16

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Tęskniłem!

Tymi słowami mnie powitał, a zaraz potem podszedł do mnie i przyszpilił do ściany. Trzymał mocno moje nadgarstki i wpatrywał się prosto w moje tęczówki. Twarz miał jak obłąkany, szczerzył się nienaturalnie szeroko, a po zielonych oczach - które tak kocham - nie pozostało śladu. Teraz miał je stalowo niebieskie.

Starałam się uwolnić, ale miał silny uścisk. W moich snach był potężniejszy i nie dało się go pokonać, więc mój koszmar był taki sam.

- Już chcesz ode mnie uciec? Przecież nawet nie porozmawialiśmy, Marinette. Ten kotek był bardzo samotny bez ciebie. - złapał za moje kolczyki. Spojrzałam na niego bez tchu i się szarpałam, ale był silniejszy.

Wtem wprost na nas spadła zła Biedronka siłująca się z moim Kotkiem. Wygramoliłam się spod ich nóg i złapałam partnera za ramię. Miał przymknięte oczy, ale wstał. Zwrócił wzrok ku naszym sennym koszmarom i zamarł.

- To ja?

- Tak jakby...

- Przecież nigdy nie byłem pod władzą akumy.

Odsunęliśmy się od nich, kiedy wstali. Zła Biedronka wyrzuciła kolejny szczęśliwy traf i w jej dłoniach znowu znalazła się wielka, ostra broń. Tym razem była większa.

- Czarny Kocie!

- Uciekasz przede mną, bo mnie już nie kochasz. - krzyknęli w tym samym czasie, a ja odruchowo złapałam dłoń Czarnego Kota obok mnie.

Ścisnęliśmy się porozumiewawczo i zaczęliśmy uciekać ile sił w nogach. Przeskakiwaliśmy z budynku na budynek, a za nami nasze koszmary. Raz po raz krzyczały. Biedronka o tym jak bardzo nienawidzi Czarnego Kota i że nim gardzi, a Biały Kot o tym, że go ranię i że chce mieć ze mną chomika.

- Chomika? - podłapał biegnąc ze mną ramię w ramię.

- T-tak, chomika. Zawsze chciałam mieć chomika.

- Nic nie wspominałaś.

- Możemy o tym porozmawiać w bardziej dogodnych okolicznościach? Na przykład, kiedy nie będą nas goniły nasze koszmary? - skoczyliśmy na kolejny budynek. Odwróciłam się za nimi, byli coraz bliżej.

- Masz rację.

Zmienił do mnie nastawienie w ciągu paru minut. To znaczy, jasne, musieliśmy współpracować, ale jeszcze przed chwilą mówił mi że kochanie mnie jest okropne, albo ja tak to tylko zinterpretowałam. Posłałam mu nieufne spojrzenie, a on je wychwycił. Spojrzeliśmy na siebie. Chyba zwolniliśmy.

- Musimy uważać. - odchrząknęłam. - On jest potężny.

- Tak jak ja?

- Bardziej. O wiele bardziej.

Prychnął jakby nie dowierzał.

- Niemożliwe, żeby ktoś był ode mnie potężniejszy.

- Mega-kotaklizm! - usłyszeliśmy za sobą. Zatrzymaliśmy się w bezruchu.

Krzyknęłam do partnera, żeby uciekał. Nie, ja go wręcz błagałam! On tylko zasłonił oczy ręką, bo kula kotaklizmu nas oślepiła. Poczułam, że grunt pod moimi nogami się zawala i lecę w dół. Nie zdążyłam nawet złapać swojego yo-yo. Zacisnęłam oczy będąc gotowa na niezmierny ból, kiedy ktoś mnie złapał w talii bardzo mocno.

Po chwili już leżymy. Ja leżę na kimś. Otwieram oczy - Czarny Kot. Widzę jak jego złociste włosy wyłaniają się spod gruzu który nas przygniata. Klepię go po twarzy, ale nie odpowiada. Oddycha, ale ma zamknięte oczy. Z gruzów się pyli, a ja czuję silną rękę podnoszącą mnie za tył kostiumu. Rozglądam się dookoła. Zła Biedronka leży gdzieś dalej przygnieciona pozostałościami z komina, jak sądzę.

- Chcę tylko, żeby wszystko znowu było tak jak wcześniej. Czemu ty tego nie chcesz, Kropeczko?

Ciężko mi się oddychało po upadku z dużej wysokości. Koszmar mi się przygląda i przyszpila do innej kamienicy, a ja zaciskam oczy z bólu.

- Nie jesteś prawdziwy. Nie jesteś prawdziwy.

- Czyżby? - złapał mnie za dłoń i położył na swojej piersi. - Jestem tu. Jestem tu przez ciebie. To ty mi to zrobiłaś. Widzisz?!

Nie otworzyłam oczy. Nie chciałam.

- Patrz.

Niepewnie uchyliłam oczy. Stał tam, bardzo blisko mnie. Jego oddech był zimniejszy, niż zapamiętałam, a skóra bardziej biała. Zostaw mnie, chciałam powiedzieć, ale zabrakło mi odwagi. To ty mi to zrobiłaś, krzyczał a w uszach mi piszczało. Nienawidzisz mnie, powtarzał. Na nic były moje prośby, błagania o to żeby mnie zostawił, na nic było tłumaczenie że jego słowa są sprzeczne z tym co prawdziwe. On wiedział swoje.

- Rozdarłaś mnie na kawałki. Teraz ja zrobię to z tobą.

Siłowaliśmy się przez chwilę. Miał długie, ostre pazury które wbił prosto w moje biodro. Pod naciskiem jego paznokci mój super-bohaterski strój zaczął się rozpruwać. Sparaliżowało mnie ze strachu, patrzyłam na niego w ciszy. Przesuwał się ciągle ku górze, aż w końcu złapał mnie za gardło. Wstrzymałam oddech.

- Zabiję cię.

Mój własny koszmar mnie wykończy, pomyślałam. To co tak długo mnie dręczy stanie się tym co mnie zniszczy, tym co zakończy moje życie. Zamknęłam oczy czując, że zaczyna brakować mi powietrza. Byłam prawie, że bezwładna. Czułam się jak tubka pasty do zębów z której Biały Kot starał się coś wycisnąć. W tym przypadku chciał wycisnąć życie. Oczy latały mi w różne strony. Nogi stawały się miękkie, cała siła ze mnie uszła i jedynie już silna dłoń antagonisty trzymała mnie w pionie. Zaciskał ją mocno.

To koniec, pomyślałam i z jakimś dziwnym spokojem to przyjęłam. Może to kwestia tego, że nagłe zapadnięcie w długi sen wydawało się miłym pomysłem? Wydawało, dopóki nie usłyszałam jęknięcia z drugiej strony. Resztkami sił spojrzałam na Czarnego Kota, który odzyskiwał przytomność.

Czarny Kot, myślałam. Tak, to mogłaby być moja ostatnia myśl. Jego miękkie, złociste włosy czarujący uśmiech i piękne, zielone oczy.

Tak bardzo go kochałam. 

I nie chciałam, żeby został beze mnie. Złapałam za szyję Białego Kota, ale nie był to mocny uścisk. Na taki nie miałam siły, ale ten wystarczył, żeby rozluźnił uścisk na mojej szyi. Spojrzałam na niego porozumiewawczo, dał mi się odezwać. Tak właściwie to mnie puścił, a ja upadłam na kolana i kaszlałam głośno nabierając głębokich oddechów.

Stał nade mną z zimnym spojrzeniem. Pomyślałam, że skoro to ja go wykreowałam w swojej głowie - bo w rzeczywistości wcale nie był aż tak silny, potężny i nie mówił w kółko o tym samym - to może i mogę go zniszczyć. Wstałam podpierając się o ścianę.

- Miałeś rację.

- Wiem, ale z czym konkretnie? - podparł się na kiju, a ja odkaszlnęłam w dłoń parę razy.

- Świat został zniszczony przez naszą miłość, ale wiesz dlaczego? - podeszłam do niego o krok i położyłam dłonie na jego torsie. Nie mógł złapać tchu. Przyglądał mi się z paniką w oczach, ale i radością. Nie wiem jak można opisać to co w nim widziałam. Niepewnie wysunął ręce ku mnie. - Bo nasza miłość jest najbardziej destrukcyjną i najbardziej romantyczną na wszechświecie.

Stanęłam na palce i go pocałowałam. A po jego policzkach spłynęły gorzkie łzy. Jego usta miały alkaliczny posmak, były inne niż te Czarnego Kota.

Zniknął razem z wiatrem i już nikt mnie nie obejmował.

XXX

Jeżeli mam być szczera to jeden z najtrudniejszych rozdziałów do opisania, dlatego z góry przepraszam za to jak się go czyta. Dalej się uczę pisać i moje teksty są na dosyć podstawowym poziomie, jeśli można tak powiedzieć.

Tak czy inaczej, mam nadzieję, że rozdział jako tako przetrwaliście do końca i ściskam was mocno.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro