Zakończenie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

(...)

Siedzieli pod różowym kocem z dwoma kubkami już prawie wypitej herbaty dalej wpatrując się w siebie roziskrzonymi od emocji oczami. Było już grubo po północy, więc musieli być naprawdę cicho co w połączeniu z emocjami jakie nimi szargały było niezwykle trudne, a nawet chwilami niewykonalne. No bo wszystko nagle nabierało sensu, a to sprawiało że te wydarzenia wydawały się snem. Zwłaszcza, gdy Czarny Kot zdjął transformację i stanął przed nią Adrien. 

— Nie mogę uwierzyć, że to ja byłam tą jędzą.  — wyrzuciła z siebie.

— Mówiłem ci już, że żadną tam jędzą, tylko dziewczyną moich snów. 

 — Sen! To wydaje się totalnie nierealne. — odstawiła ciepły kubek na szafkę obok jej łóżka i spojrzała na blondyna.

— Zapewniam, że jestem prawdziwy. — uśmiechnął się rozbrajająco.

— A jednak trochę takim snem się wydajesz. 

— Więc mnie dotknij. 

Zarumieniła się na te słowa, a jej wzrok jakoś instynktownie zjechał na jego tors. Odłożył kubek i trochę przybliżył się do ukochanej. Złapał za jej dłoń bardzo delikatnie, a potem umiejscowił na swojej piersi.

 — Widzisz? Dalej tu jestem. 

— To był pretekst, żebym poczuła twoje mięśnie?  — podniosła brew do góry.

— Wcale nie! I bez tego widać, że są nieziemskie.

— Trochę sflaczałe jednak.  — mruknęła zadziornie.

Adrien od razu zmarszczył brwi i instynktownie dotknął swojego brzucha.

— Wymyślasz!

— Hm, jako Czarny Kot masz lepsze mięśnie.  — dalej się z nim droczyła, ale widząc jego urażoną minę nie potrafiła się nie roześmiać. — Czyżbym trafiła w twoje ego?

Tak, to była jego Biedronka. Jego Marinette. 

— Nie, bo wiem że wymyślasz. Inaczej nie rumieniłabyś się w ten sposób.  — nachylił się nad granatowowłosą i obserwował czerwień rozlewającą się po jej policzkach. — O tym mówię.

Teraz to się zirytowała! Kto w ogóle pozwolił mu tak na nią działać! Tak rozbrajająco! Och, właśnie tego się bała. Przecież była bohaterką i nie powinna mieć słabości do swojego partnera. Z tym, że ta wizja teraz nie wydawała się wcale jakoś straszna. Nie kiedy siedzieli pod jednym kocem, a on był tak blisko.

— To głupie.  — zaśmiała się cicho. — Strasznie błądziliśmy. Gdybyś z rok temu mi o tym powiedział to wszystko byłoby prostsze.

— Przecież wiedziałaś, że jestem w tobie zakochany.  — zauważył.

— Mam na myśli, że gdybyś powiedział mi to jako Adrien. — spuściła nieśmiało wzrok. — Chociaż może i lepiej, że nie powiedziałeś mi wtedy o tym. Miałam na twoim punkcie taką obsesję, że nasz związek wyglądałby śmiesznie. 

Adrienowi zrobiło się sucho w gardle.

— Miałaś na moim punkcie obsesję? T-to znaczy, że...

— Że to ty byłeś tym chłopakiem w którym się zakochałam.

Teraz on także się śmiał. Faktycznie zabawna sytuacja. Przynajmniej nie on jedyny był ślepy.

— Podoba mi się ta sytuacja. — złapał za dłoń ukochanej i spojrzał na nią w taki sposób, że zabrakło jej tchu.

— M-mi też.

— Mogę cię pocałować?

— Wcześniej o to nie pytałeś. — zauważyła.

— No bo wcześniej była taka chwila...

— A teraz nie ma takiej chwili? — roześmiała się czym doprowadziła Adriena do zakłopotania. — Nie musisz o to pytać, przecież jesteśmy razem.

— Jesteśmy ze sobą? — zapytał zdumiony, a Marinette poczuła się jakby właśnie się mu oświadczyła.
Przecież nie wspominali o związku, po prostu zadeklarowali swoje uczucia, to wszystko! Och, a ona jak zwykle pospieszyła.

— M-mam na myśli, że... Jeśli nie... Myślałam, to znaczy... — zaczęła się mieszać, a Adrien mógł tylko stwierdzić że to jest urocze.

Plagg i Tikki tylko wymienili porozumiewawcze spojrzenia znad swoich przysmaków. Ta dwójka była beznadziejnie romantyczna.

— Cóż, tak właściwie jeszcze nie spytałem. — uśmiechnął się szelmowsko. — Ale skoro już znam odpowiedź, to chyba mogę po prostu powiedzieć, że jesteś Moją Panią.

Czemu te słowa nagle miały taką moc?

— Dosyć! Nie mogę już tego słuchać! — zaprotestował Plagg i popchnął głowę Adriena, a że ten był nachylony nad Marinette momentalnie pocałował jej usta.

— Plagg, nie o to chodziło! — zbulwersowała się Tikki.

— Powiedziałaś, że chcesz im dać trochę intymności.

— Chodziło o to, żebyś nie patrzył na każdy ich ruch jak sęp.

— Aaaa....

Ani Marinette, ani Adrien nie zwracali uwagi na swoje kwami. Byli zbyt bardzo pogrążeni w uczuciach do siebie. Położyła dłonie na jego karku i uśmiechnęła się nieśmiało.

— Więc jesteśmy razem? — dopytał dla pewności.

— Jeżeli tym razem ja wybiorę miejsce naszej randki.

— Czyli jednak to była randka? — podłapał zadowolony.

— Tak, Kotku. To była randka.

I oboje przeszczęśliwi się pocałowali. A w tle słychać było tylko niezadowolone jęki Plagga uciszanego przez Tikki.

***

Parę tygodni później...

Ciało młodej bohaterki zostało przyparte do jednego z paryskich kominów, a ona sama zatapiała właśnie dłonie we włosach swojego ukochanego. Całowali się bardzo namiętnie, nie potrafili się sobą nacieszyć, tęsknili za sobą w każdej wolnej chwili. Ich patrole stały się randkami, a misję nie - randkowymi - randkami na których trzeba było się skupić.

— Wymyśliłam... Gdzie możemy... Pójść na randkę... — mówiła między pocałunkami próbując odkleić od siebie chłopaka.

— Do kina? — zapytał nie przerywając swoich czynów.

— Kotku... — mruknęła odrywając się od niego, a on jęknął niezadowolony. — Rany naprawdę musimy przystopować z tym całowaniem się na patrolach bo w końcu ktoś zauważy.

— I wtedy będą wiedzieli, że jesteś tylko moja. — uśmiechnął się łobuzersko, a jej dalej miękły nogi od tego uśmiechu. — Co w tym złego?

— Kocie nie zaczynaj znowu. — wywróciła oczami. — Jesteśmy bohaterami, mają widzieć w nas partnerów a nie kochanków.

Nie podobała mu się ta wizja, ale dobrze wiedział że za jakiś czas ludzie się w tym połapią. Tylko Biedronka dalej wierzyła, że tak się nie stanie. Pozostało jej tylko przytakiwać i czekać na rozwój wydarzeń.

— Pomyślałam, że możemy odtworzyć tamtą nie - randkową - randkę. — zaczęła się bawić palcami.

— Chyba ustaliliśmy, że to była randka.

— No tak, ale wtedy... Wiesz, uciekłam i teraz chciałabym żeby wszystko było idealnie i-

Tu się zawiesiła.

— I?

— I chciałabym dokończyć tamtą randkę. Tak wiesz... Bez uciekania. — zachichotała nerwowo.

Boże, co za wspaniała dziewczyna. Jak jej nie kochać?

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro