5. Zabawa w doktora.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Patrzył na Hermionę z uwagą, kryjąc w głębi siebie rozbawienie związane z jej naburmuszoną miną. Miał ochotę zapytać ją, jak długo zamierza się dąsać, jednak ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Wolał gapić się i czekać na jej kolejną reakcję. Przecież nie mogła tak stać z założonymi rękami i rzucać w niego gromami przez całą wieczność. Kiedyś musiała przestać i z nim porozmawiać. Siedział na kozetce, jedynie w bieliźnie, okryty medyczną pelerynką, a wciąż było mu gorąco.

Hermiona jednak była nieugięta.

– Już ci raz powiedziałem, że wyglądasz zabawnie, gdy się tak srożysz. Przypominasz mi wtedy rumianą...

– Bułeczkę, tak, pamiętam – przerwała mu, nie pozwalając dokończyć zdania. Bała się tego, co mógłby jeszcze powiedzieć. – W co ty sobie pogrywasz? – Postanowiła pokazać mu, że wyczuwa jego zamiary.

– Pogrywam? – dopytał, uśmiechając się lekko.

Zachowywał się tak, jakby kompletnie nie miał pojęcia, o co jej może chodzić.

A przecież dobrze wiedział, a przynajmniej ona tak zakładała.

– Chcesz mi utrudnić życie. Najpierw pojawiasz się na imprezie i doprowadzasz do... – Nie chciała kończyć. Była pewna, że on ją zrozumie i nie będzie musiała wykładać mu wszystkiego z najdrobniejszymi szczegółami.

Szczegóły przecież potrafią doprowadzić człowieka do zguby.

– Do czego cię doprowadziłem, Granger? – zapytał, unosząc jedną brew. – Chyba jeszcze nie zdążyłem do niczego konkretnego, co mogłabyś z rozrzewnieniem rozpamiętywać...

– Nie, nie, nie – ponownie mu przerwała, robiąc krok w jego stronę. – Zamknij usta. Nie mów już nic, bo tylko wszystko pogarszasz.

– Nie sądzę, że...

– Cicho – mruknęła, ponownie się do niego zbliżając. – Zbadam cię i porozmawiam z szefem. Może jeszcze nic nie jest stracone. – Starała się samą siebie pocieszyć, lecz czuła, że się z tego nie wywinie.

Draco tego nie skomentował. Profesor powiedział mu, że zajmie się nim ktoś, komu ufa, a do tego ma największą wiedzą. Podświadomie chciał, żeby ktoś taki właśnie prowadził jego leczenie. Gdy stary uzdrowiciel wymienił jej nazwisko, udało mu się nie parsknąć śmiechem. Bo to wszystko wyglądało na chichot losu. On i Hermiona Granger. Miał wrażenie, że ktoś uwziął się na nich, aby po latach ze sobą na siłę zetknąć. Najpierw spotkanie po meczu, później impreza, a w jej trakcie już nie do końca bez ich wiedzy następujące po sobie wydarzenia. Teraz ciasny gabinet uzdrowicielski.

– Opowiedz mi o tym bólu – powiedziała i w tym samym momencie z kieszeni jej fartucha wyskoczył rulon pergaminu oraz samonotujące pióro

– Będziesz wszystko pisać?

– Tak. Jeśli to większy problem, będę musiała wszystko, co powiesz dokładnie przeanalizować.

– Nie wiem, od czego zacząć. – Spuścił nieco z tonu, bo jej stanowczość go do tego zmusiła.

– Od początku – mruknęła i gapiła się na jego ramiona. – Lekko się garbisz – stwierdziła, przechylając głowę w jedną stronę. – Widzę asymetrię, tak, jakbyś celowo unikał prawidłowej postawy.

– Wcale nie.

– Przecież widzę.

Rozgryzła go. Dostrzegła, że nawet normalne siedzenie zaczynało sprawiać mu ból.

– Rozumiem, że wcześniej ból przychodził w formie ataku, czyli nagle i niespodziewanie – powiedziała cicho, a jej pióro podskoczyło, gdy nakazała mu notowanie. – A teraz jest stały?

Spojrzeli sobie w oczy, lecz trwało to jedynie chwilę.

– Tak – powiedział, przyznając się jednocześnie do swojej słabości, co nie przychodziło mu z łatwością. Nie w stosunku do niej.

– To znaczy, że wszystko się pogarsza – stwierdziła, patrząc na niego z troską.

– Garbię się od lat, a to nie wynika kompletnie z niczego. – Starał się w ten sposób sprawić, by jego dolegliwości nie były odbierane tak poważnie. Nie potrzebował tego. Musiał wyzdrowieć.

– Ja będę to oceniać.

– Boli mnie życie, gdy dzieje się coś, czego nie jestem w stanie przewidzieć – powiedział z przekąsem. – Na przykład twojej tu obecności.

– Ból egzystencjalny nie jest w zakresie moich kompetencji, wybacz – odparła profesjonalnym tonem. – Przejdźmy do szczegółów. W jakich pozycjach czujesz największy dyskomfort?

– W żadnych. Każda pozycja daje mi sto procent satysfakcji, jak i oczywiście osobie, która ze mną jest. – Z rosnącym rozbawieniem patrzył na delikatne rumieńce, które wykwitły na jej policzkach.

– Czy możesz być poważny? – poprosiła, starając się zrobić wszystko, by mu nie pokazać, jak bardzo ją wyprowadził z równowagi.

– Jestem poważny i mówię prawdę, i tylko prawdę – zaśmiał się, lecz ona do niego nie dołączyła.

– Pozycje ciała – doprecyzowała. – Nie seksualne pozycje, Malfoy.

– Ach, tak. Trzeba było tak od razu. – Ponownie się zaśmiał, a ona prawie się złamała. Jeden kącik jej ust lekko drgnął. – Sztywniara z ciebie. Potrzebujesz Seksownego Drinka, by trochę wyluzować.

– Rozbieraj się – wydała polecenie.

– To mi się już bardziej podoba. Lubię, gdy kobieta jest stanowcza.

Draco podniósł się i ostentacyjne rozwiązał troczek, po czym zsunął materiał z ramion. Uśmiechnął się do niej głupio.

Ona odpowiedziała mu obojętnością wymalowaną na twarzy.

– Na co czekasz?

– Czekam, aż do mnie dołączysz. – Błysnął zębami w uśmiechu.

– W twoich snach – odparła bez cienia zażenowania. – Nie będę powtarzać dwa razy.

Zdjął pelerynę, którą ona od niego wzięła, wieszając na przeznaczonym do tego miejscu.

– Wstań – poprosiła, co od razu zrobił.

Stali naprzeciwko siebie, starając się uciec wzrokiem jak najdalej.

– Będziemy bawić się w doktora? – Nie wytrzymał, musiał sprawdzić, jak ona na to zareaguje.

– Ty tak na serio? – zapytała z rezygnacją, gdy wyciągnęła z kieszeni fartucha różdżkę.

– Lubię się bawić – rzucił lekko. – Już się rozebrałem. Teraz twoja kolej.

– Uspokój się i stań plecami w moją stronę.

Zrobił to, a Hermiona wypuściła z ulgą powietrze z płuc. Spojrzała na jego skórę i starała się zapomnieć, z kim ma do czynienia.

Skupiła się na swoim zadaniu, a było nim zbadanie pacjenta. Przyjrzała się dokładniej jego kręgosłupowi. Przesuwając różdżką, milimetr po milimetrze, starała się znaleźć jakąś nieprawidłowość, która wyjaśniałaby jego problem. Szeptała kolejne zaklęcia, dzięki którym poznawała kolejne odpowiedzi, jednak po kilku minutach badaniach musiała stwierdzić, że nie znalazła niczego niepokojącego. Postanowiła dalej drążyć, bo coś nie dawała jej spokoju. Draco był cichy, a to sprawiało, że mogła się w całości poświęcić pracy, zamiast spalać niepotrzebnie energię na jego przekomarzanki. Wypowiedziała kolejne zaklęcie, które rozświetliło jego skórę, dając dobry widok na jego naczynia krwionośne. Mruknęła cicho, z czego nawet nie zdawała sobie sprawy. Dziwiła się, że jego ciało wydawało się w porządku. Sama widziała, że cierpiał w czasie imprezy. To nie był zwyczajny ból. Czuła to.

– Co to za nudna zabawa, Granger?

– Ja się nie bawię – odpowiedziała i przesunęła dłonią w okolicy jego lewej łopatki. – Ja tu pracuję.

Nacisnęła mocniej, lecz nic się nie wydarzyło. Magia niczego nie podpowiedziała. Hermiona poczuła złość, bo wydawało jej się, że wie, co mu dolega. Okazało się jednak zupełnie inaczej. Wypowiedziała kolejne zaklęcie, od którego siły powietrze w pomieszczeniu zafalowało. Nic więcej się jednak nie wydarzyło. Uzdrowicielka była rozczarowana.

– Nieźle – skwitował Malfoy. – Serio, jesteś uzdrowicielem?

– Wydusisz z siebie nareszcie, w jakich pozycjach odczuwasz dyskomfort? – zapytała niewzruszona, gdy odwrócił się w jej stronę.

– Różnie – odpowiedział beznamiętnie. Był już zmęczony i miał ochotę wrócić do domu. Poranny trening dał mu nieźle w kość.

– W czasie rozgrywek? W czasie snu? – drążyła dalej.

– Naprawdę różnie. Czasem nawet w czasie siedzenia tyłkiem na kanapie – burknął niezadowolony z faktu, że musi tyle o sobie mówić.

Rozmowa przestała być dla niego zabawna i podszyta nutką flirtu. Stała się nudna i wypełniona bólem, który udawało mu się znosić z coraz większym trudem.

– Pewnie nie będziesz mi w stanie pomóc. To tylko strata czasu.

– Dlaczego tak szybko rezygnujesz? – zapytała, zerkając w stronę pergaminu, by sprawdzić, czy wszystko, co chciała, zostało zanotowane. – Urazu kręgosłupa nie można bagatelizować. Masz w kręgosłupie dwadzieścia sześć kości i każda z nich może szwankować, a ja przy tak prostym badaniu nie jestem w stanie w jasny sposób stwierdzić, co ci dolega. Porozmawiam z profesorem i na pewno coś uda nam się znaleźć.

– Zależy mi na czasie, Granger – burknął, zakładając pelerynę. – Nie wiem, czy wiesz, ale powołano mnie do drużyny narodowej.

– Tak, wiem – przyznała, podchodząc do niego i dotykając jego ramienia. – Harry mi mówił.

Draco głośniej przełknął ślinę, gdy kobieta sunęła powoli palcami wzdłuż jego lewego obojczyka. Wmawiał sobie, że wykonuje po prostu swoją robotę. Jednak musiał przyznać, że ten dotyk był przyjemny. Wyjątkowo przyjemny. Owionął go jej świeży zapach. Miał ochotę pochylić głowę, by jeszcze raz ją powąchać, lecz w ostatniej chwilę powstrzymał się przed tak szalonym głupstwem. Spaliłby się ze wstydu, gdyby się zorientowała, co on wyprawia. Przecież obiecał sobie, że nigdy więcej jej nie tknie, a na pewno nie zrobi tego bez pomocy kociołka wypełnionego po brzegi Ognistą.

– Niedługo zaczynają się treningi, a ja muszę być w formie. To jest moja jedyna szansa, która nigdy może się już nie powtórzyć.

– Chyba zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie jest koniec świata. Zdrowie jest ważniejsze od sportu.

– To nie jest tylko sport, Granger – warknął nieprzyjemnie, mierząc ją ostrym spojrzeniem. – Nigdy tego nie zrozumiesz – dodał z wyrzutem. – To jest dla mnie...

Oboje podnieśli głowy, gdy usłyszeli, że ktoś wchodzi do pokoju. Hermiona uśmiechnęła się do szefa, ciesząc się w duchu, że pojawił się w idealnym momencie. Nie miała pojęcia, co dolega Malfoyowi i chciała zapytać o wcześniejsze spostrzeżenia uzdrowiciela, który badał zawodnika przed jej przyjściem.

Connor Snow wrócił do gabinetu, gdy uznał, że dał uzdrowicielce odpowiedni czas, by mogła samodzielnie zbadać pacjenta.

– I jak tam, panno Granger?

– Potrzebujemy więcej badań, a pacjent jest wyjątkowo oporny – odpowiedziała z przekąsem, unikając rozzłoszczonego spojrzenia Malfoya. – Zwykłe zaklęcia nie dały żadnych odpowiedzi. Myślę, że powinien zostać na dobę w szpitalu.

– Mowy nie ma – mruknął Draco.

– Krnąbrny, jak za dzieciaka – skwitował Snow, lekko się śmiejąc. – Pamiętasz, Draco, jak jakieś biegałem za tobą z twoją matką po Malfoy Manor...

Draco od razu spojrzał na Granger. Nie wiedzieć, czemu, pierwsze, co mu przyszło do głowy, było to, jak kobieta zareaguje na wspomnienie o miejscu, gdzie cierpiała najgorsze katusze przez jego ciotkę. Zdziwił się, bo minę miała niewzruszoną, nie dając nic po sobie poznać. Pomyślał, że to, co złe, zatarło się już w jej pamięci, nie powodując fali bólu.

– ... I ja dopiero go złapałem w ogrodzie, na tyłach domu, gdzie jego matka miala piękny zakątek różany. Przekupiłem go całą paczką fasolek, by dał się zbadać, a potem pozwolił później rzucić na siebie zaklęcia lecznicze – wspominał dalej Snow z rozrzewnieniem.

– Nie wiedziałam, że tak łatwo da się ciebie przekupić – skomentowała opowieść Hermiona, patrząc na dawnego szkolnego kolegę.

– Wyrosłem z fasolek. Teraz potrzebuję znacznie więcej, by dać się do czegoś przekonać.

– To tak, jak sugerowała panna Granger. Zostaniesz na noc. Ona się tobą dobrze zajmie – zdecydował uzdrowiciel.

– Jeśli nie mam innego wyjścia, to wyrażam zgodę. – Draco sięgnął po swoje dresy i koszulkę.

Hermiona stała pomiędzy mężczyznami, zastanawiając się, czy powinna się sprzeciwić swojemu szefowi. Wiedziała, że Malfoyowi zależy na czasie, ale nie miała ochoty na niańczenie go przez całą noc. Miała lepsze rzeczy do roboty i tęskniła za swoimi chłopakami, którzy będą musieli zostać nakarmieni przez Harry'ego, a na nią się obrażą. Musiała się na to przygotować.

Czuła niezdrową fascynację tym, że nie ma pojęcia, co dolega Malfoyowi. Lubiła zagadki, a on był jedną z nich.

– Gorąco ci? Dobrze się czujesz? – zapytał Snow z troską. – Masz na buzi jakieś niezdrowe rumieńce, Hermiono.

– Oczywiście, że dobrze się czuję – odpowiedziała wyrwana z zamyślenia.

Malfoy w tym czasie parsknął śmiechem.

– O, jak świetnie się dogadujecie, Tacy jesteście oboje rozbawieni – ucieszył się szczerze uzdrowiciel. – Hermiono, pokaż mu salę i zajmij się nim, żebyśmy jutro mogli porozmawiać o konkretach.

– Oczywiście, profesorze – odpowiedziała, odruchowo sprawdzając dłonią, lecz tak, by Malfoy nie zauważył, czy jej policzki rzeczywiście są niezdrowo rozgrzane.

– Masz się mną zająć – stwierdził Malfoy, uśmiechając się sztucznie.

– Nawet tego nie komentuj – powiedziała, podnosząc ostrzegawczo dłoń. – Bo wsadzę cię do sali z tuzinem czarodziejów i zadbam o to, żeby wszystkie badania przeprowadził Norman.

– Kim jest Norman?

– Nieważne – odpowiedziała rozdrażniona. – Idziemy, nie mam całego dnia dla ciebie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro