02/12/19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


    Park Chanyeol

   Mało kto lubił poniedziałki. Baekhyun jednak przeważnie czuł podekscytowanie na myśl, że rozpoczyna się nowy tydzień. Mówił, że to kolejna szansa, aby sprawić, że ten malutki, kilkudniowy okres czasu będzie dobry. Lubił się starać. Zawsze mnie to zastanawiało. Z niewiadomych źródeł brał dużą dawkę energii, której wystarczało, aby napędzić do życia mnie, Sehuna, Minseoka,a nawet Sojin, która po nieprzespanych nocach jedyne o czym marzyła to, aby oddać malutką Misun w nasze ręce i uciec na hawaje. Mężczyzna zawsze wtedy się pojawiał, zabierał dziewczynkę w swoje opiekuńcze ramiona oraz wysyłał Sojin do łóżka. Misun go uwielbiała. Nie byłem pewny czy to przez to, że spędzają ze sobą dużo czasu mieszkając pod jednym dachem, czy też przez jego sposób bycia. Baekhyun często jej śpiewał, powodując, że wielkie oczy wpatrywały się w niego z uwielbieniem. Sposób w jaki do niej mówił był niesamowicie delikatny, co dla Sojin było ciężkie przez przemęczenie oraz sam fakt, że dziewczynka nie była aniołkiem. Zdarzało jej się denerwować, kiedy ta nie chciała jeść, spać czy bez przerwy płakała. Małe dzieci bywały ciężkie, ponieważ koniecznością było doglądanie ich niemal 24/7. Niestety jej córka nie mieszkała z dwójką rodziców. Miewałem wrażenie, że Baek jest nieco zbyt chętny do tego, aby się nią opiekować. Nikt z nas nie czułby się dobrze, gdyby uważała go za swojego tatę. Brunet zawsze zbywał to machnięciem ręki, po czym tańcząc z dziewczynką na rękach powtarzał, że oboje wiedzą, że jest tylko wujkiem. Mimo, że to zapewniał nikt z nas nie miał pojęcie jakie wyobrażenie świata kiełkuje w głowie Misun. Baekhyun zajmował się nią nawet dwa dni w tygodniu. Częściej niż jej prawdziwy tata. 

Ten poniedziałek był inny niż wszystkie dotychczasowe. Obudziłem się z Baekhyunem w ramionach, co nie zdarzało się w te dni często. W końcu poniedziałki były dniem roboczym, więc oboje przygotowywaliśmy się do pracy we własnych miejscach zamieszkania. Tym razem nie wstałem we własnym mieszkanku, a w domu rodzinnym. Melody nie upominała się o uwagę, a była pod opieką Sojin i Sehuna. Baekhyun nie smsował życząc mi dobrego dnia, a spał bezgłośnie obok, marszcząc brwi przez sen. Nie miałem nastawionego budzika do pracy. Nie pojawiłem się w niej od czterech dni i nie zamierzałem zrobić tego przez kilka najbliższych. Nic nie było tak jak zwykle. 

- Chan? - Mruknął cicho mniejszy, nawet nie uchylając oczu. Ze szpitala wróciliśmy dopiero nad ranem, po odebraniu aktu zgonu. Żaden z nas nie zasnął z łatwością i wciąż była wczesna godzina, dlatego pogładziłem delikatnie zmierzwione włosy Baekhyuna, po czym mocniej okryłem go kołdrą. 

- Śpij dalej. Zawołam cię na śniadanie, dobrze?

- Gdzie idziesz? - Zapytał głosem stłumionym przez poduszkę, w którą wtulił twarz.

- Wypuszczę psa i pomogę mamie. Dam ci jeszcze jakąś godzinę snu, brzmi dobrze? - Odparłem całując jego chłodne czoło. Mniejszy mruknął cicho. Uznając to za zgodę podniosłem się i ubrałem w koszulkę oraz dresy przewieszone przez krzesło przy biurku. Ostrożnie zamknąłem za sobą drzwi i zszedłem na dół. Mój dom rodzinny nie był zbyt duży, ale nie był też najmniejszy. Był skromnie urządzony. Ściany ozdobione zostały kilkoma zdjęciami, gdzieniegdzie stały kwiaty. Odkąd tata zachorował to miejsce straciło duszę. Miałem wrażenie, że nagle zrobiło się tam pusto, dlatego zacząłem się obawiać o to jak mama będzie się w nim czuła całkowicie sama. Będzie jej ciężko. Była gadatliwa i miała ogromną ilość miłości, którą obdarowywała innych. Chciała mieć przy sobie ludzi. 

- Już wstałaś. - Powiedziałem, kiedy wchodząc do kuchni zauważyłem kobietę siedzącą przy drewnianym stole. Wyglądała samotnie, co zakuło moje serce.

- Nie mogłam zasnąć. - Oznajmiła cicho, nieco zachrypniętym głosem. Byłem pewny, że tak jak my przepłakała dużą część nocy, jeśli nie całą. To, że nie była już w związku małżeńskim z moim tatą nie zmieniło tego jak ważny dla niej był. Niezmiennie od tych wszystkich lat trwał u jej boku jako najlepszy przyjaciel, powiernik sekretów i ramię do wypłakania się w najgorszym momentach. 

- Co robisz? - Zapytałem siadając na krześle tuż obok niej. W dłoniach trzymała telefon, obok leżał kolejny, zaś przy nim kartka z wypisanymi imionami. 

- Zapisuję do kogo muszę zadzwonić. Nie pamiętam hasła. - Odparła podając mi telefon taty. Dobrze znałem kod, którym był kalendarzowy dzień i miesiąc wigilii. Nie byłem pewny dlaczego tak brzmiał. Prawdopodobnie mężczyzna bał się, że o czymś innym mógłby zapomnieć. 

- Proszę. - Powiedziałem oddając w jej ręce urządzenie.

- Musimy zadzwonić do jego dzieci. - Westchnęła. Nigdy nie miała z nimi zbyt dobrego kontaktu. Miałem wrażenie, że nieco obwiniają ją o to, że tata nie był dłużej z ich rodzicielką. Odszedł od niej kiedy dzieci wciąż były małe. Mimo to zawsze utrzymywał z nimi kontakt i uczestniczył w życiu swojej drugiej rodziny. 

- Mogę to zrobić, jeśli chcesz. - Zapewniłem, na co kobieta przystała. O śmierci taty zaczęliśmy informować wszystkich piętnaście minut później, o dziewiątej. Nieco czasu nam to zajęło, ponieważ mężczyzna miał naprawdę wielu przyjaciół, sporą rodzinę i ogromną ilość kontaktów w telefonie. Nawet nie zdawałem sobie jak wiele czasu nam to zajęło, dopóki nie minął mnie Baekhyun. Po spisaniu numerów osób, które miałem poinformować o odejściu ojca przeniosłem się na dół schodów, aby rozmówcy nie słyszeli w tle mamy rozmawiającej z kimś innym. Nie mogłem przez to nie zauważyć schodzącego na dół bruneta.

- Zrobię wszystkim śniadanie. - Powiedział cicho, kiedy zakończyłem rozmowę z kuzynką. Przytaknąłem lekko głową, po czym wybrałem kolejny numer. Nie przejmowałem się za bardzo moim chłopakiem, ponieważ nie był to pierwszy raz, kiedy przygotowywał coś w tej kuchni. Spędzaliśmy tu tyle czasu, że każdy z domowników już kilka razy doświadczył posiłków wychodzących spod zgrabnych dłoni Baekhyuna. Sam jadłem je na tyle często, że w pewnej chwili koniecznym ( przynajmniej w moich oczach) stał się powrót na siłownię, którą porzuciłem lata temu, tuż po szkole. Niemal od razu na nowo wdrążyłem się w dawną pasję, która szybko stała się jednym z moich ulubionych zajęć. Byun na początku był temu odrobinę przeciwny, martwił się, że coś mi się stanie lub, co gorsza, zacznę go męczyć, aby ćwiczył razem ze mną. Na szczęście bardzo szybko uznał, że nowe hobby mi się przyda. Od otwarcia salonu miałem nieco więcej czasu wolnego, a on nie lubił, kiedy smsowałem do niego cały dzień. Powtarzał, że nie pozwalam mu się skupić.

Moje rodzeństwo mieszkało w Chinach. Początkowo wyjechała tam Dahee, ale już pół roku później ściągnęła do siebie Youngbina. Miałem problem z dodzwonieniem się do niech, więc koniec końców poprosiłem ciocię, żeby to zrobiła. Nie byłem z nimi zbyt blisko. Na co dzień się nie kontaktowaliśmy. Nasze relacje nie były złe, ale nie czuliśmy potrzeby, aby rozmawiać częściej niż raz na dwa, trzy miesiące. Siostry taty były blisko z jego byłą żoną, a co za tym idzie, również z jego dziećmi. Miałem nadzieję, że nikt z nich nie będzie na mnie zły za przekazanie informacji za pomocą kogoś innego. Po pięciu próbach postanowiłem skupić się na reszcie kontaktów na liście. 

- Chanyeol? - Usłyszałem nagle delikatny głos. Podniosłem wzrok na Baekhyuna, który nieśmiało zaglądał zza futryny. 

- Tak, skarbie?

- Pomóc ci? - Zapytał spoglądając na pokreśloną kartkę. Pokręciłem głową słysząc jego słowa.

- Zostały mi dwie osoby. Jak z mamą?

- Już skończyła. - Oznajmił wciąż nie podchodząc bliżej. Miałem ochotę go dotknąć. Zdawał się smutny jak nigdy. Jego oczy były zaczerwienione, twarz blada, a włosy rozwiane w każdą  stronę. Nie wyglądał dobrze. 

- Zacznijcie jeść beze mnie. Na pewno jesteście głodni. Za moment do was dołączę. - Zapewniłem. Mniejszy zdawał się niepewny, ale w końcu przytaknął. Podejrzewałem, że obawia się, że mi przeszkadza. Chwilę później uciekł do kuchni. Rozmawiając z przyjacielem taty podniosłem się ze schodów i spojrzałem do miejsca, które chowało w sobie dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Baekhyun i mama siedzieli przy stole cicho rozmawiając. Nie tknęli śniadania, prawdopodobnie postanawiając mimo wszystko na mnie poczekać. Byun zdawał się niepewny, kiedy bawiąc się swoimi dłońmi odpowiadał mojej rodzicielce. 

Po skończonej rozmowie również wszedłem do pomieszczenia. 

- Dobrze, że jesteś Chanyeol. - Powiedziała mama, przysuwając do mnie kubek wypełniony ciepłą herbatą, kiedy usiadłem tuż obok mojego chłopaka. Posłałem mu krótkie spojrzenie, zanim ułożyłem swoją dłoń na jego, mniejszych i nieco drżących. - Po śniadaniu pojedziemy do zakładu pogrzebowego, dobrze? Musimy załatwić jeszcze kilka rzeczy, kiedy skończymy odwieziemy Baekhyuna do radia i wrócimy, dobrze? Śpisz dziś tutaj? 

- Tak, Baek nie? - Zapytałem podnosząc wzrok na bruneta.

- Muszę iść do pracy. - Odparł cicho. Zawsze krępował sie mówić o swojej nocnej pracy przy mojej mamie. Wiedziałem, że nie robi nic złego. Był tylko pomocnikiem barmana. Robił drinki, czasami pomagał w sprzątaniu sali. Każdy mu ufał i nikt nie oskarżył go o nic złego. Mimo to nie lubił głośno wypowiadać się o tym czym się zajmuje.

Zanim opuściliśmy dom spojrzałem na telefon, który przepełniony był nieodczytanymi wiadomościami. Wśród nich również tymi od mojej siostry, która pytała czy mogą się u mnie zatrzymać. Natychmiast się zgodziłem, zupełnie nie spodziewając się do jakiej katastrofy się to przyczyni. 

_________________________

Hej kochani! To już drugi dzień grudnia! Czuję, że ten miesiąc ( niestety) szybko zleci. Lada moment zaczyna się nowy rok. Myślicie już o swoich postanowieniach czy nie bawicie się w takie coś? Ja już mam kilka pomysłów <3 

Co dziś porabialiście? Ja byłam na spacerze, a prócz tego siedziałam w domu. Chciałam kupić taką uroczą, rudą sukienkę ,ale nie było jej już w sklepie ;_;

Kocham was bardzo mocno i mega się cieszę, że wróciliście do mnie również w tym roku! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro