11/12/17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Baekhyun! - Krzyknąłem widząc drobną istotkę wspinającą się po schodach. Mężczyzna odwrócił się zaskoczony i zdawać by się mogło, że nieco przestraszony. Natychmiast przyłożył palec do ust, jakby chcąc dać mi znak, abym pozostał cicho. Poczekał, aż dołączę do niego, po czym powoli wznowił drogę po schodach.

- Coś się stało, Chanyeol? - Zapytał ciepło, swoim delikatnym głosem. Na jego ustach pojawił się cień uśmiechu, kiedy stanąłem przed drzwiami jego mieszkania, zamiast iść na swoje piętro.

- Chciałbym poprosić Cię o numer telefonu. - Szepnąłem w obawie, że za cienką warstwą drewna może kryć się podsłuchujący Dongho. Nie wiem kto bardziej by oberwał. Baekhyun czy ja.

- Dlaczego? Przecież mieszkasz obok. - Powiedział kładąc dłoń na swoim karku. Poczułem, jak z mojej twarzy znika uśmiech, a zastępuje go zawstydzenie. Wydawało mi się, że ostatnio nieco się zaprzyjaźniliśmy. Chciałem być z nim w kontakcie, ponieważ miałem niewyjaśnioną chęć ciągłej rozmowy z nim. Milczenie też zdawało się być w porządku, o ile byliśmy wtedy razem.

- To nie tak, że nie chcę Ci go dać. - Zapewnił mnie natychmiast, prawdopodobnie dostrzegając moją niepewną minę. Odwrócił głowę w stronę drzwi obserwując je. - Dongho kontroluje moje kontakty. Nie będę umiał mu wytłumaczyć dlaczego mam twój numer.

- Rozumiem. - Mruknąłem nieco zły na siebie. W końcu powinienem był się domyśleć. - Pomyślałem, że może wyjdziemy gdzieś razem? Może chciałbyś pójść na to lodowisko, które otworzyli przy galerii?

- Mam pracę. Przepraszam, Chanyeol.

- W porządku. - Westchnąłem czując się odtrąconym jak nigdy. Wydawało mi się, że nie przeszkadza mu moja obecność. Myślałem, że tak samo jak ja dobrze czuje się, gdy jesteśmy razem. - Lodowisko jest otwarte do 23:00, jeśli zmieniłbyś zdanie. - Dodałem ciszej.

- Kończę dziś o 20:30, a ty?

- Podobnie. - Rzuciłem świadom, że dziś moja kolej na to, by pozwolić sobie wyjść nieco przed dwudziestą pierwszą.

- Dongho idzie do baru z przyjaciółmi, więc może faktycznie powinniśmy iść na lodowisko? - Zapytał po chwili, wyraźnie nad tym myśląc. Wstrzymałem oddech, patrząc się na niego intensywnie. Chyba to wyczuł, bo parsknął cichym śmiechem i pokręcił lekko głową.

- Spotkajmy się o 21:00 przy lodowisku. Powinniśmy się znaleźć bez większych problemów, co nie?

- Pewnie! - Przytaknąłem całkowicie zadowolony z takiego obrotu sprawy. Baekhyun posłał mi przepraszające spojrzenie i ruszył w stronę drzwi, od których chwilę wcześniej się odsunął. Uważnie patrzyłem, jak powoli wyciąga klucz i wchodzi do mieszkania. Otrzymałem ostatni uśmiech, po czym zniknął w środku.

W mieszkaniu przez dłuższy czas zastanawiałem się co powinienem ubrać. Chciałem, żeby było to nieco świąteczne, ale z drugiej strony też bez przesady. W końcu do świąt zostały dwa tygodnie.

Zaczęła mnie męczyć myśl, że nie powinienem go wyciągać po pracy. W końcu na pewno będzie zmęczony. Cały czas coś robi i rzadko ma wolne. Być może byłem zbyt nachalny i powinienem pozwolić mu odpocząć. Nie chciałem jednak nic odwoływać. Chciałem go zobaczyć i pozwolić mu zapomnieć na jakiś czas o Dongho. Podświadomie pragnąłem być powodem jego szczęścia.

Czas przed pójściem do pracy dłużył mi się niemiłosiernie. Trzy razy się przebierałem, męcząc przy tym Melody, która obserwowała mnie ledwo trzymając uchylone oczy. Całą noc ganiała za muchą i teraz była niewyspana.

W salonie pojawiłem się wcześniej niż zwykle, ponieważ nie mogłem usiedzieć w miejscu, nie myśląc przy tym o ślicznej twarzy Baekhyun'a. Czułem się trochę tak, jakbym szedł na randkę z najpiękniejszą dziewczyną w szkole. Byłem po prostu przerażony, a przecież to miało być zwykłe, przyjacielskie wyjście.

Moje podekscytowanie zostało od razu przejrzane przez współpracowników, jednak nikt nie ośmielił się tego skomentować. Czekali na najodpowiedniejszy moment, który pojawił się dopiero wieczorem, kiedy do budynku wszedł zmęczony Luhan. Narzekając na kierownictwo w pracy, padł niechlujnie na kanapie i rozejrzał się po pomieszczeniu. Wtedy nasze spojrzenia się spotkały.

Od razu opuściłem wzrok na podłogę, ale mimo to usłyszałem radosny pisk.

- Chanyeol się z kimś umówił! - Krzyknął, a ja powstrzymałem się przed ucieczką do naszej maleńkiej kuchni. Yoon'a, siedząca na fotelu spojrzała na niego jak na idiotę ( którym był!), po czym z zaciekawieniem odwróciła głowę w moim kierunku.

Całe jej włosy były spięte klipsami, ale nie odjęło to powagi jej minie.

- O czym on mówi, Park Chanyeol'u i dlaczego nie wiem o tym pierwsza?

- Nie ma o czym mówić. Z nikim się nie umówiłem. - Prychnąłem. Wszyscy ucichli, uważnie się we mnie wpatrując. Zmierzyłem ich powoli wzrokiem. Minseok jako jedyny udawał, że sprząta stanowisko, mimo, że cały czas zerkał w moją stronę. Cała reszta nawet nie próbowała zachować żadnych pozorów. Czułem się jak zwierzątko w zoo lub nastolatka przyznająca się rodzicom do tego, że podoba jej się jakiś chłopak. - Dobra, dobra! Powiem! - Zaśmiałem się opierając głowę o kij miotły. - To nie jest randka, ale cholera... - Westchnąłem. - On jest idealny, mówię wam. Wygląda jak księżniczka, zachowuje się jak anioł i jest najukochańszą osobą jaką ostatnio poznałem.

- To ten chłopak ze wczoraj? - Usłyszałem głos Sehun'a, a kiedy przytaknąłem na jego twarzy pojawił się uśmiech przypominający ten należący do dumnego rodzica.

- Dlaczego nie randka? - Dopytywał Luhan, a mi przed oczami natychmiast pojawiła się sroga twarz Dongho.

- Ma chłopaka. - Wyjaśniłem cicho, po czym, z nieco mniej zadowoloną miną wróciłem do sprzątania.

- Wszystko można zmienić. - Rzuciła Yoon'a, a ja posłałem jej delikatny uśmiech, mimo, że wiedziałem, że jakakolwiek zmiana będzie trudna. W końcu Baekhyun jej nie chciał.
Nie potrafiłem powiedzieć co tak naprawdę łączyło go z Dongho.
Nie zdawało mi się, aby się kochali. Nie bije się ukochanej osoby. Z kolei Byun uciekał przed nim. Nie chciał spędzać z nim czasu.
Podejrzewałem, że to zwykle przywiązanie i strach przed samotnością.
W końcu dla Byun Baekhyun'a Dongho był pierwszą miłością.
Podświadomie zawsze chcemy utrzymać ją jak najdłużej. Chociażby na siłę.

Na lodowisku byłem pięć minut przed czasem, ponieważ Sehun kazał mi się wynosić, mówiąc, że nie może dłużej znieść mojego, widocznego na kilometr, podekscytowania.
Dopiero chłodne powietrze nieco mnie uspokoiło.
To nie tak, że zakochałem się w Baekhyun'ie. Po prostu widziałem w nim swój ideał, co sprawiało, że stał się dla mnie dziwnie ważny.
Potrafiłem wyobrazić sobie z nim związek, mimo, że widziałem, iż on nie patrzy na mnie w taki sposób.
Chciałem, żeby był szczęśliwy. Próbowałbym mu to dać. Dbałbym o niego.

 Chciałem również stać się dla niego idealny.

Kręcąc się przy lodowisku pomyślałem, że wygląda ono naprawdę niesamowicie. Dookoła zawieszone były drobne, złote lampki i gałązki świerku. Było kilka strojnie przystrojonych choinek, a wokół obiektu znajdowały się drewniane budki, wokół których zebrało się nieźle zgromadzenie ludzi. Widziałem wznoszącą się nad nimi parę, dlatego podejrzewałem, że oprócz świątecznych pamiątek znajduje się tam również ciepłe jedzenie.
Było okropnie dużo ludzi, ale Baekhyun'a dostrzegłem od razu, gdy tylko się pojawił.
Wyglądał ślicznie w rozwianej grzywce i długim, ciemnym płaszczu, z pod którego widoczny był śnieżno biały sweter, który idealnie podkreślał jasny kolor jego skóry. Usta Baekhyun'a były cholernie czerwone i kuszące, tak, jakby od kilku minut męczył je zębami. Wiedziałem jednak, że to ich naturalna barwa.

- Powinieneś się zapiąć. - Powiedziałem, kiedy znalazł się obok. Chciałem nazwać go pięknym, pochwalić jego wygląd, ale byłem pewny, że nie życzył sobie tego. - Przeziębisz się. - Dodałem samemu sięgając do jego płaszcza. Czułem jego wzrok na własnej twarzy, kiedy ostrożnie zapiąłem długi materiał. 
- Dziękuję. - Odparł cicho, a ja przytaknąłem z uśmiechem i po złapaniu go za rękaw pociągnąłem go w stronę budki z łyżwami.
- Jak minął Ci dzień?
- Dobrze. Moja koleżanka poszła na urlop macierzyński, więc musiałem trochę pomóc szefowi. Nie byłem zbyt przydatny. Właściwe to udawałem, że mu pomagam.
- Przynajmniej tyle. - Zaśmiałem się pewny, że mężczyźnie wystarczyła obecność uroczego bruneta, aby mieć lepszy humor.
- A twój dzień?
- Mieliśmy dużo klientów, ale przynajmniej się nie nudziliśmy. - Powiedziałem, po chwili odbierając łyżwy od mężczyzny za ladą. Na lodowisku nie było wielu osób, dlatego miałem nadzieję, że z nikim się nie zderzymy.
-Jesteś w tym dobry? - Zapytał cicho mój towarzysz, kiedy usiedliśmy na wolnych ławeczkach i zaczęliśmy zakładać obuwie.
- W jeździe na łyżwach? Chyba nieźle mi idzie. Robiłem to, gdy byłem młodszy. W tamtym roku mój kolega mnie wyciągnął i przewróciłem się tylko raz. A jak z tobą?
- To będzie mój pierwszy raz. - Zaśmiał się, a słodki dźwięk jego głosu spowodował, że miałem wrażenie, jakby moje serce się topiło. - Dobrze związałem?
Spojrzałem na jego stopy i od razu mogłem dostrzec, że łyżwy trzymają się na nich zdecydowanie za luźno. Przed oczami natychmiast stanęły mi te wszystkie romantyczne momenty z filmów czy książek, dlatego niewiele myśląc ukląkłem przy sąsiedzie i rozwiązałem sznurówki.
- Za lekko, ale to nic. Zaraz zaradzimy. - Rzuciłem powoli obejmując jego chudą kostkę dłonią, aby przysunąć ją bliżej siebie. Mężczyzna zastygł w oczekiwaniu, a ja nie śpiesznie, z lekkim uśmiechem, związałem łyżwy. - Gotowe.
- Teraz nie są już tak wygodne. - Mruknął, a kiedy stanąłem przed nim natychmiast zacisnął dłonie na moich przedramionach i sam również się podniósł. To nie tak, że wykorzystywałem okazję, ale postanowiłem go asekurować poprzez ułożenie dłoni na jego biodrach.
Próbowałem podtrzymać śmiech, widząc, jego chód łudząco przypominający ten kaczki. Niespecjalnie mi się to udało, ponieważ z moich ust uciekło ciche parsknięcie.
- Wejdę pierwszy, żeby móc Cię złapać, jeśli coś będzie nie tak. - Powiedziałem, co też po chwili uczyniłem. Widziałem skupione na nas spojrzenia, ale w żaden sposób się nimi nie przejmowałem. Byłem dumny, że jesteśmy tu razem.
Wyciągnąłem dłonie do Byun'a pozwalając mu oprzeć na mnie swój niewielki ciężar. Powoli przekręciłem się i ruszyłem do tyłu, ciągnąc drobniejsze ciało skamieniałego bruneta.
-Chanyeol, czekaj! - Pisnął mocno trzymając mojego dłonie. Ponieważ żaden z nas nie miał rękawiczek idealnie czułem jego gładką, ciepłą skórę na swojej. - Nie jestem gotowy!
Zgodnie z rozkazem zwolniłem, aby po chwili stanąć w miejscu. Nie odjechaliśmy daleko, ponieważ zaledwie dwa, może trzy metry.
Baekhyun stał niepewnie, dziwnie schylając się w kierunku ziemi. Dalej trzymał moje ręce, jednocześnie ciężko myśląc nad następnym ruchem.
- Nie chciałem, żebyśmy blokowali przejście. - Wyjaśniłem, posyłając mu ciepły uśmiech, który niepewnie odwzajemnił. - Lubisz jeździć na rolkach?
- Niespecjalnie.
- A umiesz?
- Powiedzmy. - Zaśmiał się, próbując podjechać bliżej mnie. Niewiele myśląc pociągnąłem go w swoim kierunku. Niebezpiecznie się zachwiał, ale nie upadł. Nie pozwoliłbym na to.
- To podobne. Musisz poruszać nogami na zmianę, pod niewielkim kątem. Nie patrz cały czas na ziemię.
- Jak nie będę patrzył to upadnę.
- Przecież cię trzymam. - Mruknął coś cicho pod nosem, ale spróbował się poruszyć. Zrobił to zbyt gwałtownie, ponieważ całe jego ciało przechyliło się na prawo, a on zacisnął powieki.
- Widzisz? Patrzenie w dół cię nie uchroni. - Powiedziałem utrzymując go na nogach. Czułem, że to moje dzisiejsze zadanie. - Spójrz na moją twarz.
- Nie. - Odmówił, a ja cicho prychnąłem słysząc jak niedojrzale to brzmi.
- Proszę?
- Nie.
Westchnąłem nie próbując przekonywać go ponownie. Chwilę później kolejny raz spróbował ruszyć. Zrobiłem to samo, z tym, że wciąż jechałem tyłem, żeby mieć na niego oko. Liczyłem na to, że w nikogo nie uderzę, ale zważywszy, że niemal wszyscy nam się przypatrywali, miałem nadzieję, że nie dadzą się staranować.
- Spróbuj trochę szybciej. Będzie Ci łatwiej, jeśli się rozpędzisz.
Mniejszy westchnął cierpniczo, ale mnie posłuchał, dzięki czemu w końcu się ruszyliśmy.
Z uwagą przypatrywałem się jego skupionej minie. Nie mogłem pozbyć się myśli, że jest prześliczny. Lampki odbijały światło w jego ciemnych oczach, a policzki zarumieniły się od zimna. Kolejny raz uznałem, że wygląda jak anioł.
- Świetnie Ci idzie. - Uśmiechnął się lekko na moje słowa, po czym, wciąż niepewnie, podniósł wzrok na moje oczy. Jego ruchy automatycznie nieco zwolniły, ale byłem w stanie to zaakceptować w zamian, za tak idealny obrazek.
Chciałem uwiecznić go na zawsze, dlatego żałowałem, że nie mogę zrobić nam zdjęcia.
- Spróbujesz sam?
- Z tobą czuję się bezpieczniej. - Mruknął, kiedy powoli puszczał moje dłonie.
Czułem, jakbym go tracił, mimo, że nigdy nie był mój.
W pewnej chwili nastolatka jadąca za nami przyśpieszyła i minęła nas powodując tym samym dekoncentrację bruneta, który od razu stracił równowagę. Tym razem niewiele brakowało do upadku.
- Nie podoba mi się. - Powiedział zszokowany, kiedy pomagałem mu ponownie stanąć stabilnie na lodowisku.
- Chcesz zejść? - Zapytałem troskliwie, jednak w zamian otrzymałem ciepłe dłonie ma swoich i szeroki uśmiech.
- Ciągnij mnie za sobą, tak, jak na początku.
Kim byłem, aby odmawiać tym błyszczącym radością oczom?

_____________________

Powiedzcie, moi drodzy, jak delikatnie odrzucić sąsiada? T3T Niestety jest jedną z tych nachalniejszych osób i moja rodzina go zna ><

Co dziś porabialiście?

Kocham was! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro