𝚇𝙻𝙸 ☆

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

𝚝𝚑𝚎𝚛𝚎'𝚜 𝚜𝚘𝚖𝚎𝚝𝚑𝚒𝚗𝚐 𝚒𝚗 𝚝𝚑𝚎 𝚠𝚊𝚢 𝚢𝚘𝚞 𝚕𝚊𝚢
𝚎𝚗𝚘𝚞𝚐𝚑 𝚝𝚘 𝚖𝚊𝚔𝚎 𝚝𝚑𝚎 𝚍𝚎𝚊𝚝𝚑 𝚜𝚠𝚒𝚝𝚌𝚑 𝚐𝚛𝚊𝚟𝚎𝚜.
~ '𝙹𝚎𝚛𝚒𝚌𝚑𝚘' 𝚋𝚢 𝚂𝚕𝚎𝚎𝚙 𝚃𝚘𝚔𝚎𝚗

R U T H

Uchyliłam powieki, uświadamiając sobie, że leżałam na brzuchu. Znajdowałam się w moim pokoju, choć nie przypominałam sobie, abym tutaj wracała.

Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, gdzie był Barnes. Nie czułam go nigdzie na ciele — ani pod sobą, ani na sobie... Nie obejmował mnie nawet ramieniem. Nie raczył tyknąć mnie palcem.

Czując małe rozdrażnienie, gdyż najwyraźniej wstał wcześniej i sobie poszedł, zaczęłam podnosić się na rękach. Nie zdążyłam jednak oprzeć się łokciami o łóżko, kiedy nagle poczułam mocny chwyt w talii. Prawie pisnęłam, nie spodziewając się takiego zwrotu akcji. Brunet przyciągnął mnie do siebie, czule tuląc. Leżałam plecami do niego, toteż była to dla niego idealna okazja, aby wtopić twarz w mój kark i włosy.

Na moich ustach mimowolnie zagościł uśmiech.

— Cześć, Ruth. — Usłyszałam za uchem zachrypnięty głos. — Wesołych świąt.

Przeszły mnie ciarki.

— Hej.

— Aha. Tylko hej?

Wywróciłam oczami na jego słowa.

— Witaj jaśnie panie. Czy przynieść ci śniadanie? — Zerknęłam na niego, odwracając głowę.

— Tak lepiej.

— Chciałbyś. Nigdzie się nie ruszam. I tobie też wesołych świąt.

— Będą wesołe. Już są. I nie myśl sobie, że pozwolę ci się ruszyć. — Zaśmiał się.

— Czyli w obu przypadkach nie dostałbyś śniadania.

— Przecież podano mi śniadanie do łóżka. — Uniósł dłonie i zaczął mnie łaskotać.

— Nie! — wrzasnęłam, śmiejąc się.

Próbowałam uwolnić się z jego szponów, ale na marne. Wierzgałam się, niczym ryba brutalnie wydobyta z wody.

— Taki kąsek z rana... — mówił. — Czy można obudzić się szczęśliwszym?

Rany, tak bardzo chciałam powiedzieć mu, aby przestał, ale nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. Śmiałam się potężnie, ledwo łapiąc oddech.

W końcu przestał mnie łaskotać. Wydawało mi się, że to trwało wieczność. Odetchnęłam z ulgą, licząc głęboko, iż nie ponowi tej głupoty. Zabiję go za to, przysięgam.

Odwróciłam się i położyłam na plecach, aby mieć lepszy widok na tego kretyna. Rzuciłam mu znużone spojrzenie, podczas gdy on miał na ustach szerokiego banana.

Oh, właśnie. Gdzie był Banan?

Rozejrzałam się po pokoju. Mój futrzak musiał się gdzieś zaszyć. Nie było go tu z nami.

— Czego szukasz? — spytał Barnes.

— Sensu życia. I kota przy okazji.

— Tutaj leżą obie te kwestie. — Wskazał na siebie dumnie.

— Chciałbyś. Doigrasz się za te łaskotki.

— Nie szarżowałbym na twoim miejscu z takimi tekstami.

— Bo?

— Bo i tak cię dopadnę. A twoim wyborem będzie jak bardzo.

— Mhm.

— Więc waż słowa, kochanie.

— Super.

Parsknął śmiechem, podczas gdy ja zaczęłam się czerwienić. Niestety, ale nie umknęło mi to, jak mnie nazwał.

„Niestety". Jasne.

Przetarłam twarz dłońmi, starając się zignorować również Echo.

— Która jest w ogóle godzina? — spytałam, nie zdejmując rąk z oczu.

Za bardzo się zawstydziłam w tej jednej małej chwili, abym miała teraz patrzeć brunetowi w oczy.

— Twoja ostatnia — odparł.

— Oh, no tak. Że też na to nie wpadłam.

— Tak serio, to nie wiem. Nie mam przy sobie ani telefonu, ani zegarka.

— Rozum też gdzieś zapodziałeś.

— Ruth — powiedział ostrzegawczym tonem.

Mimo wszystko na jego ustach zagościł uśmiech. Dało się to usłyszeć. Zdjęłam ręce z twarzy, by na niego popatrzeć i się upewnić — miałam rację. Uśmiechał się.

— Co? — zapytał.

— Jajo.

— Oj... Współczuję ci, Berget... — Pokręcił powoli głową.

— Ja sobie też. Że muszę się użerać z takim kretynem.

Nie odpowiedział. Natomiast jego uśmiech poszerzył się. W oczach pojawił się ciężki do sprecyzowania błysk. James nie wyglądał na urażonego, wręcz przeciwnie — zadowolenie zdawało się z niego wylewać. Dodatkową rzeczą, która mnie zaintrygowała, było jego spojrzenie. Za cholerę nie mogłam go rozszyfrować, aczkolwiek... Brunet wyglądał, jakby już teraz smakował zemsty.

Przygryzłam policzek od wewnątrz, gdyż miałam... Złe przeczucia, to niewłaściwe określenie. Jednakże towarzyszyły mi swego rodzaju... Obawy?

Oh, słusznie, kochana.

Co?

Nic, nic.

— Na co się patrzysz? — zapytałam uświadamiając sobie, iż chyba nie zamierzał przestać.

— Na moją zdobycz.

— Fajnie.

Odwróciłam głowę i utkwiłam wzrok w suficie.

Dlaczego tak bardzo próbowałam odbiec od jego gry i udawałam nierozumną?

Po pierwsze: bo jesteś głupia. Po drugie: ktoś tu traci na pewności siebie, skoro stara się bronić ignorancją i udawaniem, że nie wiesz, o czym mówił.

Tak, właśnie tego potrzebowałam — dosadnego wytknięcia mi mojego zachowania, abym zaczerwieniła się jeszcze bardziej.

Nie ma za co.

Za jakie grzechy...

Prawda była taka, że Echo miała rację. Udawałam, że nie miałam bladego pojęcia, o czym mówił Barnes. Z reguły nie znosiłam, gdy traciłam kontrolę. Jednak w kwestii bruneta, był to ten jeden, jedyny przypadek, kiedy było inaczej. W takich momentach czułam się zupełnie bezbronna, bez drogi ucieczki. Nakręcało mnie to, jednocześnie wprawiając w zawstydzenie. Kogo ja oszukiwałam? Usilnie starałam się zgrywać twardzielkę. A tak naprawdę gdybym teraz wstała z łóżka, moje kolana zdecydowanie ugięłyby się i runęłabym na ziemię.

W takim razie miejmy nadzieję, że sierżant Barnes nie pozwoli ci stać, tylko zapewni wygodne miejsce.

— Echo! — wypaliłam.

Otworzyłam szeroko oczy, po czym ułożyłam dłoń na ustach. Przymknęłam powieki z zażenowania. Nie chciałam patrzeć na James'a. Nie chciałam.

— Echo się chyba wyspała, hm? — spytał.

— Co ja mam z waszą dwójką?... — mruknęłam.

— Na pewno nie spokojne życie.

— Nie. To by było zbyt piękne.

— Wstawaj. Idziemy zrobić śniadanie. — Zaczął się podnosić, gilgocząc mnie w szyję.

Uśmiechnęłam się mimowolnie.

Obserwowałam, jak schodził z łóżka. Podziwiałam jego nagi, umięśniony tors, który ani trochę nie pasował do tych spodni... Powinien je zdjąć-

Zacisnęłam usta.

Źle ze mną.

Rozkręcasz się. Ale to dobrze. Będzie mniejszy szok.

Nie pomagasz.

Nic nam już nie pomoże.

— Czy księżniczka życzy sobie śniadanie do łóżka? — zapytał.

— Tak. Zapraszam z powrotem.

— Mhm, teraz taka potulna? — Zaśmiał się i odwrócił na pięcie, po czym wyszedł z pokoju, na dodatek nie zamykając drzwi.

— Aha?! — krzyknęłam.

Parsknęłam śmiechem. Nie wierzyłam, po prostu nie wierzyłam, że akurat na mnie spadło użeranie się z tym kretynem.

Pokręciłam głową i podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozmyślałam, co robić. Pierwsza opcja była taka, iż mogłam pomaszerować za brunetem i pomóc mu przyrządzić śniadanie. Zrobilibyśmy również kawę, może i zjedlibyśmy ciastka i śliwki w czekoladzie, które kupiliśmy wczorajszego dnia. Z drugiej strony mogłam za nim pójść i mu po prostu przyłożyć.

Z trzeciej... Mogłam go nieco zirytować.

I na to też się zdecydowałam.

Zamiast iść do niego, przebrałam się dosyć odświętnie. Skorzystałam z porannej toalety, uczesałam się i skierowałam do tajnego pomieszczenia siedziby. Zabawa w chowanego chyba jeszcze nikomu nie zaszkodziła. Zresztą, mieliśmy robotę do wykonania. Święta, nie święta — sprawa z zabójstwami nadal istniała, miała się dobrze i nie zamierzała prędko znikać.

Mhm...Jakkolwiek ta sytuacja nie jest poważna, doskonale wiesz przecież, że to tylko przykrywka, aby wkurzyć Barnes'a.

Oh, tylko o tym marzyłam...

Masochistka.

Być może byłam niezrównoważona psychicznie.

Być może.

Ale czego się nie robi dla testowania James'a?

B U C K Y

Jajecznica, którą przyrządziłem, zdążyła już wystygnąć. Ruth natomiast nadal tu nie było. Nie chciałem się na nią złościć i ją pospieszać... Ale zamierzałem to zrobić.

Wróciłem do jej pokoju-

Oh. Nie było jej tu. Łóżko stało już pościelone.

Zmarszczyłem brwi i tym razem skierowałem się do mojego pokoju, aby w końcu założyć jakąś bluzkę. Uznałem, że pierwszy dzień świąt to idealna okazja, aby ubrać najzwyklejszą, czarną koszulkę. I może wydawało się to bezsensowne lub nawet lekceważące pod tym względem... Ale ja naprawdę uwielbiałem tę bluzkę. Była wygodna, została wykonana z miłego w dotyku materiału. Fakt faktem, odrobinę za mocno mnie opinała, jednakże liczyłem, że nie będzie to przeszkadzało Berget. Co więcej — miałem nadzieję, że spodoba jej się dobór ubrania.

Wróciłem do kuchni, zastanawiając się, gdzie najpierw powinienem pójść szukać Ruth.

Może była w salonie?

— Noż, do diabła!

Obszukałem całą siedzibę i dopiero teraz Berget raczyła wysłać mi SMS'a z informacją, iż siedziała w tajnym archiwum.

Nie miałem pojęcia, czemu nie wpadłem na to, aby to tam udać się w pierwszej kolejności.

Mój brak myślenia również podziałał mi na nerwy.

Nie była to jednak typowa złość. Był to raczej... Kolejny etap w grze. Skoro Berget chciała wodzić mnie za nos, proszę bardzo. Udało jej się.

Ale teraz nadeszła moja kolej na ruch.

Wyjąłem tacę z szafki, ułożyłem na niej talerze z zimną jajecznicą, ciastka, śliwki w czekoladzie i przygotowaną kawę. Następnie skierowałem się ostrożnie w stronę windy i zacząłem zmierzać do Berget.

Im bliżej byłem, tym szybciej biło moje serce. Nie wiedziałem, czemu- No, właściwie wiedziałem.

Powodem była Ruth.

Tylko i aż.

I w końcu mogłem to jawnie przyznać... Uwielbiałem ją.

Nie mogłem się już doczekać, aż znów ją zobaczę. Jednakże poza ekscytacją, pozostawiłem w sobie również uczucie rozdrażnienia jej zachowaniem, gdyż tak, jak wspomniałem — aktualnie nadeszła moja kolej na zrobienie następnego ruchu w naszej grze.

— Hej, jesteś tam? Otwórz! — Kopnąłem delikatnie kilka razy nogą w drzwi.

Jestem. Ale trochę zajęta. Sam sobie otwórz.

Tak, dokładnie tego potrzebowałem. Rozmowy przez masywne drzwi, z tacą w ręku, ze zrzędliwą i upartą dziewczyną.

— Mam zajęte ręce.

To powiedz im, żeby ci pomogły i później znów będą mogły zająć się sobą.

— Jesteś niemożliwa, Berget...

Do usług.

— Otwórz to, do cholery. Pomożesz mi?

Przepraszam, ale naprawdę jestem zajęta. Otwórz sobie sam.

— Ukatrupić, poddusić, poćwiartować, zakopać... I to wszystko i tak mało...

Co tam mamroczesz?

— Teraz się już nie interesuj.

Pff...

Uznając, iż właściwie nie miałem na co liczyć, odłożyłem ostrożnie tacę na ziemię. Wyjąłem identyfikator z kieszeni spodni i przyłożyłem do czytnika. Gdy do moich uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi, nacisnąłem na klamkę, pchnąłem je delikatnie i zablokowałem stopą. Następnie schyliłem się po tacę. Naprawdę musiałem uważać. Kawa nalana była do naczyń praktycznie po brzegi.

Wszedłem do pomieszczenia, od razu rozglądając się za Berget. Nie wiedziałem jeszcze, co chciałem zrobić. Jedyne, co przyszło mi na myśl, było rzucenie jej zirytowanego spojrzenia i wpatrywanie się w nią w ten sposób przez dłuższą chwilę.

Tak też zrobiłem... Początkowo.

Moje nastawienie poszło się grzać, gdy zobaczyłem ją w szarej sukience... Chyba sukience. Ubranie wyglądało jak sweter — tylko dłuższy, bo był on prawie do kolan. Miał półgolf... I cały dosyć przylegał do ciała.

W dodatku jej włosy. Te cholerne dobierane warkocze, którymi ją niegdyś uraczyłem.

Miała nawet na sobie makijaż. Nic nie zdołało mi umknąć. Wyglądała inaczej. Równie ładnie, jak co dnia, ale... Inaczej. W sposób, który momentalnie zawrócił mi w głowie.

Spostrzegłem też, że nie miała na sobie rajstop.

Zacisnąłem szczękę, starając się utrzymywać z nią pewny kontakt wzrokowy.

— Widzisz? Jednak sobie poradziłeś. Zuch chłopiec — odrzekła niewzruszenie.

Jednakże było w jej głosie coś więcej. Coś pociągającego, kuszącego. W dodatku sposób, w jaki mnie nazwała... Chłopiec. Niby nic, ale zdołało ruszyć moje myśli.

— Pogrążasz się — oznajmiłem, kładąc tacę na biurko.

Następnie wyprostowałem się i ułożyłem dłonie na biodrach. Popatrzyłem na nią z góry wzrokiem pełnym dezaprobaty.

— Przesadzasz. — Podparła delikatnie podbródek i założyła nogę na nogę.

Swoim ruchem mniej lub bardziej świadomie odsłoniła kolano. Utkwiła we mnie wzrok, wyczekując mojej reakcji. Widziałem w jej oczach, że niezmiernie bawiła ją ta sytuacja.

Oh, zobaczymy na jak długo.

— Na drugi raz powiedz mi po prostu, że tu idziesz. Oszczędziłbym sobie czasu. Bo szukałem cię.

— Nie wydajesz się być zadowolony faktem, że mnie znalazłeś.

— Powinnaś dostać za swoje — mruknąłem niedbale, podchodząc do niej z rękoma w kieszeniach spodni.

— Próbujesz być straszny?

— Ostrzegam cię.

— I co miałbyś zrobić, hm? — Wstała od biurka i zaczęła do mnie podchodzić.

Stanęła w końcu prawie na wprost mnie. Oparła się biodrami o biurko i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Zaczęła mi się przyglądać, z ledwie widocznym uśmiechem na ustach.

— Co miałbym zrobić? Przypomnieć ci, gdzie jest twoje miejsce. Bo zagalopowałaś się, kochanie.

Nie odpowiedziała mi. Widziałem, jak jej szyja drgnęła od przełykania śliny. Postawą ciała starała się pokazać, iż nie ruszyło ją to. W rzeczywistości było jednak inaczej. No, bo jak mielibyśmy wytłumaczyć chociażby jej zaczerwienione policzki?

— Hm... — mruknęła niewzruszenie. — Gdzie na przykład?

Przechyliła nieco głowę, świdrując mnie wzrokiem. Oparła dłonie o krawędzie biurka i czekała, co powiem.

Ja natomiast wzruszyłem ledwie widocznie ramionami, a na moich ustach mimowolnie pojawił się zwycięski uśmiech.

Tak, tak wiem, nic się jeszcze nie wydarzyło...

Jeszcze. I tego słowa zamierzałem się trzymać przez najbliższe chwile. Gdyż moje ciało buzowało i byłem po prostu przekonany, iż to tylko kwestia czasu, aż Berget wpadnie w moje sidła.

— На этой столе, любимая. (Na etaj stolje, ljubimaja.)

Jej brew uniosła się delikatnie. Byłem już na skraju. Dosłownie sekundy dzieliły mnie od działania. Wiedziałem, że nie zrozumiała tego, co powiedziałem. Miałem jednak nadzieję, iż zdołała się domyślić.

Być może powinienem ją nakierować? A może-

— Давай, продолжай, сержант. (Dawaj, pradalżaj, cjerżant.)

Moje serce zatrzymało się na moment, a przez kręgosłup przeszły dreszcze. Uchyliłem usta, by powiedzieć-

Ah, pieprzyć to.

Chwyciłem ją gwałtownie za uda i podniosłem, sadzając na biurku. Nie zwlekałem i wpiłem się w jej usta, przygryzając te, jakże słodkie, wargi.

Jak ja uwielbiałem ich smak...

Przestałem ją całować tylko po to, by odsunąć — szybkim i niedbałym ruchem — wszelkie leżące za nią rzeczy. No, może odsunąć to zbyt łagodne określenie. Po prostu pieprznąłem wszystko na bok tak, aby Berget mogła ułożyć się przede mną w całej swej okazałości.

Aby mogła być moja. Tylko moja.

Powróciłem do jej ust. Wbrew moim staraniom o oczyszczenie biurka ze zbędnych rzeczy, nie przesunąłem dziewczyny dalej. W zamian przybliżyłem blondynkę do siebie mocnym ruchem tak, iż stykaliśmy się ze sobą biodrami.

Berget zatopiła swoje słodkie usta w moich, całując je zachłannie i namiętnie. Nakręcała mnie, dobrze mając tego świadomość. Ale ja również trzymałem asa w rękawie. Lub bardziej w dłoni. A dokładniej — w palcach. Dwóch palcach.

Tych metalowych.

— Nie wiem jak sobie wyobrażałaś tak po prostu siedzieć tu w tej cholernej sukience. — Przeniosłem usta na jej rozpaloną szyję.

— Co z nią nie tak? — wysapała, przysuwając twarz bliżej mojego ucha.

Jednakże chciałem mieć pełny i swobodny dostęp do niej, toteż chwyciłem za jej włosy i szarpnąłem nimi, odchylając jej głowę. Blondynka sapnęła ciężko i zacisnęła mocno nogi na moich biodrach, przez co czułem jeszcze większe napieranie na moje krocze.

Co z nią nie tak? — zapytałem, zanim przyssałem się jej do skóry przy uchu.

Zostawiając mokre ślady na jej szyi, tworząc na niej rozmaite wzory językiem, poczułem jak Berget przeniosła swoje dłonie na moje ramiona. Zacisnęła na nich palce. Ja z kolei ułożyłem dłonie na jej talii. Dostrzegłem, jak jej klatka piersiowa poruszyła się na wskutek gwałtowniejszego oddechu. Uznałem, że zanim przejdziemy do konkretów, podrażnię ją. Zamierzałem pociągać za sznureczki — jeden po drugim.

Zacisnąłem mocniej palce na jej talii. Mimowolnie przycisnęła udo do mojego biodra. Zacząłem błądzić dłońmi również w okolicach niższych partii pleców i pośladków. Nie zdołała ukryć przede mną zupełnie niczego. Tym razem poczułem, jak się spięła. W dodatku wyprostowała plecy, będące dotychczas delikatnie zgarbione.

— Skarbie, jest na tobie. Właśnie to z nią nie tak — dodałem. — Ale nie martw się.— Cmoknąłem ją w usta. — Poradzę sobie.

Odsunąłem się od niej i pchnąłem ją tak, iż opadła zdezorientowana na biurko. Jej nogi nadal miałem założone na biodrach. Sukienka zdążyła się podwinąć, ale nie całkowicie. Wędrowałem więc dłonią od kolana do biodra, zahaczając palcami... O koronkową bieliznę. Kurwa, czerwoną koronkową bieliznę.

Oh, niebiosa...

W momencie, kiedy czułem jeszcze większe podniecenie, do moich uszu dobiegło ciche sapnięcie. Przeniosłem więc rękę wyżej, na jej talię i tym samym sukienka znajdowała się już jedynie w partii, na której nosi się bluzki.

Omiotłem wzrokiem jej ciało, a w szczególności biodra i uda, których nie miałem dosyć. Którymi nie mogłem się nasycić. Były perfekcyjne. One, jak i każda rana na nich.

— Ruth, co ty ze mną robisz? — Przymknąłem chwilowo powieki, chcąc uświadomić sobie w pełni, że miałem ją teraz przed sobą.

Że byliśmy tu oboje. Tak blisko siebie.

Że miałem ją w dłoniach; zasięgu ręki. Dosłownie i w przenośni.

Uniosłem wzrok na jej oczy, które skierowane były w moją stronę. Patrzyła na mnie, ale nie odpowiedziała mi. Przynajmniej nie werbalnie.

Jej ciało rozmawiało ze mną wystarczająco klarownie. Chaotyczny oddech, szybko unosząca się klatka piersiowa; poszerzone źrenice, przez które jej wiecznie jasne, ostre oczy pociemniały; uda, nieustannie zaciskające się na moich biodrach, zapewne mimowolnie. Na jej policzkach pojawiły się wypieki, choć właściwie jeszcze nic nie zrobiłem.

Pokręciłem bezradnie głową. Po prostu wiedziałem, że oboje przepadliśmy w tamtym momencie.

Czy był więc sens zwlekać?

— Wpędzisz mnie do grobu — westchnąłem mrukliwie, nachylając się nad nią.

Patrząc jej głęboko w oczy, podziwiając jej piękną twarz i zaczerwienioną szyję — trochę mnie poniosło — uniosłem metalową dłoń i ułożyłem ją pod żuchwą dziewczyny. Następnie nieco ją obniżyłem, oplatając jej szyję. Zacisnąłem palce — nie mocno, aczkolwiek w sposób odczuwalny dla niej.

Jej usta uchyliły się w westchnieniu. Przymknęła chwilowo powieki.

— Kochanie, popatrz na mnie — powiedziałem.

Zrobiła to, o co poprosiłem. Przełknęła ślinę i próbowała ustabilizować wzrok, gdyż był trochę rozbiegany.

Nachyliłem się bliżej twarzy, lustrując dokładnie każdy jej detal. W końcu przeniosłem wzrok na tę błękitne tęczówki, w których zapadałem się bez końca.

— Unieś ręce i trzymaj je nad głową — mówiłem. — Do czasu, aż skończę. Rozumiemy się?

Otworzyła nieco szerzej oczy. Nie odpowiedziała mi. Być może uderzyła w nią świadomość sytuacji, w której się znajdowała. Ewentualnie przez jej głowę przebiegło tysiąc różnych scenariuszy, co mogło się wydarzyć.

Albo jedno i drugie.

— Zadałem ci pytanie.

— Tak.

— Co tak?

— Rozumiemy się — wypowiedziała z trudem.

Oh, jakże nakręcał mnie jej brak kontroli.

— Masz jedno zadanie, Ruthie — szepnąłem, prostując się. — Nie spieprz tego.

Przeniosłem powoli dłoń z jej szyi na klatkę piersiową. Przesunąłem palcami po jej mostku i skierowałem się niżej. Zatrzymałem się na brzuchu. Kreśliłem na nim losowe wzory czekając, aż uniesie ręce ponad swoją głowę.

Rzuciłem jej stanowcze spojrzenie. Wiedziała, że był to ostatni sygnał.

W końcu posłusznie uniosła dłonie i ułożyła je nad swoją głową. Szukała po omacku czegoś, czego mogłaby się złapać, jednakże nic takiego nie znalazło się w zasięgu jej ręki. Splotła więc ze sobą palce i przycisnęła je do powierzchni biurka. Przymknęła chwilowo oczy, nabierając głęboki wdech, jakby chciała się przygotować.

— Słusznie. — Uśmiechnąłem się pod nosem.

Popatrzyła na mnie tak bardzo ulegle... Jej wzrok mimo, iż był zupełnie bezradny, był dla mnie swego rodzaju piętą achillesową — to była moja cholerna słabość, choć przecież to ja stałem tutaj nad nią, nie odwrotnie.

Zdecydowałem się zjechać palcami niżej. Objąłem dłońmi jej biodra i kreśliłem kciukami kółeczka na jej podbrzuszu. Czułem pod palcami każdą najmniejszą reakcję, każde spięcie. Widziałem też, jak bardzo starała się trzymać ręce nad głową.

Na moich ustach pojawił się mimowolny uśmiech.

Przeniosłem dłonie jeszcze niżej — do jej bielizny. Bawiłem się koronkowym materiałem zdobiącym jej ciało. Oh, jak ona na to czekała. Widziałem to po ruchach jej bioder. Nie kontrolowała swojego pragnienia. Nie kontrolowała żądzy. Była spragniona. A ja zamierzałem zrobić wszystko, by ugasić jej pragnienie.

By ugasić pożar.

Który najprawdopodobniej jednak przerodzi się w znacznie większą katastrofę.

Ułożyłem palce na jej kobiecości i nacisnąłem na nią. Do moich uszu dotarło ciche westchnienie. Nie chcąc jednak dłużej zwlekać, chwyciłem za krawędź bielizny i odchyliłem ją, robiąc sobie lepszy dostęp. Moja metalowa dłoń powędrowała właśnie w tamto miejsce. Ułożyłem palce na jej łechtaczce, przez co blondynka wydała z siebie stłumiony jęk. Przekręciła głowę i zacisnęła pięści. Widziałem, że bardzo chciała chociażby trzymać ręce przy sobie, nie nad sobą.

— Jeśli je opuścisz, od razu przerywam. Miej tego świadomość — powiedziałem.

Pokiwała mi szybko glową. Nie patrzyła na mnie. Wyglądała na skupioną, co więcej — wręcz na taką, która za żadne skarby starała się nie wyprowadzić z równowagi.

Nacisnąłem nieco bardziej. Ciało, mimika jej twarzy — czytałem z Berget, jak z otwartej książki. Nic, ale to nic nie zdołała przede mną zatuszować.

Przeniosłem palce niżej, nie odrywając opuszków od jej kobiecości. Znalazłem się w końcu przy jej wejściu. Blondynka była cała spięta. Wyczekiwała tego momentu, a ja specjalnie go przedłużałem. Nie mogła już wytrzymać, widziałem to po jej twarzy.

— Są zimne — oznajmiłem mimo, iż zapewne już to wiedziała.

Zacząłem krążyć palcem po krawędziach jej wejścia. Do moich uszu dobiegały coraz to mniej kontrolowane pojękiwania. Robiłem to subtelnie, nie spiesząc się. Czerpałem jak najwięcej się dało z obecnej chwili.

W końcu dołożyłem do palca wskazującego również środkowy. Chcąc przejść do jednego z konkretów, którymi zamierzałem ją dziś uraczyć, zatopiłem w niej palce do samego końca.

— James — wyrwało się jej niekontrolowanie.

— O co chodzi, kwiatuszku? — Wysuwałem i na powrót wkładałem je w nią.

Nie dokończyła wypowiedzi, nie wyjaśniła tego, co chciała powiedzieć. W zamian słyszałem po prostu jej westchnięcia, jęki i moje imię przeplatane gdzieś pomiędzy.

Zwiększyłem nieco tempo, co poskutkowało bardzo pozytywnie, rzecz jasna.

To był cudowny widok, widząc ją wijącą się przede mną. Emocje w niej  buzowały. Jednakże ręce, choć próbowały się wyrwać, sumiennie trzymała nad swoją głową.

— Grzeczna dziewczynka. Muszę cię nagrodził. — Do moich dwóch palcy, nieustannie przesuwających się w niej, dołożyłem również kciuka, układając go na łechtaczce.

— Kurwa, James! — wyjęczała.

— Słucham cię, kochanie. Bardzo uważnie.

— Proszę-

Urwała. W jej ciele panował chaos. Do umysłu również się wkradł, gdyż najwidoczniej wypowiadanie słów stało się problematyczne.

— O co mnie prosisz?

— Mogę- Proszę, ręce-

— Nie.

— Nie utrzymam ich — wysapała prawie na bezdechu.

— Nie interesuje mnie to.

Nie odpowiedziała mi. Zacisnęła usta, leżąc przede mną niespokojnie.

Zwiększyłem tempo jeszcze bardziej. Poczułem nagłe drgnięcie jej nóg i zaciśnięcie ud na moich biodrach. Dziewczyna miała bardzo nieregularny oddech. Ale ani mi się śniło dać jej teraz odpocząć.

— Powiedz, kiedy będziesz blisko, Ruthie.

Nie musiałem długo czekać — choć nie ukrywałem, uwielbiałem słuchać ją w takim wydaniu — aż w końcu wydusiła resztkami sił.

— Zaraz- Jestem blisko-

Wraz z tymi słowami wyjąłem z niej palce i zabrałem rękę. Wzrok blondynki, którym mnie w tej chwili obdarzyła, prawie wyrył mi się w myślach. Dostrzegłem rozczarowanie, a może i nawet frustrację, że nie dostała tego, czego chciała.

Tylko, że nie planowałem tego kończyć.

Utrzymując z nią nieustanny kontakt wzrokowy, schyliłem się i uklęknąłem przed nią. Ułożyłem sobie jej nogi na moich ramionach, a głowę przybliżyłem do jej krocza. Westchnąłem ciężko, umyślnie owiewając jej kobiecość. Uda Berget spięły się na ten gest.

W trakcie, kiedy układałem sobie dłonie na jej biodrach, ona odchyliła głowę i zamknęła oczy. Wiedziała, co ją czekało.

Mimowolnie unosząc kąciki ust, skierowałem się bliżej niej. Pomogłem sobie dłonią odchylić bieliznę. Zaraz potem zetknąłem usta i język z kobiecością Berget. Jak podejrzewałem, do moich uszu ponownie zaczęły dobiegać jęki. Kreśliłem językiem przeróżne wzory zarówno na łechtaczce, jak i na jej wejściu. W pierwszej kolejności skupiłem się jednak na tym drugim — okrążałem je językiem, z pasją naciskając na jej krawędzie. Co jakiś czas gwałtownie przesuwałem język na środek, wchodząc w nią nieco głębiej. Powtarzałem te czynności cyklicznie. Robiłem swoje, jednocześnie słuchając głosu Berget, którego ani trochę nie kontrolowała. To była melodia dla moich uszu.

Blondynka tańczyła i śpiewała jak jej grałem.

Uwielbiałem to.

Przeniosłem się ostatecznie na jej łechtaczkę. Drażniłem ją językiem, ale po niedługim czasie zapragnąłem przejść do zapewne decydującego ruchu — objąłem ją wargami ust i zassałem się na niej. W międzyczasie dobiegał do mnie nawet i krzyk Berget. Wypowiadała desperacko moje imię, prosząc i błagając mnie. Nie precyzowała, o co dokładnie. Jednakże mało mnie to obchodziło. Chciałem ją taką, jaka była. Tu i teraz. Cała moja, tylko dla mnie.

Jej oddech spłycał się coraz bardziej. Wiedziałem, że była blisko. Nie zmieniając ruchu, pozostałem tak do momentu, w którym zaczęła szczytować. Wtedy jeszcze bardziej zacisnąłem swoje usta, zasysając się, dodatkowo trącając czubkiem języka jej łechtaczkę.

Głos dziewczyny, który ostro docierał do moich uszu był jak inny wymiar. Jeśli miałaby wypowiadać moje imię jęcząc i krzycząc właśnie w taki sposób, zdecydowanie chciałbym słuchać go częściej. Być może nawet zdołałbym je polubić. W takim wydaniu, miało ono potencjał.

Przesunąłem język na jej mokre wejście. Zanurzyłem go w nim, delektując się jej smakiem. Było to nad wyraz elektryzujące uczucie.

Ostatni raz przejechałem językiem po jej kobiecości i zakryłem je bielizną tak, jak to było przedtem. Nie wstawałem z kolan, jedynie uniosłem wzrok. Gładząc jej uda i kolana, przyglądałem się klatce piersiowej, która z trudem normowała oddech. Dziewczyna miała też uchylone usta, przez które oddychała. Powieki nadal pozostawały zamknięte.

Czekałem do momentu, w którym otworzyła oczy i popatrzyła na mnie z ulgą.

Na jej twarzy zagościł uśmiech.

Prychnąłem pod nosem.

— Jeszcze z tobą nie skończyłem. — Podniosłem się gwałtownie i zdjąłem ją z biurka, przerzucając sobie przez ramię.

Jej nogi były zapewne miękkie i bezwładne, a ja potrzebowałem szybkiego przemieszczenia się do pokoju z łóżkiem.

R U T H

Nie wiedziałam, co się działo. W moim umyśle panował istny chaos. Nie mogłam wyrównać oddechu.

Poniekąd dotarła do mnie świadomość, gdzie się znajdowałam, w momencie kiedy Barnes postawił mnie na nogi. Byliśmy w windzie.

Całe szczęście, że nadal mnie trzymał, gdyż ugięły mi się nogi w kolanach. Bez jego pomocy, zapewne już dawno leżałabym na podłodze.

Brunet zamknął drzwi windy i wcisnął jakiś przycisk prowadzący do... Właściwie, nie wiedziałam, dokąd. Nie mogłam się skupić. Wyostrzenie obrazu również zdawało się być teraz cięższym zadaniem. Wszelkie przyciski w windzie zlewały mi się w nieregularną plamę. Dopiero pojawienie się Barnes'a już centralnie przede mną, zdołało mnie nieco otrzeźwieć.

Widziałam po jego twarzy, iż zamierzał skupić się teraz tylko i wyłącznie na mnie. Przycisnął mnie do ściany windy i uniósł moje ręce ponad głowę, uszczelniając je tam w chwycie jednej — metalowej — dłoni. Drugą ułożył na mojej talii, zaciskając na niej palce. Następnie gwałtownie złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Był zachłanny, bezwstydny. Znacznie różnił się od tego wczorajszego — tutaj panowała czysta żądza.

Całując się z nim, ledwie chwytając oddech, poczułam nagle jak przybliżył swoje kolano do moich ud. Znalazł się bliżej mojego krocza, a z racji, iż było ono nadal mocno wrażliwe, jęknęłam cicho. Mimowolnie, jakby podążając za tokiem myślenia Barnes'a, rozchyliłam nieco nogi, pozwalając umieścić mu udo głębiej. Dłoń bruneta powędrowała na moje plecy. Przysunął mnie bliżej siebie, jakby dosłownie chciał, abym się w niego wtopiła.

To było tak cholernie elektryzujące — świadomość, jak bardzo pragnął tej bliskości i ustalenia własnych zasad. Przysięgam, że będąc w takiej pozycji, przyszpilona przez niego do ściany, nie byłam w stanie się ruszyć. Co więcej, nie miałam siły się ruszyć. Moje nogi były zbyt słabe. Barnes był w tym momencie jak drapieżnik, który zdołał osłabić swoją ofiarę i delektować się nią tyle, ile tylko zapragnął.

Do moich uszu dobiegł dźwięk informujący o dojeździe na wybrane piętro. Brunet od razu przeniósł obie dłonie na moje uda. Chwycił mnie za nie mocno i podniósł. Oplotłam nogi wokół jego bioder, a ręce zarzuciłam mu na szyję.

Całowaliśmy się nieustannie. Barnes podążał w jakimś nieznanym mi kierunku. Nie obchodził mnie jednak konkretny cel, do którego zmierzaliśmy. Wystarczała mi obecność bruneta. Nic więcej. Ufałam mu w stu procentach. Wiedziałam, iż z kolei on wiedział, co robi.

W pewnym momencie objął moje pośladki jedną ręką, by drugą otworzyć drzwi. Jak się okazało, znaleźliśmy się w moim pokoju. Przeszliśmy przez próg... To znaczy, właściwie on przeszedł, po czym pchnął drzwi nogą, a te zamknęły się z hukiem.

Bardzo się spieszył, jakby nie mógł już dłużej czekać.

Oddech ugrzązł mi w gardle, kiedy rzucił mnie na łóżko. Nie zdążyłam nawet dokładnie zarejestrować tej chwili, kiedy znów chwycił za moje uda i szarpnął w swoją stronę. Zderzyłam się z nim — nasze krocza znów się o siebie ocierały.

Barnes nachylił się nade mną, układając ręce tak, iż moja głowa znajdowała się pomiędzy nimi. Ponownie złączył nasze usta w namiętnym, pospiesznym pocałunku. Czułam, jak szybko oddychał; jak jego klatka piersiowa poruszała się niespokojnie.

Owinęłam ciaśniej uda na jego biodrach, chcąc czuć go bliżej i bardziej. Moje dłonie powędrowały na jego kark. Nie zdążyłam jednak wpleć palcy w jego włosy, gdyż zdjął je z siebie, prostując się.

Popatrzył mi głęboko i uważnie w oczy. Jego wzrok był tak cholernie surowy i lodowaty, iż momentalnie przeszły mnie dreszcze na ten widok. Nie wiedziałam, co zamierzał. I kurewsko mnie to nakręcało. Pragnęłam więcej. Pragnęłam, by już dłużej nie zwlekał. Pragnęłam, by zrobił ze mnie swoją marionetkę. Cokolwiek. Byleby go poczuć. Przy sobie. W sobie.

Jego kolejny ruch był iście trudny do przewidzenia. Spodziewałam się bardziej rzucenia na mnie, jak drapieżnik na mięso. On jednak wstał z łóżka, zostawiając mnie na nim. Zmarszczyłam brwi, posyłając mu pytające spojrzenie. On jedynie prychnął pod nosem.

— Zdejmij sukienkę — polecił, sam pozbywając się swojej koszulki.

Przez chwilę myślałam, że przesłyszałam się. Otworzyłam szerzej oczy i czekałam, aż powie coś więcej. Aż rozjaśni sytuację.

— Ogłuchłaś, Berget? — Patrzył na mnie nieustannie tym swoim mrożącym wzrokiem, jednocześnie zdejmując pasek ze spodni.

Przygryzłam mocno wargę, chcąc ocucić się małą dawką bólu.

— Słyszę cię — wydusiłam.

— To na co czekasz?

— Na ciebie.

Co we mnie wstąpiło? Skąd ten nagły przypływ odwagi?

Po prostu jesteś masochistką. Dobrze zdajesz sobie sprawę, że pożegnasz się na dzisiejszy dzień z chodzeniem.

Zaraz zeświruję, przysięgam.

Tak bardzo tego pragnęłam... Do tego stopnia, iż odbierało mi myślenie.

— Berget, nie będę się powtarzał. Zdejmuj ją.

— A ty nie masz własnych rączek, żeby się tym zająć?

Jakoś mimowolnie spojrzałam na jego bioniczne ramię. On również na nie popatrzył. Uświadomiłam sobie, że palnęłam głupotę. Utwierdził mnie w tym wzrok bruneta, pełen dezaprobaty i znużenia, który mi po chwili posłał. Parsknęłam cicho śmiechem. Brunet z kolei pokręcił ostrzegawczo głową.

— Ruchy — rzucił.

— Czemu niby ja miałabym ją zdjąć? — spytałam, podnosząc się nieco.

Oparłam się na łokciach, usadawiając wygodniej. Przesunęłam się wyżej łóżka, aby całościowo na nim leżeć. Dotychczas moje nogi zwisały z posłania i stopami dotykały podłogi.

— Bo ja bym jej z ciebie nie zdjął, tylko zerwał.

Oh, rany...

Tak. Proszę, niech on to zrobi.

— Myślę, że nikt by się nie obraził. — Wzruszyłam ramionami.

— Nie. Byłoby jej szkoda, bo jest naprawdę ładna.

— Nie jest aż tak ładna.

— Ale jest po prostu ładna.

— Pierdolenie.

— Dopiero będzie. — Podszedł do mnie szybkim krokiem, wchodząc na łóżko między moje nogi.

Rzucił na bok trzymany dotychczas w dłoniach pasek i ostatecznie zajął się moją sukienką tak, jak tego chciałam. Mówiąc kolokwialnie i bez cenzury — nie pierdolił się w tańcu. Chwycił za dolne krawędzie materiału sukienki. Szarpnął nimi z ogromną siłą, przez co dosłownie jednym ruchem rozerwał ją, odkrywając przed nim moje półnagie ciało.

Wstrzymałam powietrze i próbowałam nie zwariować, jednakże bardzo ciężko było pozbyć się tego uczucia, które towarzyszyło mi przy zdejmowaniu sukienki.

Zdejmowaniu...

Wraz z jej materiałem, szarpnął również mną całą. Myślałam, że moje serce wyskoczy z klatki piersiowej.

Jego następnym krokiem było pozbycie się resztek sukienki. Rzucił je gdzieś na podłogę obok łóżka i kontynuował swoje czynności. Umiejscowił moje dłonie z powrotem nad głową. Tym razem jednak dodał do tego swój pasek — owinął mi nadgarstki, ściskając je mocno skórzanym materiałem. Syknęłam pod nosem, gdyż odczułam delikatny ból. Nie zamierzałam mu jednak o tym mówić. Wręcz przeciwnie — nie przeszkadzało mi to, a nawet i nakręcało jeszcze bardziej.

Brunet najwidoczniej uznał, iż pasek to za mało. Objął moje nadgarstki własną dłonią i docisnął je do powierzchni łóżka. Czułam, iż uwolnienie się stamtąd było niemożliwe.

— Tym razem muszę mieć pewność, że tam zostaną — mruknął w moją szyję, zaczynając całować ją zachłannie.

Nie zdążyłam dobrze zakodować jego słów ani na nie zaprzeczyć, gdyż wraz z jego ustami, które dotknęły mojej skóry, zalała mnie fala gorąca. Moje ręce mimowolnie drgnęły, jednakże zostały skutecznie unieruchomione.

— Bucky... — westchnęłam cicho, zamykając oczy.

— Co, kotku?

— Proszę- Proszę cię, wejdź w końcu we mnie.

Zaśmiał się w moją szyję niskim głosem, przez co poczułam na sobie jego wibracje.

— Nie zagalopowałaś się?

— Nie wiem... — jęknęłam cicho czując, jak jego zimna metalowa dłoń ułożyła się na mojej talii.

Brunet zacisnął na niej swoje palce. To było jedno z najlepszych uczuć, jakich kiedykolwiek doświadczyłam.

Odchyliłam głowę, gdy próbował wessać się z jeszcze większą pasją w moją szyję. Rany, tak bardzo pragnęłam, by ją całował. Ale nie delikatnie — wręcz wbijając w nią zęby. Nie obchodziło mnie czy towarzyszył temu ból. Chciałam poczuć go na sobie dosadnie. Chciałam, by odbił na mnie swoje ślady. Abym poczuła, że do niego należałam.

— Proszę cię, James. Błagam — mówiłam desperacko, wbijając głowę w poduszkę.

Szarpałam również rękami, ale jedyne, co mi się udało, było drgnięcie nimi. Nic więcej. Utwierdzone zostały w tak szczelnym uścisku, iż o swoich własnych siłach, w pojedynkę, nie miałam szans ich stamtąd wydostać.

Nie, żebym chciała.

— Proszę, już dłużej nie wytrzymam...

— O co mnie prosisz?

— Wiesz przecież.

— Nie wiem.

— Powiedziałam niedawno.

— Hm, musiało mi umknąć. — Przestał mnie całować i podniósł się nieco, by popatrzeć mi w oczy.

W jego spojrzeniu dostrzegłam błysk, który nie bardzo wiedziałam jak opisać, ale który z pewnością podziałał na mnie rozbrajająco.

— Oh, Ruthie... — Pokręcił głową. — Co ty ze mną robisz?

Uchyliłam usta, ale nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. W zamian przygryzłam wargę-

— Zostaw — powiedział stanowczo. — Ależ jesteś narwana, dziewczyno.

— To twoja wina.

— Na twoim miejscu ważyłbym słowa.

— A ja na twoim wzięłabym się w końcu do roboty — prychnęłam. — Wydać rozkaz, sierżancie? — Uśmiechnęłam się zawadiacko chcąc przekroczyć tę ostatnią granicę jego cierpliwości.

A byłam wręcz pewna, że te słowa mi to umożliwią.

— Marny twój los — mruknął pod nosem.

To jedyne, co zdołałam usłyszeć. Zaraz potem w moich uszach pojawił się szum, kiedy jego dłoń wylądowała na wewnętrznej stronie mojego uda. Zareagowałam automatycznie — moje ciało zdradziło mnie po całości. Spięłam się na jego dotyk. Z kolei z moich ust wydobyło się nagłe sapnięcie.

Na powrót wpił się w moją szyję, zostawiając na niej mokre ślady, jak i zapewnie tworzące się siniaki. Dał sobie spokój z malinkami — przeszedł do konkretów, podgryzając moją skórę. Było to jak zastrzyk bólu, dosłownie. Jednakże nakręcało mnie potwornie do tego stopnia, iż tym razem to ja sama spakowałam swój rozum i wyjebałam go na wczasy. Nie chciałam go. Nie potrzebowałam go. Nie, kiedy byłam tu z Barnes'em.

— Trzymaj je u góry. Zaraz do nich wrócę. — Puścił moje ręce i wyprostował się nieco.

Podczas, gdy ja posłusznie się go słuchałam, on skierował dłonie do mojego biustonosza. Pozbył się go, na powrót chwytając nie w nadgarstkach. Drugą ręką błądził po moich piersiach, adorując je również pocałunkami. Jego miękkie usta rozpalały moją skórę, jak i język krążący po moich sutkach...

Z ust wydobywałam pojękiwania. Nie mogłam nad tym panować, nie byłam w stanie tego robić. Poza tym chciałam komunikować brunetowi, iż podobało mi się to, co ze mną robił.

Nie wiem, ile zajęło mu wypieszczenie moich piersi, jak i całej klatki piersiowej, ale w pewnym momencie przestał trzymać moje nadgarstki i obiema dłońmi chwycił mnie w biodrach. Skierował na nie wzrok, prostując się. Kciukami kreślił małe kółeczka na mojej skórze, trącając materiał bielizny.

Popatrzyłam mu w oczy i w tamtej chwili uświadomiłam sobie, jak bardzo wyzywająco na mnie patrzył. Kurwa, podobało mi się to...

— Jak bardzo lubisz te majtki? — spytał.

Te słowa wywołały ścisk w moim gardle. Ledwo mogłam przełknąć ślinę, a bardzo chciałam to zrobić, gdyż czułam ogromną suchość. Nie mogłam jednak tego powiedzieć o moim kroczu... Zdecydowanie nie.

— N- Nie wiem. To tylko majtki.

— Nie będzie odwrotu.

— Nie chcę odwrotu.

Nie musiałam długo czekać. Brunet szarpnął materiał, rozrywając go jednym ruchem. Przysięgam, że cała się spięłam, próbując jakkolwiek uspokoić się w myślach. Czekała mnie słodka marność i chciałam być choć trochę świadoma tego, co miało się wydarzyć.

Dotarło do mnie, iż byłam na dole bardzo mokra. Dopiero pozbycie się bielizny i bezpośrednia styczność z powietrzem sprawiła, że poczułam niemały chłód.

Ja pływałam...

Barnes pozbył się reszty swoich ciuchów, po czym ustawił się pomiędzy moimi nogami, zakładając je sobie na biodra. Zawisnął nade mną, naturalną dłonią przytrzymując moje nadgarstki. Metalowa z kolei zacisnęła się na udzie. Była potwornie lodowata w zetknięciu z mim rozpalonym ciałem.

Zarówno sam brunet, jak i cała ta sytuacja, w której się razem znajdowaliśmy, wprawiała mnie w szaleństwo.

— Powiedz, jeśli potrzebujesz jeszcze chwili, Ruth.

— Chyba żartujesz. — Popatrzyłam na niego, jak na debila. — Oczekuję, że conajmniej połamiesz mi kręgosłup.

Jego brwi powędrowały w górę. Zdecydowanie nie spodziewał się usłyszeć czegoś takiego. Jednakże nie musiałam powtarzać mu dwa razy. Już nie grał głupiego, który nie wiedział, o co mi chodziło.

Dostał jasny komunikat. I w jego oczach widziałam, że właśnie tyle było mu potrzeba do działania.

Nie zdążyłam nawet dobrze zarejestrować tego momentu, kiedy to jego metalowa dłoń powędrowała stanowczo na moją szyję, a sam brunet wszedł we mnie mocnym ruchem. Z moich ust wydobyło się ciche jęknięcie, a zaraz potem odebrało mi mowę. Zamknęłam oczy, próbując nie zwariować.

— Oh, Ruthie... — szepnął, poruszając się we mnie.

Moje wnętrzności wywracały się do góry nogami. Uczucie było nieziemskie. Głowę machinalnie wbijałam w poduszkę. Nieświadomie wypychałam biodra, byleby poczuć go głębiej i bardziej. Był tak duży... Czułam, jak idealnie dopasowany wypełniał moje wnętrze, szybko się o nie ocierając. Nie nadążałam za jego ruchami. Wszystko było zbyt chaotyczne, bym mogła wykrzesać z siebie choc trochę trzeźwego myślenia.

— Czy to konieczne... — zaczęłam z trudem. — Żeby moje ręce?-

— Tak.

— Ale nawet ci nie dokończyłam.

— Nie musiałaś, kochanie.

— Ale chcę cię objąć... Złapać- Złapać za włosy... — zaskomlałam.

Jego ruchy były coraz lepsze. Nie panowałam nad sobą.

— Nie, kotku. Dzisiaj to ja rozdaję karty.

— Ale Bucky-

Przeniósł dłoń z mojej szyi na usta. Zakrył mi je, po czym pokręcił głową.

— Ani słowa na ten temat.

— Ale-

— Ani. Słowa. — Pchnął we mnie swoje przyrodzenie znacznie mocniej, przez co z moich ust wydobył się stłumiony krzyk.

W końcu zabrał rękę. Zacisnęłam usta. Próbowałam starać się nie mówić nic. Jednakże graniczyło to z cudem.

— Potrzebuję tego... — jęknęłam cicho i desperacko.

— A ja potrzebuję ciebie. Mocno zaciśniętą. Więc postaraj się dla mnie.

Oh, kurwa...

Jego słowa podziałały na mnie niczym zaklęcie. Przez mój kręgosłup przeszły dreszcze, o mało nie wyginając go w łuk już teraz. Zacisnęłam mimowolnie uda na biodrach bruneta, nie wspominając o moim wnętrzu, które reagowało posłusznie na działania Barnes'a. Zupełnie tak, jakby było z nim w zmowie lub zostało zaprogramowane.

Kochałam to. Tak cholernie i chorobliwie. Kochałam to.

— James... — jęknęłam, chwilowo luzując szczękę.

Dotychczas była mocno zaciśnięta.

— Słucham cię.

Tak naprawdę niewiele mi brakowało, abym zaczęła szczytować. Wystarczył sam fakt, iż byłam w bliskiej interakcji z brunetem. Z kolei jego ruchy, słowa... To wszystko działało jedynie z korzyścią i przyspieszało proces spełnienia oraz rozkoszy.

— Zaraz dojdę... — załkałam, nie wiedząc czy był to płacz, czy desperacja... Czy oba.

— Oh, nie. — Zatrzymał się. — Nie.

— James, nie, proszę... Nie — mówiłam, jak najęta. — Proszę cię.

— Jeszcze nie.

— Proszę-

— Chcę się podelektować.

— Ale-

— Uwielbiam, jak się pode mną wijesz, skarbie. — Nachylił się do mnie i zaczął całować moje usta.

Początkowo robił to delikatnie, a później stopniowo, coraz bardziej zachłannie. W końcu przeszedł ustami na moją szyję, a niedługo potem znów poczułam jego ruchy, które wywracały mi myśli i więziły oddech w klatce piersiowej. Spięłam się, co jakiś czas niekontrolowanie ruszając. Nie byłam w stanie wytrwać w miejscu, w bezruchu.

— Tak, właśnie tak, Ruthie.

To było jak sen. Jak odległe marzenie. Jego słowa, głos... Działający na mnie, jak urok.

Straciłam kontrolę. Już dawno.

I mimo, iż wydawało się być to tak cholernie nierealne — było prawdziwe. Doświadczałam tego na własnej skórze.

— James- Jestem tak blisko-

— Jeszcze nie.

— Proszę cie-

— Nie.

— Proszę, ja- Nie dam dłużej rady... — wyjęczałam.

Do moich uszu dobiegł stłumiony śmiech bruneta. Zaraz potem znów zatrzymał się i nachylił do mojego ucha, które najpierw trącił językiem. Dopiero później dotarły do mnie jego słowa.

— Kocham ten błagalny ton. Ale w porządku, spełnię twoje prośby. Dla ciebie wszystko, kochanie. Warunek, to trzymanie tych pięknych dłoni tam, gdzie ci kazałem.

Zostawił moje ręce bez jakiegokolwiek zabezpieczenia, poza paskiem. Czułam dziwny, niepewny luz. Obawiałam się, iż nie zdołam ich utrzymać nad głową w bezruchu.

Nagle poczułam dłonie bruneta na moich biodrach. Zacisnął na nich mocno palce, o mało nie przyprawiając mnie o zawał serca. Nabrałam gwałtownie i łapczywie powietrza, kiedy po raz już kolejny zaczął się we mnie poruszać. Tym razem pchnięcia były znacznie szybsze i mocniejsze. Z moich ust od razu wyrwały się nie tylko jęki, ale i krzyki. Zacisnęłam mocno pięści mając nadzieję, iż to pomoże mi utrzymać ręce w miejscu. Potwornie pragnęłam je przemieścić, ale wizja nagłego przerwania działań bruneta była dla mnie okropniejsza, niż silenie się na utrzymanie dłoni nad głową.

Poczułam ogromną kumulację w podbrzuszu. Byłam bardzo blisko. Zacisnęłam usta i przekręciłam głowę, dotykając policzkiem poduszki. Oddychałam bardzo chaotycznie i płytko, coraz częściej jęcząc przy każdym oddechu.

— James-

Jego imię było ostatnim słowem, jakie zdołałam wydusić. Zaraz potem zalała mnie fala rozkoszy, która ogarnęła zarówno moje ciało, jak i umysł. Brunet nie zmienił tempa i intensywności, co skutkowało moimi niekontrolowanymi krzykami. Moje plecy naprężyły się i wygięły. Nogi kurczowo oplatały biodra bruneta, a wnętrze zaciskało się na jego męskości, doświadczając jeszcze dokładniej każdy ruch i pchnięcie. Czułam się, jak w niebie. Ta chwila zdawała się ciągnąć w nieskończoność. I właśnie tego pragnęłam. By trwało to wiecznie.

Mój orgazm przedłużał się, gdyż brunet zdawał się jeszcze nie kończyć. Przeniósł natomiast dłonie na moją talię, co jedynie pomagało mi w dalszym odczuwaniu chorej przyjemności. Moje plecy nieustannie się wyginały. Nie byłam w stanie leżeć w bezruchu. To było niewykonalne. Zastanawiałam się, jakim cudem udawało mi się trzymać ręce w jednym miejscu.

Po cudownie dłużących się minutach, poczułam, jak ruchy bruneta stawały się coraz bardziej niedbałe. Jego oddech także się spłycił, a głowa nachyliła so mojej klatki piersiowej. Przeniósł również rękę na mój nadgarstek, zaciskając ją na nim i opierając się o niego swoim ciężarem, a przynajmniej jego częścią. Niedługo potem skierował dłoń wyżej i splótł ze mną palce.

Obserwowałam jego twarz, kropelki potu na skroniach, zmarszczone brwi i przymknięte oczy. Przez jego chaotycznym oddech coraz bardziej przebijał się głos. Barnes momentami wzdychał niekontrolowanie. W dodatku jego palce w mojej dłoni drgały niespokojnie, zaciskając się co jakiś czas znacznie mocniej. Byłam przekonana, iż na kłykciach również będę miała siniaki. Ból jednak w niczym mi nie przeszkadzał. Taki rodzaj agonii mogłabym odczuwać do końca życia.

— Oh, Ruth... — wydusił, ściskając palce na mojej talii i ręce.

Do moich uszu dobiegło zaledwie kilka oddechów i westchnień, po czym poczułam, jak we mnie doszedł. Z moich ust wyrwało się stłumione jęknięcie, poprzedzane desperackimi westchnieniami.

W końcu brunet zaprzestał ruchów. Zawisnął nade mną, oddychając chaotycznie. Oparł czoło o mój mostek.

Ja również nie zdołałam jeszcze unormować mojego oddechu. W zamian próbowałam przyjrzeć się jego twarzy, która zdawała się wyrażać ogrom ulgi.

Nie musiałam długo czekać, aż na mnie spojrzał. Utkwił wzrok głęboko w moich oczach. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Barnes z kolei zachowywał powagę, jeśli mogę to tak w ogóle nazwać. Nie uśmiechał się. Wyglądał na skupionego. Nie spuszczał ze mnie wzroku.

— Co? — szepnęłam, nieustannie się uśmiechając.

Na moje policzki wpłynął rumieniec.

— Po prostu nie wyobrażam sobie, abym kiedykolwiek miał przed sobą kogoś innego, niż ciebie, Ruth. — Odgarnął kosmyk włosów z mojej twarzy. — Tak bardzo cię kocham.

Moje serce, które dotychczas walczyło o przetrwanie, zaczęło się teraz stopniowo roztapiać.

— Ja też cię kocham, Bucky — szepnęłam, gdyż nie byłam pewna czy nie załamie mi się głos.

Patrzyliśmy na siebie w ciszy. Nie byłam w stanie opisać tego uczucia. To było... piękne. Po prostu piękne.

Barnes w pewnym momencie uniósł dłoń, by uwolnić moje nadgarstki. Gdy już mu się to udało, chwycił mnie za palce i przybliżył dłoń do swojej twarzy. Ucałował jej wierzch, przystawiając ją następnie do swojego policzka.

— Liczysz się tylko ty. — Zatopił we mnie wzrok.

W odpowiedzi jedynie poszerzyłam uśmiech. Nie byłam w stanie wydobyć z siebie chociaż słowa.

I pomyśleć, że jeszcze niedawno byliśmy mocno skłóceni, a niegdyś walczyliśmy po przeciwnych stronach. Będąc już nawet w drużynie skakaliśmy sobie do gardeł.

A teraz... Teraz patrzyłam na miłość mojego życia.

Uwielbiałam go.

— Chodźmy spać, Ruthie. — Położył się obok mnie, próbując wydobyć spod nas kołdrę.

— Po pierwsze, wypadałoby iść najpierw do łazienki. Po drugie, jest późne rano, ewentualnie południe.

— Po pierwsze, za chwilę. Po drugie, co z tego?

Pokręciłam głową...

Brunet zdawał się jednak niczym nie przejmować. Udało mu się nakryć nas kołdrą. Będąc już pod jej powierzchnią, wtulił się we mnie, przysuwając mnie blisko niego.

— Mówiłam serio o tej łazience — przypomniałam.

— Wiem, wiem.

Brzmiał bardzo sennie. Jego głos był... Spokojny. Już dawno nie słyszałam, aby Barnes mówił takim tonem.

— Wszystko gra? — Popatrzyłam na niego kontrolnie.

— Tak. Co miałoby nie grać?

— Jesteś dziwnie cichy i spokojny.

— Po prostu szczęśliwy.

W tamtym momencie moje serce rozpłynęło się w puszysty, słodki budyń.

Uśmiechnęłam się mimowolnie, po czym nachyliłam w stronę bruneta, by złożyć na jego ustach czuły, wdzięczny pocałunek.

— A to za co? — spytał po chwili.

— Za to szczęście.

On również się uśmiechnął.

Uznaliśmy, że najwyższa pora zebrać się i pójść do łazienki. Niedługo potem jednak wróciliśmy do łóżka i przeleżeliśmy w nim większość dnia, nie wypuszczając się z ramion. Urozmaicaliśmy nasz czas o pocałunki, czułe słowa, jak i — typowe dla nas — drażnienie się.

Nie bylibyśmy przecież sobą, gdybyśmy przestali sobie dogryzać.

Witajcie! Po długiej przerwie 💙🖤
Właściwie, nie wiem czy rzeczywiście była aż tak długa, ale w czasie mojej nieobecności sporo się działo, stąd takie wrażenie.
Aktualnie mam sporo nauki, ale staram się też nie dać zwariować temu wszystkiemu, jak i nie dać się całkowicie pochłonąć sesji. Od pewnego czasu wychodzę z założenia, że zdrowy rozsądek powinien być we wszystkim i muszę dać sobie również trochę luzu, nawet w tak napiętym czasie. Pamiętajcie, odpoczynek, szczególnie psychiczny, jest bardzo ważny! 💙🖤❤️‍🩹
Nie jestem pewna czy uda mi się napisać kolejny rozdział do następnej soboty, aczkolwiek na pewno będę coś przy nim „dziobać". Będziecie informowani na bieżąco o stanie rzeczy 😁
Tymczasem lecę ogarnąć jeszcze co nieco na studia i widzimy się niebawem!
Buźka 💙🖤 i dzięki za dzisiaj! 🫶🫶

Ps. Woda święcona nie pomaga. Nie przyznaję się do siebie po tym rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro