Agonia Iruki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Zakradł się do sali, gdzie leżał chory i przez większość czasu nieprzytomny Iruka. Usiadł przy łóżku i chwycił delikatnie jego wątlejącą, jeszcze ciepłą dłoń. Sam nie wiedział czemu wytrzymał bez niego ledwo pół dnia. Potem musiał chociaż na godzinkę przyjść i przyklejając do szyby wgapiać się, jakby mógł tym cokolwiek osiągnąć. Sprawdzał, czy wciąż żyje, czy może wreszcie mu się polepsza....

Nie wiedział, co go tak ciągnie do tej umierającej, słabej, Niezdary. Może właśnie to? Może to jak go wtedy potraktował? Może to jak traktuje wszystkich zapominając o sobie?

Mimo wszystko zdawał się wciąż być dzieckiem, choć uwięzionym w ciele dorosłego.

Czuł, że serce mu się tam wyrywa, ale mimo to wzbraniał się siłą umysłu. Szukał logicznego wyjaśnienia, powodu, sensu, czegokolwiek, ale nie znajdował.

Teraz był dodatkowo przygnębiony. Jeśli ten stwór mówił prawdę, a wyglądał jakby nie miał najmniejszego powodu, by kłamać, Iruka umrze na dniach, jeśli on się nie zdecyduje w przeciągu godzin. Powiedział, że tak wygląda agonia tej straszliwej choroby.

Kakashi czul bezsilną wściekłość, że przytrafia się to akurat komuś takiemu. Przecież on nie zasłużył ani na taką chorobę, cierpienie, ani na taka śmierć.

Naprawdę wolałby jeśli byłoby to możliwe, przejąc to od niego, bo chociaż można byłoby to uznać jako karę za to całe zło jakie wyrządził. Szczerze nienawidził za to Bogów, o ile tacy istnieją.

Wgapiał się tak w niego rozmyślając, kiedy nagle poczuł obok wrogą energię. Spojrzał tam i zobaczył zdenerwowanego lekarza.

- Nie robię nic złego.- powiedział od razu.

- Nie powinno cię tu w ogóle być. Haylenya sobie tego nie życzył.

- Nieprawda. On jest chory i sam nie wie, co majaczy.- odburknął.

- Proszę opuścić to pomieszczenie.

- Najpierw chcę szczegółowy raport o jego stanie. Potem wyjdę, ok?

Lekarz patrzył na niego wciąż wrogo, ale widocznie zmiękł. Kakashi miał wrażenie, że oni wszyscy mają coś nie tak z głowami i widzą coś czego normalni ludzie, a nawet ninja nie są w stanie zobaczyć. Coś jakby widzieli duchową energie czy coś takiego.

- Ostrzegam, że to nic przyjemnego.

- To znaczy, że on naprawdę jest w agonalnym stanie? Że umrze niedługo i nie ma już nadziei?

- Walczymy i będziemy to robić do samego końca, a nawet chwilę dłużej. Ty byłeś jego nadzieją. Robimy, co możemy, ale lekarstwo od innych jest zbyt słabe, a choroba postępuje. Może gdybyście przybyli wcześniej, przy pierwszych objawach...

- Gdyby nie zaczął nagle drzemać w ciągu dnia i krwawić przy każdej technice, to nigdy byśmy się nie dowiedzieli, że cokolwiek MOŻE mu dolegać! To przecież chodzący okaz zdrowia. Wszyscy chorowali, pomór jak cholera, a jego nic nie ruszało! Co najwyżej miał leki katar, albo kichał. I tyle. Nikt go nigdy chorym nie widział. Skąd mogliśmy wiedzieć, że coś jest nie tak? Dlaczego on?

- Hmm... dziwne, zwykle ta choroba atakuje najsłabsze jednostki. Atakuje słabych, porzuconych, albo żyjących w ogromnym stresie.

- Stres to chyba jego drugie imię.- mruknął zrezygnowany.

- Cóż... może gdyby miał gdzie go rozładować i znalazł sposób w jaki mógł go odreagowywać, to może by nie zachorował. Jest jeszcze inna teoria. Mało medyczna.

- Jaka?

- Chakra. Używacie energii duchowej, prawda?

- Tak. Tak to można w sumie nazwać.

- Jego Jin jest na tak wysokim poziomie, że zaburza równowagę w jego ciele oraz tą energetyczną. Gdyby był związany, niekoniecznie związkiem, z kimś o równie silnym Jang, np. poprzez treningi, wspólne pasje czy jakiekolwiek inne zajęcia, to mógłby wyrównać ten poziom i nic by się nie stało. Mówią, że ta choroba dotyka jedynie tych Jin. Na potwierdzenie tego jest pewna historia o Mędrcu, którego Jin było nieograniczone. Był kreatorem wszelkich rzeczy duchowych. Jednak jego Jang było zbyt słabe, by nadać im materialnej postaci. Dlatego też przybył do Królestwa, które słynęło z wiedzy o Jang. Przybył, więc i studiował tą wiedzę w zamian dzieląc się własną. Jednak ludzie byli zbyt żądni władzy i potęgi. To przez nich jesteśmy teraz tutaj, pod ziemią.

- A co z tym mędrcem?

- Cóż... odszedł przeklinając cała ludzkość, a zwłaszcza naszych mieszkańców. Sprawił, że Jin i Jang na zawsze zostało rozdzielone. A Jin w związku z tym, że było słabsze w świecie materii zostało obciążone klątwa choroby krwi, zwłaszcza te, które pożąda wiedzy. Nie ważne czy dla samego jej zdobywania, czy w konkretnym celu. Kiedy takie Jin umiera przemienia się w to, co widziałeś na murach. W walce z nimi potężniejsze jest to, co słabsze i krwawe pieczęcie, które sa śmiertelnie niebezpieczne dla użytkownika, zwłaszcza dla Jang. Jednak została nam dana nadzieja, że kiedy będzie ich zbyt dużo, to pojawi się potomek Mędrca, ale musi mieć drugą połowę, by ocalić ludzkość, inaczej ostatecznie nas zniszczy.

- Bajeczki do straszenia dzieci.- burknął mimo, że zaczynał rozumieć słowa demona.

Nie kłamał, a to przerażało. Kakashi zbladł w jednej chwili. Wciąż nie chciał wierzyć w to wszystko. Iruka miałby być kimś takim? Miałby zniszczyć świat, który znają? Wioskę, którą tak kocha? Jednak ta sfera, którą stworzył była tak prawdziwa, że gdyby nie wiedza, że to tylko genjutsu, to przysiągłby, że to realne miejsce i czas. Do tego ta żądza wiedzy dla samego faktu jej zdobywania, mimo, że nigdy mu się to do niczego nie przyda....

- Sądzę, że nie wierzysz w to, co mówisz. Pamiętaj, że im dłużej zwlekasz i się zapierasz sam siebie, tym bardziej on cierpi i jego życie się skraca. Zabijając jego, skazujesz ludzkość na zagładę.

- Musi być jakieś lekarstwo. Fizyczne. To nie bajka o śpiącej królewnie.

- I jest. W tobie. Jednak nie możemy nic zrobić wbrew twojej woli, gdyż skutkiem ubocznym jest właśnie ta duchowa więź. Wasze energie muszą się połączyć, by osiągnąć harmonię. Nie pomoże jeśli się będziesz zmuszał do pomocy.

- Chcę go ratować, ale nie za taką cenę. Nie nadaję się do tego i tylko będę mu przysparzał przykrości i cierpienia. Nie wytrwam, a poza tym wszystko we mnie będzie go doprowadzało do wściekłości.- Próbował się bronić z gniewnym tonem głosu i wyrazem twarzy.

- Doskonały Jang. Byłoby ci lżej gdyś podzielił się z nim swoim egoizmem.

Kakashi odwrócił wzrok i wznowił swoje zabiegi. Serce mu ściskało nieznane dotąd uczucie. Nigdy nie było tak boleśnie intensywne. Nawet wtedy. Nie chciał go. Przeszkadzało i męczyło.

Nagle ku zaskoczeniu wszystkich Iruka otworzył oczy i spojrzał na siedzącego i trzymającego go za dłoń, zamglonym wzrokiem. 

- Dzień dobry, śpiochu.- powiedział Kakashi zachęcany gestem lekarza, by zwrócił na siebie jego uwagę.

- Dobry... Piękny mamy dzień, prawda?

- Ta.

- Niebo jest takie czyste. Wiesz.... lubię tu czasem tak sobie postać i popatrzeć na ocean....

- Eee? Iruka, nie chcę cię martwić, ale nie jesteśmy nad wodą nawet.

- Kakashi?

- No co?

- Czy wiesz dlaczego mewy tak krzyczą nad brzegiem oceanu?

- Pojęcia nie mam. No dlaczego?

- Szkoda. Pytałem, ale nie odpowiedziały, niedobre...- wymamrotał ledwo już utrzymując przytomność.

- Śpij lepiej, bo majaczysz.

- Naruto...- westchnął i zamknął znużone oczy.

Kakashi rozejrzał się i nad łóżkiem zobaczył maskę tlenową. Założył mu ją, by chociaż trochę lepiej mu się oddychało. Słyszał jego ciężki, nierówny oddech. Gdyby nie fakt, że właśnie umierał, to rumieńce na bladych policzkach byłyby nawet seksowne, mimo, że pochodziły od gorączki. Wpatrywał się na mgiełkę, która pojawiała się i znikała w rytm oddechu Iruki.

Nieprzytomny poruszył niespokojnie głową. Nagle zakrztusił się krwią napływającą mu do ust.

- Szybko! Kolejna jednostka krwi! Dajcie mi 5 mg dramatroksyny! 

- Iruka! Trzymaj się! Iruka!- krzyczał spanikowany wciąż ściskając jego wychudzoną dłoń. 

- Proszę się odsunąć.

Kakashi jednak nie chciał go puścić. Jeden z lekarzy, który był zaskakująco barczysty oderwał go od niego siłą. Przeciągnął przez całą salę i wyrzucił za drzwi. Wcisnął blokadę i Kakashi nie mógł tam wrócić. Uderzył całym sobą w szybę. Bił w nią pięściami.

- IRUKA! NIE! IRUKA! WRACAJ!-darł się rozpaczliwie, bojąc by to nie był koniec.

Nie powiedział mu jeszcze tylu rzeczy. Chciał mu opowiedzieć o tym, co czuje i swoich obawach, ale Iruka był zbyt nieobecny i nieprzytomny, by w ogóle dotarły do niego jakiekolwiek słowa. Oparł czoło o szybę i bezsilnie patrzył jak lekarze biegają wokół łóżka umierającego. Już teraz zaczynał czuć rozdzierająca pustkę. To co będzie, kiedy Iruka nie przetrzyma tego leczenia? Potrząsał głową próbując odrzucić takie myślenie. Przecież on musi przeżyć. Po to tu przyszli. Powoli zaczynał rozumieć, że przeoczył bezpieczny moment wycofania się i już przepadł. Wciąż nie dopuszczał do siebie myśli, że tak naprawdę, to kocha tą słodka niezdarę i cierpi widząc go w tym stanie. Cierpi nie mogąc nic więcej zrobić, a raczej nie dopuszczając do siebie myśli, że mógłby to zrobić, ale za dość wygórowaną cenę. Przetarł oczy, w których zaczęły gromadzić się łzy.

- I jeszcze zaraził mnie mazgajstwem. Co w tym fajnego?- warknął sam na siebie.

Kiedy znów spojrzał na sale, wszystko zdawało się być już w porządku. Nad łóżkiem wisiały mętne kroplówki i jedna z krwią. Widocznie musiał jej sporo stracić podczas tego ataku.

Odetchnął i przesunął się w stronę drzwi. Te jednak wciąż były zablokowane.

Zaczął w nie łomotać, póki ktoś nie otworzy i chociaż nie powie, co z Niezdarą.

W końcu jeden z lekarzy widocznie się zniecierpliwił i podszedł. Nieufnie otworzył drzwi, ale stał w nich sugerując, że nie może wejść.

- Powiedzcie mi chociaż, co z nim się dzieje? Przeżyje?

- Miał atak i przez chwilę jego serce się zatrzymało. Drugiego takiego ataku nie przeżyje. W tym tempie... jego szanse już spadły poniżej zera. Czekamy tylko na decyzję Białej Pani. Kiedy umrze, musimy natychmiast zniszczyć ciało. Inaczej...

- Ja się nie zgadzam.

- Ty nie masz już nic do powiedzenia. Skazałeś go na śmierć w męczarniach. Czego jeszcze chcesz?- powiedział twardo i tak wrogo, że Kakashi zrezygnował z dalszej rozmowy, o ile można było tak nazwać tą nieprzyjemną wymianę zdań.

Lekarz widząc to zamknął i zablokował drzwi. Wrócił na swoje miejsce pilnować pacjenta.

Kakashi stał jeszcze przed drzwiami dobrą chwilę zastanawiając się, co ma teraz ze sobą zrobić. Może powinien porozmawiać o tym wszystkim z Białą Wiedźmą?

Potrzebował przejść się i chociaż trochę się uspokoić i oczyścić umysł.

Wyszedł ze szpitala. Miał wrażenie, że się dusi, usycha z tęsknoty, ale nie wiedział do czego, albo kogo. Musiał się przejść i odetchnąć. Uspokoić i przemyśleć słowa demona i ułożyć jakiś plan działania. Zanim się zorientował stał przed ławką w miejskim parku, który naprawdę był ogromny. Spokojnie zmieściłaby się w nim cala Konoha. Westchnął ciężko i podjął arcytrudny bój z własnymi myślami, obawami i

Nagle dotarło do niego, że ktoś usiadł obok. Sam nie wiedział dlaczego przypomniało mu się jak sfrustrowany Iruka usiadł na ławeczce pod drzewem pewnie też, by podumać tak, jak on teraz. Akurat wybrał to samo drzewo, na którym siedział i czytał książeczkę.

Wspomniał, że naprawdę był sfrustrowany i bliski poddania się. Chciał odpuścić. Tak boleśnie chciał być taki jak inni. Wtedy tak naprawdę rozmawiali pierwszy raz. Właściwie Trzeci go prosił, by dał młodemu nauczycielowi odrobinę wsparcia. Wiedział dlaczego jest mu tak ciężko z Naruto. Nie dość, że był świeżo upieczonym nauczycielem, to jeszcze faktycznie się bał, tego, co siedzi w chłopaku, mimo że zdawał się samego dzieciaka lubić. Potarł twarz dłonią. Nie. Nie nazwałby tego rozmowa. Pouczał go, dawał wskazówki. A on był taki depresyjny, prawdziwy, zbyt otwarty. To wszystko go raniło dotkliwie. Może stąd ta choroba?

Spojrzał na intruza z dziwnie bijącym sercem, łudząc się na odwrotne role.

- Tak myślałam, że cie tu znajdę.- powiedziała Laila, kiedy zobaczyła, że zwrócił na nią swoją uwagę.

- Co tu robisz?- warknął nieprzyjaźnie.

- Wiesz... mimo wszystko jesteś obcy, więc nie powinieneś szwendać się sam po okolicy. Jestem twoim opiekunem, ale nie chciałam ci przeszkadzać. Możesz teraz zaprzeczyć, ale wiem, że w takiej sytuacji milo jak ktoś z tobą pomilczy.

- Sypiam ze swoją niańką. To dopiero chore.- westchnął.

- Chore jest to, co uznasz za takie. Tu nie mamy takiego pojęcia dla rzeczy, które dzieją się za zgoda obu stron. Oczywiście jeśli mamy na myśli osoby dojrzałe emocjonalnie i fizycznie. Przepraszam. Nie jesteś w nastroju do rozmowy, a ja wciąż paplam.

- Nic się nie stało. Mówisz w sposób, który lubię słuchać.

- Hailenya?

- Nie. On ma na imię Iruka. Zmarnowałem wszystkie szanse. Zabiłem go.

- Przecież jeszcze żyje. Skoro twój Iruka wciąż walczy, to dlaczego ty się poddałeś?

- Nie jest mój. I nigdy nie był. Ja się do tego nie nadaję.

- Shaer'Abyad. Wybacz, że to powiem, ale chciałabym się z tobą zamienić.

- Kochasz się jednak w Iruce?

- Miałam na myśli, że chciałabym żeby mój ukochany walczył o życie w szpitalu. Chodź. Coś ci pokażę. Może to ci pomoże podjąć decyzję.- powiedziała cicho drżącym, przygnębionym głosem.

- Gdzie? Nie wiem czy chcę.

Wstała i pociągnęła go za sobą. Mimo, że była taka jak setki innych tutaj, to Kakashi przysiągłby, że jest bardzo podobna. Iruka zrobiłby dokładnie tak samo.

Pozwolił jej się prowadzić przez kręte wąskie uliczki, przez te szerokie tętniące wręcz nadmiarem życia i ciche zadrzewione alejki. Stanęli wreszcie na wielkim placu. Rosła tam króciutka, soczyście zielona trawa. Usłana była małymi białymi kamieniami nagrobnymi. Podeszli do jednego z nich.

- To on. Mój ukochany. Zmarł na ta sama chorobę, co twój Iruka. Robiłam dosłownie wszystko, by go ocalić, ale zawiodłam. Byłam zbyt słaba. Nie zdołałam go wyleczyć. Kiedy odszedł poczułam tak niezmierzona pustkę w swoim wnętrzu, że położyłam się tu, na jego grobie i pragnęłam już tylko do niego dołączyć. Tak mało brakowało...

- Wtedy pojawiła się Biała Pani. Ocaliła mnie i dała nową nadzieję. Dała mi cel w życiu.

- Dlaczego mnie tu przyprowadziłaś i opowiadasz łzawą historię?

- Ponieważ nie chcę byś musiał przeżywać to samo. Ty jesteś wystarczająco silny, by go ocalić. Rozumiem twój strach przed związaniem się z kimś, ale to naprawdę słodka niewola. Mieć już zawsze swój port, do którego można zawitać i w słoneczna pogodę i w sztorm. Naprawdę obecność drugiej osoby pomaga i napełnia życie sensem i barwami, a kiedy zbyt cię to zmęczy, to wyjeżdżasz na dzień, dwa do jakiejś samotni odpocząć, ale im mocniej kochasz, tym szybciej tęsknisz i wracasz jeszcze szybciej niż umykałeś. Jestem przekonana, że warto.

Kakashi chciał coś powiedzieć, a właściwie odburknąć, ale nagle dotarło do niego, że faktycznie był głupcem. Ta kobieta miała jego łagodną naturę i sposób ukazywania świata. Pozwalał jej na zbyt wiele, bo tak boleśnie go przypominała. Wszystko, co w niej lubi, to tak naprawdę....

Zerwał się z miejsca i zniknął jej z oczu w obłoczku szarawego dymu. Nadzieja, że jeszcze jedna ostatnia szansa może będzie mu dana, gnała go na złamanie karku do szpitala.
Nerwowo powtarzał sobie, że może nie jest jeszcze za późno.






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro