Miniaturka 49. Co skrywa mrok?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Draco Malfoy westchnął głośno i rozejrzał się niespokojnie po Zakazanym Lesie. Od pierwszej chwili, gdy wkroczył pomiędzy gąszcz mrocznych drzew, czuł się obserwowany i przytłoczony potęgą ponurego miejsca. Nocą wszystko wydawało się straszniejsze, a wszystkie zmysły się wyostrzały. Każdy krok w ciemność przyspieszał bicie serca i spłycał oddech, a każdorazowy szelest liści wywoływał przeszywające dreszcze. W głowie Ślizgona pojawiały się co rusz niechciane, niestworzone wizje oraz zwidy. W tej chwili nie marzył o niczym bardziej niż o opuszczeniu okropnej, przerażającej krainy i powrocie do ciepłego łóżka.

- Malfoy, zaczekaj!

Draco przewrócił oczami i zerknął przez ramię niechętnie. Kąciki jego ust uniosły się złośliwie. Kilka kroków za nim, przez lepiące się do siebie gęste krzewy, próbowała przecisnąć się Hermiona Granger. Włosy Gryfonki wplątały się pomiędzy gałęzie, a szkolna szata w kilku miejscach została już porozdzierana od walki z dziką przyrodą. Dziewczyna wierzgała się żałośnie, próbując się wyswobodzić z leśnej pułapki.

- Rusz się, Granger! Nie mam zamiaru pozostać w tym miejscu ani minuty dłużej! Mamy to, czego chciał ten cholerny przygłup, więc przestań nas spowalniać! - krzyknął zirytowany, ignorując jej skomlenie.

- Nie widzisz, że utknęłam, kretynie?! - warknęła w odpowiedzi dziewczyna i posłała blondynowi wściekłe spojrzenie. - Możesz mi pomóc z łaski swojej?!

- No cóż, skoro tak wygląda sytuacja... - Malfoy westchnął teatralnie i skinął głową, po czym jego usta wygięły się w sarkastycznym uśmiechu. - ...to nie mogę. W końcu, po latach prób, się ciebie pozbędę i będę miał spokój do końca tego słodkiego i uroczego życia. Do niezobaczenia, Granger! Może ktoś zdąży cię znaleźć, nim zje cię jakiś zmutowany niedźwiedź.

Draco roześmiał się złośliwie i machnął ręką, odwracając się do niej plecami. Z drwiącym uśmiechem na ustach zrobił kilka kroków w przód, ale coś w pobliskich krzakach zaszeleściło. Krew odeszła z twarzy Ślizgona, a całe ciało natychmiastowo zesztywniało.

- MALFOY! Nie wygłupiaj się! To nie jest śmieszne! - zawołała za nim Hermiona nerwowo.

Ślizgon przez krótką chwilę przyglądał się mrocznej gęstwinie z niepokojem, po czym zawrócił i pędem podbiegł do panikującej szatynki. Szarpnął za jedną z trzymających ją gałęzi i przeklął głośno, gdy ta nawet nie drgnęła. Wyciągnął różdżkę i wymierzył ostrożnie pod ramieniem Hermiony. Błysnęło pomarańczowe światło, rozświetlając pobliski teren. Oświetlone drzewa przybrały jeszcze groźniejszego klimatu, na co Ślizgon przełknął boleśnie ślinę. Gałęzie zaskwierczały i puściły szatę Gryfonki, co Draco przyjął z ulgą. Chwycił za jej dłoń i pociągnął gwałtownie w swoją stronę. Hermiona pisnęła cicho, po czym zamrugała z zaskoczeniem, gdy zorientowała się, że stoi pewnie na swoich nogach poza pułapką. Zerknęła na wciąż trzymającego ją chłopaka z wdzięcznością i z zakłopotaniem wyswobodziła się z jego uścisku.

- Dzięki, Malfoy - mruknęła i odwróciła wzrok. Chłopak skinął sztywno głową i ponownie rozejrzał się wokoło.

- Spadajmy z tego cholernego miejsca - zadecydował. Nim ruszyli, zerknął na Hermionę ze zmarszczonymi brwiami. - A ty nie próbuj znowu wpadać w jakieś chwasty, bo nie mam zamiaru ciągle cię ratować, Granger. Zacznij patrzeć, gdzie łazisz, dobra?

Hermiona burknęła w odpowiedzi i ruszyła przed siebie bez słowa. Maszerowali kilka minut w milczeniu, póki Malfoy nie potknął się o kamień. Szatynka parsknęła cicho pod nosem, co nie uszło uwadze blondyna.

- Cholerny las, cholerne kamienie, cholerne krzaki i cholerny przygłup Hagrid! - bluzgał zirytowany. - Kto normalny wysyła w środku nocy do Zakazanego Lasu pełnego dzikich stworzeń dwójkę uczniów?! Powinni już dawno go wylać na zbity pysk! Jeżeli coś by się nam stało, to by się nie pozbierał do końca nędznego życia...

- Ciekawe, dlaczego w ogóle się tutaj znaleźliśmy, prawda?! - Hermiona miała dość jego marudzenia. Poświeciła na niego różdżką ze złośliwą miną. - Przypominam, że to wszystko twoja wina, Malfoy! Gdybyś mnie wtedy nie sprowokował, to by nas tutaj nie było! Nie musiałabym wysłuchiwać twojego marudzenia, a moje ubrania nie byłyby w strzępkach!

- Warto było - Draco mimo wszystko uśmiechnął się arogancko. Hermiona pokręciła z niedowierzaniem głową.

- Ty jednak jesteś głupi jak...

Hermiona nie dokończyła zdania. Obok nich coś wydało świszczący, mrożący krew w żyłach dźwięk. Oboje doskoczyli do siebie w mgnieniu oka i z piskiem wpadli w swoje ramiona. Szatynka przylgnęła do klatki piersiowej Malfoya, chowając twarz w jego koszulce. Draco natomiast objął dziewczynę, a twarz umieścił w jej włosach. Drżąc, czekali, co się wydarzy. Gdy po kilku sekundach zaległa cisza i nic się nie wydarzyło, natychmiastowo zesztywnieli i odsunęli się od siebie niepewnie, nawet nie zaszczycając się spojrzeniem.

- Jeżeli uda nam się wrócić do zamku, będę mogła opowiedzieć wszystkim, jakim Draco Malfoy jest tchórzem - Hermiona odchrząknęła, chcąc przerwać nieprzyjemną ciszę. - Przestraszył się zapewne jakiejś wiewiórki.

- Ja? Nie boję się niczego, Granger. Gdybyś nie zauważyła, chciałem nas obronić. To ty trzęsłaś się jak owsik - obruszył się. Hermiona zaczerwieniła się i zmrużyła powieki.

- Tak? W takim razie sprawdź, co wydało taki dziwny hałas - wycedziła i wymierzyła różdżką w ciemność. - Mam nadzieję, że nie porwie cię żaden „zmutowany niedźwiedź".

Draco skrzywił się. Nie uśmiechało mu się sprawdzać źródła hałasu. Nie miał jednak zamiaru pokazywać przed Gryfonką swoich słabości. Nonszalanckim, ale niepewnym krokiem, ruszył w ciemność. Im bliżej był ogromnego, przeraźliwego drzewa skąd dochodziły hałasy, tym jego serce zaczęło mocniej uderzać o ściany klatki piersiowej. Miał wrażenie, że zza jednej z gałęzi obserwuje go para płonących oczu. W końcu dotknął pnia i ostrożnie wyjrzał w majaczącą ciemność. Odetchnął, a po chwili wrzasnął, gdy coś z ogromną szybkością rzuciło się w jego stronę. Hermiona również krzyknęła i popędziła w jego stronę, celując różdżką w pustkę. Draco szarpał się, aż w końcu upadł na brudną ziemię. Stworzenie, które go zaatakowało, zasyczało i uciekło w mrok. Szatynka opadła obok blondyna i zatkała usta dłonią. Prawa ręka Ślizgona była pokryta krwią.

- Nic ci nie jest?! - spanikowała, a w jej oczach zabłysły łzy. - Musimy wrócić szybko do zamku! Pani Pomfrey...

- Co to było? - zapytał słabo Malfoy i syknął z bólu. - Wyglądało jak zmutowana wiewiórka albo inne cholerstwo z ostrymi zębami...

- Nie wiem - Hermiona pokręciła głową i otarła łzy z policzków, próbując doprowadzić się do porządku. - Dasz radę wstać? Pomogę ci...

Gryfonką pomogła Malfoyowi wstać z ziemi i przerzuciła jego rękę przez swoją szyję. Nie miała pojęcia, ile czasu minęło, nim udało im się opuścić Zakazany Las i dotrzeć do Hogwartu. Wciągnęła ostatkami sił ciało Ślizgona do Skrzydła Szpitalnego i posadziła na najbliższym wolnym łóżku. Dyszała ciężko, nie mogąc złapać oddechu. Jej ciało płonęło z wycieńczenia.

- Pani Pomfrey! - wydyszała z paniką, rozglądając się wokoło. Dotknęła dłonią czoła chłopaka, które paliło niczym ogień. Zagryzła dolną wargę z przerażeniem. - Pomocy!

- Panno Granger, co się tutaj wyprawia o tej godzinie?! - z pomieszczenia obok wybiegła szkolna pielęgniarka, ubrana w podomkę. Zerknęła na wykrwawiającego się na łóżku Malfoya i zacisnęła wargi z trwogą. - Merlinie, co się stało temu chłopakowi?

- Coś... Coś go zaatakowało i prawdopodobnie ugryzło! W Zakazanym Lesie! Nie wiem, czym było to zwierze... Było ciemno... - majaczyła Hermiona, gdy Pani Pomfrey znalazła się przy Ślizgonie.

- Co na Merlina robiliście sami w Zakazanym Lesie o takiej godzinie?! - krzyknęła z oburzeniem pielęgniarka. - To zresztą w tej chwili nieważne. Pan Malfoy ma całą rękę poszarpaną. Muszę usunąć ewentualny jad. Panno Granger, proszę opuścić na razie szpital. Panią również będę musiała obejrzeć, ale sprawa pana Malfoya może chwilę potrwać. Powinna pani odpocząć. I tak mi się do niczego pani teraz nie przyda.

- Zaczekam przed wejściem, proszę się nie spieszyć. Nic mi nie jest, naprawdę.

Hermiona wyszła posłusznie na korytarz przed skrzydłem szpitalnym i złapała się za głowę. Czuła się naprawdę wykończona. Zaczęła spacerować w tę i z powrotem, czekając z niepokojem na informacje od pielęgniarki. Co rusz zerkała na zegarek z niecierpliwością. W końcu, po niecałych dwudziestu minutach, w progu skrzydła szpitalnego stanęła Pani Pomfrey.

- Wszystko z nim w porządku, prawda?! - Hermiona natychmiast podbiegła do kobiety z nadzieją tlącą się w brązowych oczach. - Przeżyje?!

- Proszę się uspokoić, panno Granger - kobieta wpuściła dziewczynę do pomieszczenia. Natychmiastowo dotknęła ręką jej czoła oraz wymierzyła różdżką, skanując jej ciało kawałek po kawałku. - Panu Malfoyowi nic nie będzie, jednak czas leczenia może potrwać jakiś czas. W jego rękę dostał się jad tego magicznego stworzenia. Nim wróci do sprawności, może minąć kilka tygodni. Muszę powiadomić profesora Snape'a o stanie jego ucznia. Proszę zaczekać przy pacjencie i wypić leki na wzmocnienie, które dla pani przygotowałam.

Hermiona zagryzła wargę i usiadła przy łóżku nieprzytomnego Malfoya, czekając na powrót Pani Pomfrey. Z przerażeniem przyjrzała się jego bladej twarzy, pobrudzonej od zaschniętej już krwi. Czuła się winna. Gdyby nie podpuszczała go w lesie, nic by się takiego nie wydarzyło.

- Obudź się, kretynie - mruknęła w końcu, a jej głos zadrżał. - Wiem, że to moja wina, okej? Gdyby przeze mnie coś ci się stało, nie wybaczyłabym sobie. Zrobię, co chcesz, wezmę za wszystko odpowiedzialność, tylko otwórz te swoje irytujące oczy...

Malfoy nawet nie drgnął. Hermiona odetchnęła cicho, zaciskając dłonie na pustej buteleczce, którą otrzymała od pielęgniarki. Minuty ciągnęły się wieczność.

- Możesz mi wytłumaczyć, Granger, dlaczego pan Malfoy jest cały we krwi i do tego nieprzytomny? - za plecami Hermiony rozległ się zimny głos. Gryfonka odwróciła się w stronę profesora eliksirów ze skruszoną miną.

- Ja... To było niechcący... Ja nie wiedziałam... - Hermiona nie potrafiła się wysłowić.

Snape wykrzywił się z wściekłością. Podszedł do łóżka Ślizgona, lustrując go ciemnymi oczami. Po chwili odwrócił się na powrót w kierunku Hermiony, zaciskając usta w wąską linię.

- Jak do tego doszło? - wycedził powoli.

- To moja wina. - Hermiona westchnęła i opuściła głowę, wpatrując się uparcie w swoje buty. - Gdybym go nie sprowokowała, to...

- Granger kłamie.

Hermiona i Severus odwrócili się gwałtownie w stronę łóżka, na którym leżał Malfoy. Blondyn starał się unieść do pozycji siedzącej, co, sądząc po jego minie, sprawiło mu wiele bólu oraz trudności. Wpatrywał się jednak obojętnie i twardo w profesora eliksirów. Po chwili zerknął na Hermionę, a kącik jego ust uniósł się złośliwie, widząc jej zdezorientowanie.

- Co powiedziałeś, Draco? Granger kłamie? - Snape wyglądał na równie zaskoczonego, co Hermiona.

- Tak, kłamie. - blondyn, mówiąc to, nie odrywał kpiącego spojrzenia od zmieszanej Gryfonki. - Było ciemno. Wracaliśmy już do zamku i coś nas niespodziewanie zaatakowało. Zareagowałem za późno, profesorze. Granger nie ma z tym nic wspólnego.

Snape wyglądał, jakby go piorun poraził. Spoglądał na uczniów przymrużonymi oczami, nie wiedząc, co powiedzieć.

- Proszę się jednak nie martwić, profesorze. - Draco uśmiechnął się drwiąco. - Granger osobiście zaproponowała swoją pomoc i opiekę do momentu, aż moja ręka nie będzie do końca sprawna.

- Doprawdy? - profesor eliksirów zmierzył zaskoczoną Hermionę wzrokiem. - W takim razie, Granger, będziesz uczęszczała na zajęcia wraz z uczniami Slytherinu. Od jutra. Będziesz pomagać panu Malfoyowi na zajęciach, z pracą domową oraz w codziennych czynnościach do momentu ozdrowienia. Z samego rana możesz przenieść swoje rzeczy do lochów.

- Słucham?! Tak nie można... - zaprzeczyła szybko, na co wąskie usta Severusa Snape'a wygięły się kpiąco. - Przecież nie mogę sobie zmienić domu, wedle mojego widzimisię i to do tego na ostatnim roku...

- Myślę, że profesor Dumbledore zrobi dla pani wyjątek. Dyrektor pochwala wzajemną pomoc pomiędzy domami. - odpowiedział jej spokojnie. - Zajmę się tym osobiście.

Hermiona posłała Draconowi, który zwijał się ze śmiechu za plecami nauczyciela, znienawidzone spojrzenie. Zaczerwieniła się i zacisnęła dłonie w pięści. Mimo wściekłości, która rozlewała się po całym jej ciele, wykrzywiła się w koślawym uśmiechu.

- Oczywiście, jako prefekt naczelny powinnam dać przykład wszystkim koleżankom i kolegom. Pomogę Draco, na tyle, ile będę umieć. Dam z siebie wszystko.

Hermiona wiedziała, że jej słowa mają ogromną wagę. Upewniła się w tym po zadowolonym z siebie uśmiechu blondyna ze Slytherinu. Czuła, że jej życie od jutrzejszego dnia przemieni się w koszmar...

~~*~~

Z samego rana Hermiona stanęła pod drzwiami skrzydła szpitalnego, czekając niecierpliwie na Malfoya. Chłopak w końcu wyszedł, opatrzony magicznym gipsem oraz bandażami, odrobinę kuśtykając. Na widok Hermiony uśmiechnął się rozbawiony. Dziewczynie jednak nie było do śmiechu.

- Gdzie podział się twój nowy mundurek, Granger? - zapytał kpiąco.

- Nie założę tego. - syknęła. - Nie ma mowy. Dobrze wiesz, że nikt nie chce mnie w Slytherinie.

- Przyzwyczają się. - Draco wzruszył ramionami i podszedł do niej bliżej. Z jego twarzy nie znikał sarkastyczny uśmiech. - Będziesz tam ze mną, więc nikt nie ma prawa cię ruszyć. W końcu twoja pomoc będzie dla mnie niezbędna. Jestem zaskoczony, że z własnej woli to zaproponowałaś, Granger. Gryfoni mają naprawdę ogromne serca.

Draco nie czekał na oburzenie oraz buntownicze krzyki Hermiony. Dotknął niespodziewanie końcem różdżki jej krawata, a ten natychmiast zmienił barwy ze złoto bordowego na srebrno zielone. Lew na godle przemienił się natomiast w lśniącego węża.

- Całkiem nieźle - szare oczy Malfoya zabłysły. Hermiony policzki pokrył delikatny róż.

- Wyglądam okropnie - jęknęła, ciągnąc za krawat z bólem wymalowanym w czekoladowych oczach. - Mam nadzieję, że to wszystko nie potrwa długo i będę mogła wrócić do Gryffindoru. Najlepiej już dzisiaj.

- Zobaczysz, że już po kilku dniach w Slytherinie zmienisz zdanie - Draco wyglądał na zadowolonego z siebie. - Chodźmy na zajęcia. Nie mam zamiaru się przez ciebie spóźnić, Granger. W końcu to twój debiut w nowym domu.

Idąc wspólnie z Malfoyem przez korytarze, Hermiona miała ochotę zapaść się pod ziemię. Mijający ich uczniowie przecierali oczy z niedowierzaniem, szepcząc do siebie kąśliwe komentarze oraz uwagi, wytykając ich palcami. Gdy dotarli w końcu pod salę eliksirów, Gryfonka wypatrzyła w tłumie swoich przyjaciół. Automatycznie chciała ruszyć w ich stronę, ale do porządku przywrócił ją głos Malfoyaa.

- Dokąd się wybierasz, Granger? Moi znajomi są tam - Draco skinął głową na grupkę Ślizgonów stojących pod drzwiami sali eliksirów. - Zrobiło mi się ciężko, a moja ręka nagle rozbolała. Ponieś moją torbę.

Hermiona westchnęła, ale bez słowa wzięła torbę blondyna, posyłając przyjaciołom przepraszające spojrzenie. Podeszli natomiast do grupy Ślizgonów. Pansy Parkinson wraz z dwoma koleżankami natychmiast podbiegły do Malfoya, odpychając Hermionę na bok. Szatynka skrzywiła się z niezadowoleniem.

- Draco, nic ci nie jest?! Jak się czujesz?! - piszczały Ślizgonki, dotykając delikatnie ramienia blondyna.

- Okropnie. Zwierzę, które się na mnie rzuciło, prawie oderwało mi rękę - odpowiedział, przybierając dramatyczny ton, na co dziewczyny zakryły z przerażeniem usta. Hermiona natomiast wywróciła oczami i westchnęła cicho, kręcąc głową z niedowierzaniem.

- Pomóc ci? Potrzymać torbę? A może chcesz się o mnie oprzeć? - Pansy odgarnęła włosy z czoła Malfoya, na co chłopak się skrzywił nieznacznie.

- Nie trzeba - odpowiedział z krzywym uśmiechem. - Granger była tak uprzejma, że osobiście zaproponowała swoją pomoc. Przez najbliższy czas będzie mi towarzyszyła na każdym kroku. Powinnyście ją traktować jak najlepszą koleżankę. Jesteśmy w końcu w tym samym domu.

Ślizgonki zmierzyły Hermionę zazdrosnym, znienawidzonym spojrzeniem niczym karalucha. Gryfonka odwzajemniła z niechęcią ów gest i wykrzywiła usta z pogardą. Nim padły nieprzyjemne słowa, drzwi sali otworzyły się, a w przejściu stanął Snape, wpuszczając uczniów do środka bez słowa.

Hermiona weszła za Malfoyem niechętnie. Podążyła za nim do ławek, gdzie zazwyczaj siedzieli Ślizgoni. Obok Draco natychmiast usadowiła się Pansy, a z drugiej strony Zabini. Hermiona położyła torbę blondyna na ławce i chciała się wycofać, ale ponownie zatrzymał ją głos chłopaka. Przymknęła powieki, cicho wzdychając.

- Zjeżdżaj, Pansy. Od dzisiaj to miejsce należy do Granger.

- Ale... - jęknęła brunetka, patrząc na Malfoya ze zdezorientowaniem. Skuliła się w sobie, porażona chłodem w jego głosie. Hermiona domyślała się, że blondyn rzadko się w ten sposób do niej odzywał. - Mogę ci przecież pomóc... Nie potrzebujesz tej...

- Nie słyszałaś, co powiedziałem? - Draco uniósł jasną brew zirytowany. Pansy natychmiast wstała z miejsca ze łzami w oczach i minęła Hermionę, obrzucając ją znienawidzonym spojrzeniem. Draco również na nią spojrzał. - Jak długo masz zamiar tak sterczeć, Granger? Siadaj i pomóż mi się rozpakować.

Hermiona pokręciła z oburzeniem głową, ale usiadła na krześle obok Ślizgona, nie odzywając się. Z niechęcią wypakowała rzeczy blondyna, a następnie swoje, czekając, aż Snape rozpocznie zajęcia. Czuła, że ta lekcja nie będzie najłatwiejszą w jej życiu. Zerknęła przez ramię na ławki Gryfonów, wyszukując swoich przyjaciół.

- Granger - chwilę po rozpoczęciu zajęć, Draco nachylił się w jej stronę, szepcząc do ucha. - Zapisz za mnie notatki. Przecież wiesz, że mam problem z samodzielnym pisaniem. Mogą się później przydać do egzaminów, więc pisz wyraźnie. Nie rozczytam się z twoich bazgrołów.

Szatynka odwróciła się w stronę blondyna ze złością. Gdy jednak dostrzegła ich bliskość, odsunęła się od niego gwałtownie. Na jej policzki wstąpiły rumieńce, a w środku się zagotowało.

- Wiesz co, Malfoy? - syknęła cicho, by Snape nie usłyszał. - Ktoś ci już kiedyś mówił, że jesteś obślizgłym, wykorzystującym ludzi gadem?

- Jesteś okrutna, Granger - Draco pokręcił głową z dezaprobatą. - Przez ciebie prawie straciłem rękę, a ty mówisz mi coś tak obrzydliwego...

Hermiona zacisnęła usta i z wściekłością porwała pergamin Ślizgona, kreśląc na nim wszystkie notatki z tablicy przed nimi. Miała ochotę wepchnąć Malfoyowi te notatki do gardła. Chłopak jednak nic sobie nie robiąc z jej niezadowolenia, wytykał jej zbyt niewyraźne pismo. Następnie Snape zarządził wykonanie eliksiru w praktyce. Dla Hermiony równało się to z kolejnym wyzwaniem.

- Granger, pomóż panu Malfoyowi z pokrojeniem szczurzych ogonów. Dobrze wiesz, że nie poradzi sobie z tym wszystkim sam. Przestań w końcu patrzeć na czubek własnego nosa - Snape podszedł do ich stolika, wskazując na składniki potrzebne do wykonania eliksiru.

Gryfonka wykonała polecenie, przeklinając cicho pod nosem. W myślach dusiła Malfoya, który jak gdyby nigdy nic, bujał się na krześle i bazgrał coś lewą ręką po pergaminie, nucąc pod nosem wesoło. Po godzinie, gdy lekcja dobiegała końca, Hermiona odgarnęła włosy ze spoconego czoła. Spojrzała w końcu na Draco, który przysunął się do niej z nikłym zaciekawieniem. Do ich ławki podszedł Snape, pochylając się nad kociołkiem. Powąchał miksturę i uśmiechnął się złośliwie.

- Eliksir uwarzony poprawnie. Przyznaję Slytherinowi trzydzieści punktów.

Hermiony oczy się zaokrągliły z niedowierzaniem, a w żołądku zagotowało z wściekłości, kiedy profesor po prostu odszedł. Zacisnęła pięści i spojrzała ze złością na Malfoya, który roześmiał się kpiąco, widząc jej minę. Z rozbawieniem otarł łezkę z kącika oka.

- To niesprawiedliwe! Za każdym razem moje eliksiry są fenomenalnie przyrządzone, mimo to Snape nigdy nie przyznał mi ani jednego punktu! - wydyszała. Głos jej się trząsł.

Ślizgon, wciąż się śmiejąc, wzruszył ramionami obojętnie. Na nim nie zrobiła wrażenia punktacja Snape'a. Hermiona nie mogła w to uwierzyć. Wstała gwałtownie z krzesła, zbierając swoje książki i składniki do torby. Gdy tylko dzwon oznajmił koniec zajęć, wyszła zamaszystym krokiem z sali eliksirów.

Kolejne lekcje również okazały się nie być łatwe dla Hermiony. Musiała zmierzyć się z zaskoczonymi minami nauczycieli oraz pozostałych uczniów, gdy usiadła obok Malfoya ubrana w szatę z emblematem węża na piersi. Na szczęście pozostali profesorowie nie byli równie niesprawiedliwi, co Snape. Profesor Flitwick nagrodził ją nawet podwójnie za pracę na lekcji, uśmiechając się przy tym dobrodusznie i ze zrozumieniem.

- Spotkamy się po obiedzie. Chciałabym, chociaż na chwilę zobaczyć się z przyjaciółmi i wyjaśnić im, dlaczego znalazłam się w tak beznadziejnej sytuacji - warknęła Hermiona, nim weszli do Wielkiej Sali na obiad.

- Nie bądź taka szybka, Granger. Jesteś teraz Ślizgonką - Draco uśmiechnął się złośliwie. - Mamy złotą zasadę, by nie siadać z Gryfonami przy jednym stole. Poza tym nie możesz mnie opuścić w takiej chwili. Myślisz, że dam radę zjeść jedną ręką?

- Chyba poradzisz sobie z nabiciem ziemniaka na widelec, co? - zirytowała się. - W każdym razie Parkinson na pewno bardzo chętnie pomoże ci z pocięciem mięska, jeżeli tylko poprosisz. Pali się, by móc ci obetrzeć twoją buźkę pobrudzoną od sosiku.

- Przecież to ty chciałaś wziąć za wszystko odpowiedzialność. Mam ci przypomnieć, jak mnie błagałaś, bym otworzył oczy? - Malfoy zrobił obojętną minę. - Wszyscy Gryfoni są tacy niesłowni i bez honoru, czy tylko ty, Granger?

Hermiona przymknęła powieki i odetchnęła ciężko. Blondyn potrafił być naprawdę uciążliwy. Po chwili zacisnęła usta i posłała mu palące spojrzenie.

- Nienawidzę cię, Malfoy - syknęła i zarzuciła włosami, wchodząc do Wielkiej Sali. Opadła na wolne miejsce przy stole Slytherinu, wywołując kolejną falę zaciekawionych głosów. Blondyn usiadł obok niej i uniósł jasne brwi, krzywiąc się złośliwie.

- Jestem potwornie głodny - stwierdził i rozejrzał się po stole. W końcu spojrzał na Hermionę oczekująco. - Pomóż mi nałożyć coś na talerz, Granger.

- Na co masz ochotę, DRACO? - zapytała słodko szatynka i zmusiła się do koślawego uśmiechu. - Pieczeń z indyka? Sznycel? A może makaron?

- Zaskocz mnie - wzruszył ramionami obojętnie. Kącik jego ust uniósł się z rozbawieniem, widząc, że Gryfonka trzęsie się ze złości. - Tak czy inaczej będziesz musiała pomóc mi to zjeść. Gdyby nie ten okrutny atak w lesie, mógłbym robić to wszystko samodzielnie...

Hermiona prychnęła i policzyła w głowie do dziesięciu, po czym sięgnęła po potrawy. W końcu postawiła pełen talerz przed Ślizgonem. Pokroiła wszystko na małe kawałki i po raz kolejny zmusiła się do nieszczerego uśmiechu.

- Wystarczy taka wielkość mięska? Mam nadzieję, że twoje wąskie, arystokratyczne gardełko będzie zadowolone z takich rozmiarów kosteczek - powiedziała drwiąco. - Mój młodszy kuzyn nie narzekał, jednak mam wrażenie, że jest odrobinę bardziej samodzielny od ciebie. Mimo że lat ma tylko cztery.

- Jeżeli się zadławię, będziesz zmuszona wykonać na mnie resuscytację, Granger - odpowiedział poważnie Malfoy. Mimo to, jego oczy błyszczały prześmiewczo.

- Wolałabym spaść z bardzo wysokiego urwiska na całe stado sklątek tylnowybuchowych niż wykonać na tobie resuscytację - prychnęła i również nałożyła sobie porcję smakowicie wyglądającej pieczeni.

Draco roześmiał się pod nosem i zabrał za jedzenie. W pewnym momencie zauważył kątem oka, że siedząca obok Gryfonka zaczęła się dziwnie zachowywać. Kręciła się na ławce, co chwilę zerkała przed siebie, po czym zaciskała wargi i odwracała się speszona. Podążył za jej wzrokiem i parsknął kpiąco. Ron Weasley wpatrywał się w nich wściekłym, zazdrosnym spojrzeniem. Draco wykrzywił usta w grymasie zadowolenia.

- Ta kosteczka jest za duża. Mogłabyś ją przekroić jeszcze na połowę? - zapytał, nie odrywając wzroku od rudzielca.

- Żartujesz sobie, Malfoy? - szatynka się obruszyła. - Robisz to specjalnie, prawda? Mnie to jednak ani odrobinę nie bawi, więc...

- Moje wąskie, arystokratyczne gardełko lubi mniejsze kawałki - zironizował. - Przecież nie proszę, byś skoczyła z Wieży Astronomicznej, Granger.

Hermiona nachmurzyła się, ale wykonała polecenie, mrucząc pod nosem. Draco w tym czasie oparł się na łokciu lewej ręki, czekając, aż dziewczyna skończy. Gdy podstawiła mu pod nos nową porcję, otworzył szeroko usta.

- Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz? - zapytała szatynka, marszcząc brwi. W jej głosie można było wykryć nutkę rozbawienia. - Dostałeś skurczy twarzy?

- Ślepa jesteś? Czekam, aż mnie nakarmisz.

- Nie jestem ani twoją niańką, ani tym bardziej służącą, Malfoy - prychnęła i się zaczerwieniła. - Masz zdrową rękę, więc możesz jeść samodzielnie.

- Nie masz serca, Granger. Przez cały dzień używam tylko jednej ręki, która już ledwie funkcjonuje. Wiesz, jaki to ból? - jęknął Draco. - Nie miałem pojęcia, że potrafisz być taka okrutna.

Hermiona westchnęła głośno i przewróciła oczami. Jej twarz płonęła ze wstydu, gdy chwyciła widelec do ręki. Zachichotała jednak cicho, widząc głupią minę blondyna. Widelec nie trafił do ust Malfoya, przypadkowo brudząc jego policzek. Ślizgon zacisnął powieki i skrzywił się, a Hermiona nie wytrzymała i roześmiała się perliście. Draco chwycił za jej dłoń zirytowany, ale jego oczy błyszczały rozbawione.

- Jednak sam sobie poradzę - prychnął. - Jesteś beznadziejną pomocą.

- Ależ ja zawsze chętnie pomogę - posłała mu cwany uśmiech i otarła delikatnie jego policzek chusteczką. - Specjalnie robiłeś takie miny, głupku.

- Możliwe - Draco uśmiechnął się figlarnie. - Co nie zmienia faktu, że masz spory problem z celowaniem.

Hermiona z uśmiechem pokręciła głową, po czym zorientowała się, że blondyn wciąż trzyma jej rękę. Szybko wyrwała ją z jego uścisku, czerwieniąc się przy tym niczym piwonia i zerknęła na stół Gryffindoru ze strachem. Draco również tam spojrzał, a jego wargi wykrzywiły się z triumfem. Weasley kipiał z wściekłości.

~~*~~

- Myślę, że to akurat nie jest konieczne. Poradzisz sobie świetnie beze mnie. Jestem pewna, że Zabini albo Nott ci pomogą, gdy będziesz czegoś potrzebował... - wydukała ze zdenerwowaniem Hermiona, gdy stanęli przed wejściem do Pokoju Wspólnego Slytherinu. - Poza tym, sam powiedziałeś, że jestem beznadziejną pomocą.

- Nie pękaj, Granger. Będziesz spała w dormitorium dziewczyn, nie zmuszę cię przecież do dzielenia ze mną łóżka. Nie lubię, gdy ktoś mi się rozpycha na materacu - zironizował Draco.

Hermiona nie zdążyła ponownie zaprotestować, bo przejście za kamienną ścianą otworzyło się i Malfoy zmusił ją, by weszła za nim do pomieszczenia. W środku panowała spokojniejsza atmosfera niż w wieży Gryffindoru, a wystrój był o wiele chłodniejszy. Gdy we dwoje przekroczyli próg pokoju, wszyscy obecni Ślizgoni utkwili w Hermionie niezbyt przyjazne spojrzenia. Malfoy zdawał się tego nie zauważać. Zaprowadził ją pod drzwi prowadzące do dormitorium dziewcząt.

- Jeżeli będziesz czegoś potrzebować, daj znać. Parkinson i reszta dostały polecenie, by przygotować dla ciebie miejsce do spania - powiedział obojętnie. Hermiona skinęła niepewnie głową i zerknęła na drzwi za plecami Malfoya. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie przerażał ją fakt, że Ślizgon zostawi ją samą. Chłopak jakby wyczuwając jej obawy, szturchnął jej ramię łokciem. - Poradzisz sobie z nimi, Granger. Nic ci nie zrobią. Pansy dużo szczeka, jednak jest niegroźna. Zmutowane niedźwiedzie w Zakazanym Lesie są o wiele gorsze.

Hermiona posłała mu nerwowy uśmiech i ruszyła bez słowa do pokoju, który przez najbliższy czas miał być jej noclegiem. W środku siedziała Pansy Parkinson oraz siostry Greengrass, zawzięcie o czymś dyskutując. Na jej widok natychmiast zamilkły, piorunując ją spojrzeniami.

- Które łóżko jest wolne? - zapytała chłodno Gryfonka, nie patrząc na Ślizgonki.

- Możesz spać co najwyżej na podłodze, szlamo. Tam, gdzie twoje miejsce. Nikt cię tutaj nie chce, nie zauważyłaś? Tym bardziej twojego smrodu, który się za tobą cały czas unosi - warknęła Daphne. Hermiona westchnęła i położyła torbę na najbliższym łóżku.

- Słuchajcie, mi też nie podoba się ta sytuacja i...

- Przestań kłamać! - Pansy wstała gwałtownie z miejsca. - Wszyscy wiemy, że chcesz się zbliżyć do Draco! Z nami jednak nie pójdzie ci tak łatwo, Granger! Nie pozwolimy, by zabrała nam go jakaś brudna szlama!

- Nie interesuje mnie Malfoy - Hermiona zirytowała się i zacisnęła dłoń na różdżce. - Mam go gdzieś. Bierzcie go sobie!

- Znowu kłamiesz, idiotko! Widziałyśmy, jak patrzysz na niego maślanymi oczami! Jak się czule zachowywaliście wobec siebie podczas obiadu i kolacji! Karmiłaś go, a on się z tego powodu cieszył! Praktycznie nie odstępujesz Dracona na krok!

- Pomagam temu kretynowi, bo czuję się winna i wierzcie mi lub nie, ale nie robię tego z własnego widzimisię! - krzyknęła rozeźlona Hermiona, czerwieniąc się ze złości. - Malfoy wykorzystuje tę sytuację, by mnie wyprowadzić z równowagi!

- A więc tak? - Pansy prychnęła i zmierzyła Hermionę pogardliwie. - Więc nie podoba ci się, jak się do ciebie uśmiecha? Jeżeli przypadkowo cię dotknie? Powiedz to głośno, szlamo!

Hermiona zawahała się. Mimo że od lat ona i Malfoy kłócili się ze sobą na prawie każdym kroku, odkąd zostali prefektami naczelnymi, coś się zmieniło w ich relacjach. Ślizgon potrafił ją rozbawić. I naprawdę lubiła jego uśmiech. Bardzo nie chciała tego przyznać nawet przed sobą, ale każdy przypadkowy dotyk powodował u niej przyjemne dreszcze.

- Ja... - zaczęła cicho, ale nie miała okazji dokończyć, bo drzwi do dormitorium otworzyły się z hukiem. W przejściu stanął Blaise Zabini. Mulat spojrzał po dziewczynach z uniesioną brwią.

- Czego chcesz, Zabini? Nie nauczono cię pukać? - syknęła Astoria.

- Wyluzuj, Ast. Przyszedłem po Granger. Draco cię woła - Blaise zignorował Ślizgonki i zwrócił się z uśmiechem w stronę Hermiony.

- Mnie? - zapytała głupio.

- Z tego, co wiem, to ty jesteś w tej chwili jego prawą ręką - zadrwił.

- Na pewno nie ujął tego w ten sposób - mruknęła Hermiona, ale mimowolnie się uśmiechnęła i podążyła za chłopakiem, nie zaszczycając oburzonych Ślizgonek spojrzeniem.

Blaise zaprowadził ją do męskiego dormitorium, które znajdowało się po drugiej stronie Pokoju Wspólnego. Malfoy stał na środku pomieszczenia, a gdy weszli, uśmiechnął się kpiąco. Hermiona wiedziała, że triumfuje, co wzbudziło w niej niepokój.

- O co chodzi, Malfoy? - zapytała od niechcenia. - Potrzebujesz śliniaczka?

- Tak jakby - z jego ust nie schodził kpiący uśmiech. - Potrzebuję twojej pomocy w odpięciu koszuli. Jedną ręką robi się to naprawdę kiepsko...

- Słucham?! - Hermiony twarz niemal od razu zajęła się soczystym rumieńcem. Blaise i Teodor, którzy dzielili dormitorium z Malfoyem, parsknęli śmiechem. - Nie bądź śmieszny...

- Przecież ja nie żartuję. Muszę ściągnąć koszulę, zanim położę się spać, Granger. Chyba potrafisz odpiąć kilka guzików, prawda?

- Blaise albo Teodor... - mruknęła, ale Draco uniósł dłoń.

- Przestań się zasłaniać moimi kolegami, Granger. Przypomnę ci, że w skrzydle szpitalnym byłaś bardziej zdeterminowana, by mi pomóc i...

- Dobrze, zgoda! Pomogę ci, kretynie - westchnęła.

Gryfonka zacisnęła wargi i podeszła do chłopaka niepewnie. Przełknęła z trudem ślinę, a jej dłonie zaczęły się trząść. Chwyciła za krawat Malfoya, rozluźniając go delikatnie, a następnie przełożyła go przez szyję. Do jej nozdrzy dotarły słodkie perfumy blondyna. Spojrzała zmieszana na jego twarz. On również się w nią wpatrywał. Miał w oczach coś, czego nie potrafiła rozszyfrować. Z czerwonymi policzkami zaczęła rozpinać guziczki jego koszuli. Z każdym kolejnym robiło jej się coraz cieplej, bo jej oczom zaczął ukazywać się zarysowany mięśniami brzuch.

- Może powinienem powiedzieć chłopakom, by zostawili nas samych? - szepnął jej do ucha, gdy udało jej się przełożyć rękaw przez magiczny gips.

- Jesteś chamem, Malfoy - warknęła, mimo to jej serce zatrzepotało niebezpiecznie w klatce piersiowej. - Chamem i prostakiem.

I nim ktokolwiek zdążył zareagować, odwróciła się na pięcie i wybiegła z męskiego dormitorium, zostawiając Malfoya z rozbawioną miną.

~~*~~

Hermiona nie spała dobrze. Kręciła się, próbując znaleźć sobie miejsce w łóżku. Przez całą noc również czuwała. Obawiała się, czy Ślizgonki nie wpadną na żaden pomysł, by w jakikolwiek sposób jej dokuczyć. Na szczęście noc minęła spokojnie. Gdy wstała nad ranem, wszystkie trzy ją ignorowały. Miała już wychodzić z pokoju, gdy do środka wkroczył Malfoy. Ślizgon stanął przed nią z pewną siebie miną i rozpiętą koszulą. Współlokatorki Hermiony natychmiast się ożywiły, robiąc maślane oczy w stronę blondyna.

- Granger, powinnaś z większym zaangażowaniem wykonywać swoje obowiązki. Już nie raz ci to uświadamiałem - powiedział spokojnie, ignorując dziewczyny. Jego szare oczy błyszczały złośliwie. - Od dziesięciu minut na ciebie czekam, żebyś pomogła założyć mi koszulę.

Hermiona zarumieniła się, unikając mordujących ją spojrzeń. Podeszła do Draco zamaszystym krokiem i szarpnęła za jego koszulę, zaczynając zapinać nerwowo guziki.

- Nie tak ostro, Gryfonko. Coraz bardziej przypominasz Ślizgonkę - uśmiechnął się z rozbawieniem. - Na to jeszcze przyjdzie czas.

- Robisz to specjalnie. Bawisz się moim kosztem - warknęła cicho. - Wspominałam, że jesteś chamem?

- Nigdy - wzruszył ramionami w odpowiedzi. - Wiesz, jednak bardziej podobało mi się, gdy ją rozpinałaś.

Ślizgonki za plecami Hermiony wciągnęły głośno powietrze, na co szatynka przeklęła Malfoya w myślach najgorszymi klątwami, jakie znała. Po kilku sekundach męczenia się z guzikami, odepchnęła go od siebie.

- Zadowolony? - syknęła.

- Jak nigdy - wykrzywił się z zadowoleniem. - Chodźmy na śniadanie, Granger. Okrutnie zgłodniałem. Mam ochotę na kiełbaski zawijane boczkiem.

Hermiona przewróciła oczami i z westchnięciem wyszła za chłopakiem. Tego dnia była przygotowana na wszystko. Wykonywała polecenia Malfoya bez mrugnięcia, notowała za niego na lekcjach i zgłaszała się do odpowiedzi na konto Ślizgonów. Podczas posiłku nawet się nie skrzywiła, gdy musiała go nakarmić. Draco w końcu położył się znudzony na ławce, obserwując dziewczynę ze zmarszczonymi brwiami.

- Skąd ty to wszystko wiesz? - zapytał w końcu, gdy Hermiona odpowiedziała na piąte z kolei pytanie nauczyciela.

Gryfonka uśmiechnęła się i spojrzała na niego zadziornie.

- Zdradzę ci sekret, ale nikomu nie wygadaj - szepnęła poważnie. - Bardzo dużo czytam. No wiesz, książki. Przeliterować, czy zapamiętasz?

Malfoy prychnął i pokręcił z niedowierzaniem głową. Hermiona zachichotała, widząc jego minę. Draco westchnął i odwzajemnił uśmiech, czym zakłopotał szatynkę, która szybko schowała się za kurtyną włosów.

Po zajęciach Hermiona zaciągnęła Ślizgona do biblioteki. Usiedli w kącie, uciekając od zaciekawionych spojrzeń pozostałych uczniów. Szatynka rozłożyła na stole między nimi kilka grubych ksiąg. Draco zmarszczył brwi i się skrzywił.

- Wyglądasz, jakbyś był tutaj pierwszy raz w życiu - parsknęła kpiąco Hermiona, spoglądając na Malfoya, który rozglądał się z zaciekawieniem po bibliotece.

- Coś w tym stylu - mruknął. - Ty jednak czujesz się jak u siebie w domu. Po co mnie tutaj przyciągnęłaś? Chcesz mnie zakopać pod jakimś regałem w opuszczonej części, tak?

- Muszę napisać nasze wypracowania dla Flitwicka. Nigdzie się beze mnie nie ruszasz, więc zabrałam cię ze sobą - odpowiedziała spokojnie, mimo to zachichotała. - Chociaż pomysł z zakopaniem cię pod regałem też brzmi zachęcająco.

- To ma sens. To z wypracowaniem oczywiście - Malfoy skinął głową i posłał jej rozbawiony uśmiech. Wziął do ręki jedną z książek, pozwalając Gryfonce na spokojne pisanie pracy domowej. Odpowiadał mu taki układ.

Siedzieli w ciszy przez kilkanaście minut. Słychać było tylko delikatne skrobanie pióra Hermiony. Szatynka co rusz zerkała kątem oka na Ślizgona z zaciekawieniem. Chłopak wydawał się naprawdę zainteresowany tym, co czyta.

- Jutro mecz, prawda? - zapytała, przerywając ciszę.

Draco uniósł głowę zaskoczony. Mimo to skinął w odpowiedzi i rozciągnął się. Hermiona starała się nie zwracać uwagi na jego pracujące pod koszulą mięśnie.

- Nie wiedziałem, że interesujesz się quidditchem, Granger. Będziesz oglądać?

- Oczywiście. Zawsze oglądam mecze Gryffindoru - odpowiedziała szybko i zawahała się. - Grają ze Slytherinem. Jesteś szukającym.

- Gratuluję. Zauważyłaś to w końcu po sześciu latach? - prychnął kpiąco.

- Nie musisz być taki złośliwy - warknęła. - Nie możesz jutro wystartować ze swoją drużyną. Nie jest ci przykro?

- Każda okazja do dokopania Gryfonom jest cudownym czasem w moim życiu. Nawet bez jednej ręki latam lepiej na miotle od Weasleya - Draco wyprostował się dumnie. - W każdym razie, Slytherin i tak jutro wygra. Nawet beze mnie.

- Jesteś strasznie pewny siebie, Draco. Kiedyś cię to zgubi.

- Może mały zakład w takim razie? - blondyn uniósł jasną brew. - Jeżeli oczywiście się nie boisz.

- Oczywiście, że się nie boję. O co chcesz się założyć? - zapytała buntowniczo Gryfonka.

- Ten, kto przegra, będzie musiał spełnić jedno życzenie wygranego - Draco wyciągnął w jej kierunku dłoń. - Wchodzisz w to, Granger?

Hermiona zagryzła wargę, wahając się. Ślizgon wydawał się naprawdę pewny siebie. Widziała w jego oczach triumf. W końcu westchnęła i uścisnęła jego rękę, pieczętując ich zakład.

- Czekaj jutro na mnie w pokoju wspólnym o czwartej. Nie możesz mnie opuścić podczas meczu. Na pewno mi się tam przydasz - odpowiedział tajemniczo.

~~*~~

Draco zszedł do pokoju wspólnego, rozglądając się za Hermioną. W końcu wypatrzył ją siedzącą na kanapie wraz z Teodorem. Oboje byli pogrążeni w rozmowie. Podszedł do nich znudzony i rozsiadł się obok, ziewając.

- Znowu gadacie o pracy domowej? - zapytał ironicznie.

- O tej, którą powinieneś napisać osobiście - warknęła w odpowiedzi Hermiona i zmierzyła go wzrokiem. - Mam wrażenie, że czujesz się już o wiele lepiej, Malfoy. Mogę wrócić do swojego domu i w końcu od ciebie odpocząć?

- Niestety, ale nie tak szybko. Moja ręka wciąż przechodzi przez ciebie okropne katusze - odpowiedział kpiąco i spojrzał na zegarek. - Wstawaj, Granger. Zaraz zaczyna się mecz, zapomniałaś?

- To już? - szatynka również zerknęła na zegarek, a po chwili na Teodora. Uśmiechnęła się wesoło do ciemnowłosego. - Czas szybko zleciał, prawda? I to bardzo przyjemnie.

- To prawda - odpowiedział Ślizgon z entuzjazmem. - Dokończymy jutro?

- Jasne! - zawołała, a jej oczy zaświeciły. - W końcu znalazłam kogoś, kto tak samo uwielbia naukę, jak ja! To sama przyjemność!

Malfoy przewrócił oczami i rzucił w Hermionę szalikiem. Szatynka spojrzała na niego i zmrużyła powieki groźnie.

- Co to ma być? - warknęła.

- Szalik - odpowiedział beznamiętnie.

- Tyle zdążyłam zauważyć - prychnęła. - Dlaczego mi go dajesz? Chyba tyle potrafisz jeszcze unieść, prawda?

- Przecież zamierzasz kibicować swojemu domowi, prawda? - zapytał kpiąco.

- Oczywiście. Dlatego zabrałam ze sobą już swój szalik - pokazała mu bordowo złoty szal, na którego widok Ślizgon prychnął. - Chodźmy po moją wygraną, Malfoy.

Ruszyli w tłumie Ślizgonów w stronę boiska do quidditcha. Przez całą drogę przepychali się ze sobą słownie i kłócili, kto ma rację. Co chwilę jednak któreś wybuchało śmiechem albo wpychało złośliwie na osoby idące obok. W końcu Draco wciągnął ją na sektory Slytherinu, gdzie mieli bardzo dobry widok.

- Gotowy na sromotną przegraną, Malfoy? - zapytała złośliwie Hermiona. - Szykuj się na jakieś okropnie poniżające zadanie, bo zapewniam cię, że Harry jest w doskonałej formie.

- Sam Potter tego nie wygra. Gryffindor ma jeszcze Weasleya, który spartaczy wszystko jak zawsze - odpowiedział jej kpiąco.

Zawodnicy wyszli na murawę, a na całym boisku wybuchły gwizdy i oklaski. Wszyscy zajęli swoje miejsca. Hermiona z oczekiwaniem i ekscytacją śledziła ruchy Harry'ego oraz Rona. Malfoy narzucił na jej głowę ze śmiechem szalik Slytherinu, co akurat zauważył Ron. Rudzielec posłał im zirytowane spojrzenie, po czym przeniósł wzrok na boisko.

Mecz się zaczął. Hermiona podskakiwała jak szalona, wykrzykując głośno imiona swoich przyjaciół oraz całej reszty drużyny Gryffindoru. Malfoy patrzył na to wszystko z politowaniem, ale nie przejmowała się tym. Najgorsze było dla niej to, że Ron nie był dzisiaj w dobrej kondycji. Przepuścił już kilka goli, pozostawiając Slytherin na prowadzeniu.

- Może cię podsadzić? - zapytał kpiąco Draco.

Hermiona spiorunowała go wzrokiem, po czym zaśmiała się, gdy Draco lewą ręką spróbował ją podnieść. W tym czasie Ron stracił kolejnego gola, na co szatynka jęknęła zawiedziona.

Gra zrobiła się brutalna. Gryffindor przegrywał ogromną ilością punktów i tylko złapanie znicza przez Harry'ego mogło ich uratować. Hermiona z przerażeniem zaciskała kciuki, co bawiło Malfoya. Po chwili z trybun Gryfonów rozległ się krzyk. Hermiona podążyła wzrokiem po boisku, widząc, jak Harry śmiga za złotym zniczem. Pisnęła i złapała za dłoń Malfoya, ściskając ją mocno. W tym samym momencie ryknęły wszystkie trybuny. Harry Potter złapał znicza, ale w tym samym czasie Ronald Weasley puścił gola. Gryfonka spojrzała na tablice wyników, a jej żołądku prześliznęło się coś zimnego. Był remis. Gdy już chciała zapytać Malfoya co teraz, rozległ się gwizdek pani Hooch.

- Rzut wolny dla Slytherinu! - oznajmiła. - Nieprzepisowe zagranie pałkarza Gryffindoru! Zaatakował szukającego pałką!

Hermiona zrobiła się blada, gdy Zabini podleciał z kaflem pod bramki Gryffindoru. Draco nachylił się w kierunku Hermiony.

- Mówiłem, że Weasley wszystko spartaczy - szepnął jej do ucha.

Hermiona odwróciła głowę, by na niego spojrzeć, a ich twarze znalazły się na tym samym poziomie. Zamarła, zdając sobie sprawę z ich bliskości. Poczuła, że wciąż ściska jego rękę. Jego usta były stanowczo zbyt blisko, a oczy elektryzowały. Odwróciła się szybko od niego, ponownie patrząc na bramki. Draco również tam spojrzał i uśmiechnął się zwycięsko. Ronald Weasley patrzył prosto na nich. W jego stronę pomknął kafel. Nim zdążył zareagować, przeleciał prosto obok jego ucha, a kibice Slytherinu wrzasnęli z uciechy. Hermiona jęknęła i zasłoniła twarz dłońmi. Ron natomiast kopnął nogą w słupek z wściekłością.

- Więc? Co będę musiała zrobić? - zapytała cicho Hermiona, widząc triumfująca minę Malfoya.

- Dowiesz się w swoim czasie. Dzisiaj czeka nas małe przyjęcie w pokoju wspólnym...

*

Hermiona usadowiła się na kanapie w rogu pokoju wspólnego, gdzie czuła się najbardziej komfortowo. Impreza Ślizgonów z okazji wygranej z Gryfonami trwała w najlepsze. Na środku pomieszczenia powstał parkiet, gdzie większość uczniów tańczyła i skakała. Gdzieniegdzie rozmawiały grupy ludzi, pijąc z kolorowych szklanek. Gryfonka czuła się w tym tłumie jednak obco.

- Też nie lubię takich imprez - Teodor usadowił się obok niej i posłał jej minę pełną zrozumienia. - Jednak Draco i Blaise za każdym razem zmuszają mnie, bym tutaj siedział.

Hermiona uśmiechnęła się i odnalazła w tłumie Blaise'a, który królował nieopodal. Stanowczo był bohaterem minionego meczu. Mulat nie posiadał granic, czym była odrobinę przerażona.

Z jej drugiej strony na kanapie usadowił się Draco z ulubionym trunkiem, który nie był w stanie przejść Hermionie przez gardło - Ognista Whisky Ogdena. Szatynka spojrzała na niego z politowaniem i pokręciła głową.

- Nie muszę ci przypominać, że jesteś prefektem, prawda?

- Zrobiłaś to już z trzydzieści razy, więc nie zdążyłem jeszcze zapomnieć - puścił jej oczko. - Jak się bawisz?

- Nie widać? - zironizowała. - Powinnam być w tej chwili z moimi przyjaciółmi i pocieszać ich. Biedny Harry, tak mu zależało na tej wygranej.

- Daj spokój, Hermiona! Napij się drineczka! - na przeciwko niej kucnął Blaise. - Zrobię ci takiego, że natychmiast zapomnisz o tamtej porażce.

- Dziękuję, Blaise, ale nie piję - posłała mu przepraszający uśmiech.

- Duma prefekta albo Gryfona jej nie pozwala - zakpił Draco. - Albo po prostu zwykły strach, co? Pewnie nigdy nie miałaś alkoholu w ustach.

- Niczego się nie boję - syknęła. - Po prostu, ktoś musi być odpowiedzialny w tym towarzystwie i trzymać pieczę nad innymi.

- Od tego mamy zawsze Teodora - Blaise wyszczerzył białe ząbki do przyjaciela. - Musisz się napić za mój sukces!

Hermiona westchnęła i uśmiechnęła się.

- Zgoda. Faktycznie byłeś fantastyczny, Blaise. Wypiję za to jednego, dobrze?

Blaise nie potrzebował większej zachęty. Niczym na skrzydłach podleciał do baru, przygotowując specjalny trunek. Po trzech minutach ponownie znalazł się przed Hermioną, wręczając jej złoto bordowy napój.

- Możesz tym uhonorować swoich przyjaciół - Zabini puścił jej oczko.

- Nie. Piję za twój fenomenalny mecz, Blaise! - uniosła szklankę i napiła się drinka. Był naprawdę słodki i smakował fantastycznie. Pokazała mulatowi kciuk w górę, niemal od razu opróżniając zawartość.

- To co? Jeszcze na drugą nóżkę? - zapytał figlarne Blaise. Hermiona ze śmiechem się zgodziła.

Nawet nie zorientowała się, kiedy granica się zatarła, a zaczęła razem z Blaise'm szaleć na parkiecie. Mulat obracał ją ze śmiechem raz w jedną, raz w drugą stronę, a ona bawiła się naprawdę świetnie. Po chwili znajdowała się już w ramionach kolejnego Ślizgona, unosząc szklankę w górę i krzycząc toasty za drużynę Ślizgonów. Nawet wśród Gryfonów nie bawiła się nigdy tak dobrze.

Nie wiedziała ile czasu minęło, nim wróciła na kanapę pomiędzy Draco a Teodora. Jej włosy były rozwiane, a uśmiech nie znikał z twarzy. Położyła nogi na Malfoyu, na co Draco prychnął, ale nie zepchnął ich.

- Chyba jednak dobrze się bawisz, Granger? - zapytał zadziornie.

- Po prostu opijam świetną grę Blaise'a - zaśmiała się, a jej oczy zabłysnęły z ekscytacji.

- Powinienem być zazdrosny? Za każdym razem to ja byłem bohaterem meczu, a nikt tyle razy nie wykrzyczał w toaście mojego imienia.

Hermiona wytknęła język w jego stronę i zachichotała. Draco pokręcił głową i się uśmiechnął z rozbawieniem.

- Draco, zatańczysz? - obok kanapy stanęła Astoria, mierząc nogi Hermiony zirytowany spojrzeniem.

- Nie. Wiesz dobrze, że nie tańczę - mruknął w odpowiedzi. - Nie rób sobie nadziei, że tym razem będzie inaczej, Ast.

- Draco, prosimy! - za nią stanęła Pansy. - Dzisiaj wyjątkowa okazja! Mamy szansę na puchar, prawda?

- Czego obie nie zrozumiałyście? - warknął. - Za każdym razem trzeba wam to powtarzać?

I nie zwracając na nikogo uwagi oparł się głową o uda Hermiony. Szatynka spojrzała na niego równie zaskoczona, co reszta. Malfoy jednak jak zwykle zdawał się tego nie zauważać. 

Hermiona przyglądała się jego spokojnej twarzy z zagryzioną wargą. Malfoy nagle otworzył oczy, a ich spojrzenia się złączyły. Bez ostrzeżenia chwycił za pęczek kręconych włosów, które opadały mu prawie na twarz i przyciągnął ją bliżej do siebie.

- Chcesz zatańczyć, Granger? - zapytał figlarnie.

- Z tobą? - uniosła brew zaskoczona. - Podobno nigdy nie tańczysz, Malfoy. Sam to przed chwilą powiedziałeś.

- Nigdy nie mów nigdy - kącik jego warg uniósł się z rozbawieniem. - Więc jak?

- Sama nie wiem... - mruknęła i dopiła drinka. Ponownie na niego zerknęła i posłała mu zadowolony uśmiech. Brązowe oczy błyszczały. - Skoro tak nalegasz.

Draco wstał i pociągnął ją za sobą na parkiet. Hermiona czuła na sobie znienawidzone spojrzenia Ślizgonek, których starała się unikać. Draco zdrową ręka przyciągnął ją do siebie i poprowadził w rytm piosenki. Hermiona co rusz się śmiała, gdy blondyn obracał ją, przechylał czy przyciągał do siebie. Bawiła się z nim naprawdę dobrze.

- Chodźmy się napić! - zawołała w końcu. - Nogi mi odpadają!

- Zaraz dołączę - powiedział jej na ucho i zniknął.

Podeszła do mini baru, prosząc o drinka, gdy przed nią pojawiła się Pansy. Ślizgonka nie wyglądała na zachwyconą.

- Ostrzegałam cię, szlamo - warknęła. - Miałaś się trzymać od niego z daleka. Zostaw go w spokoju.

- Nic mi nie zrobisz, Parkinson. Nie powinno interesować cię co robię i z kim! - W Hermionę uderzyły emocje. Miała dość traktowania w ten sposób.

- Draco mnie obchodzi! Jest mój, rozumiesz?!

- On najwyraźniej tak nie uważa - zironizowała. - Mam policzyć, ile razy w ciągu jednego dnia kazał ci się odczepić?

- Teraz zrobiłaś się wyszczekana, co? - warknęła Pansy i wyszarpnęła z kieszeni różdżkę.

- Dosyć, Parkinson. Nie chcę mi się już na ciebie patrzeć i zapewne Granger też nie ma ochoty - przerwał im chłodny głos. Draco stanął obok Hermiony i zarzucił na jej ramiona swój sweter. Gryfonka spojrzała na niego zaskoczona.

- Draco...

- Tobie też już wystarczy - wyciągnął z dłoni Gryfonki szklankę. Hermiona chciała zaprotestować, ale ją uciszył. - Chodźmy się przewietrzyć, Granger.

Hermiona podążyła za Ślizgonem zaciekawiona. Prowadził ją korytarzem, o którym pojęcia nigdy nie miała. Szli w ciszy przez kilka minut.

- O miejscu, gdzie zmierzamy wiedzą prawdopodobnie tylko Ślizgoni - wyjaśnił Draco, widząc jej minę. - Więc postaraj się nie wygadać nikomu, a szczególnie twojemu baraniemu stadku.

Po niecałych dziesięciu minutach dotarli do miejsca, które zaparło Hermionie dech w piersi. Wyszli na błonia nieopodal jeziorka, gdzie mieszkała wielka kałamarnica. O tej porze widok był naprawdę magiczny.

- Pięknie tutaj - szepnęła z zachwytem. - Zabierasz tutaj swoje ofiary, Malfoy?

- Jesteś pierwsza, Granger - prychnął i przyjrzał się jej. - Jak się czujesz? Nie poznaję cię dzisiejszego wieczora. Prawie rzuciłyście się sobie do gardeł z Parkinson.

- Całkiem nieźle, chociaż zrobiło mi się dziwnie gorąco - westchnęła. - Już dawno się tak dobrze nie bawiłam. Wszystko jednak przez te głupie idiotki, uwzięły się na mnie! Mam wrażenie, że Parkinson i jej dwie przyjaciółki potrzebują niezłego psychiatry.

- Może mają powód, by się tak zachowywać, co?

- Poza tym, że nie mam czystej krwi, twierdzą, że na mnie lecisz. Albo ja na ciebie. To bez różnicy, w każdym razie uważają, że im ciebie odbieram. Tłumaczyłam im, że między nami nigdy nic nie będzie, ale one tego nie rozumieją. Wcale mi się nie podobasz, ale one są o ciebie bardzo zazdrosne - tłumaczyła nerwowo, a jej język zaczął się plątać.

- Nie podobam? - Draco pokonał dzielącą ich przerwę jednym krokiem, zmuszając ją, by oparła się o kamienny filar. Hermiony oddech natychmiastowo zwolnił. Jej wzrok przeskakiwał z jego oczu na wargi. Zagryzła nerwowo usta. - A może jednak one mają rację?

Hermiona przymknęła powieki, gdy ich usta złączyły się. Zarzuciła mu ramiona za szyję, przyciągając do siebie. Draco przycisnął ją biodrami do ściany i objął w pasie. Przylgnęli do siebie spragnieni, cały czas penetrując swoje usta z rozkoszą. Szatynka drżała, gdy blondyn przygryzał jej wargi i ssał delikatnie. Ciężko dyszała, gdy w końcu się od siebie oderwali.

- Wracajmy na parkiet, Malfoy - zaśmiała się w jego usta. W jej głowie wirowało. Nie miała pojęcia czy od pocałunku, czy nadmiaru alkoholu. - Moje umiejętności cię jeszcze zaskoczoną.

~~*~~

Hermiona obudziła się w dormitorium dziewcząt z bólem głowy. Mimo dużej ilości alkoholu pamiętała wszystko z poprzedniego wieczora. Miała jednak ochotę zapaść się pod ziemię, gdy przypomniała sobie namiętny pocałunek z Malfoyem oraz swoje wygłupy na parkiecie z Blaise'm. Zwlokła się w końcu z łóżka, postanawiając zejść do pokoju wspólnego.

- Dzień dobry, partnerko! - zawołał Blaise na jej widok. Siedział razem z Malfoyem, który również nie wyglądał najlepiej.

Blondyn narzucił na siebie dzisiaj koszulkę, więc najwyraźniej nie potrzebował jej pomocy w ubiorze, co przyjęła z ulgą. Hermiona i Draco spojrzeli na siebie. Gryfonka jednak szybko odwróciła spojrzenie, a jej policzki zaczerwieniły się. Draco parsknął pod nosem i pokręcił głową.

- Jak się czujesz? - zapytał z uśmiechem Teodor. - Wczoraj wyglądało na to, że bawiłaś się naprawdę świetnie.

- Nie widzisz, Teo? - Draco świdrował ją szarymi oczami, które błyszczały złośliwie. - Granger ma kaca. Pewnie pierwszego w życiu.

Hermiona prychnęła i zarzuciła włosami, ignorując zaczepkę Malfoya. Właściwie cały czas unikała jego wzroku. Nie wiedziała, co siedzi w jego głowie po zeszłym wieczorze.

- Chodźmy na śniadanie. Powinnaś coś zjeść - zarządził Malfoy, na co skinęła głową niechętnie. Ruszyli we dwoje pustymi korytarzami. Gdy ramię blondyna przypadkowo dotknęło jej ramienia, odskakiwała jak oparzona. Draco cały czas powstrzymywał się od kpiących uwag.

- Jak się czujesz? Jak twoja ręka? - zapytała cicho Gryfonka, zmuszając się do przerwania ciszy.

- Bez zmian - Malfoy wzruszył ramionami. - Wczoraj musiałem gdzieś się uderzyć, bo mam wrażenie, że bardziej boli przy podnoszeniu. Może, gdy wyszliśmy za zewnątrz. Albo podczas któregoś tańca.

- Może - Hermiony głos był nienaturalnie piskliwy.

Usiedli przy stole, gdzie nie było jeszcze wielu osób. Draco przyglądał jej się nieodgadnionym wzrokiem. Hermiona nie mogła nawet spojrzeć na jedzenie. Draco westchnął i podstawił jej pod nos półmisek z jajkami.

- Musisz coś zjeść.

- Nie mam ochoty... - jęknęła. - Nie czuję się na siłach.

- Gdy wrócimy do pokoju przyniosę ci eliksir. Najpierw jednak musisz zjeść coś ciepłego, jasne? Wypij chociaż zupę - zadecydował. - Bez gadania. Inaczej będziemy siedzieć tutaj tak długo, dopóki nie zjesz.

Hermiona westchnęła, ale wykonała polecenie. Całą siłą woli wypiła miseczkę rosołu.

- Granger, masz jakieś plany na święta? - zapytał w końcu, gdy odłożyła miskę na bok.

- Nie, a dlaczego pytasz? - zdziwiła się. - Miałam jechać do Nory, ale jeszcze się nie zastanowiłam. Prawdopodobnie po prostu zostanę w zamku.

- W takim razie, skoro nie masz szczególnych planów, chciałbym wykorzystać moje życzenie z wygranego zakładu.

Hermionę przeszedł dreszcz. Spojrzała na niego, ale od razu tego pożałowała. Jej wzrok momentalnie padł na jego wargi. Wyglądały naprawdę kusząco.

- Co to za życzenie? - wydusiła z siebie, starając oderwać wzrok od jego ust.

- Pojedź ze mną do mojego domu - powiedział obojętnie. - Chciałbym, byś udawała przed moimi rodzicami moją narzeczoną. Takie maleńkie, rodzinne spotkanko. Co ty na to?

- Słucham?! - Hermiona roześmiała się histerycznie. - Ja?! Twoją narzeczoną?! Niby dlaczego?!

- Powiedzmy, że chcę wyjść z ich szablonu małżeństwa. Nie odpowiada mi narzeczona, którą dla mnie wybrali. Przedstawię im więc kogoś, kogo zupełnie się nie spodziewają. Jesteś idealnym przeciwieństwem tego, czego się spodziewają - wyznał spokojnie.

- To szaleństwo. Nie mogę tego zrobić - powiedziała szybko. - To przecież może zaważyć na całej twojej przyszłości. Dobrze wiem, jak działają stare rody czarodziejów. Masz wiele do stracenia sprzeciwiając się ich zasadom oraz wymaganiom. Mogą się ciebie nawet wyrzec!

- Niezbyt mnie to interesuje - Draco wzruszył ramionami obojętnie, a następnie uniósł figlarnie jasną brew, wbijając kpiące spojrzenie w Hermionę. - Gryfoni chyba się nie wycofują z danego słowa, co? Przegrałaś zakład, Granger. Jesteś mi coś winna.

Hermiona westchnęła i przymknęła powieki. Czuła, że wplątała się w coś, z czego będzie ciężko jej uciec.

~~*~~

Hermiona siedziała w pustym przedziale, przeglądając się w lewitującym przed nią lusterku. Krytycznie oceniała swój wygląd, starając się poskromić włosy oraz wygładzić ciemną, elegancką suknię. Z niepokojem co rusz zerkała za okno, czekając, aż pociąg dojedzie do stacji King's Cross. Przez cały ten czas nie mogła uwierzyć, w co się wplątała.

- Hermiono, na prawdę musisz jechać na to całe przyjęcie? Możesz przecież powiedzieć, że umówiłaś się z nami w Norze - do przedziału wkroczył Ronald. Zlustrował przyjaciółkę wzrokiem, rumieniąc się po czubek głowy. - Wyglądasz bardzo ładnie.

- Dziękuję, Ron - Hermiona uśmiechnęła się delikatnie do rudzielca, po czym westchnęła, odwracając wzrok w stronę okna. - Bardzo bym chciała, jechać z wami do Nory, jednak muszę pojawić się na tym przyjęciu. Obiecałam to zrobić i nie mogę się wycofać.

Do przedziału ktoś zapukał, a po chwili w wejściu pojawiła się głowa Malfoya. Blondyn zerknął krótko na rudzielca, po czym przeniósł spojrzenie na Hermionę. Szare oczy zabłysnęły z podziwem, a usta wygięły się w zadowolonym uśmiechu.

- Jesteś gotowa, Granger? Za pięć minut będziemy w Londynie.

- Jestem gotowa - Hermiona wykrzywiła się w namiastce uśmiechu. - Poczekaj na mnie przed wejściem, dobrze? Zaraz do ciebie dołączę.

Ślizgon wyszedł, a Ron spojrzał na nią z niedowierzaniem. Hermiona przymknęła powieki, czekając na wybuch. Była przygotowana na masę wyrzutów od przyjaciela.

- O co tutaj chodzi? Idziesz na to przyjęcie z Malfoyem?! - Ron wyglądał na oszołomionego. - Nie mówiłaś nic na ten temat!

- Ponieważ nie chciałam was niepokoić - Hermiona nie potrafiła spojrzeć na chłopaka. - Przegrałam zakład i teraz jestem zmuszona, by to zrobić. Uwierz mi, Ron, to nie jest spełnienie moich marzeń...

- Hermiono, uważam, że nie powinnaś tego robić. Nie z nim - warknął. - On cię wykorzystuje. Od prawie miesiąca robi z ciebie swoją służącą. Nosisz jego torby, odrabiasz zadania, piszesz notatki, a nawet karmisz niczym dziecko! Wyglądasz niczym jego niewolnica!

- Przestań, Ron. To moja wina, że Malfoy chodzi w gipsie. Gdybym nie namówiła go, by sprawdził co jest za tym drzewem, nic by takiego nie miało miejsca. Powinnam wziąć za to wszystko odpowiedzialność. Poza tym, przegrałam zakład. Wiesz, jakie są zasady magicznych zakładów.

- To tylko wymówki, Hermiono. A ty jesteś na tyle naiwna, by mu wierzyć.

- W takim razie nie mamy o czym już rozmawiać - odpowiedziała chłodno. - Zaraz dojeżdżamy do Londynu, więc muszę już iść. Życzę wam wesołych świąt. Pozdrów twoich rodziców.

Hermiona chwyciła za torbę i zostawiła przyjaciela samego w przedziale. Z niechęcią ruszyła do wyjścia pociągu, gdzie czekał już na nią Malfoy, opierając się o ścianę. On również był już przebrany w granatowy garnitur. Nawet z gipsem na ręce wyglądał oszołamiająco dobrze. Na jej widok jego usta wygięły się w kpiącym uśmiechu.

- Gotowa na spotkanie z przyszłymi teściami?

- Czuję, że to nie jest dobry pomysł - mruknęła. - To nie ma prawa skończyć się dobrze.

Wyszli wspólnie ze stacji i skręcili w najbliższą pustą uliczkę. Draco w końcu zatrzymał się i rozejrzał, czy nikt ich nie obserwuje. Wyciągnął dłoń w kierunku Hermiony, którą niepewnie ujęła. Jego dotyk natychmiast spowodował w niej uczucie gorąca, a także rozkoszne dreszcze. Nie minęło pięć sekund, a deportowali się na brukowanym dziedzińcu przed rezydencją Malfoyów. Szatynka zagryzła dolną wargę i rozglądnęła się po okolicy. Jej ciało mimowolnie zadrżało.

- Zapomniałbym o najważniejszym - szatynka oderwała wzrok od ponurego budynku i przeniosła go na Dracona. Jej oczy rozszerzyły się z niedowierzaniem. - Powinnaś go założyć.

- To... Jest piękny - szepnęła i wzięła w dłonie pierścionek z białego złota wysadzany diamentami. - Wygląda jednak na cenny. Nie mogę go założyć, bo jeżeli go zgubię...

- To kupię nowy, nie dramatyzuj - Draco przewrócił oczami i nałożył pierścionek na palec Hermiony. - Moi rodzice muszą wiedzieć, że traktuję cię poważnie.

Hermiona zapowietrzyła się, gdy jego palce splątały się z jej palcami. Pozwoliła pociągnąć się do zdobionych drzwi, a następnie poprowadzić do środka budynku.

- Oddychaj. Dasz radę - szepnął jej do ucha Draco, gdy stanęli przed salonem.

- Nie dam rady - pisnęła i ścisnęła jego dłoń. Spojrzała na niego błagalnie. - Ja naprawdę nie dam rady, Malfoy...

- Draco! - za ich plecami rozniósł się chłodny głos. - Co ty tam wyprawiasz, dzieciaku? Goście czekają!

Hermiona natychmiastowo zesztywniała. Draco przywołał natomiast na usta kpiący uśmiech i objął ją w talii, przyciągając do siebie. Oboje odwrócili się do Lucjusza Malfoya, który patrzył na nich niecierpliwym wzrokiem.

- Wybacz za spóźnienie, ojcze - odpowiedział Draco i delikatnie pociągnął wciąż zesztywniała Hermionę. - Musieliśmy coś załatwić po drodze. Czy wszyscy już przybyli?

Wzrok Lucjusza spoczął na Hermionie. Szare oczy mężczyzny rozszerzyły się w niedowierzaniu oraz wściekłości.

- Co ty wyprawiasz, Draco?! - krzyknął i złapał syna za ramię. - Co tutaj robi ta dziewczyna?!

- Chcę przedstawić swoją wybrankę rodzinie, to chyba oczywiste. W końcu to moje przyjęcie zaręczynowe, prawda? - zapytał chłodno młody Malfoy, wyszarpując ramię z uścisku ojca. - Wybacz, ale musimy iść powitać gości.

Hermiona czuła nienawiść ziejącą od Lucjusza Malfoya. Jej ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Jednak, gdy przekroczyli próg salonu, poczuła, że robi jej się słabo. W środku balowało około czterdziestu ludzi, większość śmietanki towarzyskiej czarodziejskiego świata. Gdy ukazali się w drzwiach, wszystkie głowy zwróciły się na nich.

- Malfoy... - szepnęła z paniką Hermiona. - Nie wiem, co robić...

- Tylko nie panikuj, Granger. Rób to, co ja i ewentualnie czekaj na moje polecenia - szepnął półgębkiem. - Teraz się uśmiechaj i witaj z wszystkimi, tylko tyle.

Przechodząc przez pomieszczenie, Draco witał się z gośćmi. Hermiona starała się uśmiechać wesoło, cały czas trzymając się kurczowo zdrowego ramienia Malfoya. Podeszli do stołu, gdzie siedziała Narcyza Malfoy. Kobieta zmierzyła Hermionę chłodnym spojrzeniem i skinęła jej głową. Draco pociągnął Gryfonkę na krzesło obok siebie.

- Dziękuję wszystkim za przyjęcie - powiedział głośno młody Malfoy, gdy wszyscy goście usiedli. - Jestem zaszczycony, że tak wielu ludzi przyszło na przyjęcie zaręczynowe. Chciałbym w takim razie przedstawić moją narzeczoną - Hermionę Granger. Oboje jesteśmy wdzięczni za waszą obecność.

Draco ucałował dłoń Hermiony i ponownie usiadł obok niej. W salonie Malfoyów rozległy się szepty zaskoczenia oraz oburzenia. Hermiona zauważyła kątem oka wściekłą Pansy Parkinson oraz jej rodzinę.

- Wszystko idzie zgodnie z planem. Są wściekli i oburzeni - szepnął z satysfakcją Draco. - Nie lubią, jak robi się coś wbrew ich woli. A te wszystkie dziewczyny, które chciałyby być na twoim miejscu cię nienawidzą.

- Pocieszające, doprawdy - syknęła w odpowiedzi Hermiona, na co Draco uśmiechnął się drwiąco pod nosem. - Zawsze marzyłam, by cały magiczny świat mnie nienawidził.

Gryfonka nie czuła się dobrze w towarzystwie. Co chwilę widziała rzucane w swoją stronę pogardliwe spojrzenia, czy słyszała kpiące komentarze. Malfoy siedzący obok nie przejmował się tym szczególnie. Z uśmiechem zadowolenia zachęcał ją do zjedzenia wykwintnych potraw.

- Hermiono, masz naprawdę piękną suknię. Wygląda na szytą w Paryżu. To prezent od Dracona? - zapytała szczupła kobieta o orlej twarzy.

- Och, nie - mruknęła Hermiona w odpowiedzi. - Kupiłam ją u krawca w zeszłe wakacje. Była naprawdę niedroga. Właściwie, to kupiłam ją na wyprzedaży.

- Koniecznie powinnaś dać na niego namiary. Jeżeli wszystko, co wychodzi spod jego dłoni jest niczym cudo, bardzo chętnie skorzystam z jego usług.

- Czy ten krawiec przyjmuje gdzieś na Pokątnej? - zapytała z uśmiechem Narcyza. Hermiona poczuła bijący od kobiety chłód. - Jest czarodziejem, prawda?

- Właściwie, to nie - szepnęła w odpowiedzi Hermiona. - Jest mugolem. Moja mama bardzo go ceni, więc...

- Mugolem? - oburzyła się szczupła kobieta, wchodząc w słowo Hermionie. - Nie możliwe, by mugole szyli takie suknie. Na pewno skradł ją jakiemuś projektantowi i sprzedał za knuty.

Hermiona spojrzała na Malfoya, który parsknął śmiechem i położył rękę na oparciu jej krzesła. Szatynka skrzywiła się z niedowierzaniem. On naprawdę świetnie się bawił.

- Draco, powiedz wujowi prawdę. Zakochałeś się w końcu, co? - obok Hermiony usiadł łysiejący mężczyzna o łagodnym usposobieniu. - Nigdy wcześniej nie przyprowadzał żadnej kobiety do domu. Hermiono, jesteś naprawdę ważna dla tego młodego człowieka.

- Dziękuję, wuju - Draco uśmiechnął się rozbawiony. - Tak, Hermiona jest wyjątkowa. Nigdy nie czułem przy kimś tego, co czuję przy niej.

- Powiedz mi, dziecko. Z jakiego rodu pochodzisz? Boczna gałąź?

- Przykro mi, ale nie znajdziesz rodu Hermiony na gobelinie, wuju - odpowiedział Malfoy z drwiącym uśmiechem. Hermiona czuła, że wyprostował się dumnie. - Cała rodzina Hermiony to mugole. Jej imię jednak pojawi się na gobelinie zaraz po naszym ślubie, tego możesz być pewien.

Mężczyzna zasępił się i szybko odwrócił. Hermiona posłała Malfoyowi nerwowe spojrzenie. Ślizgon jednak wstał bez słowa i podał jej rękę, ciągnąc na parkiet.

- Idzie ci świetnie, Granger - pochwalił ją z dumą. - Masz klasę i gust, więc są zrozpaczeni. Szukają czegoś, czym mogliby cię przyćmić.

- Przecież nie wyróżniam się niczym szczególnym - szepnęła i wbiła w niego spojrzenie. - Oni wszyscy są tacy...

- Drętwi - wpadł jej w słowo Draco. - To prawda.

- Jak masz zamiar to wszystko później odwołać? - szepnęła, spoglądając na swoje stopy. Wirowali po parkiecie w coraz to powolniejszych dźwiękach.

- Jeszcze nie wiem - szepnął jej do ucha. Hermionę przyjemnie połaskotał jego ciepły oddech. - Nie przeraź się tym, co zaraz się stanie, ale moi rodzice, oraz rodzice Parkinson na nas patrzą.

- Co... - Hermiona uniosła głowę, a Draco natychmiast wpił się w jej usta. Z pomiędzy jej warg wypłynął cichy jęk. Jego miękkie usta namiętnie wtapiały się w jej usta. Szatynka drżała, gdy jego dłoń przyciągnęła ją bliżej siebie. Pocałunek był równie gorący co ostatni.

Gryfonka odsunęła się od niego i spojrzała w błyszczące oczy zawiedziona, że to już koniec. Malfoy wyglądał na równie nieprzytomnego, co ona. Oddychał płytko i oparł swoje czoło o jej głowę.

- Chyba uwierzyli - Draco wyszczerzył się w zadowolonym uśmiechu.

Hermiona odwróciła głowę, obserwując jak państwo Parkinson wybiegają za płaczącą Pansy z pomieszczenia. Lucjusz i Narcyza spojrzeli po sobie ze złością, po czym przenieśli wzrok na Hermionę i Draco.

W ciągu niecałej godziny przyjęcie dobiegło końca, a w salonie zostali już tylko troje Malfoyów oraz Hermiona. Narcyza opadła na fotel, chowając twarz w dłoniach. Lucjusz stanął za żoną i dotknął jej ramienia.

- Jesteś zadowolony?! - syknął w stronę syna. - Widzisz, co narobiłeś?! Przyniosłeś naszej rodzinie wstyd!

- Wstyd? - Draco uniósł brew. - To było przyjęcie zaręczynowe, a ja przedstawiłem swoją narzeczoną.

- Nie bądź śmieszny! Dobrze wiem, co zrobiłeś! - Lucjusz wymierzył w syna palcem. - Przyprowadziłeś tę... tę... dziewczynę, by zrobić mi na złość! Tylko spójrz na swoją matkę! Przez ciebie cierpi, jak zawsze!

- Nie miałem zamiaru nikogo krzywdzić. Nie tym razem - odpowiedział w końcu chłodno Draco i ścisnął dłoń Hermiony w swojej.

- Jak sobie dalej to wyobrażasz, gówniarzu? Jeżeli myślisz, że ten wybryk będzie ci tak łatwo odkręcić, to...

- Nie zamierzam nic odkręcać - Draco wyglądał na rozzłoszczone go. - Nie mam zamiaru również wychodzić na Parkinson, ani nikogo innego. Mam zamiar sam wybrać przyszłą żonę. Nawet bez waszej akceptacji.

- Jeżeli to zrobisz, możesz się pożegnać z przejęciem udziałów w Ministerstwie!

- Nie ma problemu, jakoś sobie poradzę - Draco wzruszył ramionami obojętnie. - Coś jeszcze chcielibyście mi powiedzieć miłego?

- Wynoś się stąd! Wynoś i nie pokazuj mi się na oczy, smarkaczu, dopóki nie zmądrzejesz!

- I tak nie zamierzaliśmy zostawać tutaj ani minuty dłużej - Draco posłał ojcu kpiące spojrzenie i bez słowa wskazał Hermionie drogę do drzwi. Gdy wyszli na zewnątrz, Hermiona w końcu odetchnęła.

- I co teraz? - zapytała przejęta. - Nie powinieneś mówić takich rzeczy. Przecież możesz nie mieć szansy wrócić do domu!

- Mam się teraz rozpłakać, Granger? - Draco prychnął. - I tak po skończeniu szkoły chciałem się gdzieś wyprowadzić.

Hermiona zacisnęła usta w wąska linię. Przez chwilę przyglądała się Ślizgonowi w ciszy. Draco jednak wyglądał na odprężonego, a nawet zadowolonego.

- Dlatego chciałeś, bym poszła na to przyjęcie, tak? - zapytała cicho. - Wiedziałeś, że twoja rodzina będzie przeciwko takiemu związkowi. Wiedziałeś też, że tak to się skończy.

- Myślałem, że będzie o wiele gorzej - Draco roześmiał się. - Spisałaś się, Granger. I właściwie uratowałaś od tego okrutnego losu z Parkinson.

- Więc jesteśmy kwita. Spłaciłam swój dług - spojrzała znacząco na jego zabandażowaną rękę. Draco pokręcił głową i przewrócił oczami.

- Nie przemyślałem jednego - wyznał w końcu. - Nie mam pojęcia, gdzie się teraz podziejemy.

- Ja chyba mam pomysł... - Hermiona spojrzała na zegarek i skrzywiła się. Draco uniósł brwi, czekając, aż kontynuuje.

- Więc? - ponaglił ją.

- Jest jeszcze dość wcześnie. Moglibyśmy deportować się do mojego domu. Moi rodzice na pewno nas przenocują - mruknęła i odwróciła się od niego. Draco wytrzeszczył oczy.

- Do ciebie?

- Jeżeli nie chcesz, rozumiem - odpowiedziała szybko. - To był głupi pomysł.

- Jeżeli twoim rodzicom to nie przeszkadza, to możemy się deportować - Draco wzruszył ramionami. - I tak nie mamy nic lepszego do roboty.

Hermiona i Draco deportowali się na obrzeża Londynu, gdzie mieszkała szatynka. Było już po dwudziestej drugiej, gdy Gryfonka otworzyła drzwi i pokierowała blondyna do niewielkiego salonu. Gdy weszli do środka, Gryfonka ponownie tego dnia zamarła. Przy stole siedziała cała jej najbliższa rodzina. Rodzice, dziadkowie, wujostwo oraz kuzynostwo.

- Dobry wieczór wszystkim - pisnęła, pesząc się. - Przepraszam, że tak niespodziewanie, ale chciałam zrobić wam niespodziankę...

- Hermionko! - matka Hermiony podbiegła do córki i ucałowała ją. - Tak się cieszymy, że z nami jesteś i...

Kobieta spojrzała na Draco, a po chwili ponownie na córkę, unosząc brwi. Hermiona odchrząknęła i uśmiechnęła się do mamy niepewnie.

- Mamo, to Draco, kolega ze szkoły. Nie będzie problemu, by u nas przenocował, prawda?

- Ależ skąd! - kobieta uśmiechnęła się do Malfoya i jego również ucałowała w policzek. - Miło cię poznać, Draco! Czuj się jak u siebie w domu!

- Dziękuję, pani Granger. Nie chciałbym się jednak narzucać...

- Nie narzucasz, kochany. Bardzo nam miło, że z nami jesteś. Siadajcie do stołu. Zaraz podgrzeje coś do jedzenia.

Hermiona i Draco usiedli obok siebie. Draco przywitał się z każdym z osobna i szatynka była pewna, że na każdym z członków rodziny zrobił wrażenie. Nawet jej ojciec przestał patrzeć na niego podejrzliwym wzrokiem.

- Myślałem, że nigdy nie nadejdzie czas, kiedy moja córka przyprowadzi kogoś ze sobą - westchnął pan Granger. - Jesteście parą?

- My... - zająknęła się Hermiona. - Tak. Draco to mój chłopak.

Kobiety w rodzinie Hermiony pisnęły ze szczęścia. Szatynka zagryzła wargę boleśnie i zerknęła na Malfoya, który uśmiechnął się pod nosem. Objął ją ramieniem, po czym nachylił się w jej stronę i ucałował w czoło.

- Jest ze mną bezpieczna, panie Granger. Proszę się nie martwić.

- Dbaj o nią, chłopcze! Jest moim najważniejszym oczkiem w głowie - ojciec Hermiony pogroził mu palcem, po czym się uśmiechnął. - Powinniśmy opić waszą wizytę, prawda? Czego się napijecie?

Hermiona była w szoku, jak bezproblemowo przyjęła Ślizgona jej rodzina. Szybko przekonała się, że są zachwyceni urokiem Malfoya, jego nienagannymi manierami oraz poczuciem humoru. Jej ojciec wręcz nie mógł przestać się do niego odzywać.

- Hermionko, miałam wrażenie, że to Ron wodzi za tobą oczami. Nie wspominałaś nam o Draco - szepnęła matka dziewczyny, gdy zaczęły sprzątać po kolacji. - Jest bardzo przystojny i ułożony. Dobrze cię traktuje?

- Tak - odparła dziewczyna i westchnęła, wpatrując się w chłopaka. - Draco jest inny niż wszyscy. Łączy nas zupełnie co innego.

- Na pewno jesteś o niego zazdrosna, prawda? - zapytała łagodnie kobieta. - Musi mieć powodzenie wśród płci przeciwnej. Dobrze całuje?

- Mamo! - Hermiona zaczerwieniła się. - Proszę cię, nie zawstydzaj mnie!

- Dobrze, już dobrze!

Hermiona ponownie usiadła obok Ślizgona i uśmiechnęła się. Chłopak był pogrążony z jej ojcem w rozmowie, jednak gdy usiadła obok niego, położył dłoń na jej kolanie, jakby robił to odruchowo.

- Myślę, że na dzisiaj starczy tych pogaduszek! - pani Granger wstała i klasnęła w dłonie. - Jest późno. Hermiona i Draco są na pewno zmęczeni podróżą oraz przyjęciem. Jutro mamy cały dzień.

- Mamo, gdzie położymy Draco? - zapytała Hermiona.

- W twoim pokoju. Nie mamy miejsca, by zapewnić wszystkim osobny pokój. Przyniosę wam osobne pościele, chociaż wiem, że wy młodzi wolicie się grzać innymi sposobami.

- Mamo... - Hermiona zaczerwieniła się, a Draco parsknął pod nosem.

Weszli do pokoju Hermiony, trzymając pościele. Gryfonka z zaczerwienionymi policzkami ułożyła je na łóżku obok siebie.

- Jeżeli chcesz, mogę spać na podłodze - powiedział w końcu Draco i wywrócił oczami. - Przecież cię nie zjem.

- Nie, w porządku. Przecież to tylko wspólne łóżko, prawda?

Hermiona jeszcze nigdy nie czuła się tak zestresowana. Gdy Draco wrócił do pokoju z kąpieli i położył się obok, jej ciało zesztywniało. Między nimi pojawiła się krępująca cisza.

- Twoja rodzina jest świetna, Granger - usłyszała szept blondyna. - W jeden wieczór okazała mi więcej dobroci i miłości niż moja przez całe życie.

- Miałam wrażenie, że polubili cię bardziej niż mnie - westchnęła, ale uśmiechnęła się. - O czym tyle rozmawiałeś z moim tatą?

- O wielu rzeczach. W każdym razie na pewno już nie wspomni o Weasleyu. Rudzielec jest żałosny w porównaniu do mnie - prychnął z zadowoleniem. - Naprawdę kupił twojemu ojcu wiertło? Amator...

Hermiona zachichotała.

- Poza tym, Granger - Hermiona poczuła, że łóżko się ugina. Po chwili wiedziała, że Draco znajduje się tuż przy niej. Jej ciało przeszyły dreszcze. - Dlaczego powiedziałaś twojej rodzinie, że jesteśmy razem?

- Ponieważ... - jęknęła. - Nie wiem. To był impuls. Głupi impuls. Przepraszam, Malfoy...

- Po prostu kontynuujemy to, co zaczęliśmy u moich rodziców, prawda? - przerwał jej.

Hermiona skinęła głową i westchnęła cicho. Nagle miała wrażenie, że zrobiło jej się przykro, a Draco Malfoy zrobił się dla niej odległy.

~~*~~

Hermiona przebudziła się wcześnie i przetarła oczy. Na brzuchu poczuła ciężar ręki Malfoya. Spojrzała na jego spokojną, śpiąca twarz i uśmiechnęła się delikatnie. Draco Malfoy nigdy nie wyglądał tak spokojnie. Dotknęła delikatnie jego policzka, przesuwając palcami aż do rozchylonych ust. Po chwili jednak zdała sobie sprawę z tego, co robi. Otrząsnęła się gwałtownie i wyswobodziła szybko z objęć blondyna. Po cichu, żeby go nie obudzić, ubrała się w dres i zeszła do kuchni, przygotowując śniadanie. Wstawiła wodę na herbatę oraz w garnku, by ugotować parówki i jajka, gdy poczuła, że ktoś łapie ją w talii.

- Ranny ptaszek z ciebie, Granger - usłyszała cichy głos w uchu.

- Z ciebie również, Malfoy - mruknęła z bijącym sercem i odsunęła się od niego, zmuszając do uśmiechu. - Jak ci się spało?

- W sumie chyba nigdy nie spałem tak spokojnie - odpowiedział, wzruszając ramionami. Wyglądał na zaskoczonego tym wyznaniem. - A tobie?

- Całkiem nieźle - odwróciła się zarumieniona. Zaczęła machinalnie obierać jajka ze skorupek, byle nie patrzeć na blondyna.

- Może ja to zrobię? - zapytał w końcu Draco.

Hermiona prychnęła.

- Dziękuję, Malfoy, ale obawiam się, że twoja skromna osoba nie miała okazji robić w życiu tak wymagającej wielu umiejętności czynności, jak obieranie jajek - uśmiechnęła się zadziornie. - Poradzę sobie.

- Przegięłaś - Hermiona pisnęła, gdy Draco rzucił się w jej stronę. Ze śmiechem zaczęli gonić się wokoło wyspy kuchennej. Po uciążliwej batalii, Draco doskoczył do niej i przycisnął swoimi biodrami do stołu. Hermiona automatycznie się odchyliła, gdy blondyn położył obie dłonie na stole, nachylając się w jej stronę. Ich twarze znalazły się na tym samym poziomie. Serce Hermiony załomotało w klatce piersiowej, gdy mimowolnie spojrzała na jego wargi. Przymknęła powieki, czekając.

- Jak tutaj ładnie pachnie! Co ciekawego robicie na śniadanie? - do kuchni weszła pani Granger. Na widok bliskości obecnej dwójki zasłoniła usta dłonią. - Ups, przepraszam! Chyba w czymś przeszkodziłam!

Draco i Hermiona odskoczyli od siebie jak oparzeni. Gryfonka miała wrażenie, że jej twarz płonie z zażenowania. Odwróciła się szybko od Malfoya i jak gdyby nigdy nic, wróciła do obierania jajek.

- Nic ciekawego - pisnęła w odpowiedzi do matki. - Jajka, parówki i boczek smażony. Możesz obudzić tatę, śniadanie za pięć minut będzie na stole.

*

Podczas śniadania Hermiona i Draco siedzieli w ciszy. Mama Hermiony uśmiechała się pod nosem, a pan Granger patrzył na nich z zaciekawieniem. Reszta rodziny wesoło trajkotała. Hermiona przewracała oczami, gdy jej kuzynki próbowały zagadnąć do blondyna. Po zjedzonym posiłku wszyscy zaczęli się zbierać do domów. Gdy zostali we czwórkę, ojciec Hermiony założył ręce na klatce piersiowej.

- Mogłabyś oprowadzić gościa po okolicy, córeczko. O tej porze roku jest tutaj naprawdę pięknie.

- Tato, Draco jest czarodziejem czystej krwi, który nie interesuje się naszym światem. Dajmy mu spokój... - powiedziała z uśmiechem, rzucając szybkie spojrzenie Malfoyowi.

- Chętnie się przejdę - odpowiedział blondyn i uśmiechnął się do rodziców Hermiony. Gryfonka posłała mu mordercze spojrzenie.

Szli przez ośnieżone chodniki w ciszy. Hermiona co jakiś czas posyłała blondynów niezadowolone spojrzenie. Draco zdawał się jednak tego nie zauważać. Pogwizdywał wesoło, rozglądając się po okolicy którą mijali.

- To miejsce w ogóle nie jest dostosowane pod parkingi dla mioteł - stwierdził w końcu.

- Ciekawe, prawda? - zakpiła. - Dlaczego mugole nie mają parkingów dla mioteł? Może dlatego, że gdybym pożyczyła sąsiadowi twojego Nimbusa, to sprzątnął by nim swój taras...

- Macie chociaż bary z tańczącymi kieliszkami?

- Malfoy, czy ty pytasz poważnie? - przewróciła oczami. - Dobrze wiedziałam, na jakich przyjęciach bywasz.

- Na takich, na których nie bywa twój chłoptaś Weasley. Gdzie są jego starzy, a gdzie moi?

- Państwo Weasley to naprawdę wspaniali ludzie - Hermiona obruszyła się. - Pan Weasley jest naprawdę szanowany. Poza tym, mam wrażenie, że w czarodziejskim świecie liczy się tylko pieniądz.

- Z tego, co mi wiadomo, nie tylko w czarodziejskim. Z resztą powinienem się przyzwyczajać - Draco westchnął ciężko. - Jeżeli starzy mnie wydziedziczą będę biedniejszy od Weasleyów.

- I właśnie dlatego nie rozumiem zachwytu nad twoją osobą, Malfoy. Straszny z ciebie buc, a nawet moje kuzynki pożerają cię wzrokiem. To się nazywa brak gustu. Ja natomiast znam się doskonale na ludziach.

- Wychodzi na to, że twoje kuzynki mają o wiele lepszy gust od ciebie. Myślałem, że masz silniejsze geny, Granger.

- Najgorsze jest w tym wszystkim to, że czuje się zdradzona przez własnych rodziców. Powinni usłyszeć historię, jak od prawie miesiąca wysługujesz się ich córką.

Hermiona wyszczerzyła się złośliwie. Przekomarzali się ze sobą jeszcze kilka minut, gdy usłyszeli krzyk. Szatynka odwróciła się gwałtownie na dźwięk swojego imienia.

- Hermiono, to naprawdę ty! - dziewczyna o jasnych włosach rzuciła się na szyję Hermiony. Po chwili dołączyła kolejna. Gryfonka oszołomiona odsunęła się na dwa kroki. Gdy oprzytomniała, rozpoznała swoje mugolskie koleżanki - Katy i Aline. Dziewczyny uśmiechały się podekscytowane.

- Nie widziałam was od lat, dziewczyny! - szatynka pisnęła i również uściskała koleżanki. - Świetnie wyglądacie!

- Nic się nie odzywałaś do nas! Myślałyśmy, że już zapomniałaś o naszym istnieniu! Wyglądasz nie do poznania! Przez kilka minut się zastanawialiśmy, czy to ty.

- W życiu bym was nie zapomniała! Nie da się o was zapomnieć! - Hermiona roześmiała się. Draco stojący obok odchrząknął. Hermiona speszyła się i uśmiechnęła krzywo. - Wybaczcie, to mój... kolega, Draco Malfoy. Chodzimy razem do szkoły.

- Miło poznać koleżanki Hermiony - Draco uśmiechnął się szelmowsko, czym wywołał natychmiastową reakcję w dziewczynach. Obie wpatrywały się w niego jak w obrazek i niemal jednocześnie doskoczyły do niego, by uścisnął ich dłonie.

- Nam również - wydyszała szybko Aline. - Hermiona nigdy nie wspominała, że w jej szkole uczą się tacy... uprzejmi chłopcy. Może powinnam rozważyć zmianę szkoły.

- To prawda, Herm. Nigdy nie mówiłaś o Draco. Ukrywałaś go przed światem?

Hermiona wywróciła oczami. Uśmiechnęła się do dziewczyn szeroko, ignorując zachwyt Malfoya. Wiedziała, że za kilka minut nie będzie miała spokoju od jego przechwałek.

- Co tam u was? - zmieniła temat. - Może przed moim powrotem do szkoły powinnyśmy się spotkać na jakąś kawę?

- W sumie świetny pomysł! - podchwyciła Kate. - Dzisiaj Roger, twoja miłość z podstawówki, wyprawia urodziny! Jestem pewna, że nie będzie miał przeciwwskazań, byście wpadli. Oboje. Całe towarzystwo na pewno chętnie znowu cię zobaczy i pozna Draco. Co wy na to?

Hermiona posłała Malfoyowi szybkie spojrzenie. Nie potrafiła sobie wyobrazić Ślizgona na mugolskiej imprezie. Chciała już grzecznie odmówić, gdy Malfoy się odezwał.

- Będziemy. Hermiona jest z reguły nietowarzyska, ale dawno się nie widziałyście. Jeżeli to nie problem, chętnie się pojawimy.

Hermiona z otwartymi oczami patrzyła, jak Malfoy bierze od blondynki karteczkę z numerem telefonu, po czym żegna się z nimi, obiecując szybkie spotkanie.

~~*~~

Hermiona usiadła w kącie klubu, popijając z kieliszka wino. Kątem oka zerkała na Malfoya, który był otoczony wianuszkiem jej mugolskich koleżanek, wdzięczących się przy każdej okazji. Prychnęła głośno, odwracając wzrok. Nie przyszłaby na tą imprezę, gdyby nie jej rodzice. Obok niej usadowił się Roger.

- Naprawdę dobrze cię widzieć, Herm. Świetnie wyglądasz - powiedział z uśmiechem i przybił kieliszek o jej kieliszek. - Brakowało mi ciebie. Dobrze się trzymasz w tej szkole?

- Tak, dziękuję - odpowiedziała z uśmiechem. Kątem oka widziała, że Malfoy się jej przygląda. Z rozbawieniem zauważyła, że jej pierwsza miłość z wyglądu była bardzo podobna do Dracona. - Cieszę się, że cię widzę. Jak zawsze impreza z hukiem. Nawet w podstawówce wyprawiałeś najfajniejsze urodziny.

Roger się roześmiał, a Hermiona ponownie spojrzała na Malfoya. Katy dotykała właśnie jego ramienia i szeptała coś do jego ucha. Draco uśmiechnął się figlarnie, a Hermiona zmarszczyła brwi ze złością.

- Draco jest w porządku. To twój chłopak? - zapytał Roger.

- Nie - odpowiedziała ze złością Hermiona. - Właściwie, to nie przepadamy za sobą. Nasze spotkanie jest nieporozumieniem.

Roger wyglądał na oszołomionego. Po chwili jednak uśmiechnął się.

- To dobra informacja. W sumie, to zawsze mi się podobałaś i może chciałabyś się spotkać, co? Możemy pójść do kina albo na kawę.

- Chętnie - Hermiona uśmiechnęła się krzywo. Co chwilę jednak zerkała na Ślizgona, zaciskając palce na kieliszku. Kate poprawiała kołnierzyk koszuli Malfoya. Widziała, że stara się go wyciągnąć na parkiet, ale blondyn odmawiał. Szatynka uśmiechnęła się z satysfakcją. Póki co, była jedyną, z którą tańczył. - Niedługo skończę szkołę, więc będziemy mogli się widywać częściej.

- Zamierzasz wrócić do Londynu? Bardzo chętnie widywałbym cię częściej.

- Prawdopodobnie tak. Nie wiem, co będę robić dalej. W każdym razie, jeżeli będziesz chciał się spotkać, to daj znać. Mogę podać ci numer telefonu... O nie. Dosyć tego.

- O co chodzi? - Roger wyglądał na zaskoczonego nagłą reakcją szatynki.

Hermiona odłożyła gwałtownie kieliszek na stół i wstała z miejsca. Zamaszystym krokiem ruszyła w stronę Malfoya. W jej głowie już szumiało. Podeszła do wianuszka dziewczyn z krzywym uśmiechem.

- Zatańczmy, Draco - chwyciła rękę Malfoya i pociągnęła za sobą na środek parkietu. Chłopak odłożył szklankę z mugolską whisky i natychmiast pochwycił ją w ramiona.

- Skończyłaś już pogaduszki ze swoją pierwszą miłością? - zapytał zgryźliwie. - Umówiliście się już na randkę?

- Żebyś wiedział - odpowiedziała, wykrzywiając się. - Roger chce się ze mną spotykać, gdy skończę szkołę.

- Zamierzasz tutaj wracać? - zapytał z niedowierzaniem. - Naprawdę chcesz się umawiać z kimś takim?

- A co z nim nie tak? - fuknęła. - Poza tym, tobie chyba powinno się tutaj podobać. Twoje grono fanek się powiększyło, co?

Draco przewrócił oczami.

- Na pewno podoba mi się mugolski alkohol. Powiedzmy, że jest prawie tak dobry jak Ognista - uśmiechnął się zadziornie. - Chociaż masz rację, mugolki są niezłe.

Hermiona odsunęła się od niego rozgniewana i odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia. Draco szybko złapał ją od tyłu za biodra i przyciągnął do siebie.

- Jesteś zazdrosna, Granger? Chyba za dużo wypiłaś, co? - szepnął do jej ucha.

- Nie jestem o ciebie zazdrosna, kretynie! - warknęła i chciała się wyrwać z jego uścisku. On jednak nie ustąpił.

- Podobasz mi się taka.

Ślizgon przeciągnął ustami od jej szyi po płatek ucha. Hermiona zadrżała pod jego dotykiem i przymknęła powieki. Jego dotyk rozgrzewał ją przyjemnie od środka. Niczym Ogniska Whisky.

- Nie chcę, żebyś tutaj wracała - szepnął. - Nie do niego. Nie beze mnie.

Hermiona położyła dłonie na jego większych dłoniach. Miała wrażenie, że jej język się rozplątuje pod wpływem alkoholu. Westchnęła cicho, zaciągając się przyjemnym zapachem jego perfum.

- Co dalej, Draco? Co dalej z tym wszystkim zrobimy? Okłamaliśmy tyle osób... - jęknęła. - Nie chcę dłużej okłamywać moich bliskich.

- A nie możemy po prostu tego kontynuować? - zapytał cicho.

Hermiona odwróciła się gwałtownie i spojrzała na niego z niezrozumieniem. Chłopak poprawił opadający włos na jej twarzy i uśmiechnął się złośliwie.

- W sumie mam nadzieję, że do końca roku będziesz mieszkała w lochach i pisała moje eseje. Tak naprawdę, to powinienem się do czegoś przyznać, Granger - mruknął, a jego twarz rozjaśniała z rozbawieniem.

Hermiona wytrzeszczyła oczy, gdy Malfoy ściągnął gips i pomachał ręką, jak gdyby nigdy nic. Zamrugała kilkukrotnie, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi.

- Czy to... Od kiedy... - jęknęła zbita z tropu.

- Ręka zagoiła mi się w dwa dni po wyjściu ze skrzydła szpitalnego - wyznał.

- Jesteś beznadziejny, Malfoy. Bawiłeś się mną. Okłamałeś mnie! - warknęła i wyrwała się z jego objęć. - Jeżeli myślałeś, że będzie mnie to bawić...

- Chciałem, żebyś była blisko mnie, Granger! Chciałem się do ciebie zbliżyć, a to wydawał mi się jedyny możliwy sposób. Sama mi go zresztą podsunęłaś - Draco złapał za jej dłoń. Spojrzał na nią błagalnie. - Tylko tyle, albo aż tyle mam do powiedzenia.

- Słucham?! - Hermiona spojrzała na niego z niedowierzaniem. - I uważasz, że wykorzystywanie mnie przez cały miesiąc to był świetny plan?!

- Zbliżyliśmy się do siebie, prawda? Starałem się, byś to zrozumiała. Podobasz mi się, Granger. Cholernie.

- Nie wierzę ci, Malfoy - odpowiedziała chłodno, ale jej serce zabolało.

- Cholera, Granger! Nie wiem, co mam jeszcze zrobić, byś mi uwierzyła - przyciągnął ją do siebie i szepnął w usta, przymykając powieki. - Przedstawiłem cię całej mojej rodzinie, magicznemu światu i wyrzekłem się dla ciebie całego mojego majątku. Poza tym obiecałem twojemu tacie, że uczynię cię najszczęśliwszą kobietą na ziemi. Nie zrezygnuję z tego, rozumiesz?

- Jesteś największym kretynem na świecie, Malfoy - warknęła i przyciągnęła go do siebie. Złączyła ich usta, zarzucając ramiona na szyję. Mruknęła z zadowoleniem, gdy całym jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Spod powieki wypłynęła samotna łza. - Za karę do końca roku będziesz nosił za mnie torbę i spełniał wszystkie moje życzenia. Nie zapomnę ci tak łatwo tej ręki. Nie masz pojęcia, jak bardzo się tym przejmowałam, idioto.

- Skoro tego chcesz, Granger - mruknął między pocałunkami. - Do Gryffindoru i tak nie pozwolę ci wrócić. Chociaż związek z Gryfonką jest o wiele bardziej kuszący.

- Muszę cię pilnować w lochach - uśmiechnęła się zadziornie.

Draco odwzajemnił uśmiech i złapał ją bez ostrzeżenia pod pośladkami, unosząc nad ziemię. Hermiona oplotła go nogami w pasie i jęknęła mu w usta.

- Wyjdźmy stąd, błagam - szepnęła. - Nienawidzę takich imprez.

Draco wyniósł ją z mugolskiego klubu, nie przestając namiętnie całować. Po pół roku w ten sam sposób wniósł ją do ich wspólnego domu niedaleko Londynu. Tam wszystko miało zacząć się dla nich na nowo. 



_________________

Dzień dobryy!

Ok. Nie podoba mi się ta mini. Z drugiej strony jest ok.

Co Wy myślicie? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro