Chapter 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W noc przed rozpoczęciem roku szkolnego, Faith po prostu się wściekła. Całą noc płakała, nie dała mi się położyć i kazała nosić. Myślałam, że po prostu padnę. Nie zmrużyłam oka nawet na chwilę, a przecież musiałam być w pełni przytomna na inauguracji. Napewno jak nauczyciele mnie zobaczą w takim stanie, to moje pierwsze wrażenie nie będzie najlepsze.

Spojrzałam na zegar ścienny. Było już kilka minut po siódmej, a o dziewiątej musiałam stawić się w nowej szkole. Miałam około godziny na doprowadzenie się do ładu i składu, ale nic nie mogłam zrobić, póki moja mama nie wróci ze sklepu. I tak źle i tak nie dobrze.

- Och, Faith. Gdybyś chociaż mogła mnie zrozumieć... - westchnęłam, patrząc na moją małą perełkę.

Dziewczynka spojrzała na mnie spod tych swoich długich rzęs i jakby w geście porozumienia - uśmiechnęła się.

Wyglądała naprawdę uroczo. I jak ja mogłam się na nią gniewać?

Nagle do pokoju weszła moja mama.

- Już jestem. Przepraszam, że tak długo. Idź się szykować, a ja przejmę małą - powiedziała na jednym wydechu.

Posłałam jej łagodne spojrzenie, po czym wzięłam wcześniej przygotowane rzeczy i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki zimny i orzeźwiający prysznic, który sprawił, że na mojej twarzy pojawiły się dwa naturalne rumieńce. Może była dla mnie jeszcze nadzieja?

Ubrałam się w prostą, czarną sukienkę przed kolano, a włosy wyprostowałam co do najmniejszej fali. Postanowiłam zrobić lekki, naturalny makijaż, ponieważ nie chciałam wyjść na żadną pustą lalę.
Na powieki nałożyłam tylko nieco beżowego cienia, na policzki trochę różu i całość zakończyłam wytuszowaniem rzęs. Po raz ostatni spojrzałam w lustro.

- Nie tak źle McKey - powiedziałam do siebie w myślach.

Wyszłam z łazienki i poszłam na dół, do kuchni, wcześniej zabierając telefon i torebkę z pokoju. W pomieszczeniu zastałam rodzicielkę, karmiącą moje maleństwo. Nigdy w życiu bym nie pomyślała, że taki widok mógł mnie uszczęśliwić.

Popatrzyłam na wysepkę na środku, gdzie stał talerz z trzema rogalikami z dżemem. Kiedy tylko przetworzyłam tą informację, rzuciłam się dosłownie na przekąskę. Co jak co, ale w tutejszej piekarni mieli najlepsze wypieki na świecie. I wcale nie przesadzałam!

- Mmm - mruknęłam, ciesząc się każdym kęsem.

Mama uśmiechnęła się tylko pod nosem i wróciła do karmienia Faith.

Po skończonym posiłku, nałożyłam na stopy botki na małym obcasie i przejrzałam się po raz kolejny w lustrze. Nie było tak źle. Wyglądałam całkiem dobrze jak na młodą mamę po porodzie.

Nawet nie zauważyłam kiedy zrzędła mi mina. W końcu ciało nie jest już takie samo i żeby wrócić do poprzedniej figury będę musiała się trochę postarać. Cóż. Sama byłam sobie winna...

- Mamo, ja wychodzę! Będę jak tylko skończy się ta cała parada! - rzuciłam na odchodne.

Rodzicielka tylko odkrzyknęła: "OK", więc zabrałam torebkę i wyszłam z domu. Już po pierwszym kroku poczułam falę ciepłego i świeżego powietrza. To było coś niesamowitego. Jakbym dopiero co się urodziła i szła na swój pierwszy spacer.

Szkołę miałam w średniej odległości od domu, ale tym razem poszłam na piechotę, ponieważ miałam jeszcze dużo czasu. Na codzień jednak będę korzystała z autobusów. Dużo szybciej i łatwiej dostanę się na lekcje.

Kiedy tylko przeszłam przez swoją ulicę i dotarłam do nieco bardziej ruchliwej, zauważyłam ile młodych ludzi idzie na tą samą "Imprezę" co ja.

Noelia, ty juz lepiej daj sobie spokój z imprezami. Mało ci jest po twojej ostatniej?

Mentalnie stuknęłam się w głowę. Niestety moja podświadomość miała rację. Muszę to słowo wybić sobie z głowy. Same z tego kłopoty. Chociaż Faith uważam za moje osobiste szczęście...

Z każdym krokiem byłam coraz bliżej szkoły, a młodych ludzi wokół mnie przybywało coraz szybciej. Wszyscy ubrani w tych samych kolorach. Rożnili się tylko rodzajami ubrań. Jedna dziewczyna miała na sobie podarte czarne spodnie, białą, obcisłą koszulkę i skórzaną kurtkę. Byłam trochę zdziwiona, ponieważ myślałam, że nie wypada tutaj tak chodzić.

Po drodze widziałam naprawdę dziwne zestawy stylizacji, przez co stwierdziłam, że wyglądam jak jakaś sztywniara. Miałam wrażenie, że tylko ja ubrałam się aż tak poważnie i elegancko. Wszyscy mieli raczej luźniejszy stosunek do tego dnia.

Brawo Noelia, brawo...

Nagle zza rogu wyłonił się duży budynek z całym kompleksem boisk. To było coś naprawdę niesamowitego. Czułam się tak podekscytowana... w końcu tak dawno nie uprawiałam żadnego sportu, ani nie byłam na żadnym meczu... W poprzedniej szkole chodziłam z przyjaciółmi na każdy występ naszej drużyny. To było coś...

Powoli zbliżałam się do głównego wejścia. Wszyscy wokół śmiali się i rozmawiali o wspólnie spędzonych wakacjach. Niektórzy nawet chcieli wybrać się gdzieś jeszcze, póki nie zaczną się jakieś większe testy.

Zazdrościłam im takich relacji. Każdy znał każdego. Tylko ja odstawałam od reszty. Bolało mnie to, ale nie chciałam się angażować. Być może było to spowodowane tym, że moi wcześniejsi znajomi mnie totalnie olali...

Na dużych drzwiach wywieszona była karteczka z informacją, gdzie odbywa się rozpoczęcie roku szkolnego. Szybko rzuciłam na nią okiem i skierowałam się do dużej sali gimnastycznej. Większość ludzi już się tam zebrała, więc postanowiłam poszukać jakiegoś nauczyciela, by dowiedzieć się, gdzie mam stanąć.

Zaczęłam rozglądać się, aż wreszcie zauważyłam wysokiego, trochę siwego mężczyznę z okrągłymi okularami na nosie.

- Um... przepraszam. Jestem tu nowa i nie wiem, gdzie mam pójść. Mógłby mi pan pomóc? - zapytałam grzecznie.

- Panna McKey?

- Tak, zgadza się - odparłam z uśmiechem.

- Proszę poszukać klasy pierwszej B. Powinni stać gdzieś tam - powiedział, wskazując na drugi koniec sali.

- Dziękuję - westchnęłam cicho.

Szybko dotarłam na odpowiednie miejsce. Czekała tam już moja nowa wychowawczyni. Wyjaśniła mi mniej więcej jak będzie wyglądał dzisiejszy dzień i pokazała mi, jak mam się ustawić.

Kilka minut później rozpoczęła się uroczystość. Najpierw przemówił dyrektor, później pani wicedyrektor, a na końcu jeden z nauczycieli. Wszystko trwało zaledwie piętnaście minut.

Zaraz po tym zostaliśmy zaproszeni do sal, gdzie mieliśmy dostać nowe plany lekcji oraz numery szafek. Nic nie mówiąc, podążyłam za tłumem ludzi.

Kiedy dotarliśmy do sali, każdy zajął swoje miejsce i w ciszy czekaliśmy na ciąg dalszy.

- Witam wszystkich bardzo serdecznie - zaczęła nasza wychowawczyni.

- Nazywam się Patricia Evans, na co dzień uczę chemii, ale dla was będę również wychowawcą. Mam nadzieję, że osoby, które chodziły do tej szkoły w zeszłym roku, pomogą nowym uczniom zaaklimatyzować się w środowisku im zupełnie obcym. Zaraz rozdam Wam plany lekcji, na których również macie numery szafek szkolnych. Proszę abyście w ciszy zapoznali się z kartkami i poczekali, aż wszyscy je dostaną. Wtedy powiem, jak będzie wyglądał nadchodzący tydzień.

Po tej wypowiedzi, nauczycielka zaczęła rozdawać kartki według zapisanych na nich nazwiskach.

Kiedy tylko  dostałam swój plan, wryło mnie. Rozumiem, że to liceum i, że nie będzie tutaj tak łatwo jak w gimnazjum, no ale bez przesady. Jedenaście albo dziesięć godzin dziennie? A kiedy będę miała czas, żeby żyć?

Za chwilę zza pleców usłyszałam kolejne westchnienia i jęki. Najwidoczniej nikomu nie podobał się układ zajęć.

- Dobrze, już dobrze. Wiem, że jesteście młodzi i chcielibyście najlepiej wcale nie chodzić do szkoły, ale niestety nie jest to możliwe. Zrozumcie też mnie. Tak samo jak wy, musze siedzieć w pracy kilkanaście godzin. Dlatego zmuśmy się i przetrwajmy ten rok. To tyle na dziś. Jutro poznacie resztę szczegółów na godzinie wychowawczej. A teraz życzę wam miłej reszty dnia - powiedziała spokojnie z uśmiechem na twarzy.

Wszyscy zerwali się na równe nogi i wręcz wybiegli z sali. Ja zaś zginęłam gdzieś w tłumie i dopiero przy głównym wejściu odzyskałam swoją orientację w terenie.

Czułam się tak dziwnie... mogłabym nawet powiedzieć, że obco. Ale czego mogę się spodziewać po zupełnie nowym miejscu i ludziach?

****
PRZEPRASZAM WSZYSTKICH ZA MOJĄ NIEOBECNOŚĆ!!!
Wszystko się tak jakoś poukładało, że kompletnie nie miałam czasu na pisanie. Najpierw testy gimnazjalne, teraz poprawki i wybór szkoły :/ Baaardzo Was przepraszam miśki ♡ W ramach zadośćuczynienia napisałam rozdział dwa razy taki jak zwykle, czyli ponad 1200 słów. Dajcie mi koniecznie znać co o tym myślicie i czy dalej chcecie czytać moje wypociny :")
Pozdrawiam serdecznie!
Loovers

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro