23/02/19

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Tego dnia śnili mu się wszyscy ludzie, którzy byli dla niego ważni. Znajdował się na polanie pełnej kwiatów. Wyglądała zupełnie jak ta, którą wymarzył sobie na dzień pogrzebu. Wokół było dużo białych stokrotek i soczyście zielonej trawy. Niebo było błękitne, jasne, a po nim leniwie płynęły nieliczne chmury. Zdawały się do niego uśmiechać. Były dziwnie miłe i nie tak obce, jak mogłoby się zdawać. Były nisko, jakby niebo przybliżyło się do niego. Być może, gdyby gdzieś w okolicy znalazłaby się trampolina, wzbiłby się na tyle wysoko, aby dotknąć którąś z nich. Mógł wyobrazić sobie jak miękkie były. 

Nie widział swojego ciała, ale czuł się dobrze, zdrowo. Nic mu nie doskwierało. Był wolny od wszelkich problemów, zupełnie tak, jak dawniej.

Najpierw podeszła do niego mama. Miała na sobie niebieską sukienkę, a w jej włosach lśniła złota spinka. To dziwne, bo nie lubiła złotej biżuterii. Mawiała, że postarza, ale wyglądała w niej pięknie. Przypominała Baekhyunowi królowe z jednej z tych historycznych dram, które lubiła oglądać. 

- Tak za tobą tęskniłam. - Powiedziała cicho, podchodząc bliżej. Wyciągnęła do niego dłoń, a jej dotyk był ciepły, kiedy gładziła jego policzek. Poczuł łzy w oczach i ściskający gardło żal. Dawno jej nie widział, ale wyglądała idealnie, jakby żyła swoim najlepszym czasem. 

Po niej pojawił się ojciec. Jego sylwetka był nieco rozmyta, jakby Baekhyun widział go przez mgłę. Nie miał pojęcia co to powodowało. Mamę widział bardzo dobrze. 

Mężczyzna zamknął go w uścisku, bez najmniejszego słowa. Baekhyun zdał sobie sprawę z tego, że nie czuł jego dotyku. Dlaczego? Dlaczego nie mógł poczuć ciepła ojca? Przecież był tak blisko, tuż obok. Młodszy złapał w dłoń skrawek jego zielonego ubrania, ale i tego nie czuł. Dlaczego?

- Nie mogę cię dotknąć. - Rzucił, a ojciec posłał mu drobny uśmiech, który zdawał się przepełniony dziwnym bólem. W końcu są razem, dlaczego więc nie jest szczęśliwy?

Potem pojawił się Luhan. Szedł najszybciej, a kiedy znalazł się obok upadł na kolana i zaczął płakać. Łamało to serce jego najlepszego przyjaciela. Chciał prosić, aby nie płakał, ale sam robił dokładnie to samo. Po jego policzkach raz po raz spływały chłodne łzy. 

Potem pojawił się Kyungsoo wraz z Jonginem. Trzymali się za dłonie, idąc w jego stronę. Nie podeszli blisko. Stanęli nieco za Luhanem. Cała trójka była rozmazana, tak samo, jak w przypadku ojca. Nie widział ich dobrze. Coś było nie tak, ale dlaczego? Przecież mama była tuż obok i dotykała lekko jego lewej dłoni, a dotyk ten był miły i kojący.

Szukając wyjaśnienia Baekhyun rozejrzał się wokół. Zauważył ogromną ilość znajomych mu twarzy. Od nauczycieli, którzy nigdy nie wierzyli w jego możliwości, po trainee z wytwórni, zarządu czy rodzinę, przyjaciół, sąsiadów.

Pośród nich, nieco schowany w tłumie stał Chanyeol. Miał na twarzy szeroki uśmiech, a jego oczy lśniły od wzruszenia. Zdawał się szczęśliwy, pośród płaczącego tłumu. Zupełnie jak mamę, Baekhyun mógł widzieć go bez najmniejszego problemu. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętał. Dokładnie, jak osoba, którą wspominał od wypadku. Jego Chanyeol. Najlepszy przyjaciel, bratnia dusza i osoba, u której boku pragnął stać do samego końca.

- Chanyeol! - Krzyknął rzucając się do biegu. Jego stopy były nagie. Czuł pod nimi trawę, którą deptał. Była miękka i nie raniła jego skóry. Kiedy dobiegł bliżej rzucił się w ramiona bruneta. Oboje śmiali się radośnie, kiedy Park obrócił się kilkakrotnie wokół własnej osi, trzymając mocno drobniejsze ciało. 

Tak bardzo się cieszył. W końcu byli razem.

 - Baekhyun. - Odparł Chanyeol. Jego głos był niski i powodował dreszcze na ciele mniejszego. Tak bardzo pragnął zatrzymać go obok. 

- Przepraszam, Chanyeol. - Wychlipał, odsuwając się nieco, aby bez problemu spojrzeć na jego twarz. - Przepraszam, powinienem był dać nam szansę, Chanyeol. Teraz jestem pewny, że cię kocham. Naprawdę, przepraszam, że nie chciałem dać temu szansę. Jesteś najważniejszy, zawsze byłeś, a je po prostu się bałem.  Chcę być obok ciebie każdego dnia, możemy nawet razem zamieszkać, jeśli wciąż chcesz. Wszystko będzie dobrze, jeśli będziemy razem. - Powiedział szybko, tworząc poplątany monolog, w którym starał si zachować ład i skład chaotycznej wypowiedzi. Chciał powiedzieć mu wszystko jak najszybciej. Każdą najmniejszą myśl, jaka pojawiła się w jego głowie przez te dwadzieścia trzy dni. Opowiedzieć mu o Simbie, o dziwnym zwierzęciu zamieszkującym las, o jego wypadku, o tym jak wiele uświadomił sobie przez ten czas. Jak głupi był próbując znieważyć swoje uczucia względem młodszego.

Mężczyzna uśmiechnął się lekko, po czym przytaknął.

- Musimy iść, Baekkie. 

- Co, gdzie? - Zapytał zaskoczony. Liczył, że uzyska odpowiedź, radość. Park zdawał się jednak poważny. Zupełnie, jakby nie usłyszał jego słów.

- Na nasz pogrzeb. - Oświadczył brunet, po czym schował w ramionach jego sparaliżowane ciało. Pogrzeb? Ich? Przecież... Przecież teraz wszystko miało być w porządku. Dlaczego pogrzeb?

- Kogo?

- Naszej trójki. Twój, cioci Byun i mój. - Szepnął tak, jakby był zawstydzony tym, że musi mu to tłumaczyć. 

Baekhyun ponownie rozejrzał się wokół. Faktycznie. Wszyscy płakali, wpatrywali się w nich. Jego mama posyłała mu dziwnie radosny uśmiech. Znów byli razem, ale... Dlaczego w ten sposób?

     Kiedy otworzył oczy w samochodzie było odrobinę jaśniej. Zauważył, że nie wyłączył lampki nad swoją głową. Obok leżał  nieruchomy Simba. Baekhyun powoli podniósł go i przytulił. Czy jego sen był przepowiednią? Dlaczego nie żyła cała ich trójka? Co się stało? Nie był pewny, ale wiedział, że nie chciał żyć bez mamy i Chanyeola. Jeśli taka była prawa, jeśli naprawdę odeszli, pragnął zrobić to samo. 

W pewnej chwili usłyszał warczenie. Zdawało mu się znajome. 

Miał problem z każdym najmniejszym ruchem, ale uniósł dłoń kilka centymetrów wyżej, aby ułożyć ją na klamce i uchylić drzwi. 

Na zewnątrz był pies. Pies, który zdawał się mu całkowicie znany. W końcu spędził z nim dzieciństwo.

- Merry. - Szepnął ledwo słyszalnie, zanim zamknął ciężkie powieki. Jego oddech był spokojniejszy, kiedy pogrążał się w kolejnym śnie, do którego uśpiło go głośne szczekanie Merry. 

**

        Życie bez Chanyeola było trudne. Bardzo trudne, choć od ich kłótni minęło dopiero pięć dni. Baekhyun czuł, jakby odsunął od siebie mężczyznę na zawsze. Nigdy nie otrzymywał takiej ciszy z jego strony. Park zawsze szukał z nim kontaktu. Pojawiał się znikąd w jego malutkim mieszkaniu, wpraszał na wszystkie wyjścia, codziennie dzwonił i pisał w każdej wolnej chwili nie zniechęcając się nawet, jeśli od kilku godzin nie otrzymał odpowiedzi. Na dobrą sprawę Park przypominał mu trochę psa. Był wierny i nic go nie zniechęcało. Dotąd blondyn sądził, że wszystko zostaniu mu wybaczone, jednak kiedy kolejnego dnia obudził się w pustym, zimnym łóżku, bez najkrótszego smsa na telefonie, uświadomił sobie jak bardzo spieprzył. Tym razem przesadził i niemal wypruwał sobie za to żyły. Jak mógł potraktować go tak okropnie?! Byli razem od siedemnastu lat. Kochał Chanyeola i wiedział doskonale, że on czuje do niego dokładnie to samo. Dlaczego więc nie mógł zaakceptować jego uczuć? To sprawiłoby, że już zawsze będą razem, że zawsze będzie dla niego najważniejszy. Przecież właśnie tego chciał. Chciał być jego numerem jeden. Być pierwszą myślą pojawiającą się w jego głowie po otworzeniu oczu, osobą, o którą martwiłby się najbardziej, z którą zawsze już spędzałby czas. 

Baekhyun całe życie miał wrażenie, że jest gorszy. Ukrywając się pod maską osoby rozrywkowej, która wszystko traktowała obojętnie, cierpiał. Nie chciał być tym złym, ale nie potrafił inaczej. Miał gorsze oceny, jego ojciec pił, był gejem, sypiał z niemal każdym, a jego największym osiągnięciem była wygrana w konkursie matematycznym w pierwszej klasie. To wszystko składało się na osobę, która nie czuła się wartościowa.

Kochał Chanyeola. Był dla niego najważniejszy, a ponieważ był tak cenny, chciał dla niego jak najlepiej. Baekhyun nie był dobry, nie był nawet przeciętny. Sam siebie skreślał podczas wybierania odpowiedniej osoby dla najlepszego przyjaciela. Parkowi należało się wszystko co najlepsze. Nie Baekhyun.

Czuł pustkę kiedy piątego dnia w końcu podniósł się ze swojego łóżka. Jego poduszka wciąż była mokra od łez, wokół leżały puste butelki po alkoholu i wodzie, które pił na zmianę.

Jedząc płatki pomyślał, że musi wyrwać się z tego stanu. Musi się otrząsnąć. 

Kiedy zaczął się pakować doskonale wiedział gdzie pojedzie. Do miejsca, które kochał nad życie, do ludzi, dla których był bezwarunkowo ważny. Do domu. 

Niezależnie od wszystkiego lubił te miejsce. Zabrał z niego zarówno dobre i złe wspomnienia. Właściwie większość z nich były pozytywne. Był czas w życiu jego rodziny, kiedy było ciężko. Po śmierci dziadka sielanka się posypała. Ojciec stracił pracę, zaczął pić, kłócić się z nimi wszystkimi, obwiniać ich o to, że nie jest tak jak być powinno. Potem nagle mama odeszła, a on, świadom tego, że nie może jej stracić, po prostu się pozbierał. Znalazł pracę w innej firmie, przestał pić i po dwóch latach wszystko nagle wróciło do normy. Znów byli kochającą się rodziną. Mama wróciła, ciocia Mirae przestała się martwić, a on i Chanyeol uzyskali podczas tej sytuacji więcej niż stracili, ponieważ ich przyjaźń stała się jeszcze silniejsza. Potem dorastali, zawsze obok siebie, trzymając się za ręce. Poznawali siebie, swoją orientacje, swój charakter, swoje zainteresowania i stawali się sobie jeszcze bardziej bliscy. Baekhyun po prostu nie potrafił wyobrazić sobie tego jak wyglądałoby jego życie, gdyby tamtego pięknego dnia Chanyeol nie pojawiłby się obok. Kim byłby dziś, bez tych opiekuńczych ramion i ciepłego usposobienia mężczyzny? Oddał mu całe swoje życie i był świadom, że młodszy zrobił dokładnie to samo dla niego. Byli swoimi bratnimi duszami. 

Razem przeżywali wzloty i upadki, śmierć, tęsknotę, pierwsze miłostki, pierwsze razy, rozczarowania i wszystko to, co dawało im życie.

Baekhyun nie mógł tak po prostu skreślić tego wszystkiego. Kochał Chanyeola i tak samo jak jego tata, wiele lat temu, musiał walczyć o najważniejszą dla niego osobę. 

- Mój synek przyjechał! - Krzyknęła Yujin, kiedy wyszedł ze swojego samochodu.  Zdziwiło go to, że stała przy płocie rozmawiając z Mirae. Zdawały się przejęte. Miał przez to złe przeczucia. 

Oczywiście od razu przytulił obie kobiety na przywitanie. Tęsknił za tym miejscem. Niestety nie mógł przyjeżdżać tam tak często jakby chciał. Był już dorosły, więc może nie powinien tak bardzo przejmować się podróżami do rodzinnego domu, ale nie potrafił ukryć ekscytacji, kiedy tam wracał. To było jego miejsce.

- Pomyślałem, że przyjadę na weekend. Ostatnio widzieliśmy się prawie pół roku temu. - Rzucił cicho, spoglądając w stronę budynku. Nic się nie zmienił od ostatniego razu, kiedy Baekhyun zawitał w okolicy. Na dobrą sprawę wyglądał niemal tak samo od zawsze. 

- Słyszałam co się stało, kochanie. - Powiedziała jego mama, ściągając na siebie uwagę.

- To znaczy?

- Chanyeol przyjechał kilka dni temu. Powiedział, że się pokłóciliście. - Rzuciła obejmując go delikatnie na wysokości pasa, kiedy on trawił informację, że prawdopodobnie w sąsiednim domu znajduje się jego najlepszy przyjaciel i jednocześnie powód złego samopoczucia. - To w porządku, Baekkie. Dorośli ludzie muszą czasem się pokłócić. 

- Uh, pójdę odpocząć. - Odparł zupełnie nie nawiązując do aktualnego tematu. Nie chciał rozmawiać z kobietami o tej sytuacji. Kochał je z całego serca, ale czuł opór, aby mówić o tym co się stało. Czuł ich wzrok, kiedy odchodził. Wiedział, że musiały być przejęte tą sytuacją. On i Chanyeol mieli po dwadzieścia jeden lat, ale nigdy w życiu się nie pokłócili. Oczywiście pojawiały się małe sprzeczki, ale nie kłótnie. Byli dla siebie zbyt cenni, aby ryzykować stratą tej relacji. 

A jednak teraz był sam. Koniec końców po tych wszystkich latach został sam z własnej winy. Mógł winić samego siebie za to jak wyglądała sytuacja między nimi. 

Po wejściu do swojego starego pokoju od razu rzucił się na łóżko. To było jego miejsce, jego oaza. Mógł tu wrócić w każdej chwili, wiedział, że nikt nie powiedziałby słowa.

Wciąż niewiele czasu minęło odkąd opuścił rodzinne miasto. Mimo to naprawdę za nim tęsknił. Nie wiedział czy w przyszłości będzie mu dane do niego wrócić na stałe, ale był pewny, że zawsze chętnie będzie je odwiedzał. 

Pokój pachniał domem i dobrymi wspomnieniami. Być może to właśnie sprawiło, że zasnął. Pierwszy raz od kilku dni spokojnie przespał kilka godzin. Kiedy otworzył oczy było ciemno, a on był naprawdę wypoczęty. Jeśli się skupił mógł usłyszeć dość głośne śmiechy rodziców i babci. Musieli być na parterze. Może jedli kolację. Słyszał swoje imię wypowiedziane przez najstarszą członkinię rodziny. Pewnie zastanawiała się co tu robi, tym bardziej bez zapowiedzi. Rodzina zawsze traktowała jego przyjazd niczym święto. Siostry odwiedzały dom częściej niż on. Baekhyun przyjeżdżał dwa razy w roku. Wiedział, że to złe, ale na co dzień nie myślał o tym, żeby odwiedzić rodzinę. Miał obowiązki, znajomości, a doba była dla niego zbyt krótka nawet bez podróży. Przez to wszyscy długo przygotowywali się na jego przyjazd, o czym dobrze wiedział. Mama i babcia sprzątały cały dom, robiły jego ulubione potrawy, opowiadały wszystkim sąsiadom, że ich odwiedzi. Jego tata zawsze komentował to śmiechem, ale Baekhyunowi było nieco przykro, że pojawiał się na tyle rzadko, aby robić z tego ważne wydarzenie. 

- Może powinniśmy jutro iść do restauracji?

- Nie wiem czy będzie chciał ruszyć się z pokoju.

- Właściwie to dlaczego przyjechał bez zapowiedzi? 

- Pokłócił się z Chanem.

- Naprawdę?! To musiało być coś poważnego, przecież oni nigdy się nie kłócą. 

- Chanyeol nie chciał powiedzieć mi co się stało, więc on też pewnie tego nie zrobi.

- Może powinnyśmy coś zrobić?

- To dorośli ludzie, poradzą sobie.

Baekhyun westchnął słysząc rozmowę wspinających się po schodach kobiet. Musiały kierować się do pokoju babci. Często wieczorem grały w szachy. Lekarz mówił, że dobrze stymulują umysł osoby starszej. Poza tym obie odnajdowały w tym przyjemność.

- Baek? - Blondyn odwrócił się w stronę drzwi, marszcząc jednocześnie brwi. Były zamknięte i nie zdawało mu się, aby na korytarzu znajdował się ktokolwiek. - Słyszysz mnie? - Koreańczyk nieco spiął się na kolejne słowa, a po rozejrzeniu się po pomieszczeniu, spojrzał w kierunku telefonu podpiętego do ładowarki. On również milczał. 

Pytanie powtórzyło się, powodując, że bez problemu dopasował głos do jego właściciela. Chanyeol. 

Mężczyzna wstał i tknięty myślą zajrzał pod łóżko. Wciąż znajdował się pod nim ogromny kantor po sztaludze babci. Przed wyjazdem schował tam cenne dla niego przedmioty. Wysunął go spod łóżka i z niewielkim problemem otworzył. W środku było naprawdę wiele rzeczy.

Pomiędzy dwoma pirackimi mieczami leżała krótkofalówka. Był pewny, że od dawna już nie działa, ale z boku świeciła się czerwona dioda informująca o tym, że jest włączona.

Baekhyun odetchnął głośno, po czym na nieco drżących nogach podniósł się i podszedł do okna.

Na zewnątrz, tak jak niemal zawsze, stał Chanyeol. Już nie głupiutki nastolatek z kochającym psem u boku, a dorosły mężczyzna z poważnym wyrazem twarzy. Trzymał drugą z krótkofalówek, a blondynowi przed oczami pojawiły się wszystkie te momenty, kiedy w środku nocy leżał leniwie na łóżku, rozmawiając z nim o wszystkim. O najmniej istotnej rzeczy, jak to, że śnił mu się kosmita czy spotkał nową pracownicę w pobliskim sklepie. 

Znów tu byli. W tym samym miejscu, w którym pozostawili wszystkie najcieplejsze wspomnienia, w którym stworzyli niesamowitą przyjaźń, jaka do dziś ich łączyła. W którym wylali wiele łez przez rozczarowanie życiem, innymi ludźmi i samym sobą. 

Ponownie byli w domu. Teraz zupełnie dorośli, ale mniej pewni niż kiedykolwiek wcześniej. 

- Chanyeol. - Powiedział cicho Baekhyun, nie mogąc zdobyć się na nic więcej. Wiedział, że powinien prosić go o wybaczenie za to wszystko co powiedział, ale w tej chwili po prostu nie potrafił. 

- Przejdziemy się? - Zapytał, na co mniejszy drgnął, ale odłożył krótkofalówkę i delikatnie przytaknął, po czym wyszedł z balkonu oraz ze swojego pokoju. Pierwszą jego myślą było, aby po prostu, tak jak zawsze, wyskoczyć. Teraz jednak nie wierzył w swoje siły na tyle, aby to zrobić. Po prostu wyszedł z domu, wiedziony pełnym zrozumienia spojrzeniem ojca. 

Poprawiając buty pobiegł w stronę Chanyeola. Czekał dokładnie w tym samym miejscu, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie, zaciśniętymi ustami i uważnym, zmartwionym spojrzeniem, którym od razu zmierzył całe jego ciało. Zawsze tak robił, jeśli nie widzieli się przez więcej niż dzień. Chciał być pewnym, że Baekhyun jest cały, zdrowy i dobrze radzi sobie bez niego obok. 

Byun nigdy by się nie przyznał, ale robił dokładnie to samo w stosunku do najlepszego przyjaciela. 

Pierwszy raz od dawna brunet nie objął go na powitanie. Zamiast tego niepewnie się przywitał, po czym ruszył przed siebie zachowując między nimi dość napiętą atmosferę. 

Szli tą samą drogą co zawsze. Teraz nie było przy nich Merry. Prawdopodobnie, gdyby wciąż żyła, rozrzedziłaby atmosferę swoim radosnym usposobieniem. 

- Nie sądziłem, że tu będziesz.- Powiedział cicho, kiedy Chanyeol nie wykazywał żadnego zainteresowania rozmową. Cisza go zabijała. Odbierała mu pewność siebie i nadzieję na to, że lada chwila znów wpadną w swoje ramiona i wrócą do tego co było między nimi zaledwie tydzień temu. 

- Ja byłem pewny, że tu przyjedziesz.

- Naprawdę?

- Mhm. - Mruknął. Nie zdawał się zły, ale z drugiej strony Baekhyun nie pamiętał ostatniego razu kiedy był wściekły czy zdenerwowany. Chanyeol był raczej spokojny i roztaczał wokół pozytywną aurę. 

Zapadła między nimi dość niezręczna cisza. Była dla Baekhyuna zupełną nowością, ponieważ zawsze czuli się świetnie w swoim towarzystwie. Niezależnie od tego ile mieli lat i jakie sytuacje dzielili, zawsze byli dla siebie kompanami. Mogli rozmawiać i żartować o wszystkim, ponieważ dzielili podobne przemyślenia i odczucia. 

- Przepraszam za to co powiedziałem. - Rzucił cicho blondyn. Nie był pewny czy to właśnie tych słów oczekuje jego przyjaciel. Pierwszy raz od dawna nie wiedział co tak naprawdę myśli. Może chciał mu powiedzieć, że to koniec ich wspólnej drogi, że nie może wybaczyć mu ostatniej kłótni? 

Na samą myśl o tym poczuł ukłucie w sercu. Miałby już nigdy się z nim nie spotkać? Zapomnieć o nim i o tych wszystkich latach, które razem przeżyli? Zapomnieć jak szczęśliwy był będąc obok, trzymając jego dłoń czy patrząc na jego szeroki uśmiech? Nie potrafiłby tego zrobić.

Nie potrafiłby pozwolić Chanyeolowi odejść.

Wszystkie te momenty, które razem dzielili były najpiękniejszym czego doświadczył w życiu. Były tym co powodowało, że miał siłę i wiarę w kolejne dni. Sama świadomość tego, że Chanyeol w niego wierzy, że zawsze jest obok powodowała, że miał wrażenie, jakby mógł zrobić wszystko. Niezależnie od okoliczności Baekhyun zupełnie samolubnie nigdy nie pozwoliłby na jego odejście.

Nie poradziłby sobie bez niego. Kochał go i niezależnie jak długo będzie starał się tego wyprzeć, Chanyeol był całym jego światem, jego życiem oraz nieco zawstydzającą miłością, która nie przeminie. Był jego bratnią duszą, prawda? A bratniej duszy nie wolno tak po prostu porzucić.

- Nie gniewam się. - Mruknął Park, nie spoglądając w jego kierunku.

- Naprawdę? - Zapytał zaskoczony. Oczy Chanyeola nie lśniły tak jak zawsze. Zdawał się ponury i zrezygnowany. Bolał go taki widok oraz świadomość, że niemal na pewno to on był jego powodem. Czuł się najgorszym człowiekiem nie świecie. Ranił i siebie i jego tylko przez strach. Przez to, że się bał. 

- Cieszę się, że byłeś ze mną szczery. - Odparł, na co Baekhyun zagryzł dolną wargę. Ponieważ, słuchaj uważnie, Chanyeol, ja wcale cię nie kocham, rozumiesz? Nie był szczery. Skłamał całkowicie świadom tego, że od dawna jest zakochany w młodszym. Mimo to przytaknął, myśląc nad tym co mogłoby się stać, gdyby powiedział prawdę. Jak bardzo zmieniłoby to ich życie? - I ja też przepraszam. Wcale nie żałuję, że się w tobie zakochałem. Nie ważne co się stanie, nigdy nie będę tego żałował.

- Nie mów tak. - Poprosił cicho, kiedy znaleźli się przy tym samym polu, na którym lata temu bawili się z Merry. Na tym samym, na którym puścili ku niebu lampion z jego największym marzeniem. Nie zmieniło się ono w żadnym stopniu. Wiedział, że jeśli tylko Chanyeol będzie obok, on nie będzie mógł prosić o nic więcej.

- To prawda, Baek. Jesteś moim najlepszym przyjacielem i wiem, że nie chciałeś mnie zranić. - Powiedział przystając. Mniejszy obrócił się w jego kierunku, starając się zachować dość obojętny wyraz twarzy, mimo, że w jego sercu trwała właśnie zawzięta wojna między rozumem a prawdziwymi uczuciami.

- Oczywiście, że nie, Chanyeol. - Zapewnił, spoglądając nieco wyżej, na jego twarz. - Wybaczysz mi? 

- Już to zrobiłem, Baek. - Zaśmiał się swobodnie, aby po chwili zamknąć jego drobniejsze ciało w silnych ramionach. Blondyn cieszył się, że to zrobił, ponieważ dzięki temu nie mógł zobaczyć jego mokrych od łez oczu. 

Kiedy odsunęli się od siebie, zwalił to na szczęście z tego, że się pogodzili.
Patrząc w oczy wyższego mógł dostrzec, że również niebezpiecznie lśnią. Nie był świadom tego, że powoduje to ten sam powód, co w jego przypadku.

W ich oczach kryło się rozczarowanie. Oboje żałowali tego, że są tylko przyjaciółmi. 

______________________
Hej! Jestem ciekawa waszej opinii na temat pierwszej części rozdziału! Koniecznie piszcie. Zastanawiam się czy dobrze zrozumieliście to czego nie chciałam mówić wprost.
Miałam dziś nudny dzień. Poszłam ma zakupu i byłam u koleżanki. Totalnie mi się nie chciało, ale jest bardzo specyficzna. Dla niej odmowa jest równoznaczna z końcem znajomości huh. Nie wiem czy jest sens ją ciągnąć.
Poza tym jest u mnie bardzo zimno, jak z wami? Jak wasz dzień?
Kocham, buziaki 😘 💕 😘

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro