𝚇𝙸𝚇

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

𝚜𝚘 𝚝𝚎𝚕𝚕 𝚖𝚎 𝚠𝚊𝚜 𝚒𝚝 𝚠𝚘𝚛𝚝𝚑 𝚒𝚝
𝚎𝚟𝚎𝚗 𝚒𝚏 𝚢𝚘𝚞'𝚛𝚎 𝚑𝚞𝚛𝚝𝚒𝚗𝚐.
~ '𝙽𝚘 𝚆𝚊𝚢 𝙾𝚞𝚝' 𝚋𝚢 𝚃𝚑𝚎 𝚆𝚘𝚛𝚍 𝙰𝚕𝚒𝚟𝚎

Turcja. Samsun.

Byliśmy na miejscu.

Była noc, kiedy wylądowaliśmy na rozległym... podwórku. Przy domku, który wydawał się, jakby miał się rozlecieć. Był malutki, postawiony na odludziu, nie było wokół żadnej żywej duszy. Można było stąd dostrzec miasto, miliony świateł, aczkolwiek... no... tutaj było...

Bardzo skromnie.

I nie chodzi o to, że jestem przyzwyczajona do luksusu. Nie przeszkadzałoby mi skromne życie. Poza tym jesteśmy uciekinierami, musimy zadowolić się tym, co dostajemy od życia. Lub od Tony'ego... ale nie w tym rzecz.

To w ogóle do niego nie podobne.

Poczęliśmy schodzić z pokładu zabierając ze sobą ubrania, apteczkę i inne rzeczy, które mogłyby nam się przydać.

- Tony, nie uważasz, że quinjet za bardzo będzie rzucał się w...? - urwałam pytanie, w dodatku straciło ono na intonacji, gdyż okazało się, że Stark włączył maskowanie maszyny, przez co była kompletnie nie widoczna. Jedyne, co ją zdradzało, to niewidoczne koła wgniatające trawę.

- Będzie się rzucał w co? - Tony spytał z zadowoleniem.

- Nie, nie. Nic. - uniosłam kąciki ust.

Stanęłam i przyglądałam się niewidocznemu transportowi, podczas gdy reszta zaczęła zmierzać do naszego tymczasowego domu.

Oglądałam przy okazji przejrzyste niebo pełne gwiazd, wsłuchując się w nocną ciszę. Było mi trochę chłodno, jednak noc nie należała do zimnych. Klimat był tu bardzo sprzyjający.

Popadłam w rozmyślanie.

Przypomniało mi się, jak niejednokrotnie, mieszkając jeszcze w wieży, nie mogłam usnąć. Rogers także. Spotykaliśmy się w kuchni dowiadując wzajemnie o naszej bezsenności. Po wypiciu kawy szliśmy na dach wieży i siedzieliśmy tam. Po prostu siedzieliśmy, oglądając gwiazdy, Nowy Jork.

Doświadczając tę kojącą ciszę i spokój.

Rozmyślaliśmy, jakby to było, gdybyśmy nie byli członkami Avengers, a ludźmi, którzy przykładowo... wpadli na siebie w kawiarni lub supermarkecie. Gdybaliśmy, jak wyglądałoby nasze życie, czym byśmy się zajmowali, jakie priorytety i plany mieli.

Niejednokrotnie zdarzyło nam się też chwilowo przysnąć, będąc na dachu. Nie trwało to jednak długo, gdyż nasz sen był płytki i czujny. Jednak za każdym razem, kiedy się budziliśmy, uświadamialiśmy sobie, że nie jesteśmy sami. Wspólnie czekaliśmy na wschód słońca, który gdy już nadchodził, był naprawdę majestatyczny i pełen piękna.

Tamte noce kojarzyły mi się z tą aktualną. Rześkie powietrze, ciepłe noce były identyczne, jak to, co teraz doświadczałam.

Ale teraz byłam sama.

Zastanawiając się czy w ogóle warto.

- Ruth, idziesz? - usłyszałam Wilson'a.

- Tak, tak! - odkrzyknęłam ocierając łzę z policzka i ruszyłam do środka.

Zastanawiałam się, jakim cudem pomieścimy się tu w pięć osób.

Kiedy otwarłam drzwi i przeszłam przez próg... oniemiałam.

To nie był domek. Bardziej willa. Ale niepozorna, patrząc od zewnątrz.

- Co jest? - mruknęłam, nie mogąc nadziwić się pięknemu, rozległemu wnętrzu.

- Magia jest. - zaśmiał się Stark - A tak serio, to ten dom także posiada maskowanie. Jest dużo większy, niż ten załączony na wcześniejszym obrazku. - puścił mi oko.

- Wow... - wydusiłam - Jestem pod wrażeniem.

- Znasz mnie. Serio myślałaś, że przystałbym na taki mały spróchniały domek? - zapytał, uśmiechając się pod nosem.

Uniosłam kąciki ust i próbując jakoś oczyścić umysł, weszłam w głąb mieszkania.

Wszyscy znajdowaliśmy się w salonie, nieco podobnym do tego w wieży. Od pomieszczenia wychodziły wejścia prowadzące do kuchni, dwóch sypialni, łazienki i korytarza, w którym znajdowały się schody na piętro.

- Dobra, rozgośćcie się, odpocznijcie i proponuję za pół godziny zebrać się tu w salonie i omówić te wszystkie ważne kwestie. - westchnął.

- Okej. - mruknęłam razem z Clint'em. Wilson pokiwał głową, a Barnes tylko spojrzał na Tony'ego i począł przechadzać się po domu.

Uznałam, że wezmę prysznic. Szybki prysznic. Niekoniecznie służący moim szwom, ale naprawdę przestawało mi już zależeć.

Skierowałam się z kilkoma ubraniami do łazienki i zamknęłam drzwi.

Pomieszczenie było odrobinę większe, niż mój pokój w wieży. Wszystko naprawdę ociekało luksusem i klasą. Przeważały tu głównie odcienie złota, ale znajdowały się także gdzieniegdzie czerwone dodatki.

Odszukałam szafkę z kilkoma sztukami ręczników i wzięłam jeden, po czym zdjęłam z siebie ubranie i ortezę. Rozplotłam warkocze, które i tak były mocno rozwalone i potargane.

Skierowałam się pod prysznic i odkręciłam wodę. Nie gorącą, ale ciepłą, aby chociaż trochę się zrelaksować.

Oddychałam głęboko, bo mój umysł ogarnął niepokój. Jakieś dziwne obawy. W dodatku nieustannie odczuwałam stres naszą ucieczką. Trochę bałam się, że jednak nas odkryją i złapią. Nie chcieliśmy tego. Rogers również nieustannie zaprzątał mi głowę, wprawiając mnie w głębokie przygnębienie i rozgoryczenie.

Uznając jednak, że nie mogę pozwolić sobie na dłuższą, ciepłą kąpiel i że wypadałoby zachować sprawność, a nie pogarszać swój stan, zakręciłam wodę i odwróciłam się do wyjścia z kabiny.

Zanim jednak otwarłam drzwi, uświadomiłam sobie, że na jednej ze ścian w miejscu, w jakim teraz stałam, znajdowało się lustro.

Wystraszyłam się tak okropnie, że poślizgnęłam się i upadłam, uderzając barkiem o kran. W trakcie upadku o mały włos nie dotknęłam tego lustra, brakowały naprawdę milimetry. Runęłam z głośnym hukiem czując, jak moje chaotycznie walące serce chciało wręcz wyrwać się z klatki piersiowej. Czułam, jak sztywnieję, jak moje ręce drżą. Nie mogłam się uspokoić. Nie chciałam krzyczeć i zwoływać reszty.

Poza tym nawet nie mogłam.

Nie mogłam nic z siebie wydusić, powoli zaczynało mi brakować tchu. Zamknęłam oczy, nie chcąc patrzeć na lustro. Skuliłam się w kącie, próbując jakkolwiek zapanować nad sytuacją. Nie wiedziałam jak cokolwiek powiedzieć, jak zaszeptać, więc w głowie nieustannie powtarzałam wyrażenie, abym oddychała. Abym po prostu oddychała. Żebym robiła wdech i wydech. I na zmianę. I żeby się na tym skupić...

Oddech był wciąż chaotyczny, ale czułam, że powoli wracam do rzeczywistości. Bardzo mozolnie, ale wracam.

Po mojej twarzy zaczynały skapywać łzy, wszystkie emocje po prostu... puściły. Starałam się, aby mnie nie usłyszeli, ale naprawdę nie mogłam powstrzymać płaczu. Cała się trzęsłam, było mi tak okropnie zimno, przez całe moje ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze. Nieustannie miałam w głowie to, że nadal znajduje się obok mnie lustro.

- Ruth? - usłyszałam nagle zza drzwi. To był głos Tony'ego. Tak mi się wydaje.

Nabrałam więcej powietrza, by uspokoić oddech i aby mój głos nie zadrżał.

- Ruth? - ponowił - Wszystko w porządku.

- Tak. - powiedziałam bezdźwięcznie, dlatego też odchrząknęłam i z nadal zamkniętymi oczami powtórzyłam głośniej - Tak!

- Jesteś pewna? Słyszałem huk. - powiedział.

- Jest dobrze. - odpowiedziałam trochę ze złością w głosie, bo czułam jak znów zbiera mi się na płacz. A nie chciałam, żeby się dowiedział, że próbuję się pozbierać.

- Okej. Gdyby coś, jestem. - odrzekł po chwili.

- Przepadniesz. - usłyszałam nagle.

Kurwa. Nie... po prostu nie.

Znowu te głosy.

Do tej pory słyszałam je tylko w snach.

Nie otwierałam oczu, zakryłam dłońmi uszy, aby odciąć się od otoczenia.

Nie wiem skąd to słyszałam. Skąd dobiegał ten głos. Czy było to tylko w mojej głowie.

Musiałam mocno wysilać się, aby nie wpaść w panikę.

- Uwolnij mnie, to nic takiego. - ponownie coś usłyszałam, ale nie wiem czy dobiegało to zza moich zakrytych uszu, czy był to wybryk mojego umysłu. Nie wiedziałam co się dzieje. Dlaczego tak się dzieje.

Wysilając się, aby nabierać głębokie, kontrolowane wdechy, wstałam powoli, nieustannie zakrywając ucho od strony lustra. Otworzyłam w końcu oczy, ale momentalnie odbiegłam wzrokiem w bok, aby nie widzieć zwierciadła nawet kątem oka. Odwróciłam się do niego plecami. Wyszukałam powoli dłonią klamki od drzwi prysznica, choć było to bardzo trudne, bo ręka strasznie mi zdrętwiała.

Było tak potwornie zimno. Całe moje ciało pokryte było gęsią skórką.

Gdy uświadomiłam sobie, że drzwi są już uchylone, pchnęłam je i jak najszybciej potrafiłam, wyskoczyłam z prysznica, o mało nie zaliczając gleby już drugi raz dzisiejszej nocy.

Cała drżałam. Było mi tak okropnie zimno. Chwyciłam szybko ręcznik i owinęłam się nim, po czym usiadłam na podłodze, opierając się o ścianę.

Oddychałam ciężko, ale poniekąd z ulgą.

Zaschło mi w gardle. Mój wzrok był tak okropnie rozbiegany. Chwilowo miałam mroczki przed oczami, musiałam dojść do siebie.

Nie wiem ile minęło. Czy dziesięć minut, czy pół godziny.

Straciłam rachubę czasu.

Miałam po prostu dosyć. Byłam już tym zmęczona.

Coraz bardziej zacierał mi się obraz, w którym dostrzegałam sens tego wszystkiego.

Nie miałam już siły.

Wstałam zrezygnowana pozwalając, aby łzy wypływały z moich oczu. Otarłam ciało zarówno z nich, jak i z wody po prysznicu, po czym nałożyłam na siebie ubranie - te same spodnie z paskiem, które miałam na sobie od pewnego momentu w quinjet'cie. Bluzka się jednak różniła. Własność Barnes'a zostawiłam na pokładzie, a wyszłam z niego w zwykłym białym T-shirt'cie, który był chyba najmniejszą tam bluzką, jaką udało mi się znaleźć.

Tak... biały T-shirt.

Źle mi się kojarzy ten kolor, ale nie miałam zbytnio wyjścia.

Nie suszyłam włosów, nie uczesałam ich. Pozwoliłam, aby samoczynnie wyschły i pofalowały się.

Przemyłam twarz i po rozwieszeniu ręcznika, wyszłam z łazienki.

Gasząc światło i dostrzegając Tony'ego i Clint'a, wkroczyłam do salonu, unikając ich spojrzeń.

- Tony, czy u góry też jest łazienka? - zapytałam półgłosem.

- Tak. - odparł po chwili, trochę zdezorientowany.

- A czy tam też jest lustro? - dodałam z lekko ściśniętym gardłem.

Zapanowała cisza.

Podejrzewam, że Stark chyba przypomniał sobie z naszej gry w pytania i wyzwania, że ja i lustra to niekoniecznie dobre połączenie.

- Tam jest tylko na ścianie, ale zdejmę je. - obiecał.

- Dzięki. - mruknęłam - Z których pokoi można korzystać? - zmieniłam temat.

- U góry są jeszcze wolne. - powiedział - Wybierz, który chcesz. Choć najbardziej polecam ci ten na końcu korytarza. Jest... w twoim stylu, bym powiedział.

- Okej, dzięki. - ponowiłam i skierowałam się na schody, nie obdarzając go nawet małym uśmiechem.

Nie byłam w stanie.

Będąc już na piętrze u drzwi pokoju poleconego mi przez Stark'a, otwarłam je i weszłam do środka.

Na środku stało niskie, szerokie łóżko i ogromny włochaty dywan. Pod ścianą znajdowały się pufy, półki i szafki z przeróżnymi książkami oraz lampa, zapewne gdyby zachciało się tu komuś czytać wieczorem czy w nocy. Po sąsiedzku stała duża szafa, na szczęście bez wbudowanego lustra. Po przeciwnej stronie od miejsca czytelniczego nie znajdowało się praktycznie żadne umeblowanie, bo zamiast ściany z oknem, wstawiona została ogromna szyba. Całość pokoju skąpana była w barwach złota i granatu.

Podeszłam do łóżka i nie myśląc nawet, aby przejrzeć książki, zapaliłam wcześniej lampę i rzuciłam ciuchy na posłanie. Następnie skierowałam się do szafki i odsunęłam szufladę, aby schować do niej pistolety - zarówno te magnetyczne, jak i zwykłe - naboje i... w sumie tyle. Nie miałam ze sobą żadnych dokumentów, telefonu. Niczego więcej.

Wsunęłam szufladę z impetem na swoje miejsce, po czym oparłam się o nią i rzuciłam spojrzenie pokojowi.

Nagle dostrzegłam, że na jednej ze ścian znajdują się przeróżne małe obrazy przedstawiające krajobrazy, jakieś kobiety w sukniach, abstrakcyjne malowidła i... i mały krzyż. Zmarszczyłam brwi, bo nie wiedziałam, że Tony skłoniłby się do zawieszenia krzyża na ścianie. Chyba, że inna ręka dokładała starań do dekoracji.

Zawiesiłam na nim wzrok. W sumie nigdy nie rozmawiałam z nim, ani z nikim z wieży na temat wierzeń, wyznania. Nigdy nie mieliśmy zbytnio czasu, aby dowiedzieć się więcej o własnych przekonaniach.

Nie wiem czy komukolwiek przyszłoby to nawet do głowy, aby rozpocząć ten temat.

Osobiście nie byłam gorliwym wyznawcą... czegokolwiek. Czułam natomiast, że może gdzieś tam znajduje się coś lub ktoś większy niż zwykły człowiek. W końcu żyjemy w świecie, w którym... obok w pokoju siedzi stulatek, a nasz doktor w wieży bywa niekiedy... zielony. W dodatku jest też Thor i jego brat, bogowie.

Nie wykluczałam, że gdzieś coś się znajduje. Niejednokrotnie miałam wrażenie, że kiedy już nie mam siły i tkwię w beznadziei, to nie kwestia mojej determinacji czy wytrwałości, by walczyć dalej, tylko... sama nie wiem. Po prostu czasem jest to dla mnie nierealne, abym nieustannie znajdowała skądś siłę do życia. To moje osobiste stwierdzenie. Nigdy nikomu tego nie narzucałam. Nigdy nawet z nikim o tym nie rozmawiałam.

Teraz jest pierwszy raz, kiedy... kiedy ci to mówię.

Czułam beznadzieję.

I coraz mniej zależało mi na życiu.

To wszystko mnie wyniszczało, paliło od środka.

Brakowało mi już siły na cokolwiek.

W dodatku świadomość, że noszę w sobie mrok, ciemną stronę... że zabiłam człowieka.

Że torturowano mnie, przez co zakorzeniła się we mnie uciążliwa trauma.

I że przyjaciel, który był dla mnie całym światem sprawił, że ten świat się po prostu... rozpadł.

Było w ogóle warto? Był sens?

Czułam, jakbym brnęła donikąd.

Nie chciałam już brnąć.

Ani trochę.

To było po prostu błędne koło cierpienia i kłamstw.

Jak długo to potrwa? Ja... ja po prostu już nie daję rady.

Zerknęłam na ten krzyżyk. Ponownie. Zmarszczyłam brwi, bo... bo postanowiłam.

- Jeśli... jeśli gdzieś tam jesteś - zaczęłam - to serio potrzebuję pomocy. Nie daję rady tego okiełznać. Nie jestem w stanie. Potrzebuję kogoś. - do moich oczu napłynęły łzy - Kogoś, kto mnie zrozumie i kto mnie po prostu uratuje, bo zapadam się. - rozpłakałam się - Zapadam się tak bardzo... - zakryłam twarz dłońmi - I nie chcę cię pospieszać, ale czas mi się kończy. Potrzebuję pomocy teraz. Teraz najbardziej... - łkałam.

Zapanowała cisza, którą zakłócałam moim szlochaniem. W końcu wyłoniłam twarz zza dłoni i nabrałam powietrza.

Mój umysł zaczynał ogarniać spokój.

Mogłoby mnie to zaniepokoić, ale jak wspomniałam - już zdecydowałam.

Postanowiłam.

- No, nic. - mruknęłam, ocierając łzy - Wygląda na to, że nie ma czego ratować. - wzruszyłam ramionami i odwróciłam się do szuflady.

Odsunęłam ją i wyjęłam z niej pistolet oraz naboje. Naładowałam go i odbezpieczyłam.

Wzięłam głęboki wdech.

- Niech mnie szlag. - prychnęłam, czując już rozbawienie całym tym tragizmem i beznadzieją.

Uniosłam delikatnie głowę i przystawiłam zimną lufę do mojego podbródka układając ją tak, aby nie chybić, tylko przestrzelić sobie czaszkę na wylot.

Wybacz, że musisz tego słuchać.

Zaczynały mi drżeć ręce i usta. Zaczynałam mięknąć. Dlatego im dłużej zwlekałam, tym bardziej oddalałam się od decyzji.

Zamknęłam oczy i ułożyłam palec na spuście.

- Berget. - usłyszałam pretensjonalnie wraz z otwieranymi drzwiami mojego tymczasowego pokoju.

Cała drgnęłam. Otworzyłam szeroko oczy.

Serce biło mi jak szalone. Ręce zaczynały mi się trząść. Całe szczęście, że znajdowałam się tyłem do drzwi, dlatego pistolet trzymany w moim ręku był niewidoczny.

Opuściłam go powoli trzymając blisko mojego ciała i ułożyłam go w szufladzie, mając nadzieję, że mój nowy towarzysz go nie zauważy.

Odetchnęłam, kiedy udało mi się już odłożyć broń na miejsce.

Odwróciłam się w stronę drzwi i uświadomiłam sobie, że wcześniej nie skupiłam się na głosie przybyłego. Jak się okazało - był nim, do cholery, Barnes.

Momentalnie napłynęło do mnie zirytowanie i rozdrażnienie.

- Nie umiesz pukać? - spytałam, równie pretensjonalnie.

Brunet zmarszczył brwi i bardzo uważnie mi się przypatrywał.

- Gadasz sama ze sobą? - spytał zdziwiony i lekko rozbawiony.

- Po tym, co się ostatnio dowiedzieliśmy myślę, że mogę zaryzykować ze stwierdzeniem, że posiadam dwie osobowości. Więc nie wiem czemu to dla ciebie takie dziwne, że ucinam sobie ze sobą pogawędki. - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

Brunet westchnął, po czym wszelkie oznaki jego wcześniejszego rozbawienia wyparowały.

- Czego chcesz? - rzuciłam.

- Tony na nas czeka. Kazał po ciebie przyjść. - odparł beznamiętnie.

- A gdybym się przebierała? Też byś tak po prostu tu wparował? - rozłożyłam ręce. Wiem, że mogłam odpuścić i po prostu zejść na dół do pozostałych, ale... to był Barnes. Chciałam mu dopiec.

Po chwili dopiero napłynęła do mnie ostrzegawcza myśl, że kwestia przebierania się jest trochę kruchym gruntem... czemu tak uważam? Po sytuacji na quinjet'cie, kiedy usłyszałam od niego te... słowa, po prostu...

Po prostu...

No.

- Pewnie tak. Skąd miałbym wiedzieć, że byś się przebierała? - spytał.

Okej.

To było logiczne.

Ale nie przyznam mu tego.

- Gdybyś zapukał, pewnie byś się dowiedział czy możesz wejść, czy nie. - podsunęłam mu delikatnie z udawanie miłym uśmiechem, zaznaczając to wystawionym palcem.

Zirytowało go to. Z resztą, taki był cel.

- I tak twój zakaz by mnie nie obowiązywał. Bo w moim działaniu nie bardzo biorę pod uwagę twój głos. - powiedział ze zwycięskim uśmiechem, na co mi prawie ścięło nogi.

Użył, kurwa, moich słów przeciw mnie.

Zmrużyłam zacięcie oczy, mierząc go wzrokiem i mając nadzieję, że wypruję nim z niego flaki o to, jakże przezabawne, poczucie humoru.

I już myślałam, że może odpuści.

Otóż.

Dostaniesz dziesięć punktów... albo nie. Dostaniesz tym razem dwadzieścia, jeśli zgadniesz czy szanowny pan Srebrna Rączka dołoży wisienkę na tort.

Swoją drogą, liczysz te punkty?

Może pora zacząć? Jak widzisz, zabawa się rozkręca.

- Swoją drogą masz szczęście, że nie kupuję białych koszulek. - spojrzał sugestywnie na T-shirt, który na sobie miałam.

Powtarzam: sugestywnie.

Jakby...

Że co, do chuja?!

Poczułam dziwny ścisk w podbrzuszu bo, kurwa... jakby... co?

Serce zabiło mi mocniej, co prawda nie z racji, że się wystraszyłam, ale... zdziwiłam? Bardzo zdziwiłam?

W dodatku mój zdradziecki umysł uświadomił mi z życzliwości swego serca - rzeczywiście, zawsze mogę na nim polegać - że znajdujemy się tutaj sami, w półmroku. I gadamy o bluzce... z wydźwiękiem sytuacji z quinjet'a.

A konkretniej.

O zerwaniu tej bluzki ze mnie, jak to błyskotliwie ujął. I teraz to ja miałam szczęście, że on nie kupuje białych, bo inaczej co?

Tym razem już zająłby się tą bluzką?

Nie chciałam dać po sobie, że mnie po prostu zamurował. Ale to było cięższe, niż można się było spodziewać.

Patrzyłam w jego oczy, nieustannie trzymaliśmy mocny kontakt wzrokowy. Ja jednak wyrażałam swoim spojrzeniem absurd tego, co właśnie padło z jego ust. On natomiast przybrał tak niewzruszony wyraz twarzy, w którym jednocześnie mogłam dopatrzeć się jego wredoty i zadowolenia z siebie, że naprawdę nóż mi się w kieszeni otwierał.

Taki stary, a taki, kurwa, głupi.

- Nie, to ty masz szczęście, że mnie nie tyknąłeś, bo mogłoby się to źle skończyć. - powiedziałam.

- Bardzo źle. - mruknął, z tym swoim ledwie widocznym uśmieszkiem na ustach.

Nie wiem czy on po prostu nie brał moich słów na poważnie, czy o co chodzi, ale ja wcale nie żartowałam.

Najwyraźniej lubił igrać z ogniem.

Tylko może się to na nim w końcu kiedyś odbić.

- Dobra, Berget, idziesz czy zostajesz tu na pogaduchach ze sobą? - spytał po chwili ciszy z westchnięciem.

- Nie mam tu lustra, więc nici z towarzystwa tej drugiej. Idę. - mruknęłam, nie spodziewając się, że będę w stanie sypnąć z dystansem taki komentarz względem mojego nietypowego usposobienia.

Najwyraźniej przy tym kretynie nie da się zachować zdrowego rozsądku.

Pchnęłam biodrem szufladę, by się domknęła. Skierowałam się do łóżka, aby wyjąć z moich spodni wyrwane kartki papieru z notatników Hydry. Następnie poczęłam zmierzać do wyjścia.

Szłam z myślą, że Barnes po prostu się odsunie i mnie przepuści, ale on ciągle stał oparty o futrynę ze skrzyżowanymi rękami na klatce piersiowej, nieustannie mnie obserwując.

Zatrzymałam się przed nim w ostatniej chwili, bo ten kretyn nie raczył sunąć się nawet o milimetr.

- Chcę przejść. - powiedziałam z naciskiem.

- Zmieścisz się. - wzruszył ramionami, skinąwszy głową na pozostałą przestrzeń w drzwiach.

- Ale powiedziałam, że chcę przejść, a nie przecisnąć się. - zauważyłam.

Brunet obserwował mnie uważnie. Miał delikatnie zmrużone oczy i zmarszczone brwi. Wyglądał, jakby się nad czymś zastanawiał. W dodatku na jego ustach chyba czaił się ten pieprzony uśmieszek. Ciężko było mi dokładnie stwierdzić. Wyglądał jednak, jakby bawił się wyśmienicie.

- O co ci chodzi, Barnes? - spytałam trochę ciszej, ale przez to dobitniej.

Nie zamierzałam odpuszczać. Trzymałam z nim intensywny kontakt wzrokowy do końca.

- O nic. - odparł po chwili - I zgaś lampę. To nie magazyn, Berget. Szkoda prądu. - zwrócił mi uwagę, po czym odwrócił się i poszedł.

Stałam chwilowo jak osłupiała. Dopiero w momencie kiedy brunet zaczął się oddalać, przyłapałam się, że wypuściłam swobodniej powietrze z płuc. Rany... Wszystko poczęło ze mnie spływać.

Atmosfera się zluzowała.

Nie doświadczałam tego jakoś wcześniej. Nie wiem o co biega.

I rzeczywiście, w magazynie z aktami w wieży nie trzeba było gasić światła.

To znaczy, pamiętałam o tym. Tylko byłam po prostu chwilowo rozkojarzona. Albo bardziej zdezorientowana jego głupimi tekstami, które ten kurwik trzyma na każdą okazję.

Cwaniaczek zawsze wie, czego się uczepić i co powiedzieć.

Nie było tu nigdzie klucza do pokoju, więc po prostu zamknęłam drzwi jedynie klamką, po czym skierowałam się na dół do pozostałych.

Będąc już w salonie podeszłam do rozległej kanapy, na którą po chwili opadłam. Odczułam tępy ból w okolicach barku, co przypomniało mi moje zjawiskowe gruchnięcie pod prysznicem.

Porażka.

- Więc? - mruknęłam - Od czego zaczynamy?

- Ty decyduj, Ruth. - odparł Tony, zerkając po reszcie. Nie widząc sprzeciwu, kontynuował - Siedzisz w tym najmocniej i najgłębiej czy tego chcesz, czy nie. Nikt nie będzie za ciebie decydował co i kiedy ujawniać. To ty masz pierwszeństwo głosu.

Skinęłam głową na jego słowa. Zalało mnie naprawdę przyjemne uczucie wdzięczności. Odbiegając od emocji, które targały mną jeszcze jakieś pół godziny temu, teraz, dzięki Tony'emu czułam się dosyć błogo.

Przez myśl przeszło mi także, że nasza konfrontacja z Barnes'em u góry była poniekąd podtrzymywaniem relacji z dawnych, zamierzchłych czasów w wieży Avengers. Dziwnie mi to przyznawać. To... to też sprawiło, że poczułam się lepiej. I że zeszły ze mnie negatywne emocje.

Przynajmniej chwilowo. Ale zawsze coś.

Ponoć z chwil składa się życie.

Ja niestety czuję się, jakbym wegetowała, niż żyła...

Dobra. Bo zaczynam się użalać.

Mniejsza.

- Dzięki. - odparłam, zerkając po wszystkich - Em... od czego zacząć. - poczęłam drapać i bawić się skórą mojej szyi - Chyba od tego, że mam swoje alter ego. Takie... mroczne. - wyjaśniałam - I uaktywnia się ono po dotknięciu przeze mnie lustra. Jakiegokolwiek. Po prostu potrzebne jest zwierciadło. - po tych słowach mina Stark'a zmieniła się z poważnej na wręcz przerażoną. Pewnie uświadomił sobie, jak ważną kwestią jest usunięcie luster z mojego zasięgu. Oraz, że pod prysznicem miałam z jednym naprawdę bliską konfrontację. Tak. To chyba też do niego dotarło - I niestety dotknęłam lustra wtedy w klubie, kiedy razem z Barnes'em ruszyliście w pogoń za tamtymi debilami. - patrzyłam na Stark'a - Zanim nas odurzyli gazem... - nabrałam ciężko powietrza - Ona... - odchrząknęłam - Ja zabiłam człowieka. - przyznałam ze ściśniętym gardłem.

- To nie twoja wina. - powiedział półgłosem Sam.

- Te ręce tego dokonały. - uniosłam lekko dłonie - To na mnie ciąży. I będzie ciążyć do końca tego pieprzonego życia. - stałam przy swoim - To wszystko jest na nagraniach. Będziecie mogli zobaczyć. - mruknęłam - Później nas odurzyli i pochwycili mnie. Nie wiem w jakim celu. Wiedzieli, że mam swoje alter ego, ale chyba nie potrafili tego odpalić. Poza tym faktem nie mam pojęcia do czego byłam im potrzebna. - wzruszyłam ramionami - Próbowali to ze mnie wyciągnąć, ale ja nic nie pamiętałam. Mówili też, że ukradliśmy im notatniki. O nich również nie wiedziałam. Dodali, że skradziono je w Bułgarii. - zerknęłam na Sam'a - Podczas waszej misji.

- Nie wiem jak nam to umknęło, ale... - powiedział Wilson - Przykro mi, Ruth, że tak to wyszło. - spojrzał na mnie - Mam na myśli Steve'a.

- Okej. - mruknęłam. Bo jasne, on wiedział. Nie rozmyślałam nad tym jednak dłużej, niż to konieczne i kontynuowałam - Chcieli ze mnie wydobyć te wszystkie informacje i zaczęli mnie torturować. Prawie wszędzie rany cięte. Jedna jest kłuta, a inna... cóż. - trochę uszczypałam skórę na mojej szyi. Mówienie o torturach nie należy do przyjemnych - Nie mam szóstki. W sensie zęba. - wyjaśniłam.

- Zaraz... - wydusił Tony - Chcesz powiedzieć, że nie masz zęba, bo-

- Bo mi przyjebali za pyskowanie. Tak. - dokończyłam za niego.

Miałam wrażenie, że Stark trochę pobladł.

Nie wiem jak zareaguje, kiedy zobaczy nagrania kamer. Nie wiem czy to w ogóle dobry pomysł, aby je widział.

- No i ciulowo, że ani Fury, ani Rogers nie raczyli mi nic o tym powiedzieć. Bruce nie mam pojęcia ile wiedział i czy coś wiedział. Natasha czegoś się domyślała, ale nie wiem jakie informacje zebrała, skoro była do mnie wrogo nastawiona.

- Może coś podsłuchała? - rozmyślał Clint - W każdym razie na pewno wiedziała, że Fury kogoś podejrzewał. Coś musiała wiedzieć. Może widziała kamery w wieży? I to jak wkradałaś się do magazynu? No, chyba, że chodzi o kwestię... klubową. Wtedy wyglądała na zszokowaną.

- A ty nic nie pamiętałeś? - zapytał go Tony.

- Niestety. - pokręcił głową.

- W ogóle to... - zaczęłam, bo nie miałam okazji spytać ich wcześniej - Jak wpadliście na to, żeby pójść się przebrać i wkroczyć do akcji wtedy w wieży?

- Widząc minę Barton'a - prychnął - napisałem do niego, że Fury nie ujawnia prawdy i że Ruth robiła chwilowe przeszpiegi. Nie wiedziałem jeszcze, że skumałaś się z Barnes'em i Wilson'em, ale powiedziałem Clint'owi, że po prostu coś tu mocno śmierdzi. No i Barton pytał się mnie czy jestem pewny, że nasze podejrzenia i oskarżenia są słuszne. Czy nie są na chybił trafił. Odparłem, że nie. Ewidentnie coś niedobrego się dzieje. No i czuliśmy, że to się dobrze nie skończy. Wyszedł, żeby się przebrać. Później ja zrobiłem to samo. Bruce był tylko pretekstem, choć i tak uważam, że powinien wiedzieć i być tam wtedy z nami.

- Może lepiej, że go nie było, ale ze względu na jego zieloną agresję. - zauważył Sam - Tylko tego nam brakowało.

- Racja. - przyznał Tony - Może go uświadomią.

- Ja bym już nie była tego taka pewna. - prychnęłam - Chociaż, nie. Teraz to na pewno go uświadomią. Ale ich wersją, nie naszą.

- Ale to ich będzie gryzło sumienie, Ruth. Nie nas. - powiedział Clint - Zrobiliśmy co było konieczne.

- I serio uważacie, że było warto? - spytałam - Że to miało sens?

- Tak, Berget. - odrzekł natychmiast Barnes. W końcu przemówił, aż się martwiłam czy aby nie odebrało temu kretynowi mowy - Nie pamiętasz już jak się zabiegałaś o to, żeby dowieźć prawdy? I teraz po tym wszystkim, przy tym całym naszym poświęceniu, ty nas, kurwa, pytasz czy to miało sens? - skarcił mnie.

- Tak się składa, że szukając prawdy, nie wiedziałam, że stoję na przegranej pozycji. Teraz nie ma co ratować. - zaśmiałam się sztucznie.

- Zawsze jest co ratować. - uparł się.

- Nie u mnie. - mruknęłam, zaciskając usta.

Nie wiem o czym aktualnie myśleli, ale średnio mnie to obchodziło.

- W każdym razie, wracając do kwestii notatników. - odchrząknęłam.

Wygrzebałam z kieszeni wyrwane kartki i rozłożyłam je w dłoniach.

- Jak wspomniałam w wieży, kilka jest z jednego notatnika, dotyczącego Zimowego Żołnierza. - zerknęłam na bruneta dostrzegając, że jego szczęka jest zaciśnięta - A drugi notatnik... cóż, był mi obcy.

- Jakiego był koloru? - spytał Barnes.

- Ciemny. Chyba brunatny. - próbowałam odtworzyć sobie obraz w głowie.

- Nic mi na ten temat nie wiadomo. - odparł po chwili rozmyślania.

- I teraz tak... - spojrzałam na kartki z pierwszego notatnika, a następnie utkwiłam spojrzenie w Barnes'ie.

Nie wiedziałam jak go o to zapytać. Nie bardzo byłam pewna jakie wyrazy składały się konkretnie na uruchomienie Zimowego Żołnierza.

Nie mogłam przecież odczytać tych słów...

A niepotrzebny był nam teraz problem w formie nieśmiesznego dzieła Hydry odbitego na umyśle Barnes'a.

- Pierwsze słowo tego... szyfru - zaczęłam w końcu - to uczucie... które wyraża, że ci czegoś brakuje? - uniosłam brwi nie wiedząc czy dobrze kombinuję.

- Tak. - mruknął po chwili, utkwiwszy wzrok w stoliku kawowym.

Jednak zrozumiał.

- A ostatnie to... fragment pociągu?

- Ta.

- Dobra, ta kartka została pozbawiona prawa bytu. - zadecydowałam, składając ją kilkakrotnie i rzucając na stoliczek.

- Zaraz ją wyrzucę. - powiedział Tony.

- Nie, ma zostać spalona. - zarządziłam - W koszu jest szansa, że przetrwa. Jest nam to zupełnie niepotrzebne.

- Ale wiesz, że Hydra i tak zna te słowa na pamięć? - spytał Barnes - Nawet niektórzy ludzie spoza niej wiedzą jak mnie aktywować.

- Ale cała pozostała reszta się nie dowie. - mruknęłam - Spalę te kartki osobiście. Musimy je tylko przeanalizować. - przyjrzałam się kolejnej - Tu są wyjaśnienia wyboru tych wszystkich słów. - dodałam.

- Mogę je zobaczyć? - spytał Sam, wyciągając dłoń.

Nie odpowiedziałam mu. Utkwiłam w zamian wzrok w Barnes'ie.

- Co? - mruknął, nie rozumiejąc mnie.

- Sam spytał czy może je zobaczyć. - podsunęłam - Czekam na przyzwolenie albo odmowę. - wyjaśniłam.

Brunet popatrzył na mnie chwilowo. Miałam wrażenie, że jego ponurość nieco się w tym momencie rozwiała. Wydawał się być zdziwiony, ale... no, kurde, przecież to nie mnie decydować. I tak sporo sobie pozwoliłam w ogóle przeglądając te kartki.

- Tak. - pokiwał głową, nadal zdziwiony - Tak. Może je zobaczyć. - dodał mocniejszym głosem.

Podałam Wilson'owi kartkę i powróciłam do dalszej analizy pozostałych fragmentów papieru, czując na sobie spojrzenie bruneta.

Odchrząknęłam i kontynuowałam:

- Kolejna to... - urwałam i złożyłam kartkę - Kolejna to misje Zimowego Żołnierza. Jest ich tu trochę wypisanych. - zerknąwszy na Barnes'a, odłożyłam papier na stoliczek, nie zagłębiając się w szczegóły.

Podczas gdy zaczęłam skupiać się na kartkach z drugiego notatnika, dostrzegłam kątem oka, że brunet chwyta za odłożony, przed chwilą złożony, papier.

To był zły pomysł, aby przeglądał te wszystkie misje, ale z drugiej strony nie mogłam mu tego zabronić. To był teraz jego wybór.

- A tutaj wspominałaś, że to jakaś nowa wersja tego kodu Zimowego Żołnierza? - wtrącił Clint, skinąwszy na trzymane przeze mnie kartki.

- Tak. - odparłam, wczytując się w listę słów - Jakieś rosyjskie słowa, które nie wiem jak odczytać, ale są tu też chyba angielskie tłumaczenia. - wyjaśniałam - Złoczyńca, obrońca, chaos... - spojrzałam po wszystkich - Nikt nie reaguje? - wolałam się upewnić. Pokręcili mi głową. Było bezpiecznie - Zabójstwo, powrót, przetrwanie, zadośćuczynienie, mrok, brzemię.

Zapanowała cisza. Każdy zastanawiał się o co może chodzić.

- Czy to jakby... dalsze losy Zimowego? - spytał Tony - Sory za bezpośredniość. - uniósł dłoń w stronę Barnes'a.

- Nie wiem. - mruknął brunet - Wydaje mi się, że jeden kod wystarcza już na stałe dla jednego żołnierza. Nie potrzeba innego, zapasowego. Chyba, że miała to być kwestia ulepszenia. Ale nie wiem co chcieli ulepszać. Po takiej wiązce słów jest się po prostu maszyną do zabijania. Jak bardziej można jeszcze zepsuć człowieka?

Jego ostatnie słowa wybrzmiewały w mojej głowie.

Coś ścisnęło mnie w klatce piersiowej.

Bo to brzmiało, jakby Barnes był w pełni świadomy rany, którą zadała mu Hydra. Jakby zdawał sobie sprawę z tragizmu swojej przeszłości. I jakby się pogodził. Z przegraną.

Bo czym innym jest życie po takiej traumie?

- Ruth? - czyjś głos wyrwał mnie z zamyślenia. Spojrzałam po wszystkich, ale z racji, że każdy na mnie patrzył, nie wiedziałam kto się odezwał.

- Sory, nie usłyszałam. - mruknęłam, unikając wzroku Barnes'a.

- Co jest na drugiej kartce? - spytał Clint. Być może to on pytał.

Chociaż nie mam pewności.

Mniejsza.

- Chyba charakterystyka kodu. Wyjaśnienie słów. - odparłam, drapiąc się po szyi. Przygryzłam wargę, po czym zerknęłam na Barnes'a i podsunęłam mu tę kartkę. Nie chciałam jej czytać. Nie powinnam - A na ostatniej jest... - wczytałam się w... sama nie wiem.

Jakiś opis zachowania.

- Działanie pod przykrywką, codzienne zachowanie odpowiadające charakterowi i sposobie bycia... - czytałam - I jest tu jeszcze coś takiego, jak skutki uboczne. Napisane jest, że... między innymi rozszerzone źrenice, możliwe niezrozumienie pewnych poleceń. - omiotłam wzrokiem resztę kartki - Na samym dole napisane jest DOPRACOWAĆ.

- Kurwa. - mruknął Barnes, co przyciągnęło uwagę moją i po chwili też pozostałych.

- Co jest? - spytałam.

- Fury chyba podejrzewał, że mógłbym mieć styczność z tym drugim kodem. Nie wiem jak na to wpadł, skoro nie składałem w ostatnim czasie wizyty Hydrze. - westchnął zirytowany - Ale w wieży, zanim cię odbiliśmy - spojrzał na mnie - miałem z nim dziwną sytuację. Przy jednej rozmowie, bardzo uważnie obserwował moje oczy. Możliwe, że dopatrywał się rozszerzonych źrenic. Tego skutku ubocznego. I może dlatego pytał czy nie uważamy, że coś niedobrego dzieje się w wieży. Może bał się, że znajduje się ktoś pracujący tam pod przykrywką. Ktoś nieuchwytny, z zaprogramowanym nowym kodem.

- My też przecież myśleliśmy, że mamy kreta. Tylko, że nie w ten sposób. W sensie... nie kreta jako nieuchwytnego szpiega zabójcę, tylko po prostu... szpiega. - powiedział Wilson do Barnes'a.

- Tak, ale jak się okazało, to były po prostu kłamstwa i działania T.A.R.C.Z.Y. - mruknął - Możliwe, że stworzyliśmy wzajemnie błędne koło myśląc, że obie strony mają coś za uszami.

- To ma trochę sens. - powiedział po chwili Clint - W sensie, mówię o samym Fury'm. Nie mówił nam o niczym, bo może nie wiedział komu zaufać.

To miało sens.

I to spory.

Ale nie było usprawiedliwieniem, żeby nie mówić o innych kwestiach.

- Okej, ale jeśli byłam torturowana, to serio nie zasługiwałam, żeby się o tym dowiedzieć? - odparłam.

- To jest już inna kwestia. - powiedział po chwili - Nic go nie usprawiedliwia.

- Jeszcze jedna rzecz. - mruknął Wilson - Wtedy, kiedy już cię odbiliśmy, Ruth. Poszliśmy na sprawozdanie. I miałaś tę nieprzyjemną sytuację, w której Fury prawie chwycił za pistolet, gdy się na niego uniosłaś.

- Bo wiedział o moim alter ego. - westchnęłam trochę rozdrażniona - I pozwolił nam tam wejść wspólnie z Rogers'em, bo przecież go wtajemniczał. Jemu akurat ufał. - dodałam kpiąco - I początkowo Fury nawet nie chciał na mnie czekać z tym pieprzonym sprawozdaniem.

- Myślisz, że chciał nam powiedzieć o twoim alter ego? - spytał Stark.

- Nie. Bardziej odciągnąć mnie na bok, abym nie zebrała informacji i aby każdy z nas miał ich niepełną ilość. - prychnęłam - Kurewsko, doprawdy.

- Ciężko w to uwierzyć. - Wilson schował twarz w dłoniach.

Spojrzałam na niego zdziwiona bo nie bardzo wiedziałam, czego konkretnie ten komentarz się tyczył.

- A trochę jaśniej? - podsunął Stark.

- Steve zwinął te notatniki bez naszej wiedzy. - zaczął wyjaśniać - Trzymali je pod kluczem, abyśmy przypadkiem się o nich nie dowiedzieli i aby Bucky jakimś cudem, gdyby zorientował się o ich istnieniu, nie przeszedł nagle na stronę Hydry i nie stał się tajnym zabójcą. Z kolei Ruth traktowali podobnie, tyle, że chyba myśleli, że jak obejrzy nagrania kamer to nagle zmieni się w swoje alter ego. - położył sobie dłoń na czole.

- Fakt. - mruknął Clint - Jakby niewiedza tej dwójki - skinął na nas głową - o notatnikach i kamerach była ocaleniem świata.

- Co do notatników. - dodał Barnes - Ludzie Hydry dobrze znają te szyfry. Także notatniki tak naprawdę służą im do zapisków nad prowadzonymi badaniami. Nie do zapamiętania kodu.

- Nie uważacie, że poszło to wszystko w mocno niepokojącą stronę? - odezwał się po chwili Tony - Kiedyś morderczy żołnierz na posyłki. A teraz szpieg, zabójca pod przykrywką, którego nie sposób ujawnić. Tym bardziej, jeśli zachowuje się zgodnie ze swoim charakterem, tak jak napisali. A nie jak maszyna o tępym wzroku. - rozmyślał.

- W dodatku Hydra rozkręciła się także o pranie mózgu nie całościowe, a z określonych obszarów. - mruknął Barnes - Więc równie ciekawie.

- Co? - spytał Stark.

Ah, no tak.

Nie wspomniałam o tej kwestii.

- Po tym wszystkim, co mi zrobili... - zaczęłam co prawda mówiąc do Tony'ego, ale kontakt wzrokowy nawiązałam z Barnes'em, który także uświadomił sobie, że trochę się zagalopował - Wyczyścili mi pamięć. - w końcu spojrzałam na Stark'a - Ale nie całą. Tylko tą z pobytu u nich w bazie. Najwyraźniej opracowali taki sposób, by kontrolować i selekcjonować zawartość ludzkiego umysłu, a nie resetować go w całości.

I tak zamierzałam mu to powiedzieć. Ale... chciałam to zrobić jakoś subtelniej.

No, ale nie ma to jak polegać na Barnes'ie, który wie jak wyjechać z grubej rury.

- Więc tak, rosną w siłę i jest to niepokojące. - podsumowałam.

Stark wyglądał, jakby właśnie zobaczył ducha, aczkolwiek nie skomentował tego żadnym słowem.

Może to i dobrze.

- Gdyby kogoś z nas uczynić takim szpiegiem z zaprogramowanym nowym kodem, to nikt by się nie połapał. - Sam podrapał się po brodzie, rozmyślając na głos.

- Myślicie, że Natasha węszyła dlatego, że swoje podejrzenia kierowała tymi informacjami? - zastanawiał się Clint.

- Możliwe, że musiała wywęszyć coś w sprawie tych notatników. - odparłam po chwili - Tylko, że podejrzewała mnie, nie Barnes'a. Niedawno, kiedy spotkałam się z nią w kuchni, była do mnie dosyć sceptycznie nastawiona. Pytała mnie czy jest mi źle również z innego powodu, niż samo porwanie. - mówiłam, po czym napłynęła do mnie kolejna złota myśl - A przecież w konferencyjnej tym bardziej miała wobec mnie wrogie nastawienie. W dodatku nagrywała naszą rozmowę, żeby mieć dowód. I kto wie? Może żeby oczyścić też siebie. W końcu skoro sama węszyła, mogła ściągnąć na siebie podejrzenia.

- To by miało sens. I to spory. - przyznał Wilson.

- Natasha nie chciała źle. - powiedział półgłosem Clint, opuszczając wzrok.

Zależało mu na niej. W końcu wiele ich łączyło.

Jeszcze kiedyś postrzegałam ich jako dobry materiał na parę, ale gdy dowiedziałam się w jaki sposób i w jakich okolicznościach się poznali, zupełnie inaczej spojrzałam na ich zżytą relację. Są dla siebie ważni. To jest pewne. Dlatego nie dziwię się, że Clint'owi tak zależy, aby ją jakoś wytłumaczyć. Aby nie ustawiać jej we wrogim świetle.

Mogę się jedynie domyślać, jak bardzo pragnie, aby nie była po przeciwnej stronie.

Powtarzam: mogę się jedynie domyślać.

Bo sama już zapomniałam, jakie to uczucie chcieć wierzyć, że mój przyjaciel chciał dobrze.

- Na to wygląda. - odrzekłam na jego słowa.

Spojrzał na mnie i widząc mój łagodny wyraz twarzy, uniósł kąciki ust.

Szczerze? Jakoś... nie winiłam Natashy. Nawet jeśli gdy dowiedziała się o pewnych rzeczach, zatrzymywała je dla siebie.

Teraz to nabrało sensu. Ja możliwe, że postąpiłabym podobnie, jak nie identycznie.

Z resztą czy przypadkiem już czegoś takiego nie zrobiłam węsząc w magazynie i zachowując na pewien czas informacje dla siebie?

Nie mogłam jej winić.

Także szukała prawdy. W dodatku gdy ją znalazła, ta okazała się być niekompletna, przez co zakłócała całościowy obraz.

To było coś zupełnie innego, niż zrobił Rogers.

Jego nie zamierzam usprawiedliwiać dosłownie niczym.

- Okej. - westchnął Tony - To chyba wszystko. - pokiwał głową - Chyba, że coś ominęliśmy, Ruth? - spojrzał na mnie wymownie. Zapewne chodziło mu o moje przeoczenie uświadomienia go o praniu mózgu.

- Nie. Już chyba wszystko. - mruknęłam.

- Okej. - westchnął.

- Ciekawe czy ich nastawienie wobec nas się zmieniło. - powiedział nagle Clint.

- W jakim sensie? - spytał Stark.

- Czy nadal uważają nas za winnych, czy jednak uświadomili sobie, że zrobili źle. - odparł - Ewentualnie jeszcze jedna, gorsza opcja, że postrzegają nas wszystkich jako tajnych szpiegów zabójców z zakodowanym szyfrem.

- Dobra, już nie baw się w Fury'ego i idź spać. - rozmowę uciął Tony i zbył Barton'a machnięciem ręki. Następnie wstał i skierował się do kuchni.

Zapanowała cisza.

Atmosfera nie była niezręczna. Po prostu czuć było wiszące w powietrzu zmęczenie tym, co się do tej pory działo.

- Rany. - mruknął po dłuższej chwili Wilson - Kto by pomyślał.

- No nie? - prychnął Barton.

- Dwa dni temu nie pomyślałbym, że kiedykolwiek znajdę się w Turcji, a co dopiero przez rozłam w drużynie. - dodał Sam.

- A teraz proszę, siedzimy tu ledwo żywi. - zaśmiałam się pod nosem.

Przypadkowo zerknęłam na Barnes'a i byłam świadkiem, jak w ostatniej chwili odwrócił ode mnie wzrok.

Zmarszczyłam brwi. Bo zaczęłam się zastanawiać czy przypadkiem moje słowa nie miały negatywnego wybrzmienia w odniesieniu do chwili, w której przystawiałam sobie pistolet, co oczywiście mógł zauważyć. Nie wiem czy zauważył, możliwe, że nie. Ale niewykluczone, że jednak mogło wydawać mu się to podejrzane i...

A z resztą. Po co ja w ogóle o tym myślę.

Wstałam z kanapy i skierowałam się na taras, aby chociaż w pewnym stopniu oczyścić umysł i odprężyć się.

Jeśli w ogóle da się odprężyć w trakcie tymczasowego pobytu w ukrytym mieszkaniu robiącym za azyl, podczas gdy jest się ściganym przez najlepszą organizację świata, postrzegającą nas za... przestępców? Zdrajców?

Ciul wie.

I czy było warto?

To też ciul wie.

Wyszłam na zewnątrz z myślą, że to koniec atrakcji na dzisiejszy dzień.

Otóż, może i była to prawda. Ale z racji tego, że było grubo po północy - nastał już kolejny dzień.

A ten kolejny dzień miał w zanadrzu coś, co nie pozwoli mi się nudzić.

Gdzież by tam.

Witam 💙 w dosyć spontanicznie opublikowanym rozdziale hahah
Z racji, że nasi bohaterowie są już na miejscu, planuję skupić się trochę bardziej na relacji Ruth i Bucky'ego. Akcję narazie zostawiamy na bok, ale zapewniam, że nie zabraknie emocji. 😌

!!! Mam też bardzo ważne pytanie - czysto hipotetyczne oczywiście...
Czy gdyby w trakcie jakiejś akcji bohaterowie musieli wsiąść do aut, to gdyby padło - przykładowo - na Ruth i Bucky'ego w jednym pojeździe, to czy wolelibyście aby to ona siadła za kółkiem, czy nasz przystojniak?
Baaardzo proszę, dajcie znać w komentarzu 🙏🏻
Jeśli zdania będą podzielone, to postaram się wyjść na jakiś kompromis, ale na ten moment głosujcie: Ruth za kółkiem/Bucky za kółkiem.

Ja tymczasem zmykam i widzimy się w piątek! 💙
Buźka 😙

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro