pięćdziesiąt

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- German? German, słyszysz mnie? - Ktoś mocno potrząsnął moim ramieniem.

- Głośno i wyraźnie, poruczniku – stęknęłam, wypluwając z ust piasek i kilka łyków morskiej wody. Otworzyłam oczy, jednak nie zobaczyłam zbyt wiele w otaczającej nas ciemności. Czułam jedynie piasek, oblepiający całe moje ciało.

- Jesteś cała? - Porucznik pomógł mi wstać, a ja kiwnęłam w odpowiedzi głową. - Wystraszyłaś mnie, German, myślałem, że potrafisz lepiej pływać.

W ciemności nie widziałam dobrze jego twarzy, nie byłam więc pewna, czy mówi poważnie.

- Umiem doskonale pływać, poruczniku – odpowiedziałam chłodno. - Ale trochę kiepsko pływa się świeżo zszytą raną i przemakającym słoną wodą opatrunkiem – zwróciłam mu uwagę.

- O, cholera, zapomniałem. Wybacz, German. Jak się czujesz? - Złapał mnie za ramiona i w końcu zobaczyłam jego pełne niepokoju oczy.

- Bywało lepiej. Jestem cała mokra, a na dodatek morfina powoli przestaje działać. Mam pełno piachu w ranie, mam nadzieję, że Zośka naszpikowała mnie porządnym antybiotykiem.

- Zaraz rozpalę ognisko, musimy się wysuszyć i ogrzać – zadecydował Romanowski. - Jak się rozjaśni, zorientujemy się gdzie jesteśmy i wrócimy do domu. Spróbuj do tego czasu nie umrzeć, German, dobra?

- To rozkaz, poruczniku? - spytałam.

- Rozkaz, German – potwierdził z poważną miną.

- W takiem razie nie mam zamiaru umierać. Przygotuję krąg na ognisko – powiedziałam, a porucznik zniknął w lesie.

Kilka minut później ogień pochłaniał coraz większe patyczki, a ognisko rosło w oczach. Gdy było już wystarczająco duże, by dać trochę ciepła, przysunęłam się bliżej, wciąż trzęsąc się jak osika.

- Masz dreszcze, German – zauważył porucznik, podwijając rękawy koszuli i dorzucając kolejne patyki do ognia. - Rozbieraj się, natychmiast.

- Słucham?

- Nie ogrzejesz się siedząc w mokrych ciuchach – wyjaśnił. - Ja zresztą też nie. - Sięgnął do guzików koszuli, rozpinając ją pośpiesznie.

Nieco niepewnie zaczęłam ściągać z siebie mokre rzeczy, układając je wokół ogniska, by szybciej wyschły.

- Noc jest ciepła, ale możemy okryć się moim płaszczem, jest nieprzemakalny i nie zamókł – powiedział porucznik, układając swoje ubrania koło moich i siadając przy ognisku. - Chodź bliżej, German.

Zrobiłam z wahaniem jeden krok bliżej. Nagle poczułam się o wiele bardziej bezbronna i odkryta niż kiedykolwiek wcześniej. Porucznik nagląco poklepał miejsce obok siebie. Przysiadłam obok niego ostrożnie, a on narzucił na nasze ramiona swój płaszcz.

- Nadal się trzęsiesz, German – zauważył po chwili. - Czy to będzie bardzo nieprofesjonalne, jeżeli obejmę cię teraz ramieniem? - spytał.

- Bardzo – oznajmiłam. - Ale niech się pan nie krępuje, poruczniku, sytuacja jest nadzwyczajna. Zresztą... uratował mnie pan dzisiaj – zauważyłam. Po wpadnięciu do wody zaczęłam się nieco topić, bo mój organizm nie był przygotowany na taki wysiłek. Gdyby nie porucznik, nie dałabym rady dopłynąć do brzegu.

- Ja? German, to ty po raz kolejny uratowałaś moje nędzne życie. Jak na naszą stosunkowo krótką znajomość, robisz to zadziwiająco często – zauważył z lekkim uśmiechem.

- To nie moja wina, że ciągle pakuje się pan w tarapaty – odparłam w podobnym tonie, wytrzepując z włosów trochę piasku. - A potem wciąga w to pan mnie i jeszcze ma o to pretensje.

- Ja? Sama ciągle wpadasz w kłopoty, German. Jesteś jak pchła, nie umiesz usiedzieć w jednym miejscu! - odpłacił mi się pięknym za nadobne. - Ale to dobrze – dodał nagle poważnie. - Bo gdyby nie to, to pewnie już dawno byłbym martwy.

- To nieprawda, panie poruczniku – zapewniłam go.

- Prawda, German. - Zerknął na mnie z ukosa ze smutnym uśmiechem. - Uratowałaś mnie, German. Pod każdym możliwym względem.

Odwróciłam twarz w jego stronę, w jego spojrzeniu znalazłam odpowiedź na pytanie, którego jeszcze nawet nie zadałam.

- Zośka powiedziała mi o róży – powiedziałam cicho. - Ponoć miała tego nie mówić, ale gdybym miała się nie dowiedzieć, to przyszedłby pan wtedy, gdy jej nie było. To było oczywiste, że mi powie. - Zamilkłam na chwilę, nim mówiłam dalej. Romanowski uważnie obserwował moją twarz. - Nie wiem, co mam myśleć o tej róży, poruczniku – wyznałam. - Gdyby mnie pan zapytał, powiedziałabym, że nie lubię róż, zwłaszcza czerwonych. To te kwiaty, które mężczyźni dają wyjątkowym kobietom. Ale czy coś, co dostają wszystkie, może czynić nas wyjątkowymi?

- Może – odparł cicho porucznik.

- Wiem – zgodziłam się. - To nie róża ma być wyjątkowa. Ona tylko mówi o tym, jak powinnyśmy się czuć. I ja się tak poczułam... ale nie wiem, czy powinnam – dokończyłam cicho. - Nie wiem, co myśleć o tej róży, poruczniku – powtórzyłam.

- Przecież wiesz, German – szepnął Romanowski, zakładając mi kosmyk włosów za ucho. - Przecież wiesz. Wiesz, dlaczego tak bardzo się wściekam, gdy znowu robisz coś niebezpiecznego, gdy rzucasz się na oślep, głową naprzód nie patrząc na nikogo i na nic. Przecież wiesz – powtórzył jeszcze ciszej.

- Pamięta pan, jak mówiłam, że dobrze jest nie mieć nikogo, kto by za nami tęsknił? - spytałam cicho. - Lub o tym, że niczyj świat się beze mnie nie zawali?

- Pamiętam – odpowiedział, nachylając się do mnie jeszcze bliżej. - I nadal uważam, że nie masz racji.

- Dlaczego pan sobie to robi? - spytałam retorycznie. - Dlaczego my to sobie robimy?

- Bo czasem warto mieć jakąś słabość – odpowiedział, przesuwając palcem po moim policzku. - To one czynią nas ludźmi, German – szepnął, przyciągając mnie do siebie, tak, że nie było między nami już niemal nic. - I cieszę się, że to ty jesteś moją – wyszeptał jeszcze wprost w moje usta, tuż przed tym, gdy mnie w nie pocałował.

A ja nie pozostałam mu dłużna.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro