czterdzieści osiem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dwadzieścia minut później byłam już umyta, ubrana, podpięta do nowej, wzmacniającej kroplówki i gotowa do spotkania z Wieniawskim. Zośka złapała mnie pod ramię i pomogła mi dojść do windy.

- Może poproszę kogoś o pomoc? - spytała. - Felka? Albo Remika? Już czuje się dobrze – dodała.

- To świetnie – stęknęłam, stając się ignorować powracający ból. - Chyba morfina przestaje działać.

- Mogę ci podać kolejną dawkę...

- Jeszcze nie teraz – zaprotestowałam, a winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze. - Chodźmy.

- Zachowała się pani bardzo nieładnie, spiskując z porucznikiem za moimi plecami, panno German – powitał mnie admirał, nim zdążyłam się odezwać. - Ale ze względu na to jak bardzo przydatne informacje udało się pani zdobyć, wybaczam. I cieszę się, że czuje się pani już lepiej. Rozumiem, że to wszystko, by chronić pana Zawadę, tak? - spytał z łagodnym uśmiechem.

- Panie admirale, bardzo cieszą mnie pańskie słowa, ale mam sprawę niecierpiącą zwłoki – przerwałam mu, biorąc głęboki oddech. Coś zakuło mnie w dole brzucha. - Mam podstawy, by sądzić, że dokumenty, które przekazałam porucznikowi to zwykła podpucha i Romanowski popłynął prosto w pułapkę – wytłumaczyłam prędko. - Prawdziwe plany mam tutaj. – Podałam mu pendrive'a.

Admirał na szczęście tak, jak wcześniej, poważnie potraktował moje słowa. Od razu wpiął dysk do komputera i zaczął przeglądać umieszczone na nim materiały.

- Niech to cholera weźmie... - wymamrotał po paru minutach, nerwowego oczekiwania z mojej strony. Zośka tylko coraz mocniej zaciskała palce na moim ramieniu. A może to ja coraz bardziej się na niej opierałam. - German, dlaczego nie dałaś nam tego od razu? - spytał z wyrzutem.

- Bo ukryłam to w... trudno dostępnym miejscu – odparłam dyplomatycznie.

- Znowu połknęłaś pendrive'a? - dopytywał dalej admirał.

- Coś w tym stylu... - ucięłam dyskusję. - Nie zdążyłam uprzedzić porucznika, że jest coś jeszcze, bo zemdlałam, przepraszam – dodałam jeszcze. - Czy porucznik wypłynął dawno temu? - spytałam z niepokojem.

- Minęło parę godzin, powinien właśnie dopływać w okolice Łeby. Stamtąd miał przedostać się wprost na pancernik „Golden Eagle", złamać zabezpieczenia i wezwać posiłki - odpowiedział mi Wieniawski. - Zgodnie z przekazanymi przez panią informacjami pancernik został tam specjalnie podstawiony, żeby zwabić większość naszych sił z tej części wybrzeża w pułapkę.

- ...i wysadzić je w powietrze – dokończyłam ponuro. - Rozumiem, że z porucznikiem nie da się skontaktować w żaden sposób? - bardziej stwierdziłam, niż spytałam.

- Cisza radiowa – potwierdził grobowym głosem admirał.

- Więc ktoś musi tam popłynąć – westchnęłam. - Ja muszę tam popłynąć – dodałam ciszej.

- German, spójrz na siebie – zaprotestował ostro admirał. - Przeszłaś niedawno ciężką operację, ledwie stoisz na nogach. Jak chcesz to zrobić?

- Kroplówka z końską dawką morfiny i antybiotyku, to tylko parę godzin, dam radę – odpowiedziałam. - Jedynym problemem jest fakt, że pewnie nikt jeszcze nie zdążył załatać dziur w kadłubie „Albatrosa", prawda? Będę musiała pożyczyć „Perkoza" od Felka i...

- German – przerwał mi te gorączkowe plany admirał. - Nie możesz płynąć, nie pozwalam.

- Więc kogo pan tam w takim razie wyśle, admirale? - spytałam buńczucznie. - Zawadę? Dusza? Na to się nie zgodzę, dla nich taka misja to pewna śmierć, Zawada z trudem uszedł stamtąd z życiem. A Felek... - zająknęłam się. - Nie pozwolę zginąć temu dzieciakowi zamiast mnie.

- Chorąży Krajewski mógłby popłynąć – zasugerowała cicho Zośka, dotąd milcząca. Rzuciłam jej gniewne spojrzenie.

- Dosłownie dwie godziny temu oddelegowałem go do wzmocnienia linii obrony przy zachodniej granicy wód terytorialnych. Świnoujście odbudowuje wodny pas graniczny – odpowiedział admirał.

- Czy w całym cholerny mieście nie ma nikogo, kto mógłby to zrobić?! - wybuchnęła nagle Zośka, zupełnie mnie zaskakując. - Czy naprawdę Zuza musi być pieprzoną bohaterką i nadstawiać za wszystkich karku?!

- Pani doktor...! - oburzył się admirał, a ja położyłam jej uspokajająco dłoń na barku.

- Zoś, tak to już jest. Dobrze znam tamten teren, tamten pancernik, spędziłam tam parę dni – wyjaśniłam. - Nic mi nie będzie, obiecuję – zapewniłam ją, choć przecież nie mogłam jej tego obiecać.

A ona dobrze o tym wiedziała.

- To już ostatni raz, German – powiedział Wieniawski. - Pozwalam ci na to tylko dlatego, że wiesz lepiej ode mnie, że nie mam innego wyboru.

- Jeśli to pana pocieszy, admirale, nie prosiłam się o to – odpowiedziałam, łapiąc się mocniej za bok, który zaczynał coraz mocniej pulsować bólem. - Dobra, Zośka, czas naszpikować mnie po czubek głowy morfiną.

- Ale... - zaprotestowała słabo moja kuzynka.

- Pani doktor, proszę słuchać pani podoficer. Dobrze wie, na co się pisała. Powodzenia, German, przyda ci się – pożegnał nas admirał.

Zosia całą drogę powrotną do skrzydła szpitalnego prawiła mi kazania i próbowała odwieść od tego pomysłu. Robiła to także, dając mi zastrzyki z środkami przeciwbólowymi i antybiotykiem, podczas, gdy ja jadłam obfity posiłek – mój pierwszy od wielu, wielu godzin.

- Uważam, że popełniasz duży błąd – zakończyła swój długi wywód, gdy zaczęłam przygotowywać się do wyjścia.

- A ja z kolei nie uważam, że twój wybieg z Wasinem był błędem – powiedziałam wprost. - To było sprytne, nawet ja się nabrałam – przyznałam. - Ale musisz uważać, bo stąpasz po cienkiej granicy.

- Ty też – odparła cicho Zośka. - Ale to nie jest to samo.

- Ty tak twierdzisz. I to jest jedyne, co nas różni – odpowiedziałam cicho, zapinając guziki płaszcza, gotowa już do wyjścia.

Wejście na pokład „Perkoza" było później swego rodzaju ulgą.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro