13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Adrien:

Ze snu wyrwały mnie jakieś krzyki. Chwilę zajęło mi zidentyfikowanie źródła tego krzyku. Był to Plagg. Ciężko westchnąłem. Wyciągnąłem dłoń by wziąć leżący na stoliku nocnym telefon. Godzina 5:30. Świetnie Plagg. Dzięki Ci bardzo.

- O cześć Adrien. Już nie śpisz?- Zapytał z miną niewiniątka.
- Nie, już nie śpię. Ktoś swoimi wrzaskami obudził mnie.- Powiedziałem z ironią.- Co chciałeś? Pewnie jesteś głodny?
- O tak!- Wykrzyknęło stworzenie koto-podobne.- Jak zgadłeś?
- Nic, prostszego. Ty zawsze jesteś głodny.- Mówiąc to wstałem z łóżka. Ubrałem bluzę i klapki i rzuciłem do Palgga.- Zostań tutaj. Idę po twój ser.

Po cichu, by nikogo nie zbudzić, a szczególnie mojego ojca zszedłem na dół. Następnie ruszyłem w kierunku kuchni. Podszedłem do lodówki i otworzyłem ją. Znalazłem ser i wziąłem cały krążek. Może do południa mu starczy. Pomyślałem. Zamknąłem lodówkę. Miałem już wyjść z kuchni kiedy to na posadzce w korytarzu usłyszałem kroki. To był mój ojciec. Na jego twarzy malowało się zdziwienie. Szybko jednak przybrał z powrotem tą swoją maskę. Osoby wiecznie niezadowolonej. Zapytał się mnie:

- Cześć synu. Co tu robisz? Nie możesz spać?- Chwilę się zastanawiałem co mu opowiedzieć. Czy powiedzieć mu prawdę, że przyszedłem po ser dla Kwami, ale przecież ma to być moje i stworzonka tajemnica , czy też wymyślić jaką inną wymówkę? A jak spyta po co mi ser? Powiem, że głodny jestem.
- Cześć tato. Tak. Nie mogę spać.- Odpowiedziałem. Czyli jednak wybrałem wymówkę. No cóż... Dałem słowo, że nie zdradzę naszej tajemnicy nikomu.

Zmierzył mnie wzrokiem i jego spojrzenie padło na trzymane przeze mnie pudełko sera.
- Po co ci ser?- Zapytał zaskoczony.
- Głodny jestem. – Odpowiedziałem.
- Przecież ty nie lubisz sera camembert.- Powiedział.
- To ty ojcze nie wiesz?- Zapytałem.
- Czego nie wiem?
- No bo jak człowiek jest głodny to zje wszystko. Nawet coś czego nie lubi
.- Odpowiedziałem.
- To chociaż zjedz tu, w kuchni.- Powiedział.
- Muszę już iść. Zjem u siebie. – Wykręciłem się od jedzenia przy ojcu.- Na razie.
- Pa synu.

Udałem się do swojego pokoju. Od drzwi już zostałem zaatakowany przez Kwami.
- No nareszcie. Co tak długo?- Powiedziało stworzonko podniesionym głosem.
- Ciszej. Ktoś nas usłyszy.- Wyjrzałem na korytarz po czym zamknąłem drzwi.- Ojciec wszedł do kuchni. Musiałem coś wymyślić. Otworzyłem pudełko. Plagg podleciał i wziął sobie kawałek sera. Nie wiem jak on może to jeść. Mnie wręcz skręca od samego zapachu.

Zerknąłem na zegar. 5:50 to już nici z spania. Dzięki Plagg. Włączyłem komputer i jak zwykle przeglądałem zdjęcia mamy. Wiem, że to głupie, ale czuje się po tym lepiej. Uruchomiłem przeglądarkę i zacząłem bez sensu przeglądać strony.

Tak mi upłynęło 40 min. Oderwałem się od komputera i poszedłem się ubrać. Plagg nie zwrócił nawet uwagi, że wychodzę. Przebrałem się w łazience i zrobiłem poranną toaletę. Wróciłem do pokoju. Spakowałem się do szkoły, uprzednio sprawdzając czy na pewno wszystkie zadania zrobiłem. Na wierzch dałem strój na wf. Nie chciałem, żeby bardzo się pomiął.

O 7 zszedłem do jadalni, gdzie jak zwykle zjadłem sam śniadanie, wypiłem kawę. Następnie zebrałem się do wyjścia. Stanąłem na progu i spojrzałem w niebo. Było zachmurzone. Dla pewności wróciłem do domu po parasol. Kierowca się spóźniał. W końcu podjechał. Szybko wsiadłem do samochodu i ruszyliśmy. Dojechaliśmy pod szkołę o 7: 55, miałem 5 min żeby się nie spóźnić. Do klasy dotarłem na minutę przed dzwonkiem. Zauważyłem Marinette więc do niej podszedłem. Przywitałem się po czym miałem w planie zaprosić ją do siebie, ale Chloe się wtrąciła i w dodatku mnie objęła. Po poprostu...
Weszła do klasy.
A ja jeszcze szepnąłem do ucha Mari, że dokończymy rozmowę później. Po francuskim mieliśmy dwie godziny wf. Przebrałem się, porozmawiałem z kolegami otworzyłem drzwi. Usłyszałem huk, jakby coś walnęło w drzwi. Wyszedłem z szatni i wtedy zobaczyłem Marinette. Krew lała się jej z nos oraz rozciętego łuku brwiowego. Powiedziałem:

- Mari...- Zacząłem
- Co się stało?- Przerwała mi tym pytaniem.
- Ty krwawisz.- W tym momencie dotknęła swoimi palcami twarzy i odsunęła je. Spojrzała na nie i zemdlała. Złapałem ją by nie upadła i nie walnęła się w głowę.
Koledzy i koleżanki wyszli z szatni. Zawołałem, żeby Nino poszedł po wfiste. Poszedł po minucie może dwóch wrócili. Nauczyciel zapytał jak to się stało, po czym kazał zanieść czarnowłosą do pielęgniarki. Zgłosiłem się ja. Wziąłem delikatnie dziewczynę i podniosłem. Najlżejsza to ona nie była, ale i tak nie było źle. Udało mi się dotrzeć pod gabinet pielęgniarki. Lekko oparłem Mari o ścianę, żeby móc uwolnić rękę, a żeby koleżanka mi nie spadła. Wolną ręką zapukałem do drzwi. Odczekałem chwilę, drzwi się otworzyły. Po krótce wyjaśniłem co się stało. Pielęgniarka wskazała mi kozetkę, na której delikatnie położyłem Mari. Pielęgniarka w tym czasie przygotowała waciki i środek dezynfekujący. Pozwoliłem pielęgniarce działać. Skończyła. Po czym zakleiła rozcięcie plastrem.

Kiedy już całkowicie skończyła, pani pielęgniarka wyszła z gabinetu. Korzystając z okazji usiadłem sobie na krześle. Nie wiem ile czasu upłynęło, bo zajęty byłem graniem na telefonie, ale kątem oka zauważyłem ruch. Mari próbowała usiąść, ale opadła z powrotem na kozetkę. Podszedłem do niej i powiedziałem:
- Spokojnie Mari, odpoczywaj. Jesteśmy w gabinecie pielęgniarki.- Mój głos chyba przyniósł jej odpowiedź na jedno z pytań, które sobie w myślach zadała, bo zaczęła spokojniej oddychać i otworzyła oczy. Głowę skierowała w moją stronę.
- Dziękuję Adrien. – Nachyliłem się nad Marinette i spojrzałem w jej piękne, fiołkowe oczy. Uśmiechnąłem się. Mari pocałowała mnie, po czym znów zamknęła oczy. Delikatnie pogłaskałem ją.

******************************
Ludki moje kochane :)
O to jest kolejny rozdział ;)
Życzę miłego czytania 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro