19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Siedziałam u Mistrza czując jak moje dłonie drżą, kiedy trzymałam kubek herbaty. Wciąż przed oczami miałam to jak twarz mojego ukochanego się rozpadała.

Nie odezwałam się nawet słowem od powrotu. Patrzyłam w jeden punkt i myślałam nad wszystkim czego doświadczyłam tego dnia. Bunnix wytłumaczyła mi, że nagłe przebłyski wspomnień które nie należały do mnie to efekt uboczny mojego przybycia i że gdybym została tam dłużej mogłabym całkowicie się zjednać z tamtą Marinette. Należałabym wtedy do tamtego świata, a w tym nie byłoby już żadnej mnie.

— Jak się czujesz? — zapytał w końcu Mistrz.

Nie bardzo wiedziałam jak mu odpowiedzieć. Głównie dlatego, że nagle zapomniałam jak się uważa głosu i nie potrafiłam nic z siebie wydusić. Przyłożyłam kubek do ust i upiłam trochę gorącego napoju.

— Nie wiem. — wydusiłam z siebie w końcu. — On zginął.

— Taki był jego los.

— Taki był jego los? — powtórzyłam niedowierzając w to co słyszę. — Mistrzu, czy gdyby to nasza rzeczywistość była porażką to też byś wzruszył ramionami i czekał swobodnie na śmierć mówiąc: ,, Taki był nasz los "?!

Wiedziałam, że Bunnix powiedziała Mistrzowi co się stało. Miał większa wiedzę niż ja i widziałam to po nim, że dzięki temu inaczej patrzył na całą sprawę. Jednak i tak uważałam, że powiedział coś głupiego.

— Uwierz mi, to wszystko przynosi więcej cierpienia niż ulgi. Lepiej umrzeć, niż męczyć się w życiu bez ukochanej osoby.

— Nie wiem czy to mnie pociesza. Na pewno dało się coś zrobić. Cokolwiek.

Uśmiechnął się.

— Właśnie dlatego jesteś Biedronką.

Zdziwiłam się jego niespodziewanymi słowami.

— Dlatego, że...?

— Że zawsze wierzysz w rozwiązanie problemów, ale tu nie pomoże twój szczęśliwy traf, ani kotaklizm Czarnego Kota. — postawił swoją herbatę między nami. — To co się tam stało to katastrofa której musimy uniknąć.

Wiedziałam, że miał rację, ale nie chciałam się z tym godzić. Tyle, że faktycznie tamten Czarny Kot został sam na świecie. Były tylko szczątki innym - skataklizmowanych przez niego - ludzi i wśród nich byłam ja.

— Jestem pewny, że teraz tamten Czarny Kot jest szczęśliwy z tamtą tobą. — oznajmił łagodnie, a ja podniosłam na niego zdumiona spojrzenie. — A teraz zadbajmy o to, aby nasza Biedronka i nasz Czarny Kot mieli szczęśliwe zakończenie.

Te słowa wydawały się niebywale ciepłe.


Nie mogłam czekać, więc jeszcze tego samego dnia spotkałam się z Czarnym Kotem na Wieży Eiffla. Otuliłam się ramionami próbując skleić słowa tak, aby powstało w miarę logiczne i spójne zdanie, ale ilekroć próbowałam ciągle odlatywałam myślami.

— Wróciłaś, Kropeczko. — usłyszałam przy uchu i odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć.

— Jak widzisz jestem cała i zdrowa, tak jak obiecywałam.

Usiedliśmy i chwilę było zupełnie cicho między nami. To znaczy byłoby gdyby nie ciągłe pytania Czarnego Kota. I jak, pytał, czego się dowiedziałaś. Nie odpowiedziałam mu z pięć razy, wtedy był już zaniepokojony. Ujął moją dłoń.

— Hej, co się dzieje?

Przypomniały mi się moje rozmowy z Czarnym Kotem, kiedy przyszedł do mnie kiedyś na balkon. Zapytałam go czy gdyby miłość między nim, a kimś była niebezpieczna to by z niej zrezygnował.
Nie, odpowiedział.

— To było straszne, rozpadłeś się na moich oczach. — wtuliłam się w jego ramię i wybuchłam krótkim stłumionym płaczem.

— Jak to? — objął mnie delikatnie i zaczął toczyć kółka na moich plecach.

— Tamta rzeczywistość już nie istnieje, więc tamci my również.

Nie odpowiadał chwilę. Nie wiedziałam nawet co chciałam od niego usłyszeć.
Poczułam, że pocałował mnie w czubek głowy i przymknęłam oczy.

— Ale ja tu jestem. Twój Czarny Kot.

— Tamten to też ty.

— Ale tego mnie znasz lepiej.

— Boże jakie to popaprane. — roześmiałam się wyswobadzając się z jego objęć.
Otarłam mokre od łez oczy.
— Sama już nie wiem, czy nie zwariowałam.

— Jeśli tak, to jesteśmy w tym razem. Nie martw się. — puścił mi oczko.

Znowu się zaśmiałam, ale nie wiem ile w tym prawdziwego śmiechu, a ile chęci rozluźnienia atmosfery.

— Więc czego się dowiedziałaś?

— Cóż, to nie jest to na co liczyliśmy. — mruknęłam pod nosem, ale siedzieliśmy na tyle blisko siebie, że usłyszał to bez problemu.

Serce biło mi szybciej niż zazwyczaj, bałam się że po prostu ucieknie mi z piersi. Trzymał mnie za dłoń jakby to było coś zwyczajnego, jakby robił to codziennie. Teraz na pewno nie będzie to codziennością. Przypomniałam sobie słowa Mistrza i pomyślałam, że Czarny Kot przez tak długi czas jakim jest pokonanie Władcy Ciem może zakochać się w kimś innym. Takie rzeczy po prostu się dzieją, a ja nie wiedziałam czy potrafiłabym na to patrzeć - na jego uśmiech wywołany inną, niż ja.

— Damy sobie radę. — uśmiechnął się, chociaż widziałam po nim że z trudem przychodziło mu bycie tak wyluzowanym. — Ze wszystkim. Powiedz co mamy zrobić.

Ucieszyłam się, że tak powiedział. Sam jego ton i sposób w jaki na mnie patrzył sprawiał, że wiedziałam że nie jestem w tym wszystkim sama. Miałam jego wsparcie bez względu na wszystko.
Byłam po prostu jego Biedronką.

Kiedy opowiadałam mu o tym, co powiedział mi jeszcze parę godzin temu Czarny Kot, patrzył w dal.
Nie odzywał się, co jakiś czas przytakiwał, a kiedy skończyłam długo się nie odzywał.

— To straszne. — stwierdziłam.

— Nie wiem czy to możliwe.

— Co takiego?

— Żebyśmy nie byli parą. To znaczy, możemy nią nie być, ale i tak się tak zachowujemy. — spojrzeliśmy sobie w oczy. — Poza tym cholernie mnie do ciebie ciągnie.

Uśmiechnęłam się nieśmiało.

— Mnie do ciebie t-też. To będzie trudne. Podobno będziemy walczyć z super - złoczyńcami nawet jako dorośli, myślisz że do tego czasu nikogo sobie nie znajdziemy w naszym ,, normalnym " życiu?

Położyłam głowę na jego ramię i westchnęliśmy w tym samym czasie.

— Powiedział, że mamy po prostu pokonać Władcę Ciem i tyle?

Pokiwałam głową.

— Czyli nie chodzi o jakiekolwiek zagrożenie. Chodzi o jedno konkretne.

— Co ty kombinujesz, Kocie?

— Wiemy, że dalej będziemy walczyć jako Biedronka i Czarny Kot, kiedy będziemy dorośli, ale może z innym przeciwnikiem?

Zastanowiłam się chwilę. Te słowa wydały się tak wspaniałe, że aż nierealne. Napawały mnie nadzieją, której się bałam, bo już raz się zawiodłam.

— Wydaje mi się, że to naciągane. — mruknęłam spuszczając wzrok.

— A mi się wydaje, że to ma ręce i nogi. W końcu jesteśmy coraz potężniejsi i Władca Ciem niedługo kopnie w kalendarz.

Oderwałam się od niego zdumiona.

— Czarny Kocie!

— No co? — uśmiechnął się niewinnie.

— To prawda, że Władca Ciem terroryzuje nasze miasto, ale nie możemy stać się tacy jak on. Nikt nie kopnie w kalendarz, na pewno nie z naszej winy, jasne? 

Spojrzałam na niego karcąco, a on nie wyrażał skruchy. Nabrał powietrza do policzków i się uśmiechnął głupkowato. Zapytałam co go tak bawi, a on pokręcił głową z niedowierzeniem i wybuchł niepohamowanym śmiechem. Czekałam, aż skończy krzyżując ręce na piersi.

— Wybacz, Kropeczko, ale... ale... — wytarł łzy w kącikach oczu. No proszę bardzo! Uśmiał się do łez. — Wzięłaś to tak poważnie, że..

— Doprawdy zabawne. — wywróciłam oczami.

Przestał się śmiać. Patrzył na mnie z uczuciem i jak za każdym razem to spojrzenie zaparło mi dech w piersiach. To nie fair, że miał taką moc.

— Nikt nie kopnie w kalendarz, oczywiście. Wiem, że tego dopilnujesz. — objął mnie w pasie i wtulił się w moje ramię, a ja przymknęłam oczy. — Jesteś po prostu moją Biedronką. Kocham to jaka jesteś.

Piękne słowa, pomyślałam wtedy. Ale zaraz potem przyszło drugie uczucie. 

— Czyli mamy zostać przyjaciółmi? — spytałam cicho.

Nie odzywaliśmy się już tego wieczoru. Po prostu się przytulaliśmy, jakby to było nasze ostatnie spotkanie przez wyjazdem drugiego. 

A w tych gestach było więcej uczucia, niż w filmach, które kiedykolwiek oglądałam.

XXX

Ekhm... Cóż, tak właśnie. Może ja zostawię ten rozdział bez komentarza. To zostawię wam.

Buziaki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro