dwadzieścia cztery

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Widok który zastałam za drzwiami dość mocno mnie zaskoczył. Nie miałam okazji wcześniej przyjrzeć się nurkowi, ale gdy weszłam do celi, wcale nie było łatwiej. Siedział na wąskiej pryczy i właściwie to jedyne co mogłam o nim powiedzieć. Jego twarz była cała sina i opuchnięta, oko podbite niemal na czarno dało się jedynie lekko uchylić, drugiego niemal wcale nie było widać. Włosy niewiadomego koloru pozlepiane były krwią. Otarcia na nadgarstkach sugerowały, ze reszta jego ciała wcale nie wygląda lepiej.

- Chciał pan ze mną rozmawiać – odezwałam się po angielsku, postanawiając zignorować jego wygląd, który trzeba to przyznać, trochę mną wstrząsnął.

Nie tego się spodziewałam po słowach „porucznik stracił cierpliwość". Ale z drugiej strony, w końcu trwaliśmy w stanie wojny, tu nie było miejsca na półśrodki.

- Możemy rozmawiać po polsku, ja rozumiem – wyjaśnił z wyraźnym wschodnim zaciągiem. Mówił nieco niewyraźnie, zapewne przez poobijaną twarz. - To pani wyciągnęła mnie z wody?

- Owszem – odparłam sucho. - Zakładam, że chce mi coś pan powiedzieć, skoro zgodził się ze mną rozmawiać.

- Chcę tylko powiedzieć, że w niczym wam nie pomogę, bo nic nie wiem.

- Zdaje się, że panu nie uwierzyli. - Wskazałam jego twarz.

- Dlatego chciałem rozmawiać z panią – odpowiedział. - Pani mi uwierzy. A oni uwierzą pani.

- Dlaczego miałabym panu wierzyć? - prychnęłam.

- Bo mnie pani uratowała, choć wcale pani nie powinna. Miała pani pełne prawo mnie zabić, a jednak tego pani nie zrobiła – odpowiedział. - Jestem pani winien życie.

- Które i tak się skończy, jeżeli okaże się pan dla nas bezużyteczny – odparłam twardo. - Nie wiem, czego pan ode mnie oczekuje, ale obawiam się, że nie mogę pomóc. - Odwróciłam się w kierunku drzwi, uznając rozmowę za zakończoną.

- Nazywam się Oleg Wasin. Moja matka oraz trzy siostry są przetrzymywane w obozie pracy, z którego wyjdą po zakończeniu wojny. Być może. Są dla rządu gwarantem mojej lojalności, podobnie jak wielu innych. - Zatrzymałam się z dłonią na klamce i wsłuchałam w jego słowa wypowiadane lekko drżącym głosem. - Gdyby nie one, nie byłoby mnie tutaj, bo to nawet nie jest moja wojna. Polacy nic mi nie zawinili. Ani Niemcy, ani Amerykanie. Robię to, bo dzięki temu moja rodzina ma szansę przeżyć. I proszę panią o szansę, by zobaczyć je ponownie, kiedy to wszystko się skończy.

Odetchnął głęboko, a ja obróciłam się powoli i zrobiłam trzy kroki w jego stronę.

- Ile pan ma lat, panie Wasin? - spytałam cicho.

- Dwadzieścia osiem.

Zamilkłam na dłuższą chwilę, bijąc się z myślami.

- A co pan zrobi, jeżeli przetrwa pan wojnę, wróci do domu i odkryje, że pańska rodzina nie miała tyle szczęścia? - zapytałam. - Że mimo pańskich wysiłków, pańskie siostry i matka padły ofiarą systemu?

- Wtedy do nich dołączę. Ale na własnych zasadach – odparł twardo.

Obserwowałam go przez niemal równą minutę. Był zdecydowany, wiedział czego chce.

Chciał tylko wrócić do swojej rodziny, nic ponadto.

- Jeżeli mam się za panem wstawić musi mi pan coś dać, panie Wasin – powiedziałam w końcu powoli. - Cokolwiek, co sprawi, że opłaci się nam trzymanie pana przy życiu.

- Naprawdę nic nie wiem. Woziłem jedynie meldunki, o ataku usłyszałem zupełnie przypadkiem. - Pokręcił głową.

- Może przypomnisz sobie więcej takich przypadków? Cokolwiek?

Pokręcił ponownie głową. Zastanowiłam się chwilę, po czym sięgnęłam do kieszeni po kartkę papieru i coś do pisania.

- Tutaj. Notuj dokładnie. Skąd wypływałeś, dokąd, o której, ile razy w ciągu doby. Kto przekazywał ci meldunki, komu miałeś je oddawać. Pozycje. Godziny. Wszystko co pamiętasz – wyliczałam, podczas gdy nurek już zaczął pokrywać niewielką kartkę drobnym pismem. To jednak wciąż było za mało. - Musisz dać mi coś jeszcze.

- Co? - zapytał, oddając mi gęsto zapisaną kartkę.

- To nie wystarczy, muszę mieć konkretną propozycję dla dowódcy, by pozwolił ci żyć – odpowiedziałam.

- Znam rosyjski, mogę pomóc przy odkodowywaniu wiadomości – mruknął cicho.

- Mamy i tłumaczy i specjalistów do szyfrów – zgasiłam jego nadzieję, przeglądając informacje spisane na kartce.

- Posługują się standardowym algorytmem? - zapytał z zainteresowaniem nagle.

- Nawet gdybym wiedziała, to bym panu nie powiedziała, bo to tajna informacja – odparłam.

- Chodzi mi o to, czy długo im to zajmuje? Pół kartki A4, godzinę? Dwie? - pytał gorączkowo, nagle podnosząc się z pryczy. Chwilę później jednak usiadł, bo najwyraźniej zakręciło mu się w głowie.

Musiał być w naprawdę kiepskim stanie.

- Półtorej – odparłam nieco zdezorientowana. Nie wiem, czy powinnam to zdradzać.

- Jestem informatykiem. Tego typu szyfry jestem w stanie zdekodować do pół godziny – oznajmił, nagle bardzo z siebie zadowolony. - Czy teraz moje życie jest warte zachowania? - zapytał.

- Zobaczę, co da się zrobić – odparła bez emocji. - Przyślę do pana jakiegoś medycznego, niech pana opatrzy, nim wda się zakażenie. Czy te obrażenia...? - zawiesiłam głos, nie wiedząc jak skończyć pytanie.

- Takie mamy czasy. Dowódca rozkazuje, podwładny wykonuje. Kazali wycisnąć ze mnie jakiekolwiek informacje, nie powiedzieli w jaki sposób – odpowiedział, a ja kiwnęłam głową i wyszłam z jego celi.

W jakiś sposób ulżyło mi, że porucznik nie brał bezpośredniego udziału w doprowadzaniu nurka do takiego stanu. A jednak...

A jednak w jakiś sposób przyłożył do tego rękę.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro