trzydzieści pięć

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie poznał jej od razu, siedzącej na ławce naprzeciwko wejścia do kwatery głównej. Czy to dlatego, że chyba po raz pierwszy miała na sobie coś innego, niż mundur? A może dlatego, że brązowy zamszowy płaszcz, gruby biały sweter, czarne dżinsy i czarne, skórzane kozaki dziwnie nie pasowały mu do tej zadziornej, nieustraszonej dziewczyny. Wyglądała dziwnie łagodnie, dlatego zawahał się w pierwszej chwili.

- Dobry wieczór, panie poruczniku.

Gdy uniosła głowę, na wątpliwości nie było już miejsca. Ten błysk w oku rozpoznałby z daleka. Ten zadziorny uśmiech, czający się w kącikach jej pozornie poważnych ust też nie dał się pomylić z niczym innym. Włosy spięte w wysoki kucyk również pasowały idealnie do jej charakteru.

Cała reszta nie.

- Dobry wieczór, panno German – odpowiedział, maskując zaskoczenie i podał jej ramię. - Przejdźmy się.

Zerknęła na niego z ukosa, nim wsunęła dłoń pod jego ramię. Miała bardzo ciepłe dłonie.

Szli w milczeniu przez dłuższą chwilę. Romanowski był zaskoczony, że nie zasypuje go gradem pytań. W końcu jeszcze niedawno miała ich całe mnóstwo.

- Spotkałam Wasina w szpitalu – odezwała się w końcu cicho. Porucznik przeniósł na nią spojrzenie, lecz nim zdążył cokolwiek powiedzieć, uspokoiła go. - Nic nie powiedziałam, zwykła wymiana uprzejmości. Martwi mnie tylko jego bliska relacja z Zośką... to jest, z doktor Kwiecińską.

- Jesteście panie bardzo blisko – zauważył mimochodem porucznik. - Dobrze słyszałem, że jesteście spokrewnione?

- Tak, to moja kuzynka, panie poruczniku, ale właściwie jest dla mnie jak siostra. I najlepsza przyjaciółka w jednym – odpowiedziała dziewczyna, uśmiechając się lekko. - Nie pozwolę, by stała się jej krzywda. Dlatego muszę wiedzieć, co się dzieje, panie poruczniku. Obiecał mi pan wyjaśnienie – dodała z naciskiem, przenosząc spojrzenie na Romanowskiego.

Ten westchnął cicho.

- Nie tutaj, German. - Rozejrzał się z niepokojem dookoła po dość zatłoczonej ulicy. Ludzie śpieszyli do domów, by zdążyć przed ciszą nocną. - Znajdziemy spokojniejsze miejsce. I, proszę, niech pani zrezygnuje na jakiś czas z tego „porucznika".

German zmarszczyła brwi, nieco zaskoczona tą ostatnią prośbą, jednak skinęła potakująco głową. Tym razem ciszę, która zapadła między nimi, przerwał Romanowski.

- Co robiła pani w szpitalu o tej porze dnia? - zdziwił się.

- Szukałam Zosi, panie po-..., panie Piotrze – odpowiedziała, tylko odrobinę się zająkując. - Musiała pożyczyć mi ubranie. - Uśmiechnęła się pod nosem.

- To wyjaśnia, dlaczego w pierwszej chwili pani nie poznałem – mruknął Romanowski, a Zuza odpowiedziała mu lekkim uśmiechem.

- Sama siebie bym nie poznała. Ale na bezrybiu i rak ryba...

- Myślałem, że ma pani dość ryb już dzisiaj. – Romanowski zaśmiał się nagle, a Zuza po chwili do niego dołączyła. - To było głupie, German.

- Jeżeli coś jest głupie, a działa, to wcale nie jest takie głupie – odparła zuchwale, a mężczyzna wskazał osłoniętą od ludzkich spojrzeń ławkę w wyludnionym o tej porze dnia, a być może i roku, parku. - Korzystając z okazji, chciałam pana przeprosić. Za moje zachowanie. Nie tylko dzisiaj, ale praktycznie od początku naszej znajomości. Ciągle przysparzam panu kłopotów i jestem bardzo upierdliwym wrzodem na dupie – stwierdziła bardzo krytycznie, siadając obok niego na ławce.

- W porządku, German – odpowiedział Romanowski, a na jego twarzy pojawiło się coś na kształt łagodnego uśmiechu. - Wiem, jak to jest, kiedy rozpiera cię chęć do działania. Ale muszę prosić cię o rozwagę, naprawdę. Zwłaszcza teraz – westchnął ciężko.

Zuza przyjrzała mu się bliżej. Wyglądał na bardzo, ale to bardzo zmęczonego. Z lekkim wahaniem dotknęła ostrożnie jego ramienia.

- Może mi pan o wszystkim opowiedzieć – odezwała się. - Ponoć umiem znajdować rozwiązania tam, gdzie pozornie ich nie ma. - Uśmiechnęła się lekko, a porucznik przeniósł na nią wzrok.

- Twoja spostrzegawczość czasem mnie przeraża, German. Nie ma sensu więc udawać, że nie miałaś racji z tym Rosjaninem – powiedział cicho, nachylając się do niej bliżej. - Ale te informacje są ściśle tajne, nie powinienem ci tego mówić. Robię to tylko dlatego, że wiem, że jeżeli nie dowiesz się tego ode mnie, to sama zaczniesz drążyć, a to może skończyć się dla ciebie bardzo źle.

- Jak bardzo źle...? - zapytała Zuza niemal bezgłośnie.

Porucznik nie odpowiedział, co samo w sobie było wystarczającą odpowiedzią.

- Czy mogę ci ufać, German? - zapytał cicho, spoglądając jej prosto w oczy. Nachyleni ku sobie z daleka mogli wydawać się zwykłą parą młodych ludzi szepczących sobie czułe słówka.

- Oczywiście – odpowiedziała bez wahania.

- Wasin faktycznie płynął z Krynicy Morskiej, dokładnie rzecz biorąc z Kątów Rybackich – powiedział porucznik. - Dowództwo poszło na układ z Rosjanami i udostępnili im obszar na wschód od Wisły i na północ od Warszawy. Mogą prowadzić tam działania operacyjne, zrobili tam nawet swoją bazę, właśnie w Kątach. Oficjalnie nikt o tym nie wie...

- ...bo narusza to naszą deklarację neutralności – dokończyła Zuza ze zrozumieniem, szeroko otwierając oczy. - A te informacje z którymi płynął... Nie, to nie ma sensu. Czemu Wasin płynął z nimi do Anglików? I dlaczego Rosjanie postanowili zbombardować Gdańsk i „Rakoczego", skoro nota bene oddaliśmy im pod stołem niemal jedną czwartą Polski? - zapytała, maszcząc brwi.

- Chcieli zbombardować „Rakoczego", bo podejrzewali, że dostał się poza linię embargo za zgodą NATO, co stanowiło naruszenie umowy. W odwecie mieli zaatakować Gdańsk – wyjaśnił dziewczynie porucznik. - Dzięki tobie udało się poinformować o tym generała, który załagodził sytuację, wyjaśniając, że nie współpracujemy z NATO.

- A Wasin? Dlaczego chciał przekazać te informacje Anglikom? - dopytywała dalej German. Romanowski zerknął na nią z ukosa.

- Przecież wiesz, German.

- Jest szpiegiem – odpowiedziała cicho, przygryzając wargę. - Niewiele brakowało, a NATO dowiedziałoby się o naszej umowie z Rosjanami i tyle byłoby z naszej neutralności – rozwinęła myśl.

- To, że tak się nie stało również jest twoją zasługą – dodał porucznik. - Już rozumiesz, dlaczego tak bardzo się wściekałem, German? - Dotknął łagodnie jej ramienia, by spojrzała mu w oczy. - Stąpałaś po bardzo cienkiej granicy. Bardzo, bardzo cienkiej.

- Nie podoba mi się ten układ – odpowiedziała cicho, odwracając wzrok. - Boję się, że Rosjanie mogą się trochę zasiedzieć tam wbrew naszej woli.

- Ja również się tego obawiam i mnie również ten pomysł się nie podoba. Siłą rzeczy zostałem wplątany w tę sprawę, czytając przywiezione przez ciebie dokumenty. Wie o tym tylko dowództwo, a spośród nas tylko admirał Wieniawski.

- I pan – dodała cicho Zuza.

- Tak, ja. A teraz także i ty. - Spojrzał jej prosto w oczy. - Czy teraz rozumiesz, German, w co wdepnęłaś?

Milczała dłuższą chwilę, nim odpowiedziała.

- Co się stanie, jeśli się wyda, że udzielamy pomocy Rosjanom? - spytała cicho.

- Rosjanie zerwą umowę, NATO przestanie honorować naszą neutralność i zaatakuje z pełną mocą, a w kraju wybuchnie wojna domowa, bo społeczeństwu nie spodoba się ten pomysł – odpowiedział ponuro porucznik, wstając, a Zuza natychmiast do niego dołączyła. - Dlatego nikt nie może się dowiedzieć, German. Rozumiesz to? Nikt – powtórzył z naciskiem.

- Rozumiem, panie poruczniku – odpowiedziała poważnie, kiwając głową. - Chciałabym jeszcze tylko wiedzieć, co mogłabym w tej sytuacji zrobić. Wiem, że oficjalnie o niczym nie wiem, ale teraz tym bardziej ciężko będzie mi stać z założonymi rękami. Jednak nie chciałabym niczego już robić poza pańskimi plecami, poruczniku. Proszę to wziąć pod uwagę – poprosiła.

- Wezmę, German. Ty też powinnaś, bo to twoja ostatnia „druga szansa". Słowa admirała były jednoznaczne – jeszcze jeden taki wybryk i wylatujesz. Zgodził się dać ci jeszcze jedną szansę, pod warunkiem, że będziesz sumiennie wypełniać moje rozkazy. Moje i tylko moje. Jestem od dziś twoim bezpośrednim przełożonym i wymagam od ciebie absolutnego posłuszeństwa. Czy to jasne, German?

- Tak jest, panie poruczniku – odparła służbiście, prostując się na baczność. - Jestem do pańskiej dyspozycji – dodała.

- Skąd w tobie tak silnie zakorzenione... poczucie obowiązku? Honoru? Takiego... - porucznik urwał, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. - Jesteś w stanie zaryzykować wszystko, bez względu na koszty. Dlaczego?

- Mój ojciec był pilotem w stopniu kaprala – odpowiedziała Zuza. - To on nauczył mnie wszystkiego łącznie z poczuciem dyscypliny i lojalności wobec swojego przełożonego. To on był dla mnie wzorem, chcę służyć mojej Ojczyźnie tak samo, jak on: z całych sił.

- Jak na córkę wojskowego wychowaną wśród takich wartości nie charakteryzuje się pani zbyt wielkim posłuszeństwem, panno German – zauważył porucznik z lekkim uśmiechem, który dziewczyna natychmiast odwzajemniła.

- Cóż, niepokorność to akurat cecha, którą odziedziczyłam po matce. Nie uważam jej jednak za wadę... nie zawsze.

- To dobrze, German. To bardzo dobrze – powiedział cicho porucznik. - Wracajmy, robi się późno. - Ponownie podał jej ramię i poprowadził w kierunku kwater.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro