Chapter 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się w środku nocy z ogromnym bólem głowy. To było jak jeden wielki koszmar. Najpierw nie mogłam usnąć, a teraz jak mi się już to udało - budzi mnie okropny ból. Boję się pomyśleć co będzie jak będę blisko daty porodu. Wtedy to już napewno się nie wyśpię.
Przeciągnęłam się i ociężale wstałam z łóżka. Na nogi założyłam ciepłe kapcie i podeszłam do okna, by sprawdzić jaka jest mniej więcej pora nocy. Niebo było zupełnie czarne, a lampy uliczne świeciły jasno i pewnie. Nie mogło być później jak około godziny drugiej.
Postanowiłam, że pójdę do kuchni po wodę i jakiś przeciwbólowy. Wyszłam szybko i zwinne z pokoju, lecz zatrzymałam się tuż przy schodach. Nasze od zawsze skrzypiały. Bałam się, że kogoś obudzę, dlatego też bardzo powoli stawiałam każdy krok. Może i było to czasochłonne, ale bynajmniej miałam pewność, że nikogo nie zmuszę do wstania o tak wczesnej porze.
Kiedy byłam już na dole, udałam się do właściwego pomieszczenia. Podeszłam do jednej z szafek, w której trzymaliśmy tabletki, bandaże i inne tego typu rzeczy. Od razu w oczy rzuciło mi się białe pudełeczko. Wzięłam je do ręki, po czym położyłam na kuchennej wysepce. Następnie sięgnęłam na suszarkę po szklankę i wzięłam obok stojący filtr z wodą. Nalałam cieczy mniej więcej do połowy. Z pudełka wyjęłam jedną tabletkę, po czym pozostałe odłożyłam na miejsce. Przygotowaną pastylkę szybko włożyłam do ust i popiłam wodą. Teraz tylko musiałam czekać.
- Córeczko, wszystko w porządku?
Podskoczyłam w miejscu, a moje serce zabiło z potrojoną szybkością. Odwróciłam się i w przejściu ujrzałam zaspaną sylwetkę mojego taty.
- Wystraszyłeś mnie - powiedziałam, łapiąc się za pierś.
- Przepraszam, Noelia. Źle się czujesz? - zapytał ze zmartwioną miną.
Nie licząc niechcianej ciąży, to rewelacyjnie - pomyślałam.
- Tak... po prostu boli mnie trochę głowa, ale już wzięłam lekarstwo, więc może... może po prostu już pójdę do siebie - odparłam, posyłając tacie słaby uśmiech.
Kiedy mijałam go w przejściu, pogładził mnie po plecach.
Zawsze miałam niesamowite oparcie w rodzicach. Nie licząc oczywiście ostatnich trzech lat. Zatracili się totalnie w pracy i nie mają dla mnie czasu. Mimo wszystko bałam się, że jak dowiedzą się o moim dziecku, to wszystko się zmieni. Już nie będę mogła z nimi normalnie rozmawiać, a nasze stosunki jeszcze bardziej się pogorszą. Eh... co ja najlepszego narobiłam...

***

Już pół godziny siedziałam przy stole i bez celu mieszałam widelcem w spaghetti przygotowanym przez moją mamę. Nie chciałam nic jeść. Najchętniej rzuciłabym się pod tory albo coś w tym stylu. Jestem tak nieodpowiedzialna... Moi rodzice wychowali mnie na cudowne i przykładne dziecko, a ja? Ja odpłacam się im w taki sposób... Nie zasłużyli sobie na to.
- Noelia, wszystko gra? - zagadnęła mama.
- Em... tak, jasne. Czemu pytasz?
- Wiesz córciu... wydajesz się jakaś nieobecna od wczoraj - wyjaśniła moja rodzicielka.
Westchnęłam ciężko. Będę musiała im to w końcu powiedzieć...
- Mamo, ja... - przerwałam, zastanawiając się nad tym, co konkretnie mam jej mówić.
- Tak? - pośpieszyła mnie.
- Nie jestem głodna. Źle się czuje i... pójdę już do siebie - oznajmiłam, jednocześnie trchórząc.
Mama otworzyła usta w zaskoczeniu. Nie odezwała się nawet słowem. Ona znała mnie na tyle dobrze, że wiedziała, że coś jest ze mną nie tak i nie zamierzała szybko odpuszczać.
Zamknęłam się w pokoju i usiadłam na parapecie. Czułam się z tym wszystkim sama. Grunt zniknął mi spod nóg i cały świat zwalił mi się na głowę. Czy mogło być jeszcze gorzej?
Nagle moja komórka zaczęła dzwonić. Podeszłam do biurka i odebrałam telefon, nie patrząc na wyświetlacz.
- Halo?
- Hej, kochana! Jak się czujesz? - zaćwierkała moja najlepsza przyjaciółka.
Uśmiechnęłam się do siebie. Brakowało mi jej.
- Jest całkiem dobrze. Może wpadłabyś do mnie? - zaproponowałam.
Po drugiej stronie nastała głucha cisza. Zmarszczyłam brwi i starannie wsłuchiwałam się w telefon.
- Jess?
- Tak, tak. Jestem. Za pół godziny ci pasuje? - spytała.
- Jasne. Czekam - mruknęłam, rozłączając się.
Być może byłam zbyt podejrzliwa, ale... miałam wrażenie, że Jess nie była sama i, że coś się stało. Tak czy inaczej musiałam poczekać, aż do mnie przyjdzie. Wtedy wypytam ją o wszystko.

***

- Noelia, martwię się o ciebie. Zrozum to -  powiedziała moja przyjaciółka, jednocześnie wyrzucając w powietrze ręce z frustracją.
- Ja wszystko rozumiem. To wy nie chcecie mnie zrozumieć! - krzyknęłam zdenerwowana.
- To powiedz mi wreszcie o co chodzi!
Po jej słowach nastała grobowa cisza. Nie byłam pewna czy chce powiedzieć jej co się stało. Co jeśli mnie wyśmieje? Albo co gorsza wygada się wszystkim?
Z drugiej strony znamy się już jakiś czas i wiele o mnie wie. Mogę na niej polegać...
- Jess, to delikatna sprawa... - zaczęłam niepewnie.
- Postaram się zrozumieć - dodała z otuchą.
Uśmiechnęłam się blado i postanowiłam opowiedzieć przyjaciółce wszystko.
- Ja... jestem w ciąży - rzuciłam smutno.
Dziewczyna spojrzała na mnie jak na ducha. W jej oczach widziałam zdziwienie i chęć zrozumienia, ale coś nie dawało jej chyba spokoju.
- Z Taylor'em? - wydukała, zakrwając dłonią usta.
Przytaknęłam, patrząc jej prosto w oczy. Miałam ogromną nadzieję, że mnie zrozumie i pomoże. Może chociaż ona mnie nie zostawi jak Tay...
- Masz pewność? Robiłaś testy? - pytała, chwytając mnie za rękę.
- Tak.
- Może spróbuj ponownie. Być może tamte były zepsute - gdybała, starając się mnie podnieść na duchu.
- Jess... zrobiłam kilka testów i wszystkie pokazały ten sam wynik. To jakiś koszmar. Wyobraź sobie, że zostałam z tym sama. Całkiem sama - zaczęłam łkać.
- Ciii, nie płacz. A Taylor? Rodzice?  Oni wiedzą?
- Taylor tak, ale moi rodzice nie. On mnie zostawił. Nie chce się zajmować ani mną ani dzieckiem. Jess, jeśli on tak zareagował, to ja boję się, co powie moja mama i tata - wyznałam, ocierając łzy.
- Eh... kochana, nie przejmuj się. Dasz radę. Ja jestem z tobą - westchnęła, przytulając mnie bardzo mocno.
- Przepraszam, Noelia, ale muszę już iść. Mam do skończenia projekt z historii, a wiesz, że jak tego nie skończę, to pan Burguel mnie zabije. Dosłownie - uśmiechnęła się, po raz ostatni mnie przytulając.
- Dobrze... rozumiem. W takim razie trzymam kciuki. A! I mam jedną prośbę do ciebie... mogłabyś nikomu nie mówić o tym, co ci dzisiaj powiedziałam? - poprosiłam, patrząc uważnie na przyjaciółkę.
- Jasne. Możesz na mnie liczyć - odpowiedziała ze współczuciem.

***

Po wizycie Jessici byłam nieco spokojniejsza. Być może Taylor nie był na tyle gotowy, by zrozumieć moją sytuację. Może potrzebuje czasu...
Zaczęłam też poważnie zastanawiać się nad powiedzeniem rodzicom o ciąży. Są w końcu moją jedyną rodziną tutaj. Dziadków mam daleko w Nowym Jorku, a wujka z ciocią i kuzynem w Buenos Aires. Muszą mnie zrozumieć czy będą chcieli czy też nie.
Postanowiłam jednak, że jeszcze z tym poczekam. W końcu mam dużo czasu, a chciałabym im przekazać to w miarę zrozumiały sposób.
Kto wie, może jest jeszcze dla mnie nadzieja?

______

Hej wszystkim!
Przybywam z nowym rozdziałem. Jest taki średni, ale wspominałam Wam już o tym. Ponieważ nie chodzę chwilowo do szkoły, a od poniedziałku zaczynam ferie - postanowiłam zająć się czymś, żeby nie płakać non stop. Mam nadzieję, że rozdział mimo wszystko się Wam podoba. Dajcie koniecznie znać w komentarzach - to naprawdę daje mi dużo radości... Szczególnie w obecnej sytuacji...
Pozdrawiam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro