czterdzieści sześć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Doktor Kwiecińska podeszła do Marty zmieniającej opatrunek Zuzie. Rana goiła się ładnie, wyglądała tak, jak powinna wyglądać dwie doby po operacji.

Wyciąganie dwóch kul z brzucha swojej przyjaciółki bez wątpienia nie zaliczało się do sytuacji, w których młoda lekarka może zachować spokój. Zosia jednak poradziła sobie z emocjami i pozszywała Zuzę najlepiej jak umiała. Kroplówka z antybiotykiem kapała cicho, badania wracały do normy, pozostało tylko poczekać, aż German się obudzi. Wszystko wskazywało na to, że nastąpi to w przeciągu kilku godzin.

- Daj, dokończę to – zwróciła się do pielęgniarki, odbierając od niej czysty opatrunek. - Zawada pewnie na ciebie czeka.

- Już mu lepiej, już mnie nie potrzebuję – odparła Marta.

- Przecież wiesz, że nie o to mi chodzi – opowiedziała Zośka, zerkając na nią porozumiewawczo. - No, idź do niego. Tylko wróć przed kolacją, będziesz mi potrzebna.

- Dobrze, pani doktor. Dziękuję. - Marta pożegnała się i wyszła ze skrzydła szpitalnego. Remik miał już się całkiem dobrze i powoli wracał do swoich obowiązków. Był potrzebny, zwłaszcza teraz, gdy Zuza była niedysponowana. Powrót do zdrowia przychodził mu jakoś łatwiej, gdy obok była Marta.

- Zuza, w coś ty się znowu wpakowała? - westchnęła cicho Zosia, kończąc opatrunek i przykrywając ją szczelniej kocem. Sprawdziła przepływ kroplówki, choć pewnie Marta już tego dopilnował i raz jeszcze poprawiła koc. Dyskretne oznaki niepokoju. - Teraz przynajmniej przez chwilę nie wpadniesz w nowe tarapaty.

Pani doktor podeszła do dyżurki, by dopisać kilka słów do karty Zuzy, gdy zauważyła postać stojącą w drzwiach. Uśmiechnęła się lekko i podeszła do porucznika.

- Dzień dobry, mogę w czymś pomóc, poruczniku? - spytała, zerkając prędko na jego ręce schowane za plecami, niby w pozycji „spocznij".

- Czy panna German już się obudziła? - zapytał, zerkając ponad jej ramieniem w głąb sali.

- Nie, to potrwa jeszcze parę godzin.

- Czy mógłbym wejść do niej na moment? - spytał porucznik, robiąc krok do przodu. - Wyjeżdżam zaraz na misję, chciałbym się pożegnać.

- Proszę. - Zosia wskazała mu gestem drogę. - Ale tylko parę minut, naprawdę potrzebuje dużo spokoju – zastrzegła.

- I tak nie mam tyle czasu – odpowiedział z żalem porucznik i ruszył we wskazanym kierunku. - A, i proszę jej nie mówić, że tutaj byłem, dobrze?

- Dobrze – odpowiedziała Zosia i kręcąc lekko głową zniknęła na kilka chwil w dyżurce, wypełniając dokumenty. Kiedy wyszła, porucznika już nie było.

Ale na stoliku obok łóżka Zuzy leżała jedna czerwona róża.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro