Misja

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Północ. Młody mężczyzna siedział na miękkiej kanapie w swoim domu, oglądając pobieżnie telewizję. Pogaszone światła, zasłonięte rolety, aby sąsiedzi nie mogli go podglądać, sprawiały, że to zazwyczaj jasne, przestronne, ale i niezwykle przytulne pomieszczenie było spowite mrokiem. Tylko blask bijący z ekranu telewizora oświetlał niemrawo bladą twarz i lekko podkrążone oczy. Mieszkaniec tej rezydencji był już zmęczony. Nie, on był wręcz wykończony. Męczący dzień w pracy, przygotowywanie uroczystej, romantycznej kolacji, a potem 6-godzinne czekanie i bezmyślne gapienie się w telewizor. Był padnięty, o czym świadczyły zamykające się leniwie powieki i głowa, która co jakiś czas lekko opadała mu do przodu.

— Kretyn — bąknął pod nosem, gdy tylko zobaczył jaką godzinę wskazują wskazówki zegara. Tak długo przygotowywał wszystko na powrót swojego narzeczonego z tygodniowej misji, na którą wyruszył na polecenie Ministerstwa Magii, tak bardzo się cieszył, a ten idiota nawet nie raczył go poinformować, że się spóźni! Draco był zbyt zmęczony, żeby się wściekać. Po prostu wstał z kanapy, wyłączył telewizję i po ciemku ruszył do sypialni, przez 3 lata mieszkania w tym domu, drogę znał już tak doskonale, że nie potrzebował oświetlenia. Doskonale wiedział, gdzie zaczynają, a gdzie kończą się schody, doskonale wiedział, które, spośród 4 drzwi na piętrze, prowadzą do ich wspólnego łóżka.

Wszedł do upragnionego pomieszczenia, gdzie zdjął, a potem niedbale rzucił swoją koszulę na krzesło. Taki sam los spotkał obcisłe, niebieskie jeansy, które zamienił na luźne dresy, po czym rzucił się na posłanie.

Przed zaśnięciem mężczyzna dotknął pierścionka zaręczynowego na swoim palcu serdecznym lewej dłoni. Dokładnie dwa tygodnie temu — przed swoim wyjazdem — po 4 latach bycia w związku Harry Potter postanowił mu się oświadczyć. Tutaj. W tej sypialni ukląkł na jedno kolano, wręczając ukochanemu przepiękny, srebrny pierścionek z zielonym diamentem, pytając Ślizgona o rękę, na co Draco, aż zamurowało z wrażenia, ale zgodził się bez wahania.

Pełen żalu, za to, że jego narzeczony nie wrócił o ustalonej porze, zamknął swoje ciężkie jak ze spiżu powieki, naciągnął kołdrę aż pod samą szyję i mocno się w nią wtulił. Dzisiaj tylko ona mogła mu zapewnić ciepło, znowu... Te dwa tygodnie bez Harry'ego wydawał się być dla niego wiecznością, tak strasznie tęsknił, tak bardzo starał się, aby móc przyjemnie powitać Wybrańca, a ten nawet go o niczym nie poinformował.

Nie minęła chwila, a Ślizgon zapadł w głęboki i kojący sen, mając nadzieję, że następny dzień przyniesie coś dobrego, że przyniesie mu Harry'ego...

***

Niestety rano nie obudził go głos ukochanego ani nawet przyjemnie wlewające się przez wielkie okno słońce. Było pochmurnie i deszczowo, a drażniący dźwięk pukania do szyby rozlegał się po pomieszczeniu. Malfoy niechętnie i ospale wstał, po czym poszedł wpuścić sowę do środka. Zwierzę miało dla niego list, co było dziwnym zjawiskiem o tak wczesnej porze.

Dzień dobry

Bardzo proszę, aby stawił się Pan jak najszybciej w Ministerstwie Magii do wydziału aurorów. Sprawa wymaga rozmowy w cztery oczy.

Z wyrazami szacunku,
Naczelny Szef Wydziału Aurorów
Augustus Flinch

Młodzieniec zmarszczył brwi. Nie podobał mu się ten list. O czym chciał z nim rozmawiać szef jego narzeczonego? Spojrzał jeszcze raz na kopertę, ale wyraźnie była zaadresowana do niego, więc nie było mowy o pomyłce.

Napełniony złymi przeczuciami mężczyzna ubrał się najszybciej, jak potrafił, umył szybko zęby i przepłukał twarzy wodą, po czym bez śniadania ruszył do Ministerstwa Magii.

Podróż zajęła mu niezwykle krótko. Przez cały czas stres dawał o sobie we znaki, w postaci skurczu żołądka. Draco analizował w głowie cały ostatni tydzień, zastanawiając się, czy aby na pewno nie zrobił niczego niezgodnego z prawem, ale był pewny, że nie ma o co zostać oskarżonym. Czyżby chodziło o Harry'ego? Jego misja się przedłużyła?

Zanim spostrzegł, szedł marmurową posadzką atrium, minął pomnik Skrzatów Wyzwolonych i już stał przy recepcji.

— Dzień dobry, w czym mogę pomóc? — zapytała młoda, śliczna kobieta. Długie ciemne włosy opadły jej falami na ramiona. Uśmiechnęła się pogodnie, ukazując białe ząbki. Na dźwięk jej miłego tonu i przyjaznego wyglądu blondyn się trochę odprężył i nawet odwzajemnił niemrawo uśmiech.

— Dzień dobry. Draco Malfoy. Dostałem dzisiaj wezwanie od pana Augustusa Flincha

— Rozumiem — powiedziała kobieta, po czym szybko napisała na kartce odpowiednie polecenia, dotknęła papieru różdżką i już po chwili pergamin zniknął w niewielkiej kopercie ze skrzydełkami również wykonanymi z papieru. — Zaraz ktoś po pana przyjdzie, proszę usiąść — odpowiedziała, a Draco podziękował jej uprzejmie, zerkając przy tym na plakietkę z jej imieniem przypiętą do obcisłej białej bluzki, po czym poszedł usiąść we wskazane miejsce.

Minęło jakieś 5 minut, zanim podszedł do niego młody chłopak w kręconych niebieskich lokach, okalających niezwykle bladą, piegowatą twarz. Na pierwszy rzut oka było widać, że chłopak jest nowym pracownikiem Ministerstwa.

— P-pan —  odchrząknął w pięść. — Przepraszam, Pan Malfoy, tak? — Blondyn tylko pokiwał twierdząco głową i podniósł się z kanapy, był wyższy od młodzieńca o jakieś 20 cm, co sprawiło, że chłopak się jeszcze bardziej zmieszał i skulił. — Proszę za mną, szef na pana czeka — powiedział, a następnie, z drobnymi problemami takimi jak: zderzenie się z jedną z latających kopert i wpadnięciem na jakiegoś urzędnika, zaprowadził Draco przed odpowiedni gabinet i otworzył drzwi, puszczając blondyna przodem.

Malfoy wszedł do pomieszczenia, w którym nie było okna, jak to wypadało w przypadku kwatery 3 piętra pod ziemią. Na środku stało duże biurko, na którym po bokach zostały równo poukładane kopice papierów. Przy ścianie szafli i regały z kolorowymi segregatorami, w rogu skórzana niewielka kanapa, fotel i stolik kawowy. Przy biurku siedział mężczyzna w garniturze, trzymający formę mimo swojego wieku. Brązowe, zaczesane na boki włosy zdobiły gdzieniegdzie pasma siwizny, podobnie jak idealnie przystrzyżoną brodę.

— Dzień dobry, proszę usiąść, panie Malfoy — powiedział Flinch. Mimo że sylwetka wyglądała wciąż dobrze, to na twarzy odbiły się wszystkie efekty stresującej, niebezpiecznej pracy. Przygaszone zielone oczy jakby wyprane z emocji. Draco wolał nie wiedzieć, co ten mężczyzna już w życiu widział i co przeszedł, zanim posadził swoją dupę na tym wielkim fotelu w bezpiecznym gabinecie.

Arystokrata usiadł naprzeciwko Augustusa Flincha i spojrzał w jego smutne oczy.

— Czy jestem o coś oskarżony? — zapytał bez wahania. Szef Harry'ego zamrugał wyraźnie zaskoczony i pokiwał przecząco głową. — W takim razie, o co chodzi? Dlaczego wezwał mnie pan w trybie natychmiastowym tak wczesną porą?

— Chodzi o Harry'ego Pottera. Nie mogliśmy się skontaktować z jego jedynymi żyjącymi krewnymi z państwem... — tu spojrzał na kartkę przed sobą — Dursley... W dokumentach mamy informację, że obecnie mieszka pan z panem Potterem.

— Tak, mieszkamy razem. Jestem jego narzeczonym, jedyną rodziną, jaką ma. Harry nie jest w kontakcie z tymi mugolami — powiedział Draco. Jego rozmówca przetarł zmęczoną i pooraną zmarszczkami twarz dłońmi, na chwilę zapadła cisza, podczas której zastanawiał się, jak ma przekazać takie informacje temu młodzieńcowi. Niebiesko włosy asystent Flincha skulił się jeszcze bardziej w rogu pomieszczenia, tak jakby próbował wtopić się w ścianę.

— Bardzo mi przykro, naprawdę... Pan Potter był świetnym aurorem... — Na chwilę zapadla cisza.

— Słucham? — zapytał Draco. Nie potrafił już być spokojny, żołądek robił prawdziwe fikołki. O co tu do cholery chodziło!? —  Nie rozumiem.

— Wczoraj, gdy aurorzy zbierali się ze swojego dotychczasowego obozowiska, żeby wrócić do domu... Zostali zaatakowani znienacka. Podejrzewamy, że napastnikami byli Śmierciożercy, którzy ukrywali się po upadku Sam-Wiesz-Kogo. Musieli długo się szykować, planować zemstę. Jednak dalej nie znamy ich planów.

— Proszę przejść do rzeczy, panie Flinch — syknął Draco, nie mógł powstrzymać nerwowego podrygiwania nogi. Miał mętlik w głowie i czuł, jak wyschło mu w gardle.

— Opracowali nowe zaklęcia. Bardzo potężne. Nasi aurorzy kompletnie nie spodziewali się ataku. Z relacji pozostałych świadków tej tragedii wiemy, że pan Potter jako pierwszy odzyskał zdolność trzeźwego myślenia. Zasłonił jednego z kolegów, swoim ciałem. Został trafiony jakimś nieznanym nam dotąd zaklęciem. Na miejscu nie było odpowiedniego sprzętu medycznego, ani wykwalifikowanego personelu. Pozostali nie mogli nic zrobić, żeby go uratować. Naprawdę bardzo mi przykro...

Draco otworzył usta i spojrzał na Augustusa Flincha tak, jakby mężczyzna dosłownie oszalał.

— Co pan opowiada za głupoty!? — krzyknął zbulwersowany. Serce szalało mu w piersi jak oszalałe. — Jak panu nie wstyd?! Gdzie jest mój Harry! Chcę się z nim natychmiast zobaczyć!

— Marrow, przynieś panu szklankę wody i sprowadź jakiegoś medyka z czymś na uspokojenie - powiedział Flinch i niebiesko włosy spojrzał ze współczuciem na Draco.

— Bardzo nam przykro... — powiedział bardzo cicho, jednak Malfoy usłyszał każde słowo trzy razy głośniej i jakby w zwolnionym tempie.

— NIE! Nie chcę żadnego pieprzonego lekarza! Gdzie Harry!? Gdzie on jest!? Ja muszę się z nim zobaczyć! NATYCHMIAST! — krzyczał, raptownie podnosząc się z siedzenia, ale zakręciło mu się tylko w głowie i zaraz ponownie na nie opadł. Marrow od razu podszedł do Malfoya, na wypadek gdyby mężczyzna miał zaraz zemdleć.

— Niech pan oddycha, zabiorę pana do skrzydła medycznego — powiedział nieśmiało niebiesko włosy, patrząc błagalnie na swojego przełożonego.

— TO NIEMOŻLIWE! On nie mógł umrzeć! NIE MÓGŁ! Mieliśmy wziąć ślub! Założyć prawdziwą rodzinę! Chcę się z nim zobaczyć! Teraz! TERAZ!

— Jest pan za bardzo roztrzęsiony, magomedycy dadzą panu coś na uspokojenie. Zaprowadzimy pana do skrzydła medycznego — rzekł Flinch, choć i jemu udzielały się negatywne emocje. Szef Wydziału Aurorów wziął jedną z karteczek, jakich wcześniej użyła śliczna recepcjonistka.

— Nie chcę nic na uspokojenie, chcę go zobaczyć! Nie uwierzę, póki go nie zobaczę! — burzył się Malfoy. Drżały mu usta z nadmiaru emocji, piszczało w uszach. To tylko jakiś koszmar, zaraz się obudzi i wszystko będzie w porządku.

— Proszę pana...

— NIE MÓWCIE TAK DO MNIE! GDZIE JEST MÓJ HARRY!? GDZIE JEST MÓJ NARZECZONY?!

— Marrow, zaprowadź pana do prosektorium — powiedział cicho Flinch, a przerażony obecną sytuacją sekretarz musiał wykonać polecenie. Nigdy nie spodziewał się, że przyjdzie mu pracować w takich okolicznościach, że przyjdzie mu oglądać cierpienie ludzi, którzy stracili najbliższe osoby. A gdy tylko wykonał zadanie i stanął z Malfoyem w ciemnym gabinecie prosektorium, które oświetlała jedynie lampka nad denatem, gdzie magomedyk powoli uniósł biały materiał z twarzy zmarłego mężczyzny i gdy na sekundę zatrzymał się czas, a potem Draco Malfoy wybuch niekontrolowanym płaczem, upadając przy stole, na którym rzeczywiście leżał jego narzeczony i rzeczywiście był martwy, a asystent i magomedyk próbowali bezskutecznie uspokoić zalewającego się łzami i wykrzykującego różne słowa mężczyznę, Marrow zrozumiał, że nie nadaje się do tej pracy, że nie jest w stanie oglądać takiego ogromu cierpienia...

***

— Draco! — blondyn usłyszał znajomy, delikatny, lecz zaniepokojony głos, momentalnie poderwał się do siadu z krzykiem, rozpaczliwie próbował złapać oddech, w akcie desperacji łapiąc się za szyję. — Ej, spokojnie. Już wszystko dobrze. — Harry szybko zapalił lampkę nocną i założył okulary na nos, po czym przysunął się jak najbliżej blondyna.

— Harry? — zapytał drżącym głosem Malfoy. Brunet poczuł jak ściska mu się serce, szybko przylgnął do wyższego chłopaka.

— Tak, jestem tutaj. To tylko zły sen, już wszystko w porządku, Draco — powiedział troskliwie. Arystokrata pociągnął nosem i zamknął swój skarb w szczelnych objęciach. Mimo tego, że Harry rzeczywiście trochę wyrósł, to i tak był zdecydowanie drobniejszy od postawnego blondyna.

— Kocham cię, słyszysz? Najmocniej na świecie cię kocham — wyszeptał Arystokrata, przyciskając żywego  Pottera jak najbardziej do siebie.

— Wiem, wiem. Pokazałeś mi jak bardzo, oświadczając się mi. Ja ciebie też kocham, Draco. Spokojnie, to tylko koszmar, nic się złego nie dzieje. — W pokoju na chwilę zapadła cisza.

— Harry... jesteś moim największym skarbem. Nie jedź na tę misję, proszę. To jest zbyt niebezpieczne. Nie mogę cię stracić, słyszysz? Nie mogę... Nie przeżyłbym tego, Harry.
_________________________________________

Jeśli podobał Ci się shot, to koniecznie zostaw coś po sobie (będzie mi bardzo  miło), a po więcej zapraszam na mój profil <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro