21/12/17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Pozwalasz mu się pieprzyć! - Nagły wrzask sprawił, że trzymane przeze mnie naczynie z hukiem wylądowało na ziemi, rozlewając swoją zawartość na jasne panele. Melody zaciekawiona podbiegła do herbaty, ale widząc, że nie jest to nic interesującego, wróciła do mojej sypialni, gdzie prawdopodobnie ucinała sobie swoją wieczorną drzemkę. Zwykle w nocy budziła się, a jej ciało opanowywała niesamowita energia, która kazała jej biegać po domu i zrzucać wszystkie przedmioty ze stołu w kuchni.

- Nie prawda, Dongho. - Odpowiedział drżący głos, w którym natychmiast rozpoznałem Baekhyun'a. Ledwo słyszałem co mówi, ponieważ nie krzyczał tak głośno jak jego chłopak. Przełknąłem ślinę i pobiegłem do łazienki, skąd najlepiej było słychać głosy z dolnego mieszkania. 

Nie byłem wścibski. To nie tak. Po prostu dobrze wiedziałem, że kłócą się przeze mnie. Zdążyłem zauważyć, że Baekhyun jest niesamowicie samotną osobą, która oprócz mnie i Dongho nie ma nikogo. Nie utrzymywał kontaktu z rodziną, nie miał przyjaciół. Nie widziałem nigdy, żeby ktokolwiek poza Dongho się z nim kontaktował. Był promienną i przyciągającą osobą, dlatego byłem pewny, że nie utrzymywał z nikim kontaktu przez tego mężczyznę. Nawet, gdy poprosiłem go o numer telefonu ten tłumaczył się swoim kochankiem. 

- Zdradzasz mnie z nim!

- Nigdy bym cię nie zdradził. - Głos ucichł pod głośnym uderzeniem. Zastanawiałem się gdzie było ono skierowane. Dongho najbardziej lubił szpecić jego idealną twarz, dlatego podejrzewałem, że to ona ucierpiała.
Szybko nadeszło kolejne, po który nastał ciężki upadek.
Słysząc jego płacz nie wiedziałem co powinienem zrobić. Bałem się, że jeśli będę interweniował to tylko pogorszę sytuację, powodując, że następnym razem Byun ucierpi bardziej niż zwykle.
Płacz jednak nie cichł, a moje serce bolało z każdą chwilą bardziej, dlatego w końcu wróciłem do salonu i chwyciłem telefon w nieco drżące dłonie.
Nigdy tego nie robiłem. Zawsze było coś, co mnie powstrzymywało. Sama świadomość, że nie widziałem do czego doprowadzi moja interwencja powodowała, że czułem się beznadziejnie.
Tym razem było nieco inaczej, kiedy z lekkim zawachaniem wybrałem nigdy nie używany przeze mnie numer i poprosiłem, aby policja przyjechała do moich sąsiadów.
W głowie wciąż pobrzmiewał mi pełen bólu płacz.
Wróciłem do łazienki, gdzie zrozumiałem, że kłótnia się nie skończyła.
Usiadłem przy wannie, o którą oparłen głowę i wsłuchiwałem się w drżący głos, wyobrażając sobie ciepłe łzy, które spływały po najpiękniejszej twarzy, jaką kiedykolwiek widziałem.
Pilnowałem. Nieco jak pies, który warcząc czeka na sygnał do ataku. Nie chciałem wychodzić z mieszkania. Wiedziałem, że ostatnie co może pomóc to moja obecność, która działała na Dongho niczym płachta na byka.
- Jesteś mój, rozumiesz?! - Krzyczał, kiedy ciosy przestały być słyszalne. Zastanawiałem się co robi, ale po chwili usłyszałem trzask naczynia zderzającego się z podłogą lub ścianą. Potem koleiny i następny, który zagłuszał pełne przerażenia łaknie. Słysząc to wstałem z ziemi i wyszedłem z pomieszczenia. Nie mogłem pozwolić, żeby Baekhyun był sam, przerażony. Zakładając buty kątem oka zauważyłem błysk w oknie. Na zewnątrz stał już radiowóz, z którego dość pospiesznie wyszły trzy osoby. Przystanąłem, nie wykonując żadnego więcej ruchu.
Baekhyun był bezpieczny. Nie na długo, przez jedną dobę, ale to sprawiło, że sam czułem się dużo lepiej.
Wróciłem do pomieszczenia, które stało się moim centrum dowodzenia. Spocząłem na tym samym miejscu co wcześniej i nasłuchiwałem.
Głosy mężczyzn przerwały rutynę, która zachodziła niemal codziennie od dawna.
Nie wiem co mówili. Ich tony były potwornie ciche i monotonne, jakby specjalnie takimi je utrzymywali. Słyszałem jedynie, jak ich ciężkie buty znalazły się w mieszkaniu zakłócając to, co wszyscy znaliśmy od dawna.
Dongho ucich, stając się potulnym. Byłem pewny, że pytają o coś Baekhyun'a, ale zrozumiałem jedynie jego drżące potwierdzenie.
Słyszałem jak wychodzą. Stęknąłem biegnąc do okna.
Cztery sylwetki wyszły z klatki schodowej.
Dongho chwiał się nieco, a ja dopiero w tej chwili zrozumiałem, że musiał być pod wpływem alkoholu. Dawno nie widziałem go pijanym. Nie zdawało mi się, aby go nadużywał.
Nie wiedziałem co działo się w mieszkaniu niżej, ale podejrzewałem, że Baekhyun powstrzymuje płacz lub sprząta pobojowisko urządzone przez jego partnera.
- Chodz, Melody. Jest zimno. - Powiedziałem, kiedy kotka usiadła na parapecie przy uchylonym oknie. Uznałem, że najodpowiedniejsze będzie zamknięcie go, ale w tej samej chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Przez moment wahałem się, zastanawiając kto mógłby przyjść o tak później godzinie. Rzadko ktoś mnie odwiedził.
Odpowiedź przyszła szybkiej niż sądziłem, ponieważ klamka została delikatnie naciśnięta, a w środku pojawiło się drobne ciało mojego sąsiada.
Oczywiście, że to musiał być on.
- Oh, Baekhyun. - Mruknąłem widząc świeże siniaki i rozcięcia na niesamowicie bladej twarzy.
Rozchyliłem swoje ramiona, a Byun, jakby na to czekając, rzucił się w moją stronę i z całą siłą, jaką posiadał, wtulił się w moje dużo wyższe ciało.
- Wszystko będzie dobrze, prawda? - Zapytał mocząc moją ciemną koszule swoimi łzami, które nieustannie wydostawały się z jego oczu.
- Oczywiście, kochanie. - Zapewniłem, kładąc jedną z dłoni na tyle jego głowy.
Wiedziałem, że to prawda. Byłem pewny, że wkrótce wszystko będzie dobrze. Potrzebowaliśmy czasu, ale czułem, że wkrótce wszystko się zmieni. Nie wiedziałem w jaki sposób, ale konieczna była zmiana.
- Dlaczego z nim jesteś, głupolu? - Westchnąłem, ale w moim głosie nie było ani odrobiny wyrzutów czy złości. Była jedynie troska, która od jakiegoś czasu nie pozwalała mi normalnie funkcjonować.
Baekhyun potrzebował kogoś dobrego. Zasługiwał na wszystko co najlepsze, a jedyne co otrzymywał to ciosy i obraźliwe słowa padające ze strony jego chłopaka.
Oczekiwałem jego odpowiedzi. Byłem pewny, że za moment będzie mnie zapewniał, że Dongho jest dobrą osobą i zasługuje na akceptację, ale nic takiego z jego strony nie padło. Były jedynie zimne dłonie, które mocniej zacisnęły się w okolicy mojego pasa.
Chciałem powiedzieć, że to słodkie i mógłbym pokochać sposób, w jaki się we mnie wtula upewniając się, że nie odejdę, ale nie mogłem zrobić tego ze świadomością, co spowodowało takie zachowanie.
Ból, smutek, samotność i strach.
Delikatnie poglądziłem jego miękkie włosy, drugą rękę trzymając w okolicy szczupłych ramion.
Chciałem móc trzymać go w ten sposób zawsze, nie tylko, kiedy potrzebował pocieszenia.
- Powinieneś go zostawić. - Pouczyłem go, czując delikatny ruch w miejscu, gdzie spoczywała jego głowa.
Uniósł odrobinę twarz, a ja mimo woli zauważyłem krwawiące, płytkie rozcięcia w okolicy jego kości policzkowej.
-Wiem. - Rzucił krótko, zaciskając niewielkie piątki na materiale okrywającym moją klatkę piersiową. Jego głos był ochrapnięty i brzmiał na naprawdę nieszczęśliwego, co sprawiało, że chciałem schować go przez całym światem i nigdy już nie pozwolić opuścić mojego mieszkania. - Wiem, ale on nie pozwoli mi odejść.

---------------------------------------
Powiem wam, że wszystko ostatnio się wali i powoli zaczyna mnie przerastać. Ten grudzień jest chyba najgorszym okresem w całym moim życiu, a nadchodzące święta spędzę z prześladowcą mojej rodziny, czy nie brzmi to źle? Bo ja czuję się z tym okropnie...
Mieliście dobry dzień? Wigilia klasowa już za wami? Nigdy jej nie lubiłam, wiecie? Zawsze uważałam to za stratę czasu. Wy lubicie?
Kocham was i po prostu dziękuję, że jesteście ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro