Spełniona Przepowiednia
Wieczór dopiero zapadał, kiedy do sali wszedł Kakashi a zaraz za nim Laila. Podszedł do Białej Pani, ale nie odzywał się widząc, że pracuje nad jakimś dokumentem. Łaskawie pozwolił jej dokończyć. Był w dobrym nastroju, gdyż kobieta, którą mu przydzielono była naprawdę biegła w sztukach... odprężania ciała i umysłu.
- Poczekaj sekundę. Skończę i już się tobą zajmuję, Shaer'abyad.
- Mhm.- mruknął i poszedł w stronę regałów z pismami.
Tuż za nim podążyła Laila niczym nieodłączny cień.
Biała Pani skończyła pisać i przez chwilę ich obserwowała. Kakashi był widocznie znudzony. Bez większego zainteresowania oglądał regały ze zwojami i manuskryptami oprawionymi w skóry. Ich energie współistniały, ale nie łączyły się. Kiedy tylko energia Laili się zbliżała, jego odchylała się. Zupełnie inaczej niż kiedy brunet był w pobliżu. Wówczas ich energie przenikały się, łączyły w jeden harmonijny strumień.
- Podejdźcie.- powiedziała wreszcie.
Kakashi oderwał się od regałów i podszedł do do niej. Stanął i czekał, bo może mieć jakie wieści, co z Niezdarą.
- Laila. Idź po zbroję dla niego. Zaraz ruszamy.- powiedziała pozornie obojętnym głosem.
- Ale... Nie możemy pozwolić....- próbowała zaprotestować
- Musi zobaczyć.- przerwała jej zaskakująco twardym głosem.
- Rozumiem. Wybacz.- powiedziała i pospiesznie opuściła pomieszczenie.
Kakashi patrzył na kobiety nie rozumiejąc ani jednego słowa. Mógł tylko się domyślać o czym mogły rozmawiać do zabawieniu głosy i mimice twarzy. I wcale mu się to nie podobało. Chciał zapytać Wiedźmę czy chodzi o Irukę i czy dzieje się coś niepokojącego, ale wtedy na salę wbiegł jeden ze strażników, a bynajmniej tak sądził po jego ubiorze. Postanowił poczekać. I tak nie miał większego wyboru, ani tym bardziej ambitniejszego zajęcia. Nawet nie wiedział gdzie jest ten, cholerny, szpital, do którego przeniesiono bruneta.
- Pani!- zakrzyknął zaniepokojonym głosem.
- Co się dzieje?- zapytała łagodnie
- Już są.- wydyszał
- Widzę że niepokoi cię coś więcej.
- Tak Pani. To już nie są tylko zwiadowcy. W większości są to właściwi wojownicy. Szykują się do regularnego ataku. Zupełnie jakby wiedzieli że....- przerwał w tym momencie i spojrzał na białowłosego.
Zupełnie nie wyglądał na tutejszego. Granatowy strój, granatowa maska zasłaniająca prawie całą twarz. I ten ochraniacz czołowy zakrywający lewe oko. I ten symbol o którym opowiadał mu dziadek. Do tego zielona kamizelka...
- Czy... Czyżby wrócił?- zapytał, a jego oczy zrobiły się wielkie.
- Nie. I oboje już nie wrócą. Nie żyją.- powiedziała niechętnie
- To znaczy, że nie ma już dla nas nadziei?- zapytał smutniejąc nagle.
- Jest. To ich syn. I sprowadził Hayilenya, który jest dosłownie jak z przepowiedni.- odpowiedziała pocieszająco.
- Ciemnowłosy wojownik o kobiecej delikatności i potężnym Jin?
- Tak. I ma chorobę krwi. Ale białowłosy nie chce go ratować, więc mobilizuję naszych.
- Rozumiem.- powiedział i niemal z nienawiścią spojrzał na niego.- Pani? Czy mogę zobaczyć naszą nadzieję?
- I tak czekamy. Białowłosy musi się przebrać. Dziś pójdzie z nami na mury. Może zrozumie. Naira!- oświadczyła i krzyknęła gdzieś w eter.
Po chwili pojawiła się wzywana.
- Rozkazuj pani. - powiedziała sztywno i bez emocji.
- Zaprowadź go do Hayilenya. Zezwalam na 10 minutową audiencję jeśli nie śpi.- Poinformowała sucho.
Kobieta skinęła mu i odeszła z kapitanem. Poszli do szpitala. Stanęli przed drzwiami pokoju, gdzie leżał chory Iruka.
- Poczekaj tu. Sprawdzę czy można go odwiedzić.
- Dobrze.
Weszła i skierowała się do lekarza, który właśnie stał przy brunecie.
- Biała Pani pozwoliła strażnikowi na 10 minut odwiedzić go jeśli nie będzie spał. Są jakieś przeciwwskazania? - zapytała sucho
- Z mojej strony nie. Chyba że pacjent sobie nie życzy. - odpowiedział
- I tak nie mam nic ambitniejszego do roboty. - burknął niezbyt zadowolony.
Kobieta lekko się skłoniła i wyszła. Po chwili wróciła z wysokim białowłosym mężczyzna. Był piękny i dobrze zbudowany. Ubrany w jasna połyskliwą zbroję.
- Witaj o Potężny. To wielki zaszczyt móc cię spotkać. Tylko nie wiem czy rozumiesz moje słowa.- powiedział lekko zakłopotany.
- Przeceniacie mnie. Po prostu Mów powoli.- odpowiedział cicho w ich języku.
- Twoja skromność, o Potężny, jest onieśmielająca. Ideał. Wybacz mi moją śmiałość, ale czy mogę Cię prosić, byś położył na mnie swoje dłonie? Byłbym przeszczęśliwy.
- Jeśli cię to uszczęśliwi... Podejdź.- powiedział łagodnie.
Kapitan podszedł bliżej i uklęknął tuż przed łóżkiem. Nie śmiał patrzeć mu w oczy. Lekko pochylił głowę i czekał.
Iruka trochę zmieszany położył mu na głowie swoje ciepłe dłonie. Przymknął oczy i wypuścił nikły, delikatny impuls chakry. Wiedział, że autosugestia potrafi uczynić cuda.
- Niech spłynie na ciebie spokój i harmonia tego, co cielesne i duchowe. Idź i czyń dobro, a wróci do ciebie po pięciokroć.- powiedział cicho.
Zabrał dłonie i patrzył na niego nieco już sennie. Kapitan wreszcie uniósł się. Spojrzał trwożliwie w te ciemne, głębokie oczy. Było w nich zmęczenie oraz nieskończone pokłady dobroci i łagodności. Nie potrafił się oderwać od tych oczu. Tonął, ale to nie było nieprzyjemne, nie wywoływało strachu czy paniki. Chciał w nich utonąć i nie musieć się nigdy już wynurzać. Jednak to zatracanie się przerwał mu lekarz.
- Kapitanie. Koniec czasu. Hayilenya musi odpocząć.
- O-oczywiście.- odpowiedział i skłonił się Iruce głęboko i pokornie.
Iruka uśmiechnął się do niego ciepło. Kiedy mężczyzna wyszedł z pomieszczenia, położył się. Zamknął oczy czując ogarniające go zmęczenie. Chciał jeszcze zapytać, co z Kakashim, ale nie miał już kompletnie sił na cokolwiek. Zasnął pozwalając medykom na ich zabiegu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro