10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Adrien:

7:40

Razem weszliśmy do klasy. Zdziwienie kolegów było bezcenne. Bo jak to tak? Nowy uczeń a już znalazł sobie koleżankę ( a może nawet dziewczynę)?!?! Mina Chloe... Bezcenna. Chyba znowu ją wkurzyłem. No cóż... Bywa.
Zajęliśmy swoje miejsca. Ja w pierwszej ławce z Nino, Marinette w drugiej z Alyią.
Zaczęła się matematyka i równania kwadratowe. Dla mnie akurat była to powtórka, więc szybko rozwiązałem zadania i pozwoliłem moim myślom błądzić. Zastanawiałem się jakie obowiązki będą mnie czekały jako superbohatera. Czy im podołam? Następnie moje myśli skierowały się w stronę Marinette. Dzisiaj miałem kupić jej prezent, ale... No właśnie, ale nie wiedziałem co, a później zauważyłem ją jak wchodziła na przejście...

Moje rozmyślania przerwał dzwonek na przerwę. Coś szybko mi zleciała ta matematyka i nie zdążyłem zapisać zadania. No cóż... Będę musiał sobie skombinować.

Marinette

7:40

Weszliśmy do klasy. Klasa była zdziwiona, lecz mina Chloe oznaczała jedno... Będę miała przerąbane. Jakoś się tym nie przejęłam. Bo przecież ja zawsze mam u niej przerąbane.
Siadłam do ławki, Alyia chciała coś powiedzieć, ale pokręciłam głową  na znak, że nie odpowiem.
Skupiłam się na matematyce. Ile razy próbowałam cokolwiek zrozumieć tyle razy mi się nie udawało. Eh... Potem spiszę od Alyi.
Zapisałam zadanie i rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Spakowałam się i wyszłam z sali. Hmm... Co by tu robić przez te 10 minut. Siadłam na ławce i wciągnęłam jedzonko. Już miałam się wgryźć w bułkę kiedy to podeszła do mnie Chloe.  Jak zawsze miała do mnie pretensje. Schowałam bułkę z powrotem do torby.
- Co ty sobie myślisz?! - wykrzyknęła swoim piskliwym głosem.
- O co ci chodzi?- zapytałam ze spokojem w głosie,
- Już TY doskonale wiesz o co mi chodzi!- Dalej krzyczała.
- Po pierwsze nie wiem. Po drugie nie podnoś na mnie głosu.- Starałam zachować spokój, choć w środku mnie się gotowało. No, ale nie będę zniżać się do jej poziomu.
- Wbij sobie to do głowy. ADREIN JEST TYLKO MÓJ.- wysyczała mi do ucha.
Miałam ochotę coś jej odpowiedzieć, ale po pierwsze nic ciętego mi nie przychodziło do głowy po drugie zabrzmiał dzwonek i trzeba było iść na lekcję. No super. Teraz fizyka, kolejny przedmiot który uwielbiam (przyp. od autora jakby ktoś nie załapał to tu jest ironia i sarkazm). Przyszła nauczycielka i weszliśmy do klasy. Zajęłam miejsce. Alyia od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Próbowała mnie wypytać, jednak ja nie miałam ochoty o tym rozmawiać. Próbowałam skupić się na lekcji, ale nie udawało mi się to. Myśli cały czas wracały do tego dialogu z tym rozpieszczonym bachorem jakim jest Chloe. Przecież nie można sobie żywego człowieka przez widzimisię zawłaszczać. Nie wierzę w jej słowa.  Adrien nie wygląda na taką osobę, która by chciała zadawać z tą idiotką. A może jednak? Nie!!
Przecież mnie dzisiaj uratował. Osoba o takim sercu ma na tyle rozumu by unikać osób pokroju blondynki.

Następne lekcje jakoś zleciały. Wreszcie zabrzmiał ostatni dzwonek i można było wyjść z tego budynku zwanego szkołą.  Kiedy schodziłam, Chloe mnie popchnęła. Mało bym się nie wywróciła gdyby nie on... Chłopak o blond włosach i zielonych oczach. Czyli gdyby nie Adrien.

Widocznie wiedział o całej sytuacji, bo powiedział:

- Nie przejmuj się- upewnił się, że już stabilnie stoję. Puścił mnie. Po czym dodał- Ten typ już tak ma. Ubzdurała sobie, że ją kocham tak jak ona mnie, a to nieprawda. Takiej osoby jak ona nie da się pokochać.
Podziękowałam za to, że mnie złapał i nie spadłam ze schodów. Po czym zapytałam.
- Skąd ją znasz?
- Bo widzisz...
- zaczął - Ja przez cały czas, aż do wczoraj uczyłem się w domu i mój ojciec pozwalał mi się zadawać tylko z dzieciakami z wyższych sfer społecznych, a jak wiesz ojciec Chloe jest burmistrzem miasta. Dopiero teraz udało mi się zebrać na odwagę, żeby sprzeciwić się woli ojca, żyć jak inne dzieci, chodzić do normalnej szkoły, mieć przyjaciół. Chciałem być normalny.
- A mama?- zapytałam. Patrząc na jego twarz zobaczyłam malujący się tam smutek i ból. - Jeżeli sprawi Ci to ból nie musisz odpowiadać. - powiedziałam szybko. Po czym jeszcze dodałam- Przepraszam, że zapytałam. Nie powinnam była.
- Nie, wszystko w porządku.- odpowiedział. Chwilę milczał.- Mama zginęła kiedy miałem 5 lat. Wtedy moje życie uległo gruntownej zmianie.- spojrzał na zegarek- Przepraszam, ale muszę już lecieć. Trening mam. Jak się spóźnię to ojciec mnie zabije. Do jutra Marinette.
- Do jutra.- odpowiedziałam i popatrzyłam jak odchodzi. Chwilę stałam zaszokowana tym co mi powiedział. Spojrzałam na zegarek i ruszyłam w kierunku obiektu sportowego gdzie miałam mieć trening. Jako że to był już koniec października trening odbywał się na hali.

Dojście na obiekt sportowy zajęło mi 20 min. Weszłam do budynku i skierowałam się do szatni. Tam się przebrałam. Poszłam do magazynku. Był zamknięty na klucz. Klucze zostawiłam w szatni więc się wróciłam i wzięłam klucze. Otworzyłam magazynek, wzięłam swój sprzęt i zamknęłam magazynek. Wreszcie udałam się na halę.  Zrobiłam rozgrzewkę po czym rozłożyłam sprzęt i zaczęłam trening. Ach jak dobrze mieć hobby. Można wtedy odreagować dzień. Po zwykłym treningu zrobiłam sobie jeszcze trening siłowy. Następnie wzięłam sprzęt i udałam się do magazynku. Jako, że inni byli na treningu to magazynek był otwarty, odłożyłam sprzęt na jego miejsce i wyszłam.
Poszłam do szatni. Przebrałam się i wyszłam z hali.
Dopiero na zewnątrz uświadomiłam sobie, że jestem głodna. Wyciągnęłam bułkę i w drodze do domu zjadłam ją.
Dotarłam do domu. Przywitałam się z rodzicami i udałam się do swojego pokoju. Wzięłam rzeczy do kąpieli i ruszyłam w kierunku łazienki. Nagle coś pisnęło. Była to Tikki. Teraz dopiero sobie uświadomiłam, że nic nie jadała od rana a cały czas była ze mną. Dałam jej ciasteczko. Zjadła i udałyśmy się do łazienki. Napuściłam sobie wody do wanny.
Dopiero gdy już siedziałam w wannie pełnej ciepłej wody zaczęłam rozmowę ze stworzonkiem.

- Przepraszam, że wcześniej Cię nie nakarmiłam, ale widziałaś jaki miałam dzisiaj dzień.
- Mari nie szkodzi. Nie przejmuj się tą dziewczyną. Skup się na sobie, na swoich potrzebach.
- próbowała mnie pocieszyć. Byłam Tikki  za to wdzięczna- Wszystko się ułoży.
- Obiecujesz?- zapytałam.
- Obiecuję- odpowiedziała i mnie przytuliła. Odwzajemniłam gest.

*****************************
Witajcie :)
Wiem, że dawno nie było rozdziału, ale wena dalej krąży gdzieś, nie wiadomo gdzie.
Wreszcie udało mi się napisać dłuższy rozdzialik. Piszcie proszę czy wam się podoba.
Myślę, że następny rozdział pojawi się wkrótce.
Miłego dnia :) ;)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro