Rozdział XIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— Peter!!! — rozległ się krzyk Jurija, który wyrwał mnie z zamyślenia.

— Czego?! — warknąłem.

— Polacy organizują grilla...

Polacy...  Kamil...

— I co w związku z tym — przerwałem jego wywód.

— Zmieniłeś się Peter — w jego oczach pojawiły się łzy — na gorsze.

Wyszedł, trzaskając drzwiami. Zostałem sam. Dobrze. Rzuciłem szklaną butelką o ścianę. Patrzyłem jak roztrzaskuje się. Było mi jakoś źle na duszy. To wszystko jego wina. Cholerny Stoch i te burzowe oczy!

Pozbierałem szkło, raniąc się jednocześnie w rękę. Nie bolało. Tylko ta czerwona ciecz dosyć szybko wypływała z rany. Za szybko. Zaczęło mi się kręcić w głowie i upadłem bezwładnie na podłogę.

***

— Peter!!! — usłyszałem jakby z oddali spanikowany głos należący do Polaka. Potrząsał mną.

— Kamil — szepnąłem.

— Tak?

— Odwal się!  — warknąłem.

Puścił mnie. Otworzyłem oczy. Leżałem w kałuży krwi, a obok klęczał Kamil.

— Kocham Cię.

Pocałował mnie. Odepchnąłem go. Nie będzie mi tu mieszał w głowie.

— Wyjdź — powiedziałem, siląc się na spokój.

— Nie. Kocham Cię. Ewa to tylko...

— Wyjdź!!!

— Bo co?! Zawołasz Richarda? A może masz kogoś innego na oku!!! — krzyczał.

Bolała mnie głowa. Miałem go dosyć. Chociaż moje serce biło radośnie na jego widok. Kochałem go.

— Czy ty jesteś zazdrosny? — uniosłem brwi, jednocześnie siadając.  Spojrzałem na dłoń. Została opatrzona.

Nie odpowiedział mi. Zarumienił się. Zacząłem się śmiać.

— Jesteś jak pies ogrodnika. Sam nie zjesz, a drugiemu nie dasz — powiedziałem.

Wyszedł. 

***
Poszedłem coś zjeść. Nie chciało mi się iść na grilla do Polaków, więc udałem się do sklepu. Po drodze wpadłem do apteki po jakiś opatrunek.

Wracając z zakupami, wpadłem na pijanego Richarda. Pomógł mi pozbierać porozrzucane rzeczy i zanieść je do pokoju.

Zamknął drzwi na klucz i zaczął zbliżać się do mnie coraz bliżej. Upadłem razem z zakupami na łóżko.

— Nic Ci nie jest?

Skinąłem głową.

— Przestraszyłeś mnie tylko.

— Przepraszam. Może ja już pójdę spać — powiedział, patrząc na łóżko.

— Jest jeszcze młoda godzina... Może napijesz się ze mną. Kupiłem piwo i...

— Jasne — powiedział, otwierając butelkę.

Piliśmy i rozmawialiśmy. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.

***
Obudziłem się. Byłem w szoku. Półnagi Richard mnie przygniatał. A w progu stał rozwścieczony Kamil. Rzucał w kierunku Niemca spojrzenia, których nie powstydziłby się bazyliszek.

"Cholera" — pomyślałem, budząc Niemca.

Stoch zepchnął Richarda ze mnie i wziął mnie na ręce niczym pannę młodą.

— Jesteś mój — wysyczał i zabrał mnie do swojego pokoju.

Zostałem skazany na jego łaskę. Moje ciało mnie zdradziło. Byłem podekscytowany.

Cdn.

Mam nadzieję, że ten rozdział Wam się podoba. Komentarze jak zawsze są wskazane. I jak zwykle dziękuję za gwiazdki i komentarze pod poprzednimi rozdziałami.

PS. Mam kontynuować czy już kończyć tę historię?

PS2. Zmieniłam tytuł. Chyba jest odpowiedni. Chociaż pewnie zmienię po zakończeniu historii. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro