmowy. Pamiętaj, że wciąż jesteś mi coś winna. Sama mówiłaś, że cena nie gra roli.

Hermiona westchnęła ciężko, ale uśmiechnęła się, kiwając głową. Nie wiedziała dlaczego, ale na myśl o wspólnej kolacji z Malfoyem, zrobiło jej się przyjemnie ciepło w żołądku.

~~*~~

— Nie wierzę! — Hermiona wybuchła śmiechem, ocierając łzę. Siedzieli w restauracji już ponad godzinę, nie nudząc się w swoim towarzystwie. Obydwoje z początku czuli się dość niezręcznie. Właściwie spotkali się ze sobą po raz pierwszy w miejscu innym, niż pole do treningu. Każde z nich było elegancko i schludnie ubrane, a nie w dresach, jak zwykle. — On tego nie zrobił.

— Właśnie, że zrobił — Draco również się roześmiał, obserwując z zadowoleniem jej rumiane policzki i wesołą twarz. Musiał przyznać, że w takiej odsłonie również była piękna. Popił drinka, nie potrafiąc oderwać od niej wzroku.

— Jest niemożliwy — Hermiona pokręciła głową z niedowierzaniem.

— Właściwie, Granger — wypalił nagle Draco. — Przez cały ten czas, nie wspominałaś ani o Potterze, ani o Weasleyu. Czyżby wasza nierozłączna trójca się rozpadła?

— Nie... — Hermiona westchnęła i zmieszała się. — Właściwie, to... pewnie się na mnie obrazili. Od śmierci moich rodziców wiele się zmieniło między nami. Pochłaniała mnie tylko zemsta.

— A teraz tak nie jest? — Draco uniósł brew, a Hermiona zagryzła wargę.

— Ja... wciąż chcę się zemścić, jednak... czuję, że znów żyję.

Malfoy zamyślił się, nie chcąc ciągnąć delikatnego tematu, jednak Hermiona najwyraźniej chciała z siebie wyrzucić kilka informacji, a trzeci już drink widocznie jej to ułatwiał.

— Oni tego nie akceptują. Nie przyjmują do siebie, że chcę zemsty. Twierdzą tylko, że powinnam się z tym pogodzić. Pewnie mają rację, ale... brakowało mi ich wsparcia. Wiem, robię z siebie ofiarę... — otarła policzki, pociągając nosem.

— Rozumiem cię, Granger. Śmierć rodziców boli, zostałaś sama, a byli ci bliscy — Hermiona spojrzała z szokiem na Malfoya i uśmiechnęła się. Naprawdę poczuła w jego stronę sympatię. On również odwzajemnił uśmiech i bez ostrzeżenia rzucił w jej twarz małym pomidorkiem. — Teraz jesteś w stanie zrobić wszystko sama.

Szatynka oburzyła się i rzuciła w niego dwoma pomidorkami, po czym ponownie wybuchła śmiechem. Przez chwilę wygłupiali się wspólnie, ignorując niezadowolone spojrzenia siedzących przy stolikach obok ludzi. Z Malfoyem czuła się dziwnie swobodnie. Bardzo się do siebie zbliżyli przez dwa miesiące.

— Spotykasz się z kimś? — zapytał Draco niby od niechcenia, gdy w końcu się uspokoili. Hermiona na jego pytanie wyprostowała się jak struna, nie wiedząc, co powiedzieć. Zaczęła nerwowo wykręcać palce. Spotykała się z Ronem, jednak od dłuższego czasu ich związek przestał iskrzyć, a jej miłość opadła. Nie wiedziała więc, czy tak naprawdę kłamstwem by było, gdyby zaprzeczyła.

— Ja... — mruknęła zakłopotana. — To dość skomplikowane i... sama nie wiem.

— Hermiona? — szatynka jak oparzona uniosła głowę do góry, wpatrując się w Rona z szokiem. Nie spodziewała się go tutaj. Zerknęła za niego, gdzie przy stoliku siedzieli jego współpracownicy. Widocznie wszyscy wybrali się na służbową kolację. — Co ty tutaj robisz? Z nim?

— Ron, to... — pisnęła, czując, że wszystko wymyka się spod kontroli. — To nie tak, my...

— Więc dlatego znikałaś? — zapytał chłodno, ale widziała po jego minie, że go zraniła. — Dlatego przez tyle czasu mnie unikałaś, odwołałaś ślub... To wszystko dla tego... śmierciożercy?

— Nie mów tak o nim! — warknęła. — Draco mi pomógł!

— Jak? Bzykając cię, gdy ja się starałem i tak bardzo cię kochałem?

— Ronald! Natychmiast to odwołaj! — krzyknęła, ale to Draco wstał, mierząc rudzielca groźnym spojrzeniem. Hermiona czuła, że blondyn jest blisko wybuchu. Widziała, jak zaciska palce na różdżce w swojej kieszeni.

— Nie rób scen, Weasley i po prostu ją przeproś — wycedził.

— Za co mam ją przepraszać? Za to, że wskoczyła ci do łóżka?!

— Myślisz, że wiesz wszystko, co? — prychnął Malfoy. — Że wiesz, jak się czuje, co robiła, dlaczego odtrąciła przyjaciół. Twierdzisz, że byłeś dla niej dobry, lecz tak naprawdę nie wiesz, jak cierpiała.

— Malfoy... — Hermiona pisnęła, a jej oczy się zaszkliły. Była mu wdzięczna, jednak nie chciała teraz tego roztrząsać. Automatycznie chwyciła za jego dłoń, ściskając ją delikatnie.

— Wyjdź stąd, Weasley — Draco opanował się, ściskając ciepłą rękę dziewczyny. — Jak świetnie zauważyłeś, przeszkadzasz nam w randce.

Ron wciągnął głośno powietrze i spojrzał na Hermionę z bólem.

— Więc to koniec, tak? — zapytał. — Wybierasz jego?

— Tak, to koniec, Ron — mruknęła z łzami w oczach. — Lecz tutaj to nie jest kwestia wyboru. Po prostu nie potrafię już z tobą być.

Weasley wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, jednak po prostu odwrócił się i wyszedł z lokalu. Między Hermioną a Draco zapadła cisza. W pewnym momenie Hermiona otarła łzy i uśmiechnęła się do podenerwowanego wciąż blondyna.

— Dzięki, Malfoy. Chyba tak miało być — westchnęła. — Powinnam już iść. Jest późno.

— Granger — zatrzymał ją. — Za tydzień w sobotę w domu moich rodziców jest mała uroczystość, a ty wciąż jesteś mi coś winna. Wchodzisz w to?

~~*~~

— Czy to na pewno dobry pomysł? — zapytała Hermiona, stając przed drzwiami rezydencji Malfoyów niepewnie. Do teraz przed oczami miała złe wspomnienia z tego miejsca. — Twój ojciec mnie nienawidzi!

— Nie martw się. Na tym przyjęciu będzie większość śmietanki magicznego świata. Nie obrazi cię, a chodzi właśnie o to, żeby dostał szału — Draco uśmiechnął się drwiąco i poprawił krawat. Przyjrzał się również swojej towarzyszce, pochłaniając jej widok pożądliwym spojrzeniem. — Wyglądasz olśniewająco, Granger.

Hermiona zarumieniła się soczyście i spojrzała na niego z zaskoczeniem. Nie spodziewała się takiego komplementu z jego ust. Uśmiechnęła się do siebie delikatnie, gdy jej serce rozgrzało się przyjemnie. On również wyglądał pociągająco.

— Mam coś dla ciebie — dodał Draco i bez słowa zawiesił na jej szyi łańcuszek z białego złota. Hermiona wzięła w drżącą dłoń wisiorek z maleńkim wężem, a jej oczy zabłysły zachwytem.

— Jest piękny.

— Pasuje ci — stwierdził blondyn z zadowoleniem i objął ją w pasie. — Gotowa?

Szatynka skinęła potwierdzająco głową, lecz to było kłamstwo. Ani przez sekundę nie poczuła się przygotowana na to spotkanie. Czuła, że wolałaby walczyć z całą armią śmierciożerców, niż tutaj być.

Draco wprowadził ją do ogromnego salonu, który wyglądał zupełnie inaczej, niż podczas jej ostatniej wizyty. Wciąż był ciemny i bogato ustrojony, jednak Hermiona nie wyczuła w nim już tego samego źródła zła, co wtedy.

— Ojcze — Draco skinął głową, a Hermiona powtórzyła jego gest. — Chciałbym ci przedstawić moją towarzyszkę. Oto Hermiona Granger, moja dziewczyna. Hermiono, to mój ojciec.

Lucjusz Malfoy wytrzeszczył oczy i spojrzał na nią chłodno z niedowierzaniem. Hermiona poczuła, jak nieprzyjemny chłód niczym wąż prześlizguje się po jej plecach. Po chwili jednak zastąpiło go przyjemne ciepło, jakie przyniósł jej dotyk Draco. Wciąż nie mogła pozbyć się słodkiego wspomnienia, jakie przynosił jej dźwięk jej własnego imienia w jego ustach.

— Witam w moim domu — powiedział szorstko Lucjusz i wpuścił ich do środka. Granger odwróciła się za siebie, widząc, że ojciec Dracona ze złością podąża za nimi spojrzeniem. Wiedziała jednak, że ze względu na obecność wielu szych z Ministerstwa nie mógł powiedzieć na nią złego słowa.

— Nie było tak źle — mruknęła do Draco, który zaprowadził ją do stolika, śmiejąc się pod nosem.

— A więc to jest twoja dziewczyna, Draco? Jest naprawdę piękna! Twoja matka byłaby dumna, widząc cię z taką kobietą przy boku — powiedziała starsza kobieta, siedząca naprzeciwko. Hermiona posłała jej wesołe spojrzenie i podziękowała cicho. Draco ścisnął jej kolano pod stołem i puścił jej oczko z uśmiechem.

Kolacja przebiegła dla Hermiony wyjątkowo miło. Otaczający ich goście okazali się naprawdę sympatyczni i weseli. Cała sytuacja zaczęła się dopiero komplikować, gdy Draco poprosił ją do tańca. Oboje wstali od stołu, gdy nagle podeszła do nich zgrabna blondynka, popychając Hermionę.

— O co tutaj chodzi?! — warknęła. — Kim do diabła jest ta cholerna wywłoka i dlaczego przyszedłeś z nią?!

— Nikt ci nie wspominał? To moja dziewczyna, Hermiona — odpowiedział jej chłodno Draco, posyłając kpiący uśmiech. — I chciałbym, byś się do niej nie zwracała w tej sposób.

— Jesteś mój i tylko mój! — krzyknęła, aż kilka osób spojrzało się na nią z niesmakiem. — Nie oddam cię takiej małej zdzirze, jak ta szlama...

Hermiona odepchnęła dziewczynę i bez słowa złapała za ramiona Malfoya, całując namiętnie jego usta. Mężczyzna mruknął zadowolony i z entuzjazmem pogłębił pocałunek, chwytając ją za biodra i przyciągając bliżej. Gdy Hermiona odsunęła się na chwilę, by posłać zwycięski uśmiech wściekłej Astorii, oczy Draco zabłysły.

— Podoba mi się to — wymruczał i nie czekając na pozwolenie, ponownie złączył ich usta. Hermiona poczuła, jak cała odżyła, a jej ciało działa wręcz na niego elektryzująco.

— Wybacz, koleżanko — warknęła w kierunku Astorii — ale on jest mój.

Draco ze śmiechem dał się poprowadzić na środek parkietu, zaczynając tańczyć z wesołą Hermioną. Ona również wybuchła śmiechem i wtuliła się w jego tors. Blondyn objął ją mocno, a ich ciała się dopełniły.

— To było świetne — Hermiona zachichotała, chwytając za jego szyję i odsunęła się, by spojrzeć w jego oczy.

— Ty byłaś świetna — wyszeptał w jej usta.

Tańczyli ze sobą pół godziny, nie mogąc się oderwać. Ich oczy podążały za sobą, usta dzieliły milimetry. Oboje czuli się szczęśliwsi, niż kiedykolwiek wcześniej. Draco z przyjemnością wdychał jej delikatne, różane perfumy, a Hermiona z nieznaną jej ekscytacją wtulała się w jego silne ramiona. Gdy ich usta miały znowu się ze sobą spotkać, za ich plecami powstał wybuch i głośny popłoch.

Draco jak i Hermiona wyciągnęli swoje różdżki, szukając czujnie źródło hałasu. Nie musieli długo czekać, bo drzwi do salonu rozprysły na drobne kawałeczki, a do środka pomieszczenia wkroczyło kilka zamaskowanych osób. Dwójka z nich zdjęła swoje maski, a Hermionę przeszedł prąd. To byli ONI.

Poruszyła się niespokojnie, gdy usłyszała głos, który od miesięcy odbijał się echem po jej głowie.

— Lucjuszu, okryłeś się hańbą. Gdzie się podziało twoje oddanie Czarnemu Panu? Zniknęło wraz z jego śmiercią? — wycharczał Mulciber z obleśnym uśmiechem. — Gościsz w swoim domu nawet szlamy!

— Łapać ich! — krzyknął ktoś z Ministerstwa. — Nie mogą uciec!

— Och, a chcieliśmy tylko jak za starych, dobrych czasów napić się drinka z przyjaciółmi — jęknął Yaxley, choć jego uśmiech wskazywał na coś innego.

Śmierciożercy zniknęli Hermionie z oczu w chmurze dymu. W tym samym momencie ze wszystkich stron jak pociski poleciały zaklęcia, rozbijając się o ściany salonu Malfoyów. Szatynka nie widziała już również Draco, który kilka minut temu był obok niej. Wszyscy pogrążyli się w zaciętej walce i on na pewno też w niej uczestniczył.

Hermiona przepychała się przez tłum walczących, szukając swoich przeciwników. Nie miała czasu obserwować, kto wygrywa, ilu przeciwników żyje. W jej żyłach buzowała krew, a przed oczami stanął krwawy cel zemsty. Miała idealną okazję, by zabić ich za to, co zrobili jej rodzinie.

W końcu ich zauważyła. Z daleka widziała, jak uśmiercają z głośnym śmiechem kilku ludzi. Idąc w ich kierunku odbiła trzy zaklęcia, uniknęła kolejnych dwóch, oraz zaatakowała trzech zamaskowanych śmierciożerców, nim stanęła przed tymi, których chciała dopaść. Oboje z uniesionymi brwiami spojrzeli w jej oczy, szczerząc się z obłędem na ustach.

— Zabiję was... — jęknęła i wyciągnęła przed siebie różdżkę. W jej głowie pojawili się jej rodzice, przez co wzmocniła uścisk na różdżce. — Zniszczę za to, co im zrobiliście!

Z jej różdżki wystrzeliło kilka zaklęć, zwalając śmierciożerców z nóg. Szybko jednak się zreflektowali i zaatakowali ją. Między nimi rozpętała się zacięta walka. Hermiona unikała, ale też sprawnie atakowała, mając w głowie rady, które dostała od Malfoya. Korzystając ze swojej pewności siebie, wspomogło ją powietrze, ku zaskoczeniu mężczyzn. Udało się im jednak wstać, i ciężko dysząc, ściągnęła im kpiące uśmiechy z ust.

— Ta moc...

— Mam dla was coś jeszcze! — krzyknęła, a mężczyźni zaczęli zwijać się w okropnych konwulsjach. Z satysfakcją przyswajała ich ból. Wiedziała, że jeszcze odrobina dzieli ją od ich śmierci. Była Mścicielem.

— Jeszcze tylko trochę... — szepnęła i poczuła, że pęka. Nie mogła tego zrobić. Jej moc osłabła, a z jej oczu pociekły ciurkiem łzy. Hermiona opadła na kolana płacząc. Nie potrafiła zabić.

Śmierciożercy stanęli nad nią, mierząc różdżkami, a ona zamknęła powieki, czekając na uderzenie.

Avada kedavra!

Hermiona otworzyła z przerażeniem oczy, obserwując jak jeden z śmierciożerców pada na posadzkę. Drugi, leżąc obok, umierał właśnie w okrutnych męczarniach. Jego oczy zbielały, a twarz zaczęła sinieć.

— Hermiona... — szatynka poczuła, jak ciało Draco Malfoya bierze ją w swoje ramiona, mocno przytulając do siebie. Hermiona rozpłakała się jeszcze bardziej, obejmując go. — Już wszystko w porządku... Wygraliśmy...

— Nie dałam rady, Draco... Tak długo ćwiczyłam...

Mężczyzna złapał jej twarz w dłonie i odsunął od siebie, patrząc twardo w brązowe, załzawione oczy. Otarł kciukami jej łzy i ucałował szybko w ciepłe wargi.

— Byłaś cudowna. Wszystko widziałem.

— Ale...

— Nie musisz tego robić. Jeżeli chcesz, to dla ciebie nawet znajdę i zniszczę wszystkich śmierciożerców, rozumiesz? Zabiję ich dla ciebie, Granger. Dla ciebie nawet bym umarł, mała.

Hermionie ponownie zabłysły łzy w oczach. Rzuciła się na jego szyję i bez opamiętania zaczęła całować ciepłe usta. Z ulgą przyjęła, że ramiona Draco ciasno zaciskają się w uścisku, który sprawiał, że jej nogi miękły. Wiedziała, że ich wspólna przyszłość może nie być prosta. Oboje byli dość skomplikowanymi ludźmi, z ogromnym bagażem przeżyć. Szatynka czuła jednak, że ich związek będzie czymś, o czym kiedyś mogła tylko marzyć. Byli dla siebie stworzeni. Przeszli wspólnie przez trening burzliwych uczuć, dzielnie dążąc do celu.

— Czyli... już po wszystkim? — wyszeptała, gdy oderwali się od siebie. Rozejrzała się po zniszczonym salonie Malfoyów. Wszyscy obecni starali się doprowadzić to miejsce do porządku. Wygrali, mimo, że wcale się tak nie czuła. Draco podążył za nią wzrokiem i uśmiechnął się łobuzersko. Oparł czoło o jej głowę, patrząc prosto w oczy.

— Nasz trening dopiero się zaczyna, Gryfonko. Kto wie, może uczeń przerośnie mistrza.

— Bądź gotów. Dam z siebie wszystko.

Draco zaśmiał się kpiąco, ponownie ją całując. Wprost nie mógł się doczekać kolejnego spotkania. Tak zaciętej, upartej i niebezpiecznej kobiety jak ona, nie spotyka się każdego dnia.

I właśnie to w niej uwielbiał.

---------------------------------

Dobry wieczór, kochani moi! 

Dotarliście do końca? Jak tak, to mam nadzieję, że było ok! :3

Wialys, mam nadzieję, że nie zawiodłam, Mycho ♥  Bardzo chciałam, żeby Ci się spodobało. Trochę mam świadomość, że zawaliłam :( Ale naprawdę starałam się i dałam z siebie tyle, ile potrafiłam! Życzę ci dużo uśmiechu, mniej smutku! :*

Z takich małych ogłoszeń, to nie będę przyjmować zamówień na miniaturki. Te, które mam, skończę, ale to tyle.  Czas z tym skończyć i ruszyć coś nowego.

Dobrej nocki wam życzę, buzioooole!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro