17

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Potem pokonanie Piaskowego  Chłopca było banalnie proste, w końcu to dzieciak, a nasze koszmary były już wspomnieniem. Koszmar Czarnego Kota, którym była moja zła wersja, został przygnieciony gruzem, a mój koszmar, którym była zła wersja mojego partnera rozpłynął się w tańcu z wiatrem. 

Po przybiciu żółwika Czarny Kot odprowadził chłopca do domu i umówiliśmy się na Wieży Eiffla. Przyszedł po niedługim czasie.

—  Leżała zatopiona, kiedy cię zobaczyłam. Tylko wtedy nie byłeś sobą. — powiedziałam wpatrując się w nocne niebo. Usiadł obok mnie.

— Wieża Eiffla? 

 — Tak. Cały Paryż był zatopiony, tylko ona jeszcze ci została. Nie wiem ile tam siedziałeś, może dzień, może dwa, a może parę miesięcy?

W moim głosie było słychać coraz większe przejęcie. Ujął moją dłoń mocno i uśmiechnął się smutno. Nie chciałam, żeby mnie puszczał.

— Dalej nie rozumiem co się dokładnie wydarzyło, Moja Pani. Przecież nigdy nie padłem ofiarą akumy, raczej bym o tym wiedział.

Zaczęłam mówić. Z początku moje słowa były niepewnie, pełne obawy i sprawdzałam jego reakcje po każdej pojedynczej sylabie. Potem słowa płynęły same, nie mogłam ich zatrzymać. Wylewały się ze mnie jakbym była wodospadem, który właśnie zburzył chłodnymi falami długo budowaną tamę. Mówiłam o tym jak byłam w norce Bunnix i jak potem z niej wyszłam. Jak walczyłam z nim pod władzą akumy i że zobaczyłam pod wodą siebie, a kiedy dotknęłam swojej twarzy rozpłynęłam się jak coś niezwykle kruchego. Obok stał Władca Ciem z równie przerażoną miną.

Cisza. Skończyłam mówić.

Usłyszałam jego niespokojny oddech. Chwilę się nie odzywał, analizował to co usłyszał. Nie wiedziałam ile dokładnie będzie potrzebował, aby przyjąć to do siebie i nie chciałam mu w tym przeszkadzać. A on wtedy zrobił coś czego się nie spodziewałam.
Przytulił mnie mocno i pogładził moje włosy.

— Czemu mi nie powiedziałaś wcześniej? — zmartwiony ton jego głosu brzmiał tak cudownie.

Martwił się o mnie, powtarzałam sobie.

— Myślałam, że dam radę sama to udźwignąć, ale to trudne. — wtuliłam się w jego szyję.

— Dlatego mnie unikałaś ostatnio? Przecież to poważna sprawa.

 — Wiem, ale bałam się że znowu doprowadzę do tego stanu. Nie chcę już nigdy z tobą walczyć. — oderwałam się od niego, żeby spojrzeć mu w oczy. Teraz jedną ręką obejmował mnie w talii, a drugą gładził moją dłoń.

— Czyli... Zostałem zakumanizowany przez ciebie? — spytał nieśmiało.

— Nie wiem, chyba tak. To znaczy, wiem że w tamtej rzeczywistości byliśmy ze sobą. No wiesz... Jako para.

— Och.

Och? Naprawdę tylko to przechodziło mu przez usta? Jakby nie mógł powiedzieć czegoś bardziej wyczerpującego i czegoś co mnie naprowadzi na to co teraz czuł.

— Powiedziałeś, że to przez naszą miłość świat jest zniszczony. Nie zrozumiałam wszystkiego, ale mówiłeś do mnie po imieniu, a potem chciałeś zabrać kolczyki. To nie było nic złego, chciałeś po prostu nas uratować, ale nie mogłam na to pozwolić. To co wtedy mówiłeś było straszne ja...

Zamknęłam na chwilę oczy.

,, — Prawda jest taka, że już wcale mnie nie kochasz. A więc teraz mogę zniszczyć wszystko i wszystkich!"

—  Hej, spokojnie. — przytulił mnie. —  Myślisz, że to przez nasze tożsamości?

— Myślę, że nie tylko, ale pewnie też dlatego. — oplotłam jego szyję dłońmi i spojrzałam na niego spod grzywki, która opadała mi na oczy. — Chciałam ci o tym powiedzieć, ale mnie pocałowałeś.

— Nie sprzeciwiałaś się potem jakoś mocno. Chyba, że sprzeciwem nazwiemy to jak się na mnie wieszałaś. — wyszczerzył zęby w uśmiechu i poprawił moją grzywkę.

Krew napłynęła mi do twarzy. Ukryłam się w zagłębieniu jego szyi.

— O mój Boże, przestań!

— To było akurat bardzo miłe, Moja Pani. — wyszeptał mi wprost do ucha, a ja nie mogłam się przemóc żeby nie zamknąć oczu.
Po moich plecach przeszedł przyjemny dreszcz.

— I nieoczekiwane, nie spodziewałam się że nagle rzucę się na ciebie.

— Cóż, trudno nie ulec takiemu purrrfekcyjnemu ideałowi. 

Może dalej byłam nieco skrępowana, ale to normalne. Czułam się przy nim mimo swojej wrodzonej nieśmiałości bardzo swobodnie. Pomyślałam, że mogłabym mu powiedzieć wszystko gdyby nie ten sekret tożsamości. Dalej się przytulaliśmy.

— Cóż, prawda. Ciężko było się oprzeć.

Teraz to on się rumienił. Nastała chwila ciszy. Gładziłam jego ramię palcami i przyglądałam się mu. Pomyślałam sobie, że właśnie tak moglibyśmy wyglądać jako para. To nie wydawało się takie złe, gdyby nie patrzeć na konsekwencje z tym związane. Siadalibyśmy na Wieży Eiffla, tulili się do siebie, całowali, rozmawiali o wszystkim i o niczym, on by żartował i wyznawał mi miłość paręnaście razy pod rząd, a ja tylko bym wywracała oczami i się śmiała. Wtedy on wiedziałby, że też go kocham.

— Wiesz, nie chciałem tego powiedzieć. Tego, że gdybym miał wybór wolałbym się w tobie nie zakochiwać. 

Uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami.

— Nie dziwię się,  że to powiedziałeś. Miałeś rację, zachowywałam się okropnie. Przepraszam. 

Przeprosiny zawsze były ciężkie, łatwiej było zwalić winę na innych za swoje błędy. Tyle, że tym razem nie mogłam tego zrobić.

— Mówię poważnie, moje serce nie mogło lepiej wybrać, niż ciebie, Moja Pani. 

Roześmiałam się głupio, a on zmarszczył brwi.

— Nie wiem czy to ma jakiś sens.

— W miłości wiele rzeczy nie ma sensu. — wzruszył ramionami.

— Wiesz, że nie umiem rozmawiać o uczuciach, prawda? — podkuliłam nogi do brody.

Patrzył na mnie i zawahaniem odpowiedział ciche:

— Wspominałaś.

— No właśnie, a ty ostatnio mnie rozgryzłeś.

— Rozgryzłem?

— No... Powiedziałeś, że... — zawahałam się. Skoro sobie nie przypominał może wcale nie mówił na poważnie? — Że wiesz, że cię kocham.

Nie patrzyłam na niego. Patrzenie w takiej sytuacji na kogoś było jak samobójstwo.

— Chcesz temu teraz zaprzeczyć?

— Nie. — odpowiedziałam krótko.

Wstałam z siadu i spojrzałam na jego włosy. Uniósł spojrzenie do góry i również wstał. Starałam się nie dać po sobie poznać, ale oddech mi przyspieszył, a ciało przeszedł przejmujący dreszcz. Złapałam za jego dłonie, a on uśmiechnął się szelmowsko.

— Co chcesz mi powiedzieć, Kropeczko?

— Że miałeś wtedy rację.

— Czekaj, naprawdę?! — wytrzeszczył oczy.

— T- tak i chciałam ci powiedzieć już przed walką z Piaskowym Chłopcem, że... — zacisnęłam oczy na chwilę. — Kocham cię.

— A-a co z tamtym chłopakiem? Przecież jeszcze niedawno-

— On nic do mnie nie czuje, jesteśmy przyjaciółmi. — wzruszyłam ramionami. — To nie jest ważne.

Nabrał głęboko powietrza.

— Jesteś pewna? Nie chciałbym, żeby to co mówisz okazało się tylko odreagowywaniem tej sytuacji. Jeśli masz złamane serce przez niego, to-

— Miałam, ale przeszło mi szybciej niż się spodziewałam. Nie potrafię tego wytłumaczyć i nie chcę bawić się twoimi uczuciami, ani cię ranić. — zrobiłam krok do niego. — Jestem pewna tego co czuję, ale wiem że to niebezpieczne i szalenie się tego boję.

W ciągu tych wszystkich tygodni od konfrontacji z Białym Kotem jeszcze, ani razu nie byłam taka pewna tego co mówię. A przecież wydawało się to zupełnym absurdem! Ja zakochana w Czarnym Kocie!

— Jesteśmy specami od niebezpiecznych spraw, prawda? — uśmiechnął się i położył dłoń na moim policzku.

Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się. Dawno nie uśmiechałam się, aż tak szeroko, a fakt że się rumieniłam tylko potęgował falę emocji przepływające przez moje ciało.

— Tak, ale ta sprawa jest poważniejsza. Muszę dowiedzieć się dlaczego wtedy wydarzyło się to co się wydarzyło.

— Więc co chcesz zrobić?

— Szłam właśnie do Mistrza. Chcę dowiedzieć się czegoś od tamtego Czarnego Kota. Wiesz, czegoś co da mi jasną odpowiedź.

— Odpowiedź na co dokładnie?

— Czy nasza miłość naprawdę musi być destrukcyjna.

— Chcesz użyć mocy Bunnix?

— Tak.

Staliśmy chwilę w ciszy. Podobała mi się ta cisza. Czarny Kot zjechał swoją dłonią na moją żuchwę, a potem na szyję i gładził ją delikatnie.

— To w porządku? Tak igrać z czasem.

— Mistrz mówi, że to ma swoje skutki uboczne, ale będę ostrożna.

— Nie możemy po prostu zaryzykować? — przybliżył się do mnie.

— Chciałabym. Naprawdę.

— Ale?

— Ale za nic nie będę znowu z tobą walczyła. Już wtedy widok ciebie w takim stanie rozrywał mi serce. — uśmiechnęłam się i położyłam dłonie na jego torsie. — Teraz bym tym bardziej nie dała rady. Poza tym nie chodzi tylko o nas a-

— O cały Paryż, rozumiem.

— Dokładnie.

— Jak zwykle jesteś ta rozsądniejsza. — zaśmiał się.

— Za to twoje pomysły są bardziej kuszące. — przyznałam tocząc kółka na jego ciele pokrytym lateksem. — Może zaryzykujmy, kiedy wrócę? Wiesz wtedy będę widziała więcej o tym czego musimy się strzec.

Byliśmy bliżej siebie niż jeszcze dwie minuty temu. Teraz nie mogłam pojąć jak jeszcze jakiś czas temu nie zauważałam czegoś tak oczywistego. Przecież mnie do niego strasznie ciągnęło.

— Jeżeli tylko zechcesz to ja się na to piszę. Zawsze.

Zaśmiałam się. Nie chciałam myśleć o tym, że jest również inna możliwość. Taka, że nie będziemy mogli być razem nawet po moim powrocie, bo usłyszę coś okropnego.
Wierzyłam w to, że nam się uda.

— Kocie.

— Tak?

— Pocałuję cię na pożegnanie.

Odkryłam, że bardzo lubiłam się całować. Było mi wtedy niewyobrażalnie gorąco, a usta których dotykały moje były przyjemnie miękkie. 

— Uważaj na siebie. — powiedział, kiedy znowu na siebie spojrzeliśmy. — I wróć do mnie jak najszybciej.

— Obiecuję. — odeszłam na parę kroków, a kiedy zahaczyłam yo-yo o pobliski budynek i się odwróciłam. Ukłoniłam się przed nim i naśladując jego barwę głosu powiedziałam. — Dobranoc, Moja Pani.

On się zaśmiał i założył ręce na piersi jak ja to miałam w zwyczaju i teatralnie wywrócił oczami.

Tak bardzo go kochałam.

XXX

Skończyłam pisać ten rozdział równo 22:22

To jakiś znak? Anielski liczby.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro