10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Po rozmowie z Adrienem jednak mi ulżyło. Nie od razu! Ale kiedy, tego samego wieczoru, opowiadałam o wszystkim Alyi poczułam się naprawdę wolna. Tak jakbym odłożyła ciężkie naczynia po długiej wędrówce.

Przyjaciółka starała się mnie pocieszać, podczas tego gdy ja z radością zdejmowałam plakaty blondyna ze ścian.

— Jesteś pewna, że dał ci kosza, a nie oświadczył się? — spytała.

— Co?

— Jesteś jakaś zbyt radosna jak na to, że chłopak w którym się kochasz od pierwszego dnia szkoły nie chce z tobą być. Nie mówię że masz płakać, ale twoje zachowanie jest trochę...

— Sama nie wiem o co mi chodzi. — przyznałam uśmiechnięta od ucha do ucha — Ale czuję się wolna.

— Byłaś wolna cały czas. — przypomniała.

— Byłam niewolnicą nadziei, że może Adrien mnie pokocha. Teraz wiem, że nic z tego nie będzie.

Wpakowałam duży plik plakatów do pustego kartonu. Było ich całkiem sporo, a i tak dużo zostało na ścianach i pod łóżkiem.

— Ktoś mi ukradł moją wariatkę. — mruknęła pod nosem Alya.

— Ta wariatka w końcu poszła po rozum do głowy.

— A taką miałam nadzieję, że będziecie w końcu razem.

Westchnęła dosyć teatralnie co ja skwitowałam wywróceniem oczami.

— Ja też ale najwyraźniej nie to było nam dane. Chodź pomożesz mi zdjąć jego plan na ten rok.

Następnego dnia zbudził mnie niepokojący hałas dobiegający zza okien pokoju. Poderwałam się do góry i zobaczyłam wielką postać taranującą kamienice i jedną mniejszą, która skakała na kiju.

Zrobiło mi się ciepło. Czarny Kot już na miejscu. Jak zwykle mogłam na nim polegać.
Uśmiechnęłam się delikatnie, albo trochę bardziej. Nie wiem, nie panowałam nad tym.

Szybko się przemieniłam i dołączyłam do swojego partnera. Tak właściwie to nasz złoczyńca nie należał do tych potężnych, miał przewidywalne ruchy i żadnych asów w rękawie. Ponadto żarty Czarnego Kota wytrącały go z równowagi, co chyba spodobało się mojemu przyjacielowi bo żartował częściej niż zwykle i wysyłał mi przy tym porozumiewawcze oczko.
Wcześniej nie zauważałam jak bardzo zgrani byliśmy, ale teraz naprawdę to widziałam. Myśleliśmy jednym torem i bardzo mi się to podobało, kiedy wpadaliśmy na ten sam pomysł jednocześnie. Uśmiechaliśmy się wtedy do siebie i zaczęliśmy działać.

Nie minęła nawet godzina, kiedy już go pokonaliśmy. Zaakumanizowany był niespełnionym pianistą, który marzył o wielkiej karierze, ale - jak uważał - nie miał wystarczającego talentu. Uciekł zawstydzony szybciej niż się odezwałam i zostawił mnie z Czarnym Kotem w sali muzycznej.

Nie wiedziałam gdzie jesteśmy, zmienialiśmy swoje położenie zbyt szybko podczas walki.

Za swoimi plecami usłyszałam dźwięki pianina. Były piękne i czyste. Odwróciłam się i zobaczyłam, że Czarny Kot siedzi pochylony nad instrumentem. Zagrał kilka dźwięków i spojrzał na mnie wyczekująco, jakby czekał aż do niego dołączę.

Wyglądał inaczej niż zwykle, a może tylko tak mi się wydawało? Chociaż mogłabym przysiąc, że miał bardziej zielone oczy niż zazwyczaj, a jego włosy wyglądały na bardziej miękkie.

Przysiadłam obok niego, a on znowu zaczął grać. Nie znałam tego utworu, ale był ładny. Chciałam przymknąć oczy, żeby rozkoszować się muzyką, ale wolałam obserwować jego profil. Zerkał na mnie, a ja się do niego uśmiechałam.

— Nie wiedziałam, że grasz. — powiedziałam, kiedy skończył.

— Jestem kotem o wielu talentach.

Mrugnął do mnie, a ja wywróciłam oczami.

— A co to było? To co grałeś.

— Nie wiem. — wzruszył ramionami. — Chyba kiedyś to gdzieś usłyszałem.

— Podobało mi się.

Zdjął  dłonie z klawiszy i odwrócił się do mnie tak, że patrzyliśmy na siebie na wprost. Ujął moją dłoń, a ja od razu trąciłam go w nos. Wiedziałam, że inaczej mnie w nią ucałuje.

— Mogłabyś czasami mnie tak nie odtrącać?

— Mógłbyś czasami tak nie flirtować, Kotku? — podniosłam jedną brew i uśmiechnęłam się niby niewinne

— Chyba też czasami ze mną flirtujesz, Kropeczko.

— Ach, tak?

— Myślę, że tak. — przybliżył się trochę, a ja wstrzymałam oddech bo nagle mogłam policzyć błyski w jego oczach i poczuć ciepły oddech na swojej twarzy.

— Chyba tylko ci się wydaje. — szepnęłam.

— Nazwałaś mnie,, Kotkiem " i miałaś tą minę.

— Jaką?

— Taką. — starał się mnie naśladować, ale w jego wykonaniu wyglądało to komicznie. Nie potrafiłam powstrzymać się od śmiechu.

— Współczuję jeśli to dla ciebie mina flirtującej osoby.

Teraz to on wywrócił oczami.

Chciał coś dodać, ale nasze miraculum dało o sobie znać. Wstał i podał mi dłoń żebym się na nim wsparła.

— No to do zobaczenia. — mruknęłam.

— Do zobaczenia, Moja Pani. — przybliżył się do mnie, a ja wstrzymałam oddech. Puścił mi oczko i ucałował dłoń. — Mam nadzieję, że jak najszybciej.

Potem za pomocą swojego kija uciekł przed przemianą. A ja się uśmiechnęłam i przez to miłe uczucie w środku mnie i poszłam spacerkiem do domu.

Tego dnia miałam dobry humor.

XXX

KONIEC ROZDZIAŁU

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro