pięć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Słońce odbijało się na grzbietach fal, żagle bieliły się błyskając to tu, to tam. Wszystkie trzydzieści łódek kręciło się w kółko, a w centrum tego zamieszania była kabinówka porucznika Romanowskiego. Gromkie „siedem do zera dla mnie" po wyczynie Kacpra Michejdy wydawało się przejść bez echa wśród nowych rekrutów. Jachty nadal krążyły, żaden z nich jednak nie zbliżał się zanadto.

Piotr Romanowski zakasał rękawy i zmrużył oczy wypatrując następnego śmiałka. Nikt nie kwapił się do odniesienia porażki. Zrobił ostry zwrot, by upewnić się, że wszystkie żaglówki są w zasięgu wzroku i nikt nie zmierza w jego stronę. Coś mignęło mu na granicy pola widzenia, wykonał więc raz jeszcze zwrot w przeciwną stronę, żadna jednostka jednak nie schowała się za żaglem. Coś stuknęło metalicznie, odchylił się więc do tyłu, by zlokalizować, która szekla obija się o maszt. Dźwięk jednak się nie powtórzył.

Na którejś łódce rozległ się krótki śmiech. Na innej westchnienie.

- Próbujcie dalej! - zawołał. - Każdy musi podjąć wyzwanie, chcę zobaczyć na co was stać!

Wiatr zawiał mocniej i nagle przed dziobem po prawej stronie wyłonił się żagiel innej łódki. Pojawiła się znikąd. Romanowski mocniej chwycił rumpel i zrobił gwałtowny zwrot, aż zabujało całą łodzią. W tym momencie jego oczom ukazała się ta niepokorna dziewczyna z rozwianym włosem zwalniająca talię i odbijająca szybko w lewą stronę, unikając zderzenia. Szybko wybrane po przeciwną stronę żagle sprawiły, że umknęła mu sprzed nosa.

- Prawie ci się udało, German. Brawo, ale przykro mi, twoja kolej minęła – zawołał. - Następny, zero do ośmiu dla mnie!

- Siedem-jeden dla nas, panie poruczniku – zaprotestowała dziewczyna z szerokim uśmiechem, przydeptując jedną stopą talię, a drugą przytrzymując ster. Oparta o wantę wyciągnęła przed siebie jakiś niewielki przedmiot. Rolkę po filmie i kartkę papieru. - I bardzo nam miło, że pan kapitan wyraził zgodę na ognisko. Dziękujemy!

Radosny ryk z trzydziestu gardeł słychać było chyba aż na Helu.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro