czterdzieści jeden

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- My też tacy byliśmy? - spytałam z westchnieniem Felka, kiedy wracaliśmy na kolację. - Tacy...

- Nieogarnięci? Niekumaci? Przestraszeni i niezdyscyplinowani? - podpowiedział, a ja kiwnęłam głową, zajmując miejsce przy moim ulubionym stoliku.

- Właśnie.

- Nie. Zdecydowanie nie było tak źle – zaprzeczył stanowczo chłopak. - Choć trzeba by było zapytać Romanowskiego albo Krajewskiego jesteśmy mało obiektywni.

- Mają teraz co innego na głowie – westchnęłam.

- To prawda, że Marek pojechał po Remika do Łeby? - Felek zniżył głos do szeptu. - Po co te wszystkie ceregiele?

- Nie wiem. - Odwróciłam wzrok, by nie musieć patrzeć mu w oczy. Nie umiałam okłamywać bliskich mi osób.

- Porucznik ci nic nie mówił?

- Nie. - Jeszcze mocniej odwróciłam głowę. - Jak tam Maja? - spytałam, szybko zmieniając temat.

- Dobrze – odpowiedział wymijająco. - Złapaliśmy wspólny język... chyba mnie lubi – dodał nieśmiało.

- To dobrze, gratulacje. – Uśmiechnęłam się. - Pójdę już, jutro o świcie zaczynamy ćwiczenia, prawda?

- Wątpię, czy to cokolwiek da, ale możemy spróbować – odparł Felek. - Do jutra, pani podoficer.

- Do jutra, Felek – odpowiedziałam i ruszyłam nieśpiesznie do siebie.

Wzięłam gorący prysznic, przebrałam się w dres i zajęłam się przygotowaniami do jutra. Powiesiłam mundur na wieszaku, strzepując go uprzednio. Przydałby mu się kontakt z żelazkiem, mogłabym zapytać następnego dnia o to w kuchni.

Kiedy pastowałam swoje oficerki, doprowadzając je ponownie do lśniącego stanu, rozległo się energiczne pukanie do drzwi.

- Proszę – odpowiedziałam zaskoczona. Nie spodziewałam się gości.

- Można? - zapytał porucznik, uchylając drzwi.

- Oczywiście – odpowiedziałam zupełnie zdezorientowana. - Zapraszam. Czy coś się stało? - zaniepokoiłam się.

- Nic, po prostu właśnie dostałem informację, że Krajewski wróci jutro popołudniu z Zawadą – odparł porucznik, opierając się o drzwi. Odruchowo mocniej podciągnęłam do góry zamek bluzy, a on chyba źle zrozumiał mój gest, bo odwrócił wzrok. - Pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć, german.

- Dziękuję, poruczniku, to miłe. - Odstawiłam buty pod łóżko i wytarłam ręce. - Wiadomo już coś? Cokolwiek? - spytałam cicho.

Romanowski westchnął i usiadł na krześle okrakiem, opierając się przedramionami o oparcie.

- Krajewski był bardzo tajemniczy, tam musiało wydarzyć się coś grubego, naprawdę. - Po raz kolejny westchnął ciężko. Przysunęłam krzesło i siadałam naprzeciw niego w tej samej pozycji. - A jak trening, German? - zmienił temat.

Zmienianie tematów ostatnio stało się popularnym zwyczajem. Pomagało odciągnąć myśli choć na chwilę od tego, co tak bardzo spędzało nam sen z powiek.

- Zastanawialiśmy się właśnie z Felkiem czy byliśmy tak samo irytujący i niezorganizowani te parę miesięcy temu – odparłam z lekkim uśmiechem. - Jak pan myśli, panie poruczniku?

- Jeżeli chodzi o bycie irytującym, to ty pobiłaś wszelkie rekordy, German – zaśmiał się gardłowo porucznik, a jego ponur ostatnio spojrzenie rozpogodziło się na krótką chwilę. - Będzie coś z nich, German? - spoważniał chwilę później.

- To dzieciaki, jeszcze większe niż Felek – odpowiedziałam cicho. - Nawet jeśli, to wypuszczanie ich w sam środek tego konfliktu to...

- Nieludzkie? - dokończył cicho porucznik. - Wojna jest nieludzka, German.

- A jednak wymyślili ją ludzie – odpowiedziałam w zamyśleniu. - Nie ma bardziej nieludzkiej istoty od człowieka, panie poruczniku.

- Nie ma – zgodził się ze mną, wstając. - Pójdę już, zdaje się, że masz rano zajęcia, German.

- Mam, panie poruczniku. - Potaknęłam. - Dobranoc.

Przystanął jeszcze na moment w drzwiach i uśmiechnął się lekko. Czekałam, aż coś powie, pokręcił jednak tylko głową, jakby odganiając jakąś natrętną myśl i bez dalszych pożegnań wyszedł.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro