dwadzieścia jeden

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Wymyślenie hasła zajęło mi zaledwie sekundę. Poczekałam, aż zostaną nadane pierwsze litery i jak najszybciej wróciłam do admirała, by przekazać meldunek. Nie było czasu do stracenia, moje zadanie jeszcze nie zostało wykonane.

- Melduj, German – rozkazał, gdy tylko weszłam z powrotem do sali konferencyjnej. Pozostali mężczyźni już ją opuścili, spotkanie najwidoczniej zakończono w trybie nagłym.

- „Rakoczy" przechwycił plany bombardowań dużych polskich miast, zaplanowanych na jutrzejszy poranek – wyjaśniłam, podając admirałowi przenośny dysk z danymi. - Wszystkie szczegóły są na tym dysku. Prócz tego mam dla pana nowe współrzędne pancernika i list od pana porucznika do rąk własnych pana admirała, ale rozumiem, że to może poczekać.

- Tak, tak – odparł nieco rozkojarzony, już wczytując się w plany i sięgając po telefon, zostawiłam więc kopertę na biurku. - Idź do punktu sanitarnego, wyglądasz na zmęczoną. Zajmą się tam tobą.

- Tak jest, panie admirale. Gdybym mogła w czymś pomóc, to jestem do dyspozycji. - Zasalutowałam i posłusznie wyszłam na zewnątrz, gdzie czekał już na mnie Remik.

- Cześć – zawołałam z ulgą i tym razem to ja go przytuliłam. - Teraz mogę się z tobą w końcu przywitać, bo wpadałam tu jak po ogień.

- Widziałem. - Pokiwał głową. - A więc tym się teraz zajmujesz? Narażasz życie w supertajnych misjach? - zażartował, choć nie do końca.

- To była wyjątkowa sytuacja. Teraz z chęcią odpocznę, bo padam z nóg. Opowiem ci wszystko, pod warunkiem, że zaprowadzisz mnie do punktu sanitarnego – poprosiłam.

- Się robi, już się tutaj trochę zadomowiłem, wiesz? - Wziął mnie pod ramię i poprowadził raźno korytarzem.

- A co ty tutaj robisz? - zapytałam z zainteresowaniem.

- Wezwali mnie w zastępstwo za Mareckiego. Stwierdzili, że narobię mniej szkód od niego i tak sobie tutaj urzęduję. Dość stacjonarna robota, ale się nie nudzę. - Wzruszył ramionami. - Ty masz pewnie ciekawsze wieści?

- Czy ja wiem? Pływam tam i z powrotem z meldunkami. Po prostu przy ostatnim kursie przez przypadek przechwyciłam wrogiego gońca, a wraz z nim dość istotne informacje – wyjaśniłam. - Pancernik musiał dyskretnie zmienić położenie, a potem odszyfrowaliśmy wieści, które nie mogły czekać, sam słyszałeś – westchnęłam. - Jak tam inni? Felek? Kacper? Monika? - zapytałam.

- Monikę wysłali na półwysep helski do wznoszenie umocnień, przewozi tam rozkazy, Kacper chyba w Świnoujściu, nie zdążyłem z nim pogadać przed wyjazdem, a Felek... Felek nadal w Gdyni – westchnął.

- W Gdyni? - zdziwiłam się, popychając drzwi prowadzące do punktu sanitarnego, który właściwie zasłużył na miano skrzydła szpitalnego. - Dlaczego?

Nim jednak Remik zdążył mi odpowiedzieć, względną ciszę panującą w pomieszczaniu przerwał brzdęk jakiegoś metalowego przedmiotu upadającego na posadzkę.

- Zuzka?

Spojrzałam w głąb pomieszczenia, a na mojej twarzy pojawił się nagle szeroki uśmiechach.

- Zośka? - Kuzynka ściągnęła nieco zakrwawione silikonowe rękawiczki, wrzuciła je do kosza i ruszyła w moją stronę. - Zośka! - zawołałam z ulgą i porwałam ją w objęcia.

Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że bałam się, że już nigdy jej nie zobaczę.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro