8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. Adrien

Stałem pod choinką jeszcze przez jakiś czas. Wciąż przed oczami miałem zapłakaną Marinette, która kuli się ze wstydu i ucieka przed mym spojrzeniem. Byłem na siebie tak okropnie zły, jakim cudem wcześniej nie zauważyłem, że coś do mnie czuła?

Teraz to wydawało się oczywiste...

To jak się jąkała gdy mnie widziała, czasami mówiła głupoty, rumieniła się.

Zacisnąłem oczy czując jak się we mnie gotuje. Cholera, zraniłem ją. Och, robiłem to przez cały czas! Nawet ostatnio, kiedy opowiadałem jej o Biedronce, a ona tego wysłuchiwała z pocieszającą miną. 

Było już za późno, żeby za nią pobiec, poza tym nie chciałem żeby czuła się jeszcze bardziej upokorzona gdybym zobaczył jak płacze.
Wróciłem na pieszo nie szukając Alyi, ani Nino. Pewnie dobrze się bawili i nie chciałem im tego zepsuć, już jednej osobie zniszczyłem wieczór. Szukałem słów na swoje usprawiedliwienie. Chciałem być po prostu miły, lubiłem Marinette i tyle, co mogłem zrobić?

— Nasz Adrien to osiedlowy łamacz serc! — wychylił się Plagg spod mojej kurtki, a ja westchnąłem ciężko.

— Nawet tak nie żartuj, nie chciałem zranić Marinette. Bardzo mi na niej zależy, jest wspaniałą przyjaciółką. — odparłem przygnębiony nawet na niego nie patrząc. Obserwowałem jak nie wydeptany śnieg załamuje się pod naciskiem moich butów.

— Za kobiecymi sercami nie nadążysz.

— Dlaczego akurat we mnie? We mnie który jest zakochany w Biedronce, która-

— Która cię nie kocha. — podsunął, a ja przystanąłem na chwilę.

— Dzięki, tyle to też wiem.

— To proste. Zakochała się w tobie bo wyczuła urok Czarnego Kota, to działa na ludzi jak dobry ser. A to już moja zasługa, oczywiście. 

Nie byłem pewny czy ser działa na ludzi zachęcająco, ale zrozumiałem co miał mi do przekazania.
Nic nie mówiłem. Stałem z głową spuszczoną w dół.

— Może daj jej szansę? Przecież ją lubisz.

— To nie to samo. Myślałbym o Biedronce będąc z nią. — westchnąłem.

— Co za różnica czy to Marinette czy Biedronka?

— Co masz na myśli?

Plagg momentalnie zamilkł. Zaczął nerwowo uciekać wzrokiem i po chwili się odezwał.

— No wiesz obie są dziewczynami.

Wywróciłem oczami.

— Rany, ty naprawdę nie rozumiesz ludzkich serc.

Wybrałem do niej numer. Na ekranie pojawiło się zdjęcie dziewczyny, kiedy się uśmiechała a jej policzki przybrały czerwonego koloru.
Zadzwoniłem nie do końca wiedząc co chcę jej powiedzieć.

Nie odebrała...

Musiała mieć wyłączoną komórkę! Tak, bo inaczej przecież odebrałaby od gościa który właśnie złamał jej serce, prawda?

— Młody po-

— Plagg wysuwaj pazury.

To było głupie. Nawet nie zastanawiałem się czy ktoś mnie widzi, myślałem teraz tylko o jednym. O tym jak niemożliwie się pomyliłem co do jej uczuć. Biegłem przez miasto, a wiatr rozwiewał moje włosy na wszystkie strony.

Musiałem to naprawić.
Przecież Władca Ciem mógł ją... Nie, to już nie o to chodziło.
Powinienem ją po prostu przytulić. Tak, to planowałem zrobić kiedy tylko ją zobaczę na balkonie.

Ale jej nie było. Stanąłem na barierce rozglądając się uważnie, tak jakby miała się tam nagle pojawić, ale dalej cisza.
Zeskoczyłem na kafelki i zapukałem w klapę.

Cisza...

Wychyliłem się, żeby spojrzeć przez szybę. Poczułem wtedy przeogromny stres.
Było ciemno.
Marinette nie wróciła do domu... 

Więc gdzie do cholery była?

Pov.Marinette

Upokorzona.
Oto jak się czułam.

Po mojej ucieczce z jarmarku przemieniłam się za jakimś osiedlowym, nieczynnym od paru lat, sklepikiem. Teraz siedziałam z rozmazanym tuszem do rzęs na masce i drżącym ciałem. Wcale nie było mi zimno. Emocje mnie mnie wykańczały.

Beznadziejne parę miesięcy wzdychania do chłopaka, który cię nawet nie chce. Co za głupota.

Siedziałam przy katedrze Notre Dame. Czarny Kot często tu bywał na samotnych patrolach, albo w różne święta gdy ludzie spędzają czas z rodziną. Czasem Alya, a czasem kto inny wrzucał jego zdjęcie stąd.

Nie wiem na co liczyłam, chyba po prostu chciałam go zobaczyć i dziś. Choć wyglądałam żałośnie od tego płaczu, ale z drugiej strony widział mnie i w takim stanie. To dziwne, ale był moją pierwszą myślą po tym jak uciekłam od Adriena. 

— Biedronko! — usłyszałam za sobą i od razu się odwróciłam spragniona jego spojrzenia, którego nie złapałam.

— Kocie. — szepnęłam radośnie.

— Dobrze, że cię widzę. Musimy znaleźć jedną dziewczynę, to niesamowicie ważne. Mam poważne obawy, że-

Urwał widząc jak  spoglądam na niego spod łez. Momentalnie otrzeźwiał i chyba zapomniał po co tu przyszedł.

— Hej, co się stało?

Przysiadł się. Odwróciłam spojrzenie starając się nie płakać.

— Nic, po prostu...

— Możesz mi powiedzieć.

— Ale-

— Nie będę doszukiwać się twojej tożsamości. — obiecał.

Spojrzeliśmy na siebie, a w tym spojrzeniu było więcej uczucia niż w jakimkolwiek innym.
Chociaż sama nie wiem co to znaczyło. Nie miałam siły o tym myśleć.

— Po prostu miałam... — wstrzymałam oddech. Fala uczuć znowu mnie oblała nie pozwalając mi już na ratunek. — Okropny wieczór. — wybuchłam płaczem.

Przytulił mnie. Wtuliłam się w niego, a on gładził moje plecy i chyba pocałował w czubek głowy. Nie jestem pewna, bo byłam zbyt zajęta płakaniem. Przypomniałam sobie o tym, że Adrien mnie nie chciał. O tym jak niewiarygodnie się wygłupiłam i o tym, że cały czas żyłam nadzieją na coś co było nierealne. Czułam się idiotycznie, zataczałam się w tym uczuciu coraz bardziej.

— Spokojnie, Moja Pani.

— Przepraszam.— wydukałam po chwili podnosząc głowę do góry.

— Nie masz za co przepraszać. Zawsze będę przy tobie, okej?

To wydawało się nierealne, a z drugiej strony piękne. Tak jakbym chciała, żeby mówił prawdę.

— Trochę długo. — zaśmiałam się wycierając łzy.

— Wcale nie.

— Jak na to, że nie wiemy kto jest pod maską.

Uśmiechnął się.

— Zawsze mogę ci pokazać.

Patrzyłam na niego przez długą chwilę. Światło księżyca padało wprost na niego.

Nigdy nie zauważyłam, że ma takie piękne oczy.

— Wiesz, że nie możemy, Kotku.

Traciłam go w ramię, na co on odpowiedział tym samym. Przez chwilę się tak szturchaliśmy, dopóki nie złapał mnie za dłoń. Tak po prostu, zrobił to bez słowa.
Trzymał ją delikatnie, tak jakby się bał że pod jego palcami się rozkruszy. 

Krew napłynęła mi do twarzy. Spojrzałam na nasze dłonie dla pewności, że mi się nie wydaje. No faktycznie, trzymał.
Dziwne, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Uznałam, że to wszystko wina tego wyczerpującego wieczoru i położyłam głowę na jego ramię przymykając oczy.

— O jakiej dziewczynie mówiłeś wcześniej?

— Och, ona... To taka przyjaciółka, martwię się o nią.

— Dlaczego? — spytałam.

— Teraz ci już nie powiem. Po prostu odpoczywaj, dużo dziś przeszłaś.

— Nawet nie wiesz czy cokolwiek przeszłam. — spojrzałam na niego.

Spijał mi słowa z ust. Jak można być tak ufnym człowiekiem?

— Trochę cię znam, Kropeczko. — puścił mi oczko.

— Tyci, tyci.

— Może kiedyś dasz się poznać bardziej? Nie miałbym nic przeciwko.

Poprawiłam dłoń i splotłam nasze palce ze sobą. Słyszałam jak blondyn wstrzymuje oddech i chyba też to zrobiłam.

— Może już to robię?

XXX

Nie mogę się doczekać, aż wstawię ten rozdział. Miło się go pisało i jestem ciekawa waszych opinii, przeżyć itp.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro