trzydzieści dziewięć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Kawy, German? - spytał na wstępie porucznik, gdy parę minut po wschodzie słońca zameldowałam się w jego gabinecie.

- Nie, dziękuję – odpowiedziałam, wygładzając rękawy płaszcza.

- Myślałem, że domyślisz się, że oznacza to „przepraszam" za moje wcześniejsze słowa – westchnął porucznik, mieszając w swoim kubku łyżeczką. - Przemyślałem to, co powiedziałaś i muszę przyznać, że masz rację. Prawda była mu potrzebna, zobaczymy, jak sobie z nią poradzi. - Porucznik wyglądał na... skruszonego? Było coś zastanawiającego w jego postawie.

- Cieszę się, że tak pan myśli, ale te przeprosiny były zupełnie niepotrzebne – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem. - Ja po prostu nie lubię kawy, panie poruczniku.

Być może mi się wydawało, ale na jego twarzy pojawiło się coś na kształt ulgi.

- Więc może herbaty? Zdaje się, że oboje mieliśmy ciężką noc...

Skinęłam głową, a porucznik podał mi chwilę później kubek z parującą zawartością. Melisa, chyba dla uspokojenia, choć dla mnie najważniejsze było to, że była ciepła.

- NATO prawdopodobnie wie o naszej umowie z Rosjanami – powiedziałam, pociągając solidny łyk gorącego napoju. Pobieżna analiza zdobytych przez ostatnie dni informacji nie pozostawiała zbyt wiele miejsca na wątpliwości.

- Skąd...?

- Wasin płynął z meldunkiem o decyzji o storpedowaniu „Rakoczego" do Anglików, prawda? - spytałam retorycznie, a porucznik skinął głową. - Rosjanie odkryli nas za linią embargo przez wybryk Ignacewicza i uznali, że współpracujemy z NATO, co udało się wyjaśnić admirałowi Wieniawskiemu na czas. Jednak NATO też prowadziło nasłuch, też na pewno usłyszeli sygnał – wyjaśniłam. - Co sobie pomyśleli?

- Że ich przechytrzyliśmy – odpowiedział porucznik.

- Usłyszeli nas, potem było głośne „bum" od Rosjan. Z perspektywy NATO nie ma powodu, by Rosjanie mieli nas atakować. Muszą coś podejrzewać. W pierwszej chwili myśleliśmy, że to NATO nas namierzyło i może faktycznie tak było? - zastanawiałam się na głos. - Może faktycznie wiedzieli o nas, ale Rosjanie zareagowali szybciej?

- Tak czy siak, NATO powinno teraz myśleć, że mają „Rakoczego" z głowy – odpowiedział porucznik, obserwując mnie uważnie znad filiżanki. - Do czego zmierzasz, German?

- Oni za dużo wiedzą. - Pokręciłam głową, wskazując leżące na stole meldunki. - Odkąd pancernik wrócił do Gdańska... - urwałam, bo ubodła mnie nagle straszna myśl.

Moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem porucznika i dostrzegłam w jego oczach błysk, świadczący o tym, ze pomyślał dokładnie o tym samym.

- „Mewa"... - wyszeptaliśmy jednocześnie.

- „Mewa"! - zawołał Felek, wpadając bez pukania do gabinetu. - Zuzka, kod „Mewa", Maja kazała cię zawołać. „Mewa" się odezwała! Dzień dobry, panie poruczniku – dodał speszony, dostrzegając porucznika. Właściwie jego obecność w jego własnym gabinecie nie powinna go dziwić, ale emocje najwyraźniej zrobiły swoje.

- Ktoś z nim rozmawiał? - zapytał prędko porucznik.

- Nie wiem, Maja dopiero łączy Krajewskiego z Łebą... - Nie daliśmy Felkowi skończyć. Oboje jak na komendę zerwaliśmy się ze swoich miejsc, porzucając kubki i pośpiesznie ruszyliśmy w kierunku pokoju radiotelegrafistów.

Krajewski siedział na obrotowym krzesełku ze słuchawką przytkniętą do ucha i potakiwał raz po raz. Romanowski bezpardonowo odebrał mu słuchawki i gestem zgonił z jego miejsca. Przywitałam się skinięciem z Mają i wbiłam spojrzenie w twarz porucznika.

- Porucznik Piotr Romanowski, proszę meldować od początku – powiedział twardo do mikrofonu.

- Nie namierzą nas? - spytałam bezgłośnie Maję.

- Kanał kodowany, zresztą szyfrują wiadomość – odpowiedziała mi podobnym tonem, dostrajając jakieś urządzenie. Przez drzwi zajrzał Felek, wzrokiem wwiercając mi się w plecy.

- Jak coś się dowiem, to ci powiem – syknęłam. - Dzięki, Felek.

W napięciu obserwowałam porucznika, którego twarz stężała w nieodgadnioną maskę. W oświetleniu monitorów wyglądał niemal przerażająco.

- Dziękuję – odpowiedział w końcu, odkładając słuchawkę. - Domagalska, wiesz, co robić – zwrócił się do Mai, która skinęła głową i zabrała się za wszystkie konieczne procedury.

- Piotrek... - Krajewski zwrócił na siebie uwagę porucznika.

- Przekaż Wieniawskiemu, że mamy kod żółty. German i ja się tym zajmiemy. Później do niego przyjdę – odpowiedział porucznik twardo i skinął na mnie, że mam iść za nim.

Ledwie nadążałam za nim, gdy stawiał długie kroki, maszerując korytarzem w nieznanym mi kierunku. Musiałam niemal biec, jednak nie zwolnił nawet na sekundę.

- Czy wiesz, co oznacza kod żółty, German? - zapytał, przystając nagle.

- Nie, panie poruczniku – sapnęłam, łapiąc oddech.

- Kod żółty oznacza szpiega, German.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro