20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Jakiś czas później...

Święta zawsze napawały mnie dobrymi emocjami. Razem z rodzicami śpiewaliśmy kolędy w różnych językach, jedliśmy kolację przygotowaną rodzinnie. Odpakowywaliśmy swoje prezenty - ja dostałam nową maszynę do szycia i od razu rzuciłam się na rodziców z uściskami. Byli wspaniali i czytali mi w myślach!
To znaczy, nie robili tego dosłownie. Gdyby mieli takie zdolności moja biedronkowa tożsamość byłaby już nie taka tajemna.

Po kolacji wróciłam do swojego pokoju i dałam swojej kwami koszyk czekoladowych ciastek. Ucieszyła się i jadła je bardzo zachłannie, aż się zdziwiłam, bo nigdy nie widziałam jej tak pochłoniętej jedzeniem.
Kiedy ona jadła ja szukałam prezentu opakowanego w czerwony papier ozdobny. Był na biurku. Chwyciłam go i się przemieniłam, a potem wymknęłam się z domu.

Paryż był cichy tej nocy, bardziej niż kiedykolwiek. W oknach były pozapalane światła i czasami widziałam jak rodzice przytulają swoje dzieci, albo jak inni jeszcze jedzą kolację wigilijną.
Wiedziałam jednak, że nie wszyscy spędzali ten czas z rodziną. Stanęłam na Wieży Eiffla.

— Wesołych Świąt, Kotku.

Blondyn momentalnie się odwrócił. Widziałam jak ze zdziwienia przechodzi w radość. Pobiegł żeby mnie przytulić i ja mu na to pozwoliłam.

— Moja Pani, co ty tu robisz?

— Ostatnio mówiłeś, że święta spędzasz sam. Domyśliłam się, że poza domem po tym jak to powiedziałeś, więc przyszłam.

— Nie musiałaś, pewnie twoja rodzina chciała spędzić z tobą czas.  — wymruczał.

Słyszałam, że był bardzo szczęśliwy.

— Spędziłam z nimi dużo czasu. — wzruszyłam ramionami. — Poza tym mam dla ciebie prezent.

— Dla mnie?

Usiedliśmy i dałam mu prezent. Od naszej pamiętnej rozmowy było kilka ataków akumy podczas których rozumieliśmy się tak dobrze jak nigdy. Czasem było niezręcznie - zazwyczaj na patrolach -  ale w końcu udało nam się wrócić na stare tory, tak jakbyśmy byli tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Jeszcze zdarzało się, że łapaliśmy się za dłonie, albo uśmiechaliśmy się do siebie zbyt długo, ale nigdy nie przy ludziach. Oboje wiedzieliśmy co do siebie czujemy i staraliśmy się tego nie nazywać, ale czasem było trudno. Cała ta relacja była trudna, a przecież to było takie proste - kochaliśmy się oboje. 

Byliśmy jednak świadomi, że nasza droga nie będzie usłana różami i to zaakceptowaliśmy na swój sposób. Nie wiem czy to bolało, kochać kogoś kto nie należy do ciebie. 

— Jak wyglądam? — spytał przymierzając swój prezent. 

Czapka z kocimi uszami, skończyłam ją parę dni temu i wiedziałam, że znajdzie zastosowanie w jego rękach. Uśmiechnęłam się i przyłożyłam dłoń do jego włosów by je poprawić, bo wpadały mu do oka.

— Do twarzy ci w niej.

Wierzyliśmy w to, że kiedy pokonamy Władcę Ciem będziemy mogli być w końcu razem choćby nie wiem co. Czasami do tego nawiązywaliśmy w rozmowach, ale potem było dziwnie, bo zwykle po takich rozmowach się przytulaliśmy, a ilekroć któreś chciało pocałować drugie trzeba było się powstrzymać. Musieliśmy nauczyć się na nowo tego jak pohamować swoje uczucia.

Pewnej nocy, kiedy Czarny Kot leżał wyciągnięty na  blaszanym daszku jak prawdziwy dachowiec powiedziałam mu, że kocham jego poczucie humoru. On otworzył oczy i powiedział, że tak naprawdę po prostu kocham go całego, potem śmieliśmy się nerwowo, bo nie wiedzieliśmy czy to już przekroczenie granicy, czy jeszcze nie. 

— Jesteś najlepsza, Moja Pani. — przytulił mnie teraz i poprawił szybkim ruchem czapkę. — Tak właściwie to też coś dla ciebie mam, pomyślałem że zostawię to na naszym dachu, ale skoro już jesteś.

Wyjął z kieszeni stroju małe pudełeczko zapakowane w różowy papier ozdobny. Różowy to mój ulubiony kolor, kiedyś o tym wspominałam. Rozpakowałam prezent i zobaczyłam parę pięknych, srebrnych kolczyków. Miały na sobie diamenciki i wyglądały naprawdę drogo.

— Kocie, zdajesz sobie sprawę że nie mogę ich nawet założyć, prawda? 

— Nieprawda. Jak już będziemy mogli chodzić na randki w cywilnych wcieleniach to je założysz.

Patrzyłam na niego przez chwilę nie odpowiadając. Potem się zarumieniłam i uśmiechnęłam nienaturalnie szeroko.

— Dziękuję, Kotku.

Wiedziałam jedno, nawet jeśli nigdy nie będzie mi dane być z Czarnym Kotem, to i tak zawsze będę go kochała. Nasza miłość jest bezwarunkowa.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro